CIEMNOŚĆ ZAKRADŁA SIĘ DO PORTU NIEPOSTRZEŻENIE. Była miękka i kojąca, nierozświetlona blaskiem księżyca. Sądził, że w niej też jest bezpieczny i zupełnie niewidoczny – ale wtedy morze po raz ostatni wywróciło mu żołądek na lewą stronę i role się odwróciły. Teraz to o n i byli Hansem, a on – księżniczką Anną. Ciemne sylwetki na tle ciemnych fal.
Czubki kamiit* wgryzały mu się w żebra tak mocno, że mógłby przysiąc, że nie są zrobione wyłącznie z futra. Szok był o wiele większy niż ból; w pewnym momencie przestał w ogóle cokolwiek czuć. Słyszał tylko odgłosy kopniaków. Wyryły mu w piersi tatuaż w kształcie pliku banknotów, które trzymał w kieszeni na sercu, i których miał o wiele więcej niż im powiedział.
Nie dał im nawet jednej trzeciej tego, co mógł, i te skurwysyny musiały o tym wiedzieć.
Czego on się spodziewał? Jego plan był po prostu zbyt łatwy, zbyt wygodny.
Wydostać się z Nasturii. Ominąć Arendelle możliwie jak największym łukiem. Przejechać przez Weselton – albo może od razu skierować się na Coronę, w zależności od tego, gdzie i na ile się zatrzymają – a później do Paryża, żeby tam planować dalej.
Pierwszy raz od bardzo dawna Hans miał poczucie, że wszystko znów zaczyna się układać.
A potem wylądował twarzą w błocie na Półwyspie Rybackim, który tkwił na każdej z jego map jak wrzód.
Tikaańczycy wcale nie byli rybakami, a przynajmniej nie bardziej niż wszyscy inni na Wyspach, którzy zajmowali się połowem ryb. Hans wiedział o tym już od chwili, w której wszedł na pokład „Sassumy Arny”. Ignorował spojrzenia spode łba, które posyłał mu Paaluk, dawał się częstować Malikowi przemycanym alkoholem (tylko on pomagał przełknąć mattak**) i zastanawiał się, czy oni też mają już dość tego, że ojcu powoli zaczyna brakować palców, żeby maczać je we wszystkich dziedzinach życia swoich poddanych.
Podobno nie można było dopuścić do zbicia króla, ale jednocześnie w ludzi nie dało się grać jak w szachy, nawet jeśli było się Westergårdem (przynajmniej kiedyś). Hans odrobił lekcje.
I najwyraźniej nie on jeden. Chociaż nie podał im swojego nazwiska – ani starego, ani nowego – mieli o wiele więcej informacji niż mógłby sobie tego życzyć. Prawdopodobnie mieli też już dość Hansa i konia, którego nie zamierzał składać w ofierze Pani Morza; wystarczy, że na jej cześć nazwali swoją łajbę.
Wiatr uderzał go w twarz, huczał w uszach, mieszając się z szumem krwi, i rozwiewał włosy, na tle których była niewidoczna.
Nie miał pojęcia, gdzie biegnie różnica pomiędzy dbaniem o siebie wystarczająco, żeby pozbyć się podskórnego mrowienia dyskomfortu, a dbaniem o siebie za bardzo, które wzbudzałoby podejrzenia. W końcu tylko bardzo starannie niestarannie się ogolił, a włosy zostawił w spokoju. Nie wiedział już, czy to dobrze, czy źle.
Czerwień wpijała czerwień i nie pozostawiała po sobie śladu.
Skóra, siniaki i krew.
Malik tylko stał, patrzył i wyglądał, jakby chciał mu przypomnieć: „Mówiłem, że on ci nie ufa”. To było coś, czego Hans nigdy, przenigdy nie powinien był zapomnieć, tak samo jak faktu, że ma braci. Nieważne, ile mil ich dzieliło – wciąż istnieli. Wciąż byli jego braćmi. Wciąż nie powinien był tego robić.
Oczy Malika migotały jak rtęć. Nóż w dłoni Paaluka miał dokładnie ten sam kolor. Hans zobaczył w nim swoje odbicie. Jego własne oczy były ogromne i tak zielone, jakby zaraz miały zakwitnąć.
Ale bał się tylko trochę. Tylko wystarczająco.
Absolutnie żałosne.
Na ostrzu lśniły łuski ryb. Musiało być równie ostre, co brudne. Przypomniał sobie planszę szachową, którą wyrył dla Malika na stole. Drewno było stare, mokre i zbutwiałe, i nóż zagłębiał się w nie jak masło – od „A” po lewej aż do „H” po prawej. Jak uczył go nazw figur, i jak bawił go fakt, że stary drewniany król, którego zgubił któryś z poprzednich pasażerów, nie ma korony.
Później zaczął się zastanawiać, jak poradziłby sobie nóż Paaluka w starciu z jego ciałem. Cały drżał w napięciu, ciekawości i oczekiwaniu.
Trzeba było słuchać Madame. „Myśl”, syczała zawsze, kiedy po raz kolejny zbijała en passant*** któryś z jego pionków. Kiedy znów tracił królową, obruszał się, że przecież m y ś l i , a wtedy jej uśmiech się wyostrzał, robił się stalowy jak oczy i chociaż nigdy nie była najpiękniejszą kobietą, jaką w życiu widział, było w niej coś, czego Hans pragnął. „Więc myśl szybciej” – szach-mat.
Czuł, jak śmierć powoli oplata jego nadgarstki, ciągnąc dłoń w stronę ciężkiej kieszeni płaszcza.
Wyswobodził spod kotłowaniny ciał lewą rękę, złapał Paaluka za włosy i przyciągnął do siebie. Musiał wstrzymać powietrze, kiedy owiał go oddech Tikaańczyka: słone morze i słodka pleśń.
Serce, jak mawiał Felix, trzeba celować w serce. Wtedy krwi jest najmniej. Hans, który nigdy nie był nawet sekundantem, słuchał. (I jeśli istniał brat, którego nienawidził bardziej niż pozostałych, w tej chwili był nim z pewnością Felix.)
Z trudem zanurzył dłoń w kieszeni. Zimne palce ślizgały mu się na spoconym metalu. Nie był w stanie przytrzymać Tikaańczyka na tych kilka cennych sekund więcej, których potrzebował. Nie miał czasu m y ś l e ć . Nie miał czasu na wyrachowanie i kalkulację, jak w przypadku egzekucji królowej Elsy, kiedy w głowie rozpisał sobie cały scenariusz i rozstawił aktorów tak, jak mu się podobało, kiedy miał pewność, że pistolet nie wypali, i kiedy po prostu wiedział, że przegrał.
Hans był strategiem, nie mordercą.
Ale teraz nie miał luksusu dopieszczania detali. Nie było już odwrotu, zostało mu tylko działanie. Sam przecież zabrał broń. Tę opcję również w jakimś stopniu brał pod uwagę.
Wycelował z rozpaczliwą siłą.
Wstrząs wystrzału wykręcił mu dłoń i niemal wytrącił z niej rewolwer.
Na jedno uderzenie serca noc stała się jasna jak szkło. Paaluk otworzył usta i zatańczyły w nich krwistoczerwone ognie. Proch poparzył Hansowi palce, na które posypał się grad odłamków pękniętego uśmiechu Tikaańczyka – kości, zębów, fragmentów czaszki. Jego mózg spadł jak śnieg, ciężki jak żwir i lepki jak owsianka.
Czy jesteś jeszcze człowiekiem? — prawie zapytał Hans, bo miał wrażenie, że krwawa miazga twarzy nad nim rozpływa się w powietrzu. Potem mężczyzna zwalił się na niego całym ciężarem.
Hans czuł pod palcami poszarpane bicie jego serca i chciał krzyczeć, ale usta miał pełne strzępków i wymiocin.
Odniósł specyficzne wrażenie, że to wszystko tylko sen – koszmar wąskiej uliczki odbiegającej od portu przesiąkniętego jękiem, groźbą i metalicznym zapachem krwi. I że jeszcze się nie obudził.
W jakimś oknie zapaliło się światło, a on się przed nim skulił. Dopiero teraz poczuł ciężar swojego ciała i ból zdartego gardła.
Zostały już tylko drzewa i cienie, wzgórza skąpane w księżycowym blasku i ośnieżone turnie za nimi. W oddali wznosił się górski masyw, przesłaniając gwiazdy i kładąc się na las długim cieniem. Zbutwiały drogowskaz na zakręcie wskazywał północ. Helvegen. Wszystko to widział przez grubą, mokrą zasłonę łez.
Broń brzęknęła po raz ostatni, jakby się z niego śmiała.
Instynkt zawył dokładnie w tej samej chwili, w której zaczął krzyczeć Malik – dźwięki, które wydobywały się z jego gardła były przerażająco nieludzkie – a zapomniany na chwilę strach wcisnął Hansowi serce do gardła.
Zepchnął z siebie starego Tikaańczyka, przetoczył się na bok, żeby ponownie zwymiotować w kępkę trawy rozdzierającej kostkę brukową, o którą rozbił sobie łokcie i kolana – i pobiegł.
* Kamiit – inuickie miękkie buty, tradycyjnie wykonane z reniferowej albo foczej skóry.
** Mattak – surowa skóra wieloryba, krojona w kostkę albo odkrawana bezpośrednio z zabitego zwierzęcia.
*** En passant (fr.) – „mimochodem”; bicie piona w przelocie.
Rozdziały Hansa są chyba najbardziej roztrzaskane (hehe), ale ponieważ jego wątek jest na razie tak bardzo oderwany od wątków pozostałej trójki, tak jest mi najłatwiej pchać go do przodu.
I w ogóle to bezczelnie przekłamałam kanon, bo nikt nie przekona mnie, że ktoś w XIX wieku mógł próbować kogoś zabić mieczem :| Do tego średnio umiem w sceny akcji (gdyby to nie było oczywiste), ale czas się chyba poduczyć, bo w drugiej części zanosi się na więcej D: Proszę obchodzić się ze mną łagodniej niż pewni dżentelmeni ze sobą nawzajem!
Cześć!
OdpowiedzUsuńBardzo się ucieszyłam jak zobaczyłam, że dodałaś nowy rozdział! Nie za bardzo lubię Hansa (nadal pamiętam o jego "dziełach" z pierwszej części Krainy Lodu) ale twoja kreacja tej postaci bardzo mi się podoba.
Jestem ciekawa jak się potoczą jego losy w dalszych rozdziałach, ponieważ pokazujssz go z innej strony. Wydaje się taki zmieniony? Jakby wygnanie na niego mocno podziałało! Ale nadal jest sobą, może trochę chce zemsty? Albo wrócić na sswoją pozycję?
I tak czułam, że coś nie tak będzie z tymi tikanczykami (słownik mi wybierał "tuńczyki" hah). Super zwrot akcji!
Pozdrawiam i 3maj sie ciepło!
Ja nie mogę powiedzieć, że nie lubię Hansa, bo jest bardzo ciekawą (i bardzo skomplikowaną) postacią, ale nie za bardzo widzę go w związku z którąkolwiek z sióstr (może z Anną, ale tylko jeśli chodzi o Hansa SPRZED, jak mówisz, jego dzieł, później przestało mi to grać :D).
UsuńI bardzo się cieszę, że podoba ci się to, jak ja go prowadzę! ♥ Chyba będzie go najmniej ze wszystkich głównych bohaterów, przynajmniej jeszcze przez chwilę, ale staram się poświęcać możliwie dużo uwagi.
Zesłanie na wyspę na pewno dało mu dużo do myślenia, w końcu stracił jedną z rzeczy, na których najbardziej mu zależało - swoją pozycję :D
I podoba mi się tok rozumowania twojego słownika, ja też nie przepadam za Tikaańczykami, ale póki co chyba znikają z akcji XD
Bardzo dziękuję za komentarz i również pozdrawiam! ♥
I zasada przetrwania w dżungli: nigdy nie ufaj Grenlandczykom. Hans, plz, niczego cię w Nasturii nie nauczyli?
OdpowiedzUsuń(w ogóle aaaa, Hans z rewolwerem, mogę umierać)
Nie powiem, że się nie spodziewałam, ale uwielbiam to jak szybko rozsypał się plan ucieczki. Hans zmuszony do kombinowania, bo wszystko poszło nie tak to mój ulubiony Hans :D
Zresztą muszę powiedzieć, że „poszło nie tak” bardzo widowiskowo. I jeszcze to, że u Hansa nie objawiła się nagle jaźń hitmana, że to było rozpaczliwe i właściwie niezdarne zabójstwo – lov mocno ♥ Moment w bajce, gdy Hans postanowił robić za kata tak zupełnie mi nie pasuje do jego kreacji. Nie wiem, był na to zbyt subtelny albo zbyt tchórzliwy, ale po prostu nie.
(wię-ęc Hansa chyba można już odhaczyć z listy do-podsumowania-jednym-zdaniem :D
Hans był strategiem, nie mordercą. → dyz)
Jak zwykle propsy za wplatanie broni palnej ♥ Ten miecz zesłany z niebios mnie irytuje niesamowicie. I hejhejhej, jakbyś miała zamiar rzucić jakąś taktyczną retrospekcję, co się wydarzyło na fiordzie z Elsami, zamarzającymi Annami i innymi Hansami, to tu są chętni do czytania!
Jego mózg spadł jak śnieg, ciężki jak żwir i lepki jak owsianka. – obosz, zobaczyłam to DDDD:
(w ogóle opisy w tym rozdziale są świetne)
Czekam bardzo, co dalej, co Hans zrobi, biorąc pod uwagę, w jakie niecywilizowane krzaki go teraz wyrzuciło :D Odda się pracy społecznej i będzie sadzić marchew?
I, proszę państwa, co się stało z Sitronem?
Pozdrawiam!
A wystarczyło nie kolonizować Grenlandii D: (Albo zostawić produkcję bimbru w spokoju)
UsuńMam nadzieję, że Hans nie wpadł w tarapaty za szybko, ale chyba wszystko dążyło do tej chwili odkąd wpadłam na to, jak go wprowadzić, Nasturia i otwarte morze były przejściowe :D
Bardzo się cieszę, że zgadzamy się w sprawie delikatności/tchórzostwa Hansa (pewnie przy okazji w jakiś sposób jeszcze wrócę do jego stosunku do Elsy i próby zamachu, więc spokojnie :D) – co innego planować, a co innego działać. I w ogóle wydaje mi się, że sytuacja w Arendelle była zupełnie inna od tej, bo tam to Hans od początku był na wygranej pozycji i łatwiej było mu zachować maskę opanowania.
A broń palna to totalny must have chyba już zbyt wielu postaci w tym opowiadaniu XD Ale nie potrafię zrezygnować ze wspominania o niej tam, gdzie tylko to możliwe, tak, żeby brzmiało to w miarę naturalnie.
I możliwe, że nie wiem jeszcze ze stuprocentową pewnością, co konkretnie zrobi teraz Hans, ale za to wiem, co się z Hansem stanie :D A ponieważ zbliżamy się do końca części pierwszej tego opka, to mogę chyba powiedzieć, że zobaczymy się z nim już w drugiej, i tam powinno być go więcej niż teraz C:
I bardzo się cieszę, że opisy ci się podobały! ♥ I bardzo dziękuję za komentarz! ♥
(I Sitron, mówisz? Jaki Sitron?)
Hans, Hans, Hans! I w sumie chciałabym napisać jakiś dłuższy komentarz, ale w zasadzie nie mam pojęcia, co bym mogła napisać. Po prostu okropnie szkoda mi Hansa. Zabił człowieka i na pewno będzie mu z tym okropnie. I zdecydowanie będzie się tą za nim ciągnęło. I pewnie ktoś się o tym dowie w końcu.
OdpowiedzUsuń„Prawdopodobnie mieli też już dość Hansa i konia, którego nie zamierzał składać w ofierze Pani Morza; wystarczy, że na jej cześć nazwali swoją łajbę.” — Czyli on ma Stron ze sobą? Gdzieś mi musiał(a) on (ona, jak pamiętam, bo przecież zrobiłaś z niego ją) zapodziać. I kim jest ta Pani Morza?
I jeju, jak mi się podoba to przedawnienie zabójstwa, jako takie niezdarne, kompletnie nieplanowane. Hans to raczej taki typ tchórza i aj nie mogę, nie przekonuje mnie ten zamach na Elsę (i ten miecz!). W sensie, snuć plany może wielkie, ale z ich wykonaniem na pewno jest gorzej.
Może nie napisałam :0 Albo napisałam, a sama nie pamiętam :00 Ale tak, ostatecznie zmienił(a) płeć i teraz jest klaczą :D W każdym razie Hans miał ją ze sobą na Nasturii i koniecznie chciał zabrać ze sobą dalej
Usuń(ogólnie to brawo, Hans)
W tej całej scenie na fiordzie miecz jest naprawdę najgorszym, co się mogło zdarzyć, gdyby to była chociaż jakaś, nie wiem, szabla, byłoby mi łatwiej D:
Więc bum, odstępstwo od kanonu - zmieniłam miecz na pistolet, a co do motywacji Hansa to nadal... moją jedyną teorią jako-tako przemawiającą na jego korzyść jest to, że wiedział, że nie wypali i tak naprawdę wiedział, że przegrał (ale w jakim stylu!)
Zgadzam się, że jest raczej tchórzem, a w każdym razie zbyt delikatny na zabójstwo; wątpię też, że chciałby Osobiście brudzić sobie ręce
W sumie to on ogólnie ma jakoś smutno :C
A Pani Morza (Sassuma Arnaa) to postać bogini morza z grenlandzkiej mitologii, z pamięci umiem powiedzieć tylko tyle, że myśliwi muszą się do niej modlić/złożyć ofiarę, jeśli chcą upolować jakieś morskie zwierzęta, a jeśli rybacy ją rozgniewają, zsyła sztorm