W GRANLY JUŻ OD PROGU UNOSIŁ SIĘ ZAPACH ŚWINIOBICIA, już ten przyjemny: przetapianego smalcu i smażonego boczku. Ten drugi – krwi, mięsa i miedzi – tym razem go ominął.
O dwa miesiące za wcześnie, ale w tym roku wszystko było na opak: zapasów, które powinny wystarczyć do Bożego Narodzenia, brakowało już w październiku, sezon na lodowych polach rozpoczął się we wrześniu, a w lipcu przyszła zima, która zupełnie ogołociła ich z nędzy, zostawiając z chudymi szkapami i wyskubanymi kurami.
Mankiet koszuli Gauriego, który wpuścił go do środka, wciąż znaczyło kilka zaschniętych czerwonych kropel.
— Nic nie mów — zastrzegł, kiedy dłoń zadrżała mu na zasuwce.
Zwykle to Juhani strzelał, w gospodarstwie równie spokojny i ostrożny, co na lodzie. Gauri nie nadawał się nawet do łowienia ryb. Co roku prosił, żeby przynajmniej dać się zwierzętom po raz ostatni wybiegać – przez co sami biegali później po podwórzu, próbując zagonić cały żywiec z powrotem do stodoły – znikał na czas uboju i wracał dopiero, kiedy krew zmieniła się już w kaszankę.
— Aż tak miękki nie jestem, żeby nawet brata nie odciążyć. — Uśmiech kuzyna był równie szeroki, co zwykle – tylko tym razem wygięty w drugą stronę.
— I nie aż tak twardy, żeby postawić się mummi*?
— Wiesz, jaka ona jest, teraz muszę Juhaniemu każdy pyłek spod nóg usuwać, bo przecież biedaczek ma proces — zaśmiał się pod nosem, nieprzekonująco. — I jeszcze Lisa rzyga dalej niż widzi, a Kalle dzieci najwyraźniej woli robić niż się nimi zajmować, więc z nich też nie za wielki pożytek. — Właściwie dobrze, że to powiedział; nowych imion było ostatnio do zapamiętania tak dużo, że Kristoff mógłby przysiąc, że to Aino jest w ciąży. — Co za pierdolnik! Mam nadzieję, że przynajmniej ciebie nie trzeba traktować ulgowo?
Szturchnął go w ramię i przynajmniej w tym geście Kristoff wyczuł niewymuszoną swobodę. Drgnęły mu kąciki ust, ale się nie uniosły. Gauri odpowiedział tym samym – dwie wyciosane w drewnie, poprzecierane twarze.
Cofnął rękę, żeby go przepuścić i Kristoff dostrzegł w bladym poblasku lampy za plecami kuzyna twarze dzieciaków zebranych przy stole, rzucające na ściany zamaszyste cienie druty babci, zjeżoną sierść Pikku drzemiącego jej w nogach i wiązanie fartucha cioteczki krzątającej się przy kuchni.
Obaj zobaczyli też ślady prochu i krwi, kiedy Gauri odwrócił rękę dłonią do góry, ale żaden nie musiał nic mówić. Kristoff skinął mu tylko głową, bo powinien porządnie się umyć, jeśli nie chciał, żeby do tych plam dołączyły kolejne.
Minęli się – na zewnątrz, do środka, wszystko nie tak.
Kristoff musiał odchrząknąć, bo coś ścisnęło go w gardle.
— Dobry wieczór!
— Nie za dobry — odparł cicho Juhani tonem jak przestroga – wciąż nie wyrzut.
Kristoff przełknął ślinę i schylił się, przekraczając próg, a później jeszcze raz, żeby babcia mogła go pocałować, tak mocno, że aż zabolały go plecy.
— No, już, snuppen — mruknęła, odkładając robótkę. Ona mówiła to zupełnie inaczej niż cioteczka Astrid, podobnie jak zupełnie inaczej wymawiała jego pełne imię, skradzione imię, które brzmiało, jakby nigdy nie miało prawa należeć do niego. — Nie krzyw się tak, coś mi jesteś winien za to, że tak mnie unikasz.
— Wcale nie! — zaprotestował odruchowo Kristoff, jak dzieciak, bo w jej obecności zawsze czuł się na co najmniej połowę lat mniej niż rzeczywiście miał, bardziej jak dwunastoletni chłopiec niż dwudziestoletni mężczyzna. Nagle poczuł, jak bardzo puste ma ręce. Bukiet, który wręczył cioteczce, już więdnął, ale wciąż tkwił w wazonie. — Kiedy ostatnio tu byłem, już spałaś, mummi, więc…
Babcia uniosła brwi i z politowaniem pokręciła głową, ale nic na to nie powiedziała. Być może uznała, że cioteczka już zdążyła nagadać mu do słuchu.
Jej policzek musnął jego szczękę, on niezdarnie dotknął jej ramienia – uważając, żeby przypadkiem się na nim nie oprzeć, była zbyt krucha, jak wspomnienie; nie pozwalała już, żeby Grete siadała jej na kolanach, za bardzo bolały – i z ulgą przyjął fakt, że się odsunęła.
— Sweter masz suchy na plecach? — Zapewnił, że tak, ale babcia i tak jeszcze kilka razy sprawdziła. Wskazała na piec pociągnięty białym wapnem i suszącą się na kaflach beaskę Juhaniego. Kalle właśnie dokładał drew. Płomienie lizały kamień. — Może tam usiądź?
— Tak – dobrze, jak tylko…
— Jeszcze czego! Astrid ma tu trzech chłopów do pomocy… — Przerwało jej donośne chrząknięcie. Kristoff podążył za jej spojrzeniem i zobaczył Tobiasa, który najwyraźniej starał się wyglądać jak najokazalej, wbijając palce w blat stołu, z tyłkiem ledwo stykającym się z ławą i plecami tak wyprostowanymi, że barki aż drżały mu z napięcia. — Co ja mówię, już czterech! — poprawiła się babcia gładko.
Pikku poderwał się z miejsca, czujny, zaniepokojony drobną zmianą w tonie jej głosu.
— Hej. — Kristoff przykucnął i wyciągnął rękę, żeby szczeniak mógł go obwąchać. Kiedy ostatnio go widział, mieścił się w jednej dłoni, która teraz była mniejsza od jego głowy. Czas w Wiosce Wydobywców płynął, ale jakby poza jego świadomością. — Poznajesz mnie jeszcze?
— Lepiej uważaj, żeby cię nie ugryzł — ostrzegł Tobias głosem pozbawionym tchu. — Bo on się robi coraz bardziej groźny i w sumie nikogo poza mną nie słucha.
— I mną! — zaprotestowała Inger.
— No i Inger, ale tylko dlatego, że mu kazałem.
— Prawdziwy pies bojowy — stwierdził Kristoff, tarmosząc Pikku po nakrapianym brzuchu. — Aż dziwne, że nie zmieniliście imienia.
— Bo na Rekku** wcale nie reaguje — przyznała Inger. — Au! Przestań mnie szczypać!
— Ale ja cię wcale nie szczypię! To na pewno Juhani!
— Siedzę po drugiej stronie stołu!
Kristoff potrząsnął głową i powoli się podniósł, cofając palce z zasięgu psich zębów.
— To kogo brakuje? — zwrócił się do babci.
— A bo to mało mam wyrodnych wnuków. — Babcia wzruszyła ramionami, a jej ton natychmiast złagodniał, kiedy schyliła się, żeby pogłaskać Pikku, który wciąż domagał się pieszczot. — Ale nic nie szkodzi, została już tylko babska robota.
Kristoff podwinął rękawy, bo ręce zaczynały mrowić go z bezczynności, ale to nie pomogło. On nie pomagał.
Powinien zacząć.
— Lubię każdą robotę. — Uśmiechnął się słabo i odwrócił, żeby zapytać cioteczkę, co jeszcze zostało do zrobienia, ale wtedy babcia wykrzyknęła:
— Jezus Maria, czyś ty nożem ten sweter cerował?
— Ee, nie? — odparł i odruchowo przycisnął dłoń do łaty na łokciu, a łokieć do boku i nie puszczał, dopóki nie zniknął jej z oczu.
Czmychnął z powrotem do drzwi i chwycił rączki wiader, w których obijały się o siebie żółte i białe kulki tłuszczu, zanim Kalle zdążył się po nie schylić.
— Nie usiedzisz na dupie, co? — zaśmiał się.
— Nie umiem — przyznał Kristoff.
Stanęli przy wozie Juhaniego – prostym, drewnianym i bez żadnych malunków – odwróceni przodem do wsi, tyłem do mgły, ale ona i tak wkrótce zaczęła osadzać się na plecach i oddechach. Zapach tytoniowego dymu mieszał się z wonią świeżego mleka. Chlupotało w wiadrze przy biodrze Aino, kiedy jedną ręką próbowała włożyć Gauriemu w usta papierosa, a drugą przytrzymać dla Lisy drzwi wychodka, przy okazji nie wybijając Kristoffowi zębów.
Stał między nimi, przeglądając się w kałuży pod stopami, czekając, aż któreś z nich wreszcie poruszy temat procesu i odejmie chociaż odrobinę z ciężaru, który tylko czekał, żeby zwalić się na niego z całą siłą, ale oni nic nie mówili.
Kristoff wyczuł, że zaczyna dzielić ich przestrzeń przemilczeń i niedopowiedzeń długości Arenfjordu, więc zapytał:
— Co teraz?
Przez chwilę naprawdę wierzył, że się dowie.
— No a so ma byś? — wysyczał Gauri przez zęby. — Nis.
— Życie będzie toczyć się dalej — odparła Aino.
Oboje wzruszyli ramionami, Kristoff poczuł, jak ich barki przyciskają się do jego własnych, po obu bokach, jakby próbowali utworzyć wokół niego tarczę ochronną, żeby nic więcej nie mogło się stać.
Utknął między nimi w kolejnej ciszy, bez żadnych deklaracji, bez wielu słów.
Dym wznosił się do nieba, bór oddychał kojąco, a oni uprzejmie udawali, że nie słyszą, jak Lisa wymiotuje.
— Naprawdę mógłbyś już zostawić tę biedną dziewczynę w spokoju — zauważyła Aino, kiedy zza stodoły wyłonił się Kalle. Ostrze siekiery, którą trzymał, pochwyciło płomień lampy wiszącej nad wejściem i zapłonęło.
— Chyba się na mnie nie skarży?
— M y się skarżymy — zauważył Gauri, strząsając z czerwonych od zimna palców krople wody. — Zwłaszcza Aino ciężko się na was patrzy, bidulka taka jest bez Daga wyposzczona.
Mankiety koszuli przybrały wodnisty odcień różu, jak mięso łososia. Zerknął na nie z obrzydzeniem, które wcale nie zniknęło, kiedy przeniósł wzrok na brata.
— Co, skarżysz się, Lissu? — powtórzył Kalle, kiedy trzasnęły drzwi. Lisa przyłożyła do ust dłoń o spuchniętym nadgarstku i głośno przełknęła ślinę. Prosta obrączka z plecionego złota zniknęła w zaciśniętej pięści.
— Nie jest aż tak źle, jak było z Inger — bąknęła. Opinający się na jej brzuchu fartuch skrzył się bryłkami soli.
— Sam się zaraz porzygam — stwierdził Gauri, kiedy Kalle złapał Lisę w pasie i przyciągnął do siebie.
Kristoff i Aino wymienili zażenowane spojrzenia. Gauri pospiesznie wytarł ręce o nogawki spodni. Wyjął napoczętego papierosa z ust, podał Kristoffowi.
— Możesz sobie dopalić, snuppen — przyzwolił łaskawie. — Wracam do domu, a ty idziesz ze mną — szturchnął siostrę, a ona nie pozostała mu dłużna. Wiadra zagrzechotały; to trzymane przez Aino prawie podcięło go w kolanach — bo nie zamierzam zabawiać nieswoich dzieci.
— A na swoje w ogóle masz jakieś widoki?
— Och, spierdalaj.
— Uszanowanie, panie baronie! — Okrzyk wyrwał Kristoffa z zamyślenia. Znajomy głos zabrzmiał zbyt blisko. Gdy zmienił pozycję, zobaczył cień Jensa obok swojego. — Nie dogląda pan włości?
Kristoff rzucił przecinek papierosa na ziemię i czubkiem buta zgasił żar.
— To naprawdę nie jest dobra pora.
— Na zajmowanie się posiadłością czy żarty?
— A jest ci teraz do śmiechu?
Jens oparł się o bok wozu, poklepał się po kieszeniach i wyciągnął paczkę zapałek i kilka pomiętych papierosów.
— Kurwa, jeszcze jak. — Schował nadłamaną zapałkę w dłoniach, przeciągnął wzdłuż draski. Płomień wzbił się ku niebu, tańcząc jak złośliwe trolle. — Zgaduję, że Jesper już ci się wygadał?
Kristoff z ociąganiem sięgnął po kolejnego papierosa.
— Taa.
— Cóż. — Jens zamknął oczy i zaciągnął się dymem. Wypuścił go z ust długim wdechem, w rytm wzruszenia ramionami. — W takim razie mam nadzieję, że twoja wielkopańska duma zbytnio na tym nie ucierpiała, bo planuję ją jeszcze trochę nadwerężyć.
Pokłócił się praktycznie ze wszystkimi – z ojcem o to, który powinien wziąć na siebie całą odpowiedzialność za to, czego żaden nie zrobił; pokłócił się z matką, której troska o obu wyraziła się w wybuchu wściekłości; pokłócił się też z Tove, której najwyraźniej nie powiedział o niczym, zaczynając od procesu, na szlajaniu się chuj wie gdzie i chuj wie po co z Merete-Margit kończąc.
— Już pewnie słyszałeś, że Mari mnie ostatnio…
A teraz najwyraźniej chciał pokłócić się jeszcze z nim, oczekująco się w niego wpatrując, wyraźnie gotowy, żeby opowiedzieć mu wszystko o tym, o czym nic nie chciał wiedzieć.
— Gówno mnie to obchodzi! — warknął Kristoff, krusząc swojego papierosa w palcach. Chciałby, żeby mogli wrócić do czasów, kiedy wszystko było łatwiejsze, kiedy cisza między nimi nie ciążyła od niewypowiedzianych rzeczy, bo większość z nich robili we trójkę. Ale to było niemożliwe. Czas płynął, stały, niezmienny. — Jeśli miałeś mi coś do powiedzenia na jej temat, trzeba było mówić dwa lata temu.
Jens cofnął się zupełnie, jakby go uderzył – rondo czapki rzucało dziwne cienie na jego twarz – ale to on pierwszy podniósł rękę.
— Ty tępy dupku! — Popchnął go mocno i niespodziewanie; Kristoff się zachwiał i uderzył plecami w ścianę stodoły. — W ogóle nie o to chodzi! Próbuję tylko…
— To przestań wreszcie próbować – mógłbyś?
W ostatnim słowie Kristoff wyczuł krew. Jens zatrzymał się z jedną dłonią zaciśniętą wokół jego kołnierza, drugą zawieszoną nieruchomo w powietrzu; milczał i patrzył.
Niezdarny cios, który wyprowadził Kristoff, był tylko instynktowną odpowiedzią. Pod jego kłykciami pękła skóra łuku brwiowego, Jens zaklął i go puścił, a jego ogarnęło dziwne uczucie – jakby zdjął mu odrobinę ciężaru z barków.
— Czego ty byś, kurwa, chciał, co? — wydyszał w końcu Jens, ze zbolałą miną pocierając kłykcie. — Żeby – jeśli nas wsadzą – ciebie też wsadzili, nam do towarzystwa?
Kristoff przesunął językiem po zębach i splunął. Wargi miał rdzawoczerwone, podobnie jak Jens skroń. Jego usta układały się w zaciśniętą linię.
Przypomniał sobie, jak sypiali na dworze, rozmawiali o świetle, o odcieniach niebieskiego na lodzie, a jedyne towarzystwo stanowiły gwiazdy i ognisko palące się tuż obok.
— Nie wiem — odparł szczerze i coś w nim pękło.
Dotarło do niego, że wcale nie musi wylądować w więzieniu, żeby już nigdy nie być wolnym – zamek zawsze będzie trzymać go w kajdankach. Uważał, że wie o śmierci na tyle dużo, żeby stwierdzić, że bezradność jest od niej gorsza.
— Ja pierdolę. — Uderzył pięścią w ścianę za sobą, nastroszone drzazgi wbiły się w dłoń, a on zadrżał od fali uderzeniowej i bezradności, która gromadziła się w nim od miesięcy. — Pierdolę to wszystko!
Stodoła wciąż tkwiła za jego plecami, pachnąca drewnem, mlekiem i sianem, stała jak zawsze, ale on czuł, jak grunt osuwa mu się spod nóg. Przyłożył palce do skroni, za którymi zawirowało, z ust ciekła mu krew.
Jens wyciągnął rękę, koszulę miał brudną od błota i krwi, położył mu dłoń na ramieniu, jakby bez niej miał się przewrócić, i trwali tak, już bez słowa, dopóki ciało Kristoffa się nie wyciszyło.
— No proszę, jeszcze twój Havik przyszedł mnie obżerać — rzuciła cioteczka Astrid i z głośnym westchnieniem wpuściła ich do domu – później, dużo później, jakby niezliczone godziny. — Potrzebujecie lodu?
— Dziękuję, pani Astrid — odparł grzecznie Jens, równie grzecznie ściągnął czapkę, skinął jej głową i przemknął w kierunku kuchennej ławy, na skraju której zajął miejsce, po drodze witając się równie uprzejmie z babcią siedzącą u szczytu stołu.
— Ee, jak to się mówi, morda nie szklanka — zauważył filozoficznie Gauri.
Ich grymasy, żałosna imitacja uśmieszków, przyniosły tylko więcej krwi. Cioteczka zmarszczyła czoło.
— Mam nadzieję, że nie zamierzacie tak się pokazywać w stolicy.
— Zła jest o coś? — zapytał Jens szeptem.
— No nie wiem! Zgadnij — odburknął Juhani.
Cioteczka Astrid bez słowa wyjęła z szafki puszkę z kawą, nastawiła czajnik i ustawiła na blacie osiem kubków; o jeden za mało.
Jens uniósł dłoń, jakby miał zamiar się odezwać, ale szybko zrezygnował z tego pomysłu, bo z cioteczką Astrid nie było mądrze się kłócić, skrzyżował tylko ramiona na piersi i jeszcze bardziej wcisnął się w kąt.
Kristoff przycisnął dłoń z naciągniętym po palce mankietem do ust. Najpierw obserwował, jak cioteczka nabiera kilka kopiastych łyżeczek kawy; w jej powolnych ruchach wyczuwał spokój, którego jej zazdrościł – ale w końcu był zmuszony odwrócić się plecami do Jensa, co postawiło go twarzą w twarz z Tobiasem, który usiłował zwrócić na siebie uwagę właściwie, odkąd Kristoff się zjawił.
— No dobra, pokaż — westchnął.
Tobias pospiesznie palcem odciągnął górną wargę; rozciętą, krwawiącą tuż pod siną plamą rozlewającą się od kącika oka do kącika ust.
Brakowało mu trzonowca po prawej stronie.
— Normalnie pappa musiał mi go wyrwać. O b c ę g a m i !
— Wyjąć — poprawił cierpliwie Kalle z drugiej strony stołu. — Chłopie, on się ledwo na jednej niteczce trzymał.
— Wcale, że nie — obruszył się Tobias, gromiąc go wzrokiem — bo jak diabli mocno się trzymał, przecież mamma się wcześniej zgodziła, żebyś dał mi się trochę napić wódki!
— S ł u c h a m ? — oburzyła się Lisa. Juhani i Gauri zarechotali; niezręczne poruszenie od strony Jensa sugerowało, że on też miałby na to ochotę, ale za bardzo się boi.
— No, ale nawet nie bolało. — Tobias wziął głęboki oddech i skończył wypowiedź już na nim, pospiesznie, zanim ktoś znów się wtrąci. — To znaczy bolało, ale ja nie płakałem. No i teraz to mamma mówi, żebym na razie nie jadł, ale mogę pić – i patrz, jak piję przez słomkę to nie muszę otwierać buzi! Inger mi pokazała.
Inger, której brakowało przynajmniej ze trzech mleczaków, z nieskrywaną dumą przyglądała się, jak starszy brat pakuje sobie w szczerbę źdźbło pszenicy.
— Ale nie powiedziałeś nam najlepszego — zauważył Gauri ze swojego miejsca naprzeciwko. Mimo obecności Aino Grete wdrapała mu się na kolana i jak zaczarowana obserwowała, jak zanurza miodulę w słoiku. — Jak to się właściwie stało, że ząb ci się obluzował? Nawet mummi jeszcze nie zaczęła ich gubić.
Miód powoli sunął w dół trzonka, jak płynne złoto. Uśmiech babci był równie słodki.
— Żebyś zaraz nie dostał w swoje, Gabrielu.
— No ale właśnie! — podjął zachęcony Tobias. — To wszystko wina tej durnej ściery…
— Tobi! — oburzyła się znów Lisa.
— Ale ja przecież mówię o Linie Småge!
— O Linie Småge mu wolno — ucięła kategorycznie babcia. — Czy to nie jej siostra u ciebie… — zaczęła, przenosząc wzrok na Kristoffa – musiał się skrzywić, a ona musiała to zauważyć – i umilkła, szybko spuszczając go na swój kubek.
— Grete, bądź tak dobra i przynieś dwie szmatki — poleciła cioteczka Astrid, zanim ktokolwiek zdążył podjąć rozmowę.
Grete wodziła spojrzeniem między nią a Gaurim i Aino, jakby nie była pewna, czy musi wstawać, ale z cioteczką nie dało się wygrać. Wreszcie westchnęła rozdzierająco.
— Boże! — jęknęła na wszelki wypadek, jeszcze trochę się ociągając.
— Bóg tego za ciebie nie zrobi — zauważył bezlitośnie Gauri, co sprowokowało całą dyskusję („Jesteś najgorszym wujkiem!”, „Jesteś najgorszą siostrzenicą!”), która zakończyła się kopnięciem w nogę od stołu.
Kristoff odruchowo wyciągnął rękę po słoik, który zsunął się z blatu. Zdążył złapać go, zanim roztrzaskał się o podłogę, ale nie zdążył powstrzymać zawartości przed wylaniem się na koszulę. Miód spłynął po mankiecie i mienił się szkarłatem i zielenią w zagłębieniu łokcia.
— À propos — podjął Gauri. — To co ze ścierą?
Tobias, który znów znalazł się w centrum zainteresowania, nadął się tak, że przybyło mu kilka tommer w klatce piersiowej.
— No więc wrzuciła tę jej Andrine – znaczy się lalkę, ja nie wiem, jak ona je tam nazywa – prosto w koryto dla świń, i nie zdążyłem jej wyciągnąć, zanim ją zeżarły – znaczy, no nie całą, trochę zostało, ale dumskalle już się poryczała i zwiała. No to powiedziałem Linie, że jakby była chłopakiem, to najchętniej bym jej za to wtłukł, a ona na to, że jak chcę chłopaka to proszę bardzo, może zawołać brata. — Nagle uszło z niego całe powietrze. Urwał niezręcznie, grzbietem dłoni drapiąc się po posiniaczonej kości policzkowej. Ostatnie zdanie wymamrotał przez palce: — No i zawołała.
— Jej brat właśnie idzie do konfirmacji — podsumował Kalle, mierzwiąc mu włosy.
— Dobrze się w ogóle czujesz? — zapytała cioteczka Astrid. Podeszła do stołu, lewą rękę położyła mu na głowie, a drugą rozlała kawę. Później rzuciła Kristoffowi na kolana dwie kuchenne ścierki z lodem grzechoczącym w środku.
— A dobrze — pokiwał głową Tobias — tylko trochę źle się czuję.
Kristoff odrzucił jedną ze ścierek Jensowi i starym zwyczajem popchnął swój kubek – delikatnie spękany, gliniany, ten sam, z którego pił, odkąd tylko mógł sobie przypomnieć – w jego stronę. Jens ani przez chwilę się nie zawahał, zanim go przyjął.
* Mummi (fiń.) – babunia.
** Pikku (fiń.) – mały; rekku (fiń.) – „szczekuś”.
Nie mam pojęcia, czy wszystko jest opisane czytelnie, więc załączam małą wizualizację przestrzeni w Granly. (12 osób przy jednym stole! I jeszcze piesek :000)
Swoją drogą, Kalle jest kowalem.
Cześć!
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że tyle mnie nie było. Potem obiecuję wytłumaczyć :) A w tym tygodniu postaram się nadrobić moje ogromne zaległości.
Pozdrawiam,
Anonimek
Jasne, rozumiem, sama od majówki nie miałam czasu przysiąść nad opowiadaniem - swoją drogą, masz chyba jakiś radar, bo dosłownie wczoraj na chwilę przed twoim komentarzem zaczęłam pisać rozdział z Anną! :D
UsuńCieszę się z tego rozdziału z Anną! Mam nadzieję, że udało się z nim bez większych trudności :)
UsuńCześć!
UsuńSceny zbiorowe muszą być bardzo trudne do napisania - zawsze zastanawia mnie jak pisarze to robią. Ale wierzę w Ciebie, Autorko - na pewno wszystko poszło dobrze!
Świniobicie musi być straszne! Prawdę mówiąc to bardzo się cieszę, że Kristoffa ominął etap pełen krwi i zabijania - dzięki temu, nie ma tego w tym rozdziale! Ufff!
Jeśli miałabym powiedzieć jakim jestem bohaterem w trakcie świniobicia, to byłabym Gaurim. Jestem tego pewna jak tego, że mam dosyć już upałów 30 stopni. I podoba mi się jego bezpośrednia szczerość - "Co za pierdolnik!" stało się właśnie moim ulubionym zdaniem tego rozdziału. A Gauriego czuję, że nie da się nie lubić!
Tutaj chyba wkradła się literówka - brakuje przecinka pomiędzy "zamaszystymi cieniami", a "drutami babci". Ale to taka drobna literówka.
UsuńDawno nie słyszałam tak uroczego określenia jak "mummi" na babcię. Jest to nieprawdopodobnie wprost słodkie i urocze, jak z resztą sama babcia. To znaczy, pewnie jak każdy Bjorgman, nawet ten wżeniony, ma mocną stronę charakteru, ale też taką mięciutką jak mleczna bułeczka. I troszczy się jak typowa babcia o to, czy plecy mu nie zamokły, a przy tym Kristoff czuje się przy niej jak dziecko, ale w tym zupełnie pozytywnym znaczeniu. Ha ha ha i jak mnie rozbawił ten moment z wyprężonym jak struna Tobiasem. Przecież on jest mężczyzną! Chłopem a nie chłopcem! Bardzo mi sie to podobało.
Kocham Pikku! I nikt mi tego nie odbierze. Czy to tylko ja, czy Pikku jest najsłodszym pieskiem na świecie? Bo coś mi mówi, że wcale nie jest tak groźny jak Tobias mówi, a nakrapiany brzuszek tylko to potwierdza. I ta historia, że "no on tylko mnie słucha i Inger", łzy śmiechu stanęły mi w oczach!
UsuńHa ha ha, nic nie umknie babcinej uwadze - nawet beznadziejnie zacerowany sweter! Nic dziwnego, że babcia aż się oburzyła!
Aino to zdecydowanie dziewczyna wielu talentów - przede wszystkim doskonale sobie radzi z multitaskingiem. Na razie jeszcze jej idzie ale wygląda to trochę tak, jakby za chwilę miała się przewrócić i już nie wstać.
Trochę uderzyła mnie prosta i szczera do bólu prawda, a którą Aino i Gauri zwrócili się do Kristoffa. Co ma być? Nic wielkiego, życie dalej idzie do przodu, a to co ma nadejść, nadejdzie. Wbiło mnie to w dużą falę nostalgii, która moim zdaniem idealnie łączy się z jesiennym wieczorem, który ich otacza.
UsuńPodoba mi się zdanie o ostrzu siekiery! Bardzo ładne. A względem Kallego, no ja już też tak uważam, dałby tej biednej Lisie spokój, ile można mieć dzieci! Ale poza złośliwościami to Kalle na prawde musi ją kochać skoro ją całuje po tym, jak dopiero co wymiotowała. To musi być miłość.
A Aino jest oficjalnie mistrzynią w odszczekiwaniu się własnemu bratu!
O tak! Jens się pojawił, ale super! Strasznie go lubię, a w sumie chwil już go nie było. I jak to Jens zaczyna mocnym wejściem z mocnym dowcipem. Nie zdziwię się jak kiedyś w końcu za to wszystko od Kristoffa w nos dostanie.
UsuńBardzo mi się podoba w jaki sposób piszesz dialogi - tutaj mam wrażenie, że szczególnie to widać. Idzie Ci to z dużą łatwością, a przy tym wygląda to bardzo naturalnie. Chłopaki rozumieją się i znają przy tym jak łyse konie. Ten dialog szczególnie przypadł mi do gustu.
Skoro Jensowi ostatnio tak skutecznie wychodzi kłócenie się dosłownie ze wszystkimi w około to czemu jeszcze z Kristoffem się tak właściwie nie pokłócił? Chyba, że to właśnie nadciąga biorąc pod uwagę bojowy charakter Jensa i nienajmilsze nastawienie Kristoffa.
Oho! Wspomniał głupek o Mari, z tego na pewno nie wyjdzie absolutnie nic dobrego! I właśnie widzę, że się nie pomyliłam. Jak to łatwo od pyskówki przejść do niemożliwie męskiej sceny bicia się po mordach! Jestem pewna, że Jens nie chciał nawiązywać do tego, co wydarzyło się dwa lata temu (cokolwiek to było), ale Kristoff odczytał to inaczej.
UsuńW związku z tym nie pozostaje mi nic innego jak : (przepraszam z Caps Lock) BIJCIE SIĘ PANOWIE!
Ale Jens rzeczywiście ma rację. Na czym temu Kristoffowi zależy? Żeby trafił do celi razem z nimi? Jens bardzo dobrze to ujął! A sam Jens jest na prawdę bardzo dobrym przyjacielem, widzę ten ostatni fragment. Że jest obok Kristoffa i w niemy sposób go wspiera.
UsuńCioteczka zaraz tam wszystkich ustawi po kątach! A Havik jaki grzeczny -śmiem powiedzieć, że potulny jak baranek! Byle się cioteczce Astrid w oczy zbytecznie nie rzucać.
Czy możemy się na chwilę zatrzymać i porozmawiać na temat tego jakim Tobias jest niemożliwie wprost uroczym dzieckiem! I to jego "wcale mnie nie bolało" i "no, obcęgami mi wyjmowali", a na koniec picie przez szczerbę, bo siostra mu pokazała. Dzieciak jest fantastyczny. Wnioski? Bjorgmanowie umieją fantastycznie wychowywać swoje dzieci!
I Gauri jak zwykle wrzuca swoje trzy grosze! Jak go nie kochać? Szczerego pojęcia nie mam! Przecież chłopak jest absolutnie fantastyczny! I chwileczkę... (Caps Lock) GABRIEL? On na prawdę ma tak na imię? Jeszcze lepiej pasuje do jego charakteru. Archanioł z niewypalonym językiem - coś fantastycznego!
Wracając do Tobiaska - ściera na pewno na to zasłużyła i jak widzę dalej - nie mylę się! Utopiła lalkę w korycie... no czy ta ściera nie ma godności? Co za zazdrosna mała małpa! Nie lubię jej zdecydowanie! Szkoda tylko, że waleczny Tobias dostał wcierę od jej brata. Na pohybel pustym czerepom!
UsuńSwoją drogą to całkiem urocze, że czuje się dobrze, tylko że jednak źle przy okazji.
I ta mała Grete - typowy dzieciak, któremu czegoś sie nie chce za wszelką cenę zrobić!
Podsumowując, Autorko zdałaś! T a scena zbiorowa wyszła Ci doskonale i na prawdę bardzo mi się ona podobała! Uwielbiam rodzinę Bjorgmanów i mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy.
Tymczasem, życzę weny i do następnego rozdziału, który już na mnie czeka.
UsuńPozdrawiam
Anonimek :)
(To nie tak, że Kristoffa nie było w czasie świniobicia, żebym nie musiała o tym pisać, wcale a wcale – też jestem tutaj Gaurim)
UsuńBardzo możliwe, że są jakieś błędy interpunkcyjne i literówki i nie wiem, co jeszcze – na ogół staram się wszystko sprawdzać przed wrzuceniem, ale dodając kilka rozdziałów jeden po drugim bardzo możliwe, że coś przeoczyłam – więc jakby co to śmiało wytykaj błędy, w wolnej chwili wszystkim się przyjrzę :)
Z babcią dość długo to rozważałam, bo babcia Kristoffa jest już jednocześnie prababcią, a chciałam mieć jedno określenie, którego wszyscy mogą w stosunku do niej używać. W ogóle fiński jest dość uroczym językiem :D
(W ogóle babcia Kristoffa jak dotąd była właściwie babcią Schrödingera, bo nie mogłam się zdecydować, czy jednak powinnam ją pakować w opowiadanie, czy nie – wydaje mi się, że nic w poprzednich rozdziałach raczej tego nie wyklucza)
Pikku zdecydowanie jest najsłodszym pieskiem i w ogóle to dobry moment, żeby zarzucić mi dyskryminację piesków, jest ich zdecydowanie za mało w tym uniwersum
W tej chwili Kristoff jest chyba swoim największym problemem, nikt inny nie wini go o proces – i jednocześnie nikt inny nie wpadł w takie czarnowidztwo (tylko że ono ma swoje wyjaśnienie)
(ONIENIENIE w ogóle nie pomyślałam o tym, że Lisa dosłownie chwilę wcześniej wymiotowała – ale Kalle pewnie tego nie widział, tak – w każdym razie obrzydzenie jego rodzeństwa ma teraz o wiele więcej sensu, bo naprawdę fu xD)
Też zawsze się cieszę, jak jest możliwość wciśnięcia gdzieś Jensa :D
Zastanawiałam się nawet, czy nie jest go w POV-ie Kristoffa za mało – ale chyba nie-e? Zakładam, że to ten typ przyjaciela, z którym Kristoff mógłby nie widzieć się nawet całe lata, a później i tak mogliby swobodnie milczeć, bo większość rzeczy rozumiałaby się sama przez się
Na scenie z Tobiasem bardzo mi zależało – bo chyba trochę rozładowuje napięcie, ale też rzuca zupełnie inne światło na fakt, że Ninni z nim nie rozmawia :D
W ogóle lubię te dzieciaki <3
I o rany, tak, Gabriel to taki pomysł last minute; podobało mi się imię Gauri, które może istnieć samodzielnie – ale, jak się okazuje, jest też fińskim zdrobnieniem od Gabriela, a brakowało mi jakiejś pełnej formy, którą mogłaby go skarcić babcia
Idę uczcić to zdanie odpowiedzią na kolejne komcie :D
<333