STOJĄCE NA STOLE ŚWIECE ZAMIENIŁY SIĘ W TLĄCE KNOTY, kiedy Kristoff zszedł na dół. Ich słaby blask rzucał zamazane cienie na drobne sylwetki Ragny i Jespera.
— Co ona, kurwa, wyprawia? — Malujące się na ich twarzach pytanie nie pozostawiało wątpliwości, o kim pomyśleli, więc sprostował: — Nie Ninni – królowa.
Jeszcze przez chwilę obracał książkę w dłoniach, bo była piękna, nawet on to widział. Włosy huldry z okładki szemrały jak błyszcząca rzeka, spływały po miękkich fałdach sukienki, oplatały pień drzewa za jej plecami i ścieliły się u stóp jak zaspy moskkur**.
Wyglądała jak królewna z baśni dla bogatych dzieci, w których biedni, dzielni chłopcy dziedziczyli połowę królestwa – a w rzeczywistości biedni chłopcy byli zbyt biedni nawet na to, by w ogóle mieć świadomość, że podobne baśnie istnieją.
— Ja pierdolę!
Cisnął książkę na stół. Gest był przesadnie brutalny, jakby miał nadzieję, że siła uderzenia wspinająca się po kłykciach aż do ramienia roztrzaska tę kruchą rzeczywistość wokół nich, w której nie było miejsca dla pozycji z królewskiej biblioteki.
A potem stał i patrzył, Baśnie i podania ludowe, powtarzał w myślach, Elisabet Árnadalr, i kurczył się od świadomości, że królowa właśnie wkracza bez zaproszenia w kolejną dziedzinę jego życia, a on nie może się przed tym cofnąć ani odrobinę bardziej niż w chwili, kiedy po raz pierwszy wszedł do jej gabinetu.
— Najpierw ta cała baronia, którą se o kant dupy można potłuc, a teraz jeszcze to? Co tym razem próbuje mi wynagrodzić, że zrobiła sobie ze mnie chłopca na posyłki? — Pluł słowami. — Chyba że to jakieś pieprzone przeprosiny za to, że Juhani będzie teraz kozłem ofiarnym? Albo może Jens, już chyba wszystko jest możliwe!
W świecie, który znał, podarowanie czegoś oznaczało konieczność pogodzenia się ze stratą – Heimsett za Knerten; marchew dla Svena za ciepły posiłek; możliwość życia życiem, które rozumie, za pocałunek księżniczki – ale co ona mogła o tym wiedzieć.
Opadł ciężko na krzesło, wygięte oparcie zatrzeszczało, a Kristoff poczuł, jak jakaś zupełnie nowa część niego właśnie zaczyna się łamać.
Wstał.
Znów usiadł.
Fy faen.
— Myślisz, że wiedziała? — wymamrotał przez palce, nie kierując pytania do nikogo w szczególności.
Jesper odchrząknął.
— Raczej nie — odparł ostrożnie. — Nie sądzę, żeby królowa osobiście zajmowała się…
— Pytam o Annę.
— Och, Kristoff… — zaczęła Ragna. Wzdrygnął się; dłoń, którą położyła mu na ramieniu, cała z piegów i piór, zdawała się ważyć tysiąc funtów. Drugie tyle ważyło zdrobnienie, którego z wyjątkiem Jensa nie używał już nikt z rodziny.
I jeszcze Anna.
Anna.
Poprzedniego wieczoru po raz pierwszy udało mu się upić, nie zaszczycając jej ani jedną myślą. To było, wśród całego tego gówna, które nagle się na nich wszystkich wylało… wyzwalające.
W ogóle starał się o niej nie myśleć, ale to w pewnym momencie przestało być wyborem, tak samo jak ona przestała być tylko A n n ą – stała się raczej tylko k s i ę ż n i c z k ą , której udało się wyszarpać Koronie trzy mål i która zawiesiła mu na szyi medal jak stryczek. Czy mogłaby… czy chciałby w ogóle wiedzieć?
— Nie – szlag, nieważne – nie wiem, po co w ogóle… zapomnij.
— Tak mi przykro — powiedziała Ragna, a on mocniej przycisnął ręce do twarzy. Nie pomogło; miał wrażenie, że być może poczułby ulgę dopiero, gdyby udało mu się wypełnić palcami przerwy w kościach.
— Ja… — Bo jemu też było przykro, bardziej niż mogła sobie wyobrazić, ale w jego przypadku takie przeprosiny stanowiłyby tylko żałosną namiastkę tego, co był winny Havikom i Juhaniemu, i z niechęcią myślał o tym, że będzie musiał spojrzeć cioteczce Astrid w twarz. — J-ja po prostu… ja nie…
Najchętniej zostałby na noc w jej ciepłej, zatęchłej oborze, gdzie wszystko było proste i miało sens, ale nie mógł.
— Nikt cię o nic nie obwinia.
Usłyszał, jak Ragna przesuwa w jego stronę kubek.
— I to jest chyba najgorsze.
Zamrugał i zobaczył wilgotne kółko odbite na ryijy.
— Więc teraz sam będziesz to robić?
Sięgnął po dzbanek, głównie po to, żeby móc coś zrobić z rękami. Kawa w środku była letnia, i nie było jej dużo, ale Kristoffowi udało się napełnić kubek, zanim fusy zatkały dziobek.
Pomyślał, że w sklepie powinien był kupić jej kawę – stać by go chyba jeszcze było? – ale tego też nie zrobił, co wywołało w nim jeszcze większą gorycz.
Wzruszył ramionami.
— To nic złego, że ci na niej zależy, wiesz — zauważyła Ragna, opierając podbródek na dłoni. Zachęcająco przekrzywiła głowę na bok, jak ptaszek, i być może właśnie dlatego ojciec zawsze nazywał ją lerken***.
Właściwie to Kristoff mógłby z nią porozmawiać, nie do końca z matką, nie całkiem z przyjaciółką – gdyby tylko wiedział, jak rozmawia się z kobietami albo o uczuciach. O innych kobietach. Do tej pory poruszał ten temat tylko z Merete-Margit.
— Nie bardziej niż… — Urwał. Uderzenie serca, dwa, trzy, zasyczał knot, zaszurały nogi krzesła; miał wrażenie, że przyznanie się do uczuć do Anny stałoby się zdradą wobec Jensa i Juhaniego. — Kurwa, nie… nie każ mi tego mówić.
Jesper po drugiej stronie stołu zrobił ruch, jakby zamierzał się podnieść. Jego poruszenie się sprawiło, że Kristoff odruchowo się przesunął i podniósł na niego wzrok.
Siedział tam, kręcąc głową, włosy opadły mu na czoło w niesfornych lokach, zamierające światło żłobiło głębokie cienie na trójkątnej twarzy. Nie umiał odczytać jej wyrazu, z bliska wydawała się ostra jak brzytwa.
— Nie bardzo znam się na kobietach — zaczął niezręcznie; jego zakłopotanie wiło się między nimi w powietrzu — ale na temat procesów karnych co nieco wiem. Chętnie pomogę.
Kristoff parsknął w swoją kawę.
— Bez urazy, to naprawdę… to miło z twojej strony, ale nie sądzę, że chłopakom uśmiechałoby się sprzedanie domu, żeby opłacić adwokata.
Jesper zaczerwił się tak bardzo, że z jego policzków zniknęły piegi; tych rumieńców starczyłoby dla nich trojga.
— Ale ja wezmę tę sprawę pro bono.
Kristoff mógł nie odróżniać łaciny od francuskiego, ale te dwa słowa zrozumiał doskonale.
— Nie — odparł po prostu, bo nie mógł znieść myśli o ponownym przechyleniu się szali. Już miał wstać, kiedy Ragna huknęła:
— Siadaj! — Właściwie nie podniosła głosu; uniosła tylko dłoń, a siła tego delikatnego gestu popchnęła go z powrotem na krzesło.
* „Sowy w mchu” (nor. ugler i mosen) – podejrzana, śmierdząca sprawa. Norweski idiom pochodzi od duńskiego fałszywego przyjaciela uller i mosen („wilki w bagnie”).
** Moskkur (płn.-lap.) – stary, zmiękły śnieg, który napadał na ślady reniferów.
*** Lerken (nor.) – słowik.
Kocham obce wtrącenia, ale zbędnych makaronizmów staram się wystrzegać. „Słowika” nie zostawiłam po polsku z jednego prostego powodu – potrzebuję go do gry słów, która pojawi się później :D
I dzisiaj wyjątkowo krótko, ale czas się chyba poddać w sprawie stałej długości rozdziałów, i tak każdy żyje własnym życiem :D
Cześć!
OdpowiedzUsuńJeżeli ktoś chciałby mnie zapytać:
"- Hej, Anonimku, co lubisz robić w wakacje? Może kino? Wyjście z koleżankami? [...]
- Och nie! Mam w końcu czas, żeby czytać to co lubię! Mogę polecić ci wyjątkowo dobre i pełne dobrze wykreowanych bohaterów opowiadanie..."
Tak właśnie potoczyłaby się taka rozmowa! Ale już czysto w temacie tego konkretnego rozdziału. Mam nadzieję, że nie martwi Cię to, że czasami niektóre rozdziały są krótsze. Tata mówi, że takie też są równie potrzebne co długie. Czasami nie ma potrzeby rozpisywania się bardziej, ale nadal trzeba przekazać pewne informacje kluczowe dla akcji. Poza tym, tata śmieje się, że w literaturze potrzebna jest równowaga. Jeżeli czasami coś jest długie to musi też być krótkie, inaczej książka może podlec porażce. Więc głowa do góry, tata często ma rację!
UsuńCzy tylko mnie w zupełności nie dziwi, że pierwsze o czym pomyślała Ragna z Jesperem to to, że mała Ninni coś przeskrobała? Też chyba pomyślałabym właśnie o tym w pierwszej kolejności. Ale jednak, chodzi o Elsę.
Rozumiem w zupełności wściekłość Kristoffa. Ale mój drogi, ukochany bohaterze... Książką to się nie rzuca! Przepraszam bardzo, ale jak ty się zachowujesz. Brzmi trochę jak rozpieszczony dzieciak z kozłem w tyłku (proszę wybaczyć język, ale to mojej babci słowa!), ale z drugiej strony w zupełności rozumiem jego wściekłość a propos włażenia z butami w jego życie. Co musi być jeszcze mocniej odczuwalne kiedy to Kristoff jest w rodzinnych stronach.
UsuńCzy to tylko ja czy oddanie swojego życia za ten jeden pocałunek księżniczki brzmi niemożliwie wprost baśniowo ale przy tym męsko? Bardzo podoba mi się ten akapit!
Podoba mi się to jak podchodzisz do Kristoffa jako złamanego bohatera. Z jednej strony to widać jak na dłoni, że męczy się. To, że obcowanie z zamkiem rozsierdza go od środka i najchętniej rzuciłby to wszystko daleko za siebie i wrócił do domu. Ale jest też Anna. I czego by o niej nie mówił, ja czuję jak on coraz mocniej się w niej zakochuje, jak tęskni do jej ramion i pogodnych uśmiechów spowodowanych jego widokiem. Do warkoczy i jej piegowatych dłoni. Jestem pewna, że tak jest!
UsuńWydaje mi się, że on może mieć po prostu dość. Wszystko mu już ciążyło, ale kiedy spędził wieczór z NInni (która jest dla niego chyba najważniejsza w całym wszechświecie) to już nie utrzymał tego na ramionach i pęknął. Bardzo mi przykro z jego powodu i cieszę się, że obok jest Ragna. Czego gdzieś tam by sobie o niej nie myślał, to jest ona właściwie jednym z mocniejszych łączników z jego ojcem. A to trochę tak jakby Leif był obok i go pocieszał. Swoją drogą bardzo się cieszę, że nie zostawiłaś tego ot tak po prostu, nawet Kristoff sobie ze wszystkim poradzi. Nie prawda i jestem bardzo zadowolona, że Kristoff ma swoje limity, ale też, że nie zapominasz o tym, aby to poruszyć. Brawo!
Czy to tylko ja, czy po prostu używanie "lerken" wobec kogoś na kim ci zależy jest strasznie urocze?
UsuńTak bardzo skupiłam się na bólu Kristoffa, że po prawdzie zgubiłam obecność Jespera! I czy tylko ja sądzę, że musi byś niezwykle uroczy z tak mocnymi rumieńcami?
O kurczę! Czyli rodzina Kristoffa ma duże szanse! Zyskali adwokata, a taka pomoc to nie byle co! Przy tym odpadła też kwestia pieniędzy. Kristoff chowaj dumę do kieszeni, bo jak nie to Ragna na ciebie huknie raz, drugi i ci duma od razu przejdzie! Ależ poczułam ogromną ulgę! Ufff, to znaczy, że są realne szanse na proces.
Plus - nic dziwnego, że tak drobna i delikatna Ragna potrafi huknąć - wychowuje Ninni, tutaj pewnie nie raz potrzeba mocnej ręki!
UsuńI nigdy nie słyszałam o idiomie "Sowy w mchu". Dobrze wiedzieć, bardzo lubię takie ciekawostki.
Podsumowując, ten rozdział bardzo mi się podobał. Był krótki, ale zdecydowanie na temat!
Pozdrawiam serdecznie i życzę mnóstwo weny do pisania.
OdpowiedzUsuńAnonimek :)
Aaaa, czemu nie da się wstawiać gifów w komentarze D:
Usuń(bo moja odpowiedź to ten)
Szczerze mówiąc, większość rozdziałów jakoś sama rozrasta mi się do długości około 2000 słów albo zaraz po niej naturalnie urywa, więc wszystkie odstępstwa wydają mi się po prostu jakieś dziwne xD
Ale ogólnie się zgadzam, pisząc, staram się pamiętać, że rozdział musi albo A) pchać akcję do przodu, albo B) rozwijać bohaterów – więc ten chyba spełnia swoją funkcję, tylko muszę to przełknąć :D
Swoją drogą, masz bardzo mądrego tatę, nie mogę się nie zgodzić, co jest bardzo pocieszające <3
A jeśli rozdział nie jest przez to szczególnie nużący, a nawet znośny i wnoszący to <33
Kristoff pokazuje mroczną stronę :DDD
No ale ile można, on już na początku swojej lordowej drogi nie był nią zachwycony, a wszystko tylko się pogarsza
Rany-rany, żeby tylko te jego dylematy jakoś wypaliły, ja go piszę, więc nie jestem obiektywna – ale wiem, że z perspektywy czytelnika denerwują mnie postacie, które upierają się, że czegoś nie mogą z Jednego Powodu tylko po to, żeby nagle okazało się, że mogą i już, zero wyjaśnień, zero konsekwencji
(Nie chciałam zapominać o Jesperze! po prostu nie za bardzo miał się jak wtrącić, mam nadzieję, że nie wygląda to tak, jakby zupełnie nie istniał w tej scenie, w końcu poniekąd dla niego stała się osobnym rozdziałem D:)
Dziękuję raz jeszcze <33333
(wstaw sobie tutaj kolejnego Kermita :D)