Ariana dla WS | Blogger | X X X
Fagra, grýttur land, heimr Árnadalr
piękna, kamienna ziemia, dom Arendelle.

25.12.22

Rozdział 65. Merkucjo i Tybalt

_______________

LAMPA ZGASŁA, gdy tylko Elsa przesunęła dłonią obok klosza. Żółte światło było przedłużeniem łuny, która właśnie oddzielała się od morza za oknem.

Oparła dłonie o parapet i przelotnie zerknęła na swoje rozczłonkowane przez ciemne szprosy odbicie. Wyglądała w nim mizernie i niepozornie; włosy koloru śmietany, usta sine jak pieczęć.

Przez chwilę miała wrażenie, że nie patrzy na siebie, że to jakieś obce palce bębnią w drewno, obce paznokcie zahaczają o luźne nitki we wnętrzu rękawiczek.

Całe ręce, gdy pozwoliła sobie na nie zerknąć – tylko raz – były niebieskie, bezkrwiste i poprzecinane ścieżkami szronu, który wędrował tuż pod skórą. Przedramiona stanowiły przedłużenie rękawiczek, idealnie stapiały się z nimi barwą. Ten widok wywołał zawroty głowy i mdłości, więc nie spojrzała ponownie.

Przeniosła wzrok na fiord. To on stanowił prawdziwą bramę Arendelle, jedyną, która nigdy się nie zamykała. Maszty statków lśniły jak polerowane złoto. Pomyślała, że gdyby Anna weszła na pokład jednego z tych, które odbijały w porze lunchu, teraz byłaby już daleko poza jej zasięgiem.

Ona lunchu też nie zjadła, podobnie jak obiadu. Nawet nie podniosła pokrywy z tacy, o którą nie prosiła, a którą jakiś nadgorliwy służący wniósł do gabinetu – jej żołądek był zbyt pełny trzepoczącego lęku.

Przestań — skarciła się, nagle żałując, że okno gabinetu mimo wszystko, zamiast na wschód, nie wychodzi na góry. Dość.

Anna nigdzie się nie wybierała. Ona też nie. Nie teraz – jeśli nic się nie zmieni – nigdy.

Gardło bolało Annę już tylko od zimna, które zatkało w nim słowa.

Na powrót założyła rękawiczki, przed wyjściem do ogrodu zabrała też płaszcz – uznała, że skoro w obecnym stanie wolno jej otrzymywać propozycje matrymonialne, jest też już na tyle zdrowa, żeby pospacerować – wełna powinna zapewniać ciepło. Właściwie to robiła, ale tylko pozornie, na powierzchni – bo w środku szmerał lód, żyły zimna rozchodziły się od serca we wszystkich kierunkach.

Czuła się samotna.

Czy Elsa czuła się tak przez cały czas? Chciała zapytać, ale wiedziała, że od królowej nie otrzyma żadnej odpowiedzi. Więc nie pytała. Właściwie nie mówiła nic od chwili, kiedy wyszła z gabinetu.

W milczeniu przeskakiwała przez kałuże, czasami nie trafiała i ochlapywała rąbek sukienki mętną wodą; wtedy z satysfakcją patrzyła, jak haftowane kwiaty więdną. Odrobinę przypominały bzy, które tak lubiła siostra – aż nabrała ochoty, żeby wyciąć wszystkie krzewy na tyłach ogrodu w pień.

— Dzień dobry, Wasza Królewska Wysokość. — Strażnik, którego minęła, ślizgając się w błocie, ściągnął czapkę. Nie zamierzała odpowiadać, ale w jego głosie nie było zwykłej obojętności, uniżoności nowych ani nawet typowego dla kapitana Madsena pobłażliwego znudzenia.

Ten był dziwnie ostry, jak piła do lodu, napierał na granice, jakby sprawdzał, czy da się je przesunąć.

Anna podniosła wzrok prosto na czający się w kąciku ust uśmiech mężczyzny, którego spotkała w Vestli.

— Dla pana to akurat wątpię, że jeszcze długo będzie dobry, Kjærstad! — warknęła zbyt głośno, aż zadrapało ją w krtani, a końcówka papierosa w ustach kapitana po drugiej stronie bramy rozżarzyła się tak, jakby mogła zmienić słońce w popiół.

Odwróciła się, żeby spojrzeć gdziekolwiek, byle nie na niego. Wierzba, która wciąż jeszcze nie spłakała wszystkich liści, stała jak pochodnia na tle zamkowego muru.

Inne liście, czerwone i brunatne, zaszeleściły pod długimi krokami kapitana Madsena, Anna usłyszała głuchy odgłos dłoni w rękawiczce lądującej na ramieniu munduru i być może mogłaby się zatrzymać, żeby powiedzieć: „Proszę go zwolnić”, tylko trzy słowa, ale żeby nabrały mocy, musiałaby odkryć całą stojącą za nimi historię, sekretny pokój, tajne przejście, noc pod gołym niebem i pokój Kristoffa przy Dynevoll – z jednym łóżkiem, jak w powieściach, tylko że w tej brakowało kilku stron.

Co oni wszyscy by zrobili, gdyby tajemnice nagle przestały być tajemnicami?

Znów się poślizgnęła, ale kiedy spojrzała pod nogi, zobaczyła ścieżkę szronu wijącą się od wschodniego skrzydła. Czy gdyby tupnęła wystarczająco mocno, udałoby się go strzaskać?

Ciche chrząknięcie. Chociaż bardzo nie chciała, mimowolnie uniosła wzrok, od rąbka sukni, na którym wykwitały lodowe pąki, aż do ciasno przyciśniętej do piersi książki – przechyliła głowę, ale nie udało jej się dojrzeć tytułu między bladymi zakładkami palców. Robiła to specjalnie? Zołza – i mimo że wyżej już nie spojrzała, usłyszała delikatne drżenie warg w pytaniu:

— Widziałam cię przez okno. Czy możemy… Porozmawiasz ze mną?

— Nie wiem — nadąsała się Anna. — Przecież petentów przyjmujesz w poniedziałki.

Mamma powiedziałaby jej pewnie, że natychmiast ma przestać zachowywać się impertynencko, a jej byłoby przykro, bo nigdy nie zauważała, kiedy zachowywała się  s t o s o w n i e .  W ogóle prawie jej nie zauważała.

Ale Elsa nie była mammą. Była królową, ale nie była mammą.

Kim była jej siostra?

Miała jeszcze w ogóle siostrę – czy już tylko królową?

Odwróciła się, żeby odejść, ale wtedy ona powiedziała:

— Zostań. — To była prośba ubrana w formę polecenia.

Anna się zawahała, kiedy Elsa zajęła miejsce na ławce pod wierzbą. Patrzyła na swój cień kołyszący się niepewnie w gasnącym świetle. W tym samym miejscu prosiła Kristoffa o sekrety, bo chciała się dowiedzieć, jak to jest, kiedy ktoś niczego przed tobą nie ukrywa, co się dzieje, kiedy po pytaniu następuje odpowiedź.

Kiedy dotknęła desek, nie były już mokre, ale wydawały się tak zimne, że aż wilgotne. Na ciemnozielonej spódnicy Elsy wysychały jeszcze ciemniejsze plamy, jakby klęczała na mokrej ziemi albo rozbiła butelkę szampana. Ona tego nie czuła?

Elsa przełknęła ślinę tak głośno, że ją zaskoczyła. Nie brzmiało to ani trochę królewsko. 

— Przepraszam.

Anna aż usiadła z wrażenia.

— Przepraszam — powtórzyła Elsa.

 Czuła, jak jej oddech grzechocze w pustej przestrzeni między nimi. Nawet obszerny materiał ich spódnic się ze sobą nie stykał, siedziały na ławce razem, ale osobno, każda w piętrzących się jak powódź halkach. Zieleń, brąz, jak usychające nenufary w stawie.

Głęboki oddech – jeden, dwa trzy i— przed oczami błysnęła jej sfrustrowana twarz ojca, ściągnięte usta, gdy tym razem lód rozsadził szklankę w jej dłoni, przerażona matka dryfująca na peryferiach, musisz-nauczyć-się-nad-tym-panować – wdech, raz, dwa, trzy, i jeszcze raz. Uczyła się.

Nauczyła się przepraszać – ale tylko rodziców, Anny nie wolno było nawet próbować, bo to, co jej zrobiła, było niewybaczalne. Omal nie zabiła siostry. Ta świadomość winy głębiła ją całymi latami, tkwiła gdzieś głęboko, powracała w bólach głowy i nieustannym napięciu całej powierzchni skóry.

Od tamtej pory matka zawsze ją upominała: mają skończyć z szaleństwami i wreszcie zacząć zachowywać się przyzwoicie, tylko wtedy będą bezpieczne. Zupełnie niepotrzebnie; widywały się tyko podczas lekcji i posiłków, żadne z nich nie stwarzały okazji do zabawy.

— Ja… tak bardzo cię przepraszam, Ania. — Przez chwilę czekała na „Ależ nic się nie stało” Anny, które nie nastąpiło. Ona przynajmniej nie udawała. — Przepraszam — powiedziała więc znowu. Nie była pewna, czy przeprasza za sytuację w gabinecie, czy za całą panującą między nimi niezręczność, czy za coś, co stało się jeszcze wcześniej.

Może chodziło o wszystko.

Anna powoli wyciągnęła rękę, a jej ciepło sprawiło Elsie zupełnie nowy rodzaj bólu.

Przyglądała się piegom i postrzępionym szwom rękawiczek, materiałowi spękanemu od lodu i skórze nakrapianej od słońca, skrajnym przeciwieństwom. Czuła się winna, bo jednocześnie chciała ją przytulić i uciec; chciała powiedzieć jej wszystko to, czego nie mogła, co ciągle powtarzała w myślach.

— Ja… Nie chcę… — Cię okłamywać? Odtrącać? Przecież to właśnie robiła. — Nie chcę…

Inną możliwość stanowiło tylko „być…”, zbyt anarchistyczne, zbyt obrazoburcze, żeby ona, pomazaniec boży, odważyła się dokończyć.

Potrząsnęła głową.

Spuściła wzrok na kolana, na ich splecione palce i zadrżała. Dłoń Anny była ciepła, jej uścisk mocny. Kciuk Elsy zatrzymał się na drobnych czerwonych śladach na stawie. Wyglądały jak po ugryzieniu. Co ci się stało?

Siebie mogłaby zapytać o to samo.

Wzięła głęboki oddech.

Uświadomiła sobie, że siostra jest teraz niemal tak samo dorosła, jak ona sama; wciąż za młoda, żeby objąć tron, ale wystarczająco dojrzała, żeby wziąć ślub, mieć dzieci i opuścić Arendelle.

Zasługiwała, żeby konsultować z nią podobne sprawy – małżeństwo, wyjazdy – a nie na to, żeby wciąż trzymać ją w zamknięciu, w izolacji  E l s y .

Zastanawiała się, czy Anna czuje, jak powietrze w jej płucach zmienia się w lód, kiedy ofiarowała jej, co mogła – półprawdę.

— Nie chcę jechać sama do Baden.

Powtórzyła jej to, co powiedział doktor Foss i przemilczała kryjące się za tą decyzją poparcie premiera. Wspomniała o wołaniu, które rozcinało skórę i przenikało kości – kiedy Anna ściskała jej rękę, groźba gór na chwilę zmieniła się w marzenie, a obawy przed wyjazdem w wyblakłe wspomnienia. Zagryzła wargi, zanim zdążyła przyznać, że jest pomyłką w świecie, który ją więzi.

Kiedy Elsa skończyła mówić, Anna wciąż trzymała jej lodowate ręce. Przy nich jej własne zdawały się ciepłe.

 Pomyślała, że teraz powinny się objąć i rozpłakać, przysiąc, że nigdy więcej nie wrócą do Wtedy, ale z Elsy wypływały całe wodospady słów, z taką siłą, że miała wrażenie, że zaraz zmyją ją z ławki. Najpierw pomoczyły suknię siostry, a później zaszkliły oczy królowej, aż w końcu obie siedziały w powodzi lodu.

— I jeszcze ta cała sprawa z procesem! — żachnęła się Elsa. — Ciągnie się jak błoto. Jakbym i bez niego nie mogła zapomnieć. — Zamaszystym gestem otworzyła książkę i postukała w luźną kartkę wetkniętą między strony. Ruch był za szybki, żeby zauważyć tytuł, co z jakiegoś powodu zirytowało Annę. — Czy naprawdę nie mogłoby to być czternastu Westergårdów?

— Ale przecież… wszyscy zostali już ukarani? — zaprotestowała Anna słabo. — To znaczy, nie oni, oczywiście – oni, znaczy kapitan Enger i cała reszta…

— Nie  w s z y s c y .  — Elsa – siostra? królowa? – pokręciła głową z trudnym do zrozumienia smutkiem. Czy jedna w ogóle mogła jeszcze istnieć bez drugiej? Miała nadzieję, że tamta Elsa, którą znała z dzieciństwa, wciąż jeszcze jest gdzieś w środku, tylko że ktoś kazał jej się głęboko schować. Gdyby tylko Anna  p a m i ę t a ł a ,  kiedy to się stało, żeby zareagować, nigdy by do tego nie dopuściła. — Tylko strażnicy. Teraz pojawiły się dowody obciążające wydobywców lodu.

— Co? Nie!

 Ostatnie słowo zmieniło się w obłoczek pary i rozwiało, jakby protesty Anny nie miały znaczenia.

— Uwierz mi, że gdyby zależało to tylko ode mnie, każdemu przyznałabym dożywotnią rentę. Tak przecież powinno się wynagradzać śmiałków próbujących zgładzić potwora, prawda?

Elsa powiedziała to pozbawionym emocji tonem, z dawką autoironii i ponurego humoru, w który Anna uwierzyłaby bez mrugnięcia okiem, gdyby chodziło o Kristoffa.

Dowody obciążające wydobywców lodu.

Jako wydobywca lodu wspinał się z nią na Lodowy Wierch. Jako wydobywca lodu zabrał ją do trolli i wciąż jeszcze jako wydobywca lodu pocałował. I  n a d a l  był wydobywcą lodu.

— Mo-mogę zerknąć?

Elsa podsunęła jej listę.

Spojrzała na czarno-czerwone nazwiska – czerń i szkarłat przenikały się nawzajem, jakby do atramentu dodano krew – i pomyślała, że może jednak wcale nie poczuła się lepiej. Musiała mieć halucynacje, bo jej mózg składał ze sobą przypadkowe słowa.

— Zwariowałaś?! To jego kuzyn!

— Czyj?

— Kristoffa!

— Nie – co ty mówisz? Na liście nie ma przecież żadnego Bjorgmana.

— Juhani Setälä! — powtórzyła Anna. Patrzyła na siostrę, a nazwisko, które wypowiedziała, zamarzło w powietrzu między nimi. — To kuzyn Kristoffa!

Elsa nie mogła o tym wiedzieć – ale wyglądała na zaniepokojoną. W jej opanowaniu pojawiła się drobna rysa.

— No właśnie,  k u z y n .  Nie Kr… — urwała, jakby imię Kristoffa nie chciało przejść jej przez gardło. — Nie masz podstaw, żeby zakładać, że członkowie rodziny Bjorgmana nie mogli dopuścić się rzeczy, o które nie podejrzewasz jego.

Pisspreik! — wybuchnęła Anna, zrywając się z miejsca. Lista załopotała w jej dłoni jak chorągiew. Elsa wyglądała, jakby chciała zwrócić jej uwagę na język, ale nie miała siły tego zrobić. — Właśnie, że mam wszelkie podstawy! I ja nic nie „nie podejrzewam”, tylko  w i e m !

Krzyczenie na siostrę wydawało się drobiazgiem, jak nakrzyczenie na samą siebie, a w tej chwili czuła potrzebę podniesienia głosu, bo jeśli ich skażą, jeśli skażą  j e g o ,  Kristoff nigdy jej tego nie wybaczy.


7. Havik, Jens Ivarsson

10. Setälä, Juhani Tuomanpoika


Pomyślała o Jensie Haviku spod szczęśliwej siódemki. Kristoff powiedział, że jego najlepszy przyjaciel ma tak na imię  ale jakie były szanse… 

Ale Juhani? Dlaczego on?

Czy był tym najstarszym kuzynem, który miał na utrzymaniu całą rodzinę, czy tym, który się rozwiódł? A może to ten najmłodszy, który niczego nie brał na poważnie? Co byłoby najgorsze?

Pamiętała, że Kristoff o wszystkich opowiadał jej tym samym tonem, ciepłym jak gløgg, i nie mogła uwierzyć, że ktoś tak mu bliski byłby zdolny podnieść rękę na kogoś, kto był tak bliski  j e j .

Zaraza na wasze obydwa domy!* — przemknęło jej przez głowę. Myśl była tak paniczna, że potrzebowała chwili, żeby oddzielić prawdę od magii i przypomnieć sobie, że to tylko cytat z Romea i Julii, a nie przepowiednia starego trolla.

Wyciągnęła szyję, żeby na potwierdzenie odnaleźć wzrokiem Merkucja i Tybalta, może wtedy okazałoby się, że to wszystko znów tylko jej się wydawało, zaraz wrócą do rozmowy o Niemczech, położy Elsie głowę na ramieniu i jedynym głosem, który od teraz będzie słyszeć, to głos Anny zapewniający, że znów może być jak dawniej – ale zobaczyła tylko Prawo karne i twarz siostry ukrytą w dłoniach.

— Wszyscy pozostali oskarżeni zeznali przeciwko nim.

Zdała sobie sprawę, że być może Elsa sprawdziła już wszystkie opcje, a książka, którą trzyma prawdopodobnie jest jedną z wielu, do których zajrzała.

Myśl, że zrobiła to tak po prostu, ponieważ tak należało – nie z powodu jej prośby – sprawiła, że Anna po raz pierwszy zobaczyła w niej prawdziwą królową, inną niż ta wyniosła, zimna i niedostępna.

— Może… może chcieli tylko ratować własną skórę! Nie pomyślałaś o tym? — zapytała mimo wszystko, takim tonem, jakby sama nie wymyśliła tego dosłownie w chwili, kiedy słowa opuściły jej usta. Głos jej drżał i nie była pewna, czy bardziej boli ją teraz gardło czy serce. — Elsa, błagam, na pewno możesz coś zrobić, przecież jesteś królową!

— Ale nie w monarchii absolutnej. — Nie zabrzmiało to nawet jak  p r ó b a  żartu, bardziej jak wysiłek ponad siły. Westchnęła. — Żaden nie ma też wystarczającego alibi.

— Niemożliwe! Ktoś musi coś jeszcze…

— Nie. — Elsa powoli pokręciła głową. — Nie ma żadnych innych świadków.

— Wcale nie. Jest jeden — zaprotestowała Anna.

Twarz siostry (królowej?) wyglądała jak jeden wielki znak zapytania, kiedy na nią spojrzała.

Anna zamknęła oczy i, chociaż obiecała sobie, że już nigdy w życiu nie wypowie tego imienia, zmusiła się, żeby dodać – szeptem, jakby nawet sam jego dźwięk mógł ją posiniaczyć:

— Hans.

_______________

William Shakespeare – Romeo i Julia (przeł. Maciej Słomczyński).


Jakby co to akcja tego rozdziału dzieje się dzień przed akcją z ostatniego rozdziału Hansa. Kiedyś chyba zrobię jakąś oś czasu, żeby się nie pogubić.

Wesołych świąt!

8 komentarzy

  1. Cześć!

    Na początku chciałabym bardzo przeprosić za moją nieobecność. Chciałam skomentować rozdział... już miesiąc temu! Niestety wypadłam z powodu pewnych rodzinnych sytuacji. Jeszcze raz przepraszam ale powoli zabieram się za nadrobienie zaległości!

    Cieszę się, że tym razem przypadł mi jako pierwszy rozdział Elsy. Ostatnio sporo o niej myślałam i znalazłam parę przemyśleń (tak zgadza się, a masło jest maślane jak to mówi moja mama) a propos niej. Zastanawiałam się czy Elsa nie mogłaby być po prostu szczęśliwa? Czy los przeklina ją już w takim stopniu, tak samo jak jej potężną moc, że wszelkie chwile, skrajnie radosne nie są w stanie jej już dotknąć. To strasznie smutne, bo chciałabym, żeby w jej życiu były też te dobre momenty. Takie, w których sama czuje się dobrze ze sobą. Oczywiście pamiętam, że moim przypuszczeniem może mieć jakieś silne problemy psychiczne i to jej zaburza odbiór tych dobrych rzeczy. Co nie zmienia faktu, że jest to smutne i Elsa jest dla mnie chyba najbardziej zagubionym bohaterem tego opowiadania oraz takim, którego najbardziej mi żal. Nie potrafię sobie wyobrazić jak to jest żyć w wiecznym napięciu i czuć się jakby ktoś był za rogiem, coś strasznego, co może się na nią czaić. Kiedy tymczasem to nie ktoś za rogiem, a jej własna psychika, która jest jej elementem tak samo jak moc, która zdaje się przejmować nad nią kontrolę. W jakim ona musi żyć potężnym zagubieniu. Jednocześnie myślę, że prędzej czy później ja to doprowadzi do obłędu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy Elsa myśląc o Annie, która mogłaby wsiąść na pokład dowolnego okrętu nie zastanawia się jednocześnie nad tym, że może tak byłoby lepiej. Nie dla niej, Anna jest chyba ostatnim, co trzyma ją trzeźwo przy ziemi, ale dla samej Anny. Mogłaby zacząć nieograniczone życie, o jakim najpewniej zdaniem Elsy pragnie. To straszne jak naturalnie taka myśl potrafi się wedrzeć w głowę Elsy.

      Och i jest Anna! To fantastycznie - czy wspominałam już jak bardzo lubię kiedy to właśnie ty ją piszesz? I Kristoffa - ale to już zupełnie inna historia.

      Jaka przez Annę przemawia wściekłość w kierunku Elsy! To znaczy oczywiście nie dziwię się, szczególnie biorąc pod uwagę ostatnie zachowania Elsy. Ale trzeba stwierdzić, że Anna przechodzi jak tajfun. Niepowstrzymany wir, na drodze którego kwiaty więdną na spódnicach. Dawno nie czytałam tak autentycznie opisanej złości!

      Usuń
    2. O nie! Ale facet ma pecha, czuję, że tego dnia oficjalnie zakończył pracę na dworze zamku w Arendal. To akurat ten, którego Anna spotkała w Vestli. Ale to jest dla mnie niespodzianka, czuję scenę, która mocno się rozgości w mojej pamięci!

      Anna może mówić oczywiście co chce, ale chciałabym poruszyć kwestię tego, że skoro Kapitan Madsen prawie połknął swojego papierosa, a potem tak mocnym krokiem ruszył ku podwładnemu to raczej sprawa jest rozwiązana. Anno nie martw się - czuję zwolnienie.

      Swoją drogą, chyba dawno nie było Kristanny. Ależ mam niedosyt, może znajdę ją w rozdziałach, które są przede mną!

      Usuń
    3. O! Elsa! Czyżby poważna siostrzana rozmowa się kroiła lada moment? W Elsie zdecydowanie jest bardzo dużo królewskości i zdecydowania. Ale myślę, że mimo to ona nie chciała aż tak audiencyjnie Anny potraktować.

      Proszę wybaczyć ale ponownie czuję, że strasznie mi Elsy żal. Jak można dziecku aż tak namieszać w głowie, żeby ono zaczęło postrzegać możliwość przeproszenia siostry jako coś, na co nie zasługuje. Widzę Elsę jako takie złamane przez wszytko dookoła dziecko. Które zostawiło dzieciństwo dawno za sobą mając ledwie kilka lat i zaczęło być dorosłym o równie złamanym charakterze. Mogę sobie tylko wyobrażać jak musi się miotać w klatce własnego ciała i umysłu. Zaczynam ze smutkiem przypuszczać, że może nigdy z niej nie wyjść.

      Cieszę się, że siostry dostały możliwość szczerej rozmowy między sobą. Chyba im obu tego było trzeba, nawet jeśli Elsa nie może powiedzieć Annie wszystkiego. W końcu mogą porozmawiać, Elsa ma przed kim wylać swoje lęki, a Anna ma najmniejszą szansę, żeby zrozumieć.

      Usuń
    4. I pojawia się motyw procesu! Właściwie to nie mogę się doczekać, to zdarzenie cięgle gdzie się prześlizguje i miga w tle jakby nie mogło się przebić. Ach! Jestem podekscytowana!

      O! To fantastycznie, że pochyliłaś się nad reakcją Anny w temacie procesu i prowodyrów (przeklinam cię, Pettersen!). Dziwne byłoby gdyby reakcja Anny w ogóle się nie przewinęła przez aktualne rozdziały. I co do niej, zupełnie się nie dziwię, że podeszła do tego tak, a nie inaczej.

      Bardzo podoba mi się to, co Anna mówi o rodzinie Kristoffa. Dosłownie widzę oczami wyobraźni jak słucha tego, co opowiada jej Kristoff, jak ciepłe to są słowa i jak widać to, jak jest z nimi silnie związany. Ja też nie wierzę nadal (!), żeby Jens czy Juhanni mogli mieć z tym cokolwiek wspólnego. To znaczy jest to oczywiste, ale chciałam to dodatkowo podkreślić.

      Usuń
    5. (Przepraszam za Caps Lock)

      C O C O C O C O C O C O C O C O C O C O C O

      (Mama by mnie chyba wyciągnęła za uszy za takie pisanie, jak powyżej)

      Ale! Jestem przerażona tym co powiedziała Anna. A najbardziej tym, że dziewczyna ma zupełną rację! Szokujące jest dla mnie, że dosłownie Hans jest ostatnim możliwym wyjściem. Jak zwykle ten szczur wszędzie da radę się wepchnąć. Nie powiem więcej, będę rzucała szczerą nienawiścią jak go zobaczę.

      Usuń
    6. Podsumowując, uważam że rozdział ten niezwykle mi się podobał! Potrzebowałam rozdziału pokazującego siostrzane więzi i to, że nawet siostry rozdzielona na tyle lat pomimo emocji potrafią się między sobą dogadać. Mam nadzieję, że wena Ci sprzyja Autorko, przede mną jeszcze trochę pozostaje do nadrobienia.

      Pozdrawiam serdecznie i jeszcze raz życzę dużo weny!

      Anonimek :)

      Usuń
    7. No coś ty, nie ma sprawy! Mam nadzieję, że wszystko u ciebie w porządku ♥

      Ale znowu, taki maraton komciów umilił mi dzień :D

      Elsy i Anny, zwłaszcza tej pierwszej, w ogóle było ostatnio mało, końcówkę tej części opowiadania raczej zdominują panowie – ale powinno się to wyrównać w trzeciej.
      (Kristanna też będzie! Nawet ostatnio o tym myślałam – bo kurczę, kiedy oni ostatnio mieli wspólną scenę? 20 rozdziałów temu? :O)

      Tak, Elsa oprócz depresji ma jeszcze szereg 245962 problemów, więc cukierkowe zakończenia filmów nijak się mają do rzeczywistości :C Wszystko, co piszesz na temat jej postaci, jest bardzo smutne, ale nie ukrywam, że w 100% prawdziwe
      Trochę sadystyczne to z mojej strony, ale lubię się bawić w podkopywanie autentyczności wszystkiego, co pokazały filmy (*patrzę na ciebie, F2*) – no bo co jeśli: relacja sióstr jest trudna, są dla siebie obce; Elsa umie przepraszać, to ile rodzice zepsuli – nawet niechcący – nie jest zamiatane pod dywan
      Swoją drogą mam nadzieję, że przeskoki w nastroju Elsy nie są zbyt gwałtowne – jako-tako jest to część kreacji postaci, bo zakładam, że jest labilna emocjonalnie (przez choćby osobowość bordeline, im więcej dowiaduję się o różnych zaburzeniach, tym więcej widzę ich w Elsie :C) – ale inna kwestia to jeszcze dobrze to przedstawić
      Bo przecież wciąż jest między Elsą i Anną jakaś więź, prawda

      Rodzina Kristoffa jest super <3 tu nie przyjmuję kontrargumentów xD I proces się na pewno niedługo pojawi, właściwie wszystko powoli zmierza w jego stronę – co w sumie jest dość zabawne, bo pojawił się w okolicach sama-nie-pamiętam-którego-może-dwudziestego rozdziału jako dość mglisty koncept, ale jednocześnie od prawie samego początku stanowił punkt zaczepienia dla sprowadzenia Hansa do Arendal

      Bardzo bardzo jak zwykle dziękuję <333
      (i już się chyba nawet nie powtarzam, że moje odpowiedzi są trochę żałosne, bo aż przykro, może w rozdziałach nadrobię)

      Usuń