KRÓL RÚNAR MIERZYŁ SZABLĄ W KIERUNKU PÓŁNOCY. Wyglądało to tak, jakby czubek ostrza rozpruł niebo w miejscu, z którego spomiędzy chmur wyglądały blade promienie słońca.
Jak w sadze o Arenie: obietnica, groźba, wyzwanie.
Miał zaciśnięte zęby, ugiętą jedną nogę i rozwichrzone włosy. Ciężki wojskowy płaszcz kłębił się za jego plecami jak wzburzone morze i rzucał cień na Kongeligplass.
Wyglądał prawie jak żywy.
— Król Rúnar, niech spoczywa w pokoju, upewnił się, że ci z Północy nie będą nam już wchodzić w drogę — wyjaśniła szeptem kobieta, która na chwilę zatrzymała się przed pomnikiem razem z synkiem. Chłopiec wyglądał na młodszego niż Anna w swoim ostatnim prawdziwym wspomnieniu, więc miał prawo zapytać.
W słońcu wczesnej jesieni złociło się motto rodziny królewskiej: Pro Arendale. „Za Arendelle”. Podpis mówił tylko Rúnar, nic więcej. Wszyscy przecież wiedzieli, kim był jej dziadek.
Niektórzy nawet ściągali czapki i skłaniali głowy, kiedy przechodzili obok – zupełnie jak Kristoff, kiedy po raz pierwszy został zaproszony do zamku i Anna prowadziła go korytarzami, pokazując portrety przodków wiszące na ścianach po drodze. Rozśmieszał ją wtedy.
Teraz tylko oblizała usta – nad górną wargą osiadł jej smak soli, którą przyniosła ze sobą bryza znad fiordu – a później wdrapała się na postument.
Planowała wskoczyć, ale w obecności dziadka, nawet jeśli był już tylko rzeźbą, zawsze czuła się niewystarczająca. Jakby nie zrobiła jeszcze wystarczająco wiele.
On był tylko Rúnarem, a ona tylko Anną, i chyba jeszcze nigdy nie odczuła tej różnicy równie dotkliwie, co teraz.
Cóż, uratowanie siostry najwyraźniej nie mogło się równać z uratowaniem całego kraju. Anna walczyła tylko o swoją rodzinę – nie z wrogiem. Nie założyła królestwa, chociaż pomogła wyrwać je z oków wiecznej zimy, co tak naprawdę wcale się nie liczyło, bo sama właściwie do niej doprowadziła. Nie zginęła też jak bohaterka, a w każdym razie nie na zawsze, i to było za mało, żeby przejść do historii.
Zadarła głowę do góry, zmrużyła oczy i wyciągnęła rękę w stronę nieba, wyobrażając sobie, że sama trzyma broń, mityczny miecz, który podarowało jej słońce. Przez chwilę wydawało jej się, że czuje nie tylko ciepło brązu, z którego wykonany był pomnik – jej palce zacisnęły się wokół czegoś niewidzialnego, jakby chwyciła za ogon nowe wspomnienie i…
Cokolwiek to było, zniknęło.
Zupełnie jak cała masa innych rzeczy, które w i e d z i a ł a , że kiedyś wiedziała – ale zapomniała, tak samo jak o istnieniu trolli.
Zaraz po Odwilży zaczęły wracać do niej również wspomnienia, których była pewna, że nigdy nawet nie miała. W większości była magia, magia Elsy – tylko że z Przedtem, zanim jeszcze bramy się zamknęły, a sekrety wyszły na jaw – ale czasem pojawiały się też inne rzeczy.
— Co ty wyprawiasz?
Całe to przypominanie sobie wyglądało jak okrutna lekcja pływania – jakby ktoś znienacka wpychał jej głowę pod wodę. Annie najpierw brakowało powietrza, ale później, kiedy wydawało jej się, że zaczyna rozumieć, jak powinna się poruszać, albo udawało jej się znaleźć coś, czego mogłaby się przytrzymać – ten sam ktoś wyszarpywał ją na powierzchnię, zagubioną jeszcze bardziej niż przedtem.
Sapnęła z irytacją. Nie cierpiała tego.
Musiała jednocześnie zdmuchnąć grzywkę z oczu, odwrócić głowę i nie spaść z postumentu, żeby zobaczyć stojącego pod nim kapitana Madsena. Była przekonana, że zgubiła go gdzieś w okolicach Klokkegata, ale może o tym też zapomniała albo znów sobie wymyśliła.
Miała ochotę postukać się pięścią w czoło albo kopnąć kapitana w łydkę, ale nie zrobiła żadnej z tych rzeczy. Grzecznie tylko chwyciła wyciągniętą dłoń w grubej, białej rękawiczce, starając się nie wzdrygnąć. Coś musiało być w tym kolorze – bo miała wrażenie, że dotyka śmierci.
— Nic — bąknęła, ale policzki już ją piekły.
Oczy kapitana były niebieskie, ale w dziwnie szarym, martwym odcieniu, znajomym jak skóra trolla, jak nieistniejące groby mammy i pappy. Wszystko było w nim osądzające: skrzywienie ust, zmarszczki w kącikach oczu i kilka pasm jasnych włosów zroszonych potem (co sugerowałoby, że Anna była o wiele lepsza w wymykaniu się, niż sądziła), które wystawały spod tej śmiesznej, wysokiej czapki.
Właściwie wszystko w nim było też dziwne, kiedy nie znajdowało się na terenie zamku, gdzie jego mundur idealnie zlewał się kolorem z dachówkami, kiedy Anna obserwowała go z okna pod złym kątem.
Nie pasował do miasteczka, gdzie wszyscy byli zajęci swoimi sprawami – nie sprawami A n n y . No bo – co z nim było? Nie miał żony, do której wypadałoby czasem wrócić, fajki do wypalenia albo królowej do nieposłuchania?
Pewnie, że miał.
Anna też miała do roboty… r z e c z y . Różne.
Ale odpowiedź na pytanie, gdzie właściwie pasuje, wydawało jej się ważniejsze niż historia albo geografia czekające na nią w zamku.
Ona też nie była częścią Arendal, a w każdym razie nie t e g o Arendal. Kogokolwiek by nie wybrała, nie mogliby być jedną z trzymających się za ręce par wałęsających się wzdłuż pierwszych straganów, które zaczęto rozstawiać na Høsttakefest – chyba że Anna chciała, żeby premier Todderud znów rzucił Elsie w twarz skandalem (nie chciała).
Nie nadawała się do tego, żeby zajmować się sprawami państwa, ale myśl, że miałaby spędzić życie wyłącznie na planowaniu przyjęć i wyprawianiu bankietów była w jakiś sposób bolesna.
Wydawało jej się, że kiedy bramy wreszcie się otworzą, dostanie swoje własne życie, z własnymi pragnieniami i celami, które będą wyraźniejsze i łatwiejsze do zrealizowania.
D o m .
Ale to tak nie działało. Dokładnie tak powiedział jej Kristoff, kiedy ostatnio się widzieli: „To tak nie działa” – kiedy stał po drugiej stronie boksu i zaciskał zęby, tak bardzo, bardzo daleko, a rozchwiane światło lampy gładziło linie jego szczęki – ale on był w pełni ubrany, w każdej chwili gotowy do drogi, a ona miała na sobie tylko koszulę nocną i zdecydowanie nie powinna była zakradać się w środku nocy do stajni – tylko że to nie była jej wina. To Kristoff robił wszystko, żeby nie skorzystać z zaproszenia do jednego z zamkowych pokojów gościnnych.
Ona chciała tylko z nim porozmawiać i zapytać o wszystko, o co nie mogła spytać Elsy. Chciała go prosić, żeby zabrał ją do trolli, które by ją naprawiły, albo chociaż żeby pocałował ją dokładnie tak, jak miał w zwyczaju robić to wcześniej, na przykład w kuchni, żeby znów o wszystkim zapomniała.
Ale to tak nie działało.
Do Anny powoli zaczynało docierać to, co inni – zawsze o krok do przodu – wiedzieli już dawno: że świat nie zawsze jest taki, jakim ona chciałaby go widzieć.
— Coś jeszcze? — westchnął kapitan Madsen, jakimś cudem nadal profesjonalnie uprzejmy, ale o wiele bardziej zmęczony niż jeszcze przed chwilą. — Czy możemy już wracać?
— Pewnie, że nie! — odpowiedziała Anna, zanim zdążyła się zastanowić, tak na wszelki wypadek. Gdyby bramy jednak miały nigdy więcej się nie otworzyć. Gdyby Elsa miała już nie wyjść z pokoju. Gdyby Kristoff miał do niej nie wrócić. Gdyby…
Ale Teraz nie było Przedtem, nie było „gdyby”. Jeśli będzie wystarczająco odważna, a przede wszystkim – szybka.
— Musimy kupić jeszcze kransekake*! — rzuciła przez ramię i rzuciła się w tłum obcych twarzy i nazwisk, których nie zdążyła jeszcze poznać.
Wkrótce — obiecała sobie w myślach. Wkrótce.
* Kransekake – piętrowe norweskie ciasto, składające się z kręgów migdałowych ciastek, podawane tradycyjnie na weselach i z okazji świąt.
Bardzo ciekawe przedstawienie Anny. Bardzo przypominała mi w tym rozdziale Roszpunkę z "Zaplątani: Serial". Ona też niby spełniła swoje marzenie i odnalazła dom, ale nie była całkowicie szczęśliwa.
OdpowiedzUsuń"Cóż, uratowanie siostry najwyraźniej nie mogło się równać z uratowaniem całego kraju(...)" - to zdecydowanie mój ulubiony akapit. Pokazuje taką małą pewność siebie Anny. Zupełnie jak wtedy, gdy przedstawiła się Hansowi jako "tylko ona". W ogóle w drugiej części filmu wydała mi się taka bardzo niepewna.
Czekam na więcej i życzę weny!
Nie myślałam o tym, kiedy pisałam ten rozdział, ale faktycznie, masz rację, teraz też widzę podobieństwa do serialowej Roszpunki, coś w tym jest ;) Próbowałam odwrócić trochę sytuację z filmu, gdzie zostało powiedziane, że Anna ma już wszystko, czego chciała - wolałam, żeby tutaj nie było to jeszcze do końca pewne ;)
UsuńCieszę się, że podobała ci się ta niepewność Anny. Mi też wydawała się taka w dwójce i pomyślałam, że można pociągnąć ten wątek i spróbować troszkę to rozszerzyć ^^
W kolejnej części spróbuję wprowadzić Elsę, a później zajmę się już rozwojem fabuły :D
Bardzo dziękuję za komentarz! ♥
Cześć!
OdpowiedzUsuńZnowu zmieniłam konto, ale Łoś z tej strony :D
Wstyd mi, że komentuję dopiero teraz, chociaż czytam na bieżąco już od jakiegoś czasu – ale dopiero parę dni temu w końcu obejrzałam drugą część Krainy. I , borze zielony, czuję się trochę skonfundowana.
Z jednej strony jestem zakochana w Agnarze i Idunie, z drugiej film mnie mocno rozczarował i nadal nie jestem w stanie precyzyjnie stwierdzić, dlaczego. Jakby – nie wiem – momentami miałam osobliwe wrażenie, że to wcale nie jest kontynuacja jedynki, tylko jakiś niespecjalnie udany spin-off.
Bardzo mi się podobają Inspiracje i Kalendarium ♥ jeszcze będę Ci tam komciać, jak sobie jeszcze raz na spokojnie przeczytam
Klimat prologu jest świetny ♥ czuję niepokój, chaotyczność, całą nagłość tej walki. I jeszcze to, jak się przeplata Runeard-ojciec i Runeard-król, jak w kaledoskopie, odległe dziedzictwo Południowych Wysp (mój Hans-radar zapikał :D), Iinná – przeczytałam, zanim obejrzałam dwójkę, więc wtedy podejrzenie Iinná = Iduna mnie zupełnie podekscytowało.
Zaskoczyło mnie, że Arendelle to takie młode królestwo :D Poza tym Twój Mattias to życie, lubię go jakoś dwadzieścia razy bardziej niż w filmie!
Pozdzierany materiał rękawic połaskotał go w gardło, gdy ojciec przesunął nimi pod jego brodą. Wojskowa pieszczota. – ♥
Znał bitwy tylko z map taktycznych, po których generał Beck pozwalał mu przesuwać pinezki. – tu też lov
Bardzo lubię Twoje przywiązywanie wagi do szczegółów, takie drobne wstawki, które budują klimat ♥ Na przykład to, że Iduna pachnie lawendą
Elsa już to wiedziała, tak samo, jak wiedziała mnóstwo innych rzeczy: że lód przyłożony do stłuczonego kolana zapobiega tworzeniu się opuchlizny; że kiedy zrobią jej psikusa, to frøken Berta zawsze będzie złościć się na nią mniej niż na Annę; że kuzyni z Południowych Wysp to tosker* (i że nie wolno tak mówić); że całowanie, które było obowiązkowe w każdej zabawie lalkami z Anną, tak naprawdę nie ma sensu – albo że najprawdopodobniej nigdy nie opuści Arendelle, kiedyś, w przyszłości, kiedy już zostanie królową. To będzie jej przygoda. – śliczny fragment!
(przypomniały mi się wzmianki o przygodzie w prologu, w povie Agnarra)
Elsa znała tę nutę w głosie mammy: złamaną w połowie uśmiechu. – ♥
Scena z Agnarrem i Iduną jest przeurocza, jeju ♥ Po cichu liczę, że jeszcze się będą pojawiać
Haa, kocham pojawienie się motywu tytułu i herbu dla Kristoffa. To jedna z rzeczy, która zawsze mnie zajmuje: kawaler przecież musiał otrzymać szlachectwo, żeby się w ogóle móc zadawać z rodziną panującą, prawda?
Knut-Karsten-Klaus-Kjell :D
Intryguje mnie kwestia tego lodu – mam nadzieję, że się pojawią jakieś szczegóły dalej :D Póki co mam podobne odczucia jak wydobywcy i niezupełnie ten pomysł Elsy rozumiem
Super oddałaś atmosferę panującą w tej grupce, ta napięcia w tle, stylizację językową. Swoją drogą, bardzo polubiłam Tora (i kocham za partykułę „że”). Podoba mi się też fakt, że relacja Kristoffa i Anny nie jest zupełnie słodka i różowa, ani łatwa, bardzo lubię ten motyw ♥
O, i że pojawiają się dialogi ze Svenem :D i wzmianka o ojcu Kristoffa, czekam na więcej!
(piosenka bardzo ładna ♥)
Annę w Twoim wydaniu kocham niezmiennie ♥ czy to modern, czy kanoniczny fanfic
Podoba mi się wzmianka o białych rękawiczkach (tak, Hans-radar znów zapikał), o wracających wspomnieniach – bo, łoł, właściwie nigdy się nie zastanawiałam nad pamięcią Anny po interwencji trolli, a teraz bardzo mnie interesuje, jak to rozwiniesz dalej :D, porównywanie się z dziadkiem. A kapitan Madsen dołączył do grona postaci, których będę z utęsknieniem wypatrywać. Ja nie wiem, coś mam do panów w mundurze
Strasznie się cieszę, że wróciłaś ♥
I, co mogę dodać!, czekam niecierpliwie na kolejny rozdział :D
Pozdrawiam ♥
Tak czułam, że to ty, kiedy zauważyłam nowego obserwatora! :D Bardzo się cieszę, że nadal chce ci się czytać i komentować (swoją drogą dziękuję za wyczerpujący komentarz ♥)
UsuńCo do Krainy 2, to nie mogłabym się bardziej zgodzić - jakby już samo istnienie bloga tego nie potwierdzało xD Mój stosunek do tego filmu od początku był bardzo ambiwalentny. Po przeciekach nie spodziewałam się wiele, ale kiedy poszłam do kina - a duży ekran jednak robi wrażenie – to nie było aż tak tragicznie, więc starałam się przekonać, że mi się podoba. Później obejrzałam film wiosną i cały czar prysł, im więcej się doszukuję jakiegoś sensu w akcjach postaci albo logicznych powiązań z pierwszą częścią, tym mniej ich znajduję. Mam wrażenie, że w tym filmie zdarzyło się wszystko, co nie chciałam, żeby się zdarzyło, chociaż nie do końca zdawałam sobie z tego sprawę ¯\_(ツ)_/¯
(Od razu pragnę zaznaczyć, że jestem otwarta na wszelką dyskusję, czy to komentarzową, czy mailową, więc gdybyś miała cokolwiek do dodania, to bardzo chętnie o tym pogadam!)
A twój Hans-radar za każdym razem pika nie bez przyczyny, bo nie mam pojęcia, jak można byłoby go wcisnąć w fabułę dwójki, ale mimo wszystko brakuje mi jego postaci i, jeśli tylko to możliwe, będę do niej nawiązywać ♥ Z kolei Agnarr i Iduna to mój totalnie ulubiony wątek (chociaż burzy mi moje odczucia na ich temat z pierwszej części) i o nich w miarę możliwości też postaram się wtrącać jak najwięcej.
Gdzieś widziałam wzmiankę, że Runeard zbudował Arendelle i postanowiłam to wykorzystać, bo fajnie łączy się z moją teorią, że arendellska rodzina królewska wywodzi się z Południowych Wysp (no bo tak). Planowałam zrobić z Runearda coś w stylu Leopoloda I, króla Belgów, jeśli chodzi o genezę objęcia tronu.
W filmie w ogóle zabrakło mi tych trzech lat, które rzekomo minęły, więc postaram się jakoś tym zająć, mam nadzieję, że mi się uda :’) I mam frajdę z tworzenia nowych postaci męskich, takich jak wydobywcy czy kapitan, więc bardzo się cieszę, jeśli ci się podobają, oby udało się zawrzeć ich więcej! :D (A to z Anną to przeogromny komplement, dziękuję! ♥♥♥)
Nie wiem jeszcze, jak mi z tym wszystkim wyjdzie, bo nie określiłam jeszcze w 100%, do czego konkretnie w tym opowiadaniu dążę, ale mam nadzieję, że da się to czytać, i że nie będzie bardziej zagmatwane niż sam film xD
Jeszcze raz bardzo, bardzo dziękuję – i jeśli tylko mi się uda, to widzimy się w niedzielę w części Elsy :D
PS – A gdybyś ty przypadkiem planowała powrót na swojego starego bloga, albo jakiegokolwiek innego, to zaklepuję sobie dobre miejsce jako czytelnik C:
Opis pomnika Runarda mnie kupił, okej? W ogóle ten rozdział mnie kupił. Jest taki bardzo Annowy i doskonale ukazuje naturę Anny z jedynki, którą zatraciła w dwójce. Jest taka... żywa, ciekawa świata, ale jednocześnie okropnie w nim zagubiona. I te wszystkie myśli w jej głowie, które się kłębią, przeplatają ze sobą, mieszają, i których zdecydowanie jest zbyt dużo. I ta jej niepewność i niedocenianie samej siebie, zwłaszcza, gdy myśli, że uratowanie siostry, to nie uratowanie świata. Generalnie mam wrażenie, że na spokojnie w jakimś tam stopniu mogłabym się z nią utożsamiać.
OdpowiedzUsuńA Madsen to taki gbur chyba, bynajmniej tutaj, bo w późniejszych rozdziałach z tego, co pamiętam, był chyba bardziej ogarnięty.
„Rzuciła się w tłum obcych twarzy i nazwisk, których nie zdążyła jeszcze poznać” bardzo mi się podoba.
I to zakończenie, aaa — i to, że kransekake jest taką odskocznią, zmyłką, też mi się podoba
THIIIIIIS
UsuńNie jestem psychologiem, ale uznałam, że jeśli jakieś traumy mają się uaktywniać, to może lepiej zacząć od razu po wydarzeniach, które je wywołały, a nie, no nie wiem, trzy lata później D:
A u Anny zdecydowanie powinny, nie lubię, kiedy jej dosłownie jedyną cechą jest optymizm, wtedy jest taka nierealistyczna i nieutożsamialna
Chociaż to i tak taki mój comfort character, więc każdy komplement w jej stronę to <3333 Strasznie się cieszę, jeśli jej POV ci się podoba!
A kapitan Madsen z założenia jest raczej niezadowolony z życia :D