Ariana dla WS | Blogger | X X X
Fagra, grýttur land, heimr Árnadalr
piękna, kamienna ziemia, dom Arendelle.

6.9.20

Rozdział 6. Gra na zwłokę

_______________

SIĘGNĘŁA PO KLAMKĘ ZE ZŁEJ STRONY DRZWI. Odruchowo szukała jej po lewej, tak jak w swoim pokoju, zawsze od wewnątrz. W powietrze wzbił się miniaturowy płatek śniegu – ale on nie zauważył albo udawał, że nie widzi. Był tylko wydobywcą lodu.

Uspokój się. Kontroluj się.

— Wasza Wysokość. — Skłonił głowę, odrobinę za krótko, i uścisnął jej dłoń. Znów nie pocałował, za co akurat Elsa była mu wdzięczna. Idiotyczny, niehigieniczny gest. Mimo to musiała zwalczyć odruch, żeby wyrwać rękę, kiedy jej dotknął, bo miała wrażenie, że ten dotyk parzy.

— Proszę usiąść — odparła i poczuła, jak lód grzechocze jej w kościach. Zupełnie jakby cała składała się tylko z niego.

Wskazała w stronę biurka, bo kiedy wydobywca lodu tak przed nią stał, sprawiał, że czuła się niepewnie. Był za wysoki, cuchnął jak ciężka praca i utracona wolność, i nie podobały jej się jego kolory, złoto i brąz.

Ona była bardziej lodowcem niż człowiekiem, trupią bielą i sinym błękitem.

Patrzyła na jego rozbitą wargę i widziała w nim tylko ciało. Mięśnie. Ścięgna. Krew.

Zastanawiała się, czy z nią byłoby podobnie. Co by się stało, gdyby jej zbyt cienka skóra, pod którą było zbyt mało krwi, w końcu popękała? Czy mróz mógłby rozsadzić jej żyły jak rury pełne wody? Łatwo byłoby ją roztrzaskać? I co znalazłaby wewnątrz siebie?

O ile łatwiej byłoby, gdyby mówił „Wasza Królewska Mość”, tak jak powinien. Albo gdyby zwracał się do niej po prostu po imieniu – chociaż ostatni mężczyzna, który tak zrobił, nie wyrósł jeszcze z zabaw w Napoleona i próbował dokonać swojego własnego coup d'État*. Jego bezczelnie arystokratyczna twarz patrzyła na nią od rana spod krzyczącego nagłówka „Verden”, aż Elsa złamała mu nos filiżanką i poplamiła kamizelkę kawą.

— Wydobywcy mają kłopoty — poinformował ją po prostu… jak on się w ogóle nazywał?

Pod tytułem, który mu dała, był jeszcze człowiek, nieznajomy z Lodowego Wierchu, który wbrew jej woli stał się kimś o wiele bliższym. Była pewna, że jego imię przewijało się w prawie każdym zdaniu Anny – „mój góral to, mój góral tamto” – ale nie pamiętała; Anna mówiła wiele rzeczy.

Wszyscy mówili.

A później wydarzył się pieczętujący wszystko pocałunek w dokach, mezalians w pełnej krasie, o którym najpierw dowiedziała się od Olafa, więc miała nadzieję, że to nieprawda, jak większość informacji, które od niego słyszała. Ale kiedy gazety zaczęły trąbić o „miłości, która jak zaraza pleni się w królewskich kręgach”, musiała interweniować.

Mogła odwołać się do nienaruszalnych praw rządzących światem – lód topnieje w wodę, wiejący z północy wiatr zwiastuje zmianę pogody, śmierć jednego monarchy wyznacza początek panowania kolejnego, a księżniczki nie wychodzą za żebraków – albo być okrutna i przypomnieć Annie o jej największej pomyłce.

Ale w normalnym świecie nie istniały przeklęte królowe, a ona nie chciała być okrutna.

Dlatego nadała mu tytuł.

Oficjalnie zrobiła to za nieokreślone „zasługi dla Korony”, w końcu nie pozwolił księżniczce zginąć w górach – można było powiedzieć, że właściwie ocalił jej życie, był bohaterem. Wszystko, żeby tylko uniknąć kolejnych ataków ze strony prasy, zamknąć usta rządowi i wszystkim plotkarzom, a przede wszystkim żeby nie łamać serca Anny po raz kolejny.

Todderud sugerował pojednawczo, że powinni brać pod uwagę, że Nadworny Dostawca Lodu wcale nie musi być miłością młodziutkiej następczyni tronu Arendelle, tylko jej pierwszym prawdziwym doświadczeniem. Może był tylko próbą buntu, wybadania, jak daleko może się posunąć?

A księżniczka  z a p r z y j a ź n i o n a  z lordem nie była przecież niczym skandalicznym. Zagraniczni książęta wciąż mogli się nią interesować, aż znajdzie się odpowiedni, za którego będzie można ją wydać.

Wydobywca lodu odchrząknął. Podeszwy ciężkich butów zaszurały po dywanie w kolorze zakrzepłej krwi. Świadomość, że on również nie czuje się na swoim miejscu, była dla Elsy pocieszająca. Fakt, że to przez nią znalazł się w tej pozycji – wręcz przeciwnie.

— Na Limingen lód w najgrubszych miejscach ma co najwyżej kilka tommer**— wyjaśnił. To był dosłownie  c z w a r t y  raz, gdy rozmawiali (i po raz drugi na temat pracy) – ale Elsa zdążyła zauważyć, że czasami brzmi jak każdy inny przedstawiciel proletariatu w Arendal – a czasami zaciąga, ale nie tak, jak słyszała, że robią to górale. Zmiękczał niektóre słowa na końcu, inne były równie szorstkie co jego dłonie, i wszystko to sprawiało, że w jej uszach jego głos nabierał konsystencji wędzonego miodu. — Może wystarczy na kostki do lemoniady, ale na eksport się nie nadaje.

Przetworzenie jego słów zajęło jej dłużej niż powinno. Wierzyła mu, ale nie była pewna, czy żartuje. Żartował?

Ojciec na pewno by wiedział, jak zareagować. Spojrzała na jego koronacyjny portret wiszący na ścianie. Jej własny nie był jeszcze gotowy – i być może nigdy nie będzie. Zresztą nie chciałaby wymieniać obrazów starych królów, które obecnie znajdowały się w gabinecie. Przypominały jej o tym, czym nie była, a powinna. Były jak kara za pragnienie więcej niż mogła dostać i niesprostanie wymaganiom.

Król Agnarr patrzył przed siebie z dumnie uniesioną głową, pewnie unosząc w dłoniach regalia. Ani śladu pragnącej je pożreć klątwy. Co by sobie teraz o niej pomyślał?

„Dasz sobie radę”, okłamał ją po raz ostatni.

A przecież Elsa wcale nie dawała sobie rady.

Oficjalnie panowała od zaledwie trzech miesięcy, a już sprowadziła na Arendelle większy kryzys niż jej obaj poprzednicy razem wzięci w ciągu sześćdziesięciu lat. Zima Stulecia zmiotła większość plonów z powierzchni ziemi. Całe północne skrzydło zamku wymagało renowacji. Kilku członków Rady Królewskiej nalegało na wznowienie stosunków handlowych z Weseltonem, co, zdaniem Elsy, oscylowało na granicy zdrady (ale na co musiała się zgodzić, bo osobiste sympatie i antypatie Elsy nie mogły przekładać się politykę królowej Elisabet. Królowa Elisabet prowadziła przecież uprzejmą korespondencję z królem Sigurdem, któremu w równym stopniu na rękę było zatuszowanie pewnej delikatnej kwestii, co jej – chociaż z wujem Sigurdem Elsa nie miała styczności od lat).

Kazano włożyć jej za duże buty, a ona nie umiała w nich chodzić. Wciąż tylko się potykała, jak przerażone dziecko (którym zresztą przecież była) we mgle. A historia nie dbała o wiek. Joanna d’Arc była zaledwie rok starsza od Anny, kiedy spłonęła na stosie – jak wiedźma.

Elsa nie chciała być już dłużej rozczarowaniem.

Sądziła, że dręcząca ją klątwa wreszcie może się do czegoś przydać – do czegoś dobrego, nie do podrzynania gardeł, tworzenia potworów większych niż ona sama i zamrażania serc. Bez wahania podpisała wszystko, co jej podsunięto i wydała nowe rozkazy, pierwszy raz czując się wygrana.

Filarami ekonomii Arendelle były przecież ryby, drewno (choć to akurat stanowiło kwestię sporną) i lód.

Ale jeśli nauczyła się czegoś w noc koronacji, to tego, że nie jest w stanie uciec od siebie samej, niezależnie od tego, jak szybko i daleko pobiegnie.

Lodowisko na dziedzińcu było ostatnim miłym wspomnieniem jej zdolności. Później zgodziła się, żeby nowy  p r z y j a c i e l  Anny zjadł z nimi podwieczorek, a kiedy łokciem potrącił filiżankę z herbatą, Elsa wszystko zamroziła – herbatę i filiżankę, obrus i stolik, jego rękaw i swoją nadzieję na to, że kiedyś jeszcze może być dobrze.

Miała nauczyć się kontroli. Miłość miała roztapiać. Nie kochała wystarczająco mocno? Kochała za bardzo?

Ah-ah-ah-ah...

Zza okna wraz z krzykami mew wsączał się chłód, którego tak naprawdę nie mogła poczuć – widziała tylko iskry przeskakujące między palcami i gęsią skórkę wykwitającą na przedramionach wydobywcy lodu, kiedy rozłożył ręce.

— Lód, który przywiozłem, pochodzi z lodowni w Harmon, i powinno wystarczyć go na festiwal, ale później… Zapasy się kurczą, a o ile nic się nie zmieni, będziemy musieli zaczekać z wydobywaniem do stycznia – grudnia, jeśli będzie wystarczająco zimno.

Nic się nie zmieni — mogła go zapewnić. Złożyła obietnice, których nie była w stanie dotrzymać. Wkładając koronę obiecywała, że będzie dobra. To samo szeptała, kiedy ojciec przynosił jej nowe rękawiczki, które miały jej pomóc w odzyskaniu kontroli nad własnym ciałem.

— A ile tommer pana zdaniem potrzeba? — postanowiła zapytać, bo to do niczego jej nie zobowiązywało.

Uniósł wzrok i spojrzał jej w twarz, jakby zastanawiał się, czy może powiedzieć prawdę. Jego oczy były ciemniejsze od piwa i jaśniejsze od mocnej kawy.

— No, przynajmniej z kilka razy więcej.

— To znaczy?

— Siedemnaście — odparł bez wahania.

— Siedemnaście — powtórzyła Elsa. Nie więcej niż miały poduszki w jej sypialni, wymieniane częściej niż mogłaby zliczyć, niszczone przez wszechobecną wilgoć. O wiele mniej niż wszystkie jej kłamstwa. — Cóż…

Powinna pstryknąć palcami i byłoby po sprawie.

Skoro jednym ruchem dłoni potrafiła zamrozić cały kraj, dlaczego nie umiała siłą woli utrzymać wystarczająco grubej lodowej powłoki na kilku zbiornikach wodnych? Tylko tyle i aż tyle.

„Czarna magia”, jątrzył ten żałosny mały człowieczek z Weseltonu, ale co to za wiedźma, która nie umie czarować?

Potarła kąciki oczu, za które szarpało zmęczenie. Szron obciążał rzęsy, chociaż wcale go tam nie zapraszała. Zamrugała gwałtownie, bojąc się, że zaraz zacznie się topić. Moc drżała jej w palcach przy każdym ruchu.

— Poproszę Peterssena, żeby odwiedził Lodowe Pola i…

— Nie — przerwał jej wydobywca lodu, tak bezczelnie, że zdumiało to ich oboje. Po raz pierwszy spuścił wzrok, chociaż się nie odsunął, zupełnie jakby się jej nie bał – dziwny człowiek – i wyjaśnił niechętnie: — Nie ufam mu.

A Elsa nie ufała  j e m u .

Zależy ci na mojej siostrze?

Niezadane pytanie zawisło między nimi. Tak jakby on nie chciał odpowiadać równie mocno, jak ona nie chciała pytać.

— W takim razie sama się tym zajmę — obiecała wreszcie, żeby jeszcze coś dodać i wydawać się mniej bezużyteczna niż się czuła. Potrzebowała czasu. — Zaraz po Høsttakkefest.

A on się na to zaśmiał – nie z zaskoczenia ani niedowierzania, tylko w sposób, który jasno wskazywał na to, że się tego spodziewał. Krótko i gorzko, jakby od początku wiedział, że wszystko na nic, i w przeciwieństwie do niej nie miał żadnych złudzeń. Miał tylko zdać raport, nie otrzymać realną pomoc.

Próbował udać, że kaszle, ale było już za późno.

Gdyby tylko nie nadszarpnęła tak finansów państwa, mogłaby… Czy mogłaby mu…

— Uhm, jasne — odezwał się, wstając i zatrzymując chaos jej myśli, zanim zdążył skrystalizować się w konkretne działanie. Jedna noga krzesła zsunęła się ze skraju dywanu i przesunęła po drewnianej podłodze. W uszach Elsy zabrzmiało to jak pękająca kra. — To… ee, dziękuję, Wasza Wysokość.

Musicie mnie wszyscy nienawidzić — pomyślała ponuro, a on na chwilę zatrzymał się w drzwiach, jakby ją usłyszał – ale niemożliwe, żeby powiedziała to na głos. W milczeniu była mistrzynią.

Wydobywca lodu tylko potrząsnął głową i jeszcze raz ją skłonił. Chociaż już się nie odezwał, to on miał ostatnie słowo – bo Elsa mu nie odpowiedziała. Gdyby to zrobiła, musiałaby przyznać, że wciąż nie wie, jak on się nazywa.

_______________

* Coup d'État (fr.) – zamach stanu.

** Tomme (kciuk) – stara jednostka miary, stosowana przed wprowadzeniem systemu metrycznego w Norwegii. 1 tomme to ok. 2,6 cm.

 

I tutaj ciekawostka, jeśli chodzi o akcenty. Jedną z najfajniejszych rzeczy w norweskim jest mnogość dialektów (tutaj można sobie wielu z nich przesłuchać), której niestety nie jestem w stanie tu oddać :C Ale tak czy siak wybrałam sobie sposób wysławiania się każdej postaci. Jeśli ktoś nudzi się tak samo jak ja to uwaga:

Elsa, Anna i cała reszta przedstawicieli rodziny królewskiej (ogólnie elyta) mówi takim hoch norweskim, w Arendal w ogóle obowiązuje standard języka (numer 33). Z kolei Kristoff mówi do pewnego stopnia podobnie, ale ze względu na miejsce pochodzenia ma też północne naleciałości (numer 2) – podobnie wyrażała się pewnie Iduna, zanim się ich pozbyła. Wydobywców słyszę mówiących mniej więcej numerem 47/numerem 50 i mieszanką innych, z kolei ten śpiewny ton Oakena to nie może być nic innego niż numer 17. A gdyby kogoś to interesowało (a podejrzewam, że kogoś interesuje ;)) - kapitan Madsen ma totalnie skarre-r (to takie francuskie) i mówi numerem 21.

(A Hans mówi po duńsku i francusku.)

7 komentarzy

  1. Nadal utrzymuję, że rozdziały z Elsą są zdecydowanie moimi ulubionymi. Uwielbiam sposób w jaki przedstawiasz jej myśli.
    Rozmowa z Kristoffem była dokładnie tak niezręczna jak sobie wyobrażałam. Trzeba przecież zauważyć, że on jest dla niej takim samym nieznajomym, jakim był Hans. Swoją drogą, świetne odniesienie do niego. Kocham!
    Ciekawostka z dialogami także bardzo fajna. Przesłuchałam sobie wszystkie z wielką chęcią.
    Ogólnie myślę, że był to jak na razie jeden z lepszych rozdziałów (choć wszystkie są super).
    Pozdrawiam i czekam na więcej!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jejku, to naprawdę strasznie mi miło! ♥ Jak już mówiłam, z Elsą mam największy problem, ale też napisanie żadnego rozdziału mnie tak nie cieszy, jak tego z jej perspektywy :D I to na pewno nie ostatni taki ;)

      Dla odniesień do Hansa to ja ostatnio chyba żyję xD Fajnie, że ci się podobało ♥ I też uważam, że Elsa nie ma dla Kristoffa taryfy ulgowej, nie zna go za bardzo (i chyba nie bardzo chce poznać :D), a z Hansem, który był przecież "narzeczonym" Anny wcale nie miała lepszego kontaktu :D Ale na te relacje też przyjdzie jeszcze czas ^^

      Bardzo się cieszę, że wszystko tak ci się podobało, że chciało ci się sprawdzać tę wymowę, i bardzo dziękuję za komentarz! ♥

      Usuń
  2. Powiem Ci, że ja tam się przy czytaniu ich dialogu świetnie bawiłam :D Piękny duet

    Był za wysoki, cuchnął jak ciężka praca i utracona wolność, i nie podobały jej się jego kolory, złoto i brąz. – ♥

    Hans-radar osiągnął szczyt swoich możliwości w pikaniu! Kocham określenie „bezczelnie arystokratyczna twarz”, aaa. No i hej, dlaczego od razu: największa pomyłka :C

    Pov Elsy faktycznie jest trochę chaotyczny, ale w sposób, który absolutnie do mnie przemawia. Czuć tę gonitwę myśli, czuć, że Elsa ma bardzo dużo spraw na głowie i próbuje ogarniać wszystko naraz – i że nie do końca jej to wychodzi. Dla mnie jak najbardziej na plus, taka naprawdę elsowa ta narracja jest ♥
    Poza tym strasznie mi się podoba, że poruszasz jedne z moich fav wątków w kontekście Elsy: konsekwencje ekonomiczne Zimy Stulecia (ale o tym już wiesz, to się tu nie będę rozpisywać :D), brak kontroli nad mocą, kompleksy na tle ojca/dziadka iiiii relację z Kristoffem. Czy raczej jej brak.
    Fakt, że w dwójce sobie siedzą razem w piżamkach i szlafroczkach i grają w kalambury jest dla mnie trudny do przyjęcia, bo kłóci się i z charakterem Elsy, i Kristoffa. Ofc można uznać, że przez te 3 lata od jedynki do dwójki mogli się jakoś skumplować, ale – rany! – nadal mówimy o wycofanej Elsie, która większość życia spędziła ukryta w pokoju powtarzając mantrę ukrywaj-nie przeżywaj-nanana i gburowatym wydobywcy lodu, który nie umie w ludzi.
    Więc lov za nakreślenie tej relacji tak, że wychodzi prawdopodobnie. I za to, że Elsa nawet nie pamięta, jak Kristoff ma na imię :D

    Zmiękczał niektóre słowa na końcu, inne były równie szorstkie co jego dłonie, i wszystko to sprawiało, że w jej uszach jego głos nabierał konsystencji wędzonego miodu. – ♥

    Kogoś bardzo interesuje.
    Ktoś teraz sobie słucha i się ekscytuje w kącie.
    (♥♥!)
    (stawiasz mnie przed trudnymi dylematami: teraz nie wiem, czy czekam bardziej na nawiązania do Hansa, czy do kapitana :D)
    (podoba mi się nawet samo określenie skarre-r)
    (Hans, chłopcze, chyba musisz się podzielić miejscem na piedestale)

    Czekam niecierpliwie na następny rozdział i na mapę Arendelle :D

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja w pewnym momencie tego natłoku myśli Elsy, które mnożyły się z każdym akapitem, musiałam przekleić sam dialog do innego dokumentu, żeby się upewnić, że za bardzo nie odbiegłam od tematu XD

      Cieszę się bardzo, jeśli moja Elsa mimo wszystko ci podpasowała ♥ Doszłam do wniosku, że jej wersja z piosenki Dangerous to Dream chyba najbardziej mnie przekonuje :D

      W ogóle dochodzę do wniosku, że dużo bardziej wolę pisać o tym, co bohaterowie myślą niż o tym, co faktycznie mówią ¯\_(ツ)_/¯

      I zgadzam się totalnie, że dwójkowa scena z kalamburami, chociaż na swój sposób urocza, była totalnie nie w charakterze (chyba że w jakiejś odleeegłej przyszłości), nawet, jeśli założyć, że oboje się na to zgodzili wyłącznie ze względu na Annę. Jeśli ja przyjęłam opcję, że po trzech miesiącach nawet relacje sióstr/Kristanny nie są jeszcze w stu procentach swobodne, to co dopiero Elsy i... jak mu tam? :D

      A co do następnego rozdziału w kontekście przedostatniego akapitu twojego komentarza (za który bardzo swoją drogą dziękuję! ♥) - to mogę tylko powiedzieć, że może... BYĆ MOŻE... będziesz zadowolona >.>

      Usuń
    2. Ach, no i "największa pomyłka" padła tu, z braku lepszego określenia, w sumie dlatego, że Kristoff powiedział tak właśnie w scenie z kalamburami :D

      Usuń
  3. Ogromnie mi się podobają POVy Elsy — są takie chaotyczne, natłoczone myślami, jakby Elsa próbowała wszystko ogarnąć jednocześnie, „no bo w końcu jest królową„ i ma całe królestwo na głowie, a do tego jedenaście lat życia w strachu, samotności i niezrozumienia.

    Pomyłka z klamką jest taka życiowa. Niemal tak samo życiowa, jak pomyłki z wyłącznikiem światła. Haha.

    “Zastanawiała się, czy z nią byłoby podobnie. Co by się stało, gdyby jej zbyt cienka skóra, pod którą było zbyt mało krwi, w końcu popękała? Czy mróz mógłby rozsadzić jej żyły jak rury pełne wody? Łatwo byłoby ją roztrzaskać? I co znalazłaby wewnątrz siebie?” — to takie... takie... Nie wiem jak to ująć, ale tu doskonale widać te wszystkie rozterki Elsy i fakt, że nie do końca postrzega siebie jako „normalnego” człowieka.

    To, że Elsa nie pamięta imienia Kristoffa bardzo uwidacznia fakt, że oni praktycznie wcale się nie znają. Jasne, Kristoff odegrał ogromną rolę w filmie (w końcu gdyby nie miłość Elsy, najprawdopodobniej „Kraina Lodu” skończyłaby się sztampowym pocałunkiem prawdziwej miłości — którą oczywiście jest Kristoff (i szczerze powiedziawszy ta ich taka wieeeelka miłość jest trochę naciągana, bynajmniej w dwójce, bo heloł, przecież nikt dawniej nie pozwoliłby na ślub księżniczki z jakimś wieśniakiem, więc nawet to nadanie tytułów Kristoffowi jest bardziej okej — Nadworny Dostawca Lodu i Sopli, mnie rozwalił. W sumie osobiście bardziej odebrałabym to jako takie zauroczenie, jak z Hansem, choć nie powiem, wszystko można dobrze ogarnąć i być może ta ich wieeelka dwójkowa miłość znajdzie sobie jakąś miejscówkę)).

    I nawet nadała mu tytuł, między innymi dla Anny. Może relacja Anna-Elsa nie jest zbyt wygórowana, bo jednak jedenaście lat to kawał czasu, ale przecież one obie się nawzajem kochają, tylko po prostu nie potrafią sobie w pełni tego okazać. (Tak, tak, jestem zdania, że Agnarr i Iduna wcale nie byli takimi idealnymi, wspaniałomyślnymi rodzicami. Jasne, mogli przecież pozbyć się Elsy, zamknąć ją gdzieś tak na amen, w jakimś przytułku dla umysłowo chorych albo po cichaczu kazać ją zabić, ale to, że zamknęli ją, ograniczając świat od niej wcale nie było lepszym rozwiązaniem. Bo odizolowali i ją od świata i świat od niej. A potem sobie umarli i zwalili całe królestwo na jej głowę. I to w zasadzie głównie oni są winni za stan psychiczny Elsy).

    Elsa nie ufa Kristoffowi? O wow, brawo. W sumie też nie byłabym zbytnio przekonana — w sensie, jasne, weźmy spójrzmy chociażby charaktery obu sióstr, gdzieś przeczytałam, że Elsa to żywa perfekcja, a Anna jest perfekcyjnie żywa — i jak najbardziej się z tym zgadzam, bynajmniej powierzchniowo, bo jednak obie skrywają w sobie przysłowiowe „demony przeszłości”. Ale tak, Annie przecież zależało na Elsie, chciała ją uratować, sprowadzić z powrotem do królestwa i po prostu znowu mieć siostrę, a więc logiczne jest, że łapała się każdej deski ratunku. A Elsa po prostu nie ufa nawet samej sobie, więc jak ma zaufać kompletnie obcej osobie, zwłaszcza po tych wszystkich latach. Ich dwójkowa zażyłość to jakaś przeginka.

    Ich rozmowa była taka niezręczna. Aż sobie przypomniałam wszystkie moje niezręczne rozmowy i sytaucje i po prostu aż mi się ich żal zrobiło. Muszą ze sobą się jakoś dogadać, choć tak naprawdę żadne nie chciało tam być.

    Elsa nazywa Kristoffa po prostu wydobywcą lodu. I wciąż nie wie jak ma na imię. I bardzo nie chce się do tego przyznać. Skąd ja to znam?

    A ciekawostka z dialektami jest po prostu super i bardzo urozmaica całą opowieść.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. BAHHH, dwójkowa Kristanna to jakaś aberracja, chyba nawet po dobrze opisanych pełnych trzech latach ich relacji nie widzę możliwości, żeby cokolwiek z dwójki się wydarzyło D:
      Ja po końcu filmu (pierwszego) ze strony Kristoffa widzę raczej zauroczenie, naprawdę lubi Annę, ale nie jest dla mnie typem, który po takim czasie mógłby się zakochać; prędzej zakochana mimo wszystko byłaby Anna, chociaż ona z natury jest raczej kochliwa i wszystko wyolbrzymia *khem, khem, Hans*
      I w sumie nie wiem, czy spotkałam się gdzieś z aż takim slowburnem jak tutaj, bo jakoś tak na ogół deklaracje Wielkiej Miłości albo wątki typu Ojej Tu Jest Tylko Jedno Łóżko pojawiają się dla mnie we wszelakich ficzkach za szybko D:
      I mimo że Kristanna to mój główny szip tego opka, to jednak nie dziwię się postawie Elsy i premiera, poniekąd nawet Peterssena, chociaż to już kontrowersyjne :D

      Nadworny Dostawca Lodu i Sopli zdecydowanie pozbywa się „sopli” ze swojego tytułu, bo co XD

      Piąteczka za opinię na temat rodzicielstwa Iduny i Agnarra ♥

      I jejku, żywa-perfekcja, perfekcyjnie-żywa jest takie idealne <3
      Siostry też dostały ode mnie Skomplikowaną Relację, bo czemu nie, ale lubię się bawić w obalanie wszystkiego, co próbuje wmówić nam dwójka i trochę też tego, co przyjmuje – albo przyjmowała, kiedy je czytałam – większość fanfikowych twórców; nie da się być beztroskimi bff po trzech miesiącach, które mają miejsce po dekadzie izolacji i szeregu zaburzeń psychicznych i traum ;___; (kocham takie demony)

      Jeśli do czegoś konkretnie się nie odnoszę to przepraszam, po prostu najwyraźniej w zupełności się zgadzam, jak z tym postrzeganiem przez Elsę samej siebie jako nie całkiem człowieka <33
      (Aaa i jak się cieszę, że chaotyczność jej POV-ów nie przeszkadza tylko wpasowuje się w charakter)

      Usuń