Ariana dla WS | Blogger | X X X
Fagra, grýttur land, heimr Árnadalr
piękna, kamienna ziemia, dom Arendelle.

4.10.20

Rozdział 8. Nadchodzi zmiana

_______________

KSIĘŻNICZKA KORONNA ANNA AGNARRSDÓTTIR ÁRNADALR MIAŁA TRZY IMIONA. Czasem wydawało jej się, że ma też trzy życia, bo wszystko, co przeszła, łatwo można było podzielić na trzy etapy: Przedtem, Potem i Teraz.

Końca pierwszego nawet nie pamiętała; o tym, jak skończył się drugi, starała się nie myśleć.

Ale pewne rzeczy były niezmienne, jak widok, do którego budziła się zawsze z koszmarów: ogromne łóżko w pustym pokoju, bez śladu ciepła czyjejkolwiek obecności, i strużki potu zasychające jak klej pomiędzy skórą na plecach a materiałem koszuli nocnej.

Potrząsnęła głową, a wtedy w skroń uderzyła ją okładka otwartej książki, nad którą musiała zasnąć. Po omacku spróbowała wymacać zakładkę, ale w końcu dała sobie spokój. Później znajdzie fragment, na którym skończyła (na przykład po ilustracjach, przez które ktoś z jeszcze większym naciskiem nazwał jej wybory czytelnicze „pożałowania godną lekturą, nieodpowiednią dla niezamężnej panny”).

Ha.

W końcu zmusiła się, żeby otworzyć oczy, i zadrżała. Niebo było takie jasne, a pokój taki ciemny. Bose stopy Anny bielały na tle dywanu. Za oknem zorza miała jej ulubiony kolor: u góry różowa, a z dołu podszyta zielenią. Jak pożar w lesie.

Mimowolnie się wzdrygnęła, a wtedy kątem oka dostrzegła w szybie odbicie gniazda – nie, zaraz, swojej  g ł o w y  – więc szybko zaczęła rozczesywać włosy palcami, jakby ktokolwiek mógł ją teraz zobaczyć.

Pokojówki niedawno zaczęły się z niej podśmiechiwać, że gdy kuchnia spodziewa się dostawy lodu, księżniczka stara się wstawać wcześniej i schodzi na śniadanie w ładnych, świeżo uprasowanych sukienkach i schludnie uczesana.

A może bawiło je to od początku, a Anna po prostu nie zauważyła wcześniej.

Światło zmieniało natężenie i wirowało jej przed oczami, przypominając historie o Tańczących Dziewicach, których włosy i sukienki zawsze próbowała wypatrzeć wśród promieni zorzy.

Przez chwilę miała wrażenie, że jej pogubione myśli się z nią drażnią.

Miała… miała znaleźć Olafa. Obiecała mu, że zabierze go ze sobą do biblioteki i dokończą czytanie przeraźliwie nudnej Historii filozofii (którą wybrał wyłącznie dlatego, że miała błyszczące, złote litery na grzbiecie i pustą okładkę, przez co uznał, że będzie idealna do nauki. No i trochę dlatego, że stali odrobinę zbyt blisko regału, od którego Anna chciała go jak najszybciej odciągnąć, więc nie dała mu wiele czasu na zastanowienie). Ale potem był podwieczorek, białe pustynie bez na wypolerowanych półmiskach – i nikogo, absolutnie nikogo, kto chciałby je z nią zjeść. Anna prawie się pochorowała.

I… czy nie wspomniała mu przypadkiem czegoś na temat zabawy w chowanego?

Potrząsnęła głową, popchnęła drzwi i zaryzykowała:

— Olaf? — ale zamiast niego zauważyła tylko cienką prostokątną poświatę na podłodze po przeciwległej stronie korytarza.

Słyszała, że są miejsca, gdzie ludzie wieszają w oknach małe lampki jako znak, że są w domu. Że kiedy je widzą, po prostu do siebie nawzajem zachodzą.

— Wiejski zabobon — skwitował kapitan Madsen, którego minęła na dole. Dla niego najczęściej jedynym źródłem światła na nocnej warcie był żarzący się czubek papierosa. Uważał to wyłącznie za sposób na oswojenie ciemności – ale dla Anny ta smuga zdecydowanie wyglądała jak zaproszenie. Czuła, że nie powinna przyjmować go z pustymi rękami.

Dlatego już kilka minut później na powrót stanęła pod białymi drzwiami. Zdobiące je wzory umiałaby namalować z głowy.

Puk, puk, puk-puk, puk.

— Och! Hm. Cześć, Elsa. — Najpierw przygryzła wargę, próbując ukryć zaskoczenie, z którego prawie upuściła talerz z ciastem, a potem uniosła prawą dłoń i jej pomachała. Głupio się czuła z przekonaniem, że wciąż musi wkupywać się w jej łaski, ale fakt, że siostra w ogóle otworzyła drzwi, był dość osobliwy. Ona zawsze pukała, Elsa tak rzadko otwierała. — Czy mogłabym… znajdzie się może taki malutki, maluteńki skrawek łóżka — odmierzyła odległość palcami wolnej ręki — którego mogłabym sobie użyczyć? Wiem, że pewnie jesteś zajęta, ale obiecuję, że nie będę przeszkadzać!

Przecież już kilka razy nocowała w pokoju Elsy – zaraz po Odwilży, przeważnie z powodu odbywania Siostrzanych Rozmów. Ostatnio przechodziły przez to przy okazji lordowania Kristoffa.

Problem polegał na tym, że Elsa była lepsza w słuchaniu niż mówieniu – a do tego uważała, że to mamma powinna z nią rozmawiać o Takich Sprawach (z nią pewnie rozmawiała). Anna, która absolutnie nie zamierzała przyznawać się, jak wiele wie już właściwie o  t a k i c h  s p r a w a c h ,  uważała, że gdyby mamma żyła, nie byłoby powodu do takiej rozmowy, bo nie byłoby żadnej koronacji, nie byłoby tej Zielonookiej Potwory (co było dosłownie najśmieszniejszą rzeczą, jaką Elsa wymyśliła), i nie byłoby Kristoffa, a ona być może zawsze już wszystko by źle pamiętała. Mieszkaliby dalej w swoim rozpaczliwie małym świecie zamkniętych drzwi, sekretów i kłamstw.

— Wejdź. — W kącikach ust Elsy był tylko blady ślad uśmiechu – jakby położyła się na złej stronie poduszki, która odbiła się jej na twarzy.

Zegar w holu na parterze dopiero co wybijał dziewiątą, kiedy Anna mijała go w drodze do kuchni, a ona wyglądała, jakby już była gotowa do snu. Miała koszulę nocną i rozpuszczone włosy – znowu z grzywką – ale lampa naftowa na stoliku nocnym płonęła jasno. Jej światło odbijało się od atramentowych liter na jakichś papierach piętrzących się obok i zdradzało, że królowa nie pracuje wyłącznie wtedy, kiedy zamyka się w gabinecie.

Anna wiele by dała za to, żeby dowiedzieć się, co właściwie mogłaby robić księżniczka, poza byciem rezerwą i czekaniem, albo wywoływaniem chichotu dwórek i znaczących spojrzeń strażników.

Tylko że… już wieki temu wybrała i przymierzyła sukienkę na Høsttakkefest. Co jeszcze jej zostało?

— Przyniosłam kransekake. — Nerwowo założyła zbłąkany kosmyk włosów za ucho. Nie chciała przeszkadzać. Chciała pomóc. — Właściwie to ma już ze dwa dni – no, może więcej, nie jestem pewna, kiedy je upiekli – i może jest odrobinę zleżałe, ale myślałam, że zjemy je wczoraj, bo… to chyba twoje ulubione? Było ulubione, kiedy byłyśmy małe…

Elsa powiedziała, że w ogóle nie szkodzi, nawet jeśli nie byłoby już najświeższe (w końcu ktoś był zajęty w dniu, w którym zostało kupione) – i tak, to nadal jej ulubione, tak, dokładnie tak, jak w dzieciństwie – ale być może tylko kłamała, żeby nie było jej przykro, bo najwyraźniej nie zamierzała go jeść.

Najpierw pozwoliła Annie usiąść na łóżku, a później się od niej odgrodziła. Stojący między nimi talerz z kransekake przypominał tamę.

— Szkoda, że nie zeszłaś na podwieczorek  — zauważyła Anna, próbując jakoś się przez nią przebić. — Smakowałby ci. Olina zrobiła pikekysser*.

— Pikekysser — powtórzyła powoli siostra, przeciągając głoski. — I jesteś pewna, że byłaś na tym podwieczorku  s a m a ?

— Elsa! — żachnęła się Anna, oderwała najwyższy pierścień kransekake i w nią rzuciła. — Rany, ale z ciebie zołza.

Kristoff przecież trzymał wymagany dystans, nie tylko wtedy, kiedy wszyscy na nich patrzyli, otwierając drzwi coraz szerzej i szerzej pod byle pretekstem, jakby był bardziej przejęty reputacją księżniczki niż ona sama. Zdarzały się również krótkie chwile, kiedy tego  n i e  robił, oczywiście – ale…

— Nie mówił nic o mnie? — zapytała, zanim zdążyła się powstrzymać. Jego „zobaczymy się na festiwalu” zmieniło się w „do zobaczenia  j u t r o  ”, równie niesprecyzowane – bo nie podejrzewała, że spotkają się na bankiecie. Więc co? Przyjdzie po nią? Znajdzie ją w tłumie? A może to ona będzie musiała o niego wypytywać?

Delikatne drżenie ramion Elsy mogłoby przywodzić na myśl chichot, gdyby tylko możliwe byłoby podejrzewać ją o coś tak nieeleganckiego.

— Handlarz lodem?

Anna przewróciła oczami.

— On ma na imię  K r i s t o f f ,  przestań zachowywać się, jakbyś nie wiedziała.

— Aha — wymamrotała Elsa i zabrzmiało to, jakby naprawdę nie wiedziała. Zołza. — Nic nie mówił.

Anna do teraz znała każdą sylabę, każde pociągnięcie języka w gdyby-tylko-był-tu-ktoś-kto-cię-kocha wydrapane w jej piersi jak blizna, ale nigdy nie umiała spamiętać godzin, w których Elsa w końcu mogła znaleźć dla niej czas, i myliła imiona trolli z nazwami górskich szlaków.

Wciąż też nie umiała nauczyć się, do czego może prowadzić naciskanie, jakby to było trudne, dlatego ciągnęła dalej:

— Pytam, bo wiesz, po prostu… wydawało mi się, że jesteśmy już wystarczająco blisko, żeby mógł mi…

— W jakim sensie  b l i s k o ?  — przerwała jej Elsa. Jej cienkie brwi niemal się zetknęły.

Anna poczuła, że wkraczają na grząski grunt. Nie wiedziała, jak sprowadzić rozmowę na właściwy tor – zapomniane wspomnienia, trolle i tajemnice, bo istniały rzeczy, o których nie powinna mówić – więc odruchowo zaczęła się bronić.

— Pff, no…  i n t e l e k t u a l n y m ,  oczywiście — wypaliła, wyrzucając ręce do góry. —  W y ł ą c z n i e .  Za kogo ty mnie masz, Elsa, naprawdę… Och, no nie patrz tak na mnie, znam zasady!

Ale znajomość zasad tylko kusiła ją, żeby je łamać, kiedy już pod koniec lata przesycone zapachem sosen górskie powietrze było zabarwione zapowiedzią śniegu, który dopiero co zniknął z Arendal.

Kristoff miał urodziny w dzień imienin babki Rity, o czym dowiedziała się przypadkiem z jednej z jego teologicznych dyskusji z Gerdą. Jej zależało o wiele bardziej niż jemu, pamiętała, jak błagała Elsę, żeby ją puściła – to miał być tylko piknik, jedno popołudnie – a później próbowała namówić jego, twierdząc, że Elsa już się zgodziła.

Przez całą drogę wargi łaskotały ją od patrzenia na usta Kristoffa. Zsiadając z wozu uderzyła kolanem o twardą ławę, a później wiele rzeczy wydarzyło się na raz: pocałunki stały się zbyt głębokie, dłonie zbyt odważne, a on – chyba po raz pierwszy w życiu – powiedział za dużo.

Odchrząknęła, mając nadzieję, że Elsa nie zauważy jej rumieńców, wyprostowała się i wyrecytowała Tonem Starszej Siostry, który był chyba jeszcze gorszy od Tonu Królowej:

— „Młode kobiety, zwłaszcza księżniczki, nie powinny wałęsać się po nocy Bóg wie gdzie z młodymi mężczyznami, zwłaszcza wydobywcami lodu” – tak to było?

Tylko że tak wcale  n i e  było.

Elsa nie odpowiedziała, a Anna znów odchrząknęła, tym razem niepewnie, i po chwili wahania odłamała kolejny pierścień kransekake, który w całości była w stanie włożyć do ust, żeby usprawiedliwić fakt, że przestaje się odzywać. Cukier roztapiał się na języku i sprawiał, że jej głowa była dziwnie lekka – jak ciasto, zrobione tylko ze słodyczy, białek i migdałów.

Próbowała dyskretnie rozejrzeć się po pokoju, ale siostra zaczęła zbierać papiery ze stolika nocnego i jej wzrok przykuła gra światła i cienia na ścianie. Powoli odwróciła głowę w tamtą stronę i zauważyła stojącą na blacie buteleczkę z ciemnego szkła. Obok leżała srebrna łyżeczka.

— Oooch, juf rofumiem — powiedziała z pełnymi ustami i współczuciem, bo to mogłoby wiele wyjaśniać. — Maf lef règlef?

— Co?

Anna przełknęła i przetarła usta wierzchem dłoni.

— Les règles**? — powtórzyła. — Mamma zawsze powtarzała, że nie wolno mi mówić „menstruacja”.

— Anna!

— Dobra, nie będę! Po prostu Gerda mi też czasem daje laudanum, kiedy mam…

— Anno…

Lak z jednego z listów z chrzęstem popękał w palcach Elsy, a jego odłamki posypały się na dywan. I chociaż był miękki i puszysty, nie ochronił Anny przed chłodem, który nagle uniósł się znad podłogi. Sprawił, że mimowolnie podkurczyła palce u stóp i przesunęła się odrobinę na łóżku, a później jeszcze trochę, aż mogła zamachać nogami w powietrzu.

— Przepraszam — powiedziała cicho, obejmując się ramionami, które w jakiś sposób stały się nagle zbyt krótkie. Nie sięgały tam, gdzie było jej najzimniej.

To nie tak, że zamierzała  d r ą ż y ć ,  nic z tych rzeczy.

Chciała tylko…

Czy mogłaby ją teraz objąć? Ale co, jeśli to nie była odpowiednia chwila? Jeśli znów posunie się za daleko, powie za dużo, bez sensu? Jeśli znów zostanie odtrącona?

Co się z nimi stało, że teraz czasem łatwiej jej było przytulić się do Gerdy niż do własnej siostry?

— Nie, to nie… — zaprzeczyła Elsa. Jej usta były otwarte zbyt długo, jakby zostały jeszcze jakieś słowa, którym nie pozwoliła ich opuścić. — To ja przepraszam. Nie mogłam ostatnio spać, to wszystko — powiedziała w końcu. A potem: — Chcą, żebym przeniosła się do królewskich apartamentów.

Ale to nie było wszystko.

Góry nie przestawały do niej śpiewać – echem wycia wilków w oddali, syrenią pieśnią osamotnionych lasów z opowieści matki. Obiecywały rozległą krainę powietrza i zapachu drzew, i wywoływały uczucie tęsknoty, które sprawiało, że chciała je gonić, zawodzić z wiatrem, ukryć się wśród ich potęgi i nigdy nie wracać.

Ale wtedy Anna znów zostałaby sama.

Nie.

Zostałaby z tym swoim nowym absztyfikantem, a to byłoby chyba jeszcze gorsze.

Dlaczego, Anno? Dlaczego jej siostra nie mogła kochać tylko bogatych, tak jak je uczono, jak powinny księżniczki – i tylko trochę? Dlaczego?

Dobrze wiedziała, dlaczego.

Myślała o zdjęciu w dzienniku i liście bez koperty, i laku bez pieczęci, który zgniotła w dłoniach. Myślała o tym, jak wiele straciła, jak mało zna własną siostrę, i jak bardzo boi się powiedzieć jej prawdę.

Myślała o przygodach, do których uciekła i od których teraz uciekała. Myślała o mowie, którą miała wygłosić po południu, i która zamarzła, co nie miało znaczenia, bo i tak nie była szczera, a ona nie wiedziała, jak inaczej ją sformułować. Jak miała się zwrócić do ludzi, co najmniej połowa których jeszcze niedawno była gotowa urządzić polowanie na czarownice i ruszyć na nią z pochodniami? Których się  b a ł a .

Dziadek w ogóle nie dopuściłby do tego, żeby powstał choć jeden pamflet na jego temat. Zresztą kto miałby coś do zarzucenia Rúnarowi Wielkiemu?

A ojciec? Pociągnąłby ich do odpowiedzialności czy wrócił do ukrywania się za murami zamku, a ktoś inny zostałby oddelegowany do sprzątania tego bałaganu?

Niewiele było trzeba, żeby Europa zadrżała, i żeby kolejna rewolucja zakradła się na Północ, tym razem zrzucając monarchę z tronu zamiast go na nim posadzić. Elsa znała historię świata. Jak długo jeszcze znajdą się ludzie gotowi chronić ją przed jej biegiem?

Ból pulsował jej za oczami z taką siłą, że miała wrażenie, że jej mózg lada chwila eksploduje.

— Do  s y p i a l n i  rodziców? — powtórzyła Anna. — Ale…

Ale one obie zostały poczęte w ich łóżku, ogromnym jak ocean, w którym Elsa była pewna, że może utonąć – tak jak tonęły meble w jej własnej sypialni, wciąż zamrażane i odmrażane od nowa – a to  r o d z i c e  utonęli  n a p r a w d ę ,  chociaż mieli spędzić w zamku jeszcze tyle nocy, być może zestarzeć się tam i umrzeć.

Ale otwarte drzwi oznaczały, że będzie musiała przez nie wyjść, mimo że Elsa źle znosiła nawet najmniejsze zmiany w swoim otoczeniu. Jeśli ktoś podczas odkurzania nie odstawił książki na odpowiednie miejsce, jeśli sir Jörgen-Björgen herbu Rozpruta Rękawiczka zsunął się w nocy z łóżka – panikowała. Nie radziła sobie już we własnym pokoju (który po trzynastu latach był bardziej azylem niż więzieniem). A teraz to.

Obiecywała, że będzie dobra, ale najlepsza była u siebie. Zamknięta. Pod kontrolą. Starszy trolli mówił, że w jej  m o c y  tkwi piękno. Elsa uważała, że piękna może być tylko ujarzmiona. Śmierć rodziców niczego w tym przypadku nie zmieniała.

Głos nie chciał jej dłużej słuchać, taki był słaby, więc ograniczyła swoją wypowiedź do minimum.

— Teraz to ja jestem królową — powiedziała. Musiała zacisnąć powieki i rozprostować palce, bo bała się, że zaraz zobaczy duchy z dawnego życia, że sama je wyczaruje.

W tej chwili już wszystko ją bolało – nie tylko fizycznie; czuła się, jakby gdzieś w głębi niej otworzyły się nagle wszystkie rany z przeszłości. Nie potrafiła określić, co konkretnie wywołało to wrażenie, ale jedno wiedziała na pewno: chciała się go jak najszybciej pozbyć.

Wytarła dłonie o koszulę nocną, tworząc na niej nowy, błyszczący haft ze szronu.

Peterssen chyba czasami zapominał, że teraz to ona nosi koronę i jego sugestie były czymś więcej niż tylko dobrymi radami. To, że w tej sprawie Todderud wyjątkowo nabrał wody w usta, mówiło samo za siebie.

— Ja… — Nie miała nawet pojęcia, czy Anna kiedyś tam była, w apartamentach rodziców. W ich  s y p i a l n i .  Sama pamiętała tylko przymusowe wizyty w gabinecie ojca i krótkie chwile spędzane we Wrzosowym Buduarze matki, kiedy wolno było jej jeszcze być sobą – najbliższym temu, czym mogłaby się stać. — Po prostu nie chcę niczego znów zepsuć.

Anna podciągnęła nogi na łóżko i przysiadła na piętach, dla równowagi, kiedy delikatnie pochyliła się w jej stronę.

— Jak to: „zepsuć”? Idzie ci świetnie!

Elsa wzięła głęboki wdech i z wahaniem sięgnęła po dłonie siostry, uważając, żeby nie zrobić tego lewą ręką – to była zła ręka, ta, którą wyciągnęła do niej w noc, w którą wszystko zniszczyła. Ta sama, którą próbowała się bronić, i ta, której nikt nigdy nie ściskał i nie całował.

„Co za dużo, to niezdrowo”, powtarzał zawsze ojciec i chociaż próbował pokryć złe wrażenie ciepłymi uściskami, Elsa wiedziała, że swoim zachowaniem – przez sam fakt istnienia  m a g i i  – narusza jakieś niepisane zasady.

To nie była prawda i obie musiały o tym wiedzieć. Anna była najsłodszą kłamczuchą na świecie. Jej pełen ciasta uśmiech płonął jak smugi ognia i krwi nad czarno-niebieskim fiordem za oknem. Wciąż było w niej tak wiele z dziewczynki, z którą rozstała się w poprzednim życiu.

Elsa westchnęła.

— Co ja bym bez ciebie zrobiła, co?

— Mogę ci powiedzieć, co… — Anna ponownie wyszczerzyła zęby w odpowiedzi, wzięła wdech, żeby mówić dalej – ale przerwał jej dźwięk obracającego się zamka i trzaśnięcie drzwi.

— Witojcie!

Nieforemny kształt zamajaczył w progu.

— O nie! — jęknęła Anna, cofając dłoń z uścisku siostry i uderzając się nią w czoło. — Zupełnie zapomniałam, że miałam go poszukać.

— Czemu się tak dziwnie na mnie patrzycie? — zapytał bałwanek. Stanowił namacalny dowód na jej klątwę. Mroźne powietrze wokół niego aż się skrzyło.

Kiedy do nich podszedł, płatki śniegu sypiące się z jego chmurki spadły na kolana Elsy. Były równie zimne, co ciarki, które przebiegły jej po plecach. Prawie to poczuła.

— Olaf, co się stało z twoim nosem?

Kwadrans później pożałowała, że w ogóle się odezwała.

_______________

* Pikekysser (norw.) – bezy. Dosłownie  „pocałunki dziewczyny”.

** Les règles  (fr.) – francuskie określenie na cykl menstruacyjny. Dosłownie oznacza „zasady”, „reguły”.

 

Uznałam, że fizjologia będzie jednym z kontrowersyjnych dla XIX-wiecznych panienek tematem, a jednocześnie świetnie połączy się z wątkiem laudanum – stosowanym praktycznie na wszystko, w tym bezsenność. Zielonooka Potwora jest z szekspirowskiego Otella (bo Elsa na pewno czytuje takie rzeczy), a Olaf nadal ma swój niż skandynawski.

Jeśli cokolwiek jest tutaj nie tak, bardzo proszę o feedback, poprawię niezwłocznie! Ten rozdział był pisany na dwa razy i kończony w pośpiechu, więc to możliwe :D

9 komentarzy

  1. Jakimś cudem przegapiłam ten rozdział, choć staram się w miarę regularnie sprawdzać nowości. No nic, już nadrabiam czytanie i komentowanie.
    Odbicie gniazda - głowy. Haha. Kocham. To brzmi tak bardzo jak ja rano z moimi kręconymi włosami, gdy nie chciało mi się ich zapleść na noc.
    O nie! Biedny Olaf. To znowu ja, gdy bawiłam się z bratem i nie chciało mi się go szukać, więc siedział ukryty przez jakiś czas bez potrzeby. Chyba jestem Anną ;-)
    Biedna Anka nadal przeżywa Hansa. Co oczywiście jest jak najbardziej uzasadnione, ale nadal smutne. Za ta bardzo fajnie napisane.
    Nadopiekuńcza Elsa - to jest bardzo w jej stylu. Zresztą chyba każda starsza siostra martwi się o swoje rodzeństwo, a tym bardziej gdy jest się w rodzinie królewskiej i całe państwo patrzy ci na ręce.
    Podobają mi się rozmowy Elsy i Anny. Są idealnie w punkt między "kocham cię, bo jesteś moją siostrą i znów jesteśmy razem" oraz "nie rozmawiałyśmy przez trzynaście lat i teraz jesteś królową, więc nie wiem, co powiedzieć".
    Cudnie wyszła także Elsa - perfekcjonista, która nie podaje nawet ręki, którą skrzywdziła siostrę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mi brakowało tej rozczochranej Anny w dwójce, więc stwierdziłam, że chociaż w taki sposób do tego nawiążę :D (A kręcone włosy są najśliczniejsze na świecie!! ♥)

      I bardzo się cieszę, jeśli rozmowa sióstr ci się podobała, kiedy zaczęłam ją pisać, dotarło do mnie, że nie mogę zrobić z tego sceny z zaplataniem warkoczy i ploteczkami, bo o wiele na to w ich relacji za wcześnie - ale nie chciałam też, żeby zachowywały się w stosunku do siebie jak totalnie obce osoby :') Z Elsą też się starałam! A Olaf, cóż... jego cierpienie jest w dobrej wierze - ma popchnąć akcję do przodu w dziewiątym rozdziale :D

      A dalszych nawiązań do Hansa na pewno sobie nie odpuszczę, bo to dobry punkt wyjścia do wytłumaczenia pewnych zachowań :D

      Bardzo, bardzo dziękuję za komentarz! ♥

      Usuń
  2. (myślałam, że już wyszłam z etapu ekscytowania się Pewnym Panem Na Warcie, ale otóż
    otóż nie wyszłam)
    (♥♥♥)
    (szkoda, że nie da się wciepać gifa do komcia)

    Bardzo mi się podoba nawiązanie do To niezmienne jest ♥ zwłaszcza takie – uderzające w niemożliwie cukierkowy obraz z dwójki. Te koszmary Anny mnie interesują (podobnie jak koszmary Kristoffa) i będę wypatrywać dalszych wzmianek!
    (w ogóle lubię motyw złych snów <33)
    Poza tym strasznie się cieszę, że wątek pamięci i wspomnień Anny ciągle wraca. A nawiązania do Hansa zawsze na propsie, prawda ♥

    Haa, Historia filozofii by wyjaśniała, skąd w Olafie obudziła się refleksyjna natura :DD
    Kocham Annę zasypiającą nad książką ♥ i malutki, maluteńki skrawek łóżka, samo określenie lordowanie Kristoffa, tamę (he-he- h e), blisko-w-sensie-intelektualnym, Ton Starszej Siostry i całą niezręczność tej rozmowy.

    Mieszkaliby dalej w swoim rozpaczliwie małym świecie zamkniętych drzwi, sekretów i kłamstw. – ♥

    Góry nie przestawały do niej śpiewać – echem wycia wilków w oddali, syrenią pieśnią osamotnionych lasów z opowieści matki. Obiecywały rozległą krainę powietrza i zapachu drzew, i wywoływały uczucie tęsknoty, które sprawiało, że chciała je gonić, zawodzić z wiatrem, ukryć się wśród ich potęgi i nigdy nie wracać. – baaardzo mi się podoba ten akapit <33

    Pov Elsy wychodzi super! To, że ma problemy ze snem, i że się boi swoich poddanych, i nawiązania do Runearda i Agnarra, haft ze szronu, przemowa, lewa-ręka-zła-ręka i w ogóle cały ten natłok myśli i obaw ♥
    (dziennik, jaki dziennik, jaki list, wincyj, wincyj!)
    Poza tym rany-rany, jeśli tak dalej pójdzie, Elsa zaraz będzie uzależniona od opium D:
    (a może już jest...?)

    (A TAK W OGÓLE TO KAPITAN)

    Czekam niecierpliwie na kolejny rozdział <33 i wielkie tak-tak-tak dla Hansa w opisie bloga :D

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na początek rozwieję - poniekąd - wątpliwości: dziennik ze zdjęciem to po prostu ta gazeta, w której pojawiło się hansowe oblicze :D

      (A papierosów będzie więcej, bo XIX-wieczna klasa robotnicza chyba całkiem sporo popalała ♥♥♥ A kapitan zawsze jest gdzieś bardziej lub mniej w tle, na tym etapie sam się pisze :D)

      Do dwójki (i jedynki też) staram się nawiązywać, ale właśnie chyba troszkę te nawiązania wypaczam XD Chociaż zależy mi na tym, żeby pójść w mroczne aspekty i traumy, więc chyba jest okej :') A koszmary to jeden z moich ulubionych aspektów, więc na pewno jeszcze się pojawią - minimum raz! :D

      I bardzo się cieszę, że Elsa nadal ci się podoba! ♥ Ona ma nieźle narąbane w głowie, więc nie sądzę, że bierze opium tylko po to, żeby zasnąć i przestać słyszeć Głos. Czytałam, że dzieci też nim faszerowano, żeby były ciche i grzeczne, więc kto wie? D: (Ale tak daleko bym się chyba jednak nie zapuszczała XD)

      Ogólnie to bardzo, bardzo dziękuję za komentarz! ♥

      Usuń
  3. Podział życia Anny na trzy etapy jest superowy. Tak samo jak fakt, że Annie bardzo zależy między innymi na wspólnych posiłkach z Elsą (czy ona przez to ciągłe niejedzenie, nie nabawiła się czegoś?).

    „On ma na imię K r i s t o f f , przestań zachowywać się, jakbyś nie wiedziała.” — Tylko, że Elsa wcale nie udaje. I wręcz czuć to o b u r z e n i e w głosie Anny.

    I w ogóle rozczochrana Anna to jak najbardziej ja. Kręcone włosy to prawdziwa zmora.

    I jeju, rozmowa Anny i Elsy niby jest taka... taka ciepła, beztroska, ale z drugiej strony czuć tę niezręczność (zupełnie jak wtedy, kiedy Elsa rozmawiała z Kristoffem) spowodowaną tak dlugim brakiem kontaktu ze sobą.

    Przeogromnie mi się podobają POVy Elsy, to że ma problemy ze snem, że w zasadzie boi się swojej obecnej pozycji, królestwa, że cienie ojca i dziadka wciąż za nią kroczą, że nie podaje nikomu lewej ręki, bo uważa ją za tą „złą”.

    I aaa, wątek z luadanum, złoty środek XVIII i XIX wieku. Podoba mi się, że do tego nawiązałaś, bo opium był wtedy baardzo szeroko stosowany i mam wrażenie, że co druga osoba była od niego uzależniona (plus dużo osób się nim truło).

    A Anna nadal przeżywa Hansa, za co plus — bo jednak był tą jej wielką miłością od pierwszego wejrzenia, nawet jeżeli okazał się dupkiem.

    Anna zapomniała o Olafie — to takie annowe. I ja bardzo przepraszam, ale to „witojcie” mnie rozwaliło i w sumie bardziej zaleciało mi Oakenem niż Olafem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W sumie nie wiem, czy pytanie było teraz o Annę, czy Elsę – bo jeśli o tę drugą to myślę, że zdecydowanie można dodać jakieś niesprecyzowane zaburzenia odżywania do listy jej innych zaburzeń D: Swoją drogą myślę, że to do pewnego stopnia również kwestia mocy

      Podbijam kwestie włosowe, Anna jest tym bardziej utożsamialna xD

      Bardzo się cieszę, że ich relacja wychodzi naturalna i ludzka, bo na tym mi zależało, w sumie byłoby miło, gdyby wszystko było takie, jak chciałaby Anna, dokładnie takie, jak w dzieciństwie, no ale cóż, życie to ból
      Kooocham nawiązywać do mroczniejszych aspektów epoki wiktoriańskiej, bo kocham XIX wiek ogółem i trochę mi przykro, że w jedynce był bardziej papierową dekoracją, a potem w ogóle się rozpłynął, bo można wziąć z niego tyle ciekawych wątków <3 (Elsa i narkotyki, tak)

      I ja już nie wiem, czy to sobie wyobraziłam, czy Olaf w pewnym momencie w filmie naprawdę powiedział „witojcie” czy nie, ale zgadzam się, że to bardziej oakenowe, biorę to na klatę, ale wszystko było lepsze niż jakaś „hejka”

      Usuń
    2. Tak, to pytanie było o Elsę.

      I jeju, ja uwielbiam XIX wiek i ubolewam nad tym, że głównie Internet mówi w tej epoce o Wielkiej Brytanii, bo przecież świat to nie tylko Brytania. Ale no cóż, niestety, życie jest okrutne.

      (I przepraszam za te wszystkie opisywane komentarze, ale moja pedantyczna dusza nie daje mi żyć, kiedy coś pójdzie nie tak, jak miało).

      Usuń
    3. Niestety to prawda, i chociaż uwielbiam Wielką Brytanię, to aż mi przykro, że moja XIX-wieczna "Norwegia" musi do pewnego stopnia bazować na założeniach i domysłach D:

      Z komentarzami nie ma problemu, mnie to nie przeszkadza (:

      Usuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń