Ariana dla WS | Blogger | X X X
Fagra, grýttur land, heimr Árnadalr
piękna, kamienna ziemia, dom Arendelle.

18.10.20

Rozdział 9. Szepty w ciemności

_______________

NIEBO SIĘ OBUDZIŁO, podobnie jak jej demony.

— Olaf — szepnęła Anna, z każdym krokiem coraz bardziej zaniepokojona od czasu, kiedy przy wielkich spiralnych schodach skręcili w prawo zamiast zejść niżej — to wcale nie jest biblioteka.

To była oczywista oczywistość, a ona być może zrobiła błąd, wypowiadając ją na głos, bo zatrzymali się przed otwartym skrzydłem drzwi gabinetu – kiedyś pappy, teraz Elsy. Przez jedną krótką chwilę należącym wyłącznie do niej i Niego, kiedy jeszcze pozwolił jej wierzyć w bajki.

— No nie, a co?

Myślała, że wrócą do biblioteki, do filozoficznych wynurzeń tego całego przemądrzałego Hefajstosa – nie, Hioba. Albo Hadriana… Hipopotama? Nieważne – i że nos Olafa będzie po prostu tam leżał, może na zbyt wysokiej półce albo pod zbyt opasłym tomiszczem, żeby sam dał radę je unieść – albo jako zapomniana zakładka w książce z obrazkami, albo może po prostu będzie upaćkany atramentem, bo próbował za jego pomocą ćwiczyć pisanie liter, tak jak go uczyła.

Ale nie spodziewała się, że Olaf weźmie zabawę w chowanego na poważnie.

W gabinecie była tylko raz – a przynajmniej raz pamiętała – i to wystarczyłoby jej do końca życia. Wszystkie obrazy miała wypalone we wnętrzu powiek: wygasły kominek. A na gzymsie kominka statek w butelce, pękaty wazon pełen wrzosów, rzeźbiona szkatułka, plansza szachowa. Poza kwiatami i rozkładem figur nic się nie zmieniło.

Nigdy by go tutaj nie znalazła.

Nigdy by nie szukała.

— Chyba mam nauczkę, żeby nie wtykać nosa w nieswoje sprawy — zaśmiał się bałwanek. — Bo teraz to za nic nie mogę go z nich wyciągnąć!

Kiedy zbliżyła się do nich Elsa, weszli do środka, żeby zrobić jej miejsce. Annie zależało, żeby poszła z nimi, bo nawet złudzenie bliskości było lepsze niż jej brak.

Dopiero wtedy blask lampy, którą niosła, wyłowił z ciemności zarys nosa Olafa. Marchewka sterczała pod dziwnym kątem z półki, do której nie było mowy, żeby dosięgnął – Anna widziała ją nawet, kiedy obraz przed oczami zaczął jej się rozmazywać.

Wydawało jej się, że mruga, dopóki Elsa nie położyła jej dłoni na ramieniu.

— W porządku? — zapytała cicho, jakby fakt, że dotyka jej z własnej woli, nie stanowił już wystarczającej odpowiedzi. Dopiero wtedy Anna zdała sobie sprawę, że wcale nie mruga, tylko cała się trzęsie – a wraz z nią wszystko dookoła.

Musiała zamknąć oczy, świat musiał odwirować swoje – i będzie w porządku.

— Ja… j-jasne — powiedziała w końcu, kiedy cisza zaczynała już stawać się bolesna.

Nawet we własnych uszach brzmiała nieprzekonująco. Ale co miała powiedzieć – albo raczej: co miała powiedzieć, jeśli nie chciała, żeby Elsa zaczęła się obwiniać?

Powiedziała jej przecież, że nie pamięta nic z tego, jak zamarzła – ale to było kłamstwo. W dobrej wierze, tłumaczyła to sobie później. Kłamała tak, jak kłamali wszyscy dookoła – dla jej dobra. Z braku lepszego, uparcie trzymała się tego usprawiedliwienia.

Miała nadzieję, że może kiedy siostra zacznie z nią rozmawiać, będzie mogła uzupełnić wspomnienia o te miłe, nowe, których nie pamiętała albo nie umiała sobie przypomnieć – i one wymażą wszystko to, co było złe w przeszłości, jej własne kłamstwo również. Tylko że takie historie chyba nie istniały.

Rytm życia Elsy w Potem wyznaczały pękające w rękawiczkach szwy, niezdolne dłużej powstrzymywać jej klątwy  ( „ m a g i i ” ,  poprawiała ją za każdym razem Anna, ale ona chyba nie chciała słuchać), i ilość kieliszków z wodą, które zamroziła.

Powinna przestać się oszukiwać, że uda jej się ponownie odnaleźć taką bliskość. Nigdy nie będzie miała już pięciu lat, w jej sercu już zawsze będzie dziura w kształcie czegoś, co być może pomyliła z miłością. Czas pewnie sprawi, że poszarpane brzegi się wygładzą, ale to wszystko – Elsa i Kristoff nie zmienią się przecież w mammę i pappę, którzy graliby z nią w kalambury, przy kominku, w piżamach, jak  r o d z i n a .

Byli obcy dla siebie nawzajem i – czasami też trochę… dla niej?

Może dlatego spędzała tyle czasu z Olafem – zawsze obecnym, i w Przedtem, i w Potem, i w Teraz, i zawsze takim samym.

I może to wcale nie był najlepszy pomysł.

— To co się właściwie stało? — zapytała, składając przed sobą dłonie. Koniuszki palców w półmroku wyglądały na błękitne. Zmrużyła oczy. Tamto osobliwe uczucie zamarzania na śmierć wciąż dryfowało gdzieś na krawędzi jej świadomości. — Co ty tu w ogóle robiłeś?

— Streszczę wam to przystępnie. — Olaf głośno wciągnął powietrze, a potem wyrzucił z siebie w jednym zdaniu: — Zaczęło się od tego, że najpierw to w ogóle chciałem nową marchewkę, ale kucharki się wściekły, bo robiły jakąś zupę czy coś, i jak Anna poszła, to ja też musiałem, ale wtedy Sven się zgodził odstąpić mi jakąś swoją – szkoda tylko, że też już poszedł – no i teraz cała nadzieja w nim, bo ta tu mi utknęła, jak chciałem dosięgnąć konika, i teraz to już w ogóle nie wiem już, co i jak, bo…

— Hm…

Elsa, wyższa i najwyraźniej wciąż myśląca bardziej trzeźwo od niej, uniosła lampę, jakby zrozumiała coś, co dla Anny było nieuchwytne.

Płomień rzucał na jej twarz pomarańczową poświatę; koszula nocna skrzyła się drobinkami szronu, a ona cała wyglądała jak utkana ze złota i srebra.

Kiedyś Annie wydawało się, że to właśnie na tym polega bycie Elsą: wszystko niebieskie, czary-mary i bałwanki. Teraz zastanawiała się, czy czasem nie przypomina to bardziej  t e g o . Czy ją też boli.

Przez chwilę po prostu wpatrywała się w dziwne, odrobinę znużone piękno siostry.

A później Elsa wspięła się na palce i sięgnęła do figurki konia odlanej z brązu, która faktycznie tam stała – i coś we wnętrzu ściany zadudniło, jakby właśnie przesunęły się mury.

— O, właśnie to! — wykrzyknął wyraźnie zachwycony Olaf.

Kiedy zaklaskał, trzask jego patykowych rąk odbił się echem w nicości, która się przed nimi rozwarła. Wyglądała na gotową, żeby ich połknąć.

— Co… — Elsa odskoczyła jak oparzona. Lampka upadła na podłogę. Przez kilka uderzeń serca płomienie pełzały po deskach, zanim zdławił je lód. Anna poczuła, jak dreszcz wzbiera w koniuszkach jej palców u stóp i pełznie dalej.

Jakby… jakby w ścianie, za regałem, który nagle przesunął się pod dotykiem Elsy, były drzwi.

Nie, nie  j a k b y .  To były  p r a w d z i w e  drzwi – wejście.

— Nie wiedziałem, że widzicie w ciemności — zauważył sceptycznie Olaf.

Elsa go zignorowała. Była tak blada, że Anna bez trudu widziała jej poruszające się w ciemności dłonie. Przez chwilę myślała, że coś się stanie, że może zamrozi zamek, wskrzesi światło, ale ona stała, sztywno wyprostowana, jakby nie tylko umiała władać lodem, ale cała była z niego zrobiona.

— Co to jest? — wyszeptała, ale brzmiało na to, że wcale nie chce wiedzieć.

Sekrety — pomyślała Anna. Zamek był ich pełen, a ona ich nie znała, bo nie było jej wolno, nie miała prawa nawet do własnych wspomnień.

Czekały w posępnym, nieprzeniknionym mroku, który wydawał się żywy, groźny i głodny.

Pytań nagle zrobiło się zbyt wiele. Jej serce stało się za wielkie dla jej piersi – a może to jej klatka piersiowa nagle zrobiła się za mała.

— To może ja pójdę po jakąś świecę czy coś — rzuciła pierwsze, co przyszło jej do głowy. Nad jej głową migotało oświetlone promieniami zorzy nocne niebo, a ona czuła, że zaraz zamarznie.

Potrzebowała przestrzeni, żeby pomyśleć, odetchnąć, być przez chwilę sama, żeby uporać się z całym tym bałaganem uczuć, które zaczynały uwierać ją coraz mocniej w miarę, jak lato coraz bardziej się oddalało.

Korytarze ciągnęły się za jej plecami, a nieprzyjemne ciążenie w żołądku tylko się nasilało, kiedy tak bezczynnie stała, czując, jak gorące łzy zaczynają ją ziębić, osadzając się na dekolcie koszuli nocnej.

Musiała coś zrobić, ale nagle uświadomiła sobie z żałością, że nie wie, co.

Cóż, przede wszystkim musiała założyć pończochy. Gdyby nie te głupie bezy, nie byłoby jej niedobrze, nie musiałaby się położyć, więc nie przebrałaby się w koszulę nocną, nie zapomniała o Olafie i teraz nie byłoby jej zimno.

Wszystko znów sprowadzało się do tego, że zostawili ją samą.

Ze złością otarła twarz. Dlaczego wszyscy zawsze ją odtrącali? Dlaczego pappa miałby coś ukrywać? I… czy Elsa o tym wiedziała? Czy znów to Anna miała dowiedzieć się o wszystkim ostatnia – jeśli w ogóle – tak, jak przez całe dzieciństwo?

Kiedy liście za oknami drżały, resztki zieleni stawały się srebrem. Miasteczko w dole, daleko za otwartymi bramami, było jeszcze w ruchu. Na Kongeligplass zaczęły wyrastać szkielety pierwszych straganów na jutrzejszy festyn. Wśród nich przemykały mundury strażników i liberie służących.

Wszystko było dokładnie tak, jak w dniu koronacji Elsy – tylko że bez śniegu. I bez tajemnic, jak obiecała jej siostra.

Co w ogóle znaczyły obietnice?

Wychodząc z gotowalni, zatrzymała się na chwilę przed portretem rodziców. Zawsze go tam mijała, a oni zawsze zdawali się patrzeć prosto na nią, i gdyby Anna była odrobinę wyższa, pewnie mogłaby odpowiedzieć na ich spojrzenie.

Żadne z nich się nie uśmiechało, zupełnie jakby kamienna mina była jednym z wymogów pozowania do obrazów. Pomyślała, że gdyby ktoś kiedyś miał namalować  j e j  portret, chciałaby stać w ogrodzie, przy tylnych drzwiach, gdzie zawsze przechadzały się kaczuszki, i szczerzyć zęby.

Wiele rzeczy zrobiłaby inaczej.

Co niekoniecznie znaczyło, że w ogóle  p o w i n n a  robić pewne rzeczy.

Im dłużej się nad tym zastanawiała, tym mniej rozsądne wydawało jej się snucie się po ciemku po śliskim bruku dziedzińca.

Cóż, tym razem przynajmniej miała już pantofle.

Co prawda się w nich poślizgnęła – bo uznała, że nie jest jeszcze za stara na zjeżdżanie po poręczy. Właściwie to wcale nie czuła się  s t a r o .  W tym rzecz, że czuła się bezbronnie młoda – i prawie rozbiła sobie głowę o drzwi wyjściowe, przy których wylądowała.

Ale przynajmniej nie było jej już tak zimno.

Nawet powitanie miała z głowy; kapitan Madsen musiał usłyszeć hałas, którego narobiła, bo nieporuszony tylko uchylił czapki, kiedy szarpnęła za klamkę i przestąpiła próg.

— Pan to zawsze na posterunku — zagadnęła niezręcznie. Zatrzymała się na kamiennych schodkach, obejmując się ramionami.

— Dobry wieczór, księżniczko — odparł. Stał dokładnie w tym samym miejscu, co wcześniej. Widziała zarys jego sylwetki majaczący przy murach już z okna. Dym kłębił się wokół jego ust jak para. — A gdzie kolega bałwan? Szukał cię.

Większość tego, co mówił, brzmiała cierpko, ale jednocześnie większość rzeczy mówił, nie wypuszczając papierosa z ust. Ostatni raz widziała go nie-palącego w mieście, ale bieganie za nią mogło mu to po prostu za bardzo utrudniać.

Anna ujęła prawą dłoń w lewą, zastanawiając się, jak grzecznie zignorować ciążący w jego słowach wyrzut.

Olaf… cóż, możliwe, że  o d r o b i n k ę  przejaskrawiła fakty i kapitan nie żywił do niego wcale tak wielkiej sympatii, jak  b y ć  m o ż e  mu z raz czy dwa zasugerowała – ale kiedy jedna przyzwoitka była zajęta drugą, było prawie tak, jakby Anna wcale nie miała przyzwoitek.

— Hm, cóż, właściwie to już znalazł. I… znalazł coś jeszcze. — Delikatnie przechyliła głowę na bok, próbując lepiej mu się przyjrzeć w słabym świetle latarni. — Ma pan teraz dużo do roboty?

Kapitan uniósł brwi, a na jego czole odcisnęły się zmarszczki z wszystkich poprzednich razów, gdy to robił – czyli często. Wyglądało na to, że powstrzymuje się od odpowiedzenia jej pytaniem na pytanie.

Ciekawe, co by było, gdyby naprawdę poprosiła go o to, o czym wydawało jej się, że mógł pomyśleć. Żeby znalazł jej górala – to znaczy  g ó r a l a ,  był góralem, nie był… – żeby znalazł  K r i s t o f f a  i zmusił, żeby wyjaśnił,  j a k  w takim razie to działa. Nie później, nie jutro, natychmiast.

Kolejny skandal – oto, co by było.

— Możliwe, że potrzebujemy trochę pomocy — powiedziała, starając się zapanować nad drżeniem głosu i przekonać samą siebie, że wcale nie zaczęła nagle odczuwać zimna. Że kapitan Madsen nie jest kolejną osobą, która ją osądza i nie zechce już słuchać, nieważne, co jeszcze doda. — I…

Czy troszczył się o nią na tyle, żeby ocalić ją przed nią samą, żeby jej nie ulec, odprowadzić z powrotem tam, skąd przyszła, i zamknąć drzwi?

Zabrakło jej odwagi, żeby to sprawdzić.

— I światła — dodała.

Bezimienny kapitan straży miał twarz o kanciastych rysach. Pod pewnymi kątami wydawała się przystojna; osobliwie interesująca pod innymi.

W pierwszej chwili go nie rozpoznała, kiedy wszedł do gabinetu w ślad za Anną, bez czapki, ukrytego w cieniu i milczącego, ale później skłonił przed nią głowę. Światło zatańczyło upiornie w wyżłobieniach kości policzkowych i krzywych zmarszczek, kiedy Olaf podał mu świecę, a on potarł zapałkę.

Spojrzał na nią, na przepaść w ścianie, na lodową skorupę kruszącą się na deskach podłogi pod jego butami. Pantofle Elsy wyglądały na tym tle jak krwawe kwiaty.

— Wasza Miłość. — Niedopałek papierosa zakołysał się ironicznie na krawędzi ust.

Jak on się nazywał?

Elsa nie wiedziała, więc nie odpowiedziała.

Później wzrok kapitana zatrzymał się na Olafie.

— To mój  n a j l e p s z y  przyjaciel — wyjaśnił bałwanek konfidencjonalnie, a jego głos był wszystkim, tylko nie szeptem. — Wybaczcie.

— Chryste — mruknął tylko kapitan, nie wyprowadzając go z błędu. Z każdym jego ruchem powietrze coraz bardziej pachniało tytoniem, jak słodkie ciepło, którego Elsa nie była w stanie poczuć. Jak rewolucja. Przestrzeń niebezpiecznie się kurczyła.

Sięgnęła, żeby odebrać od niego świecznik, i w pół ruchu się zawahała. Znieruchomiała z ręką uniesioną do góry, cedząc przez palce światło księżyca.

Ktoś ją wyręczył albo kapitan po prostu zmienił rękę, zauważyła to po cieniach, które rozlały się po podłodze w zupełnie nowe wzory. Gładziły powierzchnię globusa w odległym kącie pokoju i parowały na skórze.

— Proszę się odsunąć.

Odruchowo podążyła wzrokiem za światłem i zauważyła, że coś blokuje przejście.

Kiedy się schylił, wszystkie mięśnie kapitana napięły się pod materiałem munduru i jego ramiona nasunęły jej na myśl łańcuchy górskie. To przypomniało jej, że gdzieś tam wznosi się posępny masyw Lodowego Wierchu. Z tej perspektywy wydawał się mały i nic nieznaczący, ale nie mogła go uniknąć. Tak jakby wiatr, który od niego nadciągał, niósł ze sobą obrazy i dźwięki. Po prostu tam były, wyłaniały się i wołały ją w bezsenne noce.

Czy ona w ogóle chciała wiedzieć?

Czy mogła odejść, nie dowiedziawszy się?

Uniosła podbródek tak wysoko, jak tylko zdołała – być może dzięki temu nikt nie będzie w stanie zauważyć paniki w jej oczach.

Ah-ah-ah!

Niewidzialne zapadki uniosły się i opadły, w powietrze wzbił się kurz, a później wszystko zamarło.

Elsa wzięła głęboki wdech, który na powrót zmroził jej krew w lód, i z wahaniem zrobiła pierwszy krok naprzód.

W nieznane.

Kiedy kapitan Madsen uniósł świecę wyżej, krąg światła rozszerzył się, wyławiając z ciemności szczegóły tego, co znaleźli: pozbawiony okien, przepełniony wonią rozkładu pokoik.

Cóż, właściwie to przypominał raczej wykusz niż prawdziwe pomieszczenie – całą przestrzeń zajmowało biurko usiane strzępkami czegoś, co mogłoby być notatkami, gdyby tylko nie składało się w większości z dziwnych rysunków. Wyglądały jak figury geometryczne, więc Anna szybko straciła zainteresowanie.

Poza tym był jeszcze regał, wypaczone odbicie tego, który się przed nimi otworzył, bo jego zawartość stanowiło tylko kilka książek w skórzanej oprawie. Na półce nad biurkiem coś się iskrzyło – i tyle.

Pierwszy sekret okazał się największy ze wszystkich.

Zrobiła krok do przodu i od razu potknęła się o kufer, który odsunął kapitan Madsen. O ostry kant podarła pończochę i skórę na łydce, a potem siłą rozpędu wylądowała z nosem na dywanie.

Wciąż pamiętała, jak pachniał wtedy olejkiem lawendowym, który musiała na niego wylać mamma – kiedy tak na nim leżała, było zupełnie tak, jakby rodzice nigdy nie wyjechali. Prawie tak, jakby nie umierała, tylko zasypiała w ramionach mammy.

— Wszystko w porządku? — zapytał kapitan, a Anna miała wrażenie, że zaraz zapyta ją, czy  w i e d z i a ł a ,  jak wtedy o mocy Elsy, bo taka była kolejność, ale kiedy wyciągnął do niej rękę, a ona ją przyjęła i potrząsnęła-pokiwała głową, dodał tylko to swoje: — Coś jeszcze?

— Nie, to wszystko — odparła za nią Elsa. — Może pan odejść, dziękuję.

Jedyną pociechę w tym wszystkim stanowiła jej postawa, która aż krzyczała, że ona również nie znała tej jednej konkretnej tajemnicy. Więc przynajmniej raz Anna nie dowiadywała się o czymś jako ostatnia.

Fala ulgi zalała ją zupełnie tak, jak światełko świecy, którą kapitan odstawił z powrotem na stolik pod portretem pappy.

— Odprowadzę cię! — zawołał Olaf, podbiegając do drzwi i wyciągając rękę. Annie najpierw wydawało się, że do niej – ale to w końcu nie ona była jego  n a j l e p s z ą  p r z y j a c i ó ł k ą .  — Nie będziesz przecież wracał sam po ciemku!

Chociaż już prawie przestał się tlić, papieros zapłonął mu między zębami, kiedy kapitan Madsen wciągnął powietrze jak przekleństwo.

— Ale wtedy  t y  będziesz wracał sam po ciemku.

Jego głos przez chwilę brzmiał boleśnie podobnie do Jego głosu, z tym samym pobliźnionym „r”.

— Och! — rozpromienił się natychmiast bałwanek. — Jakie to miłe z twojej strony, tak się o mnie troszczysz! Prawdziwi przyjaciele zawsze mogą na siebie liczyć!

Kapitan skłonił głowę.

— Żyję, by służyć — mruknął, ale sposób, w jaki to powiedział, nie wskazywał wcale na to, żeby jego słowa były skierowane do Olafa.

Jego kroki dopiero po chwili zaczęły się oddalać. Najwyraźniej czekał pod drzwiami na wypadek, gdyby któraś z nich miała go jeszcze zawołać. Dopiero po chwili Elsa odetchnęła. I dopiero, kiedy to usłyszała, Anna uświadomiła sobie, że sama też wstrzymuje oddech, aż znów zaczęło jej się kręcić w głowie.

— Zatem tobie przyniosę kaganek oświaty! — krzyknął jej prosto do ucha Olaf i światełko przesunęło się, kiedy Elsa je od niego odebrała.

Anna oparła się o kufer, żeby wstać – ale jego klapa podniosła się wraz z nią, a ona prawie znów się przewróciła, kiedy zapach lawendy stał się niemal namacalny. Westchnęła i pochyliła się niżej. Jej palce zacisnęły się na grubym, odrobinę szorstkim materiale, łudząco podobnym w dotyku do szarfy Kristoffa.

Uniosła materiał do światła, które wyostrzyło symetrycznie wyhaftowane symbole rozmieszczone u dołu i frędzle zwieszające się z niego jak sople. Na dnie kufra coś zabrzęczało, ale ona była zbyt zajęta, żeby się tym przejąć.

— Szal — szepnęła, marszcząc brwi. Miał kolor i fakturę astrów, purpurowy, z poszarpanymi brzegami. Zarzuciła go na ramiona i spróbowała sobie przypomnieć, czy i kiedy widziała mammę w czymś takim – bo pachniał zupełnie jak jej uścisk, prawie jak śmierć – ale nie było w nim nic znajomego. — Elsa, widziałaś?

Elsa nie odpowiedziała. Przesuwała w palcach pojedyncze tomy stojące na wąskiej półce wewnątrz ukrytego pokoiku.

— Seiðr — odczytywała z trudem. — Noaidivuohta. I… runy, same runy…

— Nie oceniaj książki po okładce — upomniał ją Olaf.

— Nie oceniam. Po prostu… nic z tego nie rozumiem.

Anna z ponurą satysfakcją patrzyła, jak siostra odkłada książki na półkę, a później odwraca się na powrót w stronę pokoju. Obie były dokładnie tak samo zagubione.

— Zawsze masz jeszcze to.

Olaf podsunął jej kartkę sygnowaną królewskim herbem z wyblakłego już tuszu. Atrament też się pozacierał – ale nie na tyle, żeby nie była w stanie odczytać słów skreślonych obcą dłonią.

 

Choćbyś się wywyższył jako orzeł,

i choćbyś między gwiazdami położył gniazdo twoje,

stamtąd ściągnę cię, mówi Pan*.

 

Pismo było podobne do pisma ojca, ale ostrzejsze, jakby każe „w” obnażało zęby – znowu, zupełnie jak w tym przeklętym liście, którego jeszcze nawet na dobrą sprawę nie otworzyła, i którego w ogóle nie powinna była dostać – pewniejsze, kipiące fatalizmem.

Przepowiednia.

Ostrzeżenie.

Klątwa.

Obietnica.

Elsa czuła bicie serca za oczami i w gardle, za krótkie i nierówne. Nawet to nie mogło być w niej normalne.

— Ja… muszę już iść. — Jej głos był cichy, stłumiony, zdawał się już nie należeć do niej. — Jestem zmęczona.

— Może mogłybyśmy kogoś o to zapytać — zasugerowała Anna. — Rano – albo po festiwalu, kiedy będziesz chciała – może Kai coś wie. Albo Todderud, albo lord Peterssen, możemy popytać strażników – albo może… jak on się nazywał, ten stary generał, który ci się oświadczył… Sørensen?

Za dużo nazwisk.

Elsa potrząsnęła głową.

Zamaszyste litery krwawiły jej w oczach. Gdyby mrugnęła, pewnie spłynęłyby jej po policzkach zamiast łez.

Dlaczego akurat  c z e r w o n y  atrament?

Anna z trzęsącym się podbródkiem wsunęła palce w jej dłoń. Wyglądało na to, że ona również potrzebuje snu. Cierpliwie czekała.

Po nieskończoności pustki Elsa delikatnie ją uścisnęła. Anna oddała uścisk, ale już nic więcej się nie wydarzyło. Tylko upiorne zawodzenie klątwy w jej żyłach – ah!ah!ah! – wciąż odbijało się wewnątrz niej, aż wróciła potrzeba ucieczki – byle szybko, zanim nogi odmówią jej posłuszeństwa.

— Robi się późno, a jutro czeka mnie dużo pracy — powiedziała Elsa wymijająco. Rozpaczliwie potrzebowała samotności. Prawdy – nie. Spokoju. Laudanum. Snu. — Myślę, że póki co powinniśmy zostawić to miejsce w spokoju. — Musiał istnieć powód, dla którego jego istnienie było utrzymywane w tajemnicy. — Dobranoc.

Jej twarz zatrzasnęła się jak drzwi.

_______________

* Proroctwo Abdiasza z Biblii w przekładzie Jakuba Wujka.

 

Geneza sekretnego pokoju jest zgapiona z Forest of Shadows, ale i tak starałam się podrasować ją najlepiej, jak umiałam. Figurka konia naprawdę stoi na jednym z regałów w pomieszczeniu, które wszędzie opisywane jest jako biblioteka, ale żałosna ilość dostępnych tam książek kazała mi przerobić je na gabinet. Biblioteka też się pojawi :)

A to całe „streszczenie” Olafa jest oparte na tym jakże bogatym merytorycznie fragmencie. Jeśli Olaf w reszcie rozdziału jest dziwny, to już tylko ja ponoszę za to winę. To oficjalnie najtrudniejsza postać D:

Mam nadzieję, że takie skakanie między POV-ami nie jest zbyt męczące, bo możliwe, że pojawi się jeszcze w kilku przypadkach, kiedy za trudno będzie mi opisać coś wyłącznie z jednej perspektywy :) W razie jakichkolwiek pytań, służę odpowiedzią, a za wszelkie niespójności w szumnie zwanych intrygach z góry przepraszam i obiecuję poprawki na bieżąco!

8 komentarzy

  1. Ja nie wiem, chyba będę za każdym razem zaczynać od peanów i zachwytów, bo Sama Wiesz Kto zaszczycił rozdział swoją obecnością <333
    (ha-a, teraz mam dowód na piśmie, że mogę go sobie wizualizować jako nieziemsko przystojnego)
    (nadal uwielbiam fakt, że mówi z papierosem w ustach)

    — Chryste — mruknął tylko kapitan, nie wyprowadzając go z błędu. – ♥♥♥

    Prychnęłam z Hefajstosa/Hioba/Hadriana/Hipopotama :DD i z kolegi bałwana (♥) piszącego marchewką jak piórem.
    W ogóle kocham wszystkie nawiązania do Hansa (to z „r” jest moim ulubionym), poruszenie tematu zamarzania (że bolało!) i tego, że Anna powiedziała Elsie, że nic z tego nie pamięta. Dwójka tu znowu zlamiła, jak-ze-wszystkim, Anna sobie czilowo siedziała w bibliotece-niebibliotece (bardzo dobra decyzja z tymi nazwami pomieszczeń swoją drogą, trzy regały na krzyż to trochę mało na bibliotekę) i grała w kalambury jak gdyby nigdy nic.
    Przy okazji: nawiązanie do kalambur(ów??) i Into the unknown też na propsie <33

    (i ten Olaf uznający kapitana za swojego psiapsi)
    (lov)

    Poza tym: sekretny pokój!
    Strasznie mnie ciekawi, gdzie z tym pójdziesz dalej. I podoba mi się geneza znalezienia szaliczka, w dwójce się pojawił zupełnie z odwłoka.
    Super jest też fakt, że Elsa nadal konsekwentnie nie ogarnia nazwisk, a Anna traci zainteresowanie rysunkami tylko dlatego, że są mocno matematyczne. ♥

    Chociaż już prawie przestał się tlić, papieros zapłonął mu między zębami, kiedy kapitan Madsen wciągnął powietrze jak przekleństwo. – lovlovlov

    Pantofle Elsy wyglądały na tym tle jak krwawe kwiaty. – ładne ♥

    Anna z ponurą satysfakcją patrzyła, jak siostra odkłada książki z na półkę, a później odwraca się na powrót w stronę pokoju. Obie były dokładnie tak samo zagubione. – i to też mi się podoba! Twoja Anna jest tak ludzka, że ach <33

    Czekam cierpliwie na ciąg dalszy ♥ (i idę sobie jeszcze trochę powzdychać do kapitana)

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten papieros był dla mnie dość kłopotliwą kwestią, bo nie byłam pewna, jak bardzo nie wypadało palić kiedyś w pomieszczeniach - ale uznałam, że zawsze można obronić to tak, że on przecież nie pali, tylko trzyma papierosa w ustach, no bo wyrzucić szkoda XD (I wiadomo, że wygląda to fajnie, prawda ♥ A przynajmniej czapkę ściągnął)

      Trauma Anny moim zdaniem została totalnie zmarginalizowana w każdym aspekcie, a kalambury to eskalacja złego potraktowania wszelkich możliwych relacji między bohaterami, więc staram się powolutku to rozbudowywać i wyjaśniać :)

      Z pokojem nie wiem jeszcze dokładnie, jak to się potoczy jeśli chodzi o rozdziały, może nastąpić krótka przerwa w następnym xD

      Ale ogólnie strasznie się cieszę, że tak ci się podobało i bardzo dziękuję za komentarz! ♥

      Usuń
  2. Akcja nabiera tempa <3
    Dla mnie różne perspektywy nie były żadnym problemem. Wszystko zrozumiałam i dodało to nawet trochę ciekawej odmienności.
    Zdecydowanie najbardziej podobał mi się Olaf. Skradł moje serduszko. Napisany idealnie w punkt. Uroczo niewinny.
    Jestem bardzo ciekawa jak fabuła potoczy się dalej. Jestem pewna, że będzie się dużo działo.
    Elsa, która ucieka od problemów też bardzo mi się podobała.
    "Wyglądały jak figury geometryczne, więc Anna szybko straciła zainteresowanie." - to zdanie tak bardzo do mnie przemawia ;-)
    Ogólnie super rozdział. Komentarz trochę chaotyczny, ponieważ w międzyczasie odbywam e-lekcje. Ale to tylko przyroda, więc luz ;-)
    Życzę weny i czekam na więcej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uff, to dobrze, że nie udało mi się zepsuć Olafa! :') Jeszcze trochę go będzie, więc pewnie znajdą się inne okazje XD I ogólnie bardzo się cieszę, że ci się podobało, teraz już powolutku przechodzimy do akcji właściwej ;)

      Anna to też ja pod tym względem XD

      I totalnie cię rozumiem z tymi zajęciami, sama je tak często spędzam XD Bardzo dziękuję za ten napisany w trudnych czasach komentarz! ♥

      Usuń
  3. AAAAAA TA ILUSTRACJA
    ♥♥♥♥

    OdpowiedzUsuń

  4. Aaa, to tutaj znajdą ten sekretny pokój!

    Anna uważa, że rodzice byli dla niej oby i wcale jej się nie dziwię. Miała sześć (sześć?) lat, jak jej wszystkie wspomnienia zostały diametralnie zmienione, z resztą tak ja i całe jej życie, zabrano jej siostrę, zamknięto bramy, rodzice oddalili się od niej (mam wrażenie, że choć teoretycznie można to zargumentiwać tym, że skupili się na Elsie i jej mocy, to jednak to dość lichy argument, biorąc pod uwagę to, co się z Elsą działo przez te kilkanaście lat).

    Streszczenie Olafa brzmi trochę jak steszczenie życia Anny i Elsy w dwójce (choć dla mnie było steszczenie żenujące).

    "Wyglądały jak figury geometryczne, więc Anna szybko straciła zainteresowanie." — o jeju, skąd ja to znam. I Anna jest taka ludzka, że o jeju

    I aaa, wątek z luadanum, złoty środek XVIII i XIX wieku. Podoba mi się, że do tego nawiązałaś, bo opium był wtedy baardzo szeroko stosowany i mam wrażenie, że co druga osoba była od niego uzależniona (plus dużo osób się nim truło).

    A Anna nadal przeżywa Hansa, za co plus — bo jednak był tą jej wielką miłością od pierwszego wejrzenia, nawet jeżeli okazał się dupkiem.

    Anna zapomniała o Olafie — to takie annowe. I ja bardzo przepraszam, ale to „witojcie” mnie rozwaliło i w sumie bardziej zaleciało mi Oakenem niż Olafem.

    „Cóż, przede wszystkim musiała założyć pończochy. Gdyby nie te głupie bezy, nie byłoby jej niedobrze, nie musiałaby się położyć, więc nie przebrałaby się w koszulę nocną, nie zapomniała o Olafie i teraz nie byłoby jej zimno.” — to wszystko przez te okropne bezy! Mam wrażenie, że Anna już nigdy żadnych nie tknie (chociaż z drugiej strony Anna jest raczej miłośniczką bez, czego kompletnie nie rozumiem, ale okej).

    I Anna znowu została sama. Na pewno jej z tym przeokropnie. I w ogóle, Anna to taka „zawada” jakby, w sumie to trochę ona i Hans pod tym względem są do siebie podobni. Oboje mają wokół siebie różnych ludzi, ale mimo to praktycznie ciągle się samotni.

    A Elsa znów nie ogarnia kto jak ma na imię.

    Olaf uważa Madsena za p r z y j a c i e l a? No proszę, proszę. Szkoda tylko, że Madsen nie uważa Olafa za przyjaciela.

    O, wow, czyli Elsa miała już swoje pierwsze świadczyny? Jedna z kwestii, która niezmiernie mnie nurtowała w „Krainie”. One tam obie były już „dorosłe”. Były księżniczkami. Czy ktoś nie powinien się ubiegać o ich rękę (ręce)? A dwójce to już w ogóle. Elsa miała te swoje moce — i nikt z zagranicy nie wpadł, że sojusz, jaki zapewniało małżeństwo, z Arendelle, a tym samym kobietą, która jedynym ruchem dłoni mogła zamrozić całe królestwo, by się przydał? Przecież poza Arendelle musieli wiedzieć o księżniczkach zamkniętych w zamku, a potem i o „Lodowej Wiedźmie”.

    A to, że Madsen pali, bardzo mi do niego pasuje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślałam o relacji Anny z rodzicami i w sumie utożsamiałam to z sytuacją, kiedy jedno dziecko jest chore (tutaj Elsa i moc), to dość oczywiste, że ono dostanie więcej uwagi i opieki, ale – no właśnie
      Ta „zawada” jest w sumie idealnym słowem, które ją opisuje, trochę pod względem dynastycznym, ale bardziej tak właśnie po ludzku, w kontekście pozycji w rodzinie :C
      Aaa, tak, Hans jest trochę mroczniejszym odbiciem Anny? Albo inaczej, w jego przypadku to zaniedbanie zmieniło się w coś zupełnie innego, ale totalnie rozumiem, dlaczego akurat z nią się dogadał

      Ze streszczeniem Olafa dokładnie, było stamtąd i mam takie same odczucia D: (w ogóle, ile razy jedynka była streszczana w dwójce? D:)
      (Aż trochę szkoda, że kapitan nie ma własnego POV-a, bo jestem przekonana, że jego nienawiść jest tak gorąca, że z miejsca mogłaby Olafa stopić :D) Swoją drogą to cieszę się, że palenie ci do niego pasuje, nie chciałam, żeby wydał się zbyt bezczelny, więc ostatecznie mu tego papierosa zgasiłam przed wejściem do środka, ale jakoś nie umiałam się go pozbyć, to jakiś taki znak charakterystyczny

      Zakładam, że Elsa miała trochę propozycji matrymonialnych (bo Hans próbował się z nią „dogadać”? Chyba nie dopiero po przybyciu na koronację?), ale pewnie pozwoliła sobie na odrzucenie wszystkich po śmierci rodziców, kiedy już mogła to robić
      A Anna… nie wiem? Ale jakoś to nadrobię!

      Usuń