STARY TOR ZAGWIZDAŁ, kiedy streścił mu rozmowę z królową.
— Ha. Przesrana sprawa, bez dwóch zdań.
Stali naprzeciwko siebie pod spadzistym daszkiem lodowni w Harmon, obaj zgarbieni, każdy z zupełnie innego powodu, Kristoff o pół głowy wyższy.
Słoma skrzypiała im pod stopami, a ostatnie bryły lodu parzyły, sącząc się przez rękawice. Pocerowany worek z trocinami leżący przy wejściu przypominał nienaturalnie wygięte ludzkie ciało. Gdzieś w oddali skamlał pies.
Kristoff czekał, aż Tor coś jeszcze powie – m u s i a ł o być coś jeszcze – ale on tylko patrzył na niego z tym samym smutnym rozczarowaniem, które już u niego widział. Mieli bardzo podobne oczy, on i Merete-Margit, ale jej zawsze wyrażały coś innego. Ile Kristoff mógł mieć wtedy lat – siedemnaście? Dziewiętnaście? Wystarczająco mało, żeby po prostu chciał tak myśleć.
Nigdy nie przyszło mu do głowy, żeby go o nią zapytać, ale teraz zastanawiał się, czy nie powinien.
Chociaż od tamtego czasu zmieniło się w s z y s t k o – teraz zdawało się to nie mieć żadnego znaczenia.
Medal wciąż ciążył mu w kieszeni. Dziwne, że jeszcze nie pociągnął go na dno.
Im więcej czasu spędziło się na lodzie, tym bardziej natrętne stawały się obsesyjne myśli o tym, co znajduje się pod jego powierzchnią, czy stamtąd też słychać wycie.
Wydobywca lodu pracuje długo, a żyje krótko, tak mówili.
Co by się stało, gdyby wyciągnął teraz ten medal i poprosił Tora, żeby go zabrał – razem z trzema mål* ziemi w Rosendal – i sprzedał, przetopił albo najlepiej zawiesił na własnej szyi, uwalniając go od odpowiedzialności, na jaką nigdy nie był gotowy? Czy Anna by go za to znienawidziła?
Ale Tor już zbyt wiele dla niego zrobił.
Nigdy nie kazał mu się wynosić, był na to zbyt porządnym facetem, ale Kristoff potrafił wyczytać z ciszy to, czego stary wydobywca nie umiał mu powiedzieć, i miał na tyle przyzwoitości, żeby samemu odejść.
Próbował nie wracać, póki nie został do tego zmuszony.
A teraz? Czy właśnie nie to byłoby następną właściwą rzeczą, którą powinien zrobić?
Wciąż musiał sobie przypominać, że Anna wcale nie jest aż tak bardzo w nim zakochana. Nie m o g ł a być. Nie da się kimś zakochać w trzy dni – to niemal równie głupie, jak zakochanie się po j e d n y m dniu. Po prostu zareagowała na jedyny przejaw męskiego zainteresowania w swoim dotychczasowym życiu. I tyle.
Trolle już wystarczająco namąciły jej w głowie – a ona, jakby jej było mało, znów chciała do nich pójść. Przykro-mi-Kristoffer, tylko-prawdziwa-miłość-roztopi-lód, wracamy-do-Hansa. Równie dobrze sam mógłby ją pocałować. C h c i a ł ją pocałować. To mu przecież otwarcie sugerowały.
Tylko co by to zmieniło? To on by ją wtedy zawiódł. Tego chciały? Zmiany jednego narzeczonego – do którego gnali na złamanie karku i na próżno, zamiast spróbować choćby z a s t a n o w i ć się nad innym rozwiązaniem – a który najwyraźniej nie wierzył w miłość od pierwszego wejrzenia, na drugiego?
Przez materiał swetra zacisnął palce wokół nierównych brzegów kryształu, który dostał od nich tego lata, podczas swojej ostatniej wizyty. I co niby miał z nim zrobić? Oświadczyć się jej?
Wcześniej, kiedy ktoś opowiadał coś o trollach – czarujących, porywających dzieci, przeklętych – Kristoff tylko się śmiał. Przecież on wiedział, jakie są naprawdę. Wiedział lepiej.
Żeby tylko.
Pápi czytał z zorzy i mówił o Przeznaczeniu, ale chociaż Kristoff dorastał wśród trolli, wychował się z ludźmi, którzy wierzyli tylko w morze, góry, ciężką pracę i siebie.
W przeszłości sparzył się już kilka razy na swojej naiwności, ale po raz pierwszy w życiu poczuł się aż tak oszukany.
Pocałunek, kurwa, prawdziwej miłości.
— A wejze, synek. — Tor miał w zwyczaju mówić tak do wydobywców, którzy zdawali się być młodsi od niego (a takich było wielu) – ale do Kristoffa nikt inny się tak nie zwracał. To było jak imię, ze swoją wagą i wartością. Mężczyzna uderzył w czuły punkt. Kristoff mimowolnie się skrzywił, kiedy położył mu dłoń na ramieniu. — Co ty za to możesz.
Tor kopniakiem zamknął ciężkie drzwi i ruszył w kierunku swojego wozu – i to mogła być tylko gra cieni, ale kiedy odwrócił się przez ramię, Kristoffowi wydawało się, że się do niego uśmiecha.
Został sam na sam z pustymi rękami i mętlikiem w głowie. Ogarnęła go fala dziwnego, nieprzyjemnego gorąca, więc ściągnął beaskę i rzucił ją na oparcie ławy.
— Kristoff… — Sven podszedł do niego i niepewnie, jakby prosząco trącił go łbem w ramię. Ale Kristoff nie odpowiedział. Nie tym razem. Nawet się nie odwrócił. Patrzył pod nogi.
Bicie kościelnych dzwonów w oddali i tak zagłuszyłoby wszystkie słowa.
Dwanaście uderzeń. Wybiło południe. Następnego dnia o tej porze już od kilku godzin miał być z powrotem w Arendal, w środku zabawy.
Zmrużył oczy. Słońce było zbyt jasne, zbyt oślepiające, nawet, gdy wisiało tak nisko na niebie. Na każdej ulicy wyrastały nowe stragany, przyjeżdżały kolejne wozy dostawcze i Kristoff wiedział, że niedługo nie uda mu się już przejść przez miasto.
Z każdą chwilą, gdy zbliżał się do Anny, wydawało mu się, że oddala się od wolności, gór, lasu, jaskiń zasypanych śniegiem, Doliny Żywej Skały i długich zimnych nocy przy ognisku.
Ktoś potrącił przenośny straganik handlarza tytoniem. Pudełka zapałek i papierosów posypały mu się pod nogi. Na niektórych odbity był kontur profilu.
— Sprzedajemy cygara z podobizną królowej! — zagadnął stojący przy nim dzieciak, jakby Kristoff nie zauważył. W kieszeni pobrzękiwało mu kilka monet z tą samą twarzą. — Jak się pan zaciągniesz, to tak, jakbyś ją pan całował!
Ludzie, których mijał, szeptali albo chichotali – i wszyscy się gapili. Do ich otwartych ust przylegały plotki, z wyrwanymi korzeniami, bez źródła, przywierające później w nocy do wnętrza powiek.
Potrząsnął głową.
Musiał się napić.
Uświadomił sobie, jak strasznie spękane ma wargi w chwili, gdy dotknął ich alkohol. Ogień, który nie miał nic wspólnego z tym, który miała w zwyczaju rozpalać w nim Anna, pełzł wzdłuż gardła, do zasupłanego ciasno żołądka.
Alkohol po raz pierwszy od czasu, kiedy Anton nauczył go n a p r a w d ę pić, przyprawił go o mdłości.
— Dobrze pan zaczyna, Bjorgman. — Klepnięcie w plecy; szorstka dłoń i szorstki głos. Dopiero po chwili poznał właściciela twarzy, która majaczyła przed nim we mgle oparów alkoholu, ciężkich ław i dziesiątek innych.
Imć Pan Engström z Weseltonu, raczkujący przedsiębiorca z Kompanii Handlowej, który niezmordowanie pieprzył coś o fabrykach sztucznego lodu na kontynencie, przez co zyskał sobie jeszcze mniejszą przychylność reszty wydobywców niż Nadworny Dostawca – jakby już sam fakt jego pochodzenia nie wystarczył.
— Obym tak dobrze nie skończył — burknął Kristoff, wskazując podbródkiem w stronę drzwi. Krępy drwal w średnim wieku – Egil? Gunnar? – zatoczył się i oparł o framugę.
Żar się wypalił, pozostawiając po sobie tylko odległe podskórne pulsowanie – jak w czubkach palców, którymi gasił świece.
Picie było w gruncie rzeczy proste. Pewnie miał to we krwi. Chwyt, uniesienie dłoni, otwarte usta, łyk, przełknięcie – aż pulsowanie dotrze aż do głowy i zabierze myśli. Takt na pięć. Z tym sobie radził.
Anna była trudniejsza.
Nie, nie Anna. Z a s a d y rządzące Anną. Jej światem walca, poezji i rozwodnionego wina do posiłków.
Kristoff nie zaskarbiał sobie zaufania ludzi po jednej rozmowie, nikt nie powierzał mu swojego życia po zaledwie kilku godzinach znajomości – ale ona najwyraźniej nie znała zasad rządzących j e g o światem, bo łamała każdą z nich.
Wcześniej mu się to nie zdarzało.
W jej bajce wszystko było irytująco proste. Prosiła siostrę, żeby dała mu pracę, tytuł, dom – cały majątek właściwie – a on to dostawał, jakby to była najoczywistsza rzecz pod słońcem.
Pomyślał o tym, jak bardzo nie na miejscu wydawała się siedząca przy prostym stole w starej chatce przycupniętej na szczycie urwiska jak drewniany ptak zbierający się do lotu, czekając, aż poda jej herbatę, do której nawet nie miał cukru, i udając, że wcale jej to nie przeszkadza.
Jego dłonie na jej talii, za drobnej, jak cała Anna, którą tak łatwo byłoby złamać, tak łatwo skrzywdzić, też przestały być nagle na miejscu.
Zupełnie inaczej było, kiedy sanie zatrzymały się na skraju mało uczęszczanej drogi, a oni pozwolili rękom błądzić po nieodkrytych terytoriach. To była ziemia niczyja, i łatwiej było tam o wszystkim zapomnieć. Nie całkiem łatwo, ale wystarczająco.
Za nic nie mógł się zgodzić na jej zaproszenie-się do b a r o n i i Grimstad (wciąż nie umiał traktować tego poważnie), bo miał wrażenie, że, nieważne, co by się wtedy stało, to przypieczętuje pomiędzy nimi wszystko, czego by nie chciał, cokolwiek mogłoby to być.
Potrząsnął głową.
Jeszcze raz.
Raz-dwa-trzy, cztery. Pięć.
Pięć-pięć-pięć, aż alkohol zaczął ściekać po brodzie i na kostki, którymi próbował go zatrzymać.
Rozcięta warga szczypała mniej niż świadomość, że nigdy nie będzie umiał stać się częścią jej świata.
Bardziej niż fakt, że wcale tego n i e c h c i a ł .
Fy faen.
* Mål – stara jednostka miary, stosowana przed wprowadzeniem systemu metrycznego w Norwegii. 1 mål to ok. 1 km².
Mam nadzieję, że nie przegięłam i nie naplotłam tu jakichś bzdur D:
Rosendal to gmina, a Grimstad – posiadłość na jej terenie, która przypadła Kristoffowi z racji otrzymania tytułu. Zresztą inspirowałam się prawdziwą baronią Rosendal (jedyną w Norwegii :O).
Dodałam mapę do zakładki Mapa, na której to też uwzględniłam, także zapraszam do zapoznania się :)
I ciekawostka – od lat 50. XIX wieku naprawdę istniały fabryki
produkujące sztuczny lód, a pierwsza lodówka pojawiła się niedługo
później. Ale kogo obchodzi, co mają do powiedzenia Szwedzi.
Niby nie było tu typowej akcji, tylko rozmyślania Kristoffa, ale mimo wszystko przeczytałam jednym tchem.
OdpowiedzUsuńUwielbiam nawiązanie do "The Next Right Thing".
Podoba mi się także rozsądek Kristoffa i takie racjonalne podejście do sytuacji. Ja zawsze twierdziłam, że nie lubię trolli i podtrzymuję to, dlatego fajnie, że została skrytykowana ich absurdalna scena.
Absolutnie kocham cygara z podobizną Elsy! Czy ma Pani w sprzedaży takie, tylko z Hansem? ;-)
Jakoś tak przyłapałam się na tym, że przemyślenia każdego z bohaterów pisze mi się chyba najlepiej :') (I najczęściej XD) Ale bardzo chciałam w końcu nawiązać do trolli, bo uważam, że ich wątek właściwie po pierwszej części się zupełnie rozmył, a bardzo dużo można jeszcze z niego wyciągnąć - i w sumie się z tobą zgadzam, że wiele rzeczy w ich zachowaniu jest po prostu absurdalne, a Kristoff twardo stąpa po ziemi, więc czemu nie miałby być zły o to, jak go oszukały? Przecież aktem prawdziwej miłości wcale nie był pocałunek :|
UsuńI bardzo się cieszę, że wyłapałaś nawiązanie do piosenki! ♥♥♥
A cygar z Hansem nikt w Arendelle nie wyprodukowali, ale mentalnie wysyłam ci cały wielki karton! ♥
Ogólnie bardzo dziękuję za komentarz :))
Stylizacja językowa Tora to miłość ♥
OdpowiedzUsuń(synek!)
W ogóle aaa, aż sobie przypomniałam drugi rozdział i teraz lubię gościa jeszcze bardziej. Zdecydowane tak dla „więcej Tora”!
Mieli bardzo podobne oczy, on i Merete-Margit, ale jej zawsze wyrażały coś innego. – *teorie spiskowe*
Cały ten rozdział jest dla mnie teorio-spiskowo-genny, bo w ogóle backstory Kristoffa mnie bardzo interesuje, zwłaszcza w świetle tego nordhuldriańskiego gówniarza. I kim jest Anton? :0
(propsy za napomknięcie o trollach, czekam niecierpliwie, aż się pojawią osobiście)
Niezmiennie uwielbiam Twoją Kristannę, ten rozdział znowu wniósł bardzo dużo ciekawych wątków ♥ I jejuu, Kristoff wydaje mi się w tym równie porażająco bezradny co Anna, i mi smutno, i jak mam żyć :C
Pomyślał o tym, jak bardzo nie na miejscu wydawała się siedząca przy prostym drewnianym stole w starej chatce przycupniętej na szczycie urwiska jak drewniany ptak zbierający się do lotu, czekając, aż poda jej herbatę, do której nawet nie miał cukru, i udając, że wcale jej to nie przeszkadza. – ♥♥
W ogóle scena picia mi się bardzo podobała! To, że Kristoff gasi świece palcami, też – i fakt, że nadal mu się mylą wszystkie imiona.
Poza tym jestem zachwycona poruszeniem wątku relacji Kristoff-Hans (chociaż relacja to trochę za duże słowo) ♥
Chciałam jeszcze coś wymruczeć na temat tego, jak świetnym pomysłem jest następny rozdział z POVem Hansa – ale skoro alternatywą jest Anna, to już się nie umiem zdecydować.
(a-może-oba<3)
Pozdrawiam!
Zastanawiałam się, czy bardziej - ee, nie zgwarować - wszystkich wypowiedzi Tora, ale nie do końca mi to pasowało, zostawię to dla innych wydobywców i Oakena - więc dałam mu tylko drobne naleciałości (:
UsuńAntona od razu mogę ci zaspoilerować, to taki rosyjskiego pochodzenia fellow ice harvester, który bardzo możliwe, że jest już na emeryturze :D
Backstory Kristoffa jest chyba najbardziej pobocznym z głównych wątków, ale postaram się powolutku po kolei wszystko odsłaniać. Trolli też będzie więcej - jak w końcu kogoś do nich wyślę, mamy jeszcze niedokończone porachunki :D
I aaa, jeśli tobie się podoba moja wizja Kristanny to już w ogóle duży komplement, bardzo się cieszę! ♥ Jakoś tak, nie wiem, wydaje mi się, że dla Kristoffa czasem to na swój sposób trudniejsze niż dla Anny? Ona nadal obraca się gdzieś w swoich kręgach, a on wciąż jest wrzucany w totalnie obce dla niego środowisko.
(I on totalnie NIE nienawidzi Hansa, po co)
Bardzo dziękuję za komentarz! ♥ Jak tylko będę mieć pewność, kto pojawi się w kolejnym rozdziale, zaktualizuję aktualności XD
Tak sobie jeszcze przeglądam poprzednie rozdziały! (Przy świątecznym serniczku najlepiej!) I serio TOR TO MOJA ULUBIONA POSTAĆ!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
A to chyba mój ulubiony komentarz ♥ Przemiło mi, że chciało ci się jeszcze raz wrócić do starych rozdziałów! ♥ I prawdę mówiąc sama bardzo lubię Tora, więc podejrzewam, że tak łatwo z niego nie zrezygnuję :D
UsuńI znowu Kristoff. Cóż, zalecę dwójką — cześć, Krzysiek! (Ten Krzysiek nadal mnie boli).
OdpowiedzUsuńI w ogóle główna myśl podczas czytania tego rozdziału — aaa, relacja Kristoffa i Tora to c u d o. Wielki plus dla „Starego Tora”, że traktuje go jak własnego syna, nawet jeżeli ten kiedyś był zaręczony z jego córką i no cóż, nie wypaliło (i w ogóle dlaczego nie wypaliło? Ja bardzo przepraszam, ale ja chcę się w końcu dowiedzieć!).
I w ogóle dochodzę do wniosku, że Kristoff myśli jeszcze najtrzeźwiej i najbardziej racjonalnie ze wszystkich głównych postaci. I za to masz plusa, K̶r̶z̶y̶s̶i̶e̶k̶.
Ooo, pojawiło się napomknięcie o trollach. I wiedząc, jak przedstawiałaś je w dalszych rozdziałach, droga Autorko — dzięki, dzięki, dzięki. Te trolle dla mnie zawsze były jakieś podejrzane, i niby pomagały i rodzinie królewskiej i potem Annie i Kristoffowi, ale no jednak, jakoś mnie ta ich dobroć nie kupiła. (I nie, nienawidzę pomysłu, że Kristoffa wychowywały trolle).
Kristoffi mylą się imiona, no proszę. Może jednak jakoś dogadałby się z Elsą (wyobraziłam ich sobie siedzących razem i próbujących zgadnąć imię jakiś randomowych ludzi, których teoretycznie powinni znać).
Kristoff nienawidzi Hansa. W sumie zrozumiałe, facet wystawił Annę i okazała się dupkiem, chciał zabić Elsę i tak dalej. A to, że go nawet nie znał, jeszcze bardziej do mnie przemawia i w pełni rozumiem tę nienawiść.
K R Z Y S I E K nieee, już „Kristoffku”, chociaż z zamierzenia słodkie, jest dla mnie trudne do przełknięcia
UsuńPrzejdźmy do miłych rzeczy. Tor jest miły. Kocham Tora, on jest taki po prostu jakiś kochany <3
Hah, nie wiem, czy sam Kristoff na tym etapie wie dokładnie, dlaczego im nie wyszło – ale ja wiem, więc obiecuję, że na pewno przynajmniej czytelnicy się dowiedzą :D
Eee, z trollami w ogóle jest jakiś problem. Już abstrahując od tego, że wszyscy z samym filmem włącznie przyjmują, że wychowały Kristoffa (jak??? jeśli trafił do nich już jako sierota – nie było sierocińców i przytułków? a jeśli nie – nie miał żadnej rodziny, która by go szukała, żaden miły wydobywca lodu ani wścibski sąsiad by się nie zainteresował? Rany D: A poza tym, gdzie on spał, co jadł i w ogóle? Jeśli jest rzecz, której nie lubię w jego kanonicznej wersji najbardziej to robienia z niego dzikusa, który żre gruz i mech, no bo TrOlLe Go TaK wYcHoWaŁy D:) to są bardzo niekonsekwentnie poprowadzone, z jednej strony sziperzy Kristanny, z drugiej strony Eskperci Od Miłości, i już w sumie nie wiem, czy miały być tajemnicze czy rozkoszne i zabawne
(Ale mam jakiś taki mini sentyment do Buldy)
Kristoff ogólnie jest takim trochę głosem rozsądku, chociaż nie powiem, czasami zbyt wiele próbuje racjonalizować
I hm, nie jestem pewna, czy nienawiść to odpowiednie słowo, może trochę za mocne, bo w sumie, poniekąd, mam wrażenie, że on mógłby się z Hansem zgodzić? W sensie, nie wiem, jak to wyjaśnić inaczej niż tak, że żaden z nich nie jest na tyle naiwny, żeby uwierzyć w miłość do grobowej deski po jednym dniu znajomości
I onieee, wyobraziłam sobie grę Kristoffa i Elsy w zgadywanie imion ( p i ę k n e ) i myślę, że to byłoby o wiele lepsze niż kalambury xDDDD