HERR MOEN – albo może herr Munthe? – tłumaczył jej, że nazwa Arendelle pochodzi ze starego języka – arnar i dalr – oznacza „dolinę orłów” i ma dużo wspólnego z budowaniem tradycji narodowej, ale zdaniem Anny powinno się raczej nazywać Doliną Stagnacji, choćby i z francuska, skoro dziadkowi tak zależało na światowej ortografii.
Statek z Weseltonu odpływał po południu, książę Magnus zniknie bez śladu jak jego stryj von Cośtam i wszystkie propozycje matrymonialne skierowane pod adresem Elsy przez ostatnie miesiące, i nic się nie zmieni, bo nic się nigdy nie zmienia.
Oczywiście Anna mogłaby przekraść się na pokład statku – tylko może akurat nie tego – powiedzieć, że ma na imię Embla, a jej mąż, Ask (to musiał być Ask) już trzy lata temu wybrał się za chlebem do Ameryki, a teraz w końcu ona może do niego dołączyć – i przysłał nawet pieniądze, którymi zapłaci marynarzom, a oni będą co do jednego przystojni jak jej zdaniem Starbuck z Moby Dicka.
Poza tym, że oczywiście n i e m o g ł a , bo jednak była też k s i ę ż n i c z k ą Anną, którą wszyscy by poznali i nikt by nie puścił – to był naprawdę świetny plan. Wyobrażała sobie, że wcale przecież nie boi się wody, próbując dopasować palce do kształtu wszystkich zacieków na ścianach w północnym skrzydle, które mijała.
Czasami zaczynała zastanawiać się, czy to wszystko zdarzyło się naprawdę: Olaf, Wielka Odwilż, i doki, i jeszcze później Knerten; w końcu łatwo byłoby uwierzyć, że nigdy po prostu nie odzyskała siostry – ale powybrzuszana boazeria i plamy na tapecie nie kłamały.
Zatrzymała się w niewyschniętej jeszcze – albo zupełnie nowej? – kałuży pod drzwiami gabinetu, bardzo ostrożnie stawiając kroki. To wcale nie tak, że chciała podsłuchiwać, ale sekret Elsy nie był już tylko i wyłącznie j e j sekretem, podobnie jak sekret Kristoffa, i…
— Wasza Królewska Wysokość. — Kai, w równym stopniu człowiek, co instytucja, wyrósł przed nią jak spod ziemi. — Czy nie powinna pani zaczynać teraz lekcji?
(Nie, jednak bardziej instytucja.)
Jego głos był zawsze taki oficjalny, idealny, wystudiowany. Troszczył się o nią w ogóle? Czy całe to „chronienie jej”, o którym ciągle ostatnio słyszała, wynikało tylko z głębokiego poczucia obowiązku?
— Lekcje w taki piękny dzień? Nie uważasz, że jest za ciepło, żeby dusić się w klasie? — spróbowała zażartować Anna, zupełnie nieprzekonująco. Deszcz ściekał po szybach, wiatr za oknami wyszarpywał ostatnie liście z gałęzi drzew, a początek października udawał przedwiośnie. Kai ukradkiem zerknął na zegarek. Po jego twarzy przemknął cień. — Hej, Kai? A tak właściwie to… czemu tutaj jesteś? To znaczy, no wiesz, akurat t u t a j – po tej stronie drzwi.
— Królowa nie życzyła sobie, abym jej teraz towarzyszył.
— Och. Czyli ciebie też nie wpuściła?
Kai ledwie zauważalnie wzruszył ramionami. A może tylko westchnął albo po prostu oddychał.
— Jej Królewska Mość najwyraźniej potrzebuje… więcej… czasu, aby przemyśleć pewne sprawy. W samotności.
Odmierzał słowa bardziej starannie niż Olina składniki na serinakaker*, ale Anna zrozumiała. Nie była częścią tej koniczyny konspiracji, której najwyraźniej wystarczały tylko trzy listki – czy to w ogóle miało sens? – była wyłącznie zawadą, nawet jako księżniczka koronna, głupim dzieciakiem, tą drugą, bezużyteczną siostrą, którą uczono tylko, jak ładnie się uśmiechać, aż ścierpną wargi i rozbolą zęby.
— Jasne. Pewnie — powiedziała i tak właśnie się uśmiechnęła, chwytając prawą dłoń w lewą. — To ja… ja… muszę już iść? — Jej ręce były jednocześnie zimne i spocone. Czemu zrobiła znak zapytania? — Znaczy, pójdę już lepiej. To, hm, to cześć!
Lista rzeczy, które mogą być ze mną nie tak
Anna westchnęła, zsunęła pantofle i oparła nogi o brzeg krzesła Olafa. I tak nie zajmował całego, i i tak oprócz nich w bibliotece nikogo nie było.
Próbowała zająć się pisaniem wypracowania, ale wszystkie niemieckie słowa były po prostu keine, uciekały jej spod palców i tańczyły walca, zupełnie jak wskazówki zegarów, z których próbowała odczytywać godzinę albo ułamki, które powinna przepisać do zeszytu.
Wreszcie przedzieliła kartkę na pół, rozchwianą, pełną kleksów linią, i napisała: Lista powodów, dla których Elsa mi nie ufa po prawej, a potem, po chwili zastanowienia: Lista powodów, dla których Kristoff nie chce mnie już całować po lewej.
Dużo gadała, czasem właściwie tylko po to, żeby sprawdzić, czy ktoś jeszcze w ogóle jej słucha, pakowała w kłopoty siebie i innych ludzi, i pewnie znalazłyby się jeszcze setki innych rzeczy, gdyby się zastanowiła, a mamma mówiła, że potrafi być samolubna – ale tak naprawdę j e d y n y m powodem, jaki przychodził jej do głowy, i który mogłaby wpisać po obu stronach, było „nie kocha cię tu nikt”.
Przede wszystkim czuła wstyd i zażenowanie.
Przede wszystkim bała się, że wszystko może się powtórzyć.
I przede wszystkim bała się, że tak naprawdę nie wie, czym jest miłość.
Anna zerknęła na zegar. Ramiona wskazówek otwarte w niezgrabnym uścisku wskazywały dwadzieścia… nie, chyba… raczej trzydzieści… wpół do ósmej? Czyli minęło już ponad pół godziny, odkąd Olaf znudził się oglądaniem obrazków, zauważył przez okno Viliego – kimkolwiek był Vili – i wyszedł, a ona przesiadła się do wykusza z tomikiem wierszy i marcepanową świnką, której w przeciwieństwie do czekoladek nie miała serca zjeść.
Oznaczało to też, że Elsa i Kristoff siedzą zamknięci w jej gabinecie p r z y n a j m n i e j tyle, prawdopodobnie dłużej.
Anna dowiedziała się, że Kristoff przyjechał, kiedy zeszła na podwieczorek do kuchni – bo Elsa prawie zawsze jadła u siebie, a samotne siedzenie w wielkiej jadalni, przy długim stole ze zbyt dużą ilością krzeseł i zmuszanie się do trzymania prostych pleców było zbyt trudne.
O czym mogli tyle gadać?
To było absurdalne. Kristoff? Z E l s ą ?
Ktoś cicho zamknął za sobą drzwi, a później głośniej przesunął krzesło, zwracając na siebie jej uwagę. Anna podniosła wzrok i zobaczyła lorda Peterssena. Miała ochotę zapytać, czy posiedzenie sztabu kryzysowego już się skończyło – bo przecież on też miał wziąć w nim udział, a teraz był tutaj – ale on odezwał się pierwszy.
— Pozwolisz, że się dosiądę, pusling**? — zapytał. Jego głos zawsze miał ostre krawędzie – nawet własne nazwisko wymawiał śmiesznie zduńszczone, przez „i” i „d” – ale łagodny ton.
(Pusling brzmiało jak coś, co mógłby mówić do niej On, gdyby tylko Jego głos nie został stworzony do szeptów i kłamstw.)
Anna przesunęła najpierw się, a później świnkę, robiąc mu miejsce wśród haftowanych poduszek, lodowatych w miejscu, w którym stykały się z szybą.
Tak właściwie to naprawdę lubiła lorda Peterssena. Na ogół. Na przykład kiedy uczył ją grać w bezika (za każdym razem od nowa) albo składać z papieru ptaki i łódeczki, które później puszczali z Olafem w fontannie.
Zdecydowanie nie, kiedy musiał „prosić ją i pana Bjorgmana na słówko” i wyglądał przy tym, jakby chciał, żeby grzecznie powtórzyli za nim: „Jestem następczynią tronu”, „A ja jestem tylko handlarzem lodem”. To byłyby tylko słowa, ale one były najgorsze. Annę w życiu bolały tylko słowa.
— Och, znalazłaś starego Wordswortha Guitty?
— Co?
— Mówię o wierszach. Ten tomik należał do… twojej babki. — Zabrzmiało to tak, jakby chciał powiedzieć coś innego. Lord Peterssen odchrząknął. — Mogę?
Kiedy przerzucił kilka kartek, na kolana Anny spłynął sprasowany bukiecik fiołków.
— Och! — Ostrożnie je podniosła, bardzo starając się ich nie zgnieść, ale miały – ile? Ze czterdzieści lat? – i same się kruszyły. — To moje ulubione. Kwiaty, moje ulubione — wyjaśniła szybko. — No, zaraz po słonecznikach.
Sine smugi płatków wtarły się pomiędzy środkową zwrotkę wiersza.
Fijołek, co spod głazu błyska,
By zaraz umknąć oku!
— A piękna jak samotna iskra
Gwiazdy w wieczornym mroku***.
Lord Peterssen położył jej dłoń na kolanie. Jego ręce były ciepłe i miękkie, jak ciasto drożdżowe, i Anna zastanawiała się, czemu właściwie na zawsze pozostał dla nich „panem”, chociaż tak łatwo mógłby stać się dziadkiem, jak Rúnar – przecież wychował mammę w większym stopniu niż król pappę, i jego przynajmniej z Elsą p o z n a ł y . . .
— Bardzo mi ją przypominasz — zagadnął, a ona chciała na niego spojrzeć, ale jej wzrok najpierw padł na jego dłoń, przypomniała sobie, że znajduje się dokładnie w tym samym miejscu, w którym dwa dni wcześniej była ręka Kristoffa, i mimowolnie się wzdrygnęła.
Lord Peterssen pewnie mógł być kiedyś przystojny, nadal wysoki jak jego kości policzkowe – ale w jego twarzy była jakaś nieprzyjemna twardość, może w brwiach? Wciąż miały kolor, który jego włosy zaczynały tracić. Albo w ostrym kącie nosa, przez który odrobinę kojarzył jej się z jastrzębiem.
— Babcię?
Anna czuła, że się rumieni. Nikt nigdy nie mówił jej, że jest do kogokolwiek podobna. To było… miłe, zupełnie nieoczekiwane i nieprawdziwe.
— Nie, ja – nie sądzę. — Królowa Rita miała blond włosy w popielatym odcieniu, jaśniejsze od Kristoffa i ciemniejsze od Elsy, zielone oczy i mostek i obojczyki sterczące nawet z obrazu. — Babcia była piękna. No i nie miała piegów. Co właściwie na jedno wychodzi, ale…
Na tym wiszącym w kącie biblioteki, tuż nad szezlongiem, wyglądała trochę jak porcelanowa lalka, z ustami i twarzą w kształcie serca, zwłaszcza z rysą łuszczącej się farby biegnącej od skroni do policzka, jakby coś w niej pękło.
Anna wpatrywała się w dłoń, w której trzymała wachlarz (jakby zaraz miał jej wypaść), tę z obrączką, aż obraz zaczął rozmywać jej się przed oczami.
— Malarze i biografowie kłamią, pusling. — Zaśmiała się nerwowo, kiedy przypomniała sobie rodzinny portret wiszący w głównym holu, na którym przecież wszyscy byli szczęśliwi. Lord Peterssen postukał w poplamioną stronę. — Latem była bardziej piegowata niż ty, i też uwielbiała kwiaty… sztukę, ż y c i e .
Anna przygryzła wnętrze policzka. Chciała powiedzieć, że mamma również lubiła fiołki, bo lubiła wszystko, co fioletowe – i wszystko, co piękne, mamma lubiła piękno… ale później pomyślała o Elsie i jej mocy. Ujarzmione piękno — poprawiła się w myślach.
— A Rúnar zawsze wolał dyscyplinę.
— Och. Ale…
Miała zbyt wiele pytań; zanim zdążyła jakiegokolwiek się chwycić – po co przyszedł, o co chodziło Elsie, c o s i ę s t a ł o , i że przecież mimo wszystko się kochali, prawda – bo dowiedzenie się tego nagle stało się niesamowicie, niemożliwie ważne – z korytarza odezwały się podniesione głosy.
— Gówno mnie to obchodzi — stwierdził ktoś, kto brzmiał odrobinę jak zachrypnięty Kristoff. Inny głos – kobiecy? – coś mu odpowiedział, ale już na tyle cicho, że Anna nie zdołała odróżnić poszczególnych słów. Potem zapadła cisza.
Cisza, cisza, cisza.
Prawie wyskoczyła ze skóry, kiedy kroki stały się głośniejsze, a klamka poruszyła.
— Proszę tędy, lordzie Bjorgman — powiedział Kai.
I chociaż było już po Høsttakkefest, jak powiedział Kristoff, Anna w najmniejszym stopniu nie była przygotowana na to, że akurat teraz go zobaczy. Podkurczyła palce u stóp na dźwięk zbliżających się kroków. Jej serce wykonało gwałtowny obrót w piersi, a później niespokojnie przyspieszyło.
— Kristoff! — pisnęła. — O mój Boże…
Kristoff nie odpowiedział. Był brudny, posiniaczony, zmarznięty i wyraźnie wyczerpany. Nie ogolił się, przez co wyglądał jeszcze bardziej dziko. Przez chwilę tylko stał i łypał na nich spode łba, aż lord Peterssen zabrał dłoń z jej kolana i wstał.
— Co ci się stało?! Wyglądasz… Jejku, ty… Biłeś się?
Råskap**** było jedynym słowem, jakie w tej sytuacji pasowało. Wyglądał jak jego definicja, ze skórą jak polana niezapominajek – różową, niebieską, fioletową. Serce Anny biło teraz tak mocno, że czuła ból.
Zmarszczka, która pojawiła się między brwiami Kristoffa, była krzywa jak jego uśmiech.
— Tak bym tego nie nazwał — powiedział cicho. — Pogadamy później, dobra?
Nawet z jego koszulą coś było nie tak. Wyglądała dokładnie jak ta, którą dostał od niej na samym początku Teraz (błękitna jak niezapominajki i jak ślad na szyi); nigdy nie była idealnie dopasowana – nie mogła być bez przymiarek, ale z przymiarkami nie byłoby mowy o niespodziance – ale obecnie było jej zdecydowanie za dużo. Między jego ramionami a materiałem zostało zbyt wiele miejsca. Spodnie w udach wydawały się luźniejsze niż zwykle. Dobrze się w ogóle odżywiał? Czemu wcześniej nie zauważyła, jak schudł?
Anna miała już zbyt wiele pytań, które odkładała na później. Zbierały się od lat i teraz bała się, że eksploduje, jeśli któregoś nie zada.
— Biłeś się… o mnie? — wypaliła. Pomyślała o nieistniejącym już siniaku na szczęce, którego widziała albo sobie wymyśliła – ale teraz Kristoff znów miał rozciętą wargę, a do tego świeże zadrapanie na policzku, podbite oko i odrobinę spuchnięty nos. Tych ran nie było tam wcześniej.
— Czytasz za dużo książek — odparł, co wcale nie było odpowiedzią na jej pytanie. Chyba właśnie próbował się uśmiechnąć, ale kącik jego ust po prostu się nie uniósł. Drgnął tylko, a Kristoff się skrzywił.
Jęk zawiasów w drzwiach idealnie pasował do wyrazu jego twarzy.
— Gdzieś tutaj powinna być… — Nagły lodowaty podmuch zmarszczył Annie spódnicę i zerwał wstążkę z włosów, kiedy do biblioteki, wbrew wszelkim zasadom etykiety za Kristoffem, weszła Elsa. — Anna?! Co ty tu robisz?
— Ee, siedzę? — mruknęła Anna. Nie chciała robić scen, nie przy Kristoffie, lordzie Peterssenie, i jeszcze Kaiu, ale nie mogła się powstrzymać, żeby nie dodać: — A co, tu też mi już nie wolno?
Twarz królowej była przezroczysta jak woda. Anna miała wrażenie, że widzi krążącą pod jej skórą krew.
Elsa potrząsnęła głową. Zignorowała jej pytanie.
— Dziękuję ci, Gyldenløve, teraz możesz odejść. — Światło świecy zatańczyło na jego czole i zalśniło na gorsecie sukienki Elsy jak kryształy, kiedy się skłonił. — Każ jeszcze, proszę, przygotować pokój dla pana Bjorgmana.
— To nie będzie… — zaczął Kristoff, ale jego również zignorowała.
— Oczywiście, Wasza Królewska Mość — odparł Kai.
Drzwi się otworzyły, drzwi się zamknęły.
Anna siedziała dalej, chociaż wszyscy wokół niej stali, i trzęsła z powodu zimna i dystansu między nimi, ziejącego i przytłaczającego. Cisza nie mogła go przekroczyć, ale ona nie miała już pomysłu na słowa.
Być może jeśli posiedzi tak jeszcze chwilę, to zamarznie na kość i jej ciało znów zmieni się w lód, który wciąż widziała w wilgotnych oczach Elsy.
— Anno… — zwróciła się do niej ponownie (królowa?). — Myślę, że ty też powinnaś już pójść.
Anna, która całkiem niedawno usłyszała od niej coś łudząco podobnego, chciała zaprotestować, oburzyć się, zacząć k r z y c z e ć , bo to było takie niesprawiedliwe, że wszyscy mogli jej wciąż czegoś zabraniać i odmawiać, podczas gdy ona nawet nie mogła na odpowiedzieć tym samym, bo nikomu nie zależało na tym, co o n a mogła mieć do zaoferowania – ale wtedy Elsa na nią spojrzała. To było pierwsze spojrzenie od czasu koszmarów.
— Musisz się przespać — w jej głosie, w jej twarzy, we wszystkich jej ruchach było jakieś łagodne znużenie, jakby uznała, że walka nie jest już warta swojej ceny i po prostu się poddała — i przygotować do podróży.
Anna słyszała jej słowa, ale nie rozumiała ich sensu.
To było niemożliwe.
Kilkanaście godzin wcześniej nie było jeszcze „bezpiecznie”; Elsa brzmiała zdecydowanie jak królowa, nie siostra, kiedy to mówiła, co tylko podkreślało wykluczenie – a teraz, po całych miesiącach domysłów i błagań o wizytę u trolli, po latach fałszywych wspomnień, pełnych wyłącznie śmiechu i zabawy, miała zostać wtajemniczona, wreszcie się czegoś dowiedzieć, tak po prostu?
Zapytałaby o więcej, ale bała się, że wtedy wszystko pogorszy albo skłoni ją do zmiany zdania.
— Wyruszamy o świcie — powiedziała Elsa. Kształt jej ust się nie zmienił, ale tym razem ich ułożenie zdawało się wyciągać z powietrza wszelki chłód.
_______________
* Serinakaker – norweskie ciasteczka waniliowe z migdałami.
** Pusling (duń.) – „malutka”; pieszczotliwe przezwisko, zwykle używane w odniesieniu do kogoś małego, uroczego.
*** William Wordsworth – Żyła w ustroniu, gdzie ślad ścieżek (przeł. Stanisław Barańczak).
**** Råskap (norw.) – dzikość, surowość, nieokrzesanie.
To najprawdopodobniej przedostatni rozdział części I, ale czym są moje założenia? Mam nadzieję, że nie jest przesadnie zagmatwany, wiele aspektów zostanie poruszonych dalej w kolejnych rozdziałach, już niekoniecznie z perspektywy Anny :D
Cześć!
OdpowiedzUsuńChwilę mnie nie było, ale ostatnio miałam trochę covidowe zamieszanie. I mało czasu, ale teraz przeczytałam oba rozdziały i czas na zasłużony komentarz z mini opinią!
Pierwsza sprawa jak STRASZNIE (jeszcze bym podkreśliła jakbg się dało) szkoda mi Anny! Ogólnie nie miała w życiu łatwo, taka odrzucana całe życie i tsraz w shmie też i chyba jakby znowu przez wszystkich? No bo Elsa, Kristoff i nawet ten Kai. Kiszka, szkoda bardzo. Ale ten Pettersen już bardziej spoko, kojarzy mi się z tym z "Zdala od siebie". W sensie spoko, nk spoio, bo chociaż Anną się zainteresował, ale jakby czy nie za bardzo? Nie sugeruję, że jest jakimś no zboczeńcem i szuka młodej dziewczyny ale w tedy to chyba było spotykane? Nie za bardzo się znam ale pasuje mi do klimatu twojego opowiadania! I ciekawi mnie co z tą babcią Anny, o co tam z nią bardziej chodzi i fajne to z fiołkami!
W ogóle kiedyś suszyłam kwiatki i też mi pobrudziły trochę książek także rozumiem Anne :D
A Elsa jest bardzo zimna dla siostry ale chyba jakby niechcący, albo jakby chciała nie być a nie umie? Czy coś w tym stylu. Tak czy siak ona jakbg nie jest gaka zła bo jest, tylko chyba się boi albo martwi?
I ile u ciebie mozna się fajnych rzeczy dowiedzieć i słów nauczyć! Fajny to pomysł z dodawaniem słówek w norweskim, nie wiedziałam praktycznie nic o tych rzeczach a to takie ciekawostki!
I masz ładny styl, lubię czytać to opo!
Pozdrawiam :)
Jeju, to przede wszystkim mam nadzieję, że wszystko u ciebie (i ewentualnie wszystkich bliskich) w porządku! (っ^_^)っ Wirus ssie, mówię z doświadczenia :|
UsuńA po drugie to po prostu asdfghfj, te komentarze po prostu zrobiły mi ostatnie dwa dni, a podejrzewam, że to jeszcze nie koniec mojego nacieszania się nimi :D
Peterssen był totalnie inspirowany tym ze Z dala od siebie, ale potem pojawił się jeszcze w Dngerous Secrets i ewoluował w to, czym jest/będzie teraz. I nie chcę za bardzo zaspoilerować, ale powiem tylko, że jesteś czytelnikiem idealnym, bo odebrałaś tę scenę dokładnie tak, jak mi o to chodziło ♥ I hm, hm, hm, Peterssenowi zmienił się od czasów młodości wiek, ale zainteresowania niekoniecznie ( ͡° ͜ʖ ͡°)
Piąteczka za suszenie kwiatków! ♥
I tak, też sądzę, że Elsa nie chce źle, ale po prostu nie umie inaczej, ma jeszcze dość długą drogę do przejścia zanim zacznie okazywać Annie prawdziwe uczucia - na razie strach przeważa nad wszystkim innym :C
I jejku raz jeszcze, dziękuję ci strasznie za komentarz i wszystkie komplementy i w ogóle za poświęcony czas, że ci się chciało! :0 I cieszę się strasznie, że przypisy ci się podobają, a nie nudzą albo irytują ♥♥♥
Jak z doświadczenia to oby i u ciebie wszystko było dobrze! U mnie powoli sie układa :D
UsuńTo bardzo się cieszę, no kurcze tak dobrego opowiadania z Krainy jeszcze nie czytałam i jeszcze po polsku! Wiesz jakie to wygodne!
Uuuu to nieźle z tym Pettersenem! Dzięki bardzo!
Ja w Elsę wierzę, to jest taka miła i dobra pistać mimo pozorów jakie robi, musi się jej kiedyś ułożyć!
Pozdrawiam i nie ma za co!
(Ogarnięta ja teraz sprawdza po rozdziale, bo nie ogarnęłam, że nie dostanę powiadomień o odp. heh)
♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥
UsuńI nie mam pojęcia, czy da się włączyć jakieś powiadomienia o odpowiedziach na komentarze, jeśli pisze się z anonima, ale ja jestem spragniona opinii i łasa na komentarze, więc bardzo prawdopodobne, że odpowiem praktycznie od razu! xD
Super! Ja raz na jakiś czas zaglądam i oglądam! Miłego wieczoru!
UsuńŁapy przy sobie, Peterssen DDD:
OdpowiedzUsuń(i jeszcze to: ciepłe i miękkie jak ciasto drożdżowe, u g h)
Policzyłam sobie z drzewek, ile lat miała królowa Rita, gdy wychodziła za Runearda i eee, uhm, super. Ktoś mówił: plotki o romansie?
Anna boi się wody! Uwielbiam Twoją dbałość o szczegóły, każdy bohater jest z krwi i kości, nie ma papierowych ludzików. Scena z kartką w bibliotece rozdarła mi serce. Tak to wszystko ujmujesz, że cała tragedia Anny nie jest jakąś abstrakcją, pustym stwierdzeniem, tylko uchwytnym i tym bardziej przejmującym bólem. :C
Ta marcepanowa świnka <3 bosz, jaka Anna jest urocza
(Olaf mówiący „Vili” zabija mnie za każdym razem tak samo)
(Pusling brzmiało jak coś, co mógłby mówić do niej Hans, gdyby tylko jego głos nie został stworzony do szeptów i kłamstw.) – Hans, wiesz, co chcę ci teraz powiedzieć, prawda
idź napraw
Dalej podoba mi się, jak Anna próbuje oddzielić w Elsie siostrę od królowej, motyw fałszywych wspomnień – i jeju, to: Zapytałaby o więcej, ale bała się, że wtedy wszystko pogorszy albo skłoni ją do zmiany zdania jest okropnie przygnębiające. Tak bym chciała wierzyć, że wydarzenia z jedynki coś pozmieniały w życiu Anny na lepsze, ale ona nadal jest równie niepewna jak wtedy, gdy pukała do drzwi Elsy jako dziecko.
gdzie-moje-szczęśliwe-zakończenia
Pozdrawiam!
Mam idealną emoji do określenie Peterssena:
Usuń( ͡°( ͡° ͜ʖ( ͡° ͜ʖ ͡°)ʖ ͡°) ͡°)
- która jednocześnie odpowiada lepiej na pierwszy akapit twojego komentarza niż ja bym mogła XD
I bardzo, bardzo się cieszę, że tak podoba ci się moja kreacja Anny! Jest zdecydowanie najbardziej optymistyczną postacią z głównej czwórki, co nie znaczy, że nie ma swoich problemów ani lęków, które, cóż, tak jak mówisz, nie miały szans magicznie się rozwiać po końcu (pierwszego) filmu.
Będę się starała robić wszystko, żeby jako-tako szczęśliwe zakończenie stało się w końcu możliwe! Ale nieźle to sobie utrudniłam, co :D
Wybacz marną odpowiedź, bo ten komentarz zdecydowanie zasłużył na lepszą - ale tak czy siak bardzo-bardzo za niego dziękuję! ♥♥♥
Plany ucieczkowe Anny to cudo. A Anna to kłębek smutku i nieodwzajemnionych uczyć. Strasznie mi jej szkoda. I znowu robi za taką zawadę, Kai ją tak nieprzyjemnie spławił, tak jakoś ozięble to wszystko powiedział. Biedna Anna.
OdpowiedzUsuń„Lista rzeczy, które mogą być ze mną nie tak” — to powinno brzmieć tak: „Lista rzeczy, które mogą być z innymi nie tak”.
O, znowu Peterssen. I znowu wzmianka o Hansie (i znowu to wszystko... wszystko).
I o jeju, Rita! (nawet jeżeli to Peterssen o niej mówi).
I jeju, Anna pomyślała, że Kristoff bił się o nią. W sumie to chyba miało być słodkie, ale dla mnie tutaj Anna po prostu palnęła wielkie głupstwo.
I ej, jak ja bardzo rozumiem Annę w kwestii suszenia kwiatów — ja też je suszyłam i tak okropnie się wściekałam na nie i samą siebie za te wszystkie pobrudzone kartki. Ugh!
Anna próbuje oddzielić Elsę siostrę od Elsy królowej, ale Elsa coś jej w tym nie pomaga. I w ogóle Anna jest taka... taka sama jak Elsa. Praktycznie tak. Bo pamiętam, że dużo osób mówi, że to Elsa miała najgorszej, ze swoimi mocami, swoją izolacją, zamkniętymi drzwiami i w ogóle — ale Anna przecież wcale nie miała lepiej. Zamykając w zamku Elsę, zamknęli też i Annę, a o ile Elsa jest raczej tym typem, który raczej woli stronić od ludzi (bardziej lub mniej), o tyle Annę zawsze do ludzi ciągnęło i bolała ją ta izolacja. I fakt, że Anna boi się pytać o więcej, bo myśli, że wtedy wszystko się jeszcze tylko bardziej pogorszy.
Eem, w sumie się z tobą zgadzam, pytanie Anny znowu wynika z jej pochłaniania romansów, no bo jaki mógłby mieć inny powód, żeby się bić (z Oskarkiem hiiii)
UsuńJeju, tak, te kartki to największa zmora suszenia kwiatów!
A Kai to jakiś cyborg, naprawdę
I totalnie zgadzam się z ostatnim akapitem, Anna w żaden sposób nie miała lepiej niż Elsa podczas tej całej izolacji, jeśli nawet nie gorzej - w końcu Elsa przynajmniej wiedziała, co się stało, a Anna cały czas musiała się domyślać i tworzyć teorie, czemu własna siostra jej tak nienawidzi DD: