Ariana dla WS | Blogger | X X X
Fagra, grýttur land, heimr Árnadalr
piękna, kamienna ziemia, dom Arendelle.

30.5.21

Rozdział 24. Dolina zapomnienia

_______________

PROSZĘ ZAPYTAĆ GO O JEGO MATKĘ”, powiedział Peterssen.

„Nie ufam mu”, powiedział wydobywca lodu.

A Elsa nie ufała  j e m u .

Nie ufała też sobie samej w sprawie  r a d z e n i a  s o b i e .  Coś zawsze szło nie tak, prędzej czy później – najczęściej  p r ę d z e j ,  bo nauczona doświadczeniem sama do tego doprowadzała.

Nie musiała rozcinać dłoni o ostre krawędzie swojej klątwy. Ale zrobiła to, bo inaczej dłużej mogłaby udawać przed Peterssenem, że ależ nic się nie stało, a wtedy on sam znalazłby dziurę w jej zbroi i mógłby zapytać o coś, na co nie miała gotowej odpowiedzi.

Nie musiała go słuchać i o nic pytać Bjorgmana, tylko dalej bawić się z Anną w piknik – ale apetyt Elsy przecież by minął, zawsze mijał, szybko i niespodziewanie, jak wszystkie dobre rzeczy – tak jak niedługo minie zainteresowanie jej siostry wydobywcą lodu (bo  m u s i  minąć) – i co by wtedy powiedziała?

Łatwiej było, kiedy sama wszystko psuła; przynajmniej wiedziała wtedy, dlaczego się obwinia.

Tak naprawdę nie chciała o to pytać – ale świat wokół był dojrzały od śmierci.  Jesień owijała się dookoła nich jak płaszcz, ciepła i jasna, a Elsa znów o niej myślała. Czasami miała wrażenie, że nigdy nie przestaje, że nosi ją przy sobie w niewielkiej przestrzeni między palcami a materiałem rękawiczek, i może kiedyś wreszcie uda jej się ją wyciągnąć.

Patrzyła na swoje dłonie – za chude, za długie, za blade, za mało skóry, za dużo klątwy… – zaciskały się na krawędzi wozu, podczas gdy cała reszta niej roztapiała się w zakradającym się do nich z każdej strony półmroku.

Na skraju lasu, który opuścili, gniło truchło jakiegoś zwierzęcia (Tak! Taka będziesz kiedyś, o wdzięków królowo*). Bjorgman nie rozwodził się nad odpowiedzią; Anna wydawała się o wiele bardziej poruszona od niego.

Krwistoczerwony zmierzch rozjarzył się i zgasł.

Zostały błękitne cienie i cisza.

Wjeżdżali do doliny boleśnie, tomme za tomme.

Elsa miała wrażenie, że od ostatniego wypowiedzianego słowa minęły wieki.

Na początku były tylko drzewa, przez które przeświecały gwiazdy i idealna połowa ścigającego ich księżyca, i ścieżka, o istnieniu której nawet nie wiedziała, inna niż ta obrana całe życie wcześniej przez rodziców, zbyt wąska na wóz, który zadrżał teraz po raz ostatni i się zatrzymał.

Wydobywca lodu wysiadł pierwszy, prosto w poszarpany heksering** lejkówki mglistej.

— Jesteś pewna, że tego chcesz? — zapytał z drwiną w głosie, ale jego oczy były poważne.

—  O b i e c a ł e ś  — odpowiedziała mu Anna, do tej pory tak cicha, że Elsa prawie zapomniała o jej obecności.

On zacisnął zęby i spojrzał na Elsę, która wciąż nie wiedziała, do której z nich było skierowane jego pytanie. O nic z tego nie prosiła, niczego z tego nie chciała.

Wyglądał, jakby mógł przyjąć wyzwanie – linia jego kręgosłupa była jak żelazna belka – jakby sam mógł wypowiedzieć jej wojnę. Ale kiedy po chwili z wahaniem kiwnęła głową, zrobił wydech, zgarbił ramiona i Elsa jeszcze nigdy nie widziała, żeby tak potężny mężczyzna wydawał się taki drobny.

Między jego palcami coś zalśniło, kiedy uklęknął i przyłożył dłoń do głazu. Gwiaździste kwiaty rosnącej na nim mięty górskiej bielały w mroku jak obnażone zęby. Elsa miała wrażenie, że pośród światła i wydłużających się cieni ktoś jest.

Po tym, jak mężczyzna cofnął rękę, twardymi żyłami granitu spłynęła krew.

Elsa zamrugała intensywnie i przez chwilę wydawało jej się, że na horyzoncie poruszyły się góry.

AH! AH! AH! AH!

Wydobywca lodu się wyprostował, ze wzrokiem utkwionym w stronę, z której dochodził dźwięk, zupełnie jakby on też go usłyszał.

Czekali wśród kleistego mroku wypełnionego niepożądanymi dźwiękami i niepokojem.

— Patrzcie — szepnęła Anna, kiedy zorza polarna zalśniła na horyzoncie niebieskawą zielenią, tłumiąc blask gwiazd. — Niebo się obudziło.

Naprawdę wyglądało tak, jakby ożyło, z trzaskiem i zgrzytem. Elsa tak zawsze wyobrażała sobie Fenrira pożerającego Odyna, w dźwiękach, nie obrazach.

Poczuła, jak palce siostry zaciskają się wokół jej nadgarstka, zobaczyła, jak drugą ręką po omacku szuka dłoni wydobywcy lodu, i zwalczyła potrzebę wyrwania się.

Panika opadała z Anny falami i wzbierała w małe jeziora we wnętrzu dłoni Elsy. Być może, jak niewiarygodnie by to nie brzmiało, być może ten jeden jedyny raz to ona potrzebowała Elsy bardziej niż Elsa jej.

— Spokojnie, Ania.

Elsa próbowała odtworzyć na powierzchni jej skóry zarys heksering, w który wkroczyły, i przypomnieć sobie spokojny ton głosu ojca – ukrywaj, nie przeżywaj, niech nie wie nikt.

Wciąż pamiętała wyraz surowego uczucia w jego oczach. W pewnym świetle stawały się bardziej piwne niż zielone. Wciąż pamiętała, jak wyglądały na dnie mogiły w Dolinie Żywej Skały, kiedy trzymał jej dłoń na ramieniu, bliski, ale odległy.

Myślała, że straciła te oczy na zawsze – ale kiedy uniosła głowę, znów je zobaczyła. Tym razem nie należały do jej ojca, chociaż wyrażały dokładnie to samo.

Wydobywca lodu przełknął ślinę.

On się  b o i  — uświadomiła sobie Elsa i opanowało ją nagłe przerażenie.

Skoro on się bał, skoro nawet jej ojca to miejsce napawało lękiem, nie widziała żadnego powodu, dla którego ona też nie powinna zacząć.

Ah-ah-ah-ah…

Dźwięk się zbliżał, narastał. Tkanina rękawiczek stępiła jej zmysły, klątwa pod skórą swędziała w swoim więzieniu, ale i tak czuła go całą sobą,  w e w n ą t r z  siebie.

Tym razem brzmiał zupełnie inaczej, jak przebrzmiałe legendy, zapomniany ból, wyparta miłość. Zdawał się mieścić w sobie bezmiar gór.

Ah! Ah! Ah! Ah!

W mroku coś było, wlepiając w nią wzrok swoich ciężkich, starych oczu.

Trolle. To były  t r o l l e ,  tkwiące w krajobrazie jak dzikie zwierzęta.

Czekały, były, istniały.

Elsa wyobraziła sobie ich małe państewko w chwili powstania, kiedy dziadek był młody – z brudnymi ulicami i nieutwardzonym brukiem, z dzikim lasem i nowym zamkiem wznoszącym się w przestrzeni wydartej z morza. Ta ziemia nie należała do niego. Trolle były tam na długo przed nimi wszystkimi.

Płomienie oczu zadrżały w rytm ryku, który przetoczył się pod ich stopami, niski i rozdzierający, a ona już go słyszała. Krzyk trolli, ich płacz. Czemu krzyczały? Mogły płakać? Co mówiły?

Elsa potknęła się na ubitej, pełnej korzeni ziemi, która niespodziewanie się zatrzęsła, próbując zrobić krok do przodu i—

—nagle znów ma tylko dziewięć lat. Dziewczynka, której bezwładne ciałko matka kołysze w ramionach w rytm cichej szanty: Nic ci nie będzie, trzymam cię, wszystko dobrze – tylko pięć. A ona już wszystko zniszczyła, z miłości, być może, ale jednak – przeklęła ją.

— To nie moja wina, to był wypadek… — Na wpół krzyczy, na wpół łka, aż nie braknie jej głosu.

Ale nie ma pojęcia, czy ktokolwiek rozumie.

Ziemia znów zadrżała, kiedy skały ożyły. Skaliste, zwaliste, jak ciała poległych olbrzymów – zaczęły wyłaniać się z mgły i rosnąć w jej oczach. Pierwszy był starszy trolli. Elsa nie zauważyła, żeby się poruszył – ale przecież musiał, bo nagle znalazł się tuż przed nią.

— Elisabet dróttning. — Jego głos był miękki i głęboki jak muzyka w roziskrzonej ciemności.

Wyglądał prawie dokładnie tak, jak w jej dzieciństwie. Jak w opowieściach o zabranych w głąb góry Fräulein Hahn – w zbutwiałym płaszczu mchu i porostów, z płonącymi węglami oczu.

— Anna konungsdóttir.

Ale były też szczegóły, których nie zapamiętała. Szara kawerna ust, które mogły wyssać życie. Tląca się upiornym, wewnętrznym blaskiem pieczara wydarta w policzku – w tym samym chorobliwym odcieniu zieleni, co kryształ płonący na szyi. Tatuaże run pełzające po ramionach jak węże.

— Cudowne córki Przesilenia.

Elsa mierzyła pięć i pół stopy i nigdy nie uważała się za niską, nigdy też nie czuła się przesadnie mała (nie fizycznie), ale troll zaczął rosnąć, zupełnie jak gula w jej gardle, przez którą nie mogła wydobyć z siebie głosu – przez chwilę była w stanie spojrzeć mu w oczy – zobaczyła przez nie nocne niebo – a jedno uderzenie serca później był już tak wysoki jak wydobywca lodu, którego wargi prawie się nie poruszyły:

— Anna — próbując ją przed czymś ostrzec – ale czy nie było już za późno? Krąg trolli zacisnął się wokół nich jak stryczek. Wyrastały dookoła, czarne, skaliste wyspy wśród leśnego poszycia. Jak mogła ich wcześniej nie zauważyć? Nie chciała widzieć? Nie umiała? — Błagam cię, tylko nie…

Cudowne córki Przesilenia.

Błogosławione. Przeklęte.

Jedna urodziła się pod letnim słońcem, druga w najciemniejszy dzień w roku.

„To wszystko wyjaśnia”, powiedział starszy trolli, ale tego Anna nie pamiętała. „Nic tak gorącego nie mogłoby powstać z zimy”.

Elsa spojrzała na swoje dłonie. Czy właśnie dlatego zawsze była taka zimna?

— Pomożesz –  p a n  – nam? — wypaliła jej siostra. Jej głos prawie przy tym zniknął. — Moc Elsy – i moje… moje wspomnienia… to… nie wiem, czy… bo Kristoff mówił, że ja… chciałabym tylko…

— …żeż kurwa, sinnatagg! — Wydobywca lodu natychmiast jej przerwał: — Ja – ja zapłacę, Pápi.

Troll przeniósł na niego puste spojrzenie.

Dlaczego Anna tak desperacko pragnęła  p a m i ę t a ć ?

Elsa oddałaby wszystko, żeby zapomnieć to, o czym jej siostra chciała sobie przypomnieć.

— Od ciebie niczego już nie chcemy, Kristoffer.

Przez chwilę stali naprzeciwko siebie i mierzyli się wzrokiem, mężczyzna i troll.

Ciało trolla zaczęło z chrzęstem się łamać, oczy zapadły w ciemne dziury, światło zapłonęło jaśniej, a kolana i łokcie wygięły w strony, w które nie powinny się wyginać, Elsa była tego pewna. To było fizycznie niemożliwe, taka przemiana – tylko że ona widziała już niemożliwe. Wszyscy oni widzieli.

W oczach mężczyzny czaiło się coś dzikiego. Jego oddech z trudem dobywał się z piersi, zaciskał pięści – to jeszcze nie była groźba, ale też nie zaproszenie.

Elsa po raz kolejny przyjrzała się jego twarzy, a później spuściła wzrok na plamę na swojej rękawiczce i pomyślała, że w gruncie rzeczy każda krew wygląda dokładnie tak samo, kiedy już wypłynie z ciała.

— Najlepszymi uzdrowicielami są miłość i czas, lítil vinr — oznajmił wreszcie troll, jakby od niechcenia. Słowa Anny zatrzymały się na skraju jej ust. Mogła tylko liczyć na to, że wystarczy jej obu tych rzeczy.

Miłość roztopi — powtórzyła w myślach Elsa. Przecież już o tym wiedziała. Powinna. Miłość powinna dać jej możliwość kontroli nad mocą – ale tak się nie stało. Nie całkiem. W jej kościach wciąż drzemała zima. W jej kościach, w jej sercu… Klątwa nigdy tak po prostu nie odejdzie.

Gdyby to było takie proste, już dawno byłaby dokładnie tą osobą, którą jej ojciec zawsze pragnął, żeby była.

Między nich wdarł się lodowaty wiatr krzyczący jej głosem sprzed lat ( Mammo! Pappo! — chociaż już wie, jak wściekli będą. Sama jest przerażona tak, jak jeszcze nigdy w życiu).

Wspomnienie strachu było tym żywsze, że Elsa wciąż go czuła.

— Zaszłaś bardzo daleko — zwrócił się do niej troll. Jego głos mieszał się z szumem odległych mórz, brzmiał z każdym słowem, z każdą stopą, o którą rósł, coraz śpiewniej. — Ale przed tobą jeszcze równie daleka droga. Chodź. — Wyciągnął lśniącą dłoń, a ona się cofnęła, bo samo wspomnienie jego dotyku przypomniało jej o tych pierwszych kilku latach, kiedy zupełnie nie umiała radzić sobie z bólem. — Nie

— Ukrywaj — intonuje ojciec. Jego głos jest cichy, a słowa wcale nie należą do żadnej piosenki.

— Nie przeżywaj — podejmuje Elsa. Mimo rękawiczek, które ciasno obejmują jej palce, jego nagie dłonie są tak daleko od jej ramion. Ojciec też staje się coraz bardziej odległy, z każdym dniem, nawet bardziej niż matka.

— Niech nie wie nikt — kończą razem. I tak codziennie, przez trzynaście lat, aż pewnego dnia przestaje to powtarzać – nie ma go już. Tak po prostu. Na zawsze.

Z początku nic nie widziała; noc w dolinie była o wiele ciemniejsza niż ta w mieście, nawet rozświetlona promieniami zorzy, a ona musiała niemal biec, żeby nadążyć za trollem–olbrzymem, kołysaniem ziemi pod lawiną stóp.

Czuła, jak wilgotna mgła oblepia jej ubranie – i siarkowe wyziewy. Opary dymu. Wreszcie zaczęła rozróżniać kształty i zobaczyła, jak snuje się ku bladym gwiazdom.

Ah-ah-ah-ah…

Góry szeptały do niej, że nie wie, gdzie jest. Że nie wie tego od dawna.

— Zdejmij rękawiczki — nakazał troll, przystając. Teraz każdą sylabę wymawiał uważnie, powoli, w czasie, w którym ona zdążyłaby powiedzieć całe zdanie. Wstęgi zorzy na północnym krańcu nieba zawirowały niespokojnie. — Nie lękaj się. Tu wszystko jest jednością.

Elsa nie rozumiała. Odmawiała zrozumienia.

Jak mogła być jednością z tą zniekształconą postacią, która zwieszała się nad nią w swojej ciężkiej, omszałej potędze, która kiedyś odebrała jej siostrę?

To proste.

N i e  m o g ł a .

Nie była jednością nawet ze swoją klątwą.

Miała wrażenie, że jej serce uderza o jego dłoń. Przez chwilę nie była w stanie ściągnąć rękawiczek; szron unieruchomił jej ręce.

Wreszcie powoli odarła je z jedwabiu, palec po palcu, usiłując przy tym ignorować ich drżenie. Lód tańczył na opuszkach, błękitne iskry przeskakiwały z jednego na drugi jak fajerwerki.

Świat nagle przyspieszył, kiedy dłoń trolla znów wyciągnęła się w jej kierunku, a ona tym razem nie zdążyła przed nią uciec. Była większa od jej głowy, palce jak kamienne gałęzie zaczęły się wydłużać, wyostrzać, aż na ich czubkach zalśniły kryształowe szpony. Tylko… tylko cztery.

Wypełnione dymem zielenie, błękity, fiolety i róże – wyglądały, jakby pochłonęły światło nieba nad ich głowami. Na powierzchnię wypływały nowe runy, ich wnętrza drżały, jakby coś zaraz miało się z nich wykluć.

— P-powietrze — wyksztusiła Elsa, przyglądając się każdemu z nich po kolei — ogień. Woda… ziemia?

Pod wpływem nagłego impulsu zaczęła przeszukiwać kieszenie płaszcza. Kryształy deszczu, który zamarł na dziedzińcu – były takie same. Próbowała je zebrać, musiała mu pokazać, chciała zapytać…

Nie było po nich śladu, jak po skarbach z baśni i trollach o świcie; wyciągnęła z fałd materiału jedynie dłoń pełną wody. Przelała się w kamiennych palcach jak wodospad.

Czy możesz zabrać też moją moc? — chciała zacząć błagać go tak, jak już to kiedyś zrobiła. Może tym razem…

— Obyś była przygotowana na konsekwencje tego, co uczyniłaś, barnit mitt.

— Nic nie zrobiłam — zaprotestowała słabo Elsa. — To był wypadek…

— Tu wszystko jest jednością — powtórzył troll. — Megnið. Ty. Musisz zacząć podążać za Jej głosem. — Trzymał jej dłoń w uścisku swojej, najeżonej kryształami, potężnej i niezmierzonej. — Pokażę ci.

Elsa podejrzewała, że nie ma w tej kwestii zbyt wielkiego wyboru.

Kiedy miała piętnaście lat, stłukła lusterko.

Dostała je od kuzyna Frederika, wysokiego, smukłego młodzieńca, który mówił przesadnie idealną francuszczyzną i podobno świetnie się pojedynkował. Zostawił jej swój miniaturowy portret i obiecał, że jeśli za trzy lata będzie równie śliczna, to się z nią ożeni.

Trzy lata później zaręczył się z córką generała z Weseltonu, bo najwyraźniej o tym zapomniał – na szczęście, chociaż Elsa wciąż pamiętała – a po kolejnych trzech o jej rękę zaczął ubiegać się jego najmłodszy brat. Obietnice były kruche, jak cienki, bardzo cienki lód.

Elsa próbowała pozbierać i poskładać odłamki (musiało jej się nie udać, bo jej pech wciąż trwał; rozcięła tylko skórę, co przyniosło zaskakującą, niechcianą ulgę) – dłonie błyszczały jej od szklanego pyłu, a świat w odbiciu był dokładnie taki, jakim widziała go teraz. Zniekształcony. Fragmentaryczny. Rozbity.

Ale z każdego kawałka patrzyła na nią jej własna twarz.

To wszystko była ona.

Zupełnie jak teraz.

A później – później przestała widzieć cokolwiek.

Wszystko ogarnęła ciemność.

_______________

* Charles Baudelaire Padlina (przeł. Mieczysław Jastrun).

** Heksering (norw.) – czarcie koło; kolisty wzór na ściółce leśnej utworzony z owocników grzybów.


5,5 stopy norweskiej to około 172-173 cm; porwani w głąb góry to bergtatt.

Wprowadzenie języka staronordyjskiego w mowie trolli to przecież super pomysł – do tej pory nie wiem, co mi przyświecało, jak to sobie wymyśliłam (i nie wiem, czy dodawać przypisy. Zakładałam, że sami bohaterowie rozumieją wszystko tak jak i my, z kontekstu – ale zawsze mogę dodać) xD W ogóle chyba się nie będę tutaj szerzej wypowiadać na temat trolli, niech historia je oceni. Ale gdyby kogoś to interesowało, to te Theodora Kittelsena są idealne, na przykład taki leśny, o.

A bidna Elsa jest zeschizowana, ale mam nadzieję, że to się zbytnio nie przekłada na niespójną narrację.

9 komentarzy

  1. No to ten... Cześć! :D

    O jejku trolle! Trochę czuć tutaj mocny powiew takich legend i podań! Uwielbiam takie rzeczy i kojarzy mi się to z takimi starymi bajkami. Babci mi kiedyś opowiadała dospania różne bajki i coś o trollach tez było. Niby fajnie bo do spania ale z drugiej strony oblewa cię czasami zimny strach. Babcia to lubiła postraszyć przed spaniem haha.

    Pasuje mi do Elsy, że woli sama coś zepsuć zanim cos sie zepsuje. To chyba takie dość kontrolowane dla niej, zgadza się? Dobrze myślę? :D

    I o kurcze. To czekaj... Kristoff, który ma rodzinę trolli to on sie ich boi tak na prawdę ^O^ o kurcze, babcia miała rację, trolle są straszne! Uciekamy sinnatagg! Spowrotem do Arendal haha! Dobrze, ale tak na prawdę to uważam, że babcia miała rację i bardzo chętnie dowiem się co tam dalej, więc dalej czytam! Ale super ci wyszedł Kristoff i jego strach! ♡

    Hej a te heksering to są takie koła magiczne? Specjalnie użyłam google, żeby być mądrzejsza! I Elsa Annie tak robi, to taki gest jak w drugiej części Krainy Lodu (której musze chyba przypomnieć, że nie lubię, nadal mnie to chyba boli)! Wow!!!

    Eeee dobra... te trolle są bardzo straszne. Znaczy to jest super i bardzo za to lubię twoje opowiadanie, bo bardzo poważnje podchodzisz do fabuły i nie traktujesz czytelnika jak głupka (tak jak w KL2). Bardzo mi się to podoba! I ta straszna... transformacja? Ja cię kręcę! Przestraszyłabym się, fe świecące oczy, trzaski, tatuaże i wgl.! Straszne!!!

    Bardzo szkoda mi Elsy! Taka biedna, chce odpowiedzi a ten okrótny troll trochę jakby się pastwi! Serio straszne to troche. Fajowe, takie że mam dreszcze ale straszne jednocześnie! Gratulacje!!!

    I nie mogę się doczekać co dalej! Życzę weny!!!

    P.S. Co to za Frederik i lusterka ^O^

    OdpowiedzUsuń
  2. Z trollami bardzo staram się bardzo iść w stronę tych z folkloru, nie z bajki - najprawdopodobniej dokładnie takich, jak z opowiadań twojej babci :D
    Pojawią się jeszcze w co najmniej 2 kolejnych rozdziałach, gdzie mam nadzieję dużo więcej wyjaśnić (i później też o nich jeszcze będzie!) - bo na przykład taki Kristoff... na pewno je zna i w ogóle, ale w tej wersji chyba raczej nie są jego rodziną :D Bardzo się cieszę, jeśli podobało ci się, że się bał ♥
    I w ogóle cieszę się, że przedstawienie trolli ci się podobało, bo raczej różni się od tego filmowego, i troszkę rozbite wyszły mi te wszystkie sceny, także uff :D (Ale wszystko, co może być ewentualnie niejasne, jeszcze się wyjaśni)

    A heksering są magiczne :D Też sobie googlowałam, ale poza tym, co miała mi do powiedzenia wikipedia - że to obszary jakiejś paranormalnej działalności, na przykład wiedźm - to myślę, że w tym przypadku są jeszcze takim "wejściem" do Doliny Żywej Skały?
    I dokładnie ten gest z dwójki (hatfu) miałam na myśli, kiedy pisałam o tym, że Elsa trzyma Annę za rękę! <333

    A co do Elsy masz totalną rację, to kontrolowane psucie wszystkiego to chyba taki jej mechanizm obronny :C Też mi jej szkoda, ale może będzie lepiej. Później :D

    Frederik od lusterka z kolei to brat Hansa (jedenasty. A jeśli liczymy tylko tych, którzy mają tę samą matkę, co on, to siódmy), który się jeszcze osobiście w opowiadaniu nie pojawił, ale pewnie jeszcze zostanie wspomniany. Jest z nich wszystkich najprzystojniejszy i w ogóle najidealniejszy (przynajmniej jego własnym zdaniem xD)

    Ogromnie dziękuję za komentarz i w ogóle całą opinię, do zobaczenia w niedzielę, bo wena jest wyjątkowo łaskawa :DD ♥♥♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mi się podobało przedstawienie trolli i zdecydowanie nie rozczarowałam się tym jak je poprowadziłaś w dwóch następnych rozdziałach!

      Oooo! To fajny pomysł z heksering na wejście do Doliny Żywej Skały! Bardzo mi się podoba :D

      Ach te Południowe Wyspy! Tam sami tacy kawalerowie! :D

      Nie ma za co i pozdrawiam!♡

      Usuń
  3. Okej, pomimo super schizowego Kristoffa z przyszłego rozdziału, to ten mimo wszystko oznaczam plakietką NAJWIĘKSZA SCHIZA!

    Trolle w twoim wydaniu to czyste arcydzieło, czytanie to mega przyjemmność ☆ Uwielbiam jak je przedstawiasz, tak samo ak kazdą inną postać! Kreacje charakterów są perfekcyjne!!!

    Oby tak dalej i lekkigo pióra życzę!

    (JEST CUDOWNIE ♡)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli Elsa jednak zawsze królową, również schiz xD

      Prze, przeogromnie cieszy mnie, że te trolle są przekonujące i chociaż trochę nie-na-siłę mroczne! ♥♥♥♥

      A z charakterami bohaterów to już w ogóle wielki komplement ( ´•̥̥̥ω•̥̥̥` )

      Dziękuję ślicznie! (⺣◡⺣)♡*

      Usuń
  4. Jak pan troll powiedział „cudowne córki Przesilenia” zaczęłam się bać

    Kocham klimat tego rozdziału, kocham wszystko, co zrobiłaś z trollami – i J e z u, teraz fakt, że Agnarr i Iduna tam wybyli wydaje się o wiele bardziej desperacki niż wcześniej. (Tak po cichu mi się marzy jakieś opowiadanie z trollami z ich POVem).
    Dolina Żywej Skały jest przerażająca, aaaa, i jeszcze twardymi żyłami granitu spłynęła krew, aaaAAAAAA
    W ogóle te opisy <333 Zdawał się mieścić w sobie bezmiar gór. Tak bardzo budują klimat, i wiem, że się powtarzam, ale jesttakiwspaniały, takbardzokocham, disney ze swoją kolorową, śpiewającą trollo-sieczką może iść pozwiedzać dno Wisły

    Moim totalnie ulubionym fragmentem jest to przeplatanie się wspomnień Elsy z rzeczywistością ♥♥ mistrzu prowadź
    i update: Pápi przestało brzmieć uroczo, teraz jest kripolsko D:

    I haaa, w Dolinie czuć siarką! pszypadeg nie somdze
    https://gfycat.com/pl/idealisticrawafricanfisheagle-laughter

    Z każdym rozdziałem szanuję Twój risercz bardziej :D

    Pozdrawiam!

    (czy ja też mogę miniaturowy portret Boskiego Frederika? :C)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trolle są bardzo… - jak tak już to napisałam to stwierdzam, że w sumie nie umiem do końca określić, jakie są, poza tym, że z zamierzenia dość kripolskie właśnie xD
      Przestraszenie kogoś to może i nie był zamiar pana trolla, ale mój już na pewno xD

      Coś z ich punktu widzenia mogłoby naprawdę być ciekawe ♥ - ale jednocześnie należy do rzeczy, których ja na pewno bym się nie podjęła, bo jeden, że odjęłoby im to pewnie tajemniczości, a dwa… nie wiem, czy ja sama na tyle określiłam ich motywacje, żeby wnikać w nie głębiej. (Kiedy trolle pojawiają się w POV-ach innych bohaterów, wszystko można zwalić na to, że oni sami nie do końca rozumieją, co się dzieje i dlaczego, no nie xD)

      Bardzo, ale to bardzo się cieszę, że opisy ci się podobały <33 No i w ogóle, cały rozdział, bo w jego (i dwóch kolejnych) przypadku zastanawiałam się, czy nie przekraczam już tej cienkiej granicy między tajemniczością a nieumiejętnym przekazywaniem informacji xDD

      Straaaasznie dziękuję za komentarz ♥

      (A portret ofc, pewnie łatwiej taki zdobyć niż cygaro z podobizną Elsy xD Chociaż taki portret jest na pewno wart dużodużo więcej)

      Usuń
  5. Kocham klimat tego rozdziału, czuć tu folkloru, baśniowość i w ogóle to wszystko, czego nie było w orginale. I te trolle! Aaaa, cudo, czuć, że to nie są takie skałki do przytulania, jak to były w Disney'u, tylko to te z legend skandynawskich. I o jeju, nawet Kristoff się ich boi.

    I ta przeplatanka wspomnień Elsy z rzeczywistością!

    A to truchło zwierzęcia i Baudelaire oddaje taki realizmu i może trochę grozy, bo Baudelaire to w ogóle czasami potrafi przerazić.

    I jeju, ze mną chyba jednak coś nie tak, bo tak myślałam przy pierwszym czytaniu i teraz też myślę i niezbyt rozumiem wszystko, co mówią trolle.

    A te „Papi” zabrzmiało... tak nieprzyjemnie dziwnie. I to, że trolle już niczego od niego nie chcą (czyli przedtem cię wzięli, ale pytanie co).

    I ta końcówka, o jeju.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli chodzi o obce słowa to mają być niezrozumiałe, ale później w treści postaram się do nich wrócić i przetłumaczyć. A jeśli trolle są niezrozumiałe nawet w tym, co mówią po polsku to poniekąd to też zamierzone - ale bardzo możliwe też, że nie do końca i to tylko i wyłącznie moja wina, że coś źle albo niewystarczająco opisałam D:

      Mam wrażenie, że Baudelaire jest w jakimś top zestawieniu ulubionych poetów Elsy, chociaż jednocześnie nie widzę jej jako jakiejś ogromnej fanki poezji

      A ten pierwszy akapit komcia to naprawdę miód na serce, bo wynika z niego, że wszystko jest tak, jak zaplanowałam <333

      Usuń