Ariana dla WS | Blogger | X X X
Fagra, grýttur land, heimr Árnadalr
piękna, kamienna ziemia, dom Arendelle.

25.7.21

Rozdział 28. Pocałowana przez trolla

_______________

— ROBI SIĘ ZIMNO.

Im dalej na północ, tym krócej trwało ciepło; rośliny zawsze musiały się spieszyć. Ale tutaj, w otoczeniu dymiących sporadycznie gejzerów, nie było ani śladu jesieni. Dolina Żywej Skały, wiecznie uwięziona w środku lata, trwała teraz w ciszy i mroku.

Kristoffowi nigdy właściwie nie podobała się ta nazwa. Trolle i skały były zupełnie inne.

Rozpiął kurtkę i spojrzał na ich zastygłe w bezruchu sylwetki – mimo że w tej chwili nie różniły się zbytnio od mchów i porostów na otaczających ich drzewach i kamieniach, nie były  n i m i  – a później na siedzącą obok niego księżniczkę, której twarz znajdowała się blisko.

— Cóż, jesteśmy na Helvegen. Odtąd będzie już tylko zimniej. — Im dalej od skulonego na południowym wybrzeżu Arendal, im bliżej listopada, im później. Ale on wcale tego nie czuł. Czuł tylko, że zaczyna się pocić.

Trolle.

Księżniczka.

Kurwa.

Pomyślał o swoim życiu. Zawsze chciał tylko, żeby było proste, nieskomplikowane. Pełne kieratu zim zajętych wycinaniem lodu z jeziora i lat spędzonych na dorywczych zajęciach i nadziei, żeby do kolejnego sezonu dało się uciągnąć z ostatniej pensji.

Żadnych magicznych królowych, zmiennokształtnych stworów i zbyt wielu myśli.

To byłoby dobre życie.

Podniósł dłoń, chłodną w miejscu, w którym trzymała ją Anna, i przeciągnął nią po twarzy.

— Chyba rozprzęgnę Svena — rzucił pospiesznie.

— Dobrze — zgodziła się. Tak blisko.

— Dobrze — powtórzył jak echo i wstał.

Kiedy dotarł do wozu – całe kilka stóp dalej – był wyczerpany, jakby właśnie przedarł się przez guobla*, a nie zdeptał jedynie parę kępek mchu. Która mogła być godzina?

Kilka ostatnich dni – ciągła, niespokojna gonitwa – zaczęło właśnie odciskać na nim swoje piętno. Czasem miał wrażenie, że drżąca od energii dolina wysysa ją z tych, którzy ją odwiedzają. Nawet wznoszący się nad nimi księżyc wyglądał na blady i zmęczony.

To miejsce, kobierzec z granatu i zieleni, było równie niebezpieczne, co piękne, trujące czerwone muchomory.

Sven zastrzygł niespokojnie uszami, kiedy Kristoff sięgnął, żeby rozpiąć popręg.

— No już, lávvi** — odezwał się, żałując, że nie zna więcej słów w języku, który zdawał się najbardziej go uspokajać. Mógłby co najwyżej wyrecytować mu wszystkie imiona śniegu.

Chrapy renifera drżały, kiedy Kristoff przesuwał wzdłuż nich wskazującym palcem. Czuł niespokojny galop jego serca; Sven prawie nadepnął mu na stopę, próbując wcisnąć łeb pod pachę.

Delikatnie, ale stanowczo go odepchnął, a drugą ręką bez przekonania poklepał się po pustych kieszeniach.

— Cóż — mruknął. Uszy Svena obijały mu się o wnętrze dłoni jak skrzydła motyli, kiedy sięgnął, żeby go za nimi podrapać. — Chyba będziesz musiał poczekać na brązowy cukier, aż zobaczysz się z Ninni. Myślisz…

Urwał, kiedy poczuł narastające w okolicach mostka ciepło. Wsunął rękę za kołnierz koszuli i wyciągnął rzemyk z bryłką kwarcu. Zwykle wyglądał jak zwyczajny kryształ górski, ale teraz, w Dolinie Żywej Skały, płonął jak małe słońce.

Upuścił rzemyk z powrotem za kołnierz, kiedy kątem oka dostrzegł jakiś gwałtowny ruch.

Nagle Anna krzyknęła. Coś w jej głosie przepełniło go grozą.

Odwrócił się akurat, żeby zobaczyć, jak spod jej rozdygotanych palców zaczynają się sypać guziki bluzki.

— C-co ty robisz... czemu…

Zamknięcie przestrzeni między nimi nie zajęło mu ani chwili.

Sven ruszył za nim. Zrozumienie, że renifer nie jest jedynym, który to zrobił, nie trwało długo.

Kristoffowi trudno było ignorować cichy szum obecności trolli, ich odwieczną szantę, cholernie trudno, ale  p r ó b o w a ł .

Uklęknął w skrzącej się srebrem trawie i oparł ramiona o brzeg skały, na której siedziała Anna, tuż obok jej uda, a wtedy uderzyło go, jaka jest mała wśród wznoszących się wokół nich ożywionych formacji skalnych.

Że on sam nie jest wcale o wiele większy w porównaniu z nimi.

Wszyscy byli tutaj drobni, krusi i zbyt bezbronnie ludzcy.

— Anna… — zaczął, nie bardzo wiedząc nawet, co właściwie chce powiedzieć.

— O nie!  — Ale Anna wcale go nie słuchała. Materiał bluzki trzeszczał jej w dłoniach, a on prowadził walkę z samym sobą, żeby nie przypadkiem nie spuścić wzroku, którą prawie przegrał. — Nienienienienie…

— C-co się dzieje? Co ty wyprawiasz?

Anna podetknęła mu pod nos końcówkę warkocza.

— Jaki to kolor?! — zapytała nagląco.

Spojrzał na nią, mocującą się z gorsetem, rozczochraną, z niewidzącymi oczami, i przesunął dłonią po jej włosach, odruchowo próbując naprawić bałagan, który zrobiła.

— Jesteś… — Sina. Przez chwilę widział tylko jej zabarwione na niebiesko wargi i nie mógł się skupić. — Jesteś ruda, tak? O to chodzi?

Wiedział, że nie o to.

Anna zabrała warkocz.

— Czy… czy ja zwariowałam?

Kiedy ich kolana się zetknęły, zaszczękała zębami.

— Nie...? — Więcej na niego nie spojrzała, a on pomyślał, że może powinien się z tego cieszyć, bo nie miał pojęcia, jak udałoby mu się zebrać wszystkie słowa, których potrzebował, gdyby to zrobiła. — Znaczy, to miejsce samo w sobie jest…

— No wiem, dziwne — przerwała mu Anna. — Jakby wszystko tutaj było jakieś takie… złudne. Nieprawdziwe.

 — Uhm.

Kristoff sam czuł się dziwnie. Jakby wszystkie jego myśli też zamarzły pod niewidzialną masą śniegu. Wszystko było takie nierzeczywiste. Jakby porwała go lawina.

— Ale – dobra, ale… Ja… słuchaj, pokażę ci coś… dobrze? Tylko nie będziesz się gapił? — zapytała cicho, jakby właśnie nie zaczęła się przed nim rozbierać. Ile właściwie człowiek mógł przeżyć pod śniegiem? Dwa, trzy kwadranse? Nie mógł sobie przypomnieć i nie umiał jasno myśleć. Po chwili zastanowienia utkwił wzrok w spódnicy Anny, przykrytej szalem z nordhuldriańskim haftem. — To znaczy, no, wiem, że  b ę d z i e s z ,  o to mi chodzi, ale… nie będziesz patrzył na… — Urwała i przygryzła wargę, być może szukając jakiegoś eleganckiego francuskiego słowa, którym można wyrazić to samo, co mówiąc „cycki”, tylko kulturalnie.

— Anna,  c o  d o  c h . . .

Znów jakby go nie usłyszała. Nawet jej rumieńce nie miały ciepłego odcienia.

— No, to daj rękę — szepnęła.

Kiedy Kristoff się nie ruszył, sama po nią sięgnęła i przyłożyła do nagiej skóry – gdzieś między piersiami, tuż przy sercu. Kristoff starał się nie analizować tego, gdzie dokładnie w tej chwili znajdują się jego palce, co nie okazało się wcale zbyt trudne: gdy tylko skóra zetknęła się ze skórą, poczuł zimno rozchodzące się od ich opuszków aż po pięty.

— A to? Ty… też to czujesz?

Z trudem przełknął ślinę, walcząc z odruchem, żeby się wyrwać.

Jeśli  o n  tak reagował – co musiała czuć Anna?

J a k  d ł u g o  czuła to Anna?

— I widzisz, tak?

— Chyba miałem nie patrzeć?

Nie chciał patrzeć, bo nie chciał nic zobaczyć. Nie chciał przypominać sobie o tym, jak praktycznie  u m a r ł a  na jego oczach. Nie chciał pamiętać, jak zamieniła się w lód ani o tym, jak wyglądała, kiedy nie oddychała.

Po prostu, kurwa, nie.

— Nie, nie, właśnie że  m a s z  patrzeć, ale tylko na… na – czy to jest blizna? Muszę wiedzieć, czy tylko ja ją widzę. Już raz mi się tak wydawało, ale myślałam, że mi się to śniło, normalnie kiedy jest mi zimno to się ubieram, a nie… cóż,  r o z b i e r a m ,  więc sam rozumiesz…

— Ja pierdolę, t-to… to nie jest pierwszy raz?!

— Tak w sumie to nie, ale jak później sprawdzałam to już tego nie było. Więc chyba się nie liczy?

Ból w jej oczach jakby przywrócił go do rzeczywistości.

Anna zbyt szybko otrzeźwiała z fascynacji swoim złotym księciem, zbyt szybko zapomniała o zamrożonym sercu – a jemu zdecydowanie zbyt łatwo było patrzeć przez palce na wszystkie te rażące dziury w jej historii.

Do tej pory najczęściej udawało mu się pozwalać jej po prostu być szczęśliwą, ignorować własną przeszłość i nie dopytywać o jej, ale teraz…

Faen.

Jak mógł być aż takim idiotą?

Przekleństwa posypały mu się z ust jak lawina.

„Blizna”, powiedziała Anna, a on wreszcie spojrzał. Na jej oczy, wargi i dłonie w kolorze jagód. A później na niebezpieczny, chorobliwy blask sączący się spomiędzy jej palców. Poszarpanymi, ostrymi liniami obrysowywał wszystkie żyły, rozgałęział się, pełznąc wzdłuż szyi i znikając pod wyrwą w materiale bluzki, gdzieś w okolicach mostka, może jeszcze niżej.

Blizna. Przypominało to ślady, jakie zostawiało uderzenie pioruna. Widział takie u kilku drwali; mapy płuc odciśnięte na plecach i ciemne krzywe nerwów pełzające po skórze.

Ale u Anny… U Anny wyglądały bardziej jak płatki śniegu.

Nawet zachowywały się jak one – kiedy ostrożnie dotknął dwoma palcami miejsca, w którym czuł bicie jej serca, tam, gdzie niebieska poświata była najbardziej intensywna, zobaczył, jak fraktale rozpływają się pod jego dotykiem i nikną w cieple.

Wróciły natychmiast, kiedy cofnął rękę.

Pochylił się mocniej w jej stronę, żeby lepiej się przyjrzeć i zobaczył, jak w miejscu, gdzie jego oddech odbija się od jej skóry, dzieje się to samo. Jakby chuchał na szybę.

Panika osiadła w jego piersi, twarda i zimna.

Dłoń Anny ześlizgnęła się po jego karku, musnęła małżowinę ucha, i zatrzymała tuż nad pulsem na szyi. Kristoff pomyślał, że musiała zobaczyć pragnienie, by ją pocałować, jasno wypisane na jego twarzy.

Miał ochotę zignorować przeszywający chłód, jakby okruchy lodu zaczęły nagle krążyć również w jego żyłach – pozwolić jej do siebie przylgnąć i już nie puścić.

Tylko że przecież pocałunki były gówno warte. Kto jak kto, ale ona powinna to wiedzieć. Potrząsnął głową, ściągając kurtkę i bezceremonialnie zarzucając ją na jej ramiona.

Nic nie powiedział, odwrócił się tylko w stronę cichego teatru trolli za plecami.

— Bulda! — Nie podobało mu się, jak wysoko zabrzmiał jego głos. — Bulda, kurwa, zróbże coś!

Anna pociągnęła nosem i wtuliła go w materiał kurtki. Potem sięgnęła po szal, jakby chciała mu go podać.

— Zatrzymaj go. — Opuściła rękę. Kristoff ją złapał. Między ich palcami przeskoczyła iskra. — Ja… jestem przyzwyczajony do zimna.

To nie było do końca kłamstwo, ale też nie całkiem prawda.

Czegoś  a ż  t a k  zimnego jeszcze nigdy w życiu nie czuł.

Jakby objął samą zimę.

Wiosna również sprawiała ból.

Niewidzialna dłoń uderzyła ją w serce, krusząc lód. Zima odchodziła, ale wciąż czepiała się jej skóry, wydzierała spod niej błękit żył i ukryte odmrożenia. Po niebie przetoczył się grzmot, zabierając ślady błyskawic odbite na kościach.

Anna się zakrztusiła, kiedy z jej piersi zaczęły kiełkować kwiaty; w miejscu, gdzie wcześniej był lód, teraz popłynęły rzeki.

Pociągnęła nosem, i jeszcze raz, a później jeszcze jeden, ale kiedy wreszcie zirytowana otarła go grzbietem dłoni, zobaczyła krew.

Bulda otworzyła swoje kamienne, wypełnione mchem usta. Wydobył się z nich joik, bez końca, bez przerw, nawet na zaczerpnięcie oddechu.

— Nie — warknął Kristoff; tylko tyle udało mu się wykrztusić, zanim poczuł, jak powietrze wokół nich robi się chłodniejsze. Dziwne ciepło kamiennego ciała zamajaczyło na jego skórze; niewidzialne szwy przeszyły brew i wargę, pogładziły policzek.

Twarz płonęła mu, jakby za bardzo zbliżył się do pieca. Żywe mięso prawej dłoni stało w ogniu. Przez cały czas miał wrażenie, że kamienne palce wsuwają mu się pod skórę. Gdyby wciąż miał wisiorek, ten pewnie zrobiłby się tak gorący, że zostawiłby na niej czerwony ślad.

— Mogłaś mnie przynajmniej ostrzec, zanim wleziesz mi do głowy!

— Serca. — Wyryta w kamieniu twarz Buldy wygładziła się w łagodnym znużeniu, pełnym zrozumienia. — I jej serce też odczytałam.

Kristoff nie chciał wiedzieć.

Już wiedział.

Przecież widział to w oczach Anny, czuł w jej dotyku

— Miłość taka jak jej mogłaby utrzymać cały świat.

Miał wrażenie, że potyka się o to słowo. Sam jego dźwięk palił jak trucizna.

Kristoff był kochany już wcześniej i to nigdy nie kończyło się dobrze.

Poczuł nagłą ochotę, żeby w coś uderzyć, ale wokół nich ciągnął się tylko łańcuszek trolli przypominający zaciśniętą pięść; dolina była gotowa, by pożreć ich żywcem.

Anna wciąż jeszcze drżała, i to drżenie nadal  b o l a ł o  – gdzieś w środku, tępo. Od czasu kiedy stało się…  t a m t o ,  była bardziej wrażliwa na zimno, zupełnie jakby jakiś okruch utknął jej w sercu.

— A teraz? Zimno ci?

Kristoff właśnie skończył opowiadać jej o tym, że niektórzy wydobywcy lodu do teraz uważają, że odmrożenia najlepiej pocierać śniegiem, bo on wyciąga zimno ze skóry. Trzeba tylko w to wierzyć.

Anna pomyślała, że to bzdury, ale całkiem zabawne. Pewnie podobałoby jej się to o wiele bardziej, gdyby tylko nie miała poczucia, że zaraz się pochoruje. Nie chciałaby się pochorować przy Kristoffie. To byłoby niegrzeczne.

…czy to było pytanie?

— Zimno ci? — powtórzył, a Anna poczuła, jak nią potrząsa. Mimo piętrzących się na niej materiałów – jej płaszcza, jego kurtki, nie-wiadomo-czyjego szala – wciąż czuła na skórze jego palce.

— Nie-e, jest mi… ciepło mi. — Ale mówienie było trudne, zupełnie jakby miała usta pełne miodu. Do każdej myśli musiała dopłynąć – a przecież Anna nie umiała pływać – a one były śliskie, i wszystko dookoła jakby się wychlapywało. — Wiesz, ja… od dawna nie czułam ciepła.

— Co to znaczy: „od dawna”?

— Nooo — ziewnęła. — Jakoś tak od lata.

— Tylko teraz nie śpij, Anna.

Ukryła twarz w zagłębieniu między jego szyją a barkiem. Opiekuńczo owinięte wokół niej ramię, którym przyciskał ją blisko, musiało mu pewnie zdrętwieć.

Jak romantycznie — pomyślała Anna. To wszystko byłoby pewnie niesamowicie romantyczne, gdyby tylko nie chciało jej się wymiotować.

— Nie śpię — wymamrotała.

—  O d  l a t a ?

— Nie mówi się „odlata” tylko „odlatuje”.

— Nie, co miałaś na myśli – jak to nie czułaś ciepła od lata?

Poczuła potrzebę, żeby zacząć szeptać, więc wyszeptała, prosto do jego ucha:

— Nie możesz powiedzieć Elsie. — Nosem musnęła jego skroń i zobaczyła, jak Kristoff drży.

— Nie powiem.

— Obiecujesz? Na paluszek?

— Ile ty masz lat, co? — mruknął, ale kiedy wyciągnęła rękę, złapał jej mały palec. Anna przyglądała się, jak linia jego ramienia się trzęsie. Może jednak jemu też było zimno? — Obiecuję.

— Od kiedy Elsa… tam, w swoim pałacu… od wtedy… jak no wiesz, na fiordzie, jest mi – zimno. — Znów ziewnęła. — Ale teraz nie. Przy tobie jakoś nie.

—  A n i a . . .

— Ciiicho, głuptasie — westchnęła, przymykając oczy. Tylko na chwilkę. — Ćśśś. Ciepło mi.

_______________

* Guobla (płn.-lap.)  ściana śniegu.

*Lávvi (płn.-lap.)  przyjaciel; stary.

10 komentarzy

  1. Cześć!

    Szczęśliwych wakacji!!! Mnie trochę rodzice poganiają. Przeczytam jeszcze raz i skomentuję w tedy dokładnie. Ale na pierwsze czytanie świetny rozdział!!! Do zobaczenia i weny!

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mi w takim razie miło! ♥ (I czekam! :D)

      I również życzę ci jak (najdłuższych) najfajniejszych wakacji <33

      Usuń
  2. Z rozdziału na rozdział jest CORAZ LEPIEJ! Uwielbiam to budowanie napięcia i przerażenie biegnące po plecach kiedy się to czyta!!! Życzę weny do najbliższego rozdziałuni powodzenia!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jejku, widziałam ten komentarz w sumie krótko po tym, jak się pojawił, ale za bardzo nie wiedziałam, co odpisać, tak mi się miło zrobiło *___*

      Budowanie napięcia jest trudne i żmudne, zwłaszcza, że muszę jeszcze pilnować logiki xD

      Ale niemożliwie się cieszę, jeśli ci się podobało i bardzo-bardzo dziękuję za komcia! ♥

      Usuń
  3. Cześć! Wróciłam!

    Czy byłaś kiedyś nad morzem? Byłam z rodzicami nad Helem i wczoraj wróciliśmy i było fantastycznie! Bardzo odpoczęłam i wracam do komentowania, mam nadzieję, że się za bardzo nie niecierpliwiłaś :)

    Zacznijmy od Svena! Svenka, Svenulka... czyli Lavvi! Jak tutaj nie kochać takiego pyszczka? Strasznie mi go żal, wydaje się być jak taki spłoszony mały piesek. Chciałabym go wyściskać, fajnie że Kristoff o niego dba.

    I ciekawi mnie kim jest Nini...

    Ojej, Anna się rozbiera! Taka była moja pierwsza reakcja! Za pierwszym razem pomyślałam, że może ją robaki jakieś leśne złapały pod kołnieżem... a tutaj taka poważna sprawa! Ja też się zdziwiłam, Kristoffie nie jesteś sam!

    Musze tutaj skupić się na Annie... i powiem to z użyciem Caps-Locka - JAKA TA ANNA JEST BIEDNA! TAK MI JEJ STRASZNIE SZKODA I JEJ WSPÓŁCZUJE!

    To znaczy, że Anna zamarza, zgadza się? To znaczy jakby serce jej zamarzało. Czy to jest wina tego, że nadal są w Dolinie Trolli? Zgadza się? Jakie to są dla mnie straszliwe emocje! I Kristoff no biega prawie ze strachu, ale jednak zachowanie ma godne dżentelmena. I przeklina, ale takjak to on i jak go widzę. Bardzo to tutaj pasuje! Denerwuje się też biedny o nią... czyli zależy mu! O kurcze! Jak ja lubię jak budujesz ich relacje i napięcie między nimi. To jest coś wspaniałego i uwielbiam to!

    A opisy to arcydzieło! Objęcie zimy, wiosna Anny. To jest coś zdecydowanie wyjątkowego. Podoba mi się jak do tego wszystkiego podchodzisz.

    Lubię też tą alternatywę. Jestem za duża na takie zwykłe zakończenia jakie daje nam Disney i jego twórcy. A twoje rozwiązanie jest takie dojrzałe. Z sercem Anny i z tą lodową blizną która tam kwitnie.

    Kreacja Anny też jest tutaj godna uwagi! Jest biedna, w pewien sposób chora, a przy tym tak dziecięco ale to w dobry sposób dziecięco ufna. Ona potrzebuje opieki i miłości. I to wszystko. To jej pomoże najmocniej w świecie!

    I Kristoff nakrzyczał na Bulde... BARDZO MU ZALEŻY NA ANNIE! (przepraszam jeszcze raz za Caps - Locka jestem pełna emocji)

    I w temacie trolli czy joik to takie śpiewanie po lapońsku? Pytam bo pomagał wujek google, le tobie bardziej ufam. Bo jeśli tak to super masz pomysł na śpiewanie trolli bo w filmie też śpiewały i jest to świetne wyjaśnienie!

    I chwileczkę Kristoff był kochany i nigdy nie kończylo się to dobrze? Brzmi jak tajemnica, którą pragnę poznać!

    I Dolina chce i pożreć żywcem? Jak w strasznych legendach... super!

    I droga autorko tego opowiadania... końcówka mnie zniszczyła!:

    -biedna Anna
    -biedny Kristoff
    -biedna ich miłość

    Lubię jak Anna tak romantycznie go ucisza, bo już spokojnie, przy tobie mi ciepło. Ja nadal nie mogę przestać o tym myśleć od tygodnia! Wspaniałe!

    Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja się zawsze niecierpliwię, bo jestem bardzo niecierpliwą osobą, a do tego łasą na opinie xD
      Ale tak już całkiem poważnie – jest mi zawsze bardzo miło, jak komukolwiek chce się poświęcić czas na komentowanie, a już takie długie i szczegółowe komcie to…! ♥♥♥

      Ja do morza mam naprawdę blisko, ale mam chorobę morską, więc jestem bardziej team góry xD Chociaż myślę, że wiem, co ci się w morzu podoba i mogę się z tym zgodzić <33

      I omg, nie umiem tego wyjaśnić, ale kocham Svena (jedynkowego; dwójkowy za-bardzo-comic-reliefowo-ludzki to już w ogóle jakaś aberracja), w jakichś modernowych okolicznościach zdecydowanie powinien być psem, jest stary i biedny i zdecydowanie należy mu się troska ze strony Kristoffa :C
      (Nini pojawi się za… w sumie nie umiem jeszcze określić, ile rozdziałów to zajmie, ale jak dojadą na Lodowe Pola xD)

      Powiem ci też, że twoja reakcja Anna się rozbiera! idealnie pokrywa się z reakcją Kristoffa XD I dokładnie tak, może nawet nie tyle, że serce jej zamarza-zamarza, ale odzywa się stara magia; przez to, że wszystkie wspomnienia Anny związane z magią zostały usunięte, to teraz jej organizm reaguje o wiele silniej na wszystko, co z nią związane. A poza tym, jak to powiedział pan troll, „serce jest bardzo trudno odmienić”, więc w sumie całe to zimno i wszystko, co się z nim wiąże, jest bezpośrednią konsekwencją tego, że Elsa zamroziła jej serce. Eee, w opowiadaniu jest/będzie/było to wyjaśnione chyba lepiej xD

      Wszelkie komplementy na temat relacji albo czegokolwiek innego dotyczącego Kristanny to miód na moje serce <33333333333
      (Kristoff idź dać jej miłość czy coś (ノ*゚ー゚)ノ)
      (WIADOMO, ŻE MU ZALEŻY, ALE JEST GŁUPI)

      Tak, joik jest dokładnie tym, co mówisz :D Northuldra w dwójce w tej scenie, powodu istnienia której nie rozumiem, na przykład śpiewała joik :D

      Kochanie Kristoffa to w ogóle skomplikowana (albo i nie) sprawa, którą będę stopniowo wyjaśniać (:

      Jeju, kocham ten komentarz xD
      Dziękuję bardzo! (ノ◕ヮ◕)ノ*:・゚✧

      Usuń
  4. I CO, BJORGMAN, TROLLE JEDNAK ŚPIEWAJĄ

    Ej, czy „Helvegen” nie było też w jakiejś piosence Wardruny? Nie mam pojęcia, co to miałoby znaczyć, ale tak mi się skojarzyło. (jakaś droga do Hel? tak? nie? czy mnie jutjub kłamczy?)

    Wiem, że ten wątek już się pojawiał, ale podoba mi się, że wydobywca lodu to zajęcie sezonowe. Sama bym w życiu nie zwróciła na to uwagi, życie wydobywców od razu ma +20 do realizmu

    Rzemyk z bryłką kwarcu! Moje spaczenie na punkcie szamanizmu zaczęło kwiczeć ze szczęścia, najlepszy Magiczny Kamień ever <333

    Ale Annaaaaaa
    Nie mogę, moja wiara w szczęśliwe zakończenia rozsypuje się w pył ;__; Z jednej strony tak mnie zachwyca, jak poruszasz wszystkie wątki przemilczane przez Disneya, jak im nadajesz bardzo bolesnej prawdziwości: że trauma z Hansem nie jest ani trochę zamknięta i, jakby to, przepracowana, że rozmrożenie Anny wcale nie wróciło jej do stanu pierwotnego, zanim pierwszy raz oberwała od Elsy w głowę, że interwencja trolli ma swoje konsekwencje, że zamarznięcie nie było tylko efektem dramatycznym dla punktu kulminacyjnego bajki, że odmarzanie też boli, i aaaaaa, nie mogę, tak mi żal Anny, teraz byłabym skłonna powiedzieć, że Anny i Kristoffa szkoda mi najbardziej z całej czwórki.
    (mimo że kocham Hansa)
    (ale still)
    A z drugiej to wygląda tak beznadziejnie bez wyjścia, przecież nic się teraz nagle magicznie nie naprawi i pewnie im dalej w fabułę, tym będzie im gorzej ;__;

    Ale mówienie było trudne, zupełnie jakby miała usta pełne miodu. Do każdej myśli musiała dopłynąć – a przecież Anna nie umiała pływać – a one były śliskie, i wszystko dookoła jakby się wychlapywało. – bardzo mi się podoba ten fragment
    I w ogóle cały dialog potem <3333 :C
    (i to: To wszystko byłoby pewnie niesamowicie romantyczne, gdyby tylko nie chciało jej się wymiotować – też!)

    Jeszcze kocham to, jak dopasowujesz sposób obrazowania u każdego pova. To porównanie do lawiny u Kristoffa – lov
    (i te opisy są takie ładne)

    Idę sobie gdzieś posmutać w kącie
    Właściwie im bardziej nad tym myślę, tym lepiej, żeby nic się już „magicznie” tam nie robiło, żeby magia się trzymała od nich wszystkich z daleka

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Joik to nie Nietentego, okej xD

      Tak, Wardruna ma piosenkę Helvegen ♥ I to oznacza drogę Hel (albo do Hel) – czyli tej nordyckiej bogini, ale tak nazywa się też czasem jej siedzibę (Niflheim/Helheim), i ja użyłam tego raczej w tym kontekście – czyli coś jak „droga do piekła”; chyba w rozdziale Hansa już się to przesunęło :D A tak opkowo-geograficznie to ta droga prowadzi w góry Dovre.

      SZAMANIZM WRÓCI! Mam genezę tego wisiorka :D

      A dostrzeżenie obrazowania to aaa <333 U Keistoffa staram się zawsze używać, ee, najbardziej profesjonalnego słownictwa jak chodzi o śnieg/lód :D

      (Taktak, wydobywcy pracują jako wydobywcy tylko w sezonie zimowym :D Bida)

      I wyjątkowo nie będę się rozwodzić nad resztą komentarza, bo

      Właściwie im bardziej nad tym myślę, tym lepiej, żeby nic się już „magicznie” tam nie robiło, żeby magia się trzymała od nich wszystkich z daleka

      poruszyło mnie chyba trochę za bardzo, i możesz mi wierzyć, że teraz szkoda mi Kristanny najbardziej, w związku z czym nie będziemy tu rozmawiać o dalszych kolejach fabuły ;____;

      (Co nie zmienia faktu, że ogromnie się z tego komentarza cieszę, i satysfakcjonują mnie ogromnie emocje, które wywołałam, i bardzo bardzo za niego dziękuję! <333)
      (Źle mi teraz ze sobą, nie dziękuję)

      Usuń
  5. Anna, kurde, Anna, ja tu wniosę chyba o jakąś petycję do Autorki o napisanie jakiegoś równoległego świata, gdzie ty nie masz tak przechlapane.

    A tak po za tym, to cóż ja mogę powiedzieć... biedna Anna, kristoffowaty Kristoff (boi się, kurde, on się naprawdę boi rzeczy, których boją się wszyscy inny ludzie, a nie tak, że o-jezu-moja-anna-mnie-zostawiła), trochę Svena i śpiewające trolle, które wciskają swoje kity o wielkiej miłości i dają mi vibe takich memowych ciotuszek-swatek.

    „Odlata”, „odlatuje”, hehe.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem czemu, jakoś tak wychodzi, że Annie często dostaje się rykoszetem :C
      Chy-yba nie mogę obiecać poprawy, ale mogę się na pewno zgodzić, że jest biedna!

      Usuń