Ariana dla WS | Blogger | X X X
Fagra, grýttur land, heimr Árnadalr
piękna, kamienna ziemia, dom Arendelle.

8.8.21

Rozdział 29. Uderz w stół...

_______________

KRISTOFF I ELSA MILCZELI BARDZIEJ NIŻ OTACZAJĄCE ICH GÓRY, które walczyły teraz z poranną mgiełką. Dolina Żywej Skały jakby je rozcinała – kolejne piętra zrudziałych wzgórz i lasów układały się przed nimi w zygzaki jak odbicia w roztrzaskanym lusterku – co tylko potęgowało wrażenie, że w tym świecie wszystko opiera się wyłącznie na fałszu i ułudzie.

Ale przynajmniej ciepło ciał z przodu wozu było prawdziwe.

Cóż,  j e d n e g o  ciała w każdym razie na pewno.

Chociaż jazda była długa, wcale nie rozmawiali o tym, co stało się w nocy. Właściwie to w ogóle nie rozmawiali, odkąd wóz ruszył, i to wcale nie z powodu braku tematów. W Annie pytania dosłownie się przelewały.

Co się właściwie stało u trolli? Oboje wyglądali na wzburzonych; Kristoff nakrzyczał na Buldę, a Elsa… gdzie właściwie przez cały ten czas była Elsa? Kristoff chyba dotrzymał obietnicy i nic jej nie powiedział, kiedy po nią poszedł? Królowa mogłaby się wściec, siostra zacząć martwić, a Elsa najprawdopodobniej po prostu znów zamknęłaby drzwi, i to byłoby chyba najgorsze ze wszystkiego.

A może Kristoff uznał jej – Anny, nie Elsy – zachowanie za wulgarne i teraz myśli sobie, że jest… no,  t a k a ,  bo – było coś takiego, co mówił o reputacji pappa… nie, lord Peterssen? Albo Fräulein Hahn, jak tak się zastanowić, to mogła być ona.

Czego znów nie pamiętała?

Czubki palców mrowiły ją, jakby wracało do nich czucie, kiedy bezmyślnie przesuwała nimi wzdłuż spisu treści wierszy, z których żaden za bardzo jej teraz nie interesował – nie żeby wiedziała w ogóle, czego szuka – aż przyłapała się na tym, że gapi się na plecy Kristoffa, jednocześnie mając nadzieję, że się do niej odwróci, i że tego nie zrobi, i poczuła, jak jej policzki robią się ciepłe.

Zastanawiała się nad jego obecnym dystansem, zwłaszcza biorąc pod uwagę… czy to się naprawdę zdarzyło? Przypomniała sobie swoją śmiałość, panikę, potrzebę – ale ich powód jej uciekł.

— Źli na mnie jesteście? — zaryzykowała, bo cisza ją zjadała.

— Nie — odpowiedzieli Elsa i Kristoff unisono i wymienili zaskoczone, rozdrażnione spojrzenia, z oczami całymi z lodu i ognia, a ona musiała odwrócić wzrok, bo żadne z nich nie było przeznaczone dla niej.

Zupełnie jak w noc koronacji – i kolejną, na którą zdawała się rozciągać  kiedy oboje bardziej z nią milczeli niż rozmawiali, i odzywali się tylko, kiedy było to absolutnie konieczne.

Westchnęła i zapatrzyła się w gasnące poranne światło, ciepłe i miękkie. Poczuła, jak ciepło wnika pod jej skórę – ale wcale nie uśmierzało głębokiego, wewnętrznego zimna – i nagle pomyślała, że szyja Elsy musi być bardzo chłodna – chłodna do tego stopnia, że Anna poczuła ochotę, żeby oprzeć o nią rozgrzane czoło.

Przymknęła oczy – i chyba musiała przysnąć, bo aż poskoczyła, kiedy jakiś korzeń pękł pod kołami wozu, a ją rzuciło na bok. Złapała się ławy, żeby zachować równowagę, a kiedy otworzyła oczy, zobaczyła, że wyszczerbione gałęzie drzew przestają przesuwać się nad jej głową.

Kristoff zakląskał językiem i wóz zatrzymał się pod niewielką, wciśniętą w wąski przesmyk karczmą, która sprawiała wrażenie, jakby próbowała ukryć się przed podróżnymi.

Anna stwierdziła, że wygląda, jakby ktoś ją kopnął.

— Mhm. To dość parszywe miejsce — zastrzegł Kristoff — ale w okolicy nie ma nic lepszego. Właściwie w ogóle nic nie ma. I – cóż, towarzystwo u Hilde też jest parszywe. — Elsa uniosła brwi (chociaż nie widziała jej twarzy, Anna mogła przysiąc, że to  s ł y s z y ) ,  więc wyjaśnił: — Głównie drwale, górnicy… wydobywcy lodu.

Zeskoczył na ziemię, a z pokrytej koleinami drogi uniósł się pył. Elsa przez chwilę przyglądała mu się podejrzliwie, aż podszedł do Anny, żeby pomóc jej wysiąść. Dopiero wtedy zdecydowała się sama zejść z wozu.

— A wydobywcy lodu to niby nieodpowiednie towarzystwo? — zapytała Anna zaczepnie, próbując wybadać, czy nie kłamał i naprawdę się nie gniewa. Z żalem wysunęła się z objęć jego kurtki, która sięgała jej za kolana i sprawiała, że poranny chłód był prawie niewyczuwalny, i którą musiała mu wreszcie oddać.

— No jasne. — Kristoff mrugnął do niej spod włosów opadających mu na czoło. Wciąż był tak samo zmęczony i odrobinę bardziej nieogolony niż przed wyjazdem z Arendal, ale teraz w jego twarzy nie było już nic bolesnego. — Najgorsze z możliwych.

— …wychodzą z burdelu. Król spluwa i stwierdza: „Moja żona jest lepsza”, a Peterssen mu na to: „Masz rację, przyjacielu, twoja żona jest o wiele lepsza!”.

Rechot został uciszony przez wypaczone drzwi, które jęknęły przeciągle, kiedy Kristoff je popchnął.

Wnętrze karczmy było drewniane, ciasne, nie do końca czyste i unosiły się w nim drobinki kurzu, zapach przetrawionego alkoholu i tytoniu.

— Dzień dobry, Kristoffer! — zawołał jakiś chłopak siedzący pod oknem. — Znaczy, ten, panie Bjorgman — poprawił się szybko, równie szybko wstał i jak cień przemknął w stronę drzwi za plecami dwóch innych, jednego z twarzą tak niebieską od siniaków, jakby oblał się atramentem, i drugiego z krzywym nosem, który musiał zostać złamany zdecydowanie zbyt wiele razy.

Kristoff go zignorował, przepuścił Annę i Elsę przed sobą i skierował się w stronę lady.

— Hilde. — Skinął karczmarce głową.

— To ty, Leif? — Starsza kobieta strzepnęła fartuch i wychyliła się nad blatem. Spojrzenie jej jasnych oczu stało się twarde, kiedy prześlizgnęło się po jego ubraniu i wreszcie zatrzymało na twarzy, jakby szukało jakichś śladów. Kristoff odrobinę się przesunął i odsłonił stojące za nim siostry. — A która to ta twoja frajerka? — zapytała i wtedy zaczęła mierzyć wzrokiem  j e .

Miała powątpiewającą minę, która wyraźnie mówiła coś, co, Anna była pewna, że by się jej nie spodobało – i co najwyraźniej nie podobało się też Elsie – bo karczmarka wytrzymała Annowy wzrok, ale pod ciężarem Spojrzenia Królowej, pełnego wyższości, osądzającego, z dodatkiem skrzywienia ust, spuściła głowę i zajęła się wycieraniem kufli.

— Uch — odparł Kristoff, przesuwając dłonią po karku, ignorując jej pytanie i nawet jej nie poprawiając. — To co? Będziesz miała dla nas jakieś miejsce?

— Ajuści. Zwysyły mi sie ino dwie izby — kobieta pociągnęła nosem, z brzękiem odstawiła kufel i sięgnęła po kolejny — ale bedy sie cheba dogodocie.

— W porządku — odparł Kristoff. Wcale nie zabrzmiało, jakby było w porządku. — Ja w takim razie…

— Dziękuję — ucięła Elsa. — Ja i księżniczka Anna zajmiemy jeden z pokoi. Pan może wziąć drugi.

Ja i księżniczka Anna — powtórzyła w myślach Anna i dystans, który niosły ze sobą te słowa, stał się czymś niemal namacalnym w jej piersi. Próbowała się pocieszać, że miały oddalić siostrę tylko od krzepkiej karczmarki z płowymi, lekko posiwiałymi włosami splecionymi w gruby warkocz à la reine – ale nawet w jej głowie nie brzmiało to przekonująco.

Elsa zapytała jeszcze, gdzie dokładnie znajdują się pokoje i czy dostanie klucz, a kiedy kobieta coś odburknęła, od razu skierowała się w stronę schodów.

Każdy krok siostry na skrzypiących stopniach brzmiał w uszach Anny jak wystrzał z pistoletu – albo może to lód trzeszczał?

Usłyszałaby, gdyby ją teraz zawołała i poprosiła, żeby zaczekała? Czy od towarzystwa Anny też uciekała?

Chyba – chyba nie, skoro chciała spać z nią w jednym pokoju?

— Zaraz wrócę — powiedział cicho Kristoff. — Zaczekasz tutaj? — A ona nawet nie zdążyła zareagować. Stała dokładnie w tym samym miejscu, w którym stanęła tuż po wejściu do karczmy i zastanawiała się, czy to w ogóle możliwe, żeby ona sama też kiedyś się tego nauczyła – że może po prostu wstać i odejść zamiast tak idiotycznie żałośnie tkwić w miejscu.

Kiedy Anna cofnęła się na dźwięk otwieranych drzwi, jej plecy zderzyły się z czymś solidnym.

— Zgubiłaś się, tulla*?

Głos dochodził zza jej ucha, niespodziewany, obcy i bliski.

Pardon?

Szorstka dłoń złapała ją za ramię i szarpnęła, jakby chciała powstrzymać ją przed upadkiem, a ona zamarła, niemal równie oburzona, co zszokowana. Jeden z warkoczy smagnął ją w zęby.

Rzuciła mu pospieszne spojrzenie i stwierdziła, że mężczyzna, na którego wpadła, jest całkiem młody, ma przystojną twarz, ogorzałą po lecie, i oczy w kolorze fiołków, z delikatnymi jak pajęczyna zmarszczkami w kącikach, ale szybko się zreflektowała, a kiedy to zrobiła – zaczęła się również wahać. Dłoń na jej ramieniu była cięższa od ręki trolla.

Spuściła wzrok na pierś mężczyzny, zaledwie tommer od czubka jej nosa, po czym zaczęła przyglądać się swoim palcom. Ta bliskość wywołała głębokie, nieprzyjemne ciepło w żołądku.

Zaczerpnęła powietrza i się wyprostowała. Prawą ręką strzepnęła spódnicę, ale lewa wciąż pozostawała uwięziona w jego uścisku.

— Ja… nie, ja – jesteśmy z Kristoffem.

Mężczyzna rozluźnił chwyt, ale wciąż jeszcze jej nie puszczał.

— Och, z  B j o r g m a n e m ?  — Na jego wargach majaczył uśmiech, ciepły i ostry. — Jaki ten świat mały! Chyba właśnieśmy się minęli.

— Tak, Kristoff poszedł… — zaczęła Anna i urwała, kiedy zdała sobie sprawę, że nie ma pojęcia, gdzie właściwie poszedł Kristoff. — On… zaraz wróci.

— No to może na czas oczekiwania się śliczna panienka do nas dosiądzie? — zaproponował mężczyzna, popychając ją lekko w stronę stołu stojącego w kącie. Na ławie po jednej stronie tłoczyło się już kilku mężczyzn – mieszanina potarganych włosów, kwaśnych od alkoholu oddechów i burych, połatanych ubrań. Po drugiej stały dwa zydle, z których tylko jeden był wolny – do czasu, gdy jej towarzysz go odsunął i na nim usiadł.

Anna miała ochotę odpyskować, że nie, śliczna panienka do nikogo się nie dosiądzie, ale to słowo zupełnie wytrąciło ją z równowagi. Śliczna.

— Ja… dziękuję, to bardzo… bardzo miłe z pańskiej strony — wymamrotała więc pierwsze, co przyszło jej do głowy — ale widzę, że nie ma już dla mnie miejsca – więc chyba po prostu…

— No to zapraszamy na kolanka! — ryknął inny mężczyzna, z włosami tak jasnymi, że wyglądały niemal na srebrne, klepiąc się po udach. Anna miała wrażenie, że cała sala wybuchła na to śmiechem.

Tak naprawdę „cała sala” składała się wyłącznie z mężczyzn przy stole, przy którym właśnie stali, Atramentowolicego i Krzywonosa pod oknem, i jakiejś śpiącej postaci w przeciwległym rogu pomieszczenia – ale dźwięk i tak był ogłuszający.

Kolor włosów dowcipnisia prawie zlewał się ze skórą, co nadawało mu upiorny wygląd, zwłaszcza w zestawieniu z małymi, świdrującymi oczkami ciemnymi jak dwie dziury.

Anna starała się jak mogła, żeby się nie skulić, ale sposób, w jaki wyciągnął do niej rękę sprawił, że miała ochotę zacząć wić się jak węgorz i wrzeszczeć.

— Te, Hilde, podej no jakie kilju**! — zawołał inny, z brwiami pełzającymi po czole jak gąsienice. — Słodkie jak panienka!

Śliczna panienka. Słodka.

Czy ktokolwiek tak wcześniej do niej powiedział?

Poczuła, że się rumieni. Miała nadzieję, że w mdłym świetle żaden z nich tego nie zauważy.

Śliczna. Mogła być śliczna ruda, piegowata, z nosem sterczącym pod dziwnym kątem? Mogła w ogóle być śliczna jako siostra Elsy?

— Nie – naprawdę, ja… — Im intensywniej zastanawiała się nad tym, co powinna teraz zrobić, tym bardziej bolała ją głowa.

— Na łeb żeś upadł, Bjarne?! Przeca to księżniczka, a ty ją piwskiem chcesz poić?! — Anna uśmiechnęła się nieśmiało do mężczyzny, który to powiedział. Odwzajemnił jej się widokiem polany przegniłych pieńków zębów. — Takiej to trza zaprezentować sztukę! O, proszę!

Uderzył kuflem, który trzymał w dłoni, w blat stołu. Na drewnie odbiło się krzywe, mokre kółko, a nagły ruch przyciągnął wzrok Anny.

I już nie było miejsca na śmiech.

Mina jej zrzedła, kiedy zaczęła przyglądać się pokrywającym blat rysunkom – nie, rycinom. Ktoś z zaskakującym artyzmem i precyzją wyrył je w sosnowym drewnie, przykładając wagę do najmniejszych szczegółów.

Pomyślała, że tkwią tam pewnie od czasu Zimy Stulecia, i poczuła, jak fala zimnej, pełnej niedowierzania paniki spływa jej do żołądka. Jak wiele osób już je widziało?

Czy tylko dlatego zaprosili ją do stołu? Być może Kristoff wcale nie żartował, mówiąc o parszywym towarzystwie. Może nie wiedział jeszcze, że to nie żart.

Anna kartkowała erotykę, ukryta w najciemniejszych kątach biblioteki, czujnie nasłuchując. Czytała nierzadko ilustrowane powieści przeszmuglowane z Corony – z rodzaju tych, przez które musiał powstać zapis w kodeksie karnym mówiący, że „jeśli ktoś w wydrukowanym piśmie obraża przyzwoitość i skromność, to może zostać ukarany grzywną lub więzieniem”. Widziała nawet kolekcję pocztówek dziadka i lorda Peterssena, o której miała nikomu nie mówić.

Ale – ale to… to nie było nieprzyzwoite. Nie było nawet wulgarne.

Było  o b s c e n i c z n e .

I przedstawiało jej siostrę, której twarz, nawet wykrzywiona w lubieżnej ekstazie, była z miejsca rozpoznawalna. Każda część jej ciała była taka niepokojąco cielesna, żłobienia w miejscach wszystkich krągłości głębsze, bardziej dopieszczone.

Annie zrobiło się niedobrze na tak niefortunny dobór słów. Czuła się, jakby jej żołądek ważył dziesięć tysięcy kamieni, i może tylko dlatego nie zwymiotowała – bo po prostu był za ciężki, żeby wywrócić się na drugą stronę.

Czegoś takiego nigdy nawet by sobie nie wyobraziła.

Towarzyszący królowej demon przypominał jakąś zniekształconą, koszmarną wersję bałwana; składał się praktycznie z samych sopli – i szponiaste palce, i język, i… i…

Kiedy Anna zamarzła, było podobnie. Tkwiła wrośnięta w ziemię jak Yggdrasil, drzewo świata ze starych czasów, nieporuszona, niemożliwa i widząca wszystko. Teraz też mogła tylko się przyglądać, patrzeć i po prostu się  g a p i ć ,  aż każde pociągnięcie noża wyryje się w jej głowie równie głęboko jak w blacie stołu.

Litery rozbiegały się wzdłuż nagich piersi królowej, układając nad głową w karykaturę aureoli: Ta dziwka Szatana zaprowadzi nas wszystkich do piekła – a później zadrżały i na chwilę zniknęły.

— Czy was popierdoliło?! — Ktoś uderzył w stół, który aż się zatrząsł, jak góra zrywająca się z ziemi.

Kristoff. Kiedy w ogóle wszedł do środka?

Miał duże dłonie, ale nie wystarczyło ich na zakrycie wszystkiego. Anna wpatrywała się w uciekającą mu spod palców przestrogę, której wcześniej nie zauważyła: Strzeżcie się Lodowej Wiedźmy, aż przestała widzieć cokolwiek, bo pod powiekami miała same drzazgi.

— J-ja…

Chwilę zajęło jej zrozumienie, że Kristoff wcale nie mówi do niej.

Odwróciła się, żeby na niego spojrzeć, zobaczyła, jak jego twarz tężeje, i pomyślała o niedźwiedziach. Później przeniosła wzrok na wydobywców lodu siedzących przy stole i przed oczami stanęły jej wilki.

Teraz zrozumiała.

Jeśli oni byli wilkami, ona była zwierzyną.

Zrobiła krok do tyłu.

— Daj spokój, nasza księżniczka się po prostu na żartach nie zna. — Mężczyzna, na którego wpadła, rozłożył ręce. Zęby błysnęły w ciemnej brodzie, kiedy odchylił się do tyłu na zydlu i zadarł głowę. — Ty też zawsze miałeś z tym problem.

Anna nie rozumiała jego słów, musiały sięgać gdzieś głębiej; czuła tylko, że kąsają.

— Słuchaj, Groven — wycedził Kristoff. Ton jego głosu rzucał klątwy. — Może wyjdziesz ze mną na zewnątrz, to rozwiążemy  t w o j e  problemy raz na zawsze?

— A co? — Mężczyzna wstał, przewracając zydel. — Morda ci się za szybko wygoiła?

W sali zagrzmiało.

— Bodyj ta kany! Ileście mi jesce stołów poharatali?! — Karczmarka mimo wieku wciąż była krzepką kobietą; wysoką i silną. Kiedy podeszła do stołu i wsparła dłonie na biodrach, niewiele różniła się od gór widocznych za oknem, i chyba nie tylko Anna tak uważała, bo wszyscy zebrani pokornie umilkli. — Syćkie dranice mi teroz jedyn z drugim heblować bedziecie, kurwie syny!

Rzuciła im pogardliwe spojrzenie i wyszła, tupiąc donośnie.

Rzeczywistość znów zaczęła w pełni docierać do Anny na podeście wąskich schodów prowadzących na piętro.

— Przepraszam — wypaliła, spiesząc, żeby wypełnić ciszę.

— Czekaj,  c o ?   Kristoff potrząsnął głową z niedowierzaniem przepełnionym irytacją. — Za co niby?

— Za to na dole? Ja Po prostu on… no, wydawał się… miły. Myślisz, że

— Ania — westchnął, przerywając jej, zanim zdążyła się zastanowić, jak właściwie planuje skończyć to zdanie. — Zapewniam cię, że nie chcesz wiedzieć, co sobie teraz myślę.

W obronnym geście skrzyżowała ramiona na piersi, szykując się do odparcia ewentualnego ataku.

— Ja… Przykro mi, że to widziałaś, ale to  n i e  j e s t  twoja wina. — Tylko że on o nic jej nie oskarżał. Jego twarz wydawała się szczera, chociaż napięta. — An… nie, hej – spójrz na mnie.

Dwoma palcami delikatnie uniósł  jej podbródek. Cofnął rękę, gdy tylko Anna z ociąganiem podniosła na niego załzawione oczy. Miała wrażenie, że zaraz znów pocieknie jej z nosa; jeszcze tego brakowało.

— Nic nie zrobiłaś, jasne? Anders to kutas, i tyle. Znaczy, chciałem powiedzieć k… uhm. Kretyn. Taa.

Nawet nie wiedziała, jak bardzo potrzebowała to usłyszeć (no, nie dosłownie  t o ) .  Uświadomiła sobie, że jest na skraju omdlenia z braku tchu, bo zanim się odezwała, prawie nie oddychała. Teraz gula w jej gardle zaczęła się rozpuszczać, sprawiając, że Anna aż zadrżała z ulgi.

— Wiesz, to nie tak, że nigdy nie słyszałam, jak przeklinasz. — Wykrzesała słaby uśmiech. On go odwzajemnił, ale jego był jeszcze słabszy, jakby Kristoff nie miał siły unieść kącików ust wyżej.

Poczuła się zagubiona pod jego spojrzeniem.

— Nie powinienem był cię zostawiać — powiedział nagle. Nie była pewna, czy ma na myśli karczmę, czy coś innego – brzmiało jak coś zupełnie innego  ale nic już nie wyjaśnił.

Czas mijał, a ona kołysała się niepewnie na palcach.

— Wiem, że jest jeszcze wcześnie, ale... Tak czy siak, powinnaś się przespać. — Znów przesunął dłonią po karku. W tej chwili wydawał jej się o wiele bardziej zakłopotany całym zajściem niż ona sama – ale nie miała pewności, bo w półmroku wąskiego korytarzyka nie widziała jego twarzy zbyt wyraźnie i nie do końca potrafiła rozróżnić kolory. Wyobraziła sobie jego poprzednie słowa? — Podobno Hilde będzie miała dla was pościel, ale wracając przyniosę jeszcze koce z wozu.

— A dokąd idziesz?

— Do Svena.

— Ach, tak. — Pokiwała głową, nagle zbyt ciężką na zbyt cienkiej szyi. — No tak.

Kristoff jednym krokiem pokonał trzy stopnie i się zatrzymał, jakby coś mu się przypomniało. Teraz byli prawie równego wzrostu. Anna, odrobinę wyższa, mogła spojrzeć na niego z góry, i to był taki rzadki rodzaj przewagi…

— Hej, sinnatagg?

— Hm?

— Ale nie rób już nic głupiego, co?

— Jak na przykład?

— O nie — zaśmiał się, chociaż wesołość żarzyła się w tym śmiechu jak niedopałki; prawie jej nie było. Kiedy pochylił się do przodu, żeby pocałować ją w nos, Anna nie była pewna, czy to jego usta są zimne, czy jej skóra płonie. — Nie zamierzam ci podpowiadać.

_______________

Tulle (norw.)  mała dziewczynka.

*Kilju  piwo cukrowe, popularny w Finlandii mocny alkohol domowej roboty.


Rzyg.

Moja prywatna opinia na temat Andersa Grovena pokrywa się 1:1 z opinią Kristoffa, aczkolwiek ja wiem o nim niestety więcej :| Mam nadzieję, że, cokolwiek sobie zamówił, jeśli to w ogóle dostał, ktoś mu do tego napluł.

Jestem tym rozdziałem strasznie zmęczona i zirytowana. Mam nadzieję, że nie jest zbyt absurdalny  ale tak z pozytywów: atramentowogębny koleżka to Oskarek, więc można powiedzieć, że Kristoff odniósł pyrrusowe zwycięstwo :D

A co do kodeksu karnego, w Norwegii naprawdę w 1842 r. wszedł w życie zapis, który zacytowałam. To był ewenement na skalę europejską, autorzy mogli być na jego mocy pociągani do odpowiedzialności karnej, a powieści konfiskowała policja. Jednym słowem, Anna żyje na krawędzi XD

8 komentarzy

  1. Cześć!

    I od razu przepraszam za Caps Locka, ale JAKI TO DOBRY ROZDZIAŁ!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zaczynając od początku, przepraszam bo komentarz może być nieskładny, ja jestem świeżo po przeczytaniu i mam w sobie tak bardzo dużo emocji. Tyle uczuć we mnie wariuje. Myślę, że sporo czytam i przyznam szczerze, że nie pamiętam kiedy ostatnio coś we mnie wywołało tak głębokie emocje. To coś niesamowitego!

      Powtarzam się, ale styl, słownictwo i dialogi to jak zawsze arcydzieło, widzę, że dużo nad tym siedzisz jest to wszystko tak bardzo idealnie dopracowane! Zdecydowanie należą się słowa uznania i podziwu! I ta szata graficzna i ilustracje, coś fantastycznego! To na prawdę dobry materiał na książkę, albo parę tomów, albo nawet i sagę!

      Ja jestem porażona jak to czytam.

      Ach i podobają mi się emotikony na początku rozdziału! To jest to, podkreśla istotę tej sytuacji!

      Bardzo szkoda mi tutaj Anny (chyba to już pisałam w jakimś komentarzu, ale to prawda. Spokojnie to nie przesada tylko konsekwentność!). Biedna jest, taka jakby trochę chora, trochę przytomna. Kojarzy mi się z takim zagubionym dzieckiem w jakimś korytarzu, które nie może znaleźć rodzica (tutaj Kristoffa). Ale to tymbardziej podkreśla jej zagubienie w takich codziennych sprawach zewnętrzego świata. Tyle czasu była zamknięta, to mocne podsumowanie tego jak się zachowuje plus lekki po-trollskie otępienie. Biedna ta Anna.

      Bardzo podoba mi się wątek z karczmiarką! Taka z niej równa babka! Lubie jej gwarę i to, że powiedziała do Kristoffa po imieniu... jego ojca! Szok! Czy to tak specjalnie? Moje emocje rosną...

      ŁUPUCUP

      I GOTUJĄ SIĘ

      Czuję duże dawki myślę, że lekko zaniedbanych, ale poza tym człowiekiem jak duch to chyba pięknych mężczyzn. Tylko dlaczego tacy niewychowani, dlaczego takie rysunki. Dlaczego tak prowokują biedna księżniczkę (brawo za to, że chciała się ratować biedna ucieczką!). Pasuje to do nich najzupełniej, ale nic nie jest w stanie oddać szoku jaki przeżyłam...

      I W TEDY ZJAWIŁ SIĘ KRISTOFF

      Autorko, ta scena muska perfekcję dotykając pięknego realizmu. Aż mam motylki w brzuchu i ciarki na plecach. To są sceny jakich tutaj potrzeba!

      I ta scena zakańczająca z Kristanną. Piękna! Podoba mi się jak Kristoff z nią rozmawia. To jest super! Więcej takich uroczych i dobrych scen proszę!

      Pozdrawiam i życzę weny!

      Usuń
    2. Co do informacji pod rozdziałem zastanawia mnie o co chodzi z Andersem... należy mu się bijatyka ze strony Kristoffa. Czuję to.

      I absolutnie rozdział nie był absurdalny!

      Pozdrawiam!

      Usuń
    3. OMG OMG OMG
      Taki Caps Lock to bardzo dobry Caps Lock!!! ♥

      Jestem w dość ciężkim szoku, że ten rozdział wywołał w tobie aż TAKIE emocje, ale jednocześnie niemożliwie mnie to cieszy <333
      (O rany, jak sobie wymyśliłam to opowiadanie to miałam dosłownie jakieś 5 stron planu w Wordzie i dopiero jak zaczęłam je faktycznie pisać to dotarło do mnie, że chcę mieć jak najmniej wspólnego z dwójką i raczej zabrać się za backstory bohaterów i w ogóle xD Więc na obecnym etapie saga brzmi w tym przypadku naprawdę prawdopodobnie! Ciekawe, ile tomów by z tego wyszło, gdyby osobno rozwinąć najkażdższy wątek :DDD)

      Jakoś polubiłam te kawaii emotki, wiele wyrażają (°∀°)

      Jejku jak się cieszę, że zauważyłaś ten aspekt zachowania Anny. Nie powiedziałabym, że ma gorączkę, ale na pewno nie czuje się jeszcze dobrze po tym wszystkim, co stało się w nocy :C
      I dokładnie tak, mimo że ona łaknie kontaktu z ludźmi, to, kiedy ten kontakt już nastąpi, niekoniecznie umie się zachować; może to nie Elsa, ale też jest niepewna i całkiem nieśmiała.

      I od razu jeśli chodzi o wydobywców – ach, czy ty mi czytasz w myślach? To najlepszy gatunek bohatera tego opka! :D W mojej głowie wszyscy są zdecydowanie piękni z bardzo wielu powodów xD (Niestety nawet Anders, ale to tak w nawiasie, bo hatfu.) I co do ich wyglądu z perspektywy Anny... hm, wydaje mi się, że zanim zaczęli się... zachowywać, to wszyscy w oczach Anny byli przystojni – stąd opis Andersa. Z kolei kiedy podeszła do stolika, mniej więcej wiedziała już, z kim ma do czynienia, więc zaczęła ich postrzegać w gorszym świetle. (Czy słusznie...? xD)
      Ale spokojnie, ta grupka (i Oskarkowe Trio) to taki ewenement, mamy przecież jeszcze ideał wydobywcy w Torze, Kristoffie, Jensie i tak dalej – i zdecydowanie tobie, jak również sobie ich obecnością w którymś z kolejnych rozdziałów postaram się wynagrodzić tych tutaj :D

      Hilde właściwie też lubię, ale chyba też bym się jej bała xD
      (A gwara to była mordęga xD)
      To, czemu mówi do Kristoffa Leif wyjaśnię... w następnym rozdziale, który będzie miał miejsce w jej karczmie, bo jeszcze nie jestem pewna, co będzie następne :D

      Andersowi należy się obita morda i będziemy dążyć do redukcji jego uzębienia, obiecuję! Co z tego wyjdzie, nie wiem – ale obiecuję! I na pewno podam jeszcze kilka powodów, dla której mu tego życzę w przyszłych rozdziałach D:

      I jeszcze na koniec – to jest mój zdecydowanie ulubiony fragment tego komentarza:
      Autorko, ta scena muska perfekcję dotykając pięknego realizmu.
      OMGGG ♥

      Dziękuję za komentarz straszliwie!
      I awww, no, ponieważ to nie ja je robię, to mogę się zgodzić, ilustracje są cudne ♥♥♥ (do rozdziałów 17 i 25 zwłaszcza ♥)

      Usuń
  2. Czy ktoś mógłby obić Andersowi tfasz i go utopić w przeręblu, pretty plz
    Viljar, liczę na ciebie

    W tej scenie wszystko jest tak przykro obrazowe i sensualne. Tak właściwie miałam ochotę przerwać czytać, uciec z tego fragmentu, odczuwalność zadziałała Ci w 100%
    I na przykład to zdanie: Anna starała się jak mogła, żeby się nie skulić, ale sposób, w jaki wyciągnął do niej rękę sprawił, że miała ochotę zacząć wić się jak węgorz i wrzeszczeć.
    Wszystko widzę i czuję, chociaż wcale nie chcę, i wszystkie opisy wyszły tak, że było mi niedobrze razem z Anną D:

    Przy okazji mnie zainteresował ten fragment o zamarzaniu. Anna umarła? Nie umarła? Nie-do-końca umarła? Coraz bardziej chcę wiedzieć, co się wydarzyło na fiordzie wtedy nooo

    Ale pomijając fakt, jakie mam teraz odczucia względem Andersa i jego koleżków, to Elsa i Kristoff mnie zirytowali. Dlaczego zostawili Annę samą? Dlaczego Elsa musiała być Elsą, a Kristoff akurat musiał wyjść? Nie, żeby któreś się takiej sceny spodziewało, ale i tak będę im to pamiętać
    No i ta droga, i to, jak Anna usychała z potrzeby rozmowy, a nie miała z kim, i to jest tak bardzo przygnębiające, że ciągle musi się o coś rozbijać, że zawsze w jakiś sposób zostaje z poczuciem bycia niechcianą. Weź strzel jakiegoś OC kawalera bez problemów ze sobą, który będzie ją kochał i będą żyć długo i szczęśliwie ;__;
    (tak, jestem bliska wpisania Kristanny na listę Szipów Tragicznych, tuż obok Hansa i MM)

    Poza tym chciałam powiedzieć, że „zakląskał” to słowo dnia

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. (Los Andersa został już przesądzony
      i to nie kapitan będzie mieć w nim udział)

      No to chyba osiągnęłam swój cel, bardzo się cieszę ♥ ale też wcale-a-wcale się nie cieszę D:
      (Jeśli to nie jest molestowanie to Hans jest następcą tronu)

      W sumie perspektywa Anny była o tyle trudna, że jest bardzo niewinna jak na opisywanie podobnych rzeczy (ale z drugiej, nie mam pojęcia, co bym z tym zrobiła w POV-ie Kristoffa)

      Haa, a zamarznięcie Anny jest prawie tak problematyczne jak „miłość roztopi”! Ale odpowiem na twoje pytanie: Anna nie umarła, nie nie-umarła, po prostu zamarzła. Nie obiecuję, czy pójdę z tym gdzieś dalej niż poza takie krótkie retrospekcje, bo czy sam Disney wie, jak to działa? D:
       

      Z usprawiedliwieniem Kristoffa już spieszę! On po prostu wrócił po pieniądze. Jakkolwiek debilnie to nie brzmi, on też ma za sobą kilka nieprzespanych nocy, schizę w Dolinie – no i nigdy nie nocował nigdzie w tak licznym, a do tego jeszcze tak zacnym gronie xD A Anders – gdyby to nie było oczywiste, hatfu – kłamał, wcale się z nim po drodze nie minął; gdyby minął, do żadnej sceny przy stole by nie doszło.
      Elsę będzie mi usprawiedliwić obiektywnymi przesłankami trochę trudniej, ale wydaje mi się, że człowiek w jej stanie psychicznym – dodaj te same powody, co u Kristoffa (minus pieniądze) - wiele zachowań jest celowo nieracjonalnych albo ego-... czy ja wiem, czy egoistycznych; na pewno egocentrycznych. I szczerze mówiąc, w obecnej sytuacji ja uważam, że z dwojga złego to lepiej, że to Anna widziała radosną twórczość ludową D: (Chociaż Elsie pewnie baliby się chwalić, mimo wszystko)
      Poza tym wszystko to było przedstawione z punktu widzenia Anny, więc siłą rzeczy bardzo nieobiektywnie i z pominięciem pewnych aspektów (ale wolno ci mieć ulubionych bohaterów i winić kogo chcesz, tak jak i wolno ci lubić Magnusa, tak xD)

      W sprawie bezproblemowego kawalera odpowiem tylko, że sama Anna też nie jest bezproblemowa xD I ma spory bagaż, niestety :C

      A „zakląskał” już teraz będzie mnie bawić, chociaż bardzo się starałam na to nie pozwolić XDDD (Jest na to w ogóle jakieś normalne słowo?)

      Dziękuję bardzo za komcia! <3

      Usuń
  3. Generalnie doceniam za grupkę pijaczenisk i Hildę, że z nimi wytrzymuje. I generalnie to fajna babka, taka herszt, pewnie dlatego daje radę. I to, że pomyliła Kristoffa z Leifem, s e r i o? Tak szczerze to jak? Przecież nijak podobny i Leif nie żyje, a ona na pewno o tym wiedziała. Czy chodziło jej o kogoś innego?

    „...wychodzą z burdelu. Król spluwa i stwierdza: „Moja żona jest lepsza”, a Peterssen mu na to: „Masz rację, przyjacielu, twoja żona jest o wiele lepsza!”.” — 😐. A tym samym bardzo ciekawi mnie ta kolekcja pocztówek Runearda i Pettersena. Ale generalnie, to fujka-ble.

    Ten stół, to hmmm, pamiętam że za pierwszym czytaniem coś mnie ruszyło, ale teraz chyba już nie i przez to okropnie żal mi Anny. Wyobraziłam sobie jej reakcję, fizyczną i psychiczną i po prostu, ona nie powinna oglądać takich rzeczy. I potem te tłumaczenia Kristoffa i w ogóle, on na końcu jakoś zażartować próbował, tak? No coś mu chyba nie wyszło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Eh, ten rozdział był trudny

      Do wyjaśnienia w sprawie Hilde miałam nawet dopisać scenę, ale nijak mi nie pasowała do całości; możemy roboczo przyjąć, że jest kolejną z szeregu postaci, którym mylą się imiona D: Może jeszcze o tym napomknę, ale ogólnie zakładam, że ona jest już całkiem wiekowa i ma taki przerób klientów, że ma prawo jej się trochę mieszać
      (a Kristoff wbrew pozorom jest trochę do ojca podobny, chociaż z matki zdecydowanie ma więcej)

      Usuń