— A KTÓRY JEST NAJWYŻSZY?
Kristoff uniósł głowę. Blade wyszczerbione turnie przypominały szereg ostrych zębów; szczyty drapały chmury jak szpony.
Cioteczka Astrid opowiadała mu legendę, według której góry Dovre były okruchami z uczty bogów – tak nawet wyglądały, usypisko skalnych odłamków, które w jakiś niewytłumaczalny sposób trzymały się razem, jakby były zaczarowane.
Może dlatego wszyscy zawsze mówili o nich tak lekceważąco.
Ojciec pokazał mu Kruszynę, kiedy Kristoff miał pięć lat – być może znał ją już wcześniej, ale ten jeden raz akurat zapamiętał, bo to był ostatni trzeźwy dzień poprzedzający długi alkoholiczny ciąg i prawdopodobnie jego pierwsze świadome wspomnienie.
„Byłeś już na Kruszynie?”, zapytał Jens, kiedy Kristoff miał dziewięć lat. Nie był; wtedy brzmiało to jak zaproszenie.
Krótko potem zaczęli nazywać Kruszyną Mari; Jens jako dzieciak zawsze był szerszy niż dłuższy, a Kristoff po prostu chudy, przez co wydawał się drobniejszy niż był naprawdę – a ona w ciągu lata wystrzeliła w górę i przez pewien czas górowała nad nimi oboma. Przezwisko przylgnęło do niej jak druga skóra.
I z tego powodu, kiedy miał siedemnaście lat, Kristoff po raz pierwszy dał w zęby chłopakowi, który zadał mu to samo pytanie, bo tym razem nie dotyczyło wspinaczki górskiej.
— Kruszyna. — Teraz to słowo tańczyło na jego wargach jeszcze chwilę po tym, jak je opuściło. Zawisło na niewidzialnej pajęczynie między nimi a szczytem góry.
Uświadomił sobie, że wypowiedział je po raz pierwszy od prawie dwóch lat.
Łatwiej było mówić po prostu „Mari”, tak samo jak łatwiej było nie myśleć – w głowie na zawsze zmieniła się dla niego w Merete-Margit, bo prawie nikt nie zwracał się do niej pełną wersją imienia, przez co brzmiało oficjalniej, a ona wydawała się prawie nierzeczywista; tak dużo łatwiej było wyobrazić sobie, że nie istnieje i zapomnieć o bólu.
Anna wyraźnie przygasła po jego odpowiedzi. Być może nałożyło się na to – cokolwiek wydarzyło się pomiędzy nią a królową po tym, jak zostawił je same – ale, nawet jeśli nieświadomie, to o n a rozdrapywała stare rany; Kristoff nie miał siły jej teraz pocieszać.
Kiedy w 1844 roku młodziutki król Agnarr odwiedził Lodowe Pola, akurat budowano tam drogę. Z okazji jego wizyty ktoś postawił przy niej tabliczkę z napisem „Droga imienia króla Agnarra”, a jego tak to ucieszyło, że wypisał swoje imię na górskiej ścianie.
— Pisspreik* — skwitował Kristoff, patrząc na cienie rzucane na dukt przez jarzębiny.
Helvegen była przynajmniej tak stara jak jeziora, do których prowadziła, jeśli nie starsza, i nikt nigdy nie nazywał jej Drogą Króla Agnarra – może poza anegdotkami Peterssena, którymi raczył półgłosem królową Elsę.
Teraz lord podniósł na niego wzrok ze swojego miejsca, mrużąc ciemne oczy:
— Miarkuj się, chłopcze. — Ostre słowa i uprzejmy uśmiech – zanim na powrót zwrócił się do królowej.
Kristoff z frustracją odgarnął włosy z twarzy. Jeśli nie chciał, żeby doszło do rękoczynów, musiał się skupić na drodze.
Podgórze i mniejsze szczyty wciąż jeszcze niknęły w porannej mgle, ale z każdą chwilą były bliżej. Prawie poczuł, że chce już być na miejscu.
Prawie.
Wkrótce ją opuścili.
Twardą ziemię pod kołami ukryła cienka warstwa soarrečahci**. Kristoff ściągnął lejce odrobinę gwałtowniej niż to było konieczne. Wóz szarpnął, a Peterssen wykonał ruch, jakby chciał złapać się jego ramienia, ale w połowie gestu się opamiętał.
— Zawsze tak jest? — zapytała z dziwnym zachwytem królowa.
— Znaczy jak?
— Jakby… przekraczało się granicę pór roku. — Kristoff jej nie rozumiał. — Jakby miało się moc zmieniania pogody myślą.
Nad Kruszyną, za granicą wiecznego śniegu, kłębiła się gnana wiatrem zadymka, z oddali podobna do dymu. Oni stali na spoanas***, w zmarzniętym błocie.
— To, ee… nie tak właśnie działa twoja magia, Wasza Wysokość? — zauważył.
Zapowiedź zimy w dole nie umywała się do koronkowej roboty królowej. Była brudna i niebezpieczna.
— Tak — przyznała; ekscytacja nagle zupełnie odparowała z jej głosu. — Jak moja magia.
— I po tej właśnie wizycie Agnarr oświadczył się Idunie — zakończył Peterssen, rozglądając się po twarzach w tłumie. Jeśli szukał ludzi z Vernet, Kristoff z miejsca mógłby wskazać mu przynajmniej ze trzech. — Jeśli chcecie znać moje zdanie…
Wizyta królowej oznaczała, że całe rodziny zebrały się na Lodowych Polach. W końcu – jak to powiedział mister Baird? – wydarzenie takiego kalibru maluczcy z Północy będą wspominać latami.
Ci z Vernet – ze skrzydłami kapeluszy rzucającymi wielkie cienie na ich twarze – pasowali do reszty towarzystwa jak wół do karety.
— Nikt cię o nie, kurwa, nie pytał — burknął pod nosem Kristoff, ale Peterssen chyba tego nie usłyszał, bo w żaden sposób tego nie skomentował. Posłał mu tylko prowizoryczne znaczące spojrzenie, w milczeniu karcąc go za – brak szacunku? brak entuzjazmu? brak wiary w jego wersję historii? ewentualne przekleństwo? – i całe szczęście, bo Kristoff był dosłownie o jedno „młody człowieku” od uderzenia go w ten jego rzymski nos.
I naprawdę uważał, że Peterssen nie powinien był tego mówić, bo zanim jeszcze skończył zdanie, wśród zebranych wybuchł gwar, jakby dał im jakiś znak.
— Skoro to już taka tradycja, to może za mnie wyjdziesz, Wasza Wysokość?
— Ja też jestem wolny!
— A ja nie, ale dla pani chętnie to zmienię!
Kristoff zobaczył bladą, drżącą plamę dłoni królowej na ciemnym drewnie i zatęsknił za paplaniną Anny. Ona była w tym wszystkim o wiele lepsza, w ignorowaniu napięcia, rozmawianiu, uśmiechaniu się, i powstrzymywaniu siostry od przypadkowego zamrażania wszystkiego, co popadnie…
Okręg Nordland zaliczał się do tych miejsc, gdzie całymi miesiącami potrafiło się nic nie dziać. Chrzty, wesela i pogrzeby stanowiły główny temat lokalnych wiadomości; kiedy Kristoff jesienią nie zdał egzaminu u pastora, plotkowano o tym aż do następnej wiosny.
Królowej najwyraźniej ani trochę się to nie podobało. Jemu zresztą też nie. Nie przepadał za ludźmi już tak po prostu, ale lubił ich jeszcze mniej, kiedy przyprowadzali do pracy dzieciaki albo kiedy b y l i dzieciakami.
Co, gdyby któryś się utopił? Albo zaczął bawić się piłą do lodu? Albo po prostu plątał się pod nogami, przeszkadzał w pracy i wszystkich wkurwiał?
Sam zaczął bywać na Lodowych Polach w wieku niespełna ośmiu lat, więc dobrze znał wiążące się z tym niebezpieczeństwa.
Pomyślał o trollach, Annie i baronii.
Gdyby się wtedy nie zgubił, o ile prostsze byłoby jego życie?
Pomyślał o ojcu, Merete-Margit i Ragnie z Ninni.
O ile prostsze właściwie mogłoby być?
Kurwa.
Dwaj policjanci rozdzielili tłum, a wśród zebranych zapadła cisza. Królowa Elsa stanęła dumnie wyprostowana w wozie i po raz ostatni spojrzała na zebranych z góry, zanim wysiadła i straciła tę przewagę.
— Poinformowano mnie, że wydobywcy lodu mają… pewne trudności — zaczęła, nie zwracając się do nikogo w szczególności. Kiedy odnalazła jego spojrzenie – bo najwyraźniej go szukała – Kristoff zdał sobie sprawę, że nie ma pojęcia, z kim powinna porozmawiać.
Być może zapomniała, że zrobiła z niego Nadwornego Dostawcę Lodu. Może pamiętała, że zupełnie się do tego nie nadaje.
— Przekaże pan królowej najnowsze wieści na temat tej sytuacji? — zapytał Peterssen, jakby widział go po raz pierwszy w życiu.
Kristoff rzucił gniewne spojrzenie kilku facetom, którzy przełknęli swoje podśmiechiwanki, i zwalczył pragnienie wywrócenia oczami.
— Ajuści! — uprzedził go znajomy głos. — Przesrana.
Tor miał na sobie tylko sweter z podwiniętymi rękawami; jego kurtka zwisała krzywo z grzbietu posłusznie drepczącej za nim Mus. Gapie zrobili im miejsce.
Niebo nad nimi było jasną obietnicą prawie-błękitu, a on wyglądał, jakby, na przekór temu, co właśnie powiedział, lada chwila spodziewał się wysiłku. Kristoff zazdrościł mu wiary w możliwości królowej.
Widział, jak kilkoro dzieciaków wstrzymuje oddech, mężczyźni ściągają czapki i pochylają głowy, a kobiety przed nią dygają.
Ale widział też, jak królowa objada się serem, łka na dnie Doliny Żywej Skały jak dziecko i pieprzy się z demonicznym bałwanem na karykaturze wyrytej w stole.
I przede wszystkim widział zamrożony blat biurka w jej gabinecie i oszroniony szlak wijący się pod kopytami Svena.
Na niego otaczająca ją tajemnicza aura wyniosłości nie działała.
— Tor Geirsson Helland, Wasza Wysokość. — Bez tytułu, bez funkcji, bo żadnej przecież nie miał.
Królowa wyciągnęła dłoń, jakby liczyła na to, że Tor ją pocałuje, ale on, zamiast ją ująć, po prostu przed nią uklęknął. Kości zatrzeszczały jak nienaoliwione zawiasy, a Kristoff w pierwszym odruchu chciał go powstrzymać i powiedzieć, żeby się nie wygłupiał, przecież to tylko…
Tylko…
K r ó l o w a .
Fy faen.
Nagle uderzyło go, że sam nigdy się tak nie przedstawił – pełnym imieniem – ani królowej, ani księżniczce. W ogóle nikomu na dworze się nie przedstawiał; Anna po prostu zapytała, jak może się do niego zwracać, a później zaprezentowała go siostrze, najprawdopodobniej w równie nieformalny sposób. To wystarczyło, żeby wszyscy inni zaczęli go kojarzyć.
— Zatem, panie Helland…
— Zaraz tam pan. — Twarz starego wydobywcy zmarszczyła się w miękkim uśmiechu. W tym człowieku nie było ani jednej ostrej krawędzi. — Na pana to u mnie ani wieku, ani pieniędzy.
Jeśli nawet królową zaskoczyła jego reakcja, nie dała tego po sobie poznać.
Kristoff wsunął dłonie do kieszeni; palce prawej zamknęły się wokół metalu. Wyobraził sobie, jak srebro lśni ostro w bladym słońcu. Ciężar obowiązku utrzymywał się jeszcze długo po tym, jak puścił medal.
Spojrzał na majaczący za plecami Tora mur burych duchów mężczyzn. Stali na przeciwległym brzegu i niczym się od niego nie różnili.
Wtedy napotkał jego spojrzenie, zauważył migoczące w nim wahanie i nadzieję. Natychmiast pożałował, że nie oddał mu medalu, kiedy jeszcze miał okazję. Żałował, że w ogóle go przyjął. Żałował, że…
Przełknął ślinę, uciekł wzrokiem i zauważył znajomą sylwetkę Jensa. Machał do niego z miejsca przy głównej lodowni, gdzie zebrali się pozostali wydobywcy, jak widmo z przeszłości.
— Wyglądasz jak gówno, panie baron — przywitał go przyjaciel, uprzejmy jak zawsze.
— Dzięki.
Jens był jedyną osobą, która miała prawo odzywać się do niego w ten sposób, co chętnie wykorzystywał – ale tym razem Kristoff nie miał siły, żeby odpowiedzieć na zaczepkę inaczej jak tylko zmęczonym uśmiechem.
— Mówiłem do Svena, ale ciebie też miło widzieć.
Renifer zastrzygł uszami, zdrajca.
Kristoff, zbyt zmęczony nawet na to, żeby porządnie wyśmiać świeży zarost Jensa – z jakiegoś powodu wąsy odcinały się na tle brody i sprawiały, że przy nich nawet jego czarne brwi bladły. Wyglądał, jakby coś zdechło mu nad górną wargą – rzucił tylko:
— Jak tam?
— Chłopaki — Jens wskazał podbródkiem na kilku żółtodziobów, których Kristoff nie znał, zbitych w ciasną grupkę. W normalnych warunkach zaczęliby pracę na przełomie grudnia i stycznia, kiedy zostaliby zmuszeni do postawienia wszystkim starszym wydobywcom kolejki — zastanawiali się właśnie, czy pieprzysz księżniczkę. Ale ja tam całym sercem wierzę w twoją cnotę, więc mam nadzieję, że się nie przejmujesz.
— Nie, no kurwa skąd.
— Daj spokój, zazdrośni są. — Jens poklepał go po ramieniu. — W końcu złapałeś trzecią najlepszą partię w Arendelle.
— Och, no taa. — Milczał na tyle długo, że Kristoff zrozumiał, że jednak będzie zmuszony zapytać, kto w takim razie jest bardziej pożądany od księżniczki. — Bo królowa jest pierwsza, a…?
— Królowa jest d r u g a — wszedł mu w słowo Jens. — Pierwsza to jest moja Tove. No nic. — Wzruszył ramionami. — Zapalisz?
Wyciągnął w jego stronę na wpół pustą papierośnicę. Grawerowane wzory powoli zaczynały się ścierać, ale litery J. H. wciąż były widoczne. To, że nadal z niej korzystał, było… miłe – i jednocześnie wcale nie. Kristoff nie do końca umiał określić, co czuje z powodu wszystkich wspomnień, które niósł ze sobą jej widok.
Gdyby tylko każda chwila mogła być tak prosta, jak ta teraz. Gdy nie było naglącej potrzeby, żeby uciekać – bo nie było dokąd uciec. Gdy stał w tłumie, ale był dla wszystkich zupełnie niewidoczny.
Pomyślał, że w gruncie rzeczy jest przecież tylko jednym z nich, kolejnym bezimiennym wydobywcą lodu. Tacy jak oni nie rzucali cieni.
— Dzięki, mam swoje.
— Pieprzyć twoje, moje są od Tora. — Papierosy podskoczyły, kiedy Jens potrząsnął mu nimi przed nosem. Poczekał, aż Kristoff jakiegoś wybierze, po czym wyciągnął dla siebie dwa; jednego wetknął za ucho, a drugiego do ust. — A masz już jakieś plany na lato? — zapytał znienacka. Zapałka syknęła, czubek papierosa rozjarzył mu się między palcami. — Nie chciałbyś może zostać ojcem chrzestnym?
— Czekaj, co?
Kristoff za mocno zacisnął zęby wokół papierosa; tytoń rozsypał mu się na języku, a on się zakrztusił.
Jens uprzejmie powtórzył, podając mu drugiego, zupełnie, jakby się tego spodziewał.
— To Tove…? Och. Ale to chyba jeszcze przed tym, jak zapuściłeś wąsy? — Kristoff odchylił się do przodu, zanim dłoń przyjaciela zderzyła się z jego potylicą, i wymamrotał niezręczne: — Uhm, gratuluję? — Bo właściwie słabo znał Tove. Na tyle, że pewnie poznałby ją na ulicy i poznałby, gdyby nie pasowała do Jensa. Miał nadzieję. — No to koniecznie ją ode mnie, ee, pozdrów.
— Sam ją możesz pozdrowić, przyjechała ze mną. I przy okazji możesz mnie też od razu poprzeć w sprawie imienia.
Kristoff gwałtownie wypuścił powietrze. Wszystko smakowało tytoniem. Hellandowie skręcali cholernie mocne papierosy.
— Chcesz nazwać dziecko Jens, prawda? — Splunął i otarł usta rękawem.
— Mhm, albo Jensinne – bo Tove upiera się, że to będzie dziewczynka – w każdym razie po mnie.
— Co ci ten biedny dzieciak zrobił? — Kristoff czubkiem buta rozbił cienki jak bibuła lód na brzegu jeziora. Nabrał wody w dłonie i się napił. Było w niej mnóstwo bąbelków i smakowała śmiercią. — Poza tym, Jens, ja nawet nie byłem konfirmowany, zapomniałeś?
Kiedy zacisnął mokre pięści, zauważył, że drżą mu dłonie. Dreszcz przeszedł na całe ciało, a on przypomniał sobie, że przecież nie ma na sobie kurtki.
Zmarzł. Po prostu, do cholery, zmarzł.
— Co za problem, chłopcy z Olden idą do konfirmacji pod koniec października, jeszcze się załapiesz – chyba że wolisz iść z dziewczynkami na wiosnę. Tak czy siak, raczej nie powinieneś za bardzo się wyróżniać. — Jens ze śmiechem trącił go w żebra, ale zaraz spoważniał.
Kristoff wytarł palce o spodnie i wreszcie sięgnął po papierosa, którego przyjaciel wciąż trzymał w wyciągniętej dłoni. Płomień zapałki trząsł się pod jego oddechem. Dopiero trzecia nie zgasła.
— Matką chrzestną będzie Liv, jeśli to cię martwi, już jej obiecałem. Mari nawet nie pytałem – i tak by nie mogła, skoro jest prawosławna, nie?
Jens miał jasne, czyste i ostre spojrzenie człowieka, który dużo czasu spędza w górach.
— Ale… ty przecież już się z niej wyleczyłeś?
I mimo że ostatnio nie rozmawiali już tyle, co kiedyś, wciąż zdecydowanie za dużo o nim wiedział.
— No jasne. Nie słyszałeś chłopaków? — Kąciki ust Kristoffa były jak odlane z ołowiu, uśmiech zbyt ciężki, żeby tak kiepski żart go uniósł. — Teraz pieprzę księżniczkę.
Vernet to tajna arendellska policja (vern = po norwesku ochrona); w UK coś podobnego powstało już pod koniec XVIII w., a we Francji w 1812 r., i w ogóle wiele krajów zaopatrzyło się w podobne organizacje po wojnie krymskiej (1853-1856).
I w Norwegii przynajmniej dwoje rodziców chrzestnych musi być członkami Kościoła Norwegii; wtedy wystarczy, że pozostali wyznają wiarę, która aktu chrztu nie odrzuca – ale w przypadku dziecka Jensa ma być skromnie, tylko dwoje chrzestnych w ogóle.
Linkuję jeszcze przykładowe XIX-wieczne papierośnice.
Tor! ♥
OdpowiedzUsuńChciałam powiedzieć, że Tor w swetrze ma jakieś +500 do aklsdnfjfkd<333
(podobnie jak wersja Tor z kitku)
i jeszcze jakoś mnie urzekło, że Geir ma imię po dziadku ♥
Teraz mi smutno po tym wyjaśnieniu, dlaczego MM pojawia się w povie Kristoffa tylko w pełnej formie :C Kompletnie by mi nie przyszło do głowy akurat takie wytłumaczenie, chociaż teraz wydaje mi się totalnie najlogiczniejsze i najbardziej naturalne (i najbardziej przygnębiające. Chyba przy wszystkich teoriach spiskowych powinnam po prostu obstawiać najbardziej depresyjną wersję D: XD). Ciekawi mnie coraz bardziej, co się dokładnie między nimi stało te 2 lata temu.
Znowu szkoda mi Anny. Wiem, że to niczyja wina, ale i tak mi przykro za każdym razem, gdy ktoś ją w jakiś sposób odtrąca, a ona nie wie, dlaczego :C
Elsy też było mi szkoda – zwłaszcza gdy wjechali w zimę. To, jak wspomnienie o jej magii zupełnie spuściło z niej powietrze. Jeju nooo :C
Gniję z Peterssena i jego dykteryjek :D w ogóle wszyscy na dworze królewskim wydają mi się tacy nieżyciowi, jakby żyli w bańce mydlanej. Kristoff jest do nich pięknym kontrastem
Kristoff był dosłownie o jedno „młody człowieku” od uderzenia go w ten jego rzymski nos. – lov
Jensa uwielbiam jeszcze bardziej niż wcześniej :D <33 Podoba mi się ta ich wspólna scena, trochę pozwala odetchnąć od ostatniego ciągłego napięcia z trollami.
Nabrał wody w dłonie i się napił. Było w niej mnóstwo bąbelków i smakowała śmiercią. – w świetle tego i wzmianki o topielcach kiedyś-tam zaczynam się poważnie zastanawiać, jak zmarł Leif D:
Jak zawsze czekam niecierpliwie na następny rozdział, bardzo kocham wzmianki o religii i pozdrawiam! ♥
Hellandowie są w ogóle najlepszym, co spotkało to opowiadanie ♥ A Tora będzie więcej w części z perspektywy Elsy, chyba w kolejnym rozdziale
UsuńI MM też ma imię po babci(ach), to chyba taka tradycja :D
Bardzo się w ogóle cieszę, że wyjaśnienie Merete-Margit u Kristoffa cię zaskoczyło, bo to w sumie dość proste - ale przez to właśnie kristoffowe, wydaje mi się - rozwiązanie. Ja już chyba wiem, co się stało, nie wiem, czy/kiedy o tym napiszę, ale powinno być smutno :C
Określenie dykteryjki chyba jest najbardziej idealne w kontekście tego, co przez całą drogę odwalał Peterssen xD <333 I w sumie dążyłam do tego Efektu Bańki Mydlanej, ale bańki ludzi z dworu i tak dzielą się na wiele kategorii xD
Pedi na przykład jest trochę zbyt fancy, żeby się przejmować przyziemnymi sprawami wieśniaków (jeśli budują na jego cześć drogi, wszystko jest cacy)
Elsa i Anna były właściwie całe życie trzymane pod kloszem, więc to, że czegoś nie ogarniają to nawet nie jest kwestia ich niechęci, co raczej niedoinformowania – a w przypadku Anny dochodzi do tego jeszcze jej wrodzona naiwność (i też mi obu szkoda, btw :C)
Północne prowincje w ogóle to już dla nich wszystkich totalna dzicz, mało kogo by interesowała, gdyby nie Lodowe Pola xD
Też bardzo lubię postać Jensa, więc cieszę się, że został tak miło przyjęty <33 Pewnie jeszcze trochę o nim będzie; i w ogóle uważam, że biorąc pod uwagę, że w części Elsy pewnie będzie mniej śmieszków, to przyda się jeszcze kilka podobnych scen na rozładowanie napięcia
Leifa na razie przemilczę, a to chyba wystarczająco wymowne xD
Bardzo dziękuję za komentarz! ♥
Nie przejmuj się tytułami! Zawsze są przebiegłe i trudne!
OdpowiedzUsuńRozdział to cudo, czekam na więcej backstory bohaterów!!!
OC'ki to majstersztyk! Mam specjalne miejsce w sercu na Jensa iiii... TORA! Gdzie są tacy faceci, takie doskonałości! Nadal nie mogę się nacieszyć fragmentami z jego udziałem!
W nagrodę za rozdział, może papieroska Jensa, robionego przez Tora i pełnego weny?
Trzymam kciuki za następne rozdziały!
Dziękuję za wsparcie ♥ (I za komcia przy też okazji! :D ♥)
UsuńStrasznie się cieszę, pochwały OC-ków to chyba zawsze największy komplement! Sama tych panów bardzo lubię, więc kto wie, postaram się, żeby byli możliwie jak najczęściej :D
Cokolwiek od Tora przyjmę zawsze! <3 A jeśli jeszcze z weną! xD
Cześć!
OdpowiedzUsuńNadszedł czas na komentarz. Do rozdziału, który znowu zostawił wenie ślad.
Historia Kruszyny staje się coraz bardziej zawiła i niebezpieczna. Moim zgdaniem tutaj może być tylko gorzej, ttlko sama już nie wiem czy dla biednej Marete czy dla samego (ulubionego!) Kristoffa :(
Jednak z przyjemniejszych rzeczy chciałabym zauważyć jak Kristoff (nadal ulubiony!) ładnie przeklina po swojemu! To nadaje dużo klimatu i mam takie uczucie, że on przeklina w wielu fragmentach Krainy Lodu, ale tam nie mają odwagi żeby to pokazać!
I lord Pettersen to chyba trochę taka burczymucha prawda? Kojarzy mi się z arcyksięciem z Kopciuszka! On był strasznie taki wyniosły i tutaj też tak go trochę widzę. Stary i łysiejący "co to nie ja!".
... czy ja dostrzegam Tora w tle? Tor jest jak Kristoff, kocham bardzo Tora postać, tak jak Kristoffa ale inaczej! Ile bym dała, żeby na prawdę był w Krainie Lodu! To jest super postać! Powinni się od ciebie inspirować a nie od jakiegoś Andersena! Ale mówiąc poważnie. Po prostu jest super!
I strzela mu w kolanach... i pokłonił się przed królową! Czuję w tym wszystkim zapach gór i sosen. Trochę jakby człowiek lasu i gór, ten co przekazuje jak strasznie się dzieje na Lodowych Polach wyszedł rozmawiać z królową.
I teraz nadszedł bardzo ważny moment. Chciałabym tutaj zaznaczyć jaka Jens jest super ale to b a r d z o super postacią! Przykro mi, Tora nie przebił, ale widać że to dobry przyjaciel Kristoffa! I cała ta rozmowa o byciu ojcem chrzestnym. Podoba mi się, że twoi bohaterowie są tacy... wymiarowi? Rozwijają ie na przestrzeni opowiadania i nagle kumpel kolegii ma dziecko. Bardzo to lubie!
I... wracamy tu gdzie zaczęliśmy... do Merete. Czy historia jejni Kristoffa może byc smutniejsza i tragiczniejsza? Tak bardzo mi przykro z ich powodu i Kristanna jest dla mjie najważniejszym parringiem we wszechświecie! Ale czuje że im razem było doskonale i chyba coś strasznego się stało...
Czekając na więcej życzę weny i do zobaczenia w następnym rozdziale!
Pozdrawiam!
Nie umiem rozstrzygnąć, dla kogo ta historia skończyła się gorzej, chociaż skłaniam się ku opcji, że jednak dla Merete-Margit :C Tak czy siak w trzeciej części opowiadania nastąpi pewnie pod tym względem mały przestój, ale obiecuję, że później wyjaśnię więcej szczegółów. (Bo trochę się stało :|)
UsuńZ tym przeklinającym Kristoffem tak bardzo się zgadzam! To, że tutaj robi to tak często wynika właśnie z tego, że oglądając film kilka razy byłam pewna, że gdyby to nie był Disney, w kilku scenach kląłby jak szewc xD <333
Zanim to napisałaś, nawet nie pomyślałam o Kopciuszku, ale myślę, że masz rację, to podobny typ postaci! :D
Jestem zakochana w twoim opisie Tora ♥ A to, że mógłby być w filmie to już taki komplement, że <333333
I od razu rzucę spoilerem, że w kolejnym-kolejnym (chyba) rozdziale w perspektywie Elsy będzie go więcej ^^
I Hellandowie to moi ulubieńcy, więc nie dziwię się, że Jens nie wygrał z Torem, ale jego też bardzo lubię, więc cieszę się, że ci się podoba :D
Ogólnie straaaasznie dziękuję za ten komentarz! <333
(Jeśli rozdział zostawił ślad to OMG)