— UBIERZ TY SIĘ LEPIEJ — westchnęła Kruszyna, a Hans odruchowo spuścił wzrok na swoją nagą pierś. Jego umysł przeskakiwał od jednej myśli do drugiej tak szybko, że zakręciło mu się w głowie. — Zarzygałeś całą koszulę — wyjaśniła lakonicznie. Nie musiała; naprawdę nie potrzebował kolejnego powodu do wstydu.
Nie patrzyła na niego, kiedy stawiała na stole kubek.
— Gdybyś mleko też miał ochotę zwrócić, błagam, tym razem przynajmniej p o s t a r a j s i ę zdążyć do wychodka.
Więcej się już do niego nie odezwała, a on nie miał czasu się nad tym zastanawiać.
Szum w głowie jeszcze nie minął; ból ramion był dokładnie taki sam, jak poprzedniego dnia, jeśli nie większy, ale ten świat nie zatrzymywał się z powodu bólu. Nigdy nie zwalniał swojego brutalnego tempa, a woda w garnku na piecu prawie zupełnie odparowała; miał kolejne siedem wiader do przyniesienia i ćwierć mili do przejścia w każdą stronę.
Wiadra czekały już na niego przy drzwiach.
— Do bólu wyniosła — wyrwało się Hansowi na widok twarzy królowej Elsy, ściągniętej i poważnej nawet na pogniecionej stronie dziennika, który Tor zostawił na stole. Odstawił ostatnie wiadra i zauważył wsparte o ścianę koromysło. (Nie mogło znajdować się tam przez cały czas… czy mogło? Nie po raz pierwszy duma nie pozwoliłaby mu czegoś dostrzec.) — Na taką wygląda — poprawił się.
— Wyniosła — powtórzyła Kruszyna. Nie spodziewał się, że potraktuje jego komentarz jak wyciągnięcie ręki. Wyglądała, jakby to rozważała, z delikatnie przekrzywioną głową przyglądając się czemuś po drugiej stronie izby. — No nie wiem, ja tam ją lubię. Mnie zawsze wydawała się odrobinę… smutna.
Hans pomyślał o arendellskim tronie, poczuł nagłą potrzebę podarcia gazety na strzępy, i zacisnął niespodziewanie zbyt puste dłonie w pięści.
Pomyślał, że królowa Elsa nie wie, co to smutek, podobnie jak nie wie, co oznacza wyższa konieczność. W ostatecznym rozrachunku ona dostała otwarte bramy, a on pustą wyspę.
Zanim zdążył odpowiedzieć, kot zerwał się z miejsca i podbiegł do drzwi.
— Wszystko dobrze, pappo? — zapytała Kruszyna, wpuszczając ojca do środka i odbierając od niego kurtkę.
— U mnie? Taa. Ale młody Groven połamał sobie rękę — rzucił Tor, zamykając za sobą drzwi. Pozwolił, żeby kot po nogawce spodni wspiął mu się na ramię. — Biedaczysko.
O królowej ani słowem nie wspomniał.
— Napijesz się herbaty? Prawdziwa cejlońska.
Hans nie miał pojęcia, skąd ludzie tacy jak oni mogliby mieć cejlońską herbatę, skoro ludzie tacy jak o n na Nasturii raczeni byli wyłącznie popłuczynami.
Już miał odmówić, kiedy Tor powiedział pospiesznie:
— Dla mnie nie szykuj.
— Czyżbyś przy niedzieli wychodził z domu, pappo? — zapytała Kruszyna. — Taki wystrojony! To chyba nie do cerkwi? — Hans ze swojego miejsca nie potrafił stwierdzić, czy płaski ciemny okrąg pod pachą Tora to szapoklak czy tylko gra cieni. — Powiedziałabym, że czeka na ciebie… no nie wiem… ciasto cytrynowe Astrid? Takie z dziesięciu żółtek?
— Skąd mam wiedzieć, z ilu — burknął Tor. — To ty tu pieczesz.
Kiedy salwował się ucieczką, Hans przeniósł na dziewczynę pytające spojrzenie.
— Och, no tak, ty nie rozumiesz. Pewnie w domu codziennie takie jadałeś, co?
— Ciastka, śmietana i słonina — zaśmiał się Hans i pokręcił głową. — Nie jestem księciem.
Gdyby powiedział to trzy miesiące wcześniej, byłoby to zbyt oczywistym kłamstwem.
— Normalnie nie używa się aż tylu jajek; w ogóle biszkopty to tutaj rzadkość — wyjaśniła. — A cytryny są drogie jak diabli.
To akurat wiedział; w końcu po tym, jak Marengo złamał nogę – na szczęście, jak twierdził Flynn Rider, który znacząco przetrzebił brytyjskie stadniny – odkupił Sitron od człowieka, który najwyraźniej cenił sobie te owoce tak bardzo, że uznał, że nazwanie klaczy na ich cześć to świetny pomysł.
Kruszyna podpaliła kilka szczapek drewna i wsunęła je do samowara. Płomienie migotały, złocąc jej dłonie i szyję.
— Stryjek Steinar ostatnio nam ją przywiózł — wyjaśniła, sięgając po pudełko z herbatą. — Jest… marynarzem. Można tak powiedzieć.
— Nie wydobywcą lodu?
— Dlaczego, u diabła, miałby być wydobywcą lodu?
— Myślałem, że tutaj to… tradycja. — Hans pomyślał o wszystkich Perssonach i Pålssonach, którzy towarzyszyli mu podczas wyprawy na Lodowy Wierch; jak, kiedy pytał ich o imię, oni mówili mu też przy okazji, jak nazywał się każdy z pradziadków.
— A jak masz, dajmy na to, króla – myślisz, że każdy z jego synów zostaje następcą tronu, czy tylko ten pierwszy, a reszta musi sobie raczej szukać innych zajęć?
— Touché. — Uniósł w jej kierunku pusty kubek. Uśmiechnęła się; jego wargi były lustrzanym odbiciem jej własnych.
— Dziadek był pilotem morskim. Ojciec młodość też spędził na statkach, ale dopiero po zejściu na ląd się „ustatkował” – tak na to mówią, to ich ulubiona gra słów. Ugh, straszne, co? W każdym razie stryjek wciąż pływa.
— To tak jak jeden z moich braci.
— Braci! To ilu ich właściwie masz?
— Siedmiu — odparł Hans. Jakie elastyczne było jego drzewo genealogiczne; tak łatwo było dopasować jego rozmiar do sytuacji. Dla księżniczki Anny było ich aż dwunastu.
— Czekaj, co? Jestem tylko prostą dziewczyną, nie umiem liczyć po duńsku i chyba coś źle zrozumiałam. — Kruszyna nachyliła się w jego stronę i przyłożyła dłoń do ucha. — I l u masz tych braci?
— Siedmiu. — Zaśmiał się, ubawiony tą ironią. — Ale mój ojciec… nie słynie z wierności. — Nigdy wcześniej nie ujął tego w tak prosty sposób. — Więc jest jeszcze Axel. To właśnie on jest marynarzem.
Łatwo byłoby go pominąć, zupełnie jak wszystkich Westenseech, zamienić choćby na Sørena, którego zasługi mógłby umniejszyć, jak zawsze o tym marzył podczas swoich dziecinnych zabaw w Gdybym Był Jedynym Synem i Gdybym Tylko Urodził Się Pierwszy – ale to o Axlu pomyślał na samym początku.
Ten dziwny śmiech umarł w jego gardle niemal tak szybko, jak się narodził. Jak Daisy – przez te kilka lat życia tak chudziutka i chorowita, jakby nigdy na dobre nie zagościła na ziemi.
Kruszyna nuciła w rytm szumu wody.
Tę znał. Melodia fal.
— Ajuści — uśmiechnęła się. — Tak sobie pomyślałam, że powinieneś ją kojarzyć, w końcu pochodzi z Wysp. Stryjek Steinar mi ją śpiewał, kiedy byłam mała. Merete i mężczyzna z morza.
— Agnete — poprawił ją odruchowo Hans.
— Ale to była piosenka dla mnie, a j a jestem Merete. No, prawie, ale inaczej by się nie rymowało i nie mógłby się ze mną droczyć. — Hans zauważył, że kiedy się śmieje, marszczy nos. To było podejrzanie, niebezpiecznie urocze z jej strony. — A ty? Skoro pochodzisz z Wysp, to prawie tak, jakbyś był z morza, co? Może powinnam była cię nazwać Njord, a nie Loki.
Morze, pomyślał. Piasek, niebo, które stapiało się z wodą – krajobraz mglistych pasteli wyglądający, jakby za chwilę miał się rozpłynąć.
I jego przeciwieństwo: otwarte morze. To tam powinien teraz być.
— Może jeszcze trochę pamiętam — powiedziała Kruszyna, nie czekając na odpowiedź, na którą najprawdopodobniej i tak przestała już liczyć, i zaczęła cicho śpiewać:
Merete
stanęła na moście wysokim,
mężczyzna
z morza wyłonił się w dole.
— I… nie, dalej jednak nie pamiętam.
„Posłuchaj,
Merete, piękna jak anioł,
chciałabyś
zostać moją ukochaną?”
Hans nigdy nie przypuszczał, że ktokolwiek poza nauczycielem muzyki zmusi go jeszcze do śpiewu, ale słowa przyszły same, oczywiste i niewymuszone, bo Kruszyna, w przeciwieństwie do księżniczki Anny, niczego od niego nie oczekiwała.
Słowa piosenki wciąż były tylko słowami.
„Słowa, słowa, słowa”*…
Jak
czyste złoto bujne miał włosy,
krew
czerwieniała na jasnym czole.
Obserwując jej reakcję, odnotował w myślach kolejne szczegóły. Kristoffer o jasnych włosach, który miał bliskie powiązania z królową. Nie pamiętał nikogo takiego, ale to nie miało znaczenia, bo nie powinno go obchodzić.
„O,
tak, bez chwili wahania się zgodzę,
tylko
mnie zabierz ze sobą w morze.”
Słuchał własnego głosu, obcego i głębokiego, który zupełnie nie pasował do tej małej chatki; wypełniał ją, rozpierał – nie było w niej dla niego miejsca.
Kruszyna śpiewała czysto i wyraźnie, również po norwesku. Słowa wznosiły się z każdą sylabą, jakby chciały odlecieć. W porównaniu z tym duński Hansa brzmiał bełkotliwie i topornie. Czy słyszała go tak, jak on słyszał wieśniaków na Nasturii?
— I co było dalej? — zapytała. — Pamiętam coś o całowaniu. Picie, pocałunki i przekleństwa – takie fragmenty stryjek lubi najbardziej.
Hans potrząsnął głową.
— Mężczyzna z morza to wodnik.
To nie były pocałunki, a jeśli nawet – to właśnie w ten sposób sam potrafił całować.
Zamknął
jej usta, zatkał jej uszy
i
na dno morza ściągnął jej duszę.
Ogarnęło go dziwne wrażenie, że stara ludowa piosenka dotyka czegoś ważnego w jego życiu.
Ale to przecież było niemożliwe.
Rozejrzał się niespokojnie wokół; Tor jeszcze nie wrócił, bury kot wygrzewał się w plamie słońca na parapecie, i tylko Kruszyna się w niego wpatrywała, ale jej wzrok ważył więcej niż góry widoczne za oknem.
— Tej wersji nie znałam — wykrztusiła.
Hans uśmiechnął się do niej jednym ze swoich najlepszych uśmiechów.
— W końcu piosenka jest z Południowych Wysp — zauważył. Nie mogła kończyć się inaczej.
Kiedy usłyszał pukanie do drzwi, serce podeszło mu do gardła jak pięść. Pomyślał o Maliku, chère maman, na rozpaczliwy list której z ogromną satysfakcją nie odpowiedział, strażnikach z zamku („Jest pan jedyną nadzieją Arendelle”, powtórzył za Bellerose’em kapitan Enger, zbyt dramatycznie nawet jak na gust Hansa) i pozbawionym twarzy mieszkańcu domu, w którym zapaliło się światło, podczas gdy on taplał się w tym, co zostało z twarzy Paaluka.
Żadna z tych opcji nie była dobra, ale Kruszyna wzięła kota na ręce i podeszła do drzwi, jakby za progiem nie mogło czaić się nic groźnego.
Hans pomyślał, że mógłby ją powstrzymać. Ostrzec. Ukryć się.
Ale znów myślał zbyt długo; nic już nie dało się zrobić, kiedy dziewczyna otworzyła drzwi, a wielki kocur czmychnął w rześkie górskie powietrze.
Mężczyzna stojący w progu nie miał na sobie żadnego munduru, co wystarczyło, żeby Hans się odprężył. Cóż, przynajmniej p r a w i e , póki Kruszyna nie odwróciła się i nie posłała mu spojrzenia, które mówiło, że najlepiej zrobi, jeśli będzie uważał.
Hans jej nie ufał.
Uważał.
— Dzień dobry, panie l e n s m a n i e — powiedziała, otwierając drzwi szerzej. To słowo sprawiło, że od stóp do głów ogarnął go żar. Miała rację z przezwiskiem, które mu nadała: teraz pasowało idealnie.
— Przepraszam, że tak was nachodzę w niedzielę, ale akurat byłem w okolicy…
Hans przesunął kubek Kruszyny na portretową twarz królowej Elsy, bo miał wrażenie, że czuje na sobie spojrzenie jej malowanych oczu.
— Niestety nie mam żadnego ciasta, ale może mogę poczęstować pana przynajmniej kawą?
— Nie szkodzi, nie zabawię długo — zapewnił lensman, wchodząc do środka i zajmując przy stole miejsce, na którym zwykle siedział Tor. Był nieproporcjonalnie wysoki i zwalisty, z potężnym brzuchem wyraźnie odznaczającym się pod materiałem koszuli. Hans nogi pod stołem miał tak sztywne, że ledwie mógł je zgiąć, żeby się przesunąć. — A to kto?
Usta nagle zapomniały, jakie znają języki. Mięśnie w twarzy Kruszyny odrobinę drgnęły, a Hans miał wrażenie, że odsunęła na chwilę firanę i, tylko ten jeden raz, był w stanie usłyszeć jej myśli.
Myślała: Sama chciałabym to wiedzieć.
Niepuszczenie kubka i powstrzymanie się od ucieczki, aż nogi się pod nim złamią, a płuca zaczną błagać o powietrze, kosztowało go wszystko.
Nie powinien wciąż tu być.
Ale przecież lensman go nie znał, nie miał powodu, żeby go znać – ale gdyby jednak znał…
— Och, przecież pan lensman wie, jak to ze mną jest — rzuciła lekko Kruszyna. — Wszyscy o tym gadają.
— Nie słucham plotek — wymamrotał mężczyzna, ocierając pot z czoła koronkową chusteczką.
Po tym nie zadawał już wielu pytań, przez co Hans siedział z założonymi rękami, zepchnięty na margines ich rozmowy z zaciśniętymi w wąską linię ustami królowej Elsy jako jedynym towarzyszem – czekając aż odejdzie – ponieważ wszystkim, co miał, były odpowiedzi.
Tłoczyły się na jego języku jedne na drugich, ale żadnymi nie mógł się z nim podzielić, chociaż w tej drewnianej, zbyt ciasnej kuchni wypełnionej szumem samowara miał ochotę wyznać mu wszystko.
Chciał powiedzieć, kim tak naprawdę jest, co zrobił – jak smakują ludzkie wnętrzności i własny upadek – powiedzieć mu wszystkie te rzeczy, których nigdy nie ośmieliłby się wyjawić Hellandom, ale nie zrobił tego. Patrzył tylko, jak jego kubek się opróżnia i myślał o przezwisku, którym nie mógł się przedstawić (czy mógłby?) i nowych imionach, których z jego powodu nie musiał wymyślać.
Lensman odchrząknął. Wydawał się dość przyjemny, choć w najlepszym wypadku był marnym rozmówcą.
— A gdzie Tor? Chciałem z nim porozmawiać.
— Miał zajść do Granly i szczerze mówiąc to nie bardzo wiem, kiedy możemy się go spodziewać. — Kruszyna mrugnęła do Hansa, ale jej spojrzenie pod ciężkimi rzęsami wcale nie było psotne. — Może dolewkę?
— Nie kłopocz się, droga Merete-Margit, naprawdę. — Mężczyzna pokręcił głową. — Przekaż mu w takim razie… tylko tyle, że stara Hjørdis Mathisen skarżyła się, że jego koń znów wszedł jej w szkodę. Może ty mogłabyś się tym zająć? O reszcie sam z nim przy okazji porozmawiam. A skoro już o tym mowa, Jorunn prosiła, żebym zaprosił was na obiad, w przyszłą niedzielę.
Za tydzień.
Hans postanowił, że do tego czasu zdąży zniknąć.
Kiedy za lensmanem zamknęły się drzwi, Hans odetchnął.
Spojrzał na Kruszynę w poszukiwaniu odpowiedzi. Wciąż jeszcze miała otwarte usta, wyglądała na wstrząśniętą, a on nie rozumiał. Dlaczego patrzyła na niego w ten sposób?
— Pójdziesz ze mną do stodoły? — zapytała znacząco. Wtedy zrozumiał. Miał wyjść z nią na zewnątrz, bo nikt nie powinien przypadkiem usłyszeć tego, co chce mu powiedzieć. — Sprawdzimy, co u Mus. Jeśli to naprawdę o niej mówił lensman, to chyba będziesz musiał mi pomóc.
— Powiem to tylko raz i więcej nie powtórzę.
Złapała go za ręce i wciągnęła do znajomego ciepła siana i zapachu konia. Szybkość, z jaką to zrobiła, była przerażająca; Hans uderzył głową o drzwi, które zamknęły się pod ciężarem jego ciała.
Mroczki zaczęły wspinać się po krawędzi jego świadomości. Mrugał intensywnie, żeby je odegnać, aż zmieniły się w cienie rzęs.
— Anders Groven jest zięciem lensmana. — Tym razem wypluła jego nazwisko. — Wspaniałomyślnie ożenił się z jego córką po tym, jak zaszła w ciążę – nie wiadomo, z kim, chociaż Anders lubi udawać, że to on jest ojcem jej dzieci. Inna sprawa, że gdyby nikt nie chciał panny z brzuchem, Dineke nawet by na tę swołocz nie spojrzała.
Hansowi natychmiast przestał kojarzyć się z Nielsem, który, od kiedy pruski następca tronu uprzedził go w staraniach o najstarszą córkę królowej Wiktorii, wahał się pomiędzy księżniczką Alicją a carewną Marią, jakby żadna nie była dość dobra. Był podobny raczej do tego dziwkarza Felixa.
Kruszyna odnalazła jego spojrzenie w półmroku.
— Ja też parę razy go… nie przyjęłam. On najwyraźniej wolał rozpowiedzieć, że daję wszystkim wokół niż przyznać, że jemu nie chciałam, a tu wieści szybko się rozchodzą.
Jedyne światło pochodziło z miejsc, gdzie słońce prześwitywało przez szpary w deskach, ale Hans nie mógłby pomylić nalegania, które zobaczył w jej oczach, z niczym innym.
Miał przyjąć wyjaśnienie, które mu oferowała, i nie prosić o więcej.
— Ale pappa nie wie.
W ciasnej przestrzeni między drzwiami a piersią Kruszyny jego myśli wróciły do czasu, kiedy po raz ostatni znajdował się tak blisko innego ciała. Objął się ramionami, żeby zwiększyć dystans i zwalczyć chłód zbierający się u podstawy kręgosłupa, i pomyślał o odejściu.
Żony i dziwki — przypomniał sobie, żałośnierozpaczliwiebłagalnie.
Bo patrzył na Kruszynę i nie widział w niej materiału na żonę. Ale, co gorsza, nie widział w niej ani śladu dziwki.
* William Shakespeare – Hamlet (przeł. Józef Paszkowski).
To (albo to) to tytułowa piosenka. Tłumaczenie, o ile się nie mylę, jest autorstwa Anny Marciniakówny/Barbary Wójcik i pochodzi z serii Dzieci sztormu. (Nie znalazłam żadnego ładnego męskiego wykonania, ale możemy zakładać, że Hans śpiewa jak jego duńska wersja dubbingowa.)
Lensman to norweski szef okręgu policyjnego pierwszego szczebla. Przeważnie jest jeden na kilka miejscowości/gminę. Może wnosić o rozpoczęcie procesów i egzekwuje wyroki.
Koń Hansa dostał imię po koniu Napoleona, a na potencjalne kandydatki na żonę Nielsa wybrałam księżniczkę Alicję (której starsza siostra Vicky wzięła ślub w 1858 r.) i carewnę Marię Aleksandrownę, z których jedna wyszła za mąż w 1862, a druga w 1874. Więc w 1868 r. teoretycznie mógł się jeszcze obijać, twierdząc, że (po)stara się o córkę cara (jakby to było istotne xD)
Doceniam silnie twoje wierne oddanie do musicalowej części Krainy! Takie rzeczy się szanuje i respektuje! Tak samo jak to, że jest to NAJLEPSZY TUTAJ FRAGMENT! (poza rozmową w stodole oczywiście!).
OdpowiedzUsuńChciałabym jeszcze nawiązać do tragizmu, który przemawia przez tą dwójkę. Hans jest absolytnym wrakiem moralności człowieka,za to Mari takim dobrym człowiekiem z pokruszonym serduszkiem!
Cała relacja Hansa i Mari jest budowana z takim napjęciem, że piwoli staje się dla mnie nie do poddźwignięcia! Co oczywiście nie znaczy, że masz zaprzestać jej pisania. Co to, to nie!
A Tor i Astrid to moje GWIAZDECZKI TEGO ROZDZIAŁU <3
Postuluję o więcej i życzę wenki! 😍😘
Ludowe piosenki to jakieś moje zboczenie, więc doceniam twoje wsparcie w tej materii xD <333
UsuńI OMG, bardzo się cieszę, jeśli ta scena ci się podobała, bo miałam względem niej pewne wątpliwości (chociaż musiała być) ♥
I nie mogę się nie zgodzić z twoją oceną Hansa i MM, chociaż chciałabym :C
I to też jeden z moich ulubionych obecnie wątków, więc na pewno będzie ich więcej!
A Tor i Astrid to już w ogóle osobna kategoria <333 I chociaż nie mają własnych to na pewno będą powracać w innych POV-ach!
Bardzo dziękuję za komentarz! ♥♥♥
Cześć!
OdpowiedzUsuńDlaczego tak jest, że Hans jest bardzo zły! A tak dobrze go piszesz, że sama już nie wiem czy on przed Kruszyną skrywa swoją stronę, czy może gdzies w głębi ma swoje lepsze oblicze. Tak sie zastanawiam, poniewaz dla mnie to okropnie zła osoba, tak do cna, ale Mari jest taka dobra i ciepła i chciałabym, żeby mogła być szczęśliwa!
To tak na początek. A teraz dalej. Musze to powiedzieć - dobrze Hans! Zarzygany Hansie! To za Anne i Else na koniec Krainy Lodu! Dobrze ci tak!
Okey, koniecznie musiałam to powiedzieć.
Ooo bardzo się cieszę, że Anders ma połamaną rękę! Za Kristoffa i wszystkieninne jego grzechy! Dobrze!
I bardzo fajna geneza dla konia Hansa! Podoba mi sie :D Tak samo jak to jaki Tor jest zawstydzony? Może trochę nieśmiały? Ale to chyba miłość skoro tak trudno o takie ciasto a Astrid specjalnie dla niego robi! To jest takie urocze i niemożliwie mi się podoba!
I nrat Tora jest marynarzem? Wow! Ale taki marynarz-marynarz czy bardziej pirat? Niemożliwie mnie to interesuje!
(Przepraszam rodzice mnie gonią do spania, niestety - szkoła, postaram się dokończyć jak najszybciej!)
Dobrze, dokonczenie komentarza zajęło mi dłużej niż myślałam. Ale jak moge komentować kiedy Hans budzi we mnie... współczujące emocje? To opowiadanie mnie chyba kiedyś zniszczy!
UsuńNie jestem pewna co mam myśleć o piosence i Hansie i biednej Merete-Margit. Niestety ale uważam, że idealnie ta scena pasuje do ich obojga. A mówię niestety, dlatego, że ta scena szczerze jest dla mnie bardzo romantyczna. To takie piękne że śpiewają razem, ale takie tez naturalne a nie wymuszone jak w typowym musicalu Disney'a. I czy tylko ja czuję, że Hans chciał ją pocałowac? Może nie, żeby tylko ta podła księcina jej nie porzuciła, bo to już bedzie po prostu koniec. Na prawdę Hans z Hansa w tedy wylezie. A moje współczucie do niego zamieni się w jeszcze większą nienawiść (ale jeśli zostawi Kruszynę to na to zasługuje).
UsuńTaka sielankowa jest ta scena! Dosłowne czuje leniwe światło słońca i zapach słomy i ziemi w powietrzu. To jest przepiękne!
A ta cała sytuacja z panem lensmanem! Jestem tak bardzo zszokowana, że nawet nie wiesz! Kruszyna jest mądra i dobrze się wybroniła z tej sytuacji ale Groven to... to bydle jakieś jest! Nie cierpię tego człowieka jak kwasnych jabłek. Okropne!!! Jak można być tak podłym i takie głupoty rozpowiadać! Jeszcze o corce Tora! Tego T O R A! Jak mu nie wstyd. Parszystwo.
I biedna Kruszyna. Kruszynka teraz już bo jest taka staranowana przez wszystko. Ona jest taka fajna a tak niefajnie o niej mówią przez tego Andersa! :(
I to podsumowanie Hansa! Mówiłam straszny jest! Kobiety dzieli na żony i dziwki. Pasuje to do niego ale to strasznejak sie postrzega kobiety na Południowych Wyspach!
I podoba mi się jak zwykle twoje badanie terenowe w zwiążku z kandydatkami dla Nielsa! Super!
Pozdrawiam ciepło i życze weny!!!
Hans dla mnie też czasami jest zagadką xD Coś w tym, że ma swoją lepszą stronę, którą pokazuje MM na pewno jest. Ale jednocześnie Hans jest synem swojego ojca, przez co siłą rzeczy już na starcie jest trochę spaczony D:
UsuńNiemożliwie się cieszę, że scena z piosenką ci się podobała! Staram się ograniczać muzyczne wstawki, żeby możliwie wiele wnosiły, kiedy się już pojawią :D
(Nie jestem pewna, czy akurat wtedy Hans chciał ją pocałować – na pewno nie świadomie. Ale ta chęć ciągle jest obecna gdzieś w powietrzu >.>)
Ja osobiście uwielbiam MM i życzę jej wszystkiego najlepszego ♥
(Więc czy związku z Hansem? Cóż)
Steinar jeszcze się pojawi, więc wszystko się wtedy wyjaśni, ale ogólnie to człowiek renesansu xD
A pod tym, co napisałaś o Andersie, mogę się podpisać obiema rękami!
W związku z tym nic nie spoileruję, ale myślę, że spodoba ci się powód złamania jego ręki :D
Strasznie dziękuję za tyle miłych słów, aż nie wiem, co powiedzieć, ale ogromnie się cieszę z tego komcia! <3333333
Znowu lamersko spóźniona, ale jestem! I aaa, jaka piękna ilustacja <333 kitku!
OdpowiedzUsuńHans coś się zasiedział u Hellandów, mam wrażenie :D Z jednej strony oczywiście wspaniale, więcej Tora, więcej MM, czego chcieć więcej, ale z drugiej chyba byłoby strategicznie już stamtąd spadać. Jeszcze mu się twarzyczka zdąży zagoić, będzie piękny jak z gazety i co wtedy
(chociaż szczerze mówiąc nie mam pojęcia, co Hans może teraz ze sobą zrobić, ten plan z Paryżem brzmi już mocno abstrakcyjnie :DD a jeszcze znając jego szczęście jakoś by się wtoczył na policję szukającą Mordercy z Wybrzeża)
HEHE, ANDERS, HEHE
Mam nadzieję, że to jakieś wyjątkowo paskudne złamanie
Tor z kitku to miłość nadal <333 i ciekawi mnie wątek z Astrid bardzo :D
Kocham pomysł związania tej rodziny z morzem! Tor-były-marynarz wyprzystojniał jeszcze bardziej
Poza tym jest mi smutno i przykro, bo nadal szipuję MM z Hansem, i tak, wszyscy wiemy, że to się nie uda, i tak, nawet nie mam powodu mieć nadziei, ale wciąż :CCC
(scena z piosenką! ♥)
(Hans, przestań być taką szują, co)
(i scena w stodoleee)
(umieram)
(w ogóle końcówka tego rozdziału jest taka dobra!
Bo patrzył na Kruszynę i nie widział w niej materiału na żonę. Ale, co gorsza, nie widział w niej ani śladu dziwki – ♥♥♥)
Biegnę nadrabiać dalej!
Pozdrawiam ♥
Uwielbiam tego kota! <3
UsuńNie mogę ukrywać, że mi pisanie Hellandów jest bardzo na rękę, ale masz rację, sielanka musi dobiec końca D:
Ale tak bardzo tego nie chcę, bo też ich szipuję i nic-więcej-nie-mogę-powiedzieć, i tak bardzo lubię MM :CCC
Wątek marynarski zostanie o tyle o ile rozwinięty, jak pojawi się Steinar – a na chwilę się pojawi xD Także tym bardziej się cieszę, jeśli ci się podoba ♥
I w ogóle cieszę się, że sceny z piosenką i w stodole nie wyszły jakoś krindżowo, a – mam nadzieję – naturalnie, bo nie chciałabym przegiąć z budowaniem napięcia i ewentualną ckliwością
Jak wrócimy w rozdziałach do Lodowych Pól, to powód złamania Andersowej ręki się wyjaśni. Zobaczymy jak to wyjdzie, ale mnie tam takie rozwiązanie satysfakcjonuje xD
Bardzo dziękuję za komcia! <333