Ariana dla WS | Blogger | X X X
Fagra, grýttur land, heimr Árnadalr
piękna, kamienna ziemia, dom Arendelle.

17.10.21

Rozdział 34. Pieśni lodu i śniegu

_______________

— TOBIAS! Raki!

Podbiegł do niej jasnowłosy, piegowaty chłopiec, dziesięcio-, może dwunastoletni, który wcześniej stał kilka stóp dalej, w towarzystwie Bjorgmana, dwóch innych mężczyzn – wydobywcy lodu i kogoś jeszcze – i dziewczynki w podobnym wieku.

Elsa próbowała sobie przypomnieć, czy Anna wspominała kiedyś coś na temat rodziny Bjorgmana.

Mógł mieć… braci? Siostrę? Może kuzynostwo? Dzieci nie miał; zawsze o wszystkim świetnie poinformowany Peterssen dopilnowałby, żeby się o tym dowiedziała, gdyby tak było.

— Jak ci na imię? — zagadnęła łagodnie – bo nie była pewna, czy dobrze usłyszała, i co innego mogłaby powiedzieć. Przyglądający się jej chłopiec zrobił się niemal fioletowy od wstrzymywania oddechu, a Elsa zastanawiała się, czy to możliwe, żeby był teraz bardziej siny od niej, i kto na kim zrobił większe wrażenie. Pomyślała, że przecież mieszkańcy Północy byli dla nich, ludzi z dworu, w pewnym sensie jak dziwaczne mityczne stworzenia: cisi, twardzi, interesujący.

— T o b i a s.

Kiedy ukucnął, żeby pomóc jej przymocować do butów parę raków, zmrużył oczy i oznajmił z naganą, już bez śladu wcześniejszej nieśmiałości:

— A p a n i t o m a z ł e b u t y z a m o k n ą.

Chociaż mówił po norwesku, sposób, w jaki wypowiadał słowa, był zupełnie pozbawiony melodii, a przerwy między poszczególnymi wyrazami były długości przerw między sylabami.

— T a m t e n p a n c o t u z p a n i ą p r z y j e c h a ł t e ż n i e l e p s z y. Z n a c z y n i e K r i s t o f f e r t y l k o t e n d r u g i. K r i s t o f f e r t o s i ę z n a n a r z e c z y. B o b u t y t o t r z e b a s m a r o w a ć d z i e g c i e m a w o g ó l e t o n a j l e p i e j o d r a z u z a ł o ż y ć k o m m a g a r *. N i e m a p a n i k u r c z ę ż a d n y c h c z y c o.

Zdecydowanie było w nim coś z Bjorgmana.

Podniosła wzrok na starego lorda akurat w chwili, w której Tobias ukucnął przed nim, sięgając po drugą parę raków.

— Chwileczkę, ach — zaczął Peterssen, wyciągając przed siebie ręce, jakby chciał go powstrzymać. — Ile pan mówił, że mamy tam tommer? — zawołał do Bjorgmana.

Wydobywcy lodu stojący najbliżej parsknęli śmiechem.

Bjorgman odkrzyknął coś, czego Elsa nie dosłyszała, unosząc dłoń ze zgiętym kciukiem; Peterssen przebąknął coś o „strefie niebezpieczeństwa”.

— To jeszcze nie tak źle, wie pan. Na czterech wciąż da się ustać. Nawet ryby by się łowić dało — odezwał się mężczyzna z akcentem niemal tak ciężkim jak broda, która ciągnęła jego podbródek w stronę piersi i ukrywała kpiący uśmiech szemrzący w słowach. — Ale jedna osoba jest lżejsza niż dwie, nie? To może pan puści królową samą? Jest już chyba duża, nie?

— Cóż, owszem, ale — zająknął się Peterssen — to byłoby nieroztropne, zostawiać Waszą Królewską Mość samą w tak niebezpiecznym otoczeniu, prawda?

Elsa doskonale zrozumiała, co robi. Był o wiele bardziej wygodny niż tchórzliwy.

„Pozwól, że będę szczery, Wasza Królewska Mość”, powiedział jej, kiedy odważyła się otworzyć drzwi po tym, jak znów je zatrzasnęła. „Ludzie skłonni są sądzić, że ten, kto się ukrywa, ma też coś do ukrycia. Ty ukrywałaś się całe życie, ukrywając swoje moce – które niemal doprowadziły kraj do ruiny, kiedy wreszcie wyszły na jaw”.

Elsa mogła się na to wyłącznie skrzywić. Wiedziała, że ma rację. Jeśli znów zacznie się ukrywać, da pożywkę plotkom – historiom o wiedźmiej królowej, która czai się w swoim zamku, wyprawiając Bóg-wie-jak-bezbożne rzeczy ze swoją magią – a ci, którzy je rozsiewają i ci, którzy w nie wierzą, zwrócą się przeciwko niej.

— Nie możemy do tego dopuścić, Wasza Królewska Mość — szepnął teraz Peterssen. Nie mogli, przecież wiedziała. Bramy zostały otwarte, moc obnażona, a rękawiczki rozdane. Sama pouczała o tym Annę. Słowa powinny zostać dotrzymane. Peterssen wpatrywał się w nią, aż przestała się wiercić i spojrzała mu w oczy. Wtedy dodał głośniej: — Czy jeden z pańskich ludzi nie powinien towarzyszyć królowej?

Bjorgman spojrzał na Elsę z miną „Och, a więc to teraz  m o i  ludzie”, jakby liczył na to, że powie, że poradzi sobie z zamrożeniem jeziora bez pomocy mężczyzny, ale to nie byłaby prawda. W jej życiu zawsze byli mężczyźni, którzy wiedzieli lepiej od niej, jak powinna z nim postępować.

Milczała, unosząc brwi, aż przeniósł wzrok na resztę.

— Kąpałeś się już może w tym tygodniu, Jens?

— Nawet na mnie nie patrz, ja przecież jestem na to za gruby — zaśmiał się stojący obok niego wydobywca lodu, którego gabaryty zdecydowanie nie mogły stanowić problemu w branży.

Przypomniała sobie, jakimi opowieściami o wydobywcach lodu żyją jej damy dworu. Ci mężczyźni są wielcy i silni, pełni „wigoru, tak to nazywały, ubierają się wyłącznie w futra i skóry i mają setki dzieci. Prawdziwi Jötunowie, kwitowała cierpko Elsa. Wtedy tylko ironizowała. Teraz pomyślała, że w tym naprawdę coś jest, że wszyscy wydają jej się zrobieni ze skał i lodu.

ona? Ona była tylko lodem i szkłem. Co mogła im zaoferować? Pokaz magicznych sztuczek?

Potrząsnęła głową.

Mogłaby poprosić Tobiasa, żeby jej towarzyszył. Miała wrażenie, że on jeden z uśmiechem na twarzy podążyłby za nią nawet w otchłanie piekieł, gdyby tylko wyraziła takie życzenie. Do tego był kościsty zupełnie jak ona sama, a to stanowiło idealne połączenie z cienkim lodem. Ale Tobias był tylko chłopcem.

Tor Geirsson z westchnieniem schylił się, żeby sięgnąć po drugą parę raków.

— Cóż, w przeciwieństwie do was, chłopcy, ja ufam, że królowa pozwoli mi zachować suchą dupę.

To nie było fair.

Elsa niczego nikomu nie mogła zagwarantować.

Powoli ruszyła za Torem Geirssonem, ogorzałymi przedramionami kołyszącymi się rytmicznie po jego bokach, z ciemną wstęgą tatuażu na lewym rozmazującą jej się przed oczami. Zawiłe rosyjskie litery – takie, jakie sama zawsze chciała stawiać – odbite w blaknącym tuszu zlewającym się kolorem z żyłami.

Musiała skupić się na czymś innym.

Stopa za stopą, w myślach odliczała wszystkie pary butów, które po drodze mijali – sto sześćdziesiąt kommagar osiemdziesięciu wydobywców lodu; w wyprawie księcia Hansa brało udział kilkunastu z nich – bez nazwisk, bez twarzy – to prawie 20%  i…

Nie, tego nie musiała wiedzieć.

Siedemdziesiąt dziewięć par butów w nierównych rzędach po obu stronach jeziora – i osiemdziesiąta ósma tuż obok. Jej trzewiki z wysoką cholewką i rzędami guziczków, pod którymi wykwitały niebieskie kwiaty.

Bez słów, bez snów.

Elsa lepiła w dłoniach wyimaginowaną kulę. Czuła w ustach smak krwi.

Wiatr był jak melodia, jak śpiewające głosy. Przykrywał ramiona i głowy zebranych na Lodowych Polach ludzi garściami firnu, jakby chciał chronić ich przed wszystkim tym, co czyha wewnątrz niej.

Ah-ah-ah…

— Nie wiedziałem, że musi być pani  n a  jeziorze, żeby zrobić te swoje czary-mary — zagadnął Tor Geirsson.

— Właściwie to nie muszę. — Właściwie to nie miała pojęcia, co robi.

Przez całą drogę eksperymentowała ze swoją klątwą, wyobrażając sobie, że na przemian przywołuje ją i zatrzymuje.

Nic się nie stało, a ona uświadomiła sobie, że coś się zmieniło. Zawsze (a przynajmniej odkąd pamiętała) nie była w stanie jej kontrolować, kiedy się denerwowała. Ale była w stanie wyczarować mróz i sprawić, żeby zniknął, wybrać pomiędzy śniegiem a lodem, kiedy bawiła się z Anną.

Teraz – łomotanie serca, płytki oddech –  n i c  s i ę  n i e  d z i a ł o .

Pomyślała o Olafie – czystym, cudownym, w którym nie było ani śladu strachu, jaki wzbudzały jej inne dzieła – o roześmianej buzi siostry, dla której budziło się niebo.

Nawet śnieżynki.

Ah-ah-ah-ah…

 Nie jesteś moim pappą! — wrzasnęła jakaś dziewczynka.

Elsa odwróciła głowę w kierunku, z którego dobiegł jej głos. To ta, z którą wcześniej rozmawiał Bjorgman.

Dziewczynka wierzgnęła, on ją puścił i zrobił chwiejny krok do tyłu, jakby go uderzyła, a między palcami Elsy wyrosły niebieskawo-białe pnącza światła i szronu. Były cienkie jak pajęczyna, przypominały misterną robótkę, ale ona nigdy nie miała cierpliwości do tego typu zajęć; szarpnęła zbyt mocno i cienka i niestabilna skorupka pękła.

W swojej głowie już dawno zaczęła krzyczeć.

Ah-ah-ah-ah!

Melodia pieśni była coraz donośniejsza, silniejsza – jakby tkwiła w niej całą dzikość gór, lasów i lodowców pokrywających królestwo.

Nie, nie, Elsa musiała odwrócić się plecami do miejsca, z którego przyszli, tłumu zebranego za Peterssenem i załogą wydobywców lodu na brzegu – tylko że nawet, kiedy już to zrobiła, i tak czuła ich wyczekujące spojrzenia; mogła wyobrazić sobie rodziców z trudem powstrzymujących swoje podekscytowane dzieci przed wbiegnięciem na trzeszczącą złowieszczo pod ich stopami półprzezroczystą powierzchnię lodu.

Musiała się  s k u p i ć ,  weź się w garść, okiełznaj to, nie-czujesz-nic-a-nic, nicnieczujesz, nieczujnic

Wtedy się poślizgnęła.

Nigdy się nie ślizgała. N i g d y ,  z wyjątkiem…

Nigdy – ale znów to zrobiła.

AH-AH-AH!

A wtedy znów wszystko stało się zbyt szybko. Lód wybuchł, jezioro stanęło w błękitnych płomieniach, nagły przepływ energii wspiął się po jej butach – i nawet stojący obok Tor Geirsson zadrżał.

Miała wrażenie, że z jej dłoni wraz z klątwą wyrywają się wszystkie żyły i ścięgna. Ostatni podmuch uderzył ją w pierś tak mocno, że zaparło jej dech; nie mogła nawet krzyknąć. Ale coś krzyknęło za nią.

AH!

AH!

AH!

AH!

AH!

Wszystko trwało zaledwie sekundę.

Zdawało się wiecznością.

Tor Geirsson złapał ją za łokieć – nieznośne ciepło jego dłoni sączyło się przez materiał sukni – ale Elsa wciąż miała wrażenie, że coraz głębiej osuwa się w jego uścisku.

Nie mogła zmusić się, żeby spojrzeć na innych wydobywców.

Wszędzie były już tylko mróz, lód i śnieg, dla których nie potrafiła znaleźć odpowiednich nazw, a które każdy z nich wymieniłby z tą samą łatwością, z jaką oddychał. Rzęsy się jej skleiły, a pole widzenia zasnuły róże ze szronu.

Nawet rękawy jej sukienki nie były już fioletowe, tylko cyjanowe.

 Za… za szybko się wyprostowałam — wymamrotała. — Za-zakręciło mi się w głowie, to… to wszystko.

Wybuchł gromki aplauz, po którym wydobywcy lodu pospieszyli w jej kierunku ze świdrami i miarami. Ale Elsa do nich nie dołączyła. Przez chwilę tylko przyglądała się wszystkiemu ze swojego miejsca pośrodku grubej tafli.

Czy to było jezioro Mjøsa? Nie wiedziała. W głowie mogłaby wyrecytować nazwy wszystkich większych zbiorników wodnych w Arendelle w porządku alfabetycznym – do niedawna znała nawet powierzchnię i głębokość każdego z nich – ale żadnego by nie rozpoznała poza kartami podręcznika.

Bo to było prawdziwe życie, a ona nie była na nie gotowa i nawet nie wiedziała, kto właściwie ponosi za to winę.

Poczuła nagły, niekontrolowany przypływ paniki. Skrzyżowała ramiona na piersi, ukrywając dłonie, i przyjrzała się temu, co zrobiły. Twarze wokół niej były zarumienione i uśmiechnięte; kilku wciąż nie-więcej-niż-chłopców śmiało się tak, że zastanawiała się, jakim cudem mogą oddychać.

Strach wzbierał w miarę, jak rosły podniecone głosy; pod nią znów rozlewał się lód, pędził po powierzchni jeziora, zgrzytał pod nią, wspinał się na brzegi. Zaczął padać śnieg.

Blady wąż prześlizgnął się po końcówce jej warkocza, a ona zobaczyła w nim lustrzane odbicie krwi, która ciekła jej po twarzy – biel na czerwieni, czerwień na bieli.

Przyłożyła palce do ucha i poczuła wilgotne ciepło. Przynajmniej jej krew nie była zamrożona, w przeciwieństwie do serca, które ją pompowało. Poza tym musiała poprawić włosy. Tak – poprawiała włosy. Właśnie to robiła, nawet kiedy wycierała grzbiet dłoni w żakiet.

Tor Geirsson mówił coś do niej z tym swoim góralskim zaśpiewem, akcentując pierwszą sylabę w każdym słowie. Jednocześnie szorstki i ciepły ton głosu, spokój, skupienie na temacie. Ten człowiek budził jej zaufanie – i coś jeszcze, ale to była kolejna rzecz, której nie potrafiła nazwać.

 Pan też to słyszał. — Tym razem to nie było pytanie; nie miało być.

Nie wydawał się ani trochę zdziwiony – może tylko tym, że znów zwróciła się do niego per „pan.

 Ano pewno — przytaknął, próbując zajrzeć jej w twarz, ale Elsa zbyła jego troskę machnięciem wolnej dłoni. Drugą wciąż wspierała się o jego biceps. — To lód śpiewa.

_______________

* Kommagar – samskie buty z garbowanej skóry, używane głównie latem.


Nie regulujcie odbiorników, ta czcionka w pewnym momencie to tak specjalnie.

Jeśli mogę tak to ująć, Tobias ma typowo fiński sposób mówienia xD

A Tor nie kłamie, lód naprawdę śpiewa!

5 komentarzy

  1. Cześć!

    Nie zregulowałam odbiornika! Ależ ten głos krzyczy na Elsę, kurczę czy jej nie boli głowa? >.>

    Ale ciężko się czyta to co mówi Tobias. Ha ha ha, fajnie że mówi po norwesku ale co mu sie stało, że bez żadnych przecinków. Przepraszam, to nie na miejscu żart, ale mówi jakby go ktoś w głowę równo walnął xD Wydaje sie z niego straszny słodziak! Jakim trzeba być uroczo zakręconym, żeby najpierw zsinieć, a potem powiedzieć królowej ze ma złe buty. Ha ha ha!

    Ja mam wrazenie, że Pettersen, pan najważniejszy na tym zamarzniętym jeziorze to się STRASZNIE boi, tchórz co trzęsie pantalonami, ale równocześnie cwaniak i nie pokarze że się boi. Hah! Krętacz trochę chyba!

    A wydobywcy są iskierką w moim serduszku!!! Jak dobrze sobie na nich znowu popatrzeć, są super!

    I JEST TOR!

    Ach, najlepszy z najlepszych wkroczył do akcji! Nie zostawi Elsy samej na lodzie! Co to to nie, nie z Torem takie numery! Ale super go tutaj widzieć!

    I ojej, jak mi szkoda Elsy! Mam na myśli caly ten opis jej emocji, tega jak dynamicznie potoczyła sie akcja i jak wiee Esa zdążyła poczuc w tychułamkach sekund. Czuję, jakby nie umiała nazwac swoich emocji, jakby nie rozumiała do końca co czuje. Taka plątanina myśli i uczuc. Szkoda mi jej, bo to musi byc straszne nie rozumieć takich rzeczy.

    I kto tam krzyczy na Kristoffa? Co się stało? Jestem ciakawa!

    I Elsa złapała Tora za ramie!!! Ale jej zazdroszcze ♡

    Ale mocą chyba sypnęła mocniej niż planowała! Wszyscy z takim pędem do niej pobiegli! Jak ludzie na promocje w lidlu!

    A biedna Elsa nawet nie wie jakie to jezioro, pomimo tego że jej uczona dusza zna je wszystkie ale nie umie ich porównać :( Czy można Else przytulić?

    I ta końcówka, że to lód śpiewa! I Tor też to słyszy tak? Wow! Chxiałabym wiedziec więcej! To znaczy że ten lód co śpiewa to Ah Ah! DUŻE WOW! Jestem bardzo podekscytowana!

    Zdecydowanie czekam na więcej i pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I czy ja nie dokończyłam ostatniego komentarza? O kurczę, będę musiała to zmienić!

      Usuń
    2. Tobias jest norwesko-fińskiego pochodzenia (znaczy no, arendellsko-jakiśtamodpowiednikFinlandii-ego xD) i dlatego tak dziwnie brzmi dla Elsy. Kiedy - jeśli - pojawi się w perspektywie Kristoffa, będzie raczej brzmiał już normalnie xD
      (A propos perspektywy Kristoffa, o tym, kto tak na niego krzyczał też w niej będzie)

      Co do Peterssena to się nie mylisz! :D

      Wydobywcy z Torem na czele to też moi ulubieńcy, i totalnie się z tobą zgadzam, że Elsa miała mnóstwo szczęścia - kto by sobie nie chciał zmacać bicepsów takiego Tora? (◔◡◔)
      (Mimo wszystko jak najbardziej można ją przytulić!)

      I bardzo się cieszę, jak podobały ci się opisy ♥ Perspektywa Elsy jest dość trudna, bo ona przeżywa mnóstwo emocji, ale niewiele z nich potrafi nazwać, stąd taki chaos. Też mi jej zawsze szkoda :C

      O śpiewaniu lodu już niedługo będzie więcej :D

      I bardzo, baaardzo dziękuję za komcia! <333
      (A tamtym się nie przejmuj, specjalnie jeszcze na niego nie odpowiadałam, gdybyś chciała nadrobić :D)

      Usuń
  2. dzień dobry, tu leci srogie nadrabianko

    Jestem skrzywiona, jak przeczytałam „Tobias, raki!” to przez chwilę myślałam, że Tobias ma polać anyżówki XD
    Szanuję za pomysł na zapisanie dialektu!

    W sumie szkoda, że Pedi nie polazł na jezioro z nimi, może zrobiłby przysługę ludzkości i się przypadkiem utopił

    Kocham Tora, więcej Tora, dej więcej Tora
    I jeszcze tatuaż, aaa
    I W OGÓLE TOR DBJDSKJSDB

    Jestem zaskoczona, że Elsie się udało z tym lodem. Do końca myślałam, że nic z tego :D
    (bardzo ładny opis magii swoją drogą ♥ zwłaszcza lód wybuchł, jezioro stanęło w błękitnych płomieniach i z jej dłoni wraz z klątwą wyrywają się wszystkie żyły i ścięgna, jak Ty to robisz, że wszystko wychodzi Ci takie obrazowe)

    Końcówka też bardzo dobra <3 od razu czytałabym dalej (i he, mam co, tyle wygrać)

    pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyznam, że nie spodziewałam się tego komcia bardziej niż Hiszpańskiej Inkwizycji xD
      Miałam teraz mały przestój z dodawaniem kolejnych rozdziałów, więc zobaczymy, kto pierwszy będzie na bieżąco (ponieważ teraz też czytam „raki” jako alkohol, to może być nagrodą dla zwycięzcy xD)

      Bardzo się cieszę, jeżeli nie tylko Tor ci się w tym rozdziale podobał (chociaż wiadomo, że to on był najlepszym elementem <3), ale – SPOILER ALERT – nie nastawiałabym się jednak na to, że Elsie się tak w pełni udało

      Planowałam dodać jakąś uszczypliwą uwagę a propos Pediego, ale akapit wyżej mnie rozproszył, więc powiem tylko, że w sumie mogę się z tobą zgodzić D:

      Ogólnie bardzo dziękuję za komplement i za komcia takoż ♥

      Usuń