Ariana dla WS | Blogger | X X X
Fagra, grýttur land, heimr Árnadalr
piękna, kamienna ziemia, dom Arendelle.

9.1.22

Rozdział 40. W dymie i mgle

_______________

— NO PROSZĘ!

Do środka stajni wdarło się światło: jasne, oślepiające i jednocześnie dające osobliwe poczucie bezpieczeństwa. Elsa drgnęła i spojrzała prosto w oczy gospodyni, wdzięczna za jej obecność, bo miała wrażenie, że zanurza się we wspomnieniach, a niektórymi z nich nie powinna się z nikim dzielić.

Kamienie szeptały, a czasami nawet ożywały – wtedy do niej mówiły. Ale lód?

Lód śpiewa.

Nie było żadnej pieśni; jedyny poza ludzką wrzawą dźwięk, który do niej docierał podczas pobytu na Lodowych Polach, stanowiła melodia bez rytmu i rymów, uporczywy szum migreny za oczami.

Lód nie potrafił śpiewać. Mógł tylko rzucać klątwy, które płynęły później żyłami jak rtęć.

Miała ochotę zapytać o to Bjorgmana. Miała też ochotę zapytać go o mapę Arendelle, którą zabrała ze sobą, przesunąć palcem od Gór Północnych aż do Dovre – długość połowy kraju. Tylko nie wiedziała, jak to sformułować. Czy tu widoki byłyby takie same? Widziałabym coś innego czy to samo? Gdybym zamiast Lodowego Wierchu wybrała Kruszynę?

Te myśli spływały do jej ust i krzepły na wargach.

Nie bądź głupia — skarciła się.

O c z y w i ś c i e ,  że widoki byłyby inne, lepsze, bo znalazłaby się w wyższych górach, z których z zupełniej innej perspektywy oglądałaby Arendelle. Gdyby w ogóle zdołała dostrzec stamtąd stolicę, dystans zmieniłby światła wież zamku w pochodnie.

Co właściwie chciała od niego usłyszeć? Biedna, mała, bogata dziewczynka. Jego litość byłaby jeszcze gorsza od drwin.

I tak już żałowała, że się nie odważyła. Że nie uciekła dalej.

— To ja tu lotom od pokoju do pokoju, coby na śniadanie sprosić, a pan z królową to się w słomie jak jakie wiejskie chłopaczyska tarzają!

Elsa z ulgą na powrót wtopiła się w porządek, do którego poczuła się przywołana przez tę surową, ciepłą kobietę.

Wiejskie chłopaczyska. Do Bjorgmana, nie-dżentelmena, właściwie jej to pasowało. Ale ona? Była królową. Gdyby jej to odebrano  kim by się stała? Tylko Elsą? Nie do pomyślenia.

Natychmiast się podniosła. Powiedziała sobie, że cały świat znów ucieknie jej spod stóp, a obowiązki zasypią ją jak lawina, jeśli dalej będzie tak siedzieć.

Dość przygód; musiała wracać do domu.

— To nie… — zaprzeczył Bjorgman.

— Ano pewno, że nie! — Spojrzenie kobiety złagodniało. — Toć przeca wszyscy wiedzą, że pana to nasza księżniczka zbałamuciła.

Odburknął coś w odpowiedzi i schylił się po nóż, który nagle wymknął mu się z dłoni. Elsa odruchowo zerknęła na delikatniejszą skórę we wnętrzu swojego łokcia. Chociaż gwiazdozbiory śladów po ukłuciach szybko bladły, ślad innego noża o inicjałach E. B. wciąż był jak różowa wstążka na jej skórze.

— O, ino żem wspomniała, a już się panu gęba cieszy.

Elsa pospiesznie obciągnęła podwinięty rękaw i zerknęła na Bjorgmana. Też to zauważyła: jak na dźwięk imienia jej siostry twarz wyraźnie mu łagodnieje, jakby ktoś przesunął dłonią po obrusie i wygładził wszystkie zmarszczki.

Minęła go, wzięła głęboki oddech i przekroczyła próg. Wyszła na dziedziniec i spojrzała na majaczące w oddali szczyty gór – w tej chwili bardziej przeczucie niż rzeczywisty widok.

Kiedy szła, kryształki szronu trzaskały pod jej pantoflami.

Wciąż nie było za późno. Wciąż mogłaby uciec, ukryć się wśród nich. Ale do linii drzew, gdzie parobek chodził zbierać mech i paszę dla zwierząt, wydawało się stąd jeszcze dalej niż do samych gór – widda zajmowała całą wolną przestrzeń. Ponad nią niekończące się pasma i łańcuchy biegły we wszystkich kierunkach. Wszystko było tak wielkie i ciche, że nikt by jej nie znalazł. Zostałaby wymazana.

Elsa pokręciła głową. Ból był niczym zamarznięta kula w jej ustach. Przecież to szaleństwo.

Co miałaby sama robić w takiej dziczy?

— Tak mi się wydawało. — W drzwiach stała jedna ze smarkatych i zerkała na niego spod rzęs. — Już się bałam, że to jakieś nisser, ale to tylko pan baron.

Kristoff parsknął i szybko złapał papierosa, który wypadł mu przy tym z ust.

— Rozczarowana?

Zachichotała.

— Nie! Ja tam zdecydowanie wolę towarzystwo pana barona.

Kristoff westchnął i gestem wskazał na drzwi; chciał, żeby je zamknęła, bo ze środka wciąż napływały hymny pochwalne na cześć królowej mister Bairda, ale dziewczyna postąpiła krok do przodu i dopiero wtedy pociągnęła za klamkę.

Spojrzał na nią zaskoczony. Nie to miał na myśli. Nie chciał, żeby z nim została. Nie miała nic do roboty na ganku, a już na pewno nie razem z nim.

— Skończyły ci się obowiązki? — zapytał ostro. Która to w ogóle była? Podkuchenna? Pokojówka, służąca?

— Już ich dopilnowałam.

Rozejrzała się dookoła i usiadła na wspartej o bieloną ścianę ławce, mamrocząc coś o tym, że to najwygodniejsze miejsce. Kristoff rzucił jej krótkie spojrzenie i się wzdrygnął; pod rozpiętym guzikiem bluzki zobaczył nagą skórę. Odwrócił się do niej bokiem i otulił zapałkę dłonią. Draska wydała nieprzyjemny dźwięk.

— Wie pan co. — Gówniara przerzuciła warkocze z pleców na piersi i zaczęła skubać końcówkę jednego z nich. Ton jej głosu był wyzywający. — Mówią, że człowiek dziwaczeje, jak tak mieszka sam w górach.

Kristoff z niedowierzaniem potrząsnął głową. Naprzeciwko niego siedziała dziewczyna niewiele starsza od jego siostry i próbowała z nim flirtować, kusząc płaską jak widda klatką piersiową.

Nie robiła na nim wrażenia.

Żeby zrobić na nim wrażenie, oprócz niewyparzonej gęby musiałaby mieć jeszcze piegi jak okruchy brązowego cukru, które same wyznaczały ścieżki dla ust, i oczy, w których było odrobinę zbyt dużo zieleni, żeby nazwać je po prostu błękitnymi, i przestań wreszcie o niej myśleć.

Kristoff oparł głowę o jeden ze słupów podtrzymujących dach. Pachniał smołą. Pachniał drewnem.

— Zapnij tę bluzkę i wypierdalaj — warknął.

Na twarzy smarkuli – dziecięcej buzi, mimo ogólnej chudości wciąż okrągłej – odmalowało się rozczarowanie.

Była  d z i e w c z y n ą  w zupełnie innym tego słowa znaczeniu niż Anna. Pewnie zostanie jedną z takich, jakie znał z zabaw na świętego Jana – bo, jeśli była w wieku swojej koleżanki, nie miała jeszcze nawet piętnastu lat.

— Nic nikomu nie powiem, jeśli tego się pan boi.

Nie miała ojca? Braci?

Nie umiał sobie wyobrazić, jaka bieda musiałaby popchnąć Ninni, wielkooką i dumną, do takiego zachowania. Pomyślał o tym, co zrobiłby, gdyby jakiś dureń pozwolił sobie na coś, na co najwyraźniej dziewczyna liczyła. Co by zrobił, gdyby dowiedział się, że jego siostra tak się prowadza.

— Wynoś się — powtórzył Kristoff. — A wtedy  j a  nikomu nie powiem, co wyprawiasz.

Elsie podobał się zapach tytoniu – był jak woń innego, przeszłego życia, dawno temu. Ale kiedy mister Baird z Peterssenem przeszli do bawialni na cygaro, zobaczyła na opakowaniu swój profil, z którym artysta obszedł się zdecydowanie zbyt łagodnie, i  m u s i a ł a  wyjść.

Bjorgman stał na werandzie z papierosem między zębami i wydawał jej się wyzywająco żywy. Jego oddech wisiał mgłą w chłodnym powietrzu.

Elsa zajęła miejsce na ławce pod oknem, modląc się w duchu, żeby przypadkiem nie przyszło mu do głowy usiąść obok, i obrzuciła spojrzeniem tę odludną przestrzeń, samotną i nieprzyjazną, na którą go z Anną skazały.

— Nie ma jak uciec, co?

Zabrzmiało, jakby coś o tym wiedział.

Zabrzmiało, jakby dzielili jakiś sekret.

Siostry, rodzice, obowiązki ponad miarę – w dokładnie tym samym rozmiarze, co duma.

Przyciągająca siła gór w samotności. Ich ciężar.

Ten krajobraz coś poruszał. Budził coś, co wcześniej w Elsie drzemało. Tęsknotę.

Ah-ah-ah-ah 

— Niby dokąd? — rzuciła. Głos prawie jej przy tym nie zadrżał.

— Choćby i do Weseltonu — mruknął, a Elsa odruchowo spojrzała w kierunku północy. Gdyby przekroczyła trójstyk gdzieś w Dovre, mogłaby dotrzeć zarówno do zachodnich rubieży Weseltonu, jak i do terytorium Nordhuldry, ale o nim nie wspomniał. Iść i iść, aż znajdzie to, czego szuka – albo, w tym drugim przypadku, aż ląd kiedyś wsiąknie w wodę i odetnie jej dalszą drogę. — Tylko że tam też mają zimę.

Październikowy wiatr mamrotał wokół nich i wyśpiewywał stare i nowe sekrety. Niósł ze sobą zapach mrozu, który owiewał ją jak obietnica.

Ah-ah-ah 

Przypomniała sobie, jak na powierzchni jeziora dryfowały ogromne kawały kry. Wewnątrz i u podstawy pulsowały czystym błękitem, a Elsa bezskutecznie próbowała odczytać z nich nuty i wyjaśnienia. A gdyby tak podeszła bliżej…?

Ale przecież zdawała sobie sprawę, że kiedy tym razem rzuci się z krawędzi, na dole nie będzie nikogo, kto ją złapie.

Przez materiał spódnicy dotknęła papierosa, którego wsunęła do kieszeni. Zacisnęła wokół niego palce i zapytała:

— Co ma pan na myśli?

— Cóż — odparł Bjorgman z ociąganiem. Wzruszył ramionami. Nawet to robił w jakiś specyficzny sposób; jego barki unosiły się bardziej do przodu niż do góry. — Jeśli już uciekać, to lepiej, kiedy grzeje słońce.

Czeluść wewnątrz niej rosła.

Przedmioty zaczęły tracić kontur, kolory się rozmywały, ale Elsa nie mogła się rozpłakać; czuła się, jakby nie miała już więcej łez.

— Cóż, chyba nie jestem tutaj potrzebny — zauważył Peterssen z uśmiechem przykrytym szpakowatą plamą wąsów. Stał na tle wypaczonego prostokąta drzwi, grzechocząc łańcuszkiem od zegarka.

— To pan to powiedział — zauważył Bjorgman i zdusił niedopałek czubkiem buta.

Kristoff zerknął w stronę pasa wysokich drzew. Miał wrażenie, że się z niego śmieją. Pan baron — drwiły, kołysząc się na chłodnym porannym wietrze. Lord. Nadworny Dostawca Lodu.

Ale nie było innego wyjścia. Tak jak powiedział królowej – nie miał dokąd uciec.

Mógł co najwyżej znaleźć sobie wystarczająco dużo zajęć, akurat tyle, żeby czas do wyjazdu – aż Peterssen rozmówi się z królową i może da mu kolejną reprymendę, a mister Baird skończy lizać wszystkim dupy – przestał mu się dłużyć i żeby nie pozwolić sobie na rozmyślania.

— Pan sobie pewnie myśli, że jest kimś, a przecież pochodzi z jeszcze gorszej rodziny niż ja. Matka wariatka, ojciec pijak…

— Poza tym wcale nie jest aż taki przystojny.

— No, słyszałam, że ma nordhuldriańskie pochodzenie. Zresztą, chyba widać.

Szerzej popchnął uchylone drzwi. W kuchni natychmiast zapadła głucha cisza. Panowała jeszcze przez chwilę, niczym niezmącona, aż jedna z gówniar, ogniście zarumieniona, pospiesznie wypadła na korytarz. Służąca albo pokojówka – ta, która zaczepiła go na zewnątrz, ale nie ta, którą pozostałe wysłały na spytki przy studni.

Ta druga, chyba podkuchenna, dalej siedziała na ławie i wyglądała przez okno.

— Ty też nie masz co robić?

— Teraz to pan mi mówi, co mam robić.

Zmarszczył brwi – wszystkie trzy były głupie jak wata – ja pierdolę…

— Więc jeżeli nic nie powiem, to będziesz tu po prostu siedzieć?

Gówniara wzruszyła ramionami, jakby sama nie była pewna, jak to działa.

Kristoff wyminął ją i sięgnął do szuflady pod oknem, do której Irina schowała osełkę po tym, jak naostrzył jej nóż. Pomyślał o niedokończonej figurce ze stajni, której nie zdążył jeszcze nawet nadać żadnego określonego kształtu, stępionym ostrzu unna niibaš i tym, jak chrapliwy, monotonny dźwięk koi jego nerwy.

Wreszcie przesunął kciukiem po ostrzu i poczuł pieczenie, kiedy skóra zaczęła pękać pod naciskiem ostrza, ale zatrzymał się w ostatniej chwili, zanim krawędź zatopiła się w ciele.

Reniferowe kopyta uderzały ciężko o ziemię. Otwarty krajobraz zaczął się zamykać.

Ciszę łąk przerywał harmider wiosek. Bicie dzwonów, beczenie owiec. W małych domkach w kolorze faluröd* mieszkali ludzie o twarzach ściemniałych od słońca, które krwawiło czerwono na niebie.

Mile dalej morze mieniło się w słońcu jak obietnica albo droga ucieczki.

Elsa mogłaby wyjechać. Zresztą mogłaby się też utopić, jak to zrobili rodzice.

Królowa odwróciła wzrok i obdarzyła uśmiechem strażników, którzy otworzyli bramę.

Tak to rozwaga czyni nas tchórzami**.

Kiedy wóz się zatrzymał, ręce Peterssena podniosły się jak drapieżne ptaki, zatoczyły łuki nad jego głową i niebezpiecznie zbliżyły się do twarzy Kristoffa.

— Na litość boską, chłopcze, wieziesz królową Arendelle, a nie worek kartofli!

W tym, co powiedziała o nim Ninni, musiało coś być. Naprawdę wyglądał teraz jak stary kołowrotek, kiedy tak stał z szeroko otwartymi oczami, wystającym nosem i cofniętą brodą.

Kristoff odchrząknął. Uprzejmie podał dłoń królowej i nieuprzejmie odmówił zaproszenia na kolację. Chciał zobaczyć się z Anną, ale to mogło zaczekać, bo kiedy ona była w pobliżu, lata zmieniały się w zimy, a handlarze lodem zamieszkiwali w pałacach. Nic nie trzymało się Anny równie mocno, co chaos, a akurat od niego musiał przez chwilę odpocząć.

Z ulgą zanurzył się we mgle, która ukrywała wszystko, co istniało poza czworokątem zamkowego dziedzińca.

Znowu uciekasz — wytknął mu Sven, kiedy Kristoff złapał go za uzdę i wciągnął za sobą w wąską jak przełyk uliczkę odbijającą od Kongeligplass.

— Wcale nie, jutro wrócimy. — Zgodził się przecież nawet zostawić wóz w powozowni. W zastaw, bo inaczej sam nie uwierzyłby w to, co właśnie powiedział. — Po prostu tym razem wolałbym przespać się w jakiejś karczmie niż w stodole.

Dobrze wiesz, o co mi chodzi.

Kristoff dotknął renifera pod grzywą, tam, gdzie futro było najmilsze w dotyku i ciepłe.

Żeby tylko.

— O rany! Naprawdę spotkałaś siostrę Kristoffa?!

— Przyrodnią — sprostowała Elsa, patrząc na swoje dłonie, za które złapała ją Anna. Skóra ogrzała się od skóry. Jakby mogła być człowiekiem.

Pomyślała, że może Anna również mogłaby kiedyś odwiedzić Grimstad. Przecież nawet w tym ponurym, nagim krajobrazie musiała nadejść wiosna.

Ale najpierw Elsa musiałaby mnóstwo wyjaśnić. Przepraszam, przepraszam, przepraszam. Za to, że tak się zachowywała. Że nie mogła i nie potrafiła.

Czuła, jak słowa tłoczą się jej na ustach, próbując z nich uciec – „to nie była wina…” – Bjorgmana? lorda? pana? czy po imieniu? jak miałaby go nazwać? – ale tak naprawdę nie wiedziała nawet, czy to prawda. Przypomniała sobie o ich milczącym porozumieniu. Może i tak nie chciałby, żeby Anna im towarzyszyła.

Myśl o Lodowych Polach znów zaczęła sprawiać jej ból. Odetchnęła kilka razy, przez nos, ukrywajnieprzeżywaj, i wzięła się w garść.

— No ale siostra to siostra, prawda? — Twarz Anny była jasna od uśmiechu i chociaż te słowa nie mogły zmienić przeszłości ani usunąć z niej samotności i lęku – Elsa poczuła, że jakaś rana wewnątrz niej, jedna z tych, które nosiła o wiele zbyt długo, boli odrobinę mniej.

_______________

* Faluröd (szw.) – czerwień faluńska; barwnik z miedziowej rudy zmieszany z mąką i olejem lnianym, używany do konserwacji drewnianych domów.

** William Shakespeare  Hamlet (przeł. Józef Paszkowski).


Zamieniłam kolejnością ten rozdział i kolejny (41), żeby jednak nie było dwóch Hansów obok siebie :D

4 komentarze

  1. Cześć!

    Niedługo skomentuję! Ale muszę to powiedzieć - KOCHAJMY KRISTOFFA (przepraszam przepraszam za Caps Lock ale...) K R I S T O F F !

    Wesołych Świat!

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aww, wesołych! <333

      (Ja tam Kristoffa kocham i przez resztę roku, mnie do tego nie trzeba namawiać xD ♥)

      Usuń
    2. Cześć!

      Mam więcej zaległości niż sądziłam! Ale to nic, zabieram się powoli do pracy.


      Jestem dużą fanką tego jak pokazujesz Elsę - jest ona taka dystyngowana, ale przy tym trochę pogubiona. Jakby sama plątała się w swoim świecie, a równocześnie próbowała odnaleźć tam spokój.

      I to, że nie życzy sobie litości Bjorgmana. Ależ ona jest dumna!

      I ha ha ha ta pani co ich woła na jedzenie - jest cudowna i to jak Kristoff zaczął się tłumaczyć... jak tutaj chłopaka nie kochać?

      Jeszcze jak on ładnie reaguje na Annę! Na prawdę pięknie ♡ I ten piękny opis jak mu się twarz na samo jej wspomnienie wygładza.

      O i nawiązania do folkoru, legend? Na ciebie zawsze można liczyć z poszerzaniem horyzontów! Na prawdę nadal to ubóstwiam, to jest coś super. I ale Nisser z tego Kristoffa. I... czy ja dobrze rozumiem? Ta młoda dziewczyna tak dość mocno próbuje go... no... poderwać? A może nawet i uwieść. Nic dziwnego! Ale nie nie... on jest Anny i koniec kropka.

      I uwielbiam ale to UWIELBIAM opis wyglądu Anny kiedy Kristoff ja wspomina w kontekście tej dziewczyny. I tak prywatnie ale z kontekstu chyba rozumiem (jeśli dobrze to rozumiem to ale się cieszę!) że Kristoff niezbyt lubi tak dla niego jakby "płaskie dziewczyny"? Jak źle rozumiem to trudno, ale fajnie to tak sobie zinterpretować, bo u mnie kest jakiś chyba kult czy sekta chudych dziewczyn i to strasznie przykre. Szczególnie jak ktoś mówi, że "złamałaś nogę, bo pewnie jesteś za ciężka"... także Kristoffie jesteś super gość!

      I przepraszam, bo zeszłam na bok, ale ten opis o piegach jak cukier i oczach az zielonych i ach piękne to!

      Uważam, że bardzo dobrze Kristoff postąpił z tą dziewczyną. I jeszcze to porównanie z siostrą, wgl. mu się nie dziwię!

      Bardzo mi się podoba jak przedstawiasz relację Kristoff-Elsa. Faktycznie są do siebie bardzo podobni - podobne obowiązki w znaczeniu odpowiedzialności, siostry i poczucie ograniczonej wolności. Podoba mi się, że Elsa szukając samotności nie szuka wsparcia nawet u tak podobnego Kristoffa, ale też on nie jest nachalny kiedy zaczyna rozmowę. Mega!

      I jak pięknie Kristoff przyciął Pettersena skrzydła! Brawo jestem z niego dumna z każdą jego kwestią. Wgl. jest on taki dumny i dostojny ale nie w taki sposób jak arystokrata - bardziej jak góra. Nie do zdarcia ale jakieś trzęsienie mogłoby mu zagrozić. I nieprawdopodobnie podoba mi się jego zachowanie w tym rozdziale, jest taki idealnie jak bym widziała Kristoffa - to jak go piszesz to arcydzieło.

      I jakie te dziewczyny służące u niego są głupie! I jeszcze jakieś sceny z fochami mi użądzają. Dobrze Kristoff sobie z nimi radzi, lubię jak przeklina nawet jeśli tylko w myślach. One trzy to takie trzy Pożeraczki Diamentów Anny.

      I ta biedna Elsa, która tak dusi się w tych ramach, które ktoś na nią zarzucił :(

      I ha ha ha nie lubię Pettersena ale lubie co powiedział do Kristoffa i lubię jak Janne o nim mówi. To było super!

      I biedny Kristoff- rozumiem go! Sven ma rację. To trochę jakby Kristoff uciekał, ale jednak nie, bo Kristotf to mimo wszystko taki spokojny człowiek i musi odpocząć, a królewskie interakcje raczej nic by mu w tym nie pomogły.

      I bardzo mi się podoba końcówka! Lubię jak siostry są razem. I Anna serio musi poznać Janne - myślę, że siostrzyczka mogłaby go nieźle zawstydzić!

      Podsumowując - jak zawsze super rozdział! I czekam na więcej, chociaż mam dużo do nadrobienia!

      Pozdrawiam :))

      Usuń
    3. Teraz wracam chyba do odpowiadania chronologicznie :D

      Bardzo mi się podoba, jak interpretujesz postać Elsy. Też tak ją widzę, z jednej strony jest bardzo królewska, ale z drugiej jakby… w ogóle? I to zamknięcie w sobie jednocześnie pomaga w radzeniu sobie ze wszystkim, i przeszkadza, bo sama siebie więzi

      Zdecydowanie służące z baronii próbują Kristoffa uwieść, nie dość, że młody i niebrzydki, to jeszcze teraz całkiem bogaty jak na ich standardy :D I jasne, że on jest fair w stosunku do Anny, ale myślę, że nawet gdyby jej nie było, żadna z nich nie zrobiłaby na nim wrażenia, bo są za młode i jego zdaniem nie mają za wiele w głowie

      Ha! I to z wyglądem jest bardzo ważne, więc odniosę się do tego troszkę dłużej. Nie jestem zwolenniczką pisania całych charakterystyk bohaterów naraz, wolę przemycać drobne opisy ich wyglądu/czegokolwiek innego raz na jakiś czas, po trochu. I jednym z największych minusów animacji Disneya jest to, że bardzo trudno przełożyć pewne cechy fizyczne na opowiadanie, które mimo wszystko ma mówić o z założenia „prawdziwych” ludziach – bo w filmie są może ze 2 typy identycznych sylwetek (plus może trzeci, głównych bohaterek). A ja bardzo lubię zróżnicowane postacie, zarówno pod względem charakterów, jak i wyglądu, więc staram się jak najwięcej wyciągnąć i zinterpretować na podstawie tego, co daje mi materiał źródłowy :D
      I tak jak mówiłam, może nie widać tego aż tak dobrze, jak bym chciała, ale Annę wyobrażam sobie jako średniego wzrostu i lekko pulchną, z pucołowatymi policzkami, cała jej osobowość jest taka cieplutka i miękka, że po prostu mi do niej pasuje. Elsa z kolei jest niekoniecznie wiele wyższa, ale bardzo chuda, dość kanciasta, posągowa. Z jednej strony to ona uchodzi za ideał urody, ale jednocześnie w XIX wieku raczej bardziej pożądana była sylwetka Anny – albo Liv, siostry Jensa, która cała jest okrągła :D
      Kristoff, co oczywiste, leci na Annę (dziękuję za pochwałę za jej opis! ♥) Nie sądzę, że jest typem, który przesadnie zwraca uwagę na wygląd, ale zakładam, że akurat jemu bardzo chude dziewczyny mogą się w ogóle nie podobać – bo w jego rodzinie prawie wszystkie są takie: matka, siostra, Ragna. Nie sądzę, żeby to w kontekście relacji romantycznych szczególnie zachęcająco mu się kojarzyło xD
      Plus w tym przypadku sylwetka tej dziewczyny miała wskazywać przede wszystkim na to, że jest jeszcze zupełnym dzieckiem
      Podsumowując, myślę, że twoja interpretacja jak najbardziej jest w tym przypadku słuszna, chciałam tylko trochę rozszerzyć :D

      (I co do tych komentarzy o złamanej nodze, ja naprawdę nie wiem, co tacy ludzie mają w głowach -.- Mam wrażenie, że głowiąc się nad takimi durnymi pociskami wspinają się na swoje wyżyny intelektualne, ugh)

      Anna koniecznie musi spotkać Janne, mam wrażenie, że by się dogadały :D Jeśli fabuła na to pozwoli, osobiście bardzo chętnie do takiego spotkania doprowadzę
      A nielubienie Peterssena jest chyba u Bjorgmanów rodzinne xD

      I w ogóle bardzo lubię pisać o siostrach <3 Wiele z tego, co zostało im do przepracowania, nie zostało poruszone w filmach, więc mam duże pole do popisu :D

      Jezu Kristoff jak góra <333 Będę się teraz zachwycać tymi wszystkimi komplementami ♥
      Dziękuję strasznie jak zwykle za komcia! <3

      Usuń