WĄSKA DROGA ZMIENIŁA SIĘ W ŚCIEŻKĘ, która wraz z pokonanym dystansem robiła się coraz bardziej stroma i upstrzona kamieniami. Kristoff zatrzymał wóz i spojrzał z góry na wieś: gospodarstwa i pola, cienkie smużki dymu z kominów unoszące się ku niebu, wieżę jedynego kościoła i gospodarstwo lensmana.
Na skraju lasu zachodzące słońce odbijało się od kopuły cerkwi i tworzyło złoty łuk ponad koronami drzew. Kristoff przesunął wzrokiem wzdłuż rzeki Tinne, aż do Torshov i jeszcze przez chwilę wpatrywał się w okna, prawie, jakby oczekiwał, że zaraz zobaczy w jednym z nich Merete-Margit, ale szyby były czarne i puste, zupełnie, jak on sam w środku.
Ile razy stał już w tym miejscu?
Zsiadł z wozu, żeby odciążyć Svena i zebrać kilka ostatnich kwiatów. Dębik, goryczuszka, brodawnik jesienny. Bukiet wyglądał wyjątkowo mizernie i żałośnie z więdnącymi pąkami i brązowiejącymi źdźbłami trawy.
Jesień właściwie dobiegała powoli końca; według kalendarza runicznego zaczęło się już zimowe półrocze. W niedzielę wypadało Mokrego Łukasza*, po którym przyjdzie czas na świniobicie.
Wiatr zaczął się wzmagać. Trawy zawodziły, jakby od ziemi niósł się krzyk.
Kristoff cmoknął na renifera. Chociaż życie w Wiosce Wydobywców było trudne, tęsknił za nim.
— Lepiej chodźmy, jeśli chcemy zdążyć przed zmrokiem.
Sven zaryczał cicho i przycisnął pysk do jego dłoni, kiedy Kristoff chwycił lejce, jakby szukał pociechy, jakby sam chciał go pocieszyć – granica była taka cienka.
Brzmiał dokładnie tak smutno, jak smutno wyglądała Anna, kiedy dwa wieczory wcześniej w bawialni (albo salonie) przyciskała łzy do jego ramienia. Jej rozpacz była zbyt surowa, zbyt głęboka na zwyczajny płacz, a on znów musiał zostawić ją z nią samą, bo „czy pan Bjorgman zdaje sobie sprawę, że dżentelmenowi nie wypada składać wizyt o tak późnej porze?”.
Przesunął palcem po chrapach renifera.
Nie był dżentelmenem. Co miał zrobić? Ile właściwie m ó g ł robić w ramach swoich nowych idiotycznych tytułów? Pomyślał o wielkich, romantycznych gestach, które tak lubiła Anna, ale on był tylko prostym facetem, i żaden „lord” przed nazwiskiem nie mógł tego nie zmienić.
— Czyś ty oszalał?! — Drzwi otworzyły się tak szybko, że Kristoff prawie uderzył cioteczkę Astrid pięścią w twarz. — Do własnego domu będziesz pukał?
Wieczorne słońce zmieniało jej posiwiałe włosy w srebrną przędzę. Cały jej profil, nos, ciężkie brwi – wyglądała tak ciepło i domowo, że aż bolało serce. Znajomo.
Kristoff opuścił dłoń, rozluźnił palce i zaciągnął się napływającym z kuchni zapachem jabłek i kardamonu. On też był ciepły i domowy, wzbierał śliną w ustach.
— Dobry wieczór, cioteczko — wymamrotał, kiedy przełknął, a ona przewróciła oczami, odebrała od niego kwiaty i kurtkę i zauważyła mimochodem, że ma sweter od niej.
Chciał powiedzieć, że właśnie ten sweter podobał się księżniczce, wydawało mu się, że to mógłby być duży komplement, ale ugryzł się w język, bo był tu i teraz, w Wiosce Wydobywców, nie w jakimś odległym Jeśli, od którego „może najlepiej będzie, jeśli przez pewien czas będzie trzymał się pan z dala”, jak zasugerował mu Kai.
— Ale brudnyś jak nieboskie spojrzenie — skomentowała cioteczka. — I Matko Boska, jak ty schudłeś! — Dotknęła jego policzka, a on dopiero pod jej dłonią wyczuł tnącą krawędź kości. Czy gdyby nacisnęła mocniej, obrączka przebiłaby skórę? — Pory ci się jeszcze trzymają na tyłku bez szelek? Może powinnam ci je zwęzić?
Ona sama miała kości policzkowe, które mogłyby ciąć szkło. To chyba było rodzinne, ojciec i dziadek wyglądali tak samo, prawdopodobnie stryj też – ale w ich przypadku zarost łagodził to wrażenie.
W jego własnej twarzy ostre krawędzie zawsze ograniczały się do linii szczęki.
— Myślałam, że w Arendal nabierzesz trochę ciała, ale tam też lato nie było chyba zbyt obfite, co?
— Nie — odparł Kristoff. — Może zwłaszcza tam.
— Oj — westchnęła cioteczka. — A Rosendal? Jak ci tam jest?
— Dobrze. — Ale to słowo zabrzmiało pusto, jakby straciło całe swoje znaczenie. Bo co właściwie oznaczał dobrobyt? Pełną spiżarnię czy wolność, żeby powiedzieć „nie”?
Cioteczka go przytuliła, jakby znów był chłopcem, który trzy miesiące temu wyszedł z domu i się zgubił, ale jej uścisk był niezdarny i za mocny, bo Kristoff próbował się wyrwać.
— Co się dzieje, snuppen**? — zapytała łagodnym głosem. Zaśmiał się, bo przerastał ją teraz o głowę i nie umiał nawet przypomnieć sobie czasu, kiedy n i e przerastał chociaż o pół, ale wciąż tak do niego mówiła.
Nie musiał się skarżyć, ona i tak wszystko wiedziała. Sama też nigdy nie używała zbyt wielu słów do nazywania uczuć.
— Nic się nie dzieje — odpowiedział więc z ustami w jej włosach. — Chyba nie zamierzasz umierać, skoro tak mnie ściskasz? — zapytał, jak Ninni zawsze w chwilach, kiedy ktoś robił się za bardzo sentymentalny, trochę żartobliwie, a trochę z powagą. Cioteczka parsknęła śmiechem i uwolniła go z uścisku.
— Nie, nie mam zamiaru umierać.
Obierki z marchewki opadały do wiaderka długimi rudymi spiralami, jak włosy Anny. Po raz kolejny naostrzył nóż, który wcale tego nie wymagał, a później starał się obrać warzywa tak cienko, żeby cioteczka była zadowolona.
Nie była, ale doceniła wysiłek.
Patrzyła na niego z troską, a on pod jej spojrzeniem znów był tym mrukliwym wyrośniętym chłopakiem, wysokim i chudym, który pojawiał się w jej kuchni zawsze wtedy, kiedy ojciec znikał. Zajmował miejsce i zjadał ich jedzenie, ale nikt nigdy w żaden sposób nie dał mu odczuć, że ma do niego żal.
Dlatego Kristoff nawet nie próbował protestować, kiedy cioteczka rzuciła:
— Jak już skończysz to przynieś wodę, bo w tym stanie mi do stołu nie usiądziesz.
Poszedł przez podwiędłą trawę w stronę rzeki. Było już późno, na trawie zaczęła zbierać się rosa, i zmokły mu czubki butów.
Popatrzył na stabbur i stodołę, pagórki poprzecinane z każdej strony ścieżkami. Utkwił wzrok w Heimsett i przechylonym łupkowym stopniu ułożonym przed wejściem. Ojciec zawsze klął na te kamienie, których nigdy nie dało się ani ustawić prosto, ani powbijać w ziemię, równie kamienistą.
— KRISTOFFER!
Zobaczył, jak Ninni wychyla się przez okno. Podskoczyła, zniknęła mu z oczu, i pojawiła się znowu w otwartych drzwiach. Przed oczami mignął mu tylko jej przewiązany kokardą koński ogon – plama krwi na tle zmierzchu – zanim rzuciła się biegiem w jego stronę i wpadła na niego z takim impetem, że ledwo utrzymał równowagę.
— Tak mi się wydawało, że to ty! Czemu nic nie mówisz, że wróciłeś?
— Bo wróciłem dosłownie przed chwilą. Chciałem zajrzeć do was jutro. Myślałem, że już śpicie.
— J a myślę, że wcale byś nie zajrzał, bo Juhani jest teraz na Lodowych Polach, więc ty pewnie też od razu tam pojedziesz.
Kristoff z ociąganiem pokiwał głową. Gdzieś nad nimi trzeszczała gałąź drzewa. Nie było sensu jej okłamywać.
— Tylko że mnie tam nie będzie. — Głos Ninni zabrzmiał piskliwie. — To kto będzie się tobą opiekował?
— Co?
— No, zawsze się przecież tobą opiekowałam. Tak samo, jak teraz opiekuję się mammą.
Próbował się nie uśmiechnąć. Siostra wydawała mu się niemal obca, kiedy stała obok, obejmując się ramionami, cała składająca się z wystających łokci i kolan.
— Opiekowałaś się mną?
— Cały czas!
Nie, było dokładnie odwrotnie. To on się nimi opiekował. Gdyby nie to, nigdy nie przyjąłby baronii, w której każda sekunda zdawała się długim, bolesnym rokiem.
Poczuł, jak kiwa głową, kiedy przytuliła się do jego ramienia. Dłoń siostry chwyciła jego lewą rękę, mocno, jakby bała się, że inaczej Kristoff zniknie.
Westchnął, rozglądając się wokół. Za tylną ścianą domu teren się obrywał, przechodząc w bezmiar przestrzeni. Stamtąd widać było nie tylko rzekę, ale też masyw górski, z którego spływała, strome zbocza, a w dole kamienne murki, które oddzielały od siebie pasy ziemi. Wszystko byłoby takie proste, gdyby po prostu umiał jeszcze być tu szczęśliwy, w jednym z tych górskich gospodarstw.
Przecież nie mógł tego zostawić. Nie zostawi.
Gdyby to zrobił, cały wieloletni trud poszedłby na marne.
Brzeg rzeki był dokładnie tak stromy i nieprzyjemny, jak go zapamiętał, co jednak nie powstrzymało Ninni od towarzyszenia mu aż nad skraj wody, bo koniecznie musiała opowiedzieć mu kawał:
— Wiesz, co ma wspólnego łyżka z jesienią?
— Nie.
— Zje-się-nią!
Wokół pokładały się smagane wiatrem źdźbła trawy, w oddali rozciągała się nieruchoma, ciemna zasłona świerków i jodeł. Tinne szumiała smutną pieśń.
— Ha, ha — powiedział Kristoff uprzejmie, bo Ninni zanosiła się śmiechem, starając się jej nie ochlapać. Mogłaby to sprzedać Olafowi, miałby nad czym się głowić przez tydzień.
— À propos, ty wcale nie dłubiesz w nosie i nie zjadasz później smarków, prawda?
— Słucham?
— Chciałam się tylko upewnić, bo Elen tak mówiła. I jeszcze, że ale z ciebie straszny gówniarz i prostak, i że masz garbaty nos. Znaczy, no trochę masz, ale nie o to chodzi.
— Aha. A kim jest Elen?
— Pracuje u ciebie — czyli jednak służące z baronii miały jakieś imiona — chociaż teraz to już sama nie wiem. W każdym razie to starsza siostra Liny.
— Twojej… koleżanki? — zaryzykował Kristoff.
— Niee, no wiesz co, Kristoffer?! Lina nie jest żadną moją koleżanką! Lina to ta, co mi powiedziała, że pappa umarł, bo był głupi.
— Och.
Przełknął ślinę. W zupełności się z tym zgadzał, ojciec b y ł głupi, gdyby nie był, nie piłby i w konsekwencji nie zostawiłby Ragny z brzuchem.
To był chyba najgorszy rok, jaki Kristoff pamiętał, bo nie tylko musieli wytrzymać tęsknotę i żal; trzeba było też postawić jedzenie na stole, a trudno było związać koniec z końcem, kiedy odszedł ten, który zapewniał dochody.
Co nie zmieniało faktu, że kiedy jakiś dzieciak w szkole odważył się wspomnieć coś na ten temat, Kristoff odpowiadał nie słowami, tylko pięściami.
Umiał się bić, bo bicie się było jednym ze sposobów na przetrwanie. A on umiał robić wszystko, co wiązało się z przetrwaniem. W końcu o to chodziło w życiu. Żeby jakoś przetrwać.
— …no i jak Lina mi to powtórzyła, to ja jej na to, że Elen jest po prostu zazdrosna, bo księżniczka jest taka ładna. I że gdyby Elen zgoliła tego paskudnego wąsa – serio, założę się, że nawet ty byś takiego nie dał rady wyhodować – to może przystojni chłopcy tacy jak mój brat zaczęliby się za nią oglądać, i nie musiałaby wygadywać takich głupot. A ona – to znaczy Lina – powiedziała, że teraz to widzi, że jestem taka sama jak ty, a ja, że och, no dziękuję ci bardzo, przed chwilą słyszałam, że podobno Kristoffer jest taki fajny, że wszystkie dziewczyny się za nim oglądają, więc to chyba duży komplement? A ona nic już nie powiedziała, tylko się w końcu obraziła.
Miał wrażenie, że Ninni urwała, żeby wziąć wdech dopiero, kiedy z powrotem znaleźli się między domami. Kristoff uniósł dłoń, kiedy otworzyły się drzwi chaty, z widocznymi nawet w mroku grubymi jak kciuk śladami siekiery na framudze.
Jego wzrost ojciec zaznaczał po prawej stronie. Ninni mierzyli z lewej i najprawdopodobniej w tym roku też będzie wyższa niż on w jej wieku, dokładnie tak jak w zeszłym, nie omieszkała wspomnieć – tylko że będą ją mierzyć dopiero w u r o d z i n y (z naciskiem i znaczącym spojrzeniem, którego Kristoff udawał, że nie zauważył).
Ragna poprawiła na ramionach zieloną chustę i uśmiechnęła się do niego w odpowiedzi, taka drobna, niziutka, wątła jak strzępiasty obłok. Pamiętał, jak siadała przy oknie, rozkładała rzeczy – igłę, naparstek, tamborek, nożyczki – i śpiewała, haftując purpurowymi i czerwonymi nićmi kwiaty na wełnie.
Brzuch rósł pod jej sukienką, rosły też ich kłopoty. Kristoff patrzył na nią i ten brzuch i było mu jej tak strasznie żal. Wydawało mu się, że sama jest uwięziona w opowieści, którą tkała.
— Nie będę drugi raz podgrzewać dla ciebie wody, Janne.
Pałąki wiader boleśnie wbiły się we wnętrze dłoni Kristoffa, jakby zamiast dwóch dźwigał co najmniej duże sto***. Wiatr unosił liście na podwórku i zamieniał je w wirujące kolumny. Nagle porwał ich cały stos i cisnął aż do sieni. Ragna stała tam przez dłuższą chwilę, otoczona wianuszkiem zwiędłego listowia.
— Uu, jest poważnie — orzekła Ninni. — Dobra, Kristoffer, nie zatrzymuj mnie dłużej! Mamma czeka! — Przyłożyła dłoń do ust i zniżyła głos do szeptu: — To może jeszcze tylko ci powiem, że Tobias…
— Janne! — ponagliła ją Ragna i posłała Kristoffowi przepraszające spojrzenie. Zobaczył smutek w jej uśmiechu, poufałość w jej oczach i pokręcił głową, bo czuł, że coś zaraz w nim pęknie. Zawsze tak było. Zawsze miał wrażenie, że to on powinien ją za coś przeprosić.
— No dobra, to powiem ci w niedzielę – chcesz to usłyszeć, serio. Tylko przypadkiem nie gadaj z Tobiasem!
Lampka naftowa rzucała dookoła delikatne światło.
— No, ściągaj pory, to upiorę. Koszulę przy okazji też możesz mi dać.
Cień cioteczki wyrósł na ścianie za nim, kiedy podeszła, żeby odebrać od niego ubranie. Kristoff przewrócił oczami i sięgnął do mankietów, żeby rozpiąć guziki. Rękawy faktycznie, b y ć m o ż e wydawały się odrobinę luźniejsze, kiedy na próbę je podwinął, ale materiał wzbierał mu pod palcami i zatrzymywał się tuż za łokciem, jak zwykle.
Biorąc pod uwagę, że ominęła ich letnia obfitość, trudno byłoby wymagać od niego, żeby p r z y t y ł , zwłaszcza, że następnego ranka wracał do pracy i starej zasady „ugryź i leć z powrotem do roboty”. Miał wrażenie, że mięśnie mu się blokują, kiedy złapał za kołnierz, żeby ściągnąć koszulę przez głowę.
— Powinieneś trochę odpocząć — zasugerowała cioteczka. Zamieszała buzującą wodę z dębowym ługiem i popiołem i wrzuciła do niej koszulę i spodnie. Kristoff patrzył, jak materiał owija się wokół warząchwi. — Ramiona masz tak spięte, że już dotykają ci uszu.
Podała mu wełniany koc, a Kristoff odruchowo go przyjął, chociaż wcale nie marzł. Siedział na taborecie w samych kalesonach, ale ostatnie promienie słońca wpadały przez okno i tańczyły na ścianie, sprawiając, że izba przypominała piec hutniczy. Firanki rzucały wzorzyste cienie. Cioteczka nuciła, jakby zapomniała o jego obecności. Raczej wyczuwał niż słyszał wijącą się wokół melodię, ulotną, brzmiącą tylko chwilę.
Taką wyobrażał ją sobie w czasach z opowieści wuja Tuomy, dziewczynę z odległej wioski z warkoczem przedłużającym linię jej szyi, dla której wykarczował las wokół domu, żeby miała lepszy widok na góry.
Kristoff zmarszczył brwi nad swoją porcją porkkanalaatikko****, która, chociaż zajmowała całą blachę, kurczyła się w zastraszającym tempie, i spojrzał na czekający tuż za krawędzią żeliwnej brytfanny kawałek ciasta. Połówki jabłek wznosiły się na drożdżowych połoninach.
— Mówiłaś, że nikogo nie będzie — zauważył od niechcenia.
— Słucham?
— Przecież się mnie nie spodziewałaś. Dla kogo to ciasto? Gauri gdzieś się szlaja, a Tor wróci pewnie wtedy, kiedy Juhani, czyli najwcześniej w sobotę.
— Coście się tak usrali z tym Torem!
— Nikogo z nas tak nie dokarmiasz. — Uśmiechnął się krzywo do pustej brytfanny, która mówiła co innego. — Królowa może i pierdolnęła lód gruby na dwie stopy, ale nie wiem, czy nawet on go utrzyma, jeśli… Au! — obruszył się, kiedy cioteczka zdzieliła go wilgotną ścierką.
— Zająłbyś się lepiej własnymi amorami, bo bajdurzysz. Widzę, że rozum masz taki krótki, jak włosy długie — skwitowała i wróciła do wyżynania mokrych ubrań, nie obdarzając go ani jednym spojrzeniem. — Swoją drogą, mógłbyś się kiedyś obciąć.
— W sierpniu się obcinałem.
— To już najwyższa pora.
Kristoff pokornie przytaknął i oparł głowę o ścianę z drewnianych bali, wsłuchując się w szum wiatru za oknem. Omiatał nagie pagórki, przyspieszając nad górami widocznymi za oknem.
Było w tym coś uspokajającego, w poczuciu, że cokolwiek się zdarzy, zawsze może wrócić do Granly i zostać tam – na jakiś czas. Dopóki wszystko nie trafi z powrotem na swoje miejsce.
_______________
* Mokrego Łukasza (Lukas våtmann) – Świętego Łukasza. Według kalendarza runicznego 18. października. Nazwa pochodzi od tego, że tego dnia często padał deszcz.
** Snuppen (norw.) – mały ; kochanie.
*** Stort hundre (norw. „duże sto”) – 120.
**** Porkkanalaatikko (fiń.) – zapiekanka marchewkowa, często podawana w Wigilię jako dodatek do mięsa.
Chyba przyda nam się trochę oddechu po ostatnim rozdziale. Swoją drogą bardzo lubię wszystkie kobiety z rodziny Kristoffa, Ninni to miszcz sucharków ♥
I nie mogłam darować sobie „ściągaj pory” Buldy, nadal jest na swój sposób moim ulubionym trollem.
A tutaj trochę więcej o kalendarzu runicznym (który wyglądał mniej więcej tak),
I jeszcze piosenka, którą nuciła Astrid, bo jeśli chodzi o piosenki to ♥
(Swoją drogą, czemu kalesony, jak mam traktować XIX-wieczną męską bieliznę poważnie XD)
Cześć!
OdpowiedzUsuńCzy to... czy tutaj będzie opis Kristoffa... bez ubrania?
Będę czytać jak najszybciej!
Nie mogę się doczekać. Mamo nie wołaj mnie!
Pozdrawiam!
Mały spoilerek - to perspektywa Kristoffa, więc większość będzie raczej w domyśle xD Ale mogę obiecać, że takie opisy jeszcze się kiedyś pojawią, pewnie u Anny :D
UsuńA ja wracam do nadrabiania odpowiedzi na pozostałe komcie!
♥♥♥
...
UsuńPerspektywa Kristoffa... czy... czy ten dzień pomimo tego ile pracy przed Świętami może być lepszy?
Wesołych Świąt!
Wesołych Świąt! 🐥🌷🐇
UsuńTeż mam trochę roboty, więc nie gwarantuję, że mi się uda coś dodać akurat jutro, chociaż bym chciała. Tak czy siak - na pewno w najbliższym czasie :D
I cieszę się bardzo, że tak cię ten Kristoff uszczęśliwił :D ♥
Nawet nie wiesz jak bardzo, kocham Kristoffa najbardziej ze wszystkich bohaterów, a ty go jeszcze tak dobrze piszesz. Jest przystojny ale taki jakby skruszony w środku? Jest glęboki i wielowarstwowy, a nie takie papierowe ostacie nowego Disney'a.
UsuńDo za niedługo!
To chyba najlepsze podsumowanie jego postaci!
UsuńMiałam mnóstwo nadrabiania ale to już za mną. Czas na opinie o rozdziale z Kristoffem!
UsuńNapisałam wczoraj komentarz, ale nie mogłam go wysłać, bo zepsuł się internet :(
UsuńMoja pierwsza myśl jak zaczęłam czytać ten rozdział to, że Kristoff musiał kiedyś być bardzo szcześliwy z Merete-Margit. Tak mi się wydaje, że musiało stać się coś na prawdę bardzo strasznego skoro już nie są w związku. I być może czasami za nią tęskni. Albo nawet nie tęskni, ale zastanawia się czy może inaczej by to wyglądało gdyby jednak byli parą. Tak to sobie wyobrażam.
UsuńA teraz jest z Anna i chciałabym zwrócić uwagę, że widzę Kristoffa jako takiego bardzo umięśnionego mężczyznę, w którego Anna się wypłakuje a on zostaje, żeby uspokojać ją w nocy. Jakie to by było romantyczne! I nie musi być albo i nie być lordem, żeby to robić.
Myślę, że ciocia Kristoffa to bardzo twarda kobieta! Od razu na niego nakrzyczała. Ale ma racje nie powinien pukać do własnego domu. Moja babcia mówi, że to przynosi pecha.
I cioteczka robi coś z jabłek! Moja babcia też! Uwielbiam jabłka są pyszne. Chciałabym też powiedzieć, że dobrze widze tą scenę. Słońce takie rozmyte, barwy jesieni, duża chata i ciotka w fartuchu która trochę na niego nakrzyczala ale najchętniej toby go mocno przytuliła!
I Bjorgmanowie musza być bardzo pięknymi i przystojnymi ludźmi z tymi mocnymi liniami twarzy. Nie mogę sie nie rozpływać kiedy o nich myślę!
Bardzo podoba mi się, że poruszasz w swoim opowiadaniu podziały klasowe, kwestie pieniędzy i wolności. Rzeczywiście czy dobrze jest w tedy, kiedy można mieć pełen talerz czy jednak jak jest się wolnym czlowiekiem.
I jest przytulanie! Jakie to może być miłe jak taka cioteczka przytuli! O i jak ładnie do niego mówi, powtórzę, strasznie lubię norweskie wstawki.
Z jakiegoś powodu wyobrażam sobie jak ciotka Astrid jest mistrzynią kuchni. Idealnie obiera, gotuje, smaży, piecze i robi wszystko co robi się w kuchni idealnie. Taki z niej Master Szef.
O wspomnienie papy Kristofffa! Czyli pana Bjorgmana, czekam na więcej!
O siostra Kristoffa! Z niej jest taki łobuziak ale bardzo ją lubię! Fajnie że się pojawiła. I Kristoff dostał od niej burę za to, że by nawet do niej nie zajrzał. Bardzo słusznie, ma bardzo fajną siostrę, powinien o nią dbać!
UsuńI Nini się nim opiekuje i mammą! Jakie to słodkie, cudowni są razem. Kristoff zaraz sam dostanie burę za to, że nie jest tak zaangażowany w swoje rodzinne życie.
Chwileczkę, czy ja dobrze zrozumiałam, że Kristoff przyjął baronię ze względu na dobrobyt Nini?
Ha ha ha, ale Nini opowiada kawały jak Sztrasburger (nie mam pomysłu jak napisać jego nazwisko). Uśmiałam się, lubię to poczucie humoru.
I biedne dzieciaki, to znaczy Kristoff i Nini, ale Ragny też jest mi bardzo szkoda. I to na prawdę musiało być bardzo trudne utrzymać im się kiedy osoba, ktora zarabia. Ciężko mi wyobrazić sobie taką sytuację.
Ta opowieść Nini! Absolutnie się z nią zgadzam, jakie to rezolutne dziecko. Pięknie potrafi odpyskować! A ta Lina jest bardzo niefajna w takim razie.
Czy dobrze zrozumiałam - Kristoffa i Nini wzrost zaznacza się siekierą na framudze? To by miało sens dlaczego Nini pozwala się mierzyć tylko w urodziny - w tedy Kristoff musi przyjechać!
I ha ha nie zatrzymuj mnie Kristoffer. Ta mała jest na prawdę super!
I ciocia robi pranie! Ciekawe czy to tak ładne pachjie mydlinami! Hm. I chwileczkę, czy to znaczy, że Kristoff nie ma na sobie koszuli? A czy to znaczy, że on jest no... ROZEBRANY? Czyli o to chodzi z tą ilustracją. Dobrze, to jest jeden z moich ulubionych rozdziałów. Oficjalnie i nic tego nie zmieni.
Kristoff dostał szmatą po głowie! Za sugerowanie cioteczce nowego chłopaka! Ciociu Astrid nie wzbraniaj się, Tor jest na prawdę fajny!
Podsumowując ten rozdział zdecydowanie jest jednym z moich ulubionych, bardzo lubię rozdziały w których jest dużo Kristoffa!
Pozdrawiam :)
A i jeszcze jedno - P.S. -> Kristoff bez ubrań!!!
UsuńUgh, znam ten ból, mój Internet też jest kapryśny, zwłaszcza jak bardzo go potrzebuję :/
UsuńJa mam prawie w całości zaplanowane backstory Kristoffa z MM, ale jeszcze nie było dobrego momentu, żeby mocniej się w nie zagłębić – dlatego na razie nic nie zdradzam, ale mogę powiedzieć, że tak, był z nią bardzo szczęśliwy, w ogóle bardzo mi do siebie pasują i jest mi przykro :C
Co nie zmienia faktu, że to nie tak, że Anna jest dla Kristoffa jakąś nagrodą pocieszenia (bo ja uwielbiam Kristannę ♥); tak jak pisałaś w którymś komentarzu – po prostu poszedł dalej, co nie zmienia faktu, że pewne rzeczy nadal bolą i myślę, że idealnie to ujęłaś: czasami zastanawia się, jak wyglądałoby teraz jego życie, gdyby potoczyło się inaczej. Trochę trudno o tym nie myśleć, kiedy MM mieszka niedaleko jego domu (i to jeden z powodów, dla których Kristoff tak rzadko bywa teraz w Wiosce Wydobywców)
Jeju, czytasz mi w myślach z tą Kristanną <3 Dokładnie tak było – albo byłoby, gdyby służbie nie włączył się Tryb Przyzwoitości i Dbania o Reputację Księżniczki :C (W ogóle biedna ta Anna, ciągle jest smutna, mam nadzieję, że nie przesadzam z takimi scenami)
I trudno, żeby taki aktywny zawodowo wydobywca lodu był źle zbudowany, no nie :D
Ale masz świetną babcię w takim razie! :D Nie znałam tego przesądu z pukaniem prawdę mówiąc, napisałam o tym ot tak, bo Kristoffowi coś się ubzdurało, że czasami jest dla nich wszystkim ciężarem, z czym jego ciocia zupełnie się nie zgadza – ale teraz tym bardziej pasuje!
I dokładnie tak, ona jest z domu Bjorgman, musi być z niej twardziel :D I zgadzam się z tym, że świetnie gotuje, moim prywatnym zdaniem najlepiej ze wszystkich w tym opowiadaniu
I jeszcze a propos nazwiska, no ba, że wszyscy są przystojni/piękni, przynajmniej dla mnie xD Mam słabość do tej rodziny. Leifa będzie dużo więcej, on też jest częścią back story, i to ważną!
Tak, baronię Kristoff zgodził się przyjąć ze względu na Nini. Pewnie w jakimś minimalnym stopniu też przez presję, pod jaką się znalazł, i może troszkę, żeby sprawić Annie przyjemność, bo wtedy jeszcze nie wiedział, z czym to się wiąże. Ale gdyby nie miał rodziny, i tak by odmówił
I paradoksalnie – myślę, że Kristoff czuł się o wiele bardziej wolny na początku filmu, kiedy musiał martwić się tym, co włożyć do przysłowiowego garnka, niż na obecnym etapie :C
Nie, zdecydowanie nie lubimy koleżanek Nini, ani służących z baronii Kristoffa
I Nini jest małym trollem, ale też bardzo ją lubię, a Kristoff – chociaż nie sądzę, że szczególnie lubi dzieci – ma do niej totalną słabość
I dokładnie tak, ojciec zaznaczał wzrost Kristoffa siekierą na framudze drzwi, teraz pewnie Ragna/Kristoff zaznacza wzrost Nini – i do jej urodzin jeszcze na chwilę wrócimy w którymś z kolejnych rozdziałów, bo nie skończyłam jeszcze wątku lalki
(Ja tak cichutko szipuję cioteczkę Astrid z Torem. Jak większość osób z ich otoczenia xD)
I owszem, Kristoff przez ostatnie 2 sceny występował w samej bieliźnie, bo jego ubrania były w praniu. Opis w żaden sposób nie był satysfakcjonujący (ilustracja przeciwnie xD), ale wrócimy do tego, jak będzie na przykład Anna :D ♥
I to na 100%, mam pomysł na taką scenę, nie będzie to rozbieranie-się-dla-samego-rozbierania-się!
Strasznie strasznie dziękuję za komentarz! Czytanie/pisanie o Kristoffie to zawsze największa przyjemność :D
<333333333
To ja dodam od siebie - zgadzam sie z przedmówcą. I APELUJĘ o więcej Nini i Ragny! PROSZĘ <3
OdpowiedzUsuńFantastyczny rozdział, pozdrawiam! ������
To niemożliwie się cieszę <33
UsuńI baaardzo lubię Nini, więc chętnie dodam o niej więcej :D Postać Ragny też jeszcze będzie miała szansę się trochę w przyszłości rozwinąć :)
Dziękuję! ♥