USIŁOWAŁA ZMUSIĆ WSPOMNIENIA, aby wróciły.
Suknia ślubna z kwiatów i mchu. Piosenka.
Powracające od dzieciństwa koszmary.
Czy to wszystko było tylko ucieczką od prawdy, do której nie potrafiła przyznać się sama przed sobą? Czy to dlatego wszystko zapomniała – bo, jak mówiła Bulda, prawda stanowiłaby dla niej zbyt wielki ciężar? Doktor Foss też tak to wyjaśnił: o tym, z czym dusza sobie nie radzi – zapomina.
Ale Anna przecież mogła być tak samo silna i odważna jak Kristoff, wytrzymać tyle, co Elsa.
Zacisnęła palce na blacie stołu, próbując przywołać obrazy, które zbyt dobrze znała. Postrzępione świerkowe korony w górze. Zarys ścian doliny, budzące się słońce, które zabija trolle. Zadrżała.
Niezależnie od tego, jak bardzo starała się uspokoić, wszystko było na nic.
— Dlaczego oddałeś mi kryształ? — Przyłożyła dłoń do piersi. Chyba wiedziała. Kristoff myślał dokładnie to, co ona. Ognisty kryształ. Zamrożone serce. To było bardzo proste równanie.
Tylko że na końcu, zamiast wyniku, była tylko pustka.
Płacz znowu ścisnął jej gardło. Musiała uderzyć się pięścią w pierś, żeby to zatrzymać, nie słyszała nawet, co Kristoff odpowiedział, bo jej własny szloch wszystko zagłuszał.
— Nie powinnam ci go oddać? — szepnęła, kiedy złapał ją za prawą dłoń i odciągnął ją z powrotem w stronę blatu stołu. Ale lewa wciąż była wolna. Widziała, jak się trzęsie, kiedy wsunęła palec pod rzemyk wiszący jej na szyi. — Wtedy przez cały czas musiałabym być blisko ciebie, żeby było mi ciepło. Gdybyś tylko…
Urwała. Poczuła się taka bezbronna. Zaczęła rosnąć w niej panika. Być może i tak już za dużo powiedziała, zaburzyła tę dziwną równowagę między nimi, potrzebując więcej niż Kristoff mógł jej dać.
W jej głowie zadźwięczał obcy dźwięk. Odwróciła się. Możliwe, że słyszała krakanie martwych wron, tych złowróżbnych ptaków, które przynosiły nieszczęście i śmierć? Stawało się coraz wyraźniejsze. Szumiało jej w uszach, musiała zakryć je dłońmi, bo nie mogła znieść już odgłosów uderzeń ptasich skrzydeł. Otworzyła usta, żeby zapytać, czy on tego nie słyszy, zobaczyła, jak Kristoff prostuje się na swoim miejscu, i nagle zrobiło się cicho.
Wtedy zrozumiała. To był wiatr. Rósł w siłę na zewnątrz, przemykał między budynkami gospodarczymi a zamkiem. Tylko wiatr, który wpadł przez i tak szeroko uchylone drzwi, które powódź służących wlewająca się do bawialni otworzyła na oścież. Nic więcej.
Była zupełnie odrętwiała, jakby ktoś wykąpał ją w balii pełnej korzeni arcydzięgla – jeśli tak to działało.
Jeszcze kwadrans, może dwa wcześniej, była wtulona w ramię Kristoffa. Teraz jego szerokie plecy dawno zniknęły za drzwiami. Ją zalała fala opiekuńczych głosów, dłoni opadających na ramiona jak bicz, koców, pod którymi nie mogła oddychać. Szkoda, że tak mnie nie pilnowaliście, kiedy zostałam sam na sam z N i m — tylko pomyślała, bo te słowa wyszłyby z jej ust razem z płucami, gdyby próbowała je wykrzyczeć, tak, jak miała ochotę.
Dowiedziała się, że jest chora, od Garmra* – pardon, od Fräulein Hahn, która musiała ze swojego miejsca pod drzwiami pilnować nienaruszalności jej cnoty – nie od doktora Fossa, który zbadał ją dopiero następnego ranka.
Ledwo była w stanie zrozumieć, co się właśnie stało, a już tym bardziej, jak powinna się z tym wszystkim czuć.
Więc zamiast czuć próbowała myśleć, ale jedynym, o czym była w stanie myśleć, był Kristoff.
Nie odsunął się wcale, kiedy pocałowała go na moście. Ale co to był za pocałunek? Muśnięcie warg, praktycznie policzka, prawie jak za pierwszym razem, zanim to o n ją pocałował. Później, za drzwiami kuchni, kiedy smakował tak, jak pachniał – lasem, bo Olina zrobiła metsämarjakakku** i pieczone kasztany – Anna dowiedziała się, że można całować się też z otwartymi ustami, i miała ochotę płakać z radości nad topnieniem lodu.
Cały czas o tym marzyła, chociaż on, być może, był gotów uciec przed jej miłością, która mogłaby pożreć go żywcem.
Zdmuchnęła wszystkie świeczki poza jedną, z którą wyszła na mroczny korytarz. Płomień złocił ramy obrazów na ścianach.
Spojrzała na ośmioletnią wersję samej siebie uwiecznioną na płótnie. Tamta dziewczynka uśmiechała się od ucha do ucha. Nie miała pojęcia, że odebrano jej część ważnych wspomnień.
Dotknęła czubka pantofla, który pewnie tylko dzięki uprzejmości malarza tak lśnił. Chyba rozdeptała wtedy całą łubiankę truskawek. Nie przewróciła jej specjalnie, ale nieszczególnie żałowała, truskawki nie smakowały już tak samo, kiedy nie jadła ich z Elsą na huśtawce w ogrodzie.
Kiedy tak wpatrywała się w ten obraz, czuła się… cóż, nie była do końca pewna. Niczego nie była już pewna.
Przyzwyczaiła się, że nie ma kontroli nad swoim własnym życiem, swoim przeznaczeniem. Przyzwyczaiła się, że żyje w cieniu rzeczy, których nie powinna oglądać. Była przyzwyczajona do kłamstw, półprawd, zamkniętych drzwi, ale teraz…
Teraz wiedziała więcej. Wiedziała, jak to jest, p r z e ż y w a ć życie, podejmować decyzje, zajmować miejsce – i to było tak cudowne, że prawie niemożliwe. Sprawiało, że nawet morze wydawało jej się czymś więcej niż ponurym grobem, mogłaby pożeglować do każdego zakątka świata i z powrotem.
Zastanawiała się, czy Elsa kiedykolwiek mogłaby chociaż zacząć cokolwiek z tego rozumieć. Czy Elsa pamiętała w ogóle, jak to jest, czuć się wolną, szczęśliwą i żywą? Przecież musiała coś jeszcze czuć.
Złość. Na pewno czuła złość – i poczuje ją znowu, kiedy Anna na nich wszystkich naskarży, tylko na Olinę nie, nigdy nie powie złego słowa na Olinę, ona była okrągła i ciepła jak racuszek.
Kryształ, którego ostatecznie nie oddała Kristoffowi, sprawiał, że nie marzła tak, jak zwykle, ale coś zimnego nagle pękło w jej piersi i rozlało się po klatce piersiowej, zupełnie tak, jakby w jej sercu wciąż tkwił lód, który chłodził krew i zamrażał ją od środka.
Poczuła się taka bezbronna i samotna.
Czy tak właśnie przez cały czas czuła się Elsa?
Mogę ją przecież zapytać — pomyślała, chociaż wcale nie była tego taka pewna.
Zebranie się na odwagę, żeby zapukać, zajęło jej prawie godzinę wpatrywania się we własne dłonie. Po drodze słyszała, jak zegar wybija jednocześnie dwudziestą trzecią i wszystkie idealne słowa, których mogłaby użyć, z jej głowy.
Wzięła głęboki oddech, była przecież stworzona do stukania do drzwi…
— Elsa…?
Nacisnęła na klamkę, ale siostra nic nie powiedziała. Światło świeczki uwydatniło rysy jej twarzy i napełniło je cieniami.
Elsa spała.
Okulary, o których musiała zapomnieć – tak rzadko ich używała – przekrzywiły się na jej nosie, ale jakimś cudem nadal wyglądała dystyngowanie, królewska nawet we śnie. Anna poczuła, jak ciężar doskonałości siostry ciąży na jej ramionach.
Czy to brzemię zawsze było takie ciężkie?
Próbowała przypomnieć sobie coś z Przedtem. Z tyłu głowy znalazła wspólny pokój – teraz już tylko jej – z trójkątnym oknem, przez które wpadały promienie zorzy i nie pozwalały jej spać. Pamiętała, jak wymykała się z własnego łóżka i wślizgiwała obok siostry, kiedy łaskotki nie przynosiły skutku, musiała szczypać, a później chichotały, aż zasnęły ze zmęczenia.
Było coś jeszcze? Co jeszcze mogło się pamiętać z czasów, gdy miało się pięć lat?
Pamiętała zabawę. Pamiętała miłość.
Czy to w ogóle mogło wystarczyć?
Czy miłość mogła wystarczyć?
Czy ona sama była wystarczająca?
Później obudziła się do pokoju zbyt wielkiego dla jednej osoby. Pamiętała koszmary (wilka, górę, kąsające zimno, trolla, który pocałował ją tak, jakby chciał wyssać z niej duszę, pappę mówiącego, że Elsa jest „u siebie, śpi, i ty też powinnaś”), pamiętała, jaka była przerażona, zdezorientowana, zmuszona do zaakceptowania faktu, że pytania bez odpowiedzi będą stałą częścią jej życia.
Ale to było Przedtem, teraz było Teraz, i te wspomnienia były tylko snami o przeszłości, a ona przecież już się nauczyła, jak niewiele snów się spełnia.
Spojrzała na swoją dłoń, pod którą drżała klamka, później na łóżko. Elsa miała pod oczami niebieskie półksiężyce. Anna westchnęła i powoli się wycofała, cichutko, na palcach. Zdecydowała, że może poczekać, aż siostra się obudzi, żeby zacząć zawracać jej głowę.
W końcu bycie królową musiało być trudne.
Doktor Foss potwierdził zapalenie gardła i zapytał, czy Anna życzy sobie może upuścić krew. Żartował sobie z niej, widziała to po sposobie, w jaki drgnęły mu wąsy, ale i tak zaprotestowała, na wszelki wypadek.
— Przecież mówił pan, że w Niemczech przestali już to robić. — Pamiętała, jak próbował wyperswadować to Elsie, powołując się na badania, które twierdziły, że podobne praktyki przynoszą więcej szkody niż pożytku, a ona, zadziwiająco nieprzekonana argumentami naukowymi, skwitowała to uniesieniem brwi i lodowatym: „Ale nie jesteśmy przecież Niemcami, prawda?”.
Anna zawsze wolałaby już chorować, niż pozwolić dłubać sobie w żyle (chociaż nie zawsze pozostawiano jej w tej kwestii wolną rękę).
Biedna Elsa. Jakie demony musiały ją ścigać?
— Ach-nna!
Płatki śniegu, lekkie jak szept, posypały się jej na nos, kiedy Olaf się nad nią pochylił. Øydis przyniosła jej tabliczkę, kiedy gardło stało się za ciasne na cokolwiek poza poza „mhm”, „y-y” i ciepłą herbatą.
Pewnie przez jakieś zarazki — napisała więc Anna, bo bałwanek chciał koniecznie wiedzieć, czemu jest chora, ale problem polegał na tym, że on nie potrafił składać liter w słowa. Może dlatego, że dotarli dopiero do „K”.
Rękawem koszuli nocnej starła pierwsze trzy słowa, paznokciem postukała w „Z”.
— „Z” jak zarazki — wychrypiała.
— Zarazki — powtórzył wyraźnie dumny z siebie Olaf i zaczął literować, a Anna nie wiedziała już, czy bardziej żałuje każdej chwili, którą poświęciła na uczenie go liter, czy faktu, że zgodziła się, żeby dotrzymał jej towarzystwa, kiedy leży na tym łożu boleści. — Z-A-R-A-S-K-I.
I powtarzał to tak długo, aż jego głos zmienił się w odległy szum, który ukołysał ją do snu.
Pamięć? Wspomnienia??? — nabazgrała na tabliczce przy okazji kolejnej wizyty doktora Fossa. Posłał jej zdumione spojrzenie znad cienkich oprawek okularów, ale poprawił mankiety koszuli, jakby szykował się do ciężkiej pracy.
Cóż. Anna właściwie nigdy nie paliła się do dyskusji z nim, bo doktorzy kojarzyli jej się głównie z tranem, bańkami i wszystkim, co ostre.
Rysik skurczył się do ogryzka, kiedy doszli do wniosku, że wszystko, co pamięta Anna, jest jak sztuka teatralna. Obsada zmienia się za każdym razem, kiedy wraca do jakiegoś wspomnienia, konstruuje je w inny sposób. Bardzo podobało jej się to porównanie. Siedziała na łóżku z zatkanym nosem, otwartymi ustami i potakiwała, wpatrując się w niego tak intensywnie, że aż wirowało jej za oczami.
Doktor powiedział, że na to, co zapamiętała, może mieć wpływ nie tylko samo zdarzenie, ale też wszystko to, co miało miejsce przed nim lub po nim. Mogła wykorzystywać informacje, które miała – lub wydawało jej się, że ma – żeby nadać mu znaczenie i umieścić w kontekście.
Śpiewające trolle? Troll mnie pocałował?
— Tak — uśmiechnął się doktor. Anna miała wrażenie, że aż zaparowały mu okulary. — Niektórzy badacze twierdzą, że wyjątkowo traumatyczne zdarzenia zapamiętujemy wyjątkowo jasno i wyraźnie.
Anna potrząsnęła głową tak gwałtownie, że prawie spadła przy tym z łóżka. Ślub z Kristoffem w żadnym wypadku, w żadnych okolicznościach nie mógłby być traumatyczny. Rysik zamarł nad tabliczką. Nie, tego przecież doktorowi nie napisze.
Pomyślała o tym, jak wszyscy doskonale pamiętali, co robili w dzień śmierci dziadka, chociaż jej mieszała się nawet data. Wrzesień, -nasty. Albo coś z piątką.
Z dnia pogrzebu rodziców zapamiętała tylko tyle, że kapitan Enger był dla niej chyba po raz pierwszy miły, ktoś podał jej chusteczkę, która była za ładna, żeby miała mu ją później zwracać, a wszyscy dopytywali w kółko „Gdzie twoja siostra?” i szeptali za plecami, a ona była na nią wściekła. Gdyby nie było jej tak przykro, pewnie byłaby w f u r i i .
Doktor Foss zerknął nad jej ramieniem i pokiwał głową.
— Uczucia łatwo jest pamiętać.
Anna też pokiwała głową, bo miał rację. Zawsze pamiętała ciepło i zimno, ale nie fakty, kolejność zdarzeń, kto co powiedział.
— Czy Wasza Królewska Wysokość nie chciałaby może zacząć przelewać ich na papier? — Widziała, jak marszczy brwi na krzywe, wściekłe linie podkreślające istnienie trolli. — To może przynieść ulgę.
Łatwo powiedzieć.
Elsa, gdyby mogła, zostałaby pewnie drugą Lovisą Åhrberg. Anna, która nie mierzyła tak wysoko, nie musiałaby być nawet jak Camilla Collet, mogłaby pisać opowiadania do gazet. Nawet nie takie, które zostaną później wydane w formie książek. Ale dziennik?
Wygładziła kołdrę najstaranniej jak umiała i sięgnęła po zeszyt do geometrii, bo był najbardziej pusty (kto by odrabiał lekcje, kiedy może w spokoju chorować), może z wyjątkiem kilku błędnych obliczeń i rządka serduszek otaczających jej imię przy nazwisku Kristoffa na ostatniej stronie (którą szybko złożyła).
Sekretny Dziennik Księżniczki Koronnej Arendelle Anny
strona 1 z
Nigdy nie zapisała więcej niż stronę, najczęściej zbyt brzydkim pismem, żeby jej później nie wyrwać, przez co najładniejsze notatniki, jakie miała, nie były już wcale aż tak ładne.
NIE CZYTAĆ POD ŻADNYM POZOREM!
(Elsa, jeśli to czytasz, to zołza z ciebie.)
Tak
naprawdę nie sądzę, żeby ktokolwiek miał to przeczytać (chociaż ja kiedyś
próbowałam czytać dziennik E
I tak naprawdę nie wiem, jak zacząć.
Za każdym razem, kiedy sięgała po pióro, ogarniała ją dziwna nieśmiałość, jak tedy, gdy wreszcie miała poznać kogoś nowego (co nie zdarzało się często). Marzyła o otwartym świecie pełnym przyjaciół, spalaniu piegów na popiół pod północnym słońcem i tarzaniu się w trawie.
Ale mogła pisać tylko o Kjekku, książkach, spacerach po ogrodzie i lekcjach, powtarzać plotki, które usłyszała przypadkiem, opowiadać o życiach, które nie należały do niej, bo w jej własnym do niedawna nic się nie działo.
Skup się. Atrament zaczął kapać, brudząc kartkę i kołdrę. Cienka okładka zeszytu kłuła w kolano. Pamięć. Wspomnienia.
Może od 27. lipca. To prawie od początku. K. skończył wtedy 22 lata. Ja miałam 23 dni, bo wszystko sprzed Teraz równie dobrze mogło się nie liczyć.
Dałam mu chusteczkę, którą sama obrębiałam, wyhaftowałam nawet jego inicjały (nadal jej używa!), a on zabrał mnie nad Harpefossen – ten sam, który mijaliśmy trzy tygodnie wcześniej w drodze do pałacu Elsy. Tylko jakbyśmy tym razem znaleźli się w zupełnie innym miejscu. To był piękny widok. K. pokazał mi dokładnie, gdzie trzeba byłoby stać, żeby zobaczyć słońce przez lód w wodospadzie.
Tym razem co prawda nie było już lodu, ale woda mieniła się jak płynne złoto. Lato było jeszcze piękniejsze po zimie, całe błękitne i zielone, ptaki śpiewały jak w maju. To była magia.
Ciekawe, czy on wie, co mówią o tym wodospadzie, że ten, kto stał tam ze swoją Miłością, jest zgubiony, bo nigdy już nie pokocha nikogo innego. Nie zapytałam. (Øydis mówi, że mężczyźni bywają płochliwi, jeśli chodzi o takie rzeczy, więc może dobrze, że tego nie zrobiłam.)
Po drodze znalazłam słoneczniki, ja zerwałam taki, który wplotłam we włosy, a K. ten jadalny. I jedliśmy też korzenie arcydzięgla!!! Moim zdaniem arcydzięgiel (K. mówi po prostu „dzięgiel”) wygląda trochę jak skrzyżowanie selera naciowego z krwawnikiem. Był gorzki, korzenny i okropny, i naprawdę ścierpły mi wargi i język (ale i tak czułam dokładnie, jak później K. mnie całował, myślę, że to dlatego mrowiły mnie usta – ale nie całował mnie TYLKO w usta).
Kiedy złota godzina minęła, zapytał, czy mi zimno, ale wtedy nie było mi zimno. Działo się pewnie jeszcze mnóstwo innych rzeczy, ale pamiętam tylko, że miał wtedy jeszcze takie dzikie włosy (na początku sierpnia je ściął), jego koszula była w bardziej zardzewiałym odcieniu czerwieni niż moja spódnica, i że materiał podwijał się pod jego dłonią, kiedy usiadłam mu na kolanach. Jego palce zatrzymały się idealnie na gołej skórze na granicy między pantalonami i pończochą.
Jakie miał gorące ręce! Jakby trzymał w nich rozżarzone węgle na chwilę przed tym, zanim mnie dotknął.
Pomyślałam, że mógłby poprosić mnie o wszystko na świecie, a ja bym się zgodziła, ale on o nic nie prosił – nawet o to, żebym poszła z nim na zabawę, chociaż następnego dnia była Wigilia Świętego Olafa.
Pocałował mnie za to tak, że kiedy później patrzyłam w lustro, to widziałam, że on mnie całował. Nawet w bluzce z zapiętym na ostatni guzik kołnierzykiem.
Anna przygryzła końcówkę pióra, bo nagle znów pojawiła się
PUSTKA.
Po powrocie odwiesiła bluzkę na wieszak, materiał wydawał się szorstki jak dłonie Kristoffa. Nie mogła zasnąć, bo wciąż myślała o gorących znakach, które te dłonie kreśliły na jej spoconej skórze, a później obudziła się tak ogniście zarumieniona, że prawie utopiła się w misce z wodą, bo tak przyjemnie chłodziła rozpaloną twarz.
Nie wiedziała, co było dalej. Zostawiła go z czerwonym śladem na szyi (wtedy-chyba-jeszcze-nie-kapitan Madsen westchnął, „Komary są nieznośnie o tej porze roku, prawda”, powiedział, ale to były tylko usta Anny).
On zostawił ją ze wspomnieniem żaru języka na wargach i świadomością, że „do trzech razy sztuka”, bo to właśnie był ostatni raz, kiedy ją pocałował.
_______________
* Garmr (ze staronordyckiego „szmata”, „łachman”) – w mitologii skandynawskiej piekielny pies, strażnik królestwa umarłych. Według niektórych opisów ma czworo oczu.
** Metsämarjakakku (fiń. „metsä” – las, „marja” – jagoda, „kakku” – ciasto) – fińskie ciasto z owoców leśnych.
Lovisa Åhrberg była pierwszym szwedzkim chirurgiem-kobietą, chociaż bez formalnego wykształcenia (kobiety w Szwecji mogły studiować na uniwersytetach dopiero od 1870 r., w Norwegii jeszcze później), z kolei Camilla Collet to norweska pisarka, prekursorka literatury feministycznej i bojowniczka o prawa kobiet.
Nie mam zielonego pojęcia, jak dokładnie wyglądały badania nad konceptem pamięci w XIX wieku, to pierwsza rzecz, której tak gruntownie nie zriserczowałam :') To, że nie zapamiętujemy zdarzeń jak filmu, idealnie pasuje do tego, co dzieje się w głowie Anny. Doktor Foss to mądry facet, mógł wysnuć takie wnioski na podstawie tego, co usłyszał.
Jeśli występują jakieś powtórzenia, to najprawdopodobniej celowo, nie chciałam, żeby dziennik Anny wyglądał tak samo, jak narracja z jej punktu widzenia.
Cześć!
OdpowiedzUsuńCzas najwyższy na ten rozdział, mam wrażenie, że jest tutaj dużo Kristanny. Nie mogę sie doczekać!
Bardzo mi smutno z powodu Anny i tego, jak bardzo nie potrafi sobie przypomnieć tego, co już się wydarzyło. Wydaje mi się splątana i bardzo zagubiona. Tak bardzo chciałabym, żeby ktoś jej pomógł.
No właśnie i tutaj pojawił się Kristoff! Anno nie martw się granicami, on ma dobre serce. Ja wiem, po prostu czuję to, że on ją przytuli, pocałuje i będzie jej na pewno cieplej.
Chciałabym się tutaj zatrzymać i jeszcze zwrócić uwagę na to, że Annie nadal jest zimno od czasu kiedy udeżył ją chłód Elsy prosto w serce. Tymbardziej jest mi jej szkoda :(
UsuńSzerokie plecy Kristoffa! To jest to! Podoba mi się ten opis, ale nie podoba mi się, że Kristoff właśnie zniknął. Nie mógłby zostać? Wiem, że nie i to pewnie naiwne ale tak bardzo bym chciała, żeby on z nią został.
I jest opis pocałunku! Tak bardzo podoba mi sie ten opis i bardzo chciałabym, żeby miłość Anny go pożarła. Bardzo bym chciała!
Miałam dylemat ponieważ na początku rozbawila mnie historia z łubianką truskawek, bo idealnie pasuje mi do Anny, ale kiedy zakończyłaś to serce mi pękło. Teraz nie wiem czy bardziej szkoda mi Anny czy też właśnie Elsy.
UsuńBardzo podoba mi się też opis, w którym Anna zwraca uwagę na emocje jakie mogą toważyszyć Elsie. I że głównie może być to złość, co jest zdecydowanie na prawdę bardzo smutne na swoj sposób.
I jakie to ładne określenie, że Olina jest jak racuszek!
I Elsa nosi okulary, ale to super! Mam nadzieję, że śnią jej się same dobre rzeczy i czuję, że gdyby Anna ją jednak obudziła to nie byłaby na nią zła ani nic.
Czyli Anna jest na prawdę chora! Czy może mi być jej jeszcze bardziej szkoda? Nie cierpię być chora, tylko w tedy strasznie boli mnie głowa. I Elsa bardzo mocno trzyma się tego, że nie są Niemcami! To prawda przecież to Arendelle!
UsuńOlaf jest niemożliwie męczący, ale dobrze że chociaż Annie udało się zasnąć.
A to bardzo mądry pomysł, że Anna próbuje z lekarzem poruszyć temat jej uciekających wspomnień! Zawsze mnie zastanawiało czy jakiś doktor nie powienien jej obejrzeć. Pewnie jej to jakoś nie pomoże, bo to magia ale byłoby to pierwsze co przychodzi na myśl. Może dziennik to dobre rozwiązanie!
Anna ma po pierwsze zeszyt do geometrii, którego nie używa - piątka! A po drugie ma serduszka dookoła imienia Kristoffa ♡
Bawi mnie, że Anna uznaje Elsę za zołzę, bo mogłaby przeczytać jej dziennik, ale Anna Elsy to już nie zawahała się, żeby przeczytać. Ha ha ha.
UsuńPodoba mi się pomysł, że Anna ma dopiero 23 dni. To bardzo fajna sprawa i bardzo mi do niej pasuje!
Dobrze, czyli 27. lipca Kristoff i Anna oficjalnie byli na randce? Jakie piękne opisy okolicy i byli pod romantycznym wodospadem! MAM OCHOTĘ KRZYCZEĆ (przepraszam za Caps Lock), ale tak bardzo mnie to cieszy!
I chwileczkę oni tak strasznie mocno się całowali! Ale to tak na prawdę mocno! I aż Anna usiadła mu na kolanach i on jej podwinął spódnicę i dotknął skóry nad pantalonami. I się całowali tak mocno, że Annie aż zostaly ślady. Ale mi sie to podobało, aż mi ciepło. Jakie to było fajne i jak dobrze się czytało. Widzę całą tą scenę, jest piękna i absolutnie najlepsza! Nie wiem już, który raz czytam ten fragment. Najlepszy! Szkoda, że potem Anna ma pustkę. Ale nie zmienia to tego, że jest to bardzo fajne!
Ten rozdział jest fantastyczny a przypisy bardzo pomagają! Nie mogę się doczekać więcej!
UsuńPozdrawiam :)
Temat wspomnień Anny będzie wracał jeszcze kilka razy, bo to niemożliwie niesprawiedliwe, że nigdy ich tak naprawdę nie odzyskała :C (W sumie nawet nie wiem, czy to w ogóle możliwe, filmy milczą w tej sprawie)
UsuńI tak, cały czas jej zimno – mniej albo bardziej, ale lód w sercu ma długofalowe konsekwencje :C
Też nie sądzę, żeby Elsa była zła, ale ich relacja jest chyba na jeszcze zbyt wczesnym etapie – tak na dobrą sprawę Anna zna swoją siostrę dopiero tyle, co swojego chłopaka – i Anna się zwyczajnie boi. Taka niepewność po wszystkim, co przeszła, bardzo mi do niej pasuje. I chyba nie muszę się powtarzać, że mi też jej szkoda :C
Anna jest idealną postacią, na którą mogę przelać moją nienawiść do matematyki xD
Taktaktak, 27. lipca Kristoff dostał na urodziny randkę z księżniczką :D Ponieważ na obecnym etapie akcji za bardzo nie przewiduję ich pocałunków, przynajmniej mamy retrospekcję jednego z nich :D I huhu, no mocno się całowali, wbrew pozorom to nie tylko zaspokajanie moich kristannowych braków, ta scena też jest istotna dla fabuły! Ale dopiero za kilka rozdziałów wszystko się wyjaśni.
Strasznie się cieszę, jeśli tak ci się podoba, dotarło do mnie właśnie, że jeszcze chyba nigdy nie opisywałam ich pocałunków – ale na pewno zrobię to jeszcze w przyszłości ♥♥♥
Cieszę się też, że przypisy pomagają – ale mam nadzieję, że nie przesadzam z ilością informacji, które ich wymagają :')
I niestety teraz mała przerwa od Kristanny, bo czas na Hansa, ale do nich też niedługo wrócimy!
STRASZNIE DZIĘKUJĘ ZA KOMENTARZ! <33
Jestem zachwycona, że aż tak ci się podobało! :D