Ariana dla WS | Blogger | X X X
Fagra, grýttur land, heimr Árnadalr
piękna, kamienna ziemia, dom Arendelle.

29.5.22

Rozdział 50. Natura bestii

_______________

„PEŁNA ŁASKI” BIBLIJNA ANNA, która wymodliła szczęście, mogła być jedyną, o której myślał Hans, bo jego egzemplarz Skrzywdzonych i poniżonych z epizodyczną Anną Andriejewną został tam, gdzie go zostawił: na stoliku nocnym w dawnej sypialni. Muszkieterami i Anną Austriaczką nie zaprzątał sobie głowy od czasu, kiedy pochłonął cała trylogię w wieku siedmiu lat, zachwycony, że jej pierwsza część – wreszcie coś ważnego! – pojawiła się na świecie w tym samym roku, co on.

Żadna inna nie miała znaczenia.

Uniósł brwi, uniósł kącik ust, jaka-Anna, próbując grać na zwłokę, szukając jakichś słów – ale czuł się pusty w środku. Potrafił prowadzić niezobowiązujące pogawędki, tylko że nigdy nie był zmuszony wykorzystywać ich do pokrycia kłopotliwego milczenia, bo zawsze miał kontrolę nad ciszą – a milczenie, które zapadło między nim a Kruszyną było zupełnie nowe.

Nad tym nie umiał zapanować.

Pomyślał, że nie powinien odczuwać tego jako porażki – ale odczuł, więc pomyślał, że on sam też powinien znajdować się teraz gdzie indziej, w świecie literatury i sztuki, a wieczorami bawić się w towarzystwie przyjaciół, sącząc whisky, którą ktoś mu zaserwuje.

Miał jeszcze w ogóle jakichś przyjaciół? Poza Eugène’em Herbertem (po tym, jak Hans ściągnął łatkę największego skandalisty Europy z barków jego przyrodniego brata) i Manusem, dzięki przepełnionych triumfującą, protekcjonalną życzliwością listom którego utwierdzał się w przekonaniu, że nie potrzebuje wrogów. (Lubił się łudzić, że Pernille przed napisaniem do niego powstrzymuje wyłącznie brak umiejętności.)

Siedemnasty października — przypomniał sobie.

Kruszyna przechyliła głowę, rzucając mu pytające spojrzenie. Włosy opadły jej na policzek i nadgarstek, oddzielając ją od niego jak zasłona. W słabym świetle były jednocześnie ciemne i jasne, blizna, o której krawędzie zahaczały, wyglądała na spopieloną.

Sobota.

Hans pochylił się nad swoim kubkiem, utkwił wzrok w blacie stołu. Miał ochotę go odepchnąć, żeby nic ich nie dzieliło. W wyobraźni zobaczył, jak się do niej zbliża, jak ich kolana się dotykają, a jego dłoń łapie jej.

Wyobraził sobie, że jest tak blisko, że może poczuć jej oddech. Gdyby zamknął oczy…

Kruszyna szarpnęła głową, jakby jego myśli ją oparzyły, a on się wzdrygnął i wszystko minęło. Pięć dni. Stół wciąż tam stał, ciężki i sosnowy. Dzielił ich niczym góra.

Anna, księżniczka Arendelle, jakaanna  tylkoanna, Anna-nie-żyje,  o c h  A n n o . . .

Jego usta mają smak śmierci, kiedy obraca w nich słowa. Jej serce łupie pod jego dłonią, wciąż jeszcze szybko, dopasowując się do rytmu jego własnego, i to nie jest przerażające. Nie jest złe.

Ale tym razem coś jest inaczej.

Coś jest nie tak.

Tym razem ona odzywa się pierwsza.

— Och, Hans… — Zwykle sople jej nadgarstków pękają mu pod palcami, ledwie ich dotknie; jest tak krucha, że może rozpaść się pod ciężarem spojrzenia. Teraz chłód jej skóry wgryza się w jego ciało tak dotkliwie, że krew płynąca w żyłach piecze. Każdy ruch sprawia mu ból, nawet piegi palą, nie ma siły unieść dłoni, kiedy na jego twarz opada poduszka. — Gdyby tylko był tu ktoś, kto cię kocha.

Ostatnia noc w stodole Hellandów rzedła powoli, niespiesznie, a Hans nie spał ani przez chwilę od momentu, kiedy zamknął oczy, aż do chwili, w której ponownie je otworzył.

Kołnierz koszuli nieprzyjemnie ocierał się o szyję i dławił, ale i tak nie będzie mógł jej zwrócić przed wyjazdem, nie, dopóki czegoś nie kupi, a taka okazja prawdopodobnie nie nadarzy się już na terenie Arendelle.

 Sięgnął do najwyższego guzika, miał wrażenie, że rozpięcie go zajęło mu całe życie, ale kiedy ucisk na gardle się rozluźnił, zaczerpnięcie oddechu wcale nie przyniosło mu ulgi. Wręcz przeciwnie – czuł się, jakby się dusił.

Może to ten wiatr, każdy wydobywca lodu go przed nim ostrzegał – tak nieracjonalnie silny, że potrafił wywiać rozum z głowy, a może i duszę z ciała. Pod Lodowym Wierchem idący obok niego starszy mężczyzna nagle padł na kolana, ktoś inny kazał mu się modlić, wszyscy – i ci, którzy jeszcze trzymali się na nogach, i ci, którzy leżeli plackiem – twierdzili zgodnie, że to „pierdolona kołysanka diabła”.

Hans wyszedł na zewnątrz, na skostniałą ziemię, szary skrawek nieba i poranną mgłę, która zabierała perspektywę. Wysokie, niemal pionowe ściany skał zdawały się rosnąć wokół niego, głucho zamykając przestrzeń.

Ani podmuchu.

Proste metalowe obręcze uchwytów leżały we wnętrzu dłoni. Błysnęły oskarżycielsko, kiedy schylił się, żeby zanurzyć wiadra w wodzie, ale już nie kaleczyły, kiedy je uniósł, cięższe o piętnaście kander*.

Hans obserwował, jak pobielałe ślady roztapiają się na skórze, zszokowany i niepewny, ponieważ nigdy nie planował, żeby zaszło to tak daleko. Siniaki dojrzały i zaczęły opadać, pęcherze, które po każdej wyprawie nad rzekę cięły mu ręce, zmieniły się w delikatną szorstkość. Kiedy rozczapierzył palce, skóra się napięła, a on nie był pewny, czy dostrzega pod nią odbicie kości, czy odciski.

Wschód słońca zaróżowił odbicie gór na powierzchni wody, a Hans pomyślał, że po drugiej stronie są przecież jeszcze inne wioski, inne rzeki i inne domy.

Nigdzie nie planował zostawać tak długo.

Oczekiwanie było jak zimna i spokojna kraina, niewiarygodnie rozległa i pusta.

— Bardzo mi się tu podoba — powiedział, jakby chciał się usprawiedliwić. Słowa przyszły same, jak oddech, bez jego woli. Zabrakło mu jednej sylaby, w której mógłby zamknąć czas przeszły.

 Kruszyna wyjrzała przez okno, ale było jeszcze za wcześnie. Słońce nie zbliżyło się jeszcze wystarczająco do górskiego szczytu.

— I właśnie dlatego tu nie zostaniesz.

Pożegnanie się z tym życiem, surowym i prostym jak woskowa świeca, nie powinno być trudne, a jednak słońce nikło, podczas gdy on przechadzał się sztywno po kuchni – siedem szybkich kroków wzdłuż, po których był zmuszony zawrócić – jak uwięziona bestia.

Ciepłe i żółte światło zgasło, zanim przypomniał sobie, że „wątpienie to zdrajca”** i po raz ostatni sięgnął do kieszeni, żeby przeliczyć pieniądze, które wciąż jeszcze miał.

Trzysta osiemdziesiąt trzy Sigvrdvs Rex, kurwa mać.

Uniósł je nad stołem, miejscem, w którym uznał, że Kruszyna najłatwiej je znajdzie. Ręce drżały mu jak gałęzie drzew szarpane przez wiatr. Łysiejące profile ojca grzechotały w palcach – dwadzieścia, dziesięć, raz-raz-raz – brody na banknotach szeleściły.

Na okruchach chleba ułożył trzydzieści trzy rigsdaler***Księga Daniela, rozdział 5, strona 808: „Mane, tekel, fares. Policzone, zważone, rozdzielone” – ale coś nie podobało mu się w dwóch skrzyżowanych banknotach, po których toczyły się luźne monety. Wyglądały, jakby chciał coś nimi przekazać. Albo gorzej: jakby ich nie chciał, zgubił, wyrzucił, jakby się nad nimi  l i t o w a ł .

Zgarnął bilon. Banknoty też zabrał. Próbował wycenić pomoc Axla, bo miał świadomość, że wyświadczy sobie niedźwiedzią przysługę, nie dysponując odpowiednią kwotą, ale w przypadku jego braci nie było sensu liczyć cyfr – tylko na siebie.

 

Mane: przeliczył Bóg królestwo twoje i dokonał go.

Tekel: Zważonyś na wadze i znalezionyś mniéj mającym.

Fares: Rozdzielone jest królestwo twoje i dano je Medom i Persom.

 

Wreszcie położył na stole okrągłe 50, z pozieleniałą twarzą ojca na awersie. W koronach to dwa razy tyle. Dla Hellandów będzie to kolejna dwukrotność. Za tyle, za ile on kupiłby nowy płaszcz, oni być może postawią kårbolig****

Drzwi się otworzyły. Ojcowie na monetach mieli oczy puste jak przepaście. Spojrzenia ich towarzyszy z banknotów były jasne i drwiące. Hans pospiesznie przesunął się, żeby zasłonić blat stołu i judaszowe srebrniki, nie dając sobie nawet chwili na zrozumienie tego, co czuje na ich widok.

— Gotowy? — zapytał Jens Havik, tym razem głosem tak gładkim jak jego twarz.

Oczywiście, teraz mógł być dla niego miły – wciąż na ten swój nieprzyjemny, koci sposób pełen litościwego rozbawienia – w końcu to Hans, opuszczając wioskę, działał na korzyść ich wszystkich, oddawał im przecież swoje miejsce w stodole, drzemiącą w niej klacz, ścieżkę prowadzącą do rzeki i rozwieszony między sosnami sznur na pranie.

Ta myśl sprawiała, że zaczynał czuć dyskomfort.

Jens Havik posłał mu uśmiech, a Hans go odwzajemnił, bo lepiej było się śmiać niż płakać, lepiej było być żywym  niż martwym.

Przełknął ślinę, sztywno skinął głową, wykrochmalonym rogiem serwety przycisnął królewskie oblicze do blatu i ruszył za nim, nie oglądając się za siebie.

Zdał sobie sprawę z tego, jaki popełnił błąd dopiero, kiedy drzwi już się zamknęły.

„Tu jest mądrość. Kto ma rozum, niech zrachuje liczbę bestyi; albowiem liczba jest człowieka: a liczba jego sześć set sześćdziesiąt i sześć”. Apokalipsa, rozdział 13, strona 1153*****.

W kieszeni zostały mu trzysta trzydzieści trzy rigsdaler.

Objawienie świętego Jana.

_______________

* Kande – dawna duńska jednostka miary wynosząca 1,92 l.

** William Shakespeare – Miarka za miarkę (przeł. Leon Ulrich).

*** Do 1873 r. w Danii obowiązywały rigsdaler, których wartość równała się 2 obecnym koronom duńskim. W przypadku Południowych Wysp, które są bogatsze niż Arendelle, 1 rigsdaler = 2 korony arendellskie.

**** Kårbolig  dodatkowy budynek mieszkalny, do którego często przeprowadzał się gospodarz, kiedy nie mógł. zajmować się już gospodarstwem, które przejmował najstarszy syn (lub, w przypadku jego braku, córka).

***** Wszystkie cytaty z Biblii w przekładzie Jakuba Wujka.


To niestety ostatni rozdział z Hansem u Hellandów, ale zdecydowanie nie ostatni z Hellandami.

Nie mam pojęcia, czy i kiedy poszczególne książki Dostojewskiego doczekały się swoich duńskich wydań, ale Skrzywdzeni i poniżeni zostali opublikowani w 1861 r., więc Hans mógł to przeczytać (a przynajmniej zaczął). Linkuję jeszcze 2 rigsdaler z 1868 roku.

I obiecuję, że robimy sobie teraz przerwę od biblijnej symboliki!

5 komentarzy

  1. Cześć!

    Och, witaj książę Hansie. Właściwie to nie dokońca jesteś już księciem i uważam, że jest to to, na co zasłużyłeś w zupełności.

    Uważam, że to bardzo fajny pomysł na pokazanie jakie wrażenie robi na nim Kruszyna, oraz to, że nie wie jak przełamać ciszę, która jest między nimi. To jest takie niewymuszone - widać, że Kruszyna ma nad nim pewną władzę, której na dodatek nie pozyskała w jakiś zły sposób godny samego Hansa, nawet nie musiała się w żaden sposób starać. Po prostu była i powaliła Hansa tym jaka jest.

    Czy to był jakiś koszmar Hansa? Prawdę mówiąc sama sie przestraszyłam, to bardzo dobra zła mara- zasłużył sobie na to! Podoba mi się to, że ten fragment jest taki krótki - koszmary też nigdy nie są długie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A może to sumienie cię dławi Hans? Gdzieś głęboko? Chociaż prawdę mówiąc jest mi go trochę żal. Ma koszmary, budzi sie jak w innym świecie i nie umie sobie poradzić. Myślę, że życie zrobilo mu dużo krzywdy, ale też że on zrobił dużo krzywdy innym. To go nie usprawiedliwia.

      Bardzo podoba mi się ten fragment o wietrze. Brzmi jak wyjęty z legend o krainach wykutych z lodu i śniegu. Jest super! I czyli to znaczy, że nie było ani podmuchu wiatru, na który Hans może wszystko zrzucić to najprawdopodobniej na prawdę jakas niewielka cząstka sumienia go męczy. No proszę!

      I czy dobrze myślę, ale Hans ma chyba duży dylemat. Z jednej strony jest zły, że został na tak długo w jednym miejscu. Natomiast z drugiej strony zupełnie odwrotnie - on najchętniej nigdy by się stamtąd nie ruszał. Ale wie, że nie jest jednym z nich (no księciem to też już nie jest...), że w pewien sposób do nich nie należy. Równocześnie nie należy do nikogo ani już teraz do niczego, żadnego miejsca. Jest zagubiony. I zbyt zatopiony we własnej grze, żeby to przyznać.

      A i dobrze, że ma odciski. Uważam, że tylko Kristoffowi i innym wydobywcom dobrze z odciskami, ale wiem, że jego to boli, bo księciu nie wypada, więc dobrze mu tak!

      I chyba coś zrozumiałam - to że Hans stąd zniknie znaczy, że pewnie Kruszyna już nie będzie sie pojawiać? Jest mi smutno, bardzo ją lubię! I jej kota i Tora i naprawdę.

      Usuń
    2. Zastanawia mnie to, że Hans zostawił pieniądze. To znaczy zastanawia może nie być do końca trafne - myślę, że to dobrze, że Hans sądzi, że powinien zostawić pieniądze za swój pobyt, to grzeczne z jego strony. I zastanawiam się, czy w pewien sposób to Kruszyny nie urazi, jej dumy? Z drugiej strony bardzo bym chciała, żeby bardzo fajna odzina Helland kupiła za to cos do gospodarstwa, co jest im potrzebne!

      O i Jens go zawiezie? I bardzo dobrze, myślę, że Hans będzie skrępowany w jego toważystwie. I będzie się bardzo starać, żeby nie było tego po nim widać!

      O to Hellandowie jeszcze będą! Ale fajnie, bardzo się cieszę! I rzeczywiście atmosfera tego rozdziału jest dość jesienna. Ale mi to nie przsszkadza, lubię jesień!

      Usuń
    3. Podsumowując, pomimo Hansa to bardzo podobał mi sie ten rozdział i jestem bardzo ciekawa jak będzie wyglądała przeprawa Hansa do jego następnego punktu podróży.

      Pozdrawiam :)

      Usuń
    4. Ale masz niesamowite tempo! :O

      Takie mam wrażenie, że MM jest jedną z tych dziewczyn, które nie muszą wiele robić, żeby zwrócić na siebie uwagę facetów. I swoją drogą zgadzam się w zupełności z tym, że ma władzę nad Hansem – chociaż tego nie wykorzystuje (i może nawet nie do końca zdaje sobie z tego sprawę), a on nie chce się do tego przyznać. I zasłużył na to w zupełności, w końcu dostanie mu się jego własną bronią (:
      Tak, to był koszmar Hansa! Myślę, że ma spore wyrzuty sumienia – z powodu Elsy niekoniecznie, ale to, co zrobił Annie, go męczy. I w większości dość skutecznie wypiera myśli o niej, ale to, jak MM mu o niej przypomniała, sprawiło, że koszmar wrócił – połączony z obawą przed uczuciami do Kruszyny, których Hans udaje, że nie ma

      To, co wydobywcy gadają o wietrze jest inspirowane tym, co u nas mówi się o halnym :D Chociaż w Norwegii go nie ma
      Strasznie się cieszę, że ci się podobało, takie fragmenty to też moje ulubione <333

      O tak, Mari jest bardzo dumna, myślę, że Hans o tym wie, dlatego nie próbował ani jej, ani Torowi dać pieniędzy do ręki, stwierdził po prostu, że je zostawi, tak, żeby uniknąć konfrontacji – bo czuje, że jest im to winny (i co by o nim nie mówić, dobrze wychowany to akurat jest :D)
      I – hm, no właśnie, nie będziemy świadkami jej reakcji, ale myślę, że nie jest na tyle uparta, żeby te pieniądze na przykład wyrzucić – chociaż nie sądzę, że będzie zadowolona; tak jak mówił Tor na początku, oni nie chcieli pieniędzy, gdyby chcieli, na pewno by go o tym poinformowali

      Tak, Jens go zawiezie i będzie obecny w kolejnym rozdziale z perspektywy Hansa. Ale – malutki spoiler – MM też jeszcze będzie, bo też z nimi jedzie, jest mi tam potrzebna :D
      Tor będzie się przewijał jeszcze w POV-ie Kristoffa, w końcu razem pracują, a Kruszyna wróci na pewno w jego retrospekcjach! Hellandowie są zbyt super, żeby tak łatwo się ich pozbyć <3

      A Hans to zdecydowanie jeszcze przez kilka rozdziałów będzie szukał sobie miejsca xD

      Strasznie dziękuję za taki błyskawiczny (i swoją drogą wyczerpujący) komentarz! ♥

      Usuń