Ariana dla WS | Blogger | X X X
Fagra, grýttur land, heimr Árnadalr
piękna, kamienna ziemia, dom Arendelle.

26.6.22

Rozdział 52. Na kruchym lodzie

_______________

LODOWE POLA ROZCIĄGAŁY SIĘ PRZED NIM CICHE I LŚNIĄCE. Nieruchoma, zamrożona tafla wyglądała jak odłamki szkła rozrzucone między surowymi, porośniętymi sosnami szczytami.

Pobyt w górach miał w sobie coś kojącego, praca przynosiła spokój. Coś w kąsającym zimnie, palących mięśniach i odosobnieniu sprawiało, że Kristoff czuł się pełen nieskończonych możliwości. Wszystko inne można było odepchnąć na bok, zostawał tylko wysiłek, jasny umysł, piła przecinająca swoją ścieżkę przez lód.

Zatrzymał Svena, wciągnął do płuc zapach mrozu tak głęboko, że aż ścierpły mu zęby, i pomyślał, że jeśli przyjdzie śnieg, wcale nie będzie musiał się już martwić powrotem, bo zima uwięzi ich w górach na dobre i złe.

Ktoś pomachał do niego ze środka jeziora. Kristoff uniósł dłoń w odpowiedzi, ale nie rozpoznał twarzy, bo wstające słońce tańczyło na dłutach i chwytakach. Brązowiło zmarszczki, blizny, bruzdy i rozmywało twarze. Szczyty gór lśniły w nim jak srebro.

— Cosik wceśnie chytas robić — powitał go Harald, kiedy się zatoczył i prawie się z nim zderzył, uwieszony na ramieniu Kristera-czy-tam-Kristena, również wyraźnie wczorajszego.

— A wy cosik nieskoro kończycie — zauważył Kristoff, zawiązując ocieplacz pod szyją i starając się oddychać zapachem drobinek čilvi* topiących się na wełnie. — Jebie od was jak z gorzelni.

Zapach przetrawionego alkoholu zawsze kojarzył mu się przede wszystkim z ojcem, tym awanturnym i głośnym. Życie wymykało mu się z rąk, a matka zawsze była nieobecna, jeszcze zanim naprawdę odeszła, więc pił coraz więcej, żeby sobie jakoś radzić.

— Ano — przytaknął Karel — kapke sie popiło.

Kristoff się na to uśmiechnął, chociaż wcale nie zamierzał się uśmiechać.

Mężczyźni wymienili spojrzenia (szturchnięcie-szturchnięcie, mrug-mrug) i równie zgodnie stwierdzili, że tym razem łatwiej będzie zebrać w górach trzeźwość umysłu niż cokolwiek innego.

Zignorował to, ale jeszcze zanim wyciął pierwszy blok, przepocił beaskę po same gacie i zrozumiał, co mieli na myśli. Cioteczka Astrid niepotrzebnie robiła pranie.

W powietrzu wyczuwało się zmianę, tak samo jak w wodzie głęboko pod lodem i w wilgotnym wietrze. Szron osiadał na wargach i mroził zęby, jeśli oddychało się z otwartymi ustami.

Nocą lód się skurczył, w porannym słońcu na powrót rozszerzył, a na tafli pojawiały się szczeliny, w których utykały dłuta i z których ześlizgiwały się piły. Pęknięcia rozbiegały się na wszystkie strony, aż cała lodowa skorupa drżała, a jej wibracje wywoływały głęboki ton, po którym następował ciężki huk.

Tym razem nie było już przed kim się popisywać, nikt oprócz lodu nie śpiewał, a ten wciąż był twardy, jeszcze mocniejszy niż poprzednio – gruby na wysokość człowieka. Powierzchnia bieggagaikkohat** lśniła w miejscach, gdzie wiatr i pługi rozgarnęły śnieg.

Praca szła opornie i powoli, równie dobrze mogliby próbować przewiercić się do wnętrza góry, wydawało się, że mimo wysiłku nie robią żadnych postępów, ale magia zmieniła skava w biemardit*** i Kristoff czuł się sobą, kolejnym ze stojących w rzędzie mężczyzn, wytłumionych mrozem, i może to nie było wiele, ale tylko tego potrzebował.

— E, patrzcie, czy to nie Jego Lordowska Mość przypadkiem? — zarechotał ktoś po lewej stronie Kristoffa.

— Przeca to zwykły przypór, chłopie! — burknął stojący najbliżej niego mężczyzna. Zęby przeciąganej po lodzie piły zaturkotały – ramiona ciążyły jak worki z piaskiem i nikt niepotrzebnie ich już nie unosił – kiedy pokonał dzielącą ich odległość i nieoczekiwanie ryknął śmiechem.

Słońce chowało się za ponurymi, żółtoszarymi chmurami, które świeciły jak rozgrzany metal. Kristoff podążył wzrokiem za jego kommagar, zmrużył oczy, żeby spojrzeć na krzywego kutasa wyciętego w lodzie i parsknął tak, że ocieplacz zsunął mu się z twarzy.

— A idź ty w chuj z tym Peterssenem, i z królową przy okazji — zagderał Anton, mocując się z chwytakiem, który utknął na sztorc w bloku lodu, który próbował wyciągnąć z przerębli, ale uśmiechał się tak samo, kiedy mówił o Zimie Stulecia: jakby była jedynie gorszym podmuchem wiosny. — Co za parszywa robota.

Żółtodzioby prawie pokładały się ze śmiechu, reszta wydobywców lodu śmiała się pod nosem albo przynajmniej uśmiechała.

— A by cie fras, synek, wzion! — zachichotał Tor, klepiąc go po plecach. — Dawnośmy się tak nie najebali.

I chociaż ta wesołość, niepewna i smętna, z prawdziwą radością nie miała nic wspólnego, to Kristoff po raz pierwszy od sam-nie-był-pewny-kiedy czuł się normalnie.

Po kilku godzinach na tafli Mjøsa leżało więcej porozrzucanych ubrań niż lodowych bloków. Kiedy zeszli do kantyny na obiad, nikt nawet nie spojrzał w ich stronę.

— Pojutrze będziemy próbować od nowa — orzekł Tor.

Do pojutrze od teraz jeszcze daleko — pomyślał Kristoff, zerkając na niebo. Słońce chowało się za ponurymi, żółtoszarymi chmurami, które świeciły jak rozgrzany metal. Październikowe dni były zbyt krótkie, a oni wszyscy spali za mało, trzymani na jawie przez swoje osobiste biedy; następnego dnia mieli zmienić ich inni.

— To samo mówiłeś przedwczoraj — poskarżył się jakiś chłoptaś, wyraźnie obdarzony mniejszym poczuciem humoru niż Tor.

Teraz już mało kto się uśmiechał. Wszyscy mieli czerwone policzki i nosy, albo spaliło ich słońce, albo wypili za dużo, albo w ich twarzach odbijało się krwawe wieczorne niebo.

— No i mówię znowu. — Raki drapały śliską lodową powierzchnię, kiedy starszy wydobywca podszedł do brzegu. — Sezon jeszcze nawet nie w pełni. Mamy czas, synek. Rodzina ci z głodu nie wyschnie.

Nie kłamał. Jesienny mrok stawał się faktem. Minie jeszcze sporo czasu, zanim jezioro wyrwie się z okowów zimy.

W kantynie panował zaduch, który jasno świadczył o tym, że mężczyźni, których zastąpili w siłowaniu się z lodem, wcale nie mieli łatwiejszego zadania. Stęchły, gorzki dym wisiał w powietrzu jak dywan.

— Panowie nie zamykają drzwi! — poprosiła drobna dziewczyna ledwo widoczna zza kontuaru. Płomienie w palenisku strzelały w górę, niebieszcząc się na polanach, podczas gdy zza progu sączył się wieczór.

— O nie — jęknął Juhani, walcząc z Kristoffem o miejsce w kącie, jakby znów byli nastolatkami. Ława kuchenna cioteczki pełna była sęków, które wyznaczały granice, za część, która przypadła któremuś z nich w udziale, nie mogła wystawać nawet nitka, zupełnie jakby kreski na drewnie rozdzielały nawet otaczające ich powietrze. — Spierdalaj, dzisiaj w kuchni jest Marfa Iljanowna.

Kristoff był tylko pięć lat młodszy od Gauriego, ale siedemnaście od Lino, więc sęki i rysy wyznaczały mu jasne granice we wszystkich sferach życia z kuzynami.

— Przesuń dupsko, Jens — mruknął z rezygnacją, czubkiem buta potrącając nogę zajmującą resztę miejsca. Mężczyzna nie odpowiedział, zajęty ściąganiem swetra. — No nie, stary, oszczędź nam tego…

— Co, aż tak zdziadziałem? — zaśmiał się głos, który zdecydowanie nie należał do Jensa. Sweter upadł na podłogę, koszula zawisła na brzegu stołu jak serweta, a Kristoff spojrzał w twarz chrzestnego, porysowaną bruzdami, spaloną słońcem, ze złuszczoną skórą.

— Uhm, wybacz — mruknął, ale Ivar zbył go machnięciem ręki i pospiesznie wyjaśnił:

— Jensa raczej prędko nie zobaczysz, obiecał pomóc Kr… to jest, ee, pojechał z Me…

— Z Mari — podpowiedział Kristoff. „Kruszyna” przeszła mu już w końcu przez gardło, czemu by nie zdrobnienie, którego sam używał najczęściej. — Mhm.

Jens może i był jego najlepszym przyjacielem, ale nie był  w y ł ą c z n i e  j e g o  przyjacielem.

— A poza tym, wydawało mi się, że jest obrażony o… — Juhani gwałtownie pokręcił głową, uniósł dłoń do twarzy, ale opuścił ją natychmiast, kiedy Kristoff na niego spojrzał, i uciekł spojrzeniem.

— Co, o to głupie imię dla dziecka?

— Hm — odparł Ivar wymijająco. — No, to akurat wyjątkowo głupi pomysł, co?

— A to nie tak, że Jens miał mieć na imię Ivar?

— Tak właściwie to  t y  –  co prawda chrześniaku, ale pierworodny – miałeś mieć na imię Ivar, ale Leif powiedział, że chyba mnie… — urwał i odchrząknął, lata gderania Stine, żeby się wyrażał, wyraźnie odniosły pożądany skutek — że się nie zgadza, bo nazywanie dzieci po żyjących przynosi pecha.

Pociągnął nosem, ponad dwieście funtów**** chłopa, a Kristoff natychmiast musiał odwrócić wzrok, bo kiedy tak patrzył mu w twarz, widział odciśnięte na niej wspomnienie tego, że na pogrzebie ojca Ivar płakał.

Sięgnął po swój kufel i pociągnął tęgi łyk, zirytowany obrotem, jaki nagle przybrała rozmowa, zanim zwrócił się do Juhaniego:

— A tobie co, za zimno? — Sam ściągnął beaskę i podwinął rękawy koszuli, palce zesztywniały mu za bardzo, żeby rozpiąć guziki, mógłby je co najwyżej pourywać. — Czy jesteś taki skromny dlatego, że twoja dziewczyna ma dyżur?

— To nie jest moja dziewczyna!

— Ale chyba chciałaby nią być, co? — włączył się Ivar. Stół zatrzeszczał niebezpiecznie, kiedy się na nim oparł, żeby znacząco mrugnąć do Juhaniego.

— Dajcie spokój, ona ma chyba ze czternaście lat.

— Słyszałem, że dwadzieścia.

— A wygląda na dwanaście!

— Może po kilku piwach przestanie? — zasugerował Ivar. — Kilju potrafi zdziałać cuda, z doświadczenia mówię.

Kristoff zmarszczył brwi. Jego zdaniem kilju smakowało jak drożdże i szczyny, i miał wrażenie, że chrzęści mu w zębach od nadmiaru słodyczy. Ale Stine nazywała alkohol „wodą grzeszników”, a jemu nikt nie zabraniał picia. Kto by miał?

— Błagam, oszczędź nasze dziewicze uszy! — Juhani gwałtownie odsunął swój kufel i tylko bardziej zapadł się na swoim miejscu. Nie wyglądał przy tym już nawet na rozgniewanego, tylko na dziwnie smutnego, jakby życie robiło mu na złość.

— A Anna? — rzucił nagle Ivar, przenosząc całą swoją uwagę na Kristoffa, tak po prostu, bez tytułów, bez podtekstów, jakby naprawdę można było myśleć o niej jak o zwyczajnej dziewczynie.

— Co z nią?

— Chciałem tylko powiedzieć, że…  — Ivar zatoczył dłonią wokół, wskazał na Lodowe Pola widoczne za drzwiami. Na tle księżycowobiałego lodu beaski wyglądały jak poczerniałe kości. — No, oby była tego wszystkiego warta.

Kristoff upił kolejny łyk, ale skrzywił się bardziej na wspomnienie zamku i baronii niż smak piwa.

— Mam nadzieję.

Pot płynął po plecach, alkohol płynął z kija, a oni siedzieli, czekali, jakby lód mógł się od tego stopić, i zastanawiali się, jaka przyszłość czeka tę część kraju, ubogą we wszystko poza monotonią. Ktoś znów przywołał imć pana Engströma,  m e t a l o p l a s t y k ę ,  zabrzęczały monety, kiedy zaczęto obstawiać, jakie są obecnie najlżejsze sanie na rynku.

— Bez przesady, za coś chyba da się ją lubić?

Kristoff podniósł głowę, żeby dopasować głos do twarzy, palce zacisnęły się na uchwycie kufla w oczekiwaniu na ciąg dalszy – ale zobaczył tylko Bjørna, najmłodszego z chłystków, których jeszcze kojarzył. Miał chyba ze szesnaście lat i niekoniecznie nadawał się do tej roboty, ale potrzebował jej, żeby pomóc swoim schorowanym rodzicom. Czasem tylko niepotrzebnie wydawało mu się, że taka postawa jest wystarczająco szlachetna, żeby zapewnić mu jakieś fory u starszych wydobywców.

— Taa — parsknął łysy, krzepki facet – wyglądał jak Bjarne – który wydawał się mieć do Korony jakieś osobiste pretensje. — A niby  z a  c o  mielibyśmy ją lubić? — Zmroził Kristoffa spojrzeniem. To na pewno był Bjarne. — Jakaś podpowiedź, panie nadworny?

Kristoff wzruszył ramionami.

To nie tak, że nie znosił królowej, po prostu była wszystkim tym, czym na początku wydawało mu się, że może być Anna – i czym na szczęście nie była – ale nie dała mu żadnego powodu do czegoś więcej niż obojętność.

— No to może za to, że łaskawie nie wpakowała nas wszystkich do kryminału?

— Co się stało, Sørlie, jak nie ma Grovena, to nagle ty teraz nosisz spodnie? — zarechotał Harald. Kvive aż przestał się huśtać na krześle. Kiedy przednie nogi na powrót dotknęły podłogi, uderzył dłońmi w stół tak mocno, że aż podskoczyły wszystkie stojące na nim kufle. Kristoff wcześniej nawet nie zwrócił uwagi na brak Andersa, a jego kumple zwykle trzymali się z daleka od niego, co nieszczególnie go martwiło.

Reszta wydobywców lodu wymieniła szybkie spojrzenia, ale nikt się nie odezwał. Bo powszechnie znana prawda była taka, że królowa Elsa wpakowała ich tylko w jeszcze większe gówno niż to, w które wdepnęli wcześniej.

— Śmieszna sprawa — ciągnął Bjarne Sørlie – Kristoff nie miał wątpliwości, że teraz zapamięta jego nazwisko w całości – puszczając tę uwagę mimo uszu — niby pieprzysz księżniczkę, a koniec końców i tak nie jesteś lepszy od nas, bo twoja rodzina też beknie za Lodowy Wierch.

—  C o ?  — wykrztusił, ale mężczyzna z uśmiechem rozłożył ręce i wzniósł oczy do sufitu. Cisza zaczęła robić się tak głucha, że aż dzwoniła mu w uszach.

— Ano — potwierdził wreszcie łaskawie facet siedzący obok Bjarnego, ten z zębami jak szachownica.

— Daj spokój, pewnie i tak już na samą myśl im stoi — zauważył Juhani, kładąc mu dłoń na ramieniu. Dopiero wtedy Kristoff zauważył, jak drżą mu ręce. Puścił rączkę kufla, rozprostował palce i patrzył, jak wraca do nich kolor. — Nie dawaj im jeszcze większej satysfakcji.

— Jakiej, kurwa satysfakcji? — Ojciec chrzestny i kuzyn zgarbili się na swoich miejscach, jakby wspólny sekret zmienił się w kamień wiszący u szyi. Kristoff zobaczył, jak wymieniają spojrzenia i co gorsza zrozumiał zawartą w nich poufałość. — O co mu chodzi?

— Może… może lepiej będzie, jak jeszcze trochę się napijesz — zasugerował Ivar i zwrócił się do Marfy Iljanownej, która jakby tylko na to czekała. — Aniołecko, podasz nam jakąś wódkę?

Juhani przechylił swój kufel i jednym haustem wychylił całą zawartość, jakby od tego zależało jego życie, i odstawił go z hukiem na stół. Wyglądał przy tym na równie spiętego i niespokojnego, jak Kristoff się czuł.

_______________

* Čilvi (płn.-lap.) – grudki śniegu, które przywierają do ubrań lub sierści zwierząt.

** Bieggagaikkohat (płn.-lap.) – miejsce, w którym wiatr wywiał niemal cały śnieg.

*** Biemardit (płn.-lap.) – ciężka praca w głębokim śniegu.

**** 200 funtów norweskich  100 kg.


Możliwe, że jeszcze nie było okazji o tym wspomnieć, ale Ivar jest ojcem chrzestnym Kristoffa (a Leif był ojcem chrzestnym Jensa).

11 komentarzy

  1. Cześć!

    Z tego co widzę to powinnam przeczytać dwa rozdziały! Byłam na wakacjach na wsi bez internetu i bardzo się ucieszyłam, kiedy zobaczyłam jaka czeka mnie niespodzianka!

    Przeczytałam już poprzedni rozdział i mam nadzieję lada dzień go skomentować, ale muszę zacząć od tego. Ponieważ jest to rozdział, w którym jest zarówno dużo wydobywców, jest Tor i jest przede wszystkim Kristoff. Czego mogłabym więcej potrzebować. Jestem taka szczęśliwa!

    Czytając rozdziały Kristoffa, a w szczególności te, które mają miejsce w górach widzę jak bardzo dla Kristoffa praca fizyczna potrafi być odprężająca. To forma wysiłku, który najbardziej potrafi oczyścić jego myśli i ustalić co jest najważniejsze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mi się podoba kiedy używasz gwary w dialogach wydobywców lodu. Do nikogo innego to tak nie pasuje jak do nich - w końcu to górale i w ciele i w słowie! Tak samo pasuje do nich picie dużych ilości alkoholu ale to już zupełnie inna sprawa.

      Czyli ten lód przez, który oni usiłują się przepiłować jest gruby jak człowiek jest wysoki? Przecież to bardzo dużo! Musieliby mieć straszliwie długie piły. Ha ha ha. Ale myślę, że dla nich to nie jest za bardzo śmieszne. Muszą sobie z tym jakoś poradzić i nie chcę tego mówić, czy też pisać, ale chyba Elsa im bardziej pokrzyżowała niż ułatwiła ich plany. Zdecydowanie w takiej sytuacji przydałaby się jakaś tarcza kryzysowa. Jak teraz dziadek powiedział, że będzie z węglem. Ha ha ha.

      Usuń
    2. Wydobywcy to muszą być bardzo silni mężczyźni prawda? I przy tym na pewno bardzo ale to bardzo przystojni! Czasami mam wrażenie, że jest taki podział jak w tej bajce o mrówce Z, że jak jesteś przystojny to będziesz wydobywcą. Ha ha ha. Myślę tak, ponieważ ile razy wracam myślami do tego jak wyglądają oni, ich rozmowy i cały ich góralski świat to mam uczucie, że bardzo bym chciała też być cząsteczką takiego świata. Może to bardzo głupie i na pewno tam też nie jest tak bardzo kolorowo jak sobie myślę, ale czuję, że byłoby mi tam lepiej niż tutaj gdzie teraz jestem.

      Uważam, że to jak Tor podsumował sytuację idealnie oddaje to w jaki bałagan ich Elsa wpakowała. Wiemy z poprzedniego rozdziału, że nie chciała źle, ale no dobrze też absolutnie nie zrobiła i nie ułatwiła im zdecydowanie pracy. A wydobywcy trochę się przekomarzają, to się śmieją z władzy, to nie wiedzą czy się cieszyć czy płakać. Przewrotne chłopy z nich. Mężczyźni jak się patrzy!

      Usuń
    3. Trudno mi to ująć w prostrzych słowach ale jestem pewna swego - bohaterowie z książki? filmów? seriali? może z innych źródeł? A po co mi to! Kiedy mogę wzdychać i czytać rozdziały o najlepszych mężczyznach jakich znam!

      I a propos - czy to, że leżą ubrania na tafli jeziora znaczy że... wydobywcy zaczęli się rozbierać? Dla ochłody? Czy może im być czasami trochę bardziej gorąco i czy mogłaby na to patrzeć jakaś bohaterka? Albo może Autorko, masz jakieś niewykorzystane opisy, które dają wiekszy pogląd jak ci mężczyźni wyglądają? Bardzo bym chciała ♥

      Musiałam otworzyć sobie drzewo genealogiczne, żeby sobie przypomnieć kto tutaj jest kim (tak dla własnej pewności). Dobrze, że jest ten schemat! Dzięki niemu się nie pogubię. Juhani zdecydowanie tej Marthy to nie lubi. Będzie bardzo źle jeśli ona go darzy odmiennym uczuciem.

      O! To nie Jens tylko Ivar! Ależ muszą być do siebie podobni skoro nawet Kristoff ich ze sobą pomylił. Ale fajnie, że są aż tak do siebie podobni! Babcia mówi, że niedaleko pada jabłko od jabłoni!

      Usuń
    4. I znowu jest wspomniana Mari! Nie mogę się doczekać, aż dowiem się cokolwiek więcej o jej i Kristoffa historii - bardzo mnie to interesuję i nadal się zastanawiam co mogło się między nimi takiego wydarzyć.

      Ha ha ha! Czyli Kristoff miałby się nazywać Ivar? Całe szczęście, ze jednak nie - dobrze mu z jego imieniem. Pasuje bardzo do niego. Ale jest to bardzo zabawna historia.

      Czyli Ivar aż tak bardzo mocno przyjaźnił się z ojcem Kristoffa? Bardzo mnie poruszyło, że taki wielki chłop płakał na jego pogrzebie :(

      O motyw dziewczyny Juhaniego! To znaczy nie jego dziewczyny, chyba, że się z nim podroczyć. Ha ha ha, bardzo lubię te śmieszne wstawki - nie są takie niefajne jak w tych dziwnych komediach tylko na prawdę są śmieszne.

      I Ivar nawet wspomniał o Annie! WOW! Myślę, że jest tego nawet bardzo warta ♥

      Usuń
    5. Ha ha ha! Jaki słowny cios! Bardzo dobrze, Haraldzie! Jeszcze raz i jeszcze mu coś powiedz. Co to za atakowanie królowej i księżniczki! Myślę, że to chyba nie było w ich obronie, ale i tak cieszę się, że ktoś odważył się tak podciąć mu skrzydła. Pewnie i tak nie miał ich za dużych, ale po co miałyby urosnąć. Ha ha ha.

      I jeszcze ten człowiek ma odwagę się odzywać dalej?! I tak powiedzieć o Annie? Cieszę się, że Kristoff aż drgnął na krześle. Jestem oburzona takim zachowaniem ale może ciut podekscytowana? Nie rozumiem dlaczego ale lubię takie agresywne dialogi, zawsze nie mogę się w tedy doczekać rozwoju wypadków.

      I jak to rodzina Kristoffa będzie miała kłopoty z powodu Lodowego Wierchu? Czy powinnam się martwić. I tak chyba zaczynam już się martwić. Kristoff ratuj swoją rodzinę!

      Usuń
    6. Chciałabym jeszcze napisać jak bardzo podoba mi się atmosfera w tej karczmie. Grupa facetów, która rozmawia przy barze ale rozsiani są pewnie po całej sali. To jakby czuć tą atmosferę. Tak samo było na jeziorze - poczułam jakbym mogła oddychać takim powietrzem ze śniegiem co dzisiaj niesie wielką ulgę. Jest bardzo gorąco a u nich przyjemnie zimno.

      Dziękuję za jeden z moich ulubionych rozdziałów i czekam na kolejne, które mam nadzieję już niedługo przeczytam!

      Pozdrawiam i fajnych wakacji :)

      Usuń
    7. Hah, przyznam szczerze, że rozumiem twoje priorytety, też zaczęłabym od wydobywców xD
      A swoją drogą to wygląda na to, że miałaś super wakacje <3

      Myślę, że Kristoff jest trochę pracoholikiem i to, co napisałaś, świetnie go podsumowuje
      I cieszę się, jeśli podoba ci się gwara, niestety się nią nie posługuję, więc przy każdym rozdziale muszę robić risercz xD Może dlatego nie wszyscy nią mówią, tylko robią różne wtrącenia, chyba tylko Hilde z karczmy mówiła wyłącznie gwarą

      Tak, lód, który zrobiła Elsa się jakby, em, rozrósł od czasu jej wizyty, jeśli zakładamy, że teraz ma ze 2 metry to wątpię, żeby chłopaki miały tak długie piły xD

      Mrówkę Z pamiętam jak przez mgłę, chociaż kiedyś chyba oglądałam - ale ogólnie uwieeelbiam wydobywców ♥ więc w moich oczach prawie wszyscy są przystojni xD Z pewnymi wyjątkami, jak koleżki Andersa zaczepiające Annę chociażby
      Ale <3333

      Zgadza się, większość panów w tym rozdziale była rozebrana do pasa – ale jakoś tak się niefortunnie składa, że nadzy albo półnadzy mężczyźni jak do tej pory występowali tylko w POV-ie Hansa albo Kristoffa, a że to niekoniecznie ich obszar zainteresowań, nie było możliwości opisów :C Ale! planuję też damski punkt widzenia, tylko nie wiem jeszcze, kiedy

      Usuń
    8. (nie wiem czemu nie chciało mi opublikować komentarza w całości :|)

      Tak, Ivar i ojciec Kristoffa byli takimi BFF, potem przeszło na ich synów :D I myślę, że Jens jest do ojca niemożliwie podobny, przynajmniej fizycznie – i może w kwestii wyboru imion dla dzieci (całe szczęście dla Kristoffa, że miał też w rodzinie Kristoffera xD)
      (I cieszę się, że drzewo genealogiczne się przydaje, bo mnie, prawdę mówiąc, też :D)

      Harald i Knut (nieważne, jak nazywa go Kristoff, tak naprawdę to Knut) to taka dwuosobowa zapijaczona loża szyderców, myślę, że równie dobrze mogło oberwać się komukolwiek, ale też uważam, że dobrze powiedziane

      O tym, jakie kłopoty dokładnie będzie miała rodzina Kristoffa, będzie maksymalnie za kilka rozdziałów! A o Mari, jeśli uda mi się zrealizować wszystko według planu, jeszcze szybciej! >.>

      Strasznie się cieszę, że rozdział tak ci się podobał, dość długo nad nim siedziałam, bo ciągle mi coś nie grało, a jest z wydobywcami, więc chciałam, żeby był jak najlepszy :D I zgadzam się, że ten lód to prawdziwa ulga w te upały, nie jestem aż tak ciepłolubna :D
      I w ogóle to, że moje zabawniejsze sceny nie są wymuszone i durne, to naprawdę ogromny komplement <3 też nie lubię tych slapstickowych typowo amerykańskich komedii

      Bardzo dziękuję za komcia i udanego dalszego ciągu wakacji! ♥

      Usuń
    9. Tak, wakacje były bardzo fajne!

      W takim razie risercz robisz jak zawsze bardzo dobry. Podziwiam cię za to, ponieważ to na pewno wymaga od ciebie dużo cierpliwości i czasu. Nie znam drugiego tak dobrze przygotowanego i przemyślanego opowiadania. Chciałabym kiedyś móc recenzować książki i trochę czytam - książek i opowiadań. I do tego zawsze wracam, żeby skrobnąć parę słów.

      Poza kolegami Andersa myślę, że wszyscy wydobywczy są zabójczo przystojni. Samych takich chłopaków dookoła. W szkole chłopaki albo chodzą w tak zwanych rurkach albo są głupi. Ciężko się z takimi dogadać ha ha ha.

      W takim razie czekam na więcej opisów negliżu z damskiej perspektywy!

      Wiedziałam, że Ivar i Leif to tak teraz Jens i Kristoff. Bardzo podoba mi się ten rodzaj analogii.

      Tak, dowcipność w rozdziałach bardzo mi się podoba.

      Pomimo, że spóźnione to dziękuję i pozdrawiam!

      Usuń
    10. Patrzę na daty komentarzy i aż mi się nie chce wierzyć, że aż tak dawno opublikowałam ten rozdział :000
      Ale cieszę się bardzo, jeśli wakacje się udały (oby te krótkie jesienne ferie podobnie :D), bo zasłużyłaś po całej tej pracy, którą odwalasz w komentarzach :D (<333)

      Tak nawiązując do Pottera - Leif i Ivar to takie pokolenie Huncwotów (w każdym razie w mojej głowie to miało sens, teraz już zwątpiłam), a Kristoff i Jens to pod wieloma względami idealne kopie :D Cieszę się, że to zauważyłaś ♥

      Recenzowanie brzmi mega super! Gdybyś miała jakieś opka warte uwagi to możesz mi podrzucić! W takim razie trzymam kciuki bardzo za rozwój warsztatu :D

      Usuń