ZIMNO...
Arendelle jest młode, ziemia ubita pod obcasami żołnierzy, którzy wydeptują swoją obecność wśród żywiołów.
Od spowitych mgłą skał odbija się odległe echo rozkazu Rúnara:
— Chcę, żeby mój syn był bezpieczny! — nadal po duńsku, w języku królów.
Ale w tym lesie nie ma dla nich miejsca. Tu królują wyłącznie brzozy.
…
Zimno – cieplej – ciepło…
Obdarta dziewczynka klęka wśród mchów. Wie, co powinna zrobić.
„Obyś sprostała siłom, które wyzywasz”, przypomina sobie.
Unosi krwawiące palce, ale zamiast dotknąć nimi skały, przytyka je do ust. Dławi się joikiem.
Nie sprosta. Nie potrafi, nie jest gotowa.
Nie teraz.
…
Coraz cieplej…
— Oddaj mu to. — Kobieta, która to mówi, nie jest nawet jeszcze kobietą; wygląda jak młoda dziewczyna, która nie zdążyła się zaokrąglić w czasie bogatego lata, ale oczy ma stare jak lodowce. Jej włosy złoci blask z zaciśniętych pięści. — Powiedziałeś… powiedziałeś, że mój syn tu przyjdzie. Wtedy masz mu to dać.
Kiedy zadziera podbródek, jest jeszcze wyższa i nawet górujący nad nią troll nie wydaje się już taki potężny.
Ona nie prosi.
…
Gorąco!
Magią, jak wszystkim innym, rządzą zasady. Nawet Ona ma swoje ograniczenia.
— Nie, w s z y s t k o — sprzeciwia się król Agnarr, który nie potrafi tego zrozumieć.
Przekonał Radę Królewską do swojego pomysłu poślubienia zagubionej, kruchej dziewczyny, która przybyła z daleka. Teraz ta sama dziewczyna kuli się obok niego, blady cień samej siebie, bo nie takiego życia pragnęła. Ale on tego nie rozumie – czyż wszyscy nie muszą się teraz przed nią kłaniać, nawet wuj Sigvard, przez mgnienie oka następca tronu dwóch królestw, który był jej najbardziej przeciwny?
— Musicie zabrać wszystko. — Potrafi nagiąć wolę ludzi; trolle to tylko skały. Glina również w pewnym sensie jest skałą. — Zabierzcie każde wspomnienie, każdą myśl.
Parzy!
Za oknem szemrał wiatr, góry patrzyły.
Ah-ah-ah-ah…
Elsa złapała opatrunek zsuwający się z obojczyków i wzdrygnęła się, kiedy poczuła znajome mrowienie w palcach. Cofnęła dłoń odrobinę za późno; lód już przesączał się przez jedwabne rękawiczki w kolorze kości słoniowej.
Halka, pod którą ukryte były zdarte, drżące kolana, miała dokładnie ten sam odcień, podobnie jak jej skóra, z którą zlewał się materiał – do tego stopnia, że zerkając przelotnie w swoje potrojone odbicie w lustrach przy toaletce, miała wrażenie, że siedzi tam zupełnie naga.
Wykonała nerwowy ruch ręką, tym razem niczego nie dotknęła, ale poczuła, jak jej klątwa tka sieć oplatającą ją w pasie jak gorset, którego jeszcze nie zdążyła włożyć, i wszystkie warstwy muślinu i koronek, które miała na sobie, nagle stały się tak ciężkie, że nie była pewna, czy da radę wstać o własnych siłach.
Poszukała wzrokiem dzwonka – czy gdyby zmuszona była zadzwonić po Heddę, dałaby radę go dosięgnąć? Ale nie, odprawiła przecież Heddę, na wezwanie musiałaby stawić się jakaś inna, jeszcze bardziej obca służąca – i kątem oka zauważyła blask, jak lodowiec skrzący się w słońcu.
Wzięła głęboki wdech, zanim odważyła się spojrzeć w dół, ukrywaj, nie przeżywaj…
Sztywna, lśniąca konstrukcja pokrywająca jej klatkę piersiową bardziej przypominała zbroję niż bieliznę. Na tę myśl poczuła się o wiele bezpieczniej.
Anna nie mogła sobie przypomnieć, co dokładnie jej się śniło, więc leżała tylko na wznak, wsłuchana w panującą w niej pustkę, koncentrując się na niej, aż prawie poczuła opaleniznę oblepiającą skórę i przypomniała sobie przesycone wonią kwitnących lip powietrze, gęste i słodkie. Zapach wolności na księżycowych bezdrożach.
Przesunęła palcem po wargach, spierzchniętych przez ciągłe wycieranie nosa i spanie z otwartymi ustami. Te same wargi całował Kristoff, ale jak dawno to było, może jego dotyk niedługo też zapomni.
Opuściła rękę. Ognisty kryształ, który ściskała przez sen, odcisnął się zadrapaniami we wnętrzu dłoni i czerwoną, nierówną plamą na obojczyku. Jej myśli wirowały jak liście opadające na jesiennym wietrze.
Kątem oka zobaczyła, jak do pokoju wchodzi Øydis i ustawia na stoliku nocnym wazon z kwiatami.
Łatwo było sobie wyobrazić, z zatkanym nosem i rozmytym wzrokiem, że to fiołki i bez, mniszki lekarskie i słoneczniki.
Ale pokojówka musiała to zepsuć, oznajmiając:
— Jesienne krokusy od hrabiego… no, z jednego z tych dużych okręgów.
Jak patriotycznie — skwitowała Anna w myślach, po czym już na głos jęknęła i zakryła oczy dłońmi, postanawiając, że jednak nie chce widzieć tego, co się przed nią znajduje.
Jedyną osobą z „tych dużych okręgów”, która mogła przesłać jej kwiaty, był dowódca Regimentu Opplandzkiego Fleischer, wielki jak garderoba i niezdarny jak kloc, z którym tańczyła polkę podczas balu koronacyjnego Elsy. Nie zapamiętała ani jego odznaczeń, którymi się chwalił, ani stopnia wojskowego, w przeciwieństwie do niezapiętego dolnego guzika w kurtce od munduru i faktu, że kłaniał się tak zamaszyście, że niechcący, ale zupełnie dosłownie wepchnął ją prosto w Jego ramiona.
On nie był czymś za co można przeprosić w wystarczającym stopniu, ale wydawało jej się, że doszli do porozumienia w sprawie tego, że potrącenie księżniczki nie kwalifikuje się pod zdradę stanu.
Później napiszę kartkę z podziękowaniem — postanowiła.
Øydis odchrząknęła, co zwróciło jej uwagę.
— Na Waszą Królewską Wysokość czeka jeszcze list — powiedziała z wahaniem, wyjmując coś z kieszeni fartucha.
Jesteś pewna, że to do mnie? — Anna spojrzała na nią z rezerwą, wskazując na siebie obiema dłońmi. Nie czekała na żadne wiadomości; list do Roszpunki wysłała kilka dni wcześniej, jeszcze zanim się rozchorowała, a poczta nie działała tak szybko, żeby mogła już dostać odpowiedź. Poza kuzynką raczej niewiele osób pisywało do Anny.
Pokojówka przytaknęła.
— Do rąk własnych.
Serce Anny wykonało fikołka – z podekscytowania, a może z napięcia. Do rąk własnych. To mogło… czy to mogło właśnie t o znaczyć?
Kristoff — zaśpiewało jej w duszy. Myśli zmieniły się w skłębioną mgłę – Kristoffkristoffkristoff – aż musiała ukradkiem dotknąć czoła, żeby sprawdzić, czy gorączka na pewno nie wróciła.
Powoli usiadła, wygładzając palcami brzegi piętrzących się na jej kolanach koców – raz-dwa-trzy, wszystkie cztery, po kolei – i powiedziała:
— Nie mam ochoty go teraz czytać — mając nadzieję, że brzmi obojętnie. Z zachrypniętym, nosowym głosem nie wydawało się to wcale takie trudne. Machnęła ręką: Połóż go na toaletce, dobrze?
Øydis posłusznie odłożyła list, dygnęła i opuściła sypialnię.
Ledwo zdążyła zamknąć za sobą drzwi, Anna wyskoczyła z łóżka i przebiegła przez pokój. Kryształ płonął, jakby zaraz miał wypalić dziurę w jej koszuli nocnej, a podłoga pod stopami po raz pierwszy od dawna nie wydawała się lodowata jak Ocean Arktyczny.
Ktoś opowiadał:
— Podobno wrzeszczała jak upiór. Musiało ją trzymać trzech lokajów! — ale umilkł, kiedy tylko królowa Elisabet wyszła na korytarz.
Elsa została zamknięta w pokoju, gdzie jej miejsce. Tak było zwyczajnie lepiej.
Podczas zapinania guzików bluzki za bardzo drżały jej dłonie, przytuliła materiał zbyt blisko ciała i odbiła się na nim kropla krwi. Chłonność jedwabiu sprawiła, że natychmiast rozkwitła w plamę, a ją zirytowała własna niezdarność.
Wyobrażała sobie, jak doktor Foss celuje palcem w jej pierś, czując się w obowiązku zwrócić uwagę wszystkich na plamę i zachęcić do bliższego przyjrzenia się fatalnemu stanowi królowej i skomentowania go. Elsa była w końcu podatna na histerię, tę plagę młodych, niezamężnych kobiet, o której lubił przypominać jej każdy wuj z zakusami na tron (czyli k a ż d y wuj).
Z trudem szła po zniszczonym korytarzu, który z każdym krokiem bardziej się wybrzuszał i pęczniał, aż uwypuklana przez każdy oddech plama zmieniła się wreszcie w ranę postrzałową.
Kiedy ktoś wreszcie odważy się otwarcie zasugerować, że królowa jest niespełna rozumu i należałoby mianować regenta?
Za oknem deszcz strącał z drzew liście, które zasypywały ogrodowe ścieżki jak mokre konfetti. Przyłożyła dłoń do gardła, ścisnęła odrobinę za mocno. W zamku nie było świeżego powietrza, które mogłoby rozwiać opary wirujących wokół niej plotek.
Schody wiły się między falującym rąbkiem sukienki, a wyściełający je dywan płakał, muskając poły materiału, jakby zaraz miał ją pochłonąć albo…
Okiełznaj to. Nic nie czujesz. Nic a nic.
Musiała się przebrać. Nie mogła podsycać ognia. Powinna zachowywać się normalnie.
Nie czuj nic.
Z wysoko uniesioną głową minęła trzy pokojówki, które natychmiast przerwały rozmowę i dygnęły zdecydowanie zbyt głęboko, a później z trudem oderwała drzwi gotowalni od zamarzniętych zawiasów.
— Ale po tym wolno mi wstać? — upewniła się Anna. — Bo, skoro już trochę mogę mówić, to chciałam porozmawiać z Elsą. Podobno mówiła, że zejdzie dziś na obiad, ale... — Ale wiele razy już tak mówiła. — …chyba po prostu zgłoszę się do niej na audiencję. Myśli pan, że przyjmie mnie przed poniedziałkiem?
Doktor Foss uprzejmie się zaśmiał, albo przynajmniej tak jej to zabrzmiało, równie dobrze mogła pomylić jego parsknięcie z odgłosem bańki przysysającej się do łopatki.
— Tylko niech księżniczka będzie grzeczna — poprosił cicho, a Anna odruchowo głębiej wepchnęła zmięty list, który sprawiał, że była daleka od chęci bycia g r z e c z n ą , pod prześcieradło, jakby mężczyzna mógł przeczytać jego treść przez kopertę. — Ostatnio nie jest jej łatwo.
Papier parzył prawie tak samo, jak okrągłe ślady baniek, których pewnie miała już na plecach całą łąkę, aż Anna zaczęła się zastanawiać, czemu jeszcze nie zajęła się ogniem.
— To zupełnie jak mnie.
— Ale przynajmniej nie przystawiamy już pijawek — zauważył łagodnie doktor, próbując ją pocieszyć.
— No nie — wymamrotała w poduszkę Anna. — Pijawki same się przyssywają.
Elsa przez dłuższą chwilę wpatrywała się w zamknięte drzwi, zanim wreszcie zdecydowała się od nich odsunąć. Kiedy puściła klamkę, na metalu pozostał topniejący ślad.
Zacisnęła złą dłoń na fałdach spódnicy, prawą uniosła czekające na nią pudełko z Kløverhuset. Prawie go nie poznała, było zbyt ostentacyjne, zupełnie inne od wszystkich tych, w których przychodziły zamówienia składane w jej imieniu przez kogoś innego, w feerii wstążek i tłoczeń brakowało tylko złotego ER.
Odłożyła dołączony do przesyłki liścik, niezręcznie przycisnęła pudełko do żeber i weszła z nim za parawan. Dopiero tam, odgrodzona od długiego lustra, drżącymi dłońmi uniosła pokrywę.
— Och — powiedziała, bo zwyczajnie czuła, że należy coś powiedzieć, zupełnie, jakby dostała prezent.
Jedwab wyślizgnął się jej z palców i z brzękiem wylądował na podłodze. Elsa musiała zamknąć oczy, żeby podnieść suknię; kiedy materiał przykrył jej stopy, wrażenie brodzenia w kałuży krwi stało się zbyt wyraźne.
Żałowała, że nie ma przy niej Anny, ale przecież nie miała prawa prosić jej o pomoc, nie miała prawa jej się zwierzać, nawet, gdyby nie była chora – bo nigdy nie zachowywała się w stosunku do niej jak prawdziwa siostra, sama jej nie wspierała, a teraz…
Weź się w garść.
Otworzyła oczy, westchnęła i machinalnie pogładziła drobne perełki na staniku sukni.
To była wspaniała kreacja, cała z czystego jedwabiu i koronki, niemal zbyt wspaniała – odpowiednia bardziej dla królowej niż biednej, samotnej dziewczyny, pozostawionej sam na sam z cieniami.
Ale na tym przecież, przypomniała sobie, czując zapowiedź łez w kącikach oczu, polegały szczęśliwe zakończenia.
Gerda przyniosła świeże skoleboller* i gorącą herbatę, a wychodząc, przelotnie dotknęła jej policzka. Ten dotyk w dziwny sposób przypomniał Annie mammę i resztę poranka spędziła zwinięta w kłębek przed ogniem w kominku.
Później zdecydowała się nakarmić płomienie.
…Elsa mi nie ufa…
…Kristoff nie chce mnie już…
Na koniec dorzuciła list – tak właściwie to miała ochotę go opluć, ale bała się, że inaczej się nie spali – i patrzyła, jak słowa zmieniają się w popiół, aż poczuła pod powiekami piasek i jej oczy też zrobiły się gorące.
Trolle mówiły, że strach będzie jej największym wrogiem.
Doktor Foss mówił, że strach może być przejawem zdrowego rozsądku. Przez całą drogę przez rozarium babki Rity argumentował, że odczuwać strach to jak przygotowywać się na potencjalne zagrożenia, unikać ich – wszystko, żeby w rezultacie przeżyć.
Narażanie się na niebezpieczeństwo nie świadczy o odwadze, próbowała powtarzać sobie Elsa, wtykając dłonie pod pachy, jakby chciała stłamsić iskry. Pod pantoflami chrupały jej kałuże. Jest niemądre.
— Gdyby strach nie przenosił się z pokolenia na pokolenie, ludzkość mogłaby nie przetrwać.
Doktor otworzył przed nią drzwi oranżerii i w twarze buchnęło im ciepłe, wilgotne powietrze, które zatrzymało krzyk Elsy na krawędzi ust. O policzek otarła się jej gałązka storczyków; odpychając ją, poczuła zimny, woskowy dotyk płatków pozbawionych wszelkiego zapachu.
— Wielka szkoda — wymamrotała Elsa. Jeśli to strach wciąż trzymał ją przy życiu, nie mogła go docenić. Z wyrzutem pomyślała o ojcu, który zrobił zbyt mało, żeby ją go oduczyć.
— Przepraszam?
Elsa pospiesznie przyciągnęła w swoją stronę rosnący najbliżej intensywnie różowy kwiat.
— Mówiłam o storczykach. Wielkie okazy. Pochodzą z Sarawaku, uwierzy pan? — zapytała z kamienną twarzą, rozglądając się wokół. — Moja matka była w nimi oczarowana. Podobno pierwszy raz zobaczyła je w majątku Peterssena. Sprowadził je do Arendelle specjalnie na życzenie babki… cóż, jednej z nich, w każdym razie. — Gorycz w jej głosie pobrzmiewała wyraźniej, niż miała zamiar jej na to pozwolić. — Ja ledwo wiem, gdzie to jest, a on nie szczędził środków, żeby zdobyć najrzadsze egzemplarze.
— Cóż, ja inaczej wydałbym pieniądze — przyznał doktor Foss z ironicznym błyskiem w oku.
— Tak — zgodziła się Elsa. Kciukiem w koźlej rękawiczce zaczęła gładzić jeden ze zwisających dolnych płatków. — Też ich nie lubię.
Storczyki przywodziły jej na myśl monarchów na wygnaniu – ich wspaniałość nie pasowała do nowego, surowego otoczenia.
— Jednak to zaskakujące, że tutaj przetrwały, prawda?
— Mm — odparła Elsa. Wolała zwyczajne konwalie – może lilie, które przysyłano jej do pokoju.
— …podobnie jak Wasza Królewska Mość…
Po swoim debiutanckim balu od carewicza Mikołaja dostała bukiet fioletowych frezji. Kolorem wtapiały się w tło, ale jednocześnie napełniały zimę zapachem lata i nigdy wcześniej nie dostała nic, co sprawiłoby, żeby poczuła się tak ż y w a .
— Zmiana klimatu mogłaby pomóc…
Frezje przetrwały jeszcze trzy lata, zaręczyny Mikołaja, a później jego śmierć, zamrożone.
— …a Schwarzwald pięknie wygląda o tej porze roku.
Jedyne, co wydawało jej się w storczykach zaskakujące, było to, że poczuła impulsywną chęć przestudiowania słownika do greki, kiedy poznała ich nazwę gatunkową: orchis**.
— Uzdrowisko oferuje cały wachlarz zabiegów…
Dłoń Elsy przesunęła się z płatków na łodygę storczyka, pociągnęła za mocno i nagle poczuła się jak grób, z ziemią kruszącą się na sukienkę i kłączami czepiającymi rękawów.
— Oj! — Doktor Foss odruchowo sięgnął, żeby odebrać od niej kwiat, ale on zdążył już przywiędnąć.
Elsa tępo wpatrywała się w płatki. Zabiła go, trzymała go w dłoniach zbyt długo, pozbawiając ciepła i powietrza. Umarły – tak samo jak ona. Miała wrażenie, że ją również ktoś wyrwał z korzeniami, czuła się tak pusta i wyjałowiona.
— Nic się nie stało — zapewnił niepotrzebnie mężczyzna.
Elsa ostrożnie, żeby niczego więcej nie dotknąć, odwróciła się i ruszyła z powrotem w kierunku wyjścia.
— Wasza Królewska Mość…?
— Myślę, że powinnam już wracać. Dziękuję za spacer, doktorze.
— Cała przyjemność po mojej stronie. — Skłonił się. — Mam nadzieję, że zastanowi się pani jeszcze nad moją propozycją.
— A pan mi coś proponował? — zapytała Elsa nieprzytomnie.
— Nową formę leczenia — powtórzył cierpliwie. — Jeśli… jeśli wolno mi być szczerym… — urwał, w oczekiwaniu na jej reakcję, która nie nastąpiła. — Mówiąc wprost: sądzę, że zmiana otoczenia dobrze by pani zrobiła.
Próbowała przypomnieć sobie coś z tego, o czym mówił podczas przechadzki, coś więcej niż usprawiedliwianie jej klątwy, dobroczynne działanie świeżego powietrza i instrukcja wprowadzania igły w żyłę pod odpowiednim kątem, żeby lek odpowiednio zadziałał i stłumił ból, zamiast go wywołać.
Potrząsnęła głową.
— Nie. Nie mogę zostawić Anny — zaprotestowała, zanim zdążyła ugryźć się w język. Królowa powinna powiedzieć: „Nie mogę zostawić kraju”, „Nie mogę zostawić moich obowiązków”, a ona… Poczuła gulę w gardle, której nie umiała przełknąć, więc musiała cedzić kolejne słowa. — Poza tym, powinnam być obecna na procesie w sprawie Lodowego Wierchu.
— Księżniczka też mogłaby na tym wyjeździe skorzystać. Myślę, że do listopada zdążymy opracować plan podróży.
— A… dokąd miałaby się ta podróż odbyć? Wspominał pan o – Niemcy, tak?
Mężczyzna wyciągnął zza pazuchy pocztówkę, która przedstawiała prawie zbyt idylliczny widok, żeby Elsa mogła uwierzyć w jego prawdziwość. Pasmo gór trzymało w ramionach miasto, strzeliste drzewa w dolinie wyglądały jak wyciągające się do nie palce; idealnie geometryczne bryły domów były wszystkim od szarości do kredowej bieli i wtapiały się we wszechobecną roślinność tak bardzo, że musiała bardzo się skupić, żeby wyłuskać wzrokiem dachy i ulice.
Ale to nie był obraz; to było zdjęcie.
Foss mógł wybrać panoramę miasta, strzeliste wieże i idealne francuskie parki, sielski widoczek z akwarelową rzeką pod zachodzącym słońcem, ale on wybrał to.
Pejzaż przypominał papierową wioskę przykucniętą u stóp wulkanu, zastygłą w oczekiwaniu na erupcję. W poczuciu nadchodzącej, nieuniknionej katastrofy, było coś boleśnie rzeczywistego.
— Baden — przeczytała na głos. Mocniej złapała pocztówkę, jakby była filarem, bez którego upadnie. Musiała odchrząknąć, żeby zapanować nad głosem. — Słyszałam, że to właśnie tam skonał poprzedni następca tronu Południowych Wysp. Brzmi jak urocze miejsce.
_______________
* Skoleboller – norweskie „szkolne” słodkie bułeczki z kremem waniliowym.
** Orchis (stgr.) – „jądro”.
Linkuję pocztówkę, o której wspominałam, chociaż pewnie jest trochę za młoda. A carewicz Mikołaj był starszym bratem cara Aleksandra III, zaręczonym z duńską księżniczką (na realia opkowe – pewnie pochodzącą z Południowych Wysp, a stamtąd do Arendelle niedaleko).
I ponieważ scena balu koronacyjnego Elsy została pocięta, raczej nie mijam się z kanonem, dodając Annie partnerów do tańca. Postanowiłam, że ten pan to będzie Fleischer, ten sam, który ją popchnął, kiedy się kłaniał. Pasował mi mundur, inspirowałam się realnie istniejącym norweskim pułkiem, ale ten tutaj nie będzie mieć z nim za wiele wspólnego.
Cześć!
OdpowiedzUsuńWczoraj już nie zdążyłam, ale jestem dzisiaj. Swoją drogą, życzę szczęśliwego Halloween! Mam nadzieję, że było udane. U mnie różnie to wygląda - nie za bardzo mogę się przebierać ale razem z koleżanką jadłyśmy słodycze i oglądałyśmy „Koralinę”.
A teraz już co do rozdziału. Początek jest dla mnie bardzo zastanawiający, trochę jak ta w „Ciepło i Zimno”. Bardzo lubiłam w to grać jak byłam mała. Zastanawiam się o kogo chodzi, bo coś mi mówi, że na pewno nie o Idunę, co mogłaby sugerować druga część „Krainy Lodu”. Muszę się nad tym zastanowić i zobaczyć jeszcze raz poprzednie rozdziały.
Och Elsa! Od ostatniego komentowanego rozdziału zastanawiałam się co u niej. I ta piękna ilustracja! Tak czułam, że dzisiaj będzie więcej o niej.
Bardzo podoba mi się opis Elsy. Czytając go mam wrażenie jakby jej moc/klątwa chciała ją chronić przed światem? Jakby sama niezależnie od woli Elsy chciała ją ukryć i zachować dla siebie. Może nawet… pożreć? Jak najgorsze przekleństwo jakie mglisty na nią spaść.
Biedna Anna! Zupełnie ostatnio zapomniałam, że biedna jest chora. Ja byłam chora prawie dwa tygodnie temu na zapalenie oskrzeli, więc bardzo jej współczuję, bo to straszne jak się musi teraz czuć. Tak bardzo podoba mi się, że Anna jest fanką polnych kwiatów! Też je bardzo lubię. Są piękne i tak ładnie pachną wiosną. Albo latem, a czasem jesienią. Właściwie to wszystko zależy od pory roku.
UsuńOch, pamiętam tego mężczyznę z filmu! Czyli, jeśli dobrze zrozumiałam to ten pan zaleca się do Anny? Ale przecież on jest stary i brzydki i nic nie ma do zaoferowania Annie. To znaczy pewnie ma majątek i tytuł i układy polityczne. Ale nie jest Kristoffem! Chciałabym powiedzieć, że ja się nie zgadzam na ten związek! Anna nie daj się, Kristoff ponad wszystko!
Ojejku! Czy to list od Kristoffa a propos? Jak byłoby super gdyby tylko to było od niego, tak bardzo bym chciała. Coś mi niestety mówi, że to nie do końca do niego pasuje, ale jednocześnie nie mogę powstrzymać się przed myślą, że a co jeśli jednak tak…
A kto to wrzeszczał jak upiór? Pytam ponieważ nie jestem pewna a w plotkach służby często chowa się dużego prawdy, więc się zastanawiam.
UsuńFuj, to całkiem obleśne, że wujowie Elsy czyli całkiem bliska rodzina Elsy zaciera ręce na myśl o jej tronie. Straszne!
I mam przeczucie, że pokojówki Elsy są strasznie fałszywymi kobietami.
To bardzo śmieszny żart ze strony Anny z tą audiencją, ale coś mi mówi, że wcale tak bardzo nie żartowała :( Przykro mi, że pomimo otwartych bram one nadal nie do końca są jak siostry, bo przegapiły dzieciństwo - wspólny czas. Teraz Elsa ma królestwo a Anna nie potrafi sobie znaleźć miejsca. Bardzo mi smutno z tego powodu.
UsuńOcho, po Anny reakcji jestem pewna, że ten list nie był od Kristoffa. Ups.
A doktor Foss wydaje się być bardzo miłym panem doktorem! Fajnie!
O fuj, pijawki to takie robaki prawda? Nie wiem nawet dokładnie, bo nienawidzę robaków. Są obrzydliwe. Cieszę się, że Anna już nie musi mieć pijawek. Ja bym chyba umarła z takimi robakami.
Ależ ta suknia Elsy musiała być piękna! Wyobrażam sobie jak w zacienionym pokoju Elsa bierze ją w lodowo jasne dłonie i nie wiem dlaczego ale widzę turkusowy jedwab i kremowe perły i to jak to wszystko przelewa jej się przez dłonie. Jak taki pieniący się wodospad z baśni. Jaka ta scena jest piękna!
UsuńCoraz bardziej szkoda mi Anny! T nie prawda, Elsa na pewno ci ufa, a Kristoff chce! Proszę jeśli to możliwe przekazać słowa wsparcia ode mnie tej bohaterce. I mam nadzieję, że podzieli się tym co przyniosła Gerda, bo brzmi pysznie.
UsuńUważam, że doktor Foss jest bardzo mądrym człowiekiem. Rzeczywiście ludzkość bez strachu miałaby małe szanse na przetrwanie. Ale nie jestem pewna czy w przypadku Elsy to też jest zgodne z prawdą. U niej strach jest zdecydowanie czymś znacznie gorszym co paraliżuje ją całkowicie.
UsuńDlaczego nie jestem zaskoczona, że pan Peterssen, który ma chyba więcej pieniędzy niż sama królowa sprowadził sobie wymyślne jak na w tedy kwiaty do swojej siedziby? Zachowuje się jak (tak jak mówi dziadek) jak jacyś wymyślne politycy, którzy myślą, że im wszystko wolno. Powtarzam - tak mówi dziadek. Ja również zdecydowanie lepiej wydałabym te pieniądze. Już kupienie czekolady jest dużo lepszym pomysłem!
Chwileczkę, czy ja dobrze rozumiem, że Elsa chciałaby być zaręczona z tym carewiczem Mikołajem. To znaczy być na miejscu dziewczyny/kobiety, z którą się on zaręczył. Jaka szkoda, że im nie wyszło! Może byłby z tego taki baśniowy romans!
Podoba mi się rozkojarzenie Elsy. Jest takie… Elsowe? Nie wiem czy mogę to tak napisać. Ale wyjątkowo mi do niej pasuje!
Widzę już od razu pocztówkę z miejscem, do którego Elsa miałaby się udać i wygląda pięknie! Sama chętnie bym tam pojechała na wycieczkę albo wakacje. To chyba było w tamtych czasach bardzo modne, że bogaci ludzie wyjeżdżali na wieś, żeby odpocząć, albo wyzdrowieć. Sama nie jestem pewna, ale pewnie Elsie mogłoby to bardzo pomóc. Pomyślała nawet o Annie! Myślę, że przede wszystkim jest bardzo dobrą siostrą i dlatego to o niej pomyślała a potem o kraju. Uważam, że to bardzo słodkie.
W ciekawym punkcie urwałaś, jestem niezwykle ciekawa co będzie się działo dalej! Nie mogę się doczekać kontynuacji, tym bardziej, że nowy rozdział za chwilę pewnie będzie na stronie!
I tak! Wiedziałam, że o tego pana tutaj chodzi!
Dziękuję za taki bardzo fajny rozdział i czekam na kolejne.
Pozdrawiam :)
Ogólnie to uwielbiam okołohalloweenowy klimat, ale w tym roku jedyne, co zrobiłam, to obejrzałam Gnijącą pannę młodą z przyjaciółką, więc w sumie bardzo podobnie :D
UsuńJeśli tożsamość kobiety ze snu Anny (bo to był sen Anny, czuję się w obowiązku zaznaczyć), to w sumie nie wiem, czy się cieszyć, czy nie, jeśli nie jest jasna. Znaczy dobrze, bo nie chciałam pisać nic wprost, ale trochę się boję, czy (znów) za bardzo nie nakomplikowałam. No cóż, tak czy siak - coraz bardziej oddalamy się od materiału źródłowego z dwójki!
(I też w to grałam!)
Aww, też mi się ilustracja wyjątkowo podoba <333 Chciałam w ogóle samą Elsę w tym rozdziale, ale za dużo nagmatwałam i musiałam pociąć sceny, więc tyle dobrego, że kolejna część niedługo
Nie jesteś daleka od prawdy względem mocy Elsy!
Ale się cieszę, że poznałaś tego gościa z filmu, ja musiałam sprawdzać, bo wydawało mi się, że to rudy wąsacz potrącił Annę - a nie chciałam kogoś totalnie z zewnątrz. I jeszcze nie wiem, jak bardzo obszerny będzie ten wątek, chociaż sądząc po ilości wszystkich innych, to raczej nie bardzo, więc nie bój nic!
(mini-spoiler: nie, to nie od Kristoffa :( on jest analfabetą, jeśli chodzi o takie sprawy)
W sumie to nikt nie wrzeszczał jak upiór, ale służba odnosi się tu do tego, jak Elsa dostała ataku paniki w rozdziale (szybko sprawdziłam xD) 51, po kąpieli. Na temat pokojówek Elsy nie mam jeszcze chyba zdania, ale ja ogólnie średnio przepadam za większością służby, z dziewuchami z baronii na czele :D
A z rodziną to najlepiej na zdjęciu, całe szczęście, że w opkowych realiach mamy już fotografie, prawda :D
(Piąteczka za robale! Nie cierpię robali, fu)
Jejku, ale się cieszę, jeśli podobała ci się sukienka <3 W założeniu miała być niebieska, zwłaszcza po tym, jak Elsa się przymroziła przy grzebaniu w bandażach (więc - jakby - przez chwilę była), ale ostatecznie stanęło na czerwonej, bo Elsa ma schizy, a na czerwonym nie będzie widać krwi
Strach Elsy to po prostu zasługuje na miejsce na liście bohaterów tego opowiadania :/ Doktora Fossa też bardzo lubię, a Peterssen to Peterssen, mam jeszcze jeden sposób wydawania przez niego pieniędzy do poruszenia! (Totalnie zgadzam się w temacie czekolady)
A jak o sam wątek carewicza chodzi... zrodził się gdzieś między akapitami, bo chciałam wspomnieć o jakichś kwiatach, które dobrze się Elsie kojarzą, a że Anna/rodzice/nie-daj-boże Hans byli już zbyt oklepanymi upominkodawcami, to zrobiłam szybki risercz. I przyznam szczerze, że nie planowałam jakiegoś wielkiego wątku romansu, zakochiwania Elsy i tak dalej, ale uznałam, że zasłużyła na coś miłego, a historycznie ten związek i tak nie miałby szans, więc...
Nie mogę niestety obiecać żadnej dokładnej daty, ale jeśli będziesz zaglądać, polecam zacząć od tych aktualności u góry po prawej (chyba że jesteś z telefonu - wtedy widać to chyba tylko z widoku na komputer), czasem aktualizuję je jeszcze przed faktycznym wstawieniem rozdziału xD
Bardzo, bardzo dziękuję za komcia! I w ogóle wszystkie poprzednie, które lecę nadrabiać