Ariana dla WS | Blogger | X X X
Fagra, grýttur land, heimr Árnadalr
piękna, kamienna ziemia, dom Arendelle.

21.8.22

Rozdział 56. Pęknięcia

_______________

ZA OKNEM ŚWIAT BYŁ ROZMYTY I ZNIEKSZTAŁCONY zupełnie jak połówki krokusów (chyba?) na tapecie w północnym skrzydle. Anna pomyślała o odpryskującej farbie i nieczytelnych nazwiskach malarzy w rogach obrazów, które wyglądały na wyblakłe, mimo że bezpośrednio nie padało na nie światło.

Wzdrygnęła się – cały korytarz prowadzący do gabinetu, od czasu Zimy Stulecia groteskowo gotycki, wyglądał jak ścieżka jej największych lęków – odrzuciła kołdrę i postawiła stopy na zimnej podłodze. Drżąc, podeszła do toaletki, wzięła do ręki dzbanek i nalała wody do miednicy. Była lodowata.

Kiedy zaczęła się myć, zdrętwiały jej ramiona.

Lista powodów, dla których nie przyjmę nikogo poza

głupie imię

1. Głupie imię

Anna zerknęła na tarczę zegara ze wskazówkami rozwartymi w kształt litery „V”, jakby świętowały swoje zwycięstwo – bo nie miała pojęcia, ile czasu spędziła już na krześle pod drzwiami gabinetu od czasu, kiedy ostatnio były w tej samej pozycji, tylko że po prawej stronie. Pewnie tysiąclecie.

Gdyby nie obecność Kaia, który trzymał wartę pod drzwiami, zdążyłaby już wydeptać dziurę w dywanie.

Kiedy wstała, wypychające jej wełnianą spódnicę halki zaczęły się marszczyć i o siebie ocierać, co w ciszy korytarza zabrzmiało jak burza z piorunami.

Uwagi wymieniane w gabinecie stanowiły tylko cichy, odległy szum, stłumiony przez ciężkie panele drzwi.

W pewnym momencie Elsa podniosła głos, tylko na krótką chwilę i niewystarczająco, żeby Anna była w stanie rozróżnić słowa, ale nie mogła sobie tego wyobrazić, bo patrzyła wtedy na Kaia, a on przed siebie, ale jego powieka drgnęła.

Po tym znów zapadła absolutna cisza, głębsza niż poprzednia, podczas której Anna zaczęła przyglądać się obrazom na ścianach: zamrożony w naturalny sposób fiord, maszt statku wystający znad wzburzonych fal jak wykałaczka; wszystkie oprawione w srebrzyste ramy. Dlaczego w tym miejscu nawet pejzaże musiały być smutne?

Na haftowanych trójkątnych symbolach osiadło kilka płatków śniegu, wyznaczając środki odcinków, a Anna odruchowo potarła o siebie dłonie i przypomniała sobie, że powinna ściągnąć rękawiczki.

Mitenki od Oakena były grube i okropnie drapały, przez co wybrała właśnie je, bo pod błękitną wełną, nawet zziębnięte, jej dłonie miały kojący kolor dzikiego łososia.

Gęste sploty zatrzeszczały jej w zębach. Wypluła strzępek wełny, krytycznie przyjrzała się kolejnym, które wystawały spod paznokci. Tylko one psuły efekt. Wyglądały jak pomalowane – zamrożone – jakby znów obdarła się ze skóry.

— Ania?

Obejrzała się w kierunku uchylonych drzwi gabinetu i starła z policzka topniejące na nim płatki śniegu. Palce jej się trzęsły.

Ania.

Kristoff się tak do niej zwracał, kiedy był zmartwiony albo smutny, albo zaraz miał powiedzieć coś, co wiedziała, że bardzo jej się nie spodoba.

Elsa była praktycznie cały czas zmartwiona i smutna, ale prawie nigdy tak do niej nie mówiła.

Anna szybko spuściła wzrok na swoje splecione ręce, obawiając się reakcji siostry. Będzie krzyczeć albo powie – zupełnie jak mamma – że już o wszystkim wie, i że Anna bardzo ją zawiodła? Może znalazła dla niej miejsce w jakimś klasztorze?

— Możesz wejść.

— Och.

Czuła, że ma nerwy tuż pod skórą; z pewnym trudem wyswobodziła prawą dłoń z uścisku lewej, wetknęła rękawiczki do kieszeni, i położyła rękę na klamce, żeby w razie czego mogła szybko popchnąć drzwi i wymknąć się z powrotem na korytarz.

Elsa wstała, zaraz po niej wstał premier, a lord Peterssen – po stronie petentów królewskiego biurka już wcale nieprzypominający dziadka – poszedł w jego ślady i obaj głęboko się skłonili.

Jakby Anna była… kimś ważnym. Nieanną.

— Właśnie o tobie rozmawialiśmy.

Siostra uniosła głowę. Ich oczy się spotkały.

Anna nie mogła pozbyć się niepokoju, który wciąż ściskał jej żołądek. Jej palce zacisnęły się na klamce.

Postanowiła, że pobiegnie najszybciej, jak potrafi. Mogłaby wślizgnąć się do kuchni albo zamknąć w swoim pokoju. Barykady z drewna i farby były najskuteczniejsze.

Wreszcie odchrząknął premier.

— Oczywiście ostateczna decyzja w tej sprawie należy do królowej… — zaczął w sposób, który jasno dał Annie do zrozumienia, że Todderud nie ma własnych córek.

Nie spuszczała wzroku z Elsy, chcąc z jej twarzy wyczytać znaczenie nadchodzących słów.

Czekała i czekała, ale siostra tylko patrzyła – nie na nią, ale przez nią, jakby czekała na coś, co nie nadchodzi.

Miała na sobie olśniewającą suknię w kolorze wina, zdecydowanie zbyt bogatą jak na zwykłą audiencję, półprzezroczysty golf otulał jej blade gardło, a niżej, na dekolcie, klejnoty lśniły jak otwarta rana.

— Co jednak nie zmienia faktu, że prośby… oferty matrymonialne... zaczynają napływać — zakończył Todderud, a ona w myślach musiała powtórzyć każdy wyraz osobno, zanim zrozumiała ich znaczenie.

— Chce pan powiedzieć, że Kristoff… Kristoff mi się… przecież on nie mógł się chyba… o-oświadczył się?

— Przepraszam, kto?

— Kristoff – no, mój… — Tym razem to lord Peterssen chrząknął, ale Anna postanowiła się tym nie przejmować. Mógł sobie tam siedzieć i chrząkać tak długo, aż posinieje, aż złapią go duszności albo nawet i padnie trupem. — Kristoff. Kristoff Bjorgman.

Wiedziała, że nie, ale musiała zapytać.

— To może Magnus? — podsunęła słabo, bo książę z Weseltonu byłby prawie tak idealny, jak książę z Południowych Wysp: Elsa nigdy w życiu nie zgodziłaby się, żeby Anna za niego wyszła.

Ktoś zaczął kręcić głową.

— Gottward Fleischer.

To chyba ona sama.

Lista NAJGŁUPSZYCH imion:

1. H Gottward

2. Aslak

3. Guthorm

4. Jomar

4. Garman

Anna czuła, jak kręci się jej w głowie. 

— Czy mogą nas panowie zostawić same?

Ukłon, ukłon, przyprawiający o mdłości zgrzyt klamki.

— Och, Ania…

Z korytarza uniósł się chłód, nagły przeciąg wpadł do gabinetu, poruszając stojącym przy drzwiach astrolabium. Blat biurka oddalał się i przybliżał, podczas gdy w jej stronę pełzły niewidzialne lodowate palce.


Nie-masz-z-nią-szans: zdrada odbija się w żyrandolach sopli porastających sufit. Och-Anno, szepczą lodowe stalagmity rozkwitające pod jej stopami – gdyby tylko… – rozrywają obcasy pijących botków wpół jak szczapki spróchniałego drewna, chwytają ją za kostki. Nikt-tutaj-cię-nie-kocha, nikt, zupełnie  n i k t . . .


Spojrzała w stronę kominka, mimowolnie zauważając szezlong, i zadrżała na widok popiołów, które wydawały się wilgotne. Wsunęła dłonie do kieszeni.

— Zimno ci?

W głosie siostry było więcej zdumienia niż troski, w końcu Anna przy każdej okazji powtarzała, że jej ciepło. Pociła się jak mysz pod kolejnymi warstwami ubrań, które wkładała na siebie jak zbroję; tylko w środku wciąż miała śnieżną kulę, ale tego nikt przecież nie widział.

Zorientowała się, że sięgnęła po rękawiczki. Przez chwilę oddychała płytko, walcząc z bólem głowy, zanim rozprostowała i cofnęła palce, powoli i z trudem; czuła się jak drewniana figurka  wydawało jej się, że zaraz zacznie skrzypieć.

Odpowiedziała wyłącznie wzruszeniem ramion, żeby głos jej nie zdradził, a Elsa nie dostrzegła, jak się trzęsie. Anna nie chciała, żeby czegoś się domyśliła

Oparła dłonie o burko i kostkami prawej potrąciła zakończony inkrustowaną końską głową nóż do listów.

— Dostałam od niego kwiaty — powiedziała do delikatnej rysy w drewnie. Przesunęła po niej kciukiem i skrzywiła się, kiedy drzazga zahaczyła o skórę. — I list. Najpierw myślałam, że jest od Kristoffa, ale ostatni raz widzieliśmy się we wtorek i od tamtego czasu się do mnie nie odzywał i nawet nie wiem, kiedy planuje wrócić…

Elsa wpatrywała się w nóż, jakby widziała przed sobą żywe stworzenie.

— Może po Wszystkich Świętych — wymamrotała.

— Co?

— Pomyślałam po prostu, że pewnie chciałby odwiedzić grób ojca.

— Ale to za dwa tygodnie! — zaprotestowała Anna, bo to było zbyt długo. W dwa tygodnie można było wypłynąć z domu i nigdy do niego nie wrócić, jak rodzice, albo wziąć ślub i udać się w podróż poślubną, jak Roszpunka, na której wesele się wybierali.

„Przysięgam na grób ojca.” Czemu sekrety się nie skończyły?

Anna podniosła wzrok na sufit, i zaczęła rzęsiście mrugać. Nad jej głową, otoczony ciemną obręczą zacieku, wisiał żyrandol. Wyjątkowo paskudny. Poczuła, jak smutek i dezorientacja powoli się wypalają; zastąpiło je coś gorętszego. Złość, frustracja,  n i e n a w i ś ć  wypełniająca każde pęknięcie – a ich było w Annie sporo. Czy serce nie musiało jej przypadkiem pęknąć, żeby odtajać?

Nienawidziła tego żyrandola. Nienawidziła tego gabinetu, nowych poduszek na szezlongu, starego statku w butelce, zbyt miłego premiera, który właśnie wyszedł, strażników rozsianych po całym zamku i Garmra, którego zadanie polegało na upewnieniu się, że przypadkiem nie zacznie przeżywać życia po swojemu.

Nienawidziła doktora Fossa, kolejnej osoby wymagającej, żeby przedkładała potrzeby Elsy nad swoje. I siebie, za to, że w ogóle tak myśli.

Nienawidziła Fleischera, który napisał, że można kochać jednego mężczyznę, a wyjść za innego, nienawidziła każdego słowa i jego krzywych kropek, które wyglądały jak małe, czarne robaki, i tego, jak nic niewarta się czuła. Nienawidziła też Jego.

No i nienawidziła lodu i śniegu, nienawidziła, że są jej częścią, a jednocześnie nienawidziła też faktu, że nie ma już nawet białego pasma we włosach, które wszystko by usprawiedliwiało.

Poza tym – jeszcze raz przesunęła dłonią po rysie, żeby mieć wymówkę dla wzbierających łez – skąd niby Elsa mogła wiedzieć, co Kristoff planuje robić? Do niedawna myliła nawet jego imię!

— O niczym ci nie wspominał, prawda?

— Nie, ja… niewiele rozmawialiśmy.

— No tak.

Kristoffa też właściwie teraz nienawidziła, bo za łatwo się poddał.

Czemu bardziej się nie opierał, kiedy kazano mu wyjść? Czemu bardziej o nią nie walczył?  W  o g ó l e  o nią walczył?

Przeniosła wzrok z powrotem na biurko, nienawistnie łypnęła na nóż do listów i pomyślała, że cały zamek jest pełen broni, której nie wolno jej używać.

— A pytał chociaż o  m o j ą  rękę? — Bo dotąd było nikogo, kto chciałby  A n n y ,  bo jedyne, co wszyscy mieli do powiedzenia o Annie, to to, że jest miła. Nie piękna, nie inteligentna, nie w-jakikolwiek-sposób-olśniewająca; Anna była zupełnie zwyczajną (w-dobrym-znaczeniu) młodszą siostrą, która ostatecznie,  e w e n t u a l n i e  mogła wystarczyć, skoro ze starszą nie-było-się-jak-dogadać. — Czy o którejkolwiek z nas?

Elsa zamrugała, wyraźnie przerażona.

— Bjorgman?

— Nie, Fleischer!

— Tylko o twoją — przyznała i zrobiła długą pauzę. Kiedy znów się odezwała, brzmiała, jakby nie oddychała.  W imieniu swoim… i swojego syna.

— Ha! — Anna zaczerpnęła haust mroźnego powietrza, aż rozbolały ją zęby. — HA!

„Annie spodobałaby się Hiszpania”, podsłuchała kiedyś pappę; „Moje małżeństwo zostało zaplanowane, kiedy miałam dwanaście lat”, podsłuchała mammę, ale żadne prawdziwe oferty nie nadchodziły.

Dlaczego teraz musiały pojawić się aż  d w i e ? !

Uderzyła pięścią w blat tak mocno, że podskoczyło nie tylko jej pióro oparte na kałamarzu i jej głupi nóż do listów, ale sama Elsa.

— Jeśli cię to pocieszy, ja dostawałam o wiele gorsze…

— Ale nie mówimy teraz o tobie, Elsa! Czy wszystko zawsze musi kręcić się wokół  c i e b i e ? !

Nie powiedziała tego, żeby ją zranić, ale lodowe iskry eksplodowały na ciemnym drewnie biurka i Anna natychmiast pożałowała swoich słów, nawet, jeśli były prawdziwe.

— Nie, oczywiście – nie. Chciałam tylko… Nieważne.

Przez ułamek sekundy Elsa toczyła ze sobą walkę. Anna to zauważyła, bo nie była w stanie zachować kamiennej twarzy. Zobaczyła w niej płochość graniczącą z paniką, i myślała… przez chwilę wydawało jej się, że siostra obejdzie biurko i ją przytuli. Wtedy mogłaby wszeptać w jej krwawiącą pierś „przepraszam” jak zaklęcie noaidiAle ona skrzyżowała ramiona na piersi, potrząsnęła głową  i zniknęła, jak resztki ciepła z powietrza.

Królowa powiedziała:

— Audiencja skończona. Możesz odejść.

_______________

W Norwegii Wszystkich Świętych przypada na pierwszą niedzielę listopada, a opkowo mamy aktualnie 17 października.

7 komentarzy

  1. Cześć!

    Bardzo fajnie zobaczyć nowy rozdział na twoim blogu! A skończyłam dzisiaj wcześniej lekcje, więc mogę zabrać się od razu za komentowanie.

    Po pierwszym fragmencie czuję jak bardzo musiało się stać Annie zimno. Brr! Szczególnie teraz w te chłodne wieczory, popołudnia, poranki... właściwie wszystkie dni tygodnia! Na reszcie prawdziwa jesień! Co nie zmienia faktu, że Annie bardzo współczuję! Gdzie Kristoff, który ją ogrzeje?

    Ojej! Bardzo podoba mi się pomysł na porównanie wskazówek zegara do znaku "V" jak zwycięstwo! Szczególnie mając na uwadze, że akcja opowiadania dzieje się w XIX wieku, a to czasy królowej Wiktorii!

    Względem tego dlaczego nawet pejzaże musiały być smutne to może Elsa tak teraz sobie pomyślałam, potrafi tylko w takiej atmosferze pracować. Skoro tkwiła w niej całe swoje życie to może to daje jej szansę na myślenie czyste i logiczne. Nie rozprasza się szczęśliwymi rzeczami.

    Wyobrażam sobie jak w mitenkach musi być ciepło kiedy gryząca wełna je otula i rozgrzewa! To musi być przyjemne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Swoją drogą to może być dla Anny (tak sobie myślę) dość krępująca sytuacja kiedy odwiedza własną siostrę w gabinecie a to zdecydowanie jest bliższe audiencji niż zwykłej wizycie. To chyba bardzo mylące i trochę smutne kiedy sama nie wiesz czy twoja siostra jest bardziej królową czy właśnie twoją siostrą.

      I powiedziała do niej "Ania". Mi to też zabrzmiało jakby coś już się stało albo jakby za chwilę miało się stać. Byłabym przestraszona gdybym nią była.

      I ten fragment o barykadach z drewna i farby - poczułam jakbym oglądała początek pierwszej części Krainy Lodu! W tedy te barykady były nie do złamania.

      A sytuacja robi się coraz to poważniejsza. Byłabym przestraszona coraz mocniej na Anny miejscu.

      O NIE! (bardzo przepraszam za Caps Lock)
      Czy to oznacza, że ktoś chciałby wziąć sobie Annę za żonę? Ale przecież chwileczkę ona jest Kristoffa! A Kristoff jej. Jejku, nie nie zgadzam się! Jakie emocje, aż zrobiło mi się ciepło i poczerwieniałam. Przecież ona i Kristoff powinni być razem. I super, że o tym wspomniałaś, ale przecież to takie straszne, planowane małżeństwa były okropne ze względu na brak możliwości wyboru. Szczególnie kiedy jest przecież Kristoff i można go mieć jako chłopaka/narzeczonego i swojego mężczyznę.

      Usuń
    2. Nie, nie i zdecydowanie jeszcze raz nie! Tyle emocji! Dobrze napisałaś, ponieważ ta scena jest absolutnie w charakterze i pasuje do swoich czasów. Po prostu zdumiewa mnie to, chociaż Anna jest księżniczką i prędzej czy później tak się musiało stać. Ale jestem teraz podenerwowana! Co dalej! Chyba zemdleję czekając na następny rozdział!

      Ciekawi mnie czy to był pomysł Elsy czy podobnie jak w podsunięciu prowodyra maczał w tym palce Pettersen i pan premier. Hm, jest to dla mnie zagadką!

      I teraz jeszcze wspomnienie, w którym nikt inny jak Hans bierze udział! Okrutna kreatura! Nie cierpię go i to jeszcze dokładnie ten fragment, który w filmie jest najgorszy. Co za człowiek, mam szczerą nadzieję, że wiedzie mu się bardzo źle.

      Acha! Czyli kwiaty były od tego pana, który prosi o jej rękę! Ale ten pan nie jest taki fajny jak Kristoff! Zdecydowanie nie popieram tego rozwiązania fabularnego. Droga autorko to byłoby straszne! Co za emocjonalny rozdział!

      Ojej Anno proszę nie martw się! Tak mi smutno, że Annie to, że nie ma Kristoffa kojarzy się z tym jak rodzice popłynęli na ślub i już nigdy nie wrócili :( I czy to nie dziwne, że Elsa wpadła na to, że Kristoff może odwiedzać grób ojca? Hm...

      Usuń
    3. Zupełnie nie dziwi mnie to jak Anna się zachowuje i jakie uczucia przez nią zaczynają przemawiać. Też czułabym palącą wściekłość i nienawiść na jej miejscu. Ta stała bezradność i Elsa, która jest królową i faktycznie pewnie nie raz jej potrzeby są ważniejsze od potrzeb Anny, a to wcale nic dobrego :(

      Tutaj mam małą uwagę - nie wiem czy tekst nie został jakoś inaczej edytowany ale we fragmencie :

      "Nienawidziła Fleischera [...]" i aż do końca akapitu zrobiło się takie dziwne tło na tekście. Nigdy tego wcześniej tutaj nie zauważyłam, dlatego nie wiem czy to tak specjalnie czy nie.

      To bardzo smutne na co Anna zwróciła uwagę, ale ma rację - dlaczego Kristoff praktycznie wcale o nią nie walczył? Nie rozumiem, dlaczego to wszystko się tak potoczyło. To znaczy opowiadanie jest dobrze napisane i wszystko jest w porządku i rozumiem tylko samo zachowanie Kristoffa mnie zastanawia. To wszystko pewnie zbyt szybko się dla niego dzieje i on sam nie rozumie tego co czuje do Anny, ale równocześnie ona czuje się pominięta i zaniedbana i tak bardzo przykro mi z jej powodu :(

      Usuń
    4. Wymiana zdań między siostrami wprawiła mnie w osłupienie! To niesamowite jak wiele reakcji budzi we mnie twoje pisanie. Nie wiem czy powiedziałabym, że to kłótnia ale na pewno nazwałabym to ostrą wymianą zdań. Nie wiem co o tym powinnam myśleć. Sądzę, że Elsa nie chciała nic złego powiedzieć i chciała w ten sposób pomóc Annie ale z zupełnie drugiej strony (Anny strony) nic dziwnego, że zareagowała w taki sposób. W zupełności rozumiem ją i myślę, że zachowałabym się tak samo.

      I to zakończenie! Słowa Elsy są jak miecz rozcinający powietrze, aż przebiegł mnie dreszcz. Jaka ona jest stanowcza i... może bezwzględna? Niesamowite.

      Na koniec chciałabym tylko dodać, że moim zdaniem nikt nie pisze tak niesamowitej Anny jak ty! Jest dla mnie idealnym oddaniem postaci z pierwszej części "Krainy Lodu" czyli zdecydowanie tym, co w tym filmie było dla mnie najważniejsze.

      Przepełniona emocjami bardzo niecierpliwie czekam na kolejny rozdział! Ten był na prawdę emocjonujący i super!

      Pozdrawiam :)

      Usuń
    5. Masz tempo! :D Więc już spieszę z moją beznadziejną odpowiedzią, pocieszam się, że opowiadanie piszę lepsze niż komentarze :D A że listopad to chyba idealna pora na pisanie czegoś, czego akcja jest osadzona jesienią, to nieśmiało liczę na więcej czasu i motywacji i szybsze wstawianie kolejnych rozdziałów

      Akurat z zegarem nie pomyślałam o królowej Wiktorii, ale wszystko, co w tym opowiadaniu kojarzy się komuś z XIX wiekiem zawsze bardzo mnie cieszy! ♥

      I… auć. W sensie nie mogę się nie zgodzić z tym wszystkim, co piszesz o Elsie, ale… auć. Szkoda mi jej teraz jakoś 10 razy bardziej :C
      Tak, ta mimo wszystko dość cukierkowa relacja sióstr z końca (pierwszego, bo innych nie uznajemy xD) filmu kłóci mi się z trzynastoletnią izolacją, więc staram się ją trochę odczarować – dlatego Anna czasem ma problem z określeniem, czy Elsa jest bardziej jej siostrą, czy królową
      Cieszę się, że po tej scenie nie widzisz w Elsie potwora; miałam takie obawy, więc starałam się rozplanować kolejność rozdziałów tak, żeby najpierw było o jej problemach psychicznych, żeby jakoś usprawiedliwiły późniejsze zachowanie w scenie z Anną. Niekoniecznie dobrze się stało, ale ona chyba po prostu inaczej nie umie :C

      I teraz co do wątku oświadczyn – nie będę (mam nadzieję) spoilerować, mówiąc, że… on nie jest aż taki ważny xD W sensie, no, oczywiście, jest tutaj po coś, bo bardzo się staram, żeby każda scena chociaż w minimalnym stopniu coś wnosiła, ale w natłoku wątków, w które się wkopałam, muszę wybierać te najistotniejsze… i ten taki nie będzie, chociaż otwiera furtkę paru innym kwestiom
      Elsa nawet fabularnie jest tą bardziej „popularną”, ale w sumie już chyba czas, żeby Anna też dostała jakąś matrymonialną ofertę, bo byłoby chyba dziwne, gdyby nikt nie chciał wżenić się w królewską rodzinę… inna sprawa, że to oczywiście musiała być taka oferta (bo byłoby o wiele milej, gdyby jakiś seksi książę jej się oświadczył, no nie?)

      I od razu w obronie Kristoffa – ta scena jest z perspektywy Anny, a wszystkie okołoromansowe sprawy Anna przeżywa bardzo emocjonalnie. On się na nią absolutnie nie wypiął, mam nadzieję, że nie dałam tego do zrozumienia, po prostu ma w tej chwili trochę własnych problemów, a poza tym, kiedy opuszczał zamek, został do tego trochę zmuszony (ja na przykład bałabym się dyskutować z Kaiem xD) – i jeszcze nic nie wiedział o żadnych oświadczynach
      A to, że on nie dopuszcza do siebie własnych uczuć to już zupełnie inna sprawa

      (Elsa nie chce się przyznawać, że rozmawiała z Kristoffem, bo ona nie lubi się przed nikim otwierać, a jej zdaniem w baronii trochę to zrobiła, Kristoff jest do niej pod wieloma względami podobny i jest kilka rzeczy, których Anna w żadnym z nich pewnie by nie zrozumiała – i nie sądzę, że to wystarczy za podstawę wielkiej przyjaźni czy coś, ale moim zdaniem jest między nimi jakaś nić porozumienia)
      (A jeśli chodzi o sam w sobie grób ojca, podejrzewam, że to jej własne myśli o śmierci popchnęły ją w pierwszej kolejności do takiej konkluzji)

      Komplementy pod względem Anny to mimo wszystko chyba największe komplementy, bo to taka najbardziej „moja” z nie-OC-kowych postaci, jakie tutaj mam, ją pisze mi się najpłynniej, więc <33333

      A, no i jeszcze jedna ważna kwestia – ja nie mówię, że to Peterssen znów za wszystkim stoi, i że wtrąca się w sprawy królewskich małżeństw… Ale nie mówię też, że nie – to w końcu nie tak, że wyswatał Agnarra z Iduną, prawda
      (A Elsa wydaje mi się w najlepszym przypadku dość zagorzałą przeciwniczką małżeństwa jako tako, zwłaszcza w swoim własnym przypadku; raczej nie miała wpływu na to, że kolejny typ się narzuca)

      Myślę, że kolejny rozdział mogę obiecać jeszcze w listopadzie, ale nie dam sobie nic za to obciąć :D

      Dziękuję pięknie za wyczerpujący komentarz! ♥

      Usuń
    6. A akapit już poprawiłam, bardzo dziękuję za zwrócenie uwagi!
      To absolutnie nie moja sprawka, formatowanie musiało się zepsuć, może pan Fleischer domagał się uwagi :DDD

      Usuń