Ariana dla WS | Blogger | X X X
Fagra, grýttur land, heimr Árnadalr
piękna, kamienna ziemia, dom Arendelle.

4.9.22

Rozdział 57. Z prądem

Anonimku, przypuszczam, że ze względu na jego podejście do pewnej osoby, polubisz takiego jednego pana z tego rozdziału :D

_______________


NAD PÓŁWYSPEM RYBACKIM PRZETOCZYŁA SIĘ GRANATOWA CHMURA, przecinając twarz Hansa strugami deszczu.

Wcale nie płakał po raz ostatni, kiedy miał sześć lat. Płakał jeszcze w wieku dwudziestu czterech, na tym samym wyjałowionym wybrzeżu, które teraz przemierzał.

A później jeszcze raz, przed dziewczyną, która właśnie odeszła, chociaż on powinien był zrobić to pierwszy. Został na tyle długo, że nauczył się pić kawę parzoną na jednych fusach tak długo, aż bardziej przypominała mu bagnistą wodę, którą dźwigał ze studni.

Na Nasturii dopiero po tym, jak podano mu filiżankę (z wyszczerbionej i delikatnie pożółkłej w środku, ale nadal miśnieńskiej porcelany), wstawał z łóżka – jeśli wąską pryczę ze słomą pod prześcieradłem można było nazwać łóżkiem. Prawie jak w domu, gdzie jeszcze nie przepadał za zbyt gorącymi napojami, doceniał lód i zazdrościł go Arendelle.

Cisza i wiatr pożerały czas.

Plaża przed nim wznosiła się łagodnie, żeby na końcu wtulić się w ramiona gór, od których się odwrócił. Blade plamy wysp przed nim przypominały powrzucane do wody patyki i gałęzie.

Pochylił się do przodu i osłonił oczy dłonią, ale po jego policzkach dalej toczyły się krople wody, i nagle poczuł, że brzeg, po którym idzie, to tylko cieniutki, cieniusieńki skrawek lądu na niekończącym się morzu.

Aye, ta Merete to nieźle człekowi potrafi zawrócić w głowie, co — zagadnął po angielsku jakiś mężczyzna. Miał tak silny akcent – szkocki? – że Hans dopiero po kilku sekundach, które odebrały mu szansę na odpowiedź, zrozumiał, co do niego mówi.

Lubił myśleć, że zdobywanie serc innych przychodzi mu niemal tak łatwo, jak ich łamanie.

Być może Kruszyna była do niego podobna.

— Och, spierdalaj — odparł inny głos, równie ciężki od bełkotliwego akcentu, ale z jakiegoś powodu odrobinę przyjemniejszy. — Na twoim miejscu trzymałbym się z daleka od Kalifornii — zwrócił się do Hansa, który profilaktycznie zmrużył oczy i podniósł na niego wzrok, zapominając, że stoi teraz od zawietrznej.

— Kalifornii?

Aye. Tak każe na siebie mówić, bo wiesz, w bójkach trochę stracił, ale na gorączce złota się trochę dorobił, więc… — Mężczyzna zrobił nagły ruch, który przykuł uwagę Hansa: uniósł dłoń, wyszczerzył zęby i postukał w nie palcem, a wtedy poznał w nim osiłka, który uśmiechał się do Kruszyny. Przypomniał sobie co prawda, że nazwał ją „kuzynką”, ale Hans świetnie pamiętał o swoich własnych arendellskich kuzynkach, i wszelka możliwa sympatia do tego człowieka natychmiast z niego uleciała.

Sztywno pokiwał głową i zaczął przyglądać się odległym drzewom widocznym ponad szerokim ramieniem. Kołysały się gwałtownie na wietrze, jakby wściekłe na nagłą zmianę pogody.

Pomyślał, że przypominają trolle, te złowrogie istoty, które pragną do dopaść. Pożreć, ponieważ jest obcy w tym miejscu.

— A tobie jak było? Bo wydaje mi się, że Axel cię szukał, podejrzewam, że chce cię przedstawić ojcu. Nie przyjmujemy pasażerów na gapę, nawet z poręczenia. Więc, John…? – chyba jakoś tak?

— Jakoś tak — zgodził się Hans i sam się zdziwił, jak pewnie zabrzmiał jego głos. W środku każda żyłka się w nim trzęsła.

— Johnny!

Axla z łatwością poznał już z daleka, bo prezentował się dokładnie tak, jak zwykle: więcej stóp w barach niż wzrostu. Tylko krzywo ścięte włosy, tłuste mimo oblepiającej je soli, wyraźnie mu się przerzedziły. Chociaż nie mógł pamiętać go z wtedy, Hans przypuszczał, że w wieku dwudziestu lat Axel wyglądał podobnie, jak w wieku czterdziestu: jak młodszy brat własnego ojca.

Poczuł się nagle zażenowany jego obecnością, pierwszego oficjalnego królewskiego bękarta – tym, że mógłby zwracać na niego uwagę, gdyby tylko kogoś obchodziło to, co się z nim stało.

Sięgnął, żeby postawić kołnierz płaszcza dla ochrony przed wichurą, ale wtedy przypomniał sobie, że płaszcz również mu odebrano. Zresztą, co by mu teraz z niego przyszło.

Cienka, przezroczysta od wilgoci koszula o wiele lepiej pasowała do roli wdzięcznego, skruszonego grzesznika, którą powinien starać się odgrywać. Po nagłym przebłysku dobroci ze strony Gustava i całym trudzie, jaki sobie dla niego zadali, wydawało mu się, że chociaż tyle może zrobić.

— Witaj na „Pani Mgieł”.

Pani Morza, Pani Mgieł, cholera jasna.

Axel podszedł o krok bliżej. Hans pozwolił poklepać się po ramieniu, przyciągnąć w niezręcznie odwzajemnionym uścisku na tyle blisko, żeby dostrzec bladą bliznę zatopioną wśród zarostu na podbródku i brązową skórę na twarzy, która po latach spędzonych na słońcu i wietrze wyglądała jak wygarbowana.

— Miło cię widzieć — skłamał.

Pozory dobrych kontaktów panujących w jego rodzinie sprawiały tylko portrety – bo fotografowie nie potrafili kłamać tak dobrze, jak Schiøtt i Marstrand – może dlatego, że nigdy nie przedstawiały jej w zgodnej z rzeczywistością  c a ł o ś c i .

— Tak, w zależności od interpretacji można chyba uznać, że to  m i ł o .

Axel pachniał świeżym powietrzem i patrzył na niego ciemnymi oczami i chociaż Hans kiedyś śmiał się z jego dialektu (głównie dlatego, że Søren i Felix też się śmiali), bo bardziej przypominał dolnoniemiecki niż czysty duński, to teraz jego dźwięk wydał mu się pokrzepiający. Człowiek mówiący w jego języku przypomniał mu, że tak naprawdę nie został zupełnie sam.

— No, ale rusz no się, musimy cię przedstawić kapitanowi. Zaufaj mi, wolałbyś mu nie zaleźć za skórę.

Hans odwlekał tę chwilę tak długo, jak zdołał, ale kiedy wreszcie postawił stopę na pokładzie, poczuł drzemiącą pod statkiem absurdalną siłę. Wyobrażał sobie, że jest w stanie zmiażdżyć mostek kapitański, złamać solidne stalowe maszty i w ułamku sekundy zatopić całą jednostkę.

Posłusznie podążał za przyrodnim bratem, przekonując sam siebie, że nikt ich ze sobą nie powiąże, że są do siebie podobni jak dzieci zupełnie różnych rodziców.

W głowie próbował wymyślić, jak dokładnie powinien się przedstawić, żeby wydał się przydatny, mógł uchodzić za coś więcej niż zbędny balast. Bez utykania i sztywności, które towarzyszyły mu na początku pobytu u Hellandów, powinno być lepiej.

Światła lamp zachybotały się w przeciągu, kiedy Axel otworzył drzwi do kapitańskiej kajuty.

— Nikogo tu nie ma — stwierdził oczywistość Hans, rozglądając się po przesadnie, jego zdaniem, jak na ten rozmiar zagraconym pomieszczeniu: biurko masywne jak pociągowy wagon, łóżko, w którym zmieściłyby się dwie długości Axla, cynowa miednica i wciśnięta na siłę w kąt niewielka komoda; wszystko na przestrzeni mniejszej niż kuchnia Hellandów.

Zauważył, jak Axel z pietyzmem poprawia ułożenie cyrkla na blacie, po kolei domyka każdą z szuflad, a na koniec zamaszyście przekręca globus tak, że świat dosłownie zawirował mu przed oczami.

Pomyślał, że właściwie na tym etapie jego prywatnej odysei wcale nie zdziwiłoby go, gdyby Axel oznajmił, że tak naprawdę to on jest kapitanem tej łajby.

— Ano nie ma — przyznał Axel, a opcja, że statek podarował mu w prezencie urodzinowym ojciec, a teraz płyną na Nikobary, gdzie Hans zostanie ogłoszony cesarzem, wydała się nagle groteskowo realna. — Lepiej, żebyś to ty zaczekał na niego, niż on na ciebie, zaufaj mi.

To musiała być tylko irytująca maniera mówienia, ale dlaczego znów to powtórzył? Akurat teraz?

Zaufaj mi.

O nie, Hans nikomu nie ufał. Na sam dźwięk tego słowa miał ochotę rzucić się do ucieczki. 

Powstrzymał go huk drzwi uderzających o framugę z taką siłą, jakby ktoś wymierzył im solidnego kopniaka. Hans w ostatniej chwili cofnął dłoń, która już wyciągała się w stronę klamki, i spojrzał na wysokie buty. Poza stopniem wysłużenia nijak nie przypominały kamiit, ale mimo to poczuł fantomowy ból w żebrach.

— A kto to, kurwa, jest, Axelku? — huknął kapitan. Jego norweski brzmiał, jakby już dawno go nie używał, tylko przekleństwo wybrzmiało dźwięcznie.

— Mój brat.

Hans przyjrzał się kanciastej, ogorzałej twarzy. Jego surowym oczom w wypłowiałym odcieniu Morza Północnego – tylko one się nie zgadzały, poza nimi wszystko w nim przypominało Tora Hellanda, jakby obaj byli rysunkami tego samego artysty.

„Stryjek Steinar”, przypomniał sobie i prawie odetchnął z ulgą.

— Ach. — Mężczyzna obrzucił go pospiesznym, pogardliwym spojrzeniem, które wyostrzyło i tak ostre już rysy, a Hans pomyślał, że jeśli Tor przypomina akwarelę, to Steinar musi być szkicem węglem. — Bękart?

P r a w i e .

Bękart!  O n !

Hans czekał, aż Axel coś powie, upokorzy go jeszcze bardziej, klepiąc po ramieniu albo jeszcze gorzej, mierzwiąc mu włosy – jeśli w ogóle do nich dosięgnie; czy to sadza pod paznokciami?

Czekał, aż przyrodni brat się odezwie, chociaż wolałby, żeby tego nie robił – wolałby, żeby poszedł w ślad całej reszty rodziny i potraktował go jak powietrze. Niezbędne i przezroczyste.

Ale Axel milczał, a Hans nie bardzo wiedział, co z tym milczeniem zrobić, co stanowiło niepokojąco obce uczucie. Już jako dziecko nauczył się, że wiedza to potęga (Francis Bacon), kiedy zmuszał starszych braci, żeby pozwolili mu dołączyć do zabawy – chyba, że wolą, żeby wiadomość o czymś, co zrobili, przez przypadek wpadła w niewłaściwe ucho.

Nie lubił błądzić w ciemności, ale – rzucił pospieszne spojrzenie na Axla – wydawało się, że w sprawie obchodzenia się z kapitanem „Pani Mgieł”, nie tylko on stąpa po omacku, zaufaj-mi.

Wziął głęboki oddech, postawił wszystko na jedną kartę i zaśmiał się przesadnie nonszalancko.

— Proszę wybaczyć, ale…

Dłoń uderzyła prawie tak mocno, jak słowo.

— Możesz wypluć te pyry z gęby, czy jak wy tam mówicie, kiedy się do mnie odzywasz?!

Cios nie był tak zaskakujący, jak jeszcze kilka tygodni wcześniej mógłby mu się wydawać, księciu przyzwyczajonemu wyłącznie do muśnięć skórkowych rękawiczek na policzku, ale sprawił, że Hans się zatoczył i zawahał, zanim odezwał się ponownie.

Spojrzał na dłoń Steinara, na plamę czerwieni między jego palcami i czerń tatuażu czającą się pod mankietem, a później w górę, na twarz i migoczący w uchu złoty kolczyk, zmieszany.

Zaczął gwałtownie mrugać, żeby odsunąć od siebie wspomnienia ciemnych włosów i ohydnego oddechu Tikaańczyka. Zastanawiał się, czy wszystko skończyłoby się inaczej, gdyby wtedy też się nie bronił.

— Kartofle — wykrztusił. Dotknął twarzy, a kiedy cofnął rękę, zobaczył krew. Gdzie…? Skąd krwawił?

— He?

Poczuł ciepło pod nosem, dotknął go i rozsmarował krew nad górną wargą.

— Mówimy: „kartofle”.

— A co mnie to, kurwa, obchodzi, jak mówicie! — pieklił się dalej Steinar, chociaż duński Axla najwyraźniej mu nie przeszkadzał. — Znasz jakiś cywilizowany język, w którym możesz się do mnie odzywać, jeśli już musisz?

Hans musiał otrzeć twarz rękawem. Nie podobało mu się to. Potrzebował chusteczki.

— Znam angielski — odparł urażony, ale z nienagannym akcentem, nad którym tyle pracował.

— A lice masz? — Bełkot, w którym odpowiedział mu kapitan, w niczym nie przypominał idealnej angielszczyzny z królewskich dworów.

Pardon? — Hans zamrugał, na powrót wytrącony z równowagi faktem, że w tak prostym zdaniu pojawiło się słowo, którego nie zrozumiał.

Kapitan westchnął i zaczął obracać globus, aż jego palce dotarły do wybrzeży Labradoru. Przez chwilę wydawał się rozważać, czy taka szerokość geograficzna go satysfakcjonuje, zanim się odezwał:

— Axelku?

— Wszy — przetłumaczył usłużnie Axel. — Pan kapitan pytał, czy masz wszy.

Hans znów zamrugał, tym razem bardziej z oburzeniem, że komuś w ogóle mogło przyjść do głowy takie pytanie pod jego adresem. Już wiedział, dlaczego nie znał tego słowa, mimo że, gdyby się uparł, mógłby dostrzec podobieństwo do jego duńskiego odpowiednika.

Nie zawracał sobie nawet głowy warknięciem na Axla, że zrozumiał całą resztę pytania i nie ma sensu, żeby mu je powtarzał w tym swoim cockney, tylko od razu zaprzeczył, zły na siebie, że machinalnie dotknął włosów, krótko i schludnie obciętych przez Kruszynę.

— No, niech ci będzie. Jutro albo pojutrze obejrzy cię jeszcze lekarz.

—  P o j u t r z e ?  Sądziłem, że… że pojutrze już dawno będziemy w drodze.

Dokądkolwiek by ona nie prowadziła. Hans nie miał odwagi spytać. Byle jak najdalej; na początek powinno wystarczyć.

— Taa, przy takiej pogodzie to se co najwyżej palcem po mapie możesz popływać. — Kapitan machnął na niego ręką i odwrócił się w kierunku drzwi. Przystanął w nich jeszcze na chwilę, żeby skwitować: — No ale, powiem ci, że talentu do języków to ty nie masz.

— Nie będziemy ryzykować, że wyzarażasz nam pół załogi — wyjaśnił od niechcenia Axel.

Niby czym, poprawną angielszczyzną? — pomyślał Hans. Przypomniał sobie tomy Shakespeare’a, nad którymi ślęczał, aż w wyobraźni zobaczył cytat zakreślony przez króla Rúnara w wydaniu Juliusza Cezara, które Hans uznał za swoje, kiedy tylko go znalazł: „Jest prąd we wszystkich ludzkich sprawach bystry, który chwycony w porę, wiedzie do zwycięstwa”*.

—  N a m ?  — rzucił tylko. — Czyżbyś awansował na pierwszego majtka,  A x e l k u ?

Axel zarechotał.

— Powściągnij trochę ten swój złoty język, lepiej na tym wyjdziesz — ostrzegł, ale nie dodał już „zaufaj mi”, a Hans, choć postanowił, że nie da uśpić swojej czujności, zaczął oddychać z odrobinę większą łatwością.

Może tym razem będzie mógł wreszcie popłynąć z prądem, a nie pod.

_______________

* William Shakespeare Juliusz Cezar (przeł. Leon Ulrich).

 

A tak w ramach bezużytecznych ciekawostek, to Nikobary były duńską kolonią formalnie do 16 października 1868 r., więc Hans jeszcze nie ma aktualnych danych. Ziemniaki to po norwesku „poteter”, a po duńsku – „kartofler”, więc składa się idealnie ♥

Schiøtt i Marstrand to duńscy malarze, którzy malowali między innymi portrety członków tamtejszej rodziny królewskiej, a Tor i Steinar są dla mnie tym memem

10 komentarzy

  1. Cześć!

    Czas nadrobić. Może uda mi się za jednym razem, a jeśli nie to obiecuję dokończyć. Na wstępie chciałam tylko dodać, że ilustracja jest bardzo ładna - podobają mi się oczy tego pana. I ma tatuaże... czy to taki typowy bad boy? Chociaż Tor też ma tatuaż a nie jest bad boy. Chyba, że jest...

    I bardzo dziękuję za osobistą dedykację, bo chyba tak też mogę to potraktować. Pamiętam, że ten rozdział bardzo mi się podobał i z przyjemnością przeżyję to jeszcze raz. To znaczy mam nadzieję, że to do mnie ta dedykacja, bo zrozumiałam, że jak piszę komentarze to automat mnie podpisuje "Anonimowy". Ale jeśli tak to bardzo ładnie "Anonimek". Od dzisiaj tak będę się podpisywać!



    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och Hans... jak to miło cie ponownie spotkać. Ty ludzki wyrzutku. Nie będę ukrywać, łzy to nie oznaka słabości, ale u Hansa to co innego. Przecież skoro on jest takim wspaniałym i miłym księciem to łzy nie powinny mieć u niego miejsca.

      Czy tylko ja mam takie wrażenie czy Hans chcąc zachować pewną godną siebie w jego oczach klasę patrzy w małostkowy sposób na wszystko wokół.

      "Te wyspy w oddali są jak patyki. Niezwykle żałosne. Ja w na wyspach..."

      Gdyby tylko jeszcze miał jakieś wyspy.

      Muszę przyznać ale tylko między nami droga autorko tego opowiadania, że nawet ja z całą niechęcią i pogardą dla jego postaci widzę ten złamany obraz księcia, który doskonale podkreślasz. Nic go nie usprawiedliwia, nie rozumiem ludzi, którzy tworzą ten bezsensowny związek, w którym on bierze udział (jego i Elsy) równocześnie jasno zaznaczając, że Elsa wie o tym, że chciał ją zabić. Przecież to jest nienormalne. Ale samego księcia można dużo lepiej przedstawić niż zrobił to Disney - nadać mu barw, głębi i motywacji. Pokazanie go w taki sposób, żebym nawet ja uznała, że coś go na prawdę dziwnego i złego spotkało po drodze i miało wpływ na jego życie wydaje się być bardzo trudne. Ale tobie to wychodzi super. Będę narzekać, bo go szczerze nienawidzę, ale nie mogę przejść obojętnie obok tak dobrze podkreślonej i poprawionej postaci po pomysłach Disneya. Jeszcze ciszej przyznam, że interesuje mnie co dalej zrobisz z jego postacią. Ale proszę, cicho sza!

      Usuń
    2. Aye! Czyżby to był Jamie, którego pamiętam z małego spojlera od Ciebie? Widziałam już pierwszy sezon Outlandera - jeszcze wiele przede mną, ale bardzo się wciągnęłam i dziękuję za polecenie - podoba mi się! I przykro mi, albo i nie, ale nie potrafię już sobie inaczej wyobrazić Twojego Jamiego, jak tego z serialu. Widzę go w tej lnianej obszernej koszuli, straaaasznie przystojny i ma lekko kręcone włosy takie w odcieniu miedzianego blondu z brązowym, spięte rzemieniem na karku i do tego mocne oficerskie spodnie. Ma też zacięte usta, które rozchmurzają się w uśmiechu jak po sztormie a do tego mocne brwi i spojrzenie. A parę kosmyków ma na czole. Tak widzę tego pana! Nie mogę się doczekać czy będzie o nim cokolwiek więcej, chciałabym poznać więcej detali. A może to i jemu Merete-Margit zawróci w głowie. Myślę, że byliby piękną parą, a on wydaje się strasznie miły! I mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko temu, że wymyśliłam jak mógłby wyglądać. Tak go sobie wyobrażam.

      O nie, nie, nie. Hans nie zapędzaj się, Kruszyna na pewno nie jest do ciebie podobna. A już na pewno nie w sprawach sercowych - to ona wygrała z tobą.

      Myślę Hans, że nie tylko tobie tutaj ulatuje sympatia do pewnych ludzi (to znaczy, że mi ulatuje do Hansa - Jamiego lubię!).

      Nie wiem do końca dlaczego, ale niezwykle bawi mnie, że żeby ukryć prawdziwe imię Hansa zwracają się do niego "Johny". To jest na prawdę bardzo zabawne.

      Miło poznać osobiście brata Hansa! Z pewnością jest fajniejszy niż on sam, ale o to zdecydowanie nie trudno. Wyobrażam sobie jak wygląda Axel i zdecydowanie uważam, że pasuje mi to do niego. Tak bym go widziała - osiłek, raczej niski i z dziwnymi włosami. Aż dziwne, że są spokrewnieni.

      Usuń
    3. Axel wydaje mi się być w porządku, taki facet z zasadami ale w karczmie w karty asy z rękawa wyjmuje. Tak myślę. Ogólnie jak na słabe kontakty rodzinne w przypadku rodziny z wysp to uważam, że ładnie się zachowali. Dodam jeszcze, że ta scena jest bardzo pokrzepiająca.

      Jeżeli Hans tak postrzega tą sytuację - że mógłby być balastem, to niech jest wdzięczny, że Kruszyna go postawiła na nogi. Bo na niewiele by się zdał.

      Nie wiem dlaczego, ale po opisie kajuty kapitana statku mam mocne wrażenie, że ten człowiek jest albo fantastyczny, albo stuknięty, albo niezrównoważony. Hm... a być może... wszystko na raz?

      (uprzedzam - tutaj musi być Caps Lock)

      HA HA HA HA HA

      Oj tak, uwielbiam tego pana. Jego sposób bycia i to z jakim rozmachem dostał się do pomieszczenia sprawiło, że niemal to słyszę. Ten huk i te głośne, hukliwe słowa kiedy zadaje pytanie. Czyli to jest pan z obrazka - tak podobny do Tora! Oczywiście! Czułam, że będę go bardzo lubić!

      Chwileczkę , jeśli hansowi przeszkadza sadza pod paznokciami to on na tym statku i z takim kapitanem czuje, że zbyt długo nie pociągnie. Po prostu to się nie może dobrze skończyć. Ciekawe jak długo wytrzyma.

      Usuń
    4. I och to nie ładnie skoro Hans był małym kapusiem i tylko w tedy inne dzieci chciały się z nim bawić. Takie znienawidzone dziecko ze szkoły z niego.

      HA HA HA HA HA

      Kapitan bardzo dobrze mu powiedział. To jest strasznie dziwna sytuacja i nie wiem jakby zareagowała gdyby ktoś chciał, żebym pyry wypluła z gęby, ale Hans też nie wiedział i to mnie bardzo cieszy! Steinar właśnie awansował na jednego z moich ulubionych bohaterów tego opowiadania.

      Hans za to jest nieprawdopodobnie bezczelny. Po prostu jest bezczelny. Jest u kapitana, w sumie króla tego statku, czyli rozmowa z nim to trochę jak audiencja a on ma go czelność poprawiać, że mówimy "kartofle"? Jemu życie jest zdecydowanie bardzo niemiłe.

      Och i Hans, którego oburza absolutnie wszystko co się nie zgadza z etykietą. Wliczając w to otarcie nosa rękawem zamiast chusteczką.

      Bardzo podoba mi się, że kapitan zdrabnia imię Axela. Bo to pokazuje, że ma władzę i on podaje karty. Axel to zwalisty osiłek, a bez mrugnięcia okiem przyjmuje uwagi kapitana. Zna swoje miejsce na statku, to super!

      I też to podejście kapitana. On nie będzie temu durniowi tłumaczył tego co oczywiste, niech Axelek się tym zajmie. Uwielbiam tego bohatera!

      Usuń
    5. I to pytanie - czy ma wszy? A także niezbędne wręcz oburzenie Hansa. Byłam pewna, że go to zaszokuje! Jak ktoś może go o coś takiego pytać. Książę i wszy, ale widać dla Steinara to nie jest problem.

      I do tego wszystkiego jeszcze sytuacja wskazuje na to, że nic już nie idzie po myśli Hansa. Nigdzie nie płyną, zła pogoda, a i lekarz musi go obejrzeć. Jestem zachwycona tym obrotem sytuacji!

      Usuń
    6. Podsumowując, to jeden z moich ulubieńców, kiedy mowa o rozdziałach. Uwielbiam jak Hans ma ucieranego nosa raz za razem i to jeszcze przez kogoś takiego jak Steinar.

      Nie zapominajmy tutaj też o fantastycznym opisie wszystkiego dookoła - widzę cały ten statek i czuje zapach morza.

      Widać, że z rozdziału na rozdział idzie ci coraz lepiej! A to opowiadanie jest moim ulubionym!

      Usuń
    7. Ciekawostka bardzo ciekawa, przed tym rozdziałem nie miałam o tym pojęcia.

      Tak samo mem - skradł moje serce.

      Pozdrawiam!
      (od dzisiaj)
      Anonimek

      Usuń
    8. Biorę się za odpowiadanie, trochę przytłoczyło mnie piękno opisu Jamie’ego (do którego przejdę trochę później)

      Tor jest zdecydowanie taką czarną owcą tej rodziny, bo jest milutki, w jego przypadku tatuaż stanowi tylko błąd (lub nie xD) młodości, Steinar i Jorunn są do siebie bardziej podobni, chociaż Steinar nie dla wszystkich jest wstrętny

      Myślę, że śmiało możesz potraktować wstęp do rozdziału jako dedykację, po prostu średnio umiem je pisać :’) I „Anonimowy” głupio by mi brzmiało, stąd Anonimek, ale cieszę się, że ci ta forma nie przeszkadza :D Pomyślałam, że Steinara bardzo polubisz ze względu na jego stosunek do Hansa, i chyba widzę, że miałam rację :DD
      Cieszę się bardzo, że ilustracja ci się podoba <33

      Nie zaprzeczę, że łzy w przypadku Hansa są na swój sposób oznaką ostatecznego książęcego upodlenia, bo z każdym rozdziałem grunt usuwa mu się spod stóp coraz bardziej – ale no ba, nie byłby sobą, gdyby tak po prostu przyjął porażkę. Mimo wszystko nadal sporo w nim Księcia przez wielkie „K” i niezależnie od tego, jak sam się prezentuje, będzie krytyczny wobec otoczenia… (To „ja na wyspach…” idealnie mi tu pasuje xD <33)

      Cieszę się też strasznie, jeśli taka kreacja Hansa do ciebie przemawia, bo o mniej-więcej coś takiego od początku mi chodziło, nie przeszedł (jeszcze?) żadnej znaczącej wewnętrznej przemiany, ale na zewnątrz wszystko się już wokół niego kruszy – i nie mówię, dobrze mu tak
      Ale jakieś backstory na pewno jeszcze wróci! (Spokojnie, nie będę spoilerować :D

      I wracając do Jamie’ego – tak, to dokładnie on <3 Outlandera swoją drogą nadal polecam z całego serca, bardzo się staram, żeby obraz tego serialowego nie wpłynął za bardzo na to, co miałam w głowie, jak wymyślałam opkowego – ale pewnych rzeczy nie da się wykluczyć, jak na przykład tego, że jest totalnie przystojny :D
      I nie jest rudy jak serialowy, raczej blond, ale już długość włosów i ich ułożenie by się zgadzało. Tak sobie myślę, że nie będzie go już za wiele, ale może uda mi się przemycić jakiś opis w kolejnym rozdziale z Hansem (niestety, wtedy z perspektywy Hansa :C)
      Czy mogę posiłkować się wszystkimi tymi wajbami, które dał mi twój opis? Jest prze-prze-super <3333 Totalnie nie mam nic przeciwko, to co napisałaś jest ogromnie inspirujące!

      Usuń
    9. -komentarz za długi :00 leci część druga—

      (Jaimie i Mari to rozmowa na totalnie osobny wątek, na który obawiam się, że w tym opku może zabraknąć miejsca, ale zgadzam się z tobą, kilka fabularnych decyzji podejmowałam z tą parą w myślach :D)

      Myślę, że co do wyglądu Axla też masz rację, jak go wymyśliłam to jako pierwowzór miałam w głowie coś na wzór Roberta Downey Juniora z Sherlocka Holmesa, tylko bardziej barczystego, zakapiorskiego i, tak jak mówisz, z dziwniejszą fryzurą xD (najprędzej coś takiego, tylko brzydszy)
      Bracia Hansa są przedstawiani właściwie tylko z perspektywy Hansa, a Hans ma tendencję do wybielania się, więc musimy brać na to poprawkę :D Nie ma na Południowych Wyspach świętych, ale myślę, że nie wszyscy są tacy najgorsi
      (A co do podobieństwa, może ojciec ma po prostu słabe geny – albo życie tak Axelka przeorało)

      Hm, Steinar? Steinar jest chyba po prostu stuknięty xD Też na swój sposób go lubię ♥ aż przykro się będzie rozstawać :C

      I jejku, nawet nie wiesz jakie motywujące jest to, że ten rozdział tak ci się podobał! Wiem, że są lepsze i gorsze, ale od pewnego czasu mam wrażenie, że jakość idzie w dół. Oczywiście staram się, jak mogę i wiem, że nie zawsze jest to prawda, ale ogólnie nie zostało mi wiele rozdziałów, żeby dopchnąć drugą część do końca, ale jakoś topornie mi wszystkie idą, i czasem jest to dobijające :/
      Mój kryzys twórczy na szczęście powoli coraz szybciej mija, więc damy radę :D

      Mam nadzieję, że cokolwiek z akapitu powyżej ma sens, w każdym razie, podsumowując – OGROMNIE dziękuję za każdy z komci, ogrom czasu, który musiałaś w nie tutaj włożyć, no i wszystkie komplementy! <333 Bardzo mi pomaga, kiedy wypisujesz, co konkretnie/dlaczego ci się podobało, bo dzięki temu mam motywację, sama przypominam sobie elementy, które lubię w tym opowiadaniu (albo o których po prostu lubię pisać) i wiem, na czym się później skupiać
      ♥♥♥♥

      Usuń