Ariana dla WS | Blogger | X X X
Fagra, grýttur land, heimr Árnadalr
piękna, kamienna ziemia, dom Arendelle.

18.9.22

Rozdział 58. Lensmanowa

_______________

— A TOBIE CO, katar masz? — rzucił Ivar, zdecydowanie za głośno, kiedy Kristoff po raz kolejny pociągnął nosem. Svarten zatrzymał się tak blisko niego, że jego bok otarł mu się o udo, a on ledwo to zauważył.

Alkohol odparowywał, wsiąkał pod skórę, pozostawiając po sobie ćmiący ból.

— Chyba raczej kaca — odparł beztrosko Juhani, chociaż pod taflą odmrożeń palce zaciskające się na lejcach były białe, jakby włożył eleganckie rękawiczki.

Za jego plecami góry Dovre, widoczne jak na dłoni, rozciągały się aż po horyzont. Pomyślał o niezmierzonej głębi zamrożonej wody otoczonej przez zaśnieżone drzewa i idealnie białe Lodowe Pola, z których tym razem nic nie udało się wydobyć.

Na drodze koń, klacz, dwóch jeźdźców.

Renifer zaprzęgnięty do pustego wozu i jeden woźnica.

Ustawili się w kształt trójkąta, dwaj skierowani ku Wiosce Wydobywców, jeden w prawo, w stronę „Drogi imienia króla Agnarra” prowadzącej do Olden.

— Uważaj trochę z tym piciem, co?

Błagam, nie mów tego — poprosił w myślach Kristoff. Nie chciał, żeby znów porównał go do ojca. Zachlewał się, w końcu praktycznie zachlał, Ivarowi brakowało go jeszcze, zanim umarł, a on nie miał siły słuchać tego tonu jego głosu, który nie był wyrzutem, nie całkiem żalem i nie całkiem dumą, ale w przerażający sposób uświadamiał mu, że przecież w głębi doskonale zdaje sobie sprawę, że on też mógłby tak skończyć.

Być może wszyscy to wiedzieli.

— Trochę uważam.

Przetarł twarz rękawem, znad którego zerknął ukradkiem na ojca chrzestnego, zastanawiając się, czy się na to uśmiechnie.

— Taa, jasne. — Z ulgą zauważył poruszenie wśród gęstej brody; kąciki ust Ivara lekko uniosły się ku górze i chociaż nie był to do końca uśmiech, to jego mina zdecydowanie nie wyrażała dezaprobaty, której tak się obawiał. — Tak w chuja robić to ja, ale nie mnie.

Kristoff otworzył usta, żeby odpowiedzieć, ale się rozmyślił.

Zamiast tego podniósł z ławy ostatnią niedojedzoną marchewkę i cisnął przed siebie. Błysnęła na tle nieba, zrównała z kopułą cerkwi, a później opadła długą spiralą zieleni: przebłysk wiosny na tle áidu* wśród październikowej szarości.

— No już, już — mruknął Juhani, kiedy zniecierpliwiona Hilla zaczęła przestępować z nogi na nogę, aż trąciła pyskiem bark Kristoffa. — Chyba jasno dają nam do zrozumienia, że na nas już pora.

Z tego miejsca widać było nie tylko Wioskę Wydobywców, ale też pola położone głębiej w dole doliny. Kristoff dobrze pamiętał dzień, kiedy ojciec zabrał go w góry po raz pierwszy, i onieśmielenie, które poczuł, widząc, jak ogromny jest świat.

— Kristoffer…?

— Hm? — Potrząsnął głową i natychmiast tego pożałował. Ból w znajomym rytmie opływał skronie i omdlewającym kołysaniem gromadził się u mostka nosa. — Ach, tak, ja… Obiecałem Svenowi przekąskę. — (Obiecałeś?! — zastrzygł uszami Sven.) — Spotkamy się na miejscu, dobra? — rzucił do kuzyna.

Zignorował kolejne spojrzenie, które wymienili Juhani z Ivarem, i delikatnie pociągnął wodze w prawo, ale już sam ten ruch sprawił, że prawie się porzygał.

Słoik z cukierkami ślazowymi na ladzie zaczynał falować jak droga w upalny dzień, kiedy zbyt długo się w niego wpatrywał. A wpatrywał się zdecydowanie zbyt długo, bo jedyną alternatywą pozostawał zeszyt w wytartej okładce.

Żebrak — szeptał zawsze.

U progu zimy – kiedy cały lód z poprzedniego sezonu już się wyprzedał, a nowy jeszcze nie był wystarczająco gruby – większość wydobywców musiała kupować na kredyt, ale Kristoff i tak uważał to za upokarzające. Wpatrywał się w zapisane ołówkiem długi i starał się myśleć o tym, że Ninni zje chleb z prawdziwej mąki – bez kory – a nie o tym, że być może w kolejnym roku pojawi się nowa cyfra, a wymazanie ich wszystkich spadnie kiedyś na nią.

Nigdy nie było gwarancji. Zdarzały się ciepłe zimy i chłodne lata; czasami mężczyźni wracali z większym długiem niż ten, który zaciągnęli przed wyjazdem. Czasami nie wracali wcale.

— Coś jeszcze będzie? — Zaszeleściła spódnica, trzasnęły drzwi od zaplecza. Kristoff ominął spojrzeniem siostrzenicę sklepikarza – chociaż, cholera wie, może teraz była już asystentką sklepową – i spojrzał na lichy pęk marchwi, który przed nim położyła.

— Nie.

— Dopisać na zeszyt?

—  N i e  — burknął.

— Należy się korona.

— To sześć marchewek, a nie skjeppe.

Dziewczyna się naburmuszyła. Wyciągnęła spod lady inny zeszyt, przekartkowała. Wydęła usta jeszcze bardziej.

Chodziła z nim do szkoły, chyba miała na imię Nora. Pamiętał tylko tyle, że siedziała w ławce przed nim, kiepsko szło jej z rachunkami i zarzucała włosami tak, że jej warkocz zawsze łaskotał go w nos – i robiła dokładnie tę samą minę, kiedy zwracał jej uwagę, żeby się zabierała.

— Trzy speciedaler — poprawiła się cierpko.

Zmarzniętymi palcami odliczył należność; monety potoczyły się po blacie srebrne jak śledzie z beczek stojących pod ścianą. Przypomniał sobie, jakie wrażenie robiły na nim, kiedy był dzieciakiem, później… później właściwie też.

Gapił się na zimowe buty, miedziane czajniki, baryłki syropu i worki z cukrem i mąką, i wtedy wydawało mu się, że właśnie to oznacza bycie bogatym.

Podmuch wiatru złapał drzwi sklepu, które puścił Kristoff, i omal nie uderzył nimi Jorunn Helland – nie, wróć: Jorunn Dastrup.

Kurwa.

Nie umiał wyobrazić sobie sytuacji, w której spotkanie z nią nie wróży kłopotów.

W pierwszym odruchu miał ochotę odwrócić się na pięcie, wejść z powrotem do środka, poszukać innego wyjścia (choćby i od zaplecza, gdzie zbierały się wiejskie plotkary), a później wrócić do Granly opłotkami, jak zwykle – i przede wszystkim udawać, że nigdy jej nie widział.

Ale ona już go zauważyła.

— O, dzień dobry, Kristoffer!

A wystarczyło wracać z Juhanim.

Ale marcheweczki? — parsknął żałośnie Sven. — Palony cukier?

Kristoff zazgrzytał zębami tak mocno, aż poczuł, że coś przeskakuje mu w szczęce, i uświadomił sobie, że wciąż ma w ustach marchew; odgryziona nać wsunęła się za kołnierz beaski jak obca dłoń.

Strzepnął ją i zamiast odpowiedzieć, podszedł do Svena, żeby powstrzymać go od zaglądania do koszyka wspartego o biodro lensmanowej.

— Słowo daję, kiedyś przerobię cię na pasztet — syknął. Czy to nie byłoby dobre rozwiązanie? Miałby co jeść. Sven nie musiałby już niczego jeść. Kristoff jeszcze przez długi czas nie musiałby fatygować się do sklepu.

Oparł głowę o ciepły kark i westchnął, kiedy oddech renifera zmierzwił mu włosy. Nawet on mu nie uwierzył. Kogo próbował oszukiwać?

Nie chciał wracać z Juhanim, bo nie chciał, żeby wszedł do sklepu razem z nim i patrzył, jak wygrzebuje to, co zostało mu po kupieniu lalki, a zostało żałośnie niewiele; pobyt w stolicy zawsze dziurawił kieszenie. Wiedział, że kuzyn nic nie powie, bo rzadko cokolwiek mówił, nie będzie wspominał o tym, że u cioteczki Sven będzie miał pełen żłób.

Ale jeśli to Kristoff nie zapłaci za to jedzenie, równie dobrze mógłby głodować. Był  j e g o  odpowiedzialnością.

Nagle Sven gwałtownie kłapnął zębami.

— Hej! — Kristoff kątem oka zauważył, jak lensmanowa gwałtownie szarpie ręką i unosi ją nad głowę. — Niech pani tak nie robi, bo będzie skakał — poczuł się w obowiązku ją ostrzec, chociaż w ogóle nie chciał z nią rozmawiać. — No już, lávvi.

Poklepał bok Svena i przesunął palcem po kroplach śliny na chrapach. Właściwie nie był pewny, czy przeszkadzałoby mu, gdyby stanął na jej skórkowych pantoflach, zbyt eleganckich jak na omijanie placków siebla** pokrywających ziemię. 

Lensmanowa łypnęła na coś pomiędzy jego ustami a obojczykiem. Kristoff łypnął na nią znad pęka marchwi, z którego próbował wysupłać dwie, ale przeszkodziła mu jej dłoń. Nagle zacisnęła się na jego przedramieniu i już tam została.

— Rany boskie, tymi kośćmi to chleb by można pokroić!

Prychnął – bezgłośny śmiech bez śladu radości. Dźwięk odbił mu się w uszach echem.

— Ale najpierw trzeba by jeszcze było na ten chleb mieć, nie — zauważył kąśliwie, zwalczając pragnienie, żeby strząsnąć jej rękę jak namolnego owada.

Miała zbyt piwne oczy, za bardzo przypominające Hellandów. Ale przynajmniej włosy miała jaśniejsze niż Tor, co odrobinę pomagało.

Trochę, ale nie do końca.

Poza materiałem rękawiczki i swetra oddzielały ich od siebie tylko drobne płatki śniegu niespokojnie wirujące na wietrze. Wbijały mu się w twarz, ostre jak igły, i szczypały w oczy, ale Kristoff nie odwracał wzroku.

Ostatnim razem widzieli się, kiedy ona była już lensmanową, a on jeszcze tylko wydobywcą lodu, i wiedział, że jest świadoma tej zmiany sił. Tym razem, jak na nią, rozmawiała z nim naprawdę  m i ł o .

Pomyślał o tym, jak zawsze w jej obecności czuł się mały, biedny i zawstydzony swoim nędznym istnieniem, i to było dla niego zupełnie nowe uczucie.

Jasne, zdarzało się, że miewali trochę więcej  m n i e j  niż inne rodziny, ale nie można powiedzieć, żeby ktokolwiek w Wiosce Wydobywców opływał w dostatki.

Tylko że oprócz bycia biednym, Kristoff był jeszcze obcy, a to raczej nie stawiało go w szeregu szanowanych obywateli.

— Ee, akurat w Grimstad to mogłeś sobie pożyć jak pączek w maśle – tym bardziej się dziwię, że nic a nic nie przytyłeś… Chyba że twoja kucharka była jak Merete, z nią też miodu byś nie miał. Chociaż Ilon mówiła, że starą Stenbergową do dworu najęli. Ciekawe, co z nią teraz będzie…

To nie była jego kucharka.

To nie była jego baronia.

Dłoń lensmanowej mu ciążyła. Nie miał zamiaru ciągnąć tej rozmowy. Nie chciał mówić ani o Grimstad, ani tym bardziej o Merete-Margit, której imię skracała w taki sposób, jakby wymazywała przy tym połowę niej samej.

— Powinienem – muszę iść.

Pamiętał jedyny raz, kiedy był u Hellandów w porze kolacji. Merete-Margit spaliła chleb na węgiel, bo przypomniała sobie, że musi jeszcze zajrzeć do kurnika. Równie dobrze pamiętał rękę ojca na ramieniu, uniesiony palec i ostrzeżenia, że ma nic od nikogo, kurwa, nie brać. I Kristoff nie brał, jeśli tylko nie mógł za to zapłacić. Zaproszenia na obiad wolno było przyjmować wyłącznie od Stine, co właściwie wydawało się sprawiedliwe; w końcu jej syn wszystkich obżerał.

„Widzisz, Merete, samą urodą kapusty nie okrasisz”, podsumowała przypominający trolla o świcie chleb jeszcze-nie-lensmanowa. Kristoff w przypływie rycerskości zdecydował się zjeść kromkę, ale mimo najszczerszych chęci musiał poddać się w połowie kęsa. „Nie smakuje ci?”, zdziwiła się wtedy Jorunn. „Kto jak kto, ale ty nie powinieneś wybrzydzać, kiedy w domu taka bida.”

— Do ciotki pewnie jedziesz? — nie dała się zbyć teraz. Kristoff zauważył, jak koszyk w palcach rozpostartych w górze jak parasol zaczyna lekko drgać. Wodze, które trzymał w dłoni, nagle się poluzowały. Nawet tego nie zauważył, podobnie jak nie zauważył skraju koronkowej serwetki znikającej między reniferzymi zębami.

— Mm.

Wymownie podniósł wzrok na niebo – miało kolor żelaza – i zrobił krok do przodu, zmuszając ją tym samym, żeby zabrała rękę.

— I bardzo dobrze, przyda ci się to! Zbijaczka właśnie się skończyła — oświeciła go, jakby świniobicie nie było jednym z powodów, dla którego wyprawa na Lodowe Pola była Kristoffowi na rękę — ten najmłodszy, Lino…

— Chyba Gauri?

— Nie, mówię przecież, że najmłodszy!

— A nie mogłabyś też mówić  c i s z e j ?  — mruknął Kristoff, ale najwyraźniej nie na tyle głośno, żeby go usłyszała.

 — No więc Lino musiał się wszystkim w tym roku zająć, biedny chłopak, bo ostatnie sprawy zupełnie Astrid załamały. Nie mówiła, nie mówiła, ale ja czułam, że jest wściekła. Tak sobie myślałam, że ten drugi, Kalle, będzie się teraz bał w domu pokazać, żeby też pod nóż nie trafić – i chyba słusznie, bo widzę, że sam jesteś.

Kristoff przeciągnął dłonią po twarzy. Zwątpił już, którego kuzyna ma teraz na myśli, i zaschło mu w ustach, więc już jej nie poprawiał.

Lensmanowa musiała niewłaściwie odczytać jego milczenie, bo ciągnęła:

— Ja tam zawsze mówiłam, że z tą całą księżniczką będą kłopoty, tylko że nikt mnie nie słuchał – i teraz proszę!

— Chyba nie rozumiem, o co pani chodzi.

— Dziecko! Dobrze wiesz, o co mi chodzi. — Kristoff poczuł, jak kark Svena pod jego dłonią drży. Patrzył, jak elegancka portmonetka znika pod językiem równie różowym, co ona – już prawie niedostrzegalna – i przez chwilę zastanawiał się nawet, czy nie reagować. —  Ale to dobrze, że w końcu poszedłeś po rozum do głowy. Lepiej późno niż wcale. Chociaż nie powiem, ładna byłaby z was para, w gazecie widziałam, Amund ze stolicy zamawia, to wiem. Ale mimo wszystko, po czymś takim…

Nie zareagował.

Spojrzał na różane policzki lensmanowej. Na lśniące jak rząd wściekłych słońc guziki dopasowanego płaszcza. Na uśmiech, który sprawiał, że miał ochotę napluć jej w twarz. Wreszcie pokręcił głową. Jej bezpośredniość go irytowała, ale nie zamierzał wchodzić z nią w konfrontację.

— Do widzenia, Jorunn. — Pierdol się, Jorunn.

Wyminął ją.

Wydarł z pyska Svena rozdartą portmonetkę i zajął miejsce w wozie. Speciedaler z chrzęstem stoczyły się w błotniste koleiny. Kristoff miał nadzieję, że Sven nie zdążył połknąć żadnej monety, inaczej będzie miał srającego pieniędzmi renifera, i zrobi się już zupełnie jak w pieprzonej bajce.

O królowych, które żyły długo i szczęśliwie, póki nie zabiły ich własne dzieci.

Lensmanowa schyliła się, żeby pozbierać pieniądze. A kiedy powoli się wyprostowała, sztywna jak wykrochmalony wigilijny obrus,  zmarszczki wokół jej ust upodabniające ją do marionetki na chwilę wygładziły się w uśmiechu. Wyglądała, jakby twarz zaraz miała jej pęknąć z napięcia.

— To co — rzuciła — pozdrowić od ciebie Merete?

_______________

* Áidu (płn.-lap.) – wydeptana w śniegu ścieżka po wypasie reniferów.

** Siebla (płn.-lap.) – rozmoknięty śnieg na wiosnę.


Imię konia Juhaniego oznacza po fińsku malinę moroszkę ♥

10 komentarzy

  1. Cześć!

    Mam ferie i zdecydowanie zbyt duże zaległości. A mogłabym przysiąc, że skomentowałam poprzedni rozdział. Wchodzę jak zawsze na blog, zerkam na posty a tutaj no proszę! Nowy rozdział. Zerkam ponownie, żeby sobie odświeżyć co było w poprzednim a tutaj niespodzianka - nie skomentowałam go. Nadrobię to, ale jestem zaskoczona tym, że tego jeszcze nie zrobiłam pomimo tego, że rozdział przeczytałam.

    Ale biorę się za ten rozdział - widzę przekleństwo w drugim akapicie... to z pewnością Kristoff prawda?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sama właśnie wróciłam z ferii, a że rozdział wrzucałam na bardzo szybko przed wyjazdem, już widzę, że jest w nim mnóstwo rzeczy do poprawienia :|
      Planowałam zająć się tym w ten weekend, możesz mieć na to wzgląd - ale jakby co to jako-tako fabularne zmiany nie nastąpią :D

      I tak tak, to Kristoff! Bawi mnie, że jego cechą charakterystyczną w narracji stały się przekleństwa, ale w sumie było to do przewidzenia xD

      (A poprzednim rozdziałem się nie przejmuj, sama jestem bardzo do tyłu, ale tak czy siak miło mi strasznie, jeśli planujesz do niego wracać <3)

      Usuń
    2. Tak, miałam rację. To rzeczywiście Kristoff. Ale super, że trafiłam akurat na rozdział z nim! Idealnie jak na taką pogodę (czy u Ciebie też pada śnieg? jest tak zimowo na dworze i ładnie).

      Coś tak czuję, że już dobrze się znamy z tą ciotką a jej obecność stanowi co najwyżej same kłopoty. Czuję jak twarz nabiera mi wypieków z emocji. Co dalej, co dalej?

      Kochany Sven, chciał tylko marchew! Pewnie jest głodny biedaczek. Mam nadzieję, że Kristoff go porządnie nakarmi!

      Ha ha ha, bardzo śmieszne Kristoff. A z ciebie zrobi szynkę jak na Boże Narodzenie w Wielkiej Brytanii. Ciekawe czy nadal będzie ci tak śmiesznie. Mówiąc słowami Anny, ale trochę je zmieniając to ty jesteś pasztet. Ale... niestety to nie jest prawda.

      Czytając ten fragment czuję, że Kristoff jest bardzo dumnym mężczyzną. On zawsze chce zapłacić, zawsze chce zrobić, nie chce pomocy. Zastanawiam się jak bardzo jest to wynikiem jego wychowania, ile ma w sobie z rodziców, którzy może czuli, albo wiedzieli... może po prostu rodziny wydobywców krócej żyją i chcieli go nauczyć jak powinien się zachowywać jako dumny człowiek. Ale to tylko domysły.

      Sven się zachowuje jak najprawdziwszy pies! Parę razy zastanawiałam się, czy gdyby tak przenieść świat Krainy Lodu do współczesnego życia to czy Kristoff miałby zamiast renifera psa. A czy może pracowałby w jakimś ośrodku z dzikimi zwierzętami broniąc reniferów i w tedy ulubieńca nazwałby Sven. Albo jeszcze lepiej - pracowałby tam, miał ulubionego renifera a przy tym jeszcze psa imieniem Sven. To byłoby idealnym rozwiązaniem!

      Oczywiście! Zupełnie zapomniałam, że to siostra Tora czyli przy tym ciotka Merete-Margit. Jeśli jest taka jak mi się wydaje w stosunku do Kristoffa to spodziewam się zdecydowanie niewybrednych komentarzy w tym rozdziale.

      Usuń
    3. I już widzę, że się co do niej nie pomyliłam! Komentarze na temat piękna Kristoffa i jego minimalnych oznak chudości powinna sobie zdecydowanie do torebki schować. Damulka z wielkimi pieniędzmi teraz łaskawie z Kristoffem porozmawia. Pewnie chce od niego wyciągnąć jakieś plotki, którymi się pochwali w towarzystwie. To jest bardzo słabe zachowanie. Nie cierpię plotek.

      Spodobał mi się opis mówiący o tym jak płatki śniegu wbijają się w Kristoffa - skojarzyłam to z baśnią Andersena o Królowej Śniegu, kiedy to okruchy szkła ze zwierciadła przeszywały wzrok i serce. Może Kristoff też patrzy z urazą i czuje w sercu urazę do tej kobiety.

      Jak ona śmie. Cokolwiek wydarzyło się między Kristoffem a Merete-Margit w przeszłości to ona akurat nie ma prawa o tym mówić. Jestem tego pewna. Ani też do tego nawiązywać. Powinna milczeć a nie ciągle się odzywać.

      Z każdym też rozdziałem coraz mocniej utwierdzam się w tym, że Kristoff faktycznie nie radzi sobie z baronia i swoim tytułem. Jakby czuł sie obcy i nagle nie pasujący już do żadnego ze światów - ani do świata wydobywców ani świata Anny. Trochę jak w takim filmie - widzieliśmy kiedyś jego fragmenty na j. polskim. Nie pamiętam tytułu ale jakaś dziewczyna zrezygnowała z życia rodzinnego przez co nie mogła już do niego wrócić i poszła do zupełnie innych ludzi z innej warstwy społecznej. Ale oni też jej nie przyjęli. I została sama. Zawieszona pomiędzy światami.

      Usuń
    4. Ta sytuacja z chlebem. Och. Jak można być aż tak podłym. Dziewczyna się tak starała, a ona najpierw dała jej do wiwatu swoimi komentarzami, a potem odniosła się do Kristoffa, który chciał pomóc Mari zachować twarz. Przecież ta kobieta jest wstrętna i podła. Zyczę jej, żeby Sven ją ugryzł. Albo rozdeptał. On jest ciężki (pamiętaj Sven, to nie znaczy, że gruby!), jakby jej przygniótł pantofla toby się biedna na pewno rozpłakała.

      Ojej! Chyba wykrakałam, Sven właśnie wciągnął chusteczkę szanownej pani! I bardzo się z tego cieszę.

      Przepraszam za wyrażenie ale ta pani jest niemożliwie bezczelna. Nawet Caps Lockiem BEZCZELNA. Jej nic nie powinny obchodzić sprawy Astrid, ani tego co sądzi o swoich synach i czy się złości czy nie. Jak można tak po prostu bezpośrednio odnosić do tego. Plotkować i szerzyć nieprawdziwe informacje. Ta kobieta chyba tylko i wyłącznie po to właśnie żyje.

      I oczywiście kim by była gdyby nie odniosła się jeszcze do Anny. To już jest zdecydowany szczyt i przesada. Oto i kolejna sprawa, która jej w najmniejszym nawet stopniu nie dotyczy.

      Usuń
    5. Brawo Sven! Tak! Zjedz jej portfel. Tylko, żeby mu to nie zaszkodziło. Ale taki renifer to chyba mało choruje więc głupia portmonetka mu nie zaszkodzi.

      Jeśli ktokolwiek by mnie pytał to uważam, że Kristoff zdecydowanie powinien (podkreślam - POWIENIEN) napluć jej w twarz. Tylko mocno.

      Bardzo się cieszę w związku z tym co Kristoff sobie pomyślał na jej temat. Ja zdecydowanie myślę to samo, a czasami cisza mówi więcej niż słowa. Chociaż ona z pewnością tego i tak nie zrozumie. A to, że Kristoff nie mów tego na głos świadczy tylko o tym, że ma klasę a tej kobiecie jej brakuje.

      Wiele klasy jest też w tym, że Kristoffowi nawet przez myśl nie przeszłoby, żeby schylić się po pieniądze, które wypadły z rozdartej portmonetki. Zdecydowanie bardzo mi to do niego pasuje.

      Podobnie jak nawiązanie do bajki z osłem, który wypróżnia się pieniędzmi. I tak w życiu Kristoffa wiele elementów przypomina bajkowy świat.

      I jeszcze ma ta kobieta czelność pytać czy Mari od niego pozdrowić? Uważam, że czas aby ją spalić na stosie. Nic mi nie przeszkadzają czarownice ale to już jest przesadą.

      Usuń
    6. Szkoda, że to już koniec rozdziału i mam nadzieję, że wena sprzyja, bo nie mogę się doczekać dalszego ciągu tych wydarzeń. Bardzo lubię kiedy tak znienacka wpadają rozdziały, bo to zawsze taka miła dla mnie niespodzianka.

      Ten rozdział bardzo mi się podoba, te z perspektywy Kristoffa są moimi ulubionymi. Nadal czekam na wyjaśnienie co zaszło między nim a Merete-Margit. Myślę, że gdyby nie Kristanna to byłaby to moja ulubiona para. Tak czuję.

      Ten rozdział bardzo pasuje mi do Kristoffa, uważam, że jego zachowania są wycelowane w punkt. A Sven jest cudowny! A ciotka powinna umrzeć.

      Trzymaj się ciepło i pozdrawiam!

      Usuń
    7. Ojej, nie zauważyłam, że już zdążyłaś mi odpowiedzieć! Nie martw się każdy ma zaległości. Ja też! Muszę poprawić matmę i fizykę bo mam bardzo słabe oceny. Więc piątka! Chyba każdy czasami jest do tyłu. Na pewno uda się wszystko nadrobić.

      Zdecydowanie to cecha charakterystyczna Kristoffa, ale to nic - ja lubię kiedy przeklina.

      Postaram się skomentować dzisiaj albo w najbliższym czasie.

      Pozdrawiam!

      Usuń
    8. I wobec najnowszych informacji szykuję taczkę łajna na obrzucanie nim Hansa!

      Usuń
    9. Hah, tak, zdążyłam odpowiedzieć, bo akurat planowałam poprawić ten rozdział – i jakby co, tak jak mówiłam, jest już dużo bardziej odchuhany niż w pierwotnej wersji, więc jestem już stosunkowo zadowolona :D

      A teraz już przechodząc do komcia samego w sobie – taaak, u mnie też padał ostatnio śnieg! ♥ Co ciekawe, jeszcze się utrzymuje (mimo że jest 0 stopni) i w sumie mam nadzieję, że tak zostanie, bo jest bardzo wenogenny w kontekście Krainy

      Tak jak Steinar jest trochę skrzywionym odbiciem Tora, tak Jorunn jest jeszcze gorszą wersją Steinara, tak mi się przynajmniej wydaje xD On przynajmniej KOGOKOLWIEK lubi i nie dla wszystkich jest taki
      Ona jest taką wiejską plotkarą, ale na wyższym poziomie, bo nie zniża się do wysiadywania pod sklepem, w końcu teraz jest Lensmanową™ i zadaje się z wioskową elitą… no ale cóż, natury nie oszukasz

      (Wiadomo, że Kristoffowi daleko do takiej chudzinki, jaką w zestawieniu z nim jest Hans, ale jeden, że bardzo zalazła mi za skórę jego dwójkowa figura, która ma okrągłe NIC wspólnego z jedynkową, a dwa… nie sądzę, żeby jako dziecko często chodził najedzony, zresztą jako dorosły podobnie, więc czemu by mu tego nie wytknąć)


      Jejuu, nie pomyślałam nigdy o samodzielności Kristoffa w tym kontekście, ale masz rację, statystyczny wydobywca lodu nie żyje długo. Smutno mi teraz :CCCC

      (Jeśli chodzi o samego Svena to widzę go jako niezłego żarłoka, który będzie głodny niezależnie od ilości jedzenia, jakie w siebie wpakuje, więc mam nadzieję, Kristoff jest odrobinkę usprawiedliwiony)
      Niestety nie miałam styczności (jeszcze!) z prawdziwym reniferem, ale z całego mojego riserczu wynika, że wszystkie „psie” cechy, którymi obdarowałam Svena, występują w rzeczywistości.
      I tak, totalnie! W jakimś modernie widzę Svena jako psa, koniecznie wielkiego i kudłatego <333 Ale niemożliwie podoba mi się też współczesny Sven-renifer! Nie chcesz zaklepać sobie tego pomysłu? :D

      A z tym filmem – to nie o Cudzoziemkę chodzi? Prawdę mówiąc, nigdy nie widziałam tego filmu, ale czytałam książkę, pamiętam ją głównie ze względu na to, jak główna bohaterka mnie irytowała, więc mogę mieć tylko nadzieję, że pod względem charakteru Kristoffowi do niej daleko :DDD

      Sprawę z MM na pewno wyjaśnię, mam ten wątek wymyślony, tylko czeka na dogodny moment, żeby wpleść go w fabułę. Zawsze mi jakoś przykro, jak się pojawia, bo mam podobne odczucia co do twoich, i już nie wiem, czy to ten tragizm, czy jakaś podwójkowa trauma, ale czasem też uważam, że Kristoff i Mari mogliby w moich oczach przebić Kristannę :C

      A nawiązania do Królowej śniegu prawdę mówiąc tutaj nie planowałam, ale nie ukrywam, że podoba mi się twoje skojarzenie <333

      Cieszę się strasznie, że rozdział wywołał tyle emocji! <333 Przyznam szczerze, że te kristoffowe są też jednymi z moich ulubionych do pisania (:

      Ogromnie trzymam kciuki za matmę i fizykę (obie fu) i dziękuję za całokształt komciów! ♥♥♥
      Myślę, że już z ręką na sercu mogę powiedzieć, że na kolejny rozdział nie będzie trzeba aż tak długo czekać :D

      Usuń