Ariana dla WS | Blogger | X X X
Fagra, grýttur land, heimr Árnadalr
piękna, kamienna ziemia, dom Arendelle.

30.10.22

Rozdział 61. Dobre intencje

_______________

SKUTE LODEM DOKUMENTY JAK KRA DRYFOWAŁY PO BLACIE BIURKA.

Ah-ah-ah-ah…

Elsa już tak długo czuła znajomy prąd w czubkach palców, że wydawał się niemal zbyt słaby, żeby wyrwać się spod skóry. Nie zdążyła zareagować, zanim to się stało.

Dotknęła tylko drewna w miejscu, w którym Anna opierała dłoń, czarująco pulchna i kusząco miękka, zupełnie inaczej niż ona, od zawsze chuda i prawie kanciasta. Elsa zazdrośnie chłonęła widok niczym nieskrępowanej nagiej skóry.

AH! AH! AH!

Ledwie musnęła – i z siłą, która niemal ją przewróciła, na biurku wyrosła lodowa skorupa.

Opuszki palców Elsy przymarzły do wnętrza rękawiczek, a rękawiczki do blatu, ale ona musiała odwrócić się tyłem do niemego wyrzutu ciążącego w portretowym spojrzeniu ojca – a więc do okna – nie, nie do okna, za nim czyhały góry, gotowe obudzić w niej wszystko, co niebezpieczne.

Tłumiąc szloch, zmusiła się do szarpnięcia.

Ah—

Rękawiczki, fantomowe palce, uczepiły się krawędzi blatu.

Elsa zacisnęła powieki i odliczyła do dziesięciu, po kolei zatapiając paznokcie we wnętrzu dłoni, mocno, aż pozostawiły po sobie rzędy sinych „C”; coś-ty-narobiła

Nie! Nie czuj nic! Dlaczego wciąż czuła?

Musiała stępić zmysły. Odłamała materiałowe palce od drewna i pospiesznie założyła z powrotem, ignorując przetarcia, spod których piekły opuszki, szybko, zanim przypomni sobie, jak bardzo ich nienawidziła.

Powinna oszacować straty.

Lepki od podlizywania się list Fleischera i telegram z koślawym podziękowaniem od burmistrza z wioski na końcu świata będą nadawać się już tylko do wyrzucenia, ale drewno odmarznie prawdopodobnie w przeciągu godziny; emocje utrzymają się przez kilka kolejnych.

A Anna…?

Jej wzrok mimowolnie powędrował do kostek, nawet pod materiałem rękawiczek sterczały z groteskowo długiego śródręcza jak kastet, nabrzmiałe żyły poniżej tętniły lodem.

Zrozumiała, że szarpie za rączkę szuflady z nożem Bjorgmana dopiero, kiedy dotarł do niej grzechot metalu zderzającego się z lodem.

Puściła natychmiast, jakby się oparzyła. 

— Todderud! — krzyknęła.

Drżącą dłonią uniosła dzwonek, żeby wezwać premiera z powrotem, wstała i na miękkich nogach, po omacku podeszła do regału – ale nie tego z figurką konia, na nią też nie mogła patrzeć, na nic nie mogła już patrzeć, ostrze noża szeptało z szuflady, góry śpiewały…

Odgłos otwieranych drzwi, powiew powietrza, delikatne trzaśnięcie.

— Wasza Królewska Mość?

Wzięła głęboki wdech, żeby to samo drżenie nie było słyszalne w jej głosie, i zapytała:

— Co ja mam zrobić?

— W sprawie księżniczki Anny?

Nos Elsy zetknął się z okładką najbliższej książki tak, że prawie poczuła tłoczenia liter na grzbiecie. Zmusiła się, żeby oderwać dłonie od półki – tym razem używając wyłącznie siły woli – i odwrócić się w stronę Todderuda.

Z powrotem do obowiązków, do prawdziwego życia…

Życia.

Ż y c i a .

— Tak — skłamała. Miała wrażenie, że zaraz wybuchnie histerycznym płaczem. Omdlewającym gestem dłoni nakazała mu, żeby usiadł, i sama z trudem zrobiła to samo. Obiecała sobie, że będzie patrzeć wyłącznie na łańcuszek jego zegarka – drobny, misterny, który od razu by pękł, gdyby… gdyby

— Cóż, nikt oczywiście nie bierze pod uwagę oferty Fleischera. Niemniej jednak, to tylko kwestia czasu, kiedy zaczną napływać kolejne. Do tego czasu księżniczkę należałoby… jeśli wolno mi to tak ująć… czymś zająć.

Przez twarz Toderudda przebiegł skurcz grymasu. Elsa spuściła wzrok na rozkwitającą na lewym kciuku różę krwi. Czy to ona…? Zacisnęła pięść.

— Może w takim razie… — Odchrząknęła i zaczęła jeszcze raz, z opanowaniem tak chłodnym, że jej głos znów zadygotał. — Może dostarczyć mi pan listę organizacji charytatywnych, którym patronowała matka?

Oby propozycja odwiedzenia kilku szkół i sierocińców – coś, na co sama nie potrafiła się zdobyć – udobruchała Annę. Elsa nie miała zbyt wielu lepszych pomysłów na  z a j ę c i e ,  ona zabijała czas głównie wewnątrz i samotnie.

Mogłaby poruszyć z nią ten temat przy kolacji, żadnej polityki, tylko dobroczynność, bycie prawdziwą księżniczką, tak jak w Coronie, jak zawsze chciała. Złość Anny powinna do tego czasu dawno już minąć; zawsze przychodziła gwałtownie i nieoczekiwanie opadała. Może po drodze z gabinetu kopnie jakiegoś Bogu ducha winnego strażnika w łydkę, trzaśnie drzwiami i wypruje pierze z kilku poduszek w sypialni. Zawsze tak robiła, kiedy…

Kiedy były dziećmi.

Zawsze,  z a w s z e .

„Zawsze” było takim dziwnym słowem; wcale nie oznaczało tego, co powinno. Dla Elsy oznaczało tylko „wtedy”. 

Nagle zdała sobie sprawę, że tak naprawdę nie ma pojęcia, co siostra zrobi  t e r a z .  Uświadomiła sobie, że wciąż buduje obraz osiemnastoletniej Anny na wspomnieniu pięciolatki, z którą wolno było jej się jeszcze bawić, i krótkich chwil spędzonych w towarzystwie dziewczyny, którą później się stała.

Nie – nie dziewczyny.

Młodej kobiety.

— Będzie gotowa na pań powrót.

— Słucham?

— Powrót z uzdrowiska? Proszę wybaczyć, sądziłem, że doktor Foss zdążył już wprowadzić panią w temat.

— Foss? — Elsa zmarszczyła brwi i zamrugała oczami, jakby zmieniała klisze w aparacie, aż przed oczami stanął jej widok z pocztówki, którą dostała od doktora. Gęste drzewa we wspomnieniu sprawiały ponure wrażenie, a przecież kiedy wcześniej jej się przyglądała, wcale nie miała takiego odczucia. — Ach, tak. Baden.

Nie miała odwagi jej teraz wyciągnąć, żeby to zweryfikować, nawet w obecności premiera. 

— Tak. Foss uważa, że zmiana klimatu przyda się również Jej Królewskiej Wysokości. Pobyt w Baden podreperuje jej nadszarpnięte w ostatnim czasie zdrowie jaki piękny eufemizm — i być może również pomoże wyleczyć się z pewnych… hm, sercowych dolegliwości.

Ah-ah-ah…

— Przepraszam, ale chyba nie rozumiem.

Todderud odchrząknął delikatnie, znacząco, ale nie udało mu się podchwycić jej spojrzenia.

— Jak mi wiadomo, w listopadzie do Baden ma zawitać sam król Bawarii – oczywiście, również incognito, co zdecydowanie przysłuży się lepszemu wzajemnemu poznaniu. Jest tylko pięć lat starszy od księżniczki Anny i w zeszłym roku również zerwał zaręczyny…

— Zaręczyny Anny nie zostały  z e r w a n e .  Z prawnego punktu widzenia w ogóle ich nie było — wymamrotała Elsa, walcząc z pragnieniem, żeby usiąść na dłoniach i powstrzymać je od wszystkich...  n i e w ł a ś c i w y c h  rzeczy.

— Oczywiście, Wasza Królewska Mość. Aczkolwiek…

Pomyślała o dalekim kuzynie, który nazywał ją Królową Śniegu i zasypywał pytaniami o lodowy pałac. Próbowała przypomnieć sobie jego twarz, ale pamiętała tylko niekończące się „g” z pełnego zawijasów podpisu i datę wykonania portretu koronacyjnego – rok, w którym sama formalnie stała się królową.

— Nie chcę, żeby Anna wychodziła za szalonego Luziego… Ludwika — zaoponowała. Już ona sama prędzej nadawałaby się na jego żonę, pomyślała z goryczą. Wznieśliby kolejny pałac z lodu i złudzeń i słuchali oper Wagnera, aż kompletnie postradają rozum.

— Ależ nikt nie mówi o małżeństwie! Chodzi tylko o pokazanie, że istnieją inne, bardziej odpowiednie partie – i odsunięcie na chwilę lorda Bjorgmana na boczny tor.

Znów ten Bjorgman.

Niezależnie od tego, jak bardzo się starała, Elsa nie potrafiła go rozgryźć. Wiedziała tylko, jak wygląda, kiedy mówi o jej siostrze. Miała wrażenie, że w jego głosie wyczuwa wtedy coś podobnego do miłości.

Trochę. Może.

— Rozłąka sprzyja zapomnieniu — zauważył Todderud; brzmiał, jakby zgadywał.

Elsa ucisnęła mostek nosa. Sama najchętniej zapomniałaby o wszystkich coups de foudre* Anny i skupiła się na kłopotliwym położeniu, w którym ich wszystkich postawiły. Gdyby tylko jej miłość tak samo łatwo było stracić, co zyskać

— A jeśli uczuciu? — zapytała przez palce.

Czy oderwanie plastra tak, jak zawsze (zawsze, zawsze) robiła to Anna, będzie mniej bolesne? Skrupel*za skruplem, aż do pierwszego uczucia dyskomfortu, a później od nowa, ale dopiero po kąpieli. Ona sama zawsze (zawsze-zawsze-zawsze) odrywała swoje od razu, ze zdecydowaniem, którego brakowało jej w innych sytuacjach, a później z fascynacją wpatrywała się w zaogniony skrawek skóry; tylko wtedy płonęła.

— Wtedy z barona zrobimy hrabiego.

Elsa zacisnęła zęby. Palce ją swędziały.

— Proszę nawet tak nie żartować!

Mięsień w kąciku ust Todderuda drgnął, ale natychmiast się opanował.

 Panika znów zaczynała narastać, zupełnie jakby przez palce przenikała do zatok i sączyła się do głowy. Elsa natychmiast cofnęła dłoń od twarzy.

— Pomówię z nią — obiecała, jeszcze niepewna, czy kłamie, bo wcale nie chciała tego robić – ale było tak wiele rzeczy, które musiała robić, mimo że nie chciała. — Możemy przejść dalej.

Nie chciała polować na trolle w towarzystwie handlarza lodem, nie chciała odpisywać na co najmniej połowę listów, które otrzymywała ani martwić się o słabnącą pozycję korony, ani czuć, jak głęboko w kościach chrzęści jej lód.

W życiu królowej było niewiele rzeczy, które miały coś wspólnego z jej pragnieniami.

— Oczywiście, Wasza Królewska Mość.

— A… — Elsa poczuła mrowienie na karku. Ah… ah… — A-a więc…

Ah… ah… ah… 

Poczuła, jak coś kapie jej na podołek. Biurko zadrżało jej przed oczami i dopiero wtedy przypomniała sobie, że nic jeszcze nie jadła ani nie piła tego dnia.

I może jeszcze poprzedniego.

Próbowała się skupić.

Ah… ah…

Na blacie topił się lód, woda spływała spienioną falą na wyprasowane w kant prążkowane spodnie Todderuda.

— Przepraszam — jęknęła, zanurzając ręce w odwilży. — Czy… czy zanim wrócimy do tematu procesu, mógłby służyć mi pan chusteczką?

— Obawiam się, że jedna chusteczka na niewiele się tu zda, Wasza Królewska Mość — bąknął Todderud, ale usłużnie wyciągnął z kieszeni kawałek materiału, który natychmiast poszedł na dno wśród głębin rozmytego tuszu.

Elsa podniosła go i wyżęła do wazonu z astrami, i jeszcze raz spróbowała przetrzeć biurko, ale chociaż potok wciąż zalewał jej rękawy i kolana premiera, pod powierzchnią wody nadal tkwił niewzruszony lód, o który mogła co najwyżej połamać sobie palce.

— Ma pan rację. — Po czwartej próbie wreszcie odłożyła chusteczkę, bliska płaczu. Kiedy pierwsza łza stoczyła się jej po policzku, zaskakująco ciepła, gwałtownie otarła oczy. — Chyba będziemy zmuszeni przenieść tę rozmowę…

Na inny termin — błagała jakaś obca część niej, która pragnęła tylko pobiec w kierunku północy, poczuć rześkie górskie powietrze i szczypiący w policzku mróz, który nie pochodzi z wewnątrz. Na święty nigdy.

— …do biblioteki — zakończyła królowa.

— I kiedy ma odbyć się proces? — zapytała po raz – czwarty? piąty? – Todderud już kilkukrotnie podawał jej datę, ale ta informacja wciąż nie zagrzała (śmieszne słowo) miejsca w jej umyśle; za dużo było w nim gór i obaw.

— W najbliższy piątek — odparł premier, a ona sięgnęła po pióro, żeby dopisać to w rogu kartki, przyjemnie suchej, którą trzymała przed sobą. — Dwudziestego trzeciego.


1. Bakken, Hans Jøran Persson

2. Bøye, Thor Gustavsson

3. Dale, Åge Pålsson

4. Evenstad, Cornelius Eliasson

5. Grabow, Władimir Piotrowicz

6. Havik, Ivar Ragnarsson

7. Havik, Jens Ivarsson

8. Kirkemo, Lars Larsson

9. Nilsen, Knut Jonsson

10. Setälä, Juhani Tuomanpoika

11. Sørlie, Bjarne Sørensson

12. Virtanen, Olli Matinpoika

13. Volden, Stein-Martin Gustavsson

14. Aasen, Erik Andersson


Po raz ostatni przyjrzała się skreślonym ręką Todderuda nazwiskom, do których wspaniałomyślnie dodał imiona, i odetchnęła z ulgą, że nagle nie zamieniły się w twarze. Żadne nic jej nie mówiło, a nawet gdyby – co z tego.

Przynajmniej nie rozmawiali już o Bjorgmanie.

— I podtrzymuje pan swoje stanowisko w sprawie ułaskawienia? Biskup dostarczył mi szkic petycji… — Zrobiła niezamierzoną pauzę, jakby chciała coś jeszcze dodać. Nie zamierzała.

Dobrze wiedziała, gdzie znajduje się projekt. Od czasu, kiedy go otrzymała – „Przeczytam później, Gyldenløve” – leżał w tej samej szufladzie, co nóż, i przez to Elsa bała się świadomie do niej sięgnąć.

(Nie, wcale się nie bała,  m y ś l a ł a  o niej i właśnie dlatego zapełniła ją wszystkimi oświadczynowymi listami, które dostała, żeby już nigdy nie chcieć otworzyć.)

— Z całym szacunkiem, Wasza Królewska Mość — kiedy Todderud się do niej odwrócił, zobaczyła, jak bardzo stara się, żeby jego twarz nie wyrażała żadnych emocji, ale Elsa i tak dostrzegła zmartwienie. Odcisnęło się we wszystkich zmarszczkach — ale jedno wyklucza drugie. Ci ludzie zostali oskarżeni o zdradę stanu. Obawiam się, że nie rozumie pani powagi tej zbrodni.

— Ależ rozumiem — ucięła. Przez jedną idiotyczną chwilę miała ochotę wyjść, ale kiedy gwałtownie się wyprostowała, zauważyła wilgotne plamy na jego kolanach i wszystko zaczęło wirować, wciągać ją do środka.

Poczuła skurcz w nadgarstku, z zaskoczeniem spojrzała na pióro, które ściskała tak mocno, że aż zaczęło boleć ją ramię – potrząsnęła nim, żeby dowiedzieć się, że atrament zamarzł, więc przynajmniej nie mógł pobrudzić jej twarzy – i pospiesznie odłożyła je na srebrny kałamarz.

Sytuacja z gabinetu nie mogła się powtórzyć, przypominała sobie o tym przez całą drogę do biblioteki, a później jeszcze raz, podczas błądzenia wśród półek w poszukiwaniu dzieł Darwina, bo wmówiła sobie, że tylko tam będzie bezpieczna, mogąc pocieszać się myślą, że tylko doskonalsze rasy przetrwają, i że jej to nie grozi.

— A więc może nie zdaje sobie pani sprawy z konsekwencji. Nie ocalę stanowiska, jeśli…

— Jeśli pozwoli mi pan zrobić to, co Bjelke — dokończyła Elsa, ściągając rękawiczki.

Rozmasowując napięte mięśnie, przyglądała się kreskom we wnętrzu dłoni, zdecydowanie zbyt długiej linii życia i prawie-gładkiemu przedramieniu. Na jej ciele nie było żadnych zmarszczek, jedynym, co je przecinało, były szczeliny w lodzie.

Ah…

Przypomniała sobie karykatury drwiące z poczucia sprawiedliwości poprzedniego premiera, na których otwierał drzwi lodowego pałacu bagnetem, gestem zapraszając tłum uzbrojony w widły i kosy do środka. Oglądał się przez ramię i nie widział, że za progiem czeka na niego kat z toporem.

Czy utrzymałby rząd, gdyby kapitan Enger ostatecznie stanął przed plutonem egzekucyjnym?

Kiedy wszystko ucichło, na stanowisku zastąpił go o wiele mniej ofensywny Todderud, „nowa miotła”. Nalegał na zmiany w szeregach pałacowej służby i straży, poręczył za nowego kapitana i zamiótł Skandal w Dokach pod dywan, bo tyle mógł zrobić w obliczu amnestii Bjelkego.

Elsa pożałowała nagle, że nie poświęciła starego kapitana straży, jak dobry polityk, strateg, którym potrafiła być tylko w szachach, a nie wystraszona dziewczynka kryjąca się za plecami większych i mądrzejszych od niej mężczyzn.

Może mieliby wtedy już wszystko za sobą, nie musiałaby przejmować się żadnymi nowymi dowodami w sprawie, o których była pewna, że też co najmniej kilkukrotnie już słyszała.

Przycisnęła dłonie do oczu tak mocno, że miała wrażenie, że wpycha je do wnętrza czaszki.

Ah-ah…

Pomyślała o Briette-Cecilie-Dorete, zbiorczo, jakby były jedną osobą – w każdym razie wszystkie trzy były obdarzone wyłącznie  j e d n y m  rozumem – jak wyzwalające mogłoby to być, dać się porwać do ich beztroskiego świata, w którym liczą się tylko nowe stroje i małżeńskie perspektywy.

Jakaś część niej z ulgą myślała o podróży do Niemiec.

Jakaś część była przerażona.

Z ilu części w ogóle się teraz składała?

Ah-ah-ah…

— Cóż, przynajmniej mogłabym wtedy wymienić damy dworu — mruknęła, a Todderud uśmiechnął się sztywno.

Ah-ah ah-ah…

Na powrót założyła rękawiczki, znów sięgnęła po pióro, postukała w idealnie proste linie pod dwoma spośród nazwisk.

— Więc tak… — odezwała się na próbę, uważając, żeby nie sformułować swojej wypowiedzi jak pytania, bardziej do siebie niż do niego. Miała wrażenie, że zaraz straci przytomność. — Ci, których nazwiska zostały podkreślone – to prowodyrzy.

Idiotka. Kim niby innym mogliby być? Powiedziała to chyba tylko, żeby coś powiedzieć. Ale znów,  p o  c o ?

Todderud zawsze pouczał ją w możliwie delikatny, nieumniejszający jej inteligencji sposób, ale sama miała już siebie dość i nie chciała zachowywać się lekceważąco, po raz kolejny prosząc o wyjaśnienie.

Przełknęła ślinę.

— Oficjalnie – tak — potwierdził mimo wszystko premier, co przyjęła z ulgą. — I tylko oni stawią się na procesie. Jeśli teraz zrobimy z nich przykład, w przyszłości powstrzyma to innych.

Z nim wszystko było łatwiejsze, bez jego tłumaczenia i porad listy nazwisk nic jej nie mówiły, a praca stawała się nużącym obowiązkiem ponad siły.

— Oczywiście kary nie muszą być najwyższe, chodzi przede wszystkim o symboliczny wymiar procesu.

— Oczywiście.

Ah-ah-ah-ah!

Elsa przeniosła wzrok na okno, za którym śpiewał ptak, zupełnie, jakby swoimi pogodnymi trelami chciał odegnać jesień i przywołać z powrotem wiosnę. Uśmiechnęła się po raz pierwszy od kilku dni.

A więc to jednak nie góry. Na szczęście. Nie tym razem.

— Dziękuję, Todderud.

Premier odpowiedział ukłonem. Kiedy pochylił głowę, Elsa dostrzegła błysk nagiej czaszki w miejscu, w którym przerzedziły się włosy, i zdała sobie sprawę z czegoś, czego wcześniej nie zauważyła: że przez cały czas wygląda na zmęczonego. Być może nie tylko jej ciążyła nieobecność ojca.

Poczuła, jak pod rękawiczkami zaczynają mrowić ją palce, więc szybko cofnęła dłoń, na muśnięcie warg przed pocałunkiem. Rzuciła mu przepraszające spojrzenie, obejmując się ramionami.

Wiedziała, że każdy rząd musi kiedyś upaść – nic nie trwało wiecznie. Nie chciała tylko być przyczyną kolejnego upadku.

_______________

* Coup de foudre (fr.) – miłość od pierwszego wejrzenia.

** Skrupel (skrupuł) – stara norweska jednostka miary, w zaokrągleniu 0,2 mm.


Jeszcze będę o tym na pewno wspominać, ale Ludwik II Bawarski – Baśniowy Król – pochodził z dynastii Wittelsbachów, z którą Południowe Wyspy również wymieniały geny :D Był za bardzo odklejony, żeby nie wspomnieć o nim czegoś więcej.

16 komentarzy

  1. Cześć!

    Zdążyłam się wyleczyć i dojść do siebie. W międzyczasie chorowania czytałam każdy rozdział, ale niestety chociaż bardzo się starałam, to nie dałam rady napisać im komentarza. Bardzo mi przykro z tego powodu. Ale muszę nadmienić, że czytanie rozjaśniało mi anginowe dni. I bardzo dziękuję za troskę związaną z chorobą. To bardzo miło słyszeć, a tak częste pojawianie się rozdziałów na prawdę w tym pomaga ♥ A też nagle się okazało, że mam co nie miara do nadrobienia jeśli chodzi o opinie! Postaram się to zrobić jak najszybciej to możliwe. I jeszcze nie dodałam - TAK D U Ż O rozdziałów z Kristoffem to aż zbyt piękny obraz!

    Ach i przepraszam zarówno za późną porę jak i za to, że tak długo nie komentowałam. Miałam straszne zaległości w nauce, ale i tutaj wszystko nadrobię!

    Po tych wszystkich rewelacjach, możemy już przejść do rozdziału.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło, że tym razem mam możliwość zobaczyć co takiego dzieje się u Elsy. Wydaje mi się, że trochę jej tu nie było. Widzę, że początek jest niestety u Elsy chyba nerwowy skoro aż przymraża biurko. Na prawdę z serca wierzę, że kiedyś uda się jej znaleźć spokój.

      W tym rozdziale, szczególnie na początku Elsa wydaje mi się bardzo zaszczuta, dosłownie zagoniona w kozi róg. Z jednej strony góry, które sączą w jej kierunku swoją pieśń, a z drugiej wzrok ojca, który potrafi ją osądzać nawet zza grobu. Straszne.

      Chciałabym wspomnieć, że pisanie bardzo dobrych i mocnych opisów dotyczących Elsy to zdecydowanie twoja mocna strona. Bardzo zawsze do nich przykuwam uwagę, pełno w nich dobrze dobranych określeń i emocji. Jest to według mnie najlepszy element takich rozdziałów.

      Usuń
    2. Samotniczka Elsa musi być chyba niezwykle zdesperowana skoro woła premiera w celu rozproszenia własnych myśli. Bardzo mi smutno, myślę, że ona chyba ma po prostu pewne problemy w życiu, których nie umie sama uporządkować i to przeszkadza jej w panowaniu nad krajem. Bardzo trudna sytuacja :(

      Nic więc dziwnego, że podejmuje temat, który podał jej premier na tacy i stara sie na tym skupić. Będąc już przy tym temacie uważam, że pomysł na zachęcenie Anny do patronatu pewnym organizacjom\szkołom\sierocińcom jest świetnym pomysłem! Mam wrażenie, że premier to proponuje z pewną pogardą do Anny, choć może to zbyt duże słowo. Z pewnym zmęczeniem? Jakby był już znużony pewną nadpobudliwością Anny związaną z jej nudą. A ja uważam trochę inaczej niż on! Myślę, że Annie się najzwyczajniej w świecie trochę nudzi. Kojarzy mi się to z dwoma usuniętymi piosenkami kolejno z "Krainy Lodu" oraz "Krainy Lodu 2", które je dotyczyły. Swoją drogę bardzo je lubię. Trochę kojarzą mi się ze mną i to bardzo miłe. Myślę, że na pewno wiesz, o które dokładnie utwory mi chodzi. Są fantastyczne. Idąc tym tropem myślowym, uważam, że Anna byłaby zachwycona możliwością spełniania się w socjalnych państwowych obowiązkach. Myślę, że w takich miejscach mogłoby być dużo dobrych ludzi, z którymi Anna mogłaby spędzić dużo czasu.

      Usuń
    3. Czy tylko ja mam wrażenie, że Anna nadal kopie strażników po łydkach? Tak tylko pytam.... (nie widzę Anny inaczej!)

      Zdecydowanie Elsa i Anna powinny się poznać na nowo i najlepiej przy okazji odnowić swoje siostrzane relacje. Mam nadzieję, że uda im się to zrobić, bo co w tym smutne - dziewczyny sa dla siebie zupełnie obce.

      Och, mam wrażenie, że zupełnie jak Elsa zapomniałam już o jej ewentualnym wyjeździe do Baden. Myślę, że mała przerwa mogłaby jej pomóc. Ale nie przypominam sobie, żeby planowo miała też jechać Anna... Dobrze teraz rozumiem, zapewne premier razem z tym Pettersenem sobie zaplanowali, że Anna pojedzie z Elsą i zupełnym przypadkiem przy okazji, wyleczy się z zauroczenia w Kristoffie. Mam przykre informacje - Anna na pewno nie odkocha się tak łatwo! Aż dostałam wypieków, to takie emocjonujące, że ktoś chce stanąć na drodze ich miłości przez pochodzenie Kristoffa zupełnie przy tym zapominając, że uczucia mają siłę! I że nie ma nic lepszego niż Kristoff.

      Usuń
    4. Chwileczkę, czy dobrze rozumiem, że ten kuzyn jest powiedzmy niespełna rozumu. To budzi moje obawy i nie jestem pewna czy to najlepszy materiał dla którejkolwiek z sióstr. Ale oczywiście pan premier nie myśli o małżeństwie a t y l k o o rozproszeniu uwagi. Wiem, że Anna jest księżniczką i powinna wyjść za kogoś wysoko urodzonego, ale błagam! Tak się nie powinno robić! Choć to polityka, a jest to coś z czym mam spore trudności.

      Moim zdaniem rozłąka Kristoffa i Anny mogłaby tylko sprzyjać ich uczuciu. I tak, myślę też o Kristoffie. Tak myślę, że on nadal nie wie co do niej czuje, ale na pewno niedługo się dowie! Tak czuję, że kiedyś to nastąpi. Nawet Elsa to widzi, więc to coś musi już znaczyć!

      Mam taki pewien pomysł w sprawie postaci Elsy, ale nie wiem czy słuszny. Czytając, szczególnie fragment o plastrze, od paru rozdziałów czuję, że Elsa odnajduje przyjemność w robieniu sobie krzywdy? To duże słowo, może w takich drobnych gestach, które mogą sprawić krótko odczuwalny ból. Mogę się zdecydowanie mylić, mam również nadzieję, że nie jest to zbyt duża nadinterpretacja.

      Usuń
    5. Ponownie podnoszę temat tego, że Elsa niewiele może robić dla siebie czy też dla własnej przyjemności. To bardzo smutne.

      Biedna jeszcze musi uporać się z tym nieszczęsnym biurkiem. Dobrze, że zmienili lokalizację rozmowy.

      Usuń
    6. O nie, rodzice mnie gonią do spania - jutro szkoła :( Ale obiecuję jak najszybciej tu wrócić.

      Tymczasem pozdrawiam!

      Anonimek

      Usuń
    7. A przepraszam jeszcze szybko dopiszę z telefonu (już leżę w łóżku w piżamie) - jestem (przepraszam za Caps Lock) STRASZNIE PODEKSCYTOWANA NAJBLIŻSZYMI ROZDZIAŁAMI. Akcja się zagęszcza! I mam nadzieję, że nie budzę Cię Autorko moimi komentarzami.

      Dobranoc!

      Anonimowi:)

      Usuń
    8. Coś ty, nie ma sprawy, jestem nocnym markiem :D
      Właśnie wpadłam wstawić kolejnego Kristoffa, więc mam nadzieję, że troszkę osłodzi nadrabianie szkolnych zaległości ♥ Cieszę się, że wróciłaś już do zdrowia!

      Nie będę ci się na razie wcinać i odpowiadać w sprawie rozdziału, ale chciałam tylko dać znać, że już widziałam, że są komcie i już się jaram na kolejne <333
      I że być może w ten weekend uda mi skończyć 65 :)

      Usuń
    9. Cześć!

      Na swoje usprawiedliwienie chcę powiedzieć tylko, że nadrabianie szkolnych zaległości to strasznie wymagająca rzecz. Szczególnie w drugiej klasie liceum, kiedy wszyscy już mówią o maturach.

      TAK! (może nie będę już przepraszała za Caps Lock jeśli się zgodzisz - kiedy jest wspominany Kristoff trudno mi nad sobą panować). Pozwoliłam już sobie zerknąć tam i ówdzie na jego rozdziały z jego udziałem. Nie martw sie, będę komentowała, jakbym czytała pierwszy raz, ponieważ wszystkie moje emocje dokładnie pamiętam! Ale to prawda - te rozdziały rozjaśniają mi trud nadrobienia szkoły. Dziękuję!

      Usuń
    10. Trzymam kciuki za kolejne rozdziały i ten 65! Postaram sie też w najbliższych tygodniach nadrobić opiniowe zaległości :)

      Wiem, cały czas zdaję sobie sprawę, że Elsa jest królową, więc okazywanie jej zniecierpliwienia mogłoby być zdecydowanie nie na miejscu. Aczkolwiek tak sobie myślę, że pomimo tego, że to ten pan premier, który gdzieś tam podrzuca pomysł na wywiezienie Anny na niemiecką Syberię, pustynię uczuć od Kristoffa to jednak to miłe, że tak się zachowuje.

      Z kolei jeśli chodzi o Elsę, trudno mi sobie wyobrazić z jaką pustynią uczuć musi się mierzyć, że tak trudno skupić jej się właściwie na czymkolwiek.

      Usuń
    11. CHWILA! Zaraz, ja widzę na tej liście Jensa! I Juhaniego! Nie potrafię Ci, droga Autorko, powiedzieć jak duży i ciężki kawał lodu opadł na dno mojego żołądka. Przecież to jest okropne! Mówimy o właściwie rodzinie Kristoffa! Prawda? Nie mylę się? O nie, nie, nie, nie. To niemożliwe. Tak sobie myślę, że Elsa może sobie nie do końca zdawać z tego sprawę, może nawet wcale. Ale ci, którzy przygotowali tę listę na pewno to wiedzą! Nie umiem powiedzieć czemu, ale czuję tutaj wpływy Pettersena. I coś mi mówi, że to na pewno nie jest przypadek. Nie. Jak tak można. Mam nadzieję, że nie wynikną z tego żadne poważne konsekwencje. Nie mam pojęcia jak wyglądało prawo karne tamtego czasu na terenach Norwegii, ale to kraj Wikingów. Nie wyobrażam sobie publicznych egzekucji, ale tam mi niezwykle pasują.

      Usuń
    12. Następne akapity musiałam dokładnie przemyśleć, żeby zrozumieć. Na całe szczęście są super napisane! Polityka to nie mój konik, mam z nią problemy ale wszystko tutaj rozumiem! Przecież to takie oczywiste. To wszystko, co się wydarzyło na Lodowym Wierchu, przywołując wydarzenia z "Krainy Lodu" musiało pozostawić po sobie jakiś ślad. Przecież nie może być tak, że przejdzie to bez echa. Tam faktycznie byli strażnicy, a pamiętając o Hansie, który im przewodził, a który okazał sie zdrajcą, ludzie pod nim też powinni nimi być. I kapitan straży! To on mógł przeorganizować szeregi i zagonić tych ludzi na Wierch. Moim zdaniem oni też są winni, chyba, że ich przymusił to można się jeszcze nad tym zastanowić. Ale coś mi mówi, że to była ich czysta wola. Idąc dalej tą ścieżką - ciekawi mnie pan kapitan Madsen. Skąd on się wziął? Czy stał się kapitanem dosłownie "z ulicy". Czy może był w szeregach i się postawił? I na przykład oberwał za to kolbą strzelby w twarz? Może stąd rozcięcie na brwi? Mógłby to być taki literacki wzór rycerza (czy epoka średniowiecza nie jest okrutna, a przy tym romantyczna? Uwielbiam obrazy i pieśni z tego okresu. Piękny czas w linii istnienia literatury), który się postawił, żeby bronić królowej i księżniczki. Nie chodzi nawet o to, że pojedzie ratować je przed Hansem, ale że po prostu nie zgadza się z rozkazem ówczesnego kapitana - swojego przełożonego. To by było niesamowite!

      Usuń
    13. Ale, wracając do polityki. Cieszę się mimo wszystko, że nowy pan premier tak pomaga Elsie i stara się dotrzymać jej interesów jako królowej. Degradacja starego premiera i kapitana, bądź też ich zupełne usunięcie wydaje się być jedynym rozsądnym krokiem. Elsa wydaje mi się być dobrą i sprawiedliwą królową, a nie kimś kto za wszelką cenę chciał by rozlewu krwi. Ale tutaj wchodzi właśnie polityka i to, że rozlew dałby jej mocniejszą pozycję i zyskany strachem szacunek. Uff, to wszystko jest zdecydowanie bardzo trudne.

      O rany, aż sprawdziłam jeszcze raz, które nazwiska są podkreślone. Prowodyrzy. Havik i Setala. No pięknie. Przepraszam, ale NO P I Ę K N I E. Aż się boję co z tego wyniknie i nie mogę się doczekać, kiedy pokażesz to w następnych rozdziałach!

      Usuń
    14. Podsumowując. Ten rozdział wywołał we mnie wiele trudnych uczuć, ale muszę dodać, że były one bardzo umiejętnie przez Ciebie wywoływane. Na prawdę jestem pod bardzo mocnym i głębokim wrażeniem tego, jak dobrym piórem piszesz.

      Pozdrawiam serdecznie i do następnych opinii :)

      Anonimek :)

      Usuń
    15. Biorę się za odpowiadanie!

      Sióstr w ogóle ostatnio było dość mało, faceci zdominowali rozdziały :D Ale z drugiej strony, nic superważnego się u nich nie działo; Elsa dalej walczy ze swoimi załamaniami nerwowymi

      Absolutnie nie nadinterpretujesz, nie chciałam być zbyt bezpośrednia w opisach, ale starałam się pokazać, że Elsa ma skłonności/myśli samobójcze i ogólne pragnienie śmierci, daleko mi do psychiatry, ale w mojej wersji Elsy widzę depresję, fobie społeczną i w ogóle różne zaburzenia lękowe, dla których w XIX wieku nie było jeszcze nazw :CC
      Jakkolwiek to nie zabrzmi, bardzo się cieszę, że takie prowadzenie postaci cię przekonuje, bardzo nie chciałabym jej zepsuć ani w żaden sposób zbagatelizować jej problemów; mam wrażenie że pisanie o nich w opku wychodzi mi dużo lepiej niż w komentarzach D:

      O tak, premier zdecydowanie ma z Anną ciężko, bo to między innymi jemu przypadło załagodzenie skandali z jej udziałem. Obie piosenki znam i lubię do tego stopnia, że nie pogniewałabym się, gdyby jednak trafiły do filmów <3 pokrywają się poniekąd z moją wersją Anny

      I szczerze mówiąc, w tej chwili nie pamiętam, ale doktor chyba coś sugerował w sprawie wyjazdu Anny, Elsa mogą tego nie przetworzyć
      Cały ten wątek z Baden rozwinie się pewnie i tak zupełnie inaczej, niż planowałam, ale znasz moje stanowisko w sprawie Kristanny, także spokojna głowa :D (podoba mi się określenie pustynia uczuć)

      W sprawie procesu i Peterssena mogę powiedzieć tylko hihihi, to chyba jeden z oczywistszych plottwistów :DDD
      Nie wiem, jak bardzo publiczne były egzekucje w Norwegii, ale wiem, że nie obejmowały wieszania, tylko ścinanie toporem :0

      Polityki bardzo nie lubię, bo jest za trudna, zwłaszcza do wymyślania, żeby miała ręce i nogi; i tak wspinam się na wyżyny z tłem polityczno-społecznym w tym opku xD
      Premier jest dla mnie postacią totalnie neutralną, nie powiedziałabym, że komukolwiek chce zrobić na złość, ale jestem daleka od pisania go w sposób, w jaki czasami przedstawiany jest Kai – jako praktycznie-członek-rodziny; myślę, że całkiem nienajgorzej wykonuje swoją pracę i w jego interesie jest jak najlepsze wspieranie królowej – chociaż mam wrażenie, że na gruncie prywatnym Elsa lubi go o wiele bardziej niż poprzedniego premiera

      O kapitanie Madsenie pewnie jeszcze wspomnę, więc może nie odsłaniam wszystkich kart – ale mogę od razu powiedzieć, że wcześniej był już zastępcą kapitana, stąd awans
      Bardzo podobają mi się wszystkie twoje teorie >.>

      A proces wróci jeszcze w co najmniej kilku rozdziałach, chcąc nie chcąc planuję nim zwieńczyć część drugą, uch D:

      Strasznie dziękuję za tak wyczerpujący komentarz ♥ Ten rollercoaster emocji cieszy mnie jak nie wiem <3333333

      Usuń