— ROZUMIEM, że chcesz mi pomóc? — rzucił Kristoff, widząc, że Ninni drepcze za nim.
— No jasne! Ja chętnie pomagam we wszystkim. Oczywiście nie oczekuję za to żadnej nagrody, ale nie pogniewałabym się, gdyby ktoś jednak jakąś chciał mi dać.
— Oczywi… żeż kurwa!
Ninni pobłażliwie zignorowała siarczystą wiązankę przekleństw, którą z siebie wyrzucił, kiedy zahaczył głową o strop, i przytrzymała dla niego drzwi.
Ze spiżarni doleciały ich gorzka woń gnijących ziemniaków i słodki zapach słomy.
— Na przykład piekłam z mammą ciasteczka przedurodzinowe — ciągnęła zupełnie nieporuszona Ninni. — W sumie to chciałam hjertekjeks*, ale trochę je przypaliłam, więc tak jakby nie ma już na nich dżemu, ale to nic, bo mamma mówi, że pierwsza porcja prawie nigdy się nie udaje, więc to będą ciastka kuchenne, a poza tym to zaraz przyniesiemy więcej dżemu. Chcesz jakiś konkretnie?
Kristoff zerknął na ziejące pustką półki. Nie, żeby miał wielki wybór, pomyślał i sięgnął po najbliższy słoiczek.
— Byle nie jagodowy!
Dopiero kiedy cofnął rękę, zauważył etykietkę, z której z trudem odczytał zawiłe pismo Ragny: Jagody 67. Już poprzedniego roku zbiory były kiepskie ze względu na suche lato. W tym najwyraźniej nie było ich wcale.
— Ragna go do czegoś potrzebuje?
Obfitość jedzenia w spiżarni wcale nie zmniejszyła się od czasu, kiedy sam miał jedenaście lat – no, może trochę; w końcu przed Zimą Stulecia zimy stulecia przypadały zazwyczaj na okres od grudnia do lutego – ale głód nigdy nie wydawał się tak okropny, kiedy myślał o nim we własnym kontekście.
On sporo potrafił: rąbać drewno, łowić ryby i polować. Czytać lód i śnieg. Każdy odcień, strukturę, słabe punkty. Dobrze liczył.
Ale właściwie żadnej z tych rzeczy nie nauczył się z własnej woli. Trudno było mu wyobrazić sobie sytuację, w której marzyłby o oskórowywaniu zajęcy i babraniu się w rybich flakach albo wydłubywaniu z dłoni drzazg grubości palców.
Wszystko to robił, bo musiał.
Tylko z lodem było inaczej; wychował się w górach, one stanowiły jedyne kamienne ściany, pośród których wyobrażał sobie życie.
Przyglądał się pracującym na Lodowych Pól mężczyznom z przekonaniem, że mają coś ważnego do zrobienia, że są potrzebni swoim rodzinom. Stanowili wzór. Marzył, żeby tak jak oni coś osiągnąć – ale kiedy skończył piętnaście lat, zrozumiał, że łamanie sobie grzbietu i zmęczenie wkradające się w kości dają wyłącznie satysfakcję. Pieniędzy z tego wystarczało na niewiele więcej niż zapas mąki na zimę.
Nie chciał, żeby dla Ninni życie też było nieustanną walką.
— Nie-e, po prostu nie chcę jagodowego. Możesz wybrać inny?
Westchnął.
— W takim razie może… — Poza dżemem truskawkowym zauważył tylko butelkę soku porzeczkowego i kilka słojów rakfisk**. — No nie wiem, truskawkowy?
— Może być! — zgodziła się łaskawie Ninni. Przepychając się do przodu, rozkołysała zwieszające się z sufitu pęto kiełbasy. Kristoff uderzył głową w kant najwyższej półki, próbując się przed nim uchylić. — Do hjertekjeks najbardziej pasuje właśnie truskawkowy. Myślę, że mimo wszystko będą bardzo dobre, chociaż Tobias mówi, że akurat moje to wszystkie ciasteczka są kuchenne, bo jeszcze nie widział, żeby mi jakiekolwiek wyszły – a wiesz, co j a mu na to wtedy mówię?
— No, co ty mu takiego mówisz? — wymamrotał Kristoff, rozmasowując skroń. Fy faen. Zupełnie zapomniał, jak w Heimsett potrafi być ciasno, kiedy nie ma się już pięciu stóp wzrostu.
— Cóż… akurat teraz to nic, bo Tobias to åndssvak i z nim nie rozmawiam. W sumie to ty też nie powinieneś z nim gadać, bo przecież jesteś dobrym bratem, prawda?
— Mm. — Kiedy Ninni zrobiła z fartuszka koszyczek i strąciła do niego słoiczek z truskawkowym dżemem, na półce został już tylko jeden. Kristoff musiał odwrócić wzrok. — A właściwie to czemu nie?
Schylił się po opartą o koszyk z brukwią siekierę, surową i ciężką, i wyczuł pod palcami starte litery. Tym razem upewnił się, że może się bezpiecznie wyprostować, zanim oparł ją sobie o ramię.
— O, ja ci zaraz powiem, czemu! Bo jak Lina przyszła w poniedziałek do szkoły, to powiedziała „cześć”, a za nią weszli Gunn i Ola i też powiedzieli „cześć”, a Tobias odpowiedział, ale nie żadne „cześć, Gunn” albo „cześć, Ola”, tylko takie zwykłe „cześć”, więc równie dobrze mógłby mówić do Liny. Tak sobie myślę, że może to jednak dobrze, że frøken Larsen kazała mi usiąść z tyłu – bo niby za dużo gadamy, wyobrażasz to sobie! I Tobias siedzi teraz obok Jakoba – znasz Jakoba? Jego pappa pracuje z Lino w tartaku w Finnskogen. Wiesz, że ten Jakob ma aż szóstkę rodzeństwa?! Wszyscy młodsi, i wszyscy mają biblijne imiona! Jest Jakob właśnie, i Eva, Lukas, Hanna, Veronika i Isak, i Simon… A teraz Jakobowi ma się jeszcze urodzić brat albo siostra – jego mamma mówi, że to będzie chłopak, bo tylu już urodziła, że po prostu to w i e . Jak myślisz, jak go nazwą, jak skończą im się pomysły? W Biblii przecież nie ma chyba aż tylu imion?
— Nie wiem, może Jezus? — rzucił Kristoff.
— Albo Bóg. — Ninni zarechotała. — O nie, wyobrażasz to sobie? „Boże, zleź wreszcie z tego drzewa!”.
Stopą wymacała najniższy stopień i dla równowagi złapała go za łokieć, zanim weszła na schodki, na których wreszcie się uspokoiła.
— A w ogóle to skoro o mamach mowa – mamma to kłamczucha — szepnęła wtedy poufale. — Bo jak Arnt Fredrik ją ostatnio pytał, to mówiła, że się zastanowi.
— I gdzie w tym kłamstwo? — zapytał Kristoff.
— Bo tak na moje, to ona już się zastanowiła. I wcale za niego nie wyjdzie. Tylko oczywiście nie może nam tego powiedzieć, bo nie dość, że kłamczucha, to jeszcze uparciuch z niej i nie daruje nam, że mieliśmy rację.
Uśmiechnął się pod nosem.
Ninni, korzystając z przewagi, którą dawało jej stanie na schodkach, wychyliła się i palcem wskazującym rozciągnęła lewy kącik jego ust.
— Mówił ci ktoś kiedyś, że to miło, jak się uśmiechasz?
— Ee, nie?
— No tak, bo ty się prawie nigdy nie uśmiechasz. W każdym razie to bardzo miło.
Miło było też wziąć do ręki siekierę. Było trochę tak, jak z piłą do lodu – złapanie za rączkę przypominało uścisk dłoni ze starym znajomym.
Słońce już dawno minęło swój najwyższy punkt i kierowało się ku górom. W bladych promieniach ostrze połyskiwało jak zaprószony ogień, kiedy Kristoff przesuwał po nim osełką. Siekiera wyglądała, jakby od czasu, gdy użył jej ostatnio, tylko stała i rdzewiała w ciszy.
W dłoniach stanowiła żywy ciężar.
Zamachnął się na próbę. Kiedy drewno pękło, w powietrzu rozszedł się zapach żywicy.
Woda wsiąkła między włókna i nawet rozszczepienie sosnowych bierwion nie kosztowało go wiele wysiłku. Smolne szczapy rozpadały się po pierwszym dotknięciu ostrza, zupełnie, jakby rąbał osikę.
Praca była mechaniczna, w pewnym momencie palce, ramiona i reszta ciała zaczynały myśleć za niego. Równe, dobrze wyprowadzone ciosy dawały satysfakcję. Pod jego stopami rósł nierówny stos drewna opałowego, przypominający las wybitych zębów.
— Możesz zacząć układać — rzucił do Ninni, podbródkiem wskazując na heller znajdujące się przy słonecznej ścianie domu. Siostra siedziała na sękatym pniaku obok Svena i wpatrywała się, jak stal przegryza się przez kłody. — Tylko pamiętaj…
— Wiem, wiem, korą w dół. Tylko cepry z wybrzeża kładą drewno korą do dołu. Mówisz, jakbym nie wiedziała. — Wywróciła oczami i z ociąganiem wstała. — Na pewno nie dasz mi siekiery? — upewniła się.
— Żebyś odrąbała mi nogę? — wydyszał Kristoff. Uniósł rękę i otarł czoło o zagłębienie łokcia. — Nie ma mowy.
— A ty kiedy niby zacząłeś rąbać drewno?
— Jak miałem… — zaczął i urwał. Kiedy to właściwie było? Matka odeszła, kiedy miał pięć lat, wcześniej często sama się tym zajmowała. A później ojciec pił jeszcze więcej – więc może sześć? Czy mogło to trwać już tak długo?
Ręka mu zadrżała, ostrze siekiery zsunęło się z ze szczapy i zawisło na skraju pniaka, a on zaklął, zirytowany, że za daleko odbiegł myślami.
— No, no — zauważyła Ninni, przyglądając się temu z politowaniem. — To kiedy?
— W zeszłym roku — burknął, zapierając się, żeby wyszarpnąć siekierę.
— Ale jesteś głupi! — obruszyła się siostra.
Kristoff schylił się i podniósł kilka szczapek, żeby w nią rzucić.
— Weź się lepiej do pomocy, co?
— Ej!
Zapach sosny był tak czysty, żywy i bliski, że kiedy tak stał z drewnem w ręce, naszła go myśl, że być może, mimo wszystko, celował zbyt wysoko.
Brakowało mu tego życia, nawet jeśli wszystkim wydawało się, że jako baron ma teraz o wiele lepiej. Kiedy pracował – z drewnem, z lodem – miał w głowie rozkoszną pustkę. Tylko krew dudniła mu w skroniach.
Zdawał sobie sprawę, że tym razem nie nastąpi to prędko, ale nie mógł się już doczekać, kiedy znów wróci w góry.
Pomyślał o kolejnej wizycie w baronii, stabbur z pokrzywami wyrastającymi ze szczelin w deskach i ludziach, którzy znaleźli się w Grimstad w podobny sposób, co on: przypadkiem. W twarzach Prawdopodobnie Olego i Iriny widział coś zagubionego; wśród bielonych ścian i mnogości pokoi nawet jego samotność stawała się samotna.
Teraz została mu tylko bezczynność, oczekiwanie przed zimą.
Długie źdźbła wsuwały się pod nogawki spodni Kristoffa i łaskotały go w łydki, kiedy przedzierał się przez dziką trawę w stronę heller.
Łupkowe stopnie były teraz bardziej śliskie niż wilgotne, zachodzące słońce zdążyło je osuszyć i delikatnie nagrzać. Kristoff z rezygnacją opadł na najwyższy z nich i poczuł, jak delikatnie przechyla się pod jego ciężarem.
— Aleśmy się napracowali, co? — zagadnęła Ninni, siadając obok. Nie kłamała, mówiąc, że znowu urosła. Rzuciło mu się to w oczy, kiedy jej sukienka się podciągnęła, obnażając kościste, sine kolana, jak jabłka w poobijanej skórce.
W odpowiedzi zmierzwił jej włosy. Pełno miała w nich trocin; podrażniły mu palce. Ninni przytrzymała go za nadgarstek, kiedy chciał cofnąć rękę.
— A co ci się stało? — zagadnęła.
— Co?
— No w rękę.
Zerknął na bliznę we wnętrzu dłoni, aškkas***, obrzęk z lodu, jakby widział ją po raz pierwszy.
— A, nie, to nic takiego — odpowiedział krajobrazowi. Na szczęście siostra siedziała obok, dzięki czemu oboje mieli widok na góry i podczas rozmowy nie musieli patrzeć na siebie. Kristoff uznał, że wyzwalające; nie było potrzeby uciekać wzrokiem. — Stara sprawa.
— Nie może być starsza niż od lata, bo wtedy jeszcze nie miałeś takiej blizny.
Milczeli. Ninni mrużyła oczy, patrząc w stronę szczytu, za którym chowało się słońce. Kristoff zamknął oczy, starając się nie myśleć o cierpliwości kamieni, które czekały, żeby ją wyryć.
— Może chcesz, żebym ci pofufała? — zaproponowała nagle Ninni. — Zawsze pomaga, jak mamma mi tak robi.
Kristoff miał co do tego pewne wątpliwości. Z nim nikt nigdy tak się nie pieścił. Jednak zanim zdążył odpowiedzieć, siostra nabrała powietrza i kilka razy dmuchnęła mu we wnętrze dłoni, prawie wcale go przy tym nie opluwając.
— I co? — zapytała, grzbietem dłoni ocierając usta. — Już trochę lepiej, prawda?
— Ja… — Kristoff musiał odchrząknąć, żeby zapanować nad głosem. Zaczekał, aż jej uścisk w naturalny sposób osłabnie, i szepnął: — Dzię-dzięki, Ninni.
Przepełniało go dziwne ciepło, i nie sprawiało tego słońce, bo ono zniknęło już za wierzchołkami gór, a wiatr przewiewał do kości.
— Wiesz co… — Znów odkaszlnął. — Możliwe, że jakiś prezent jednak się dla ciebie znajdzie.
* Hjertekjeks – norweskie maślane ciasteczka, najczęściej w kształcie serca, przekładane dżemem.
** Rakfisk – „moczona ryba”, pstrąg fermentujący przez kilka miesięcy w solance. Tradycyjne norweskie danie, szczególnie popularne na północy kraju.
*** Aškkas (płn.-lap.) – pęczniejący lód.
Tytuł rozdziału jest nawiązaniem do wiersza Hansa Børliego (Ei øks står og rustner).
Cześć!
OdpowiedzUsuńNa wstępie zaznaczę - czy ja dobrze widzę? Czy to jest rozdział, w którym mamy przyjemność z Ninni? Czym zasłużyłam na aż tak doskonałe zrządzenie losu? I Kristoff! Mogę już powiedzieć, że ten rozdział będzie zdecydowanie więcej niż tylko "dobry".
Lubię jak właściwie już w drugim zdaniu Kristoff zaczyna przeklinać. Te mocne i siarczyste wiązanki to coś, co jest na prawdę fantastyczne w jego postaci. Przekleństwa są zawsze w dobrych miejscach i nawiązują pewien komizm sytuacyjny!
A bezinteresowna Ninni to ktoś, kto budzi moją najszczerszą sympatię. Mam tez takie mocne poczucie, że Ninni jest idealnym przeciwieństwem swojego brata. Jest niemożliwie wygadana, trajkotka z niej, przy tym urwis i dziecko niemożliwie cieszące się życiem na swój własny oryginalny sposób. Kiedy jednocześnie Kristoff jest często ponury, nieco uszczypliwy a przy tym bardzo oszczędny w słowach. uwielbiam to jak się dopełniają jako rodzeństwo!
Zrozumiałam teraz coś bardzo ważnego - rzeczywiście, przez zimę Elsy zbiory musiały być strasznie marne! Być może i dosłownie żadne. Jaki głód musi tam panować. Nawet zwierzęta, które na wiosnę przyszły na świat mogły niestety latem wymrzeć przez brak pożywienia. Wyobrażam sobie taki niezwykle okrutny obraz tego jak w lasach po roztopie musiało niemożliwie cuchnąć od padliny padłych zwierząt i że to było najprawdopodobniej jedyne lato kiedy to padlinożercy nie zapuszczały się do ludzkich osad i wiosek po owce. Pewnie idąc lasem latem nie tyle, że cuchnęło to nie raz można było natrafić na martwe zwierzęta. Ciekawe czy nawiązując do poprzedniego rozdziału takie rodziny jak Kristoffa otrzymały jakąś zapomogę na pokrycie letnich szkód.
UsuńPrzejmuje mnie niemożliwie wizja tego, jak Kristoff wielu rzeczy nauczył się po to, żeby przetrwać, a jak niewielu miał szansę się nauczyć, ponieważ je lubi. Miło, że chociaż przypadkiem, to lód stał się dla niego swojego rodzaju pasją. Swoją droga ma z Elsą sporo wspólnego! Ona też musiała się wielu rzeczy nauczyć ponieważ właśnie musiała, a nie chciała.
UsuńDobrze, chciałabym oficjalnie mianować się wielką fanką opowiastek wg Ninni Bjorgman. Ta dziewczynka mogłaby wydać książkę i stałabym w kolejkach, żeby zyskać autograf. Nie pamiętam czy o tym wspominałam, ale to, jak ja piszesz niemożliwie wręcz przypomina mi prace pióra Astrid Lindgren. Ta dziewczynka jest nieprawdopodobnie rezolutna, zupełnie jak postaci tej fantastycznej pisarki. Przywołuje na twarz uśmiech i równocześnie mocno łapie za serce. To jest coś fantastycznego! Po przeczytaniu książek A. Lindgren nie spodziewałabym się, że komuś uda się jeszcze raz zaprosić mnie do świata, w którym istnieje bohaterka tak podobna do jej!
A wracając do tego co tez mówi mała Ninni. Ja uważam, że jej zbulwersowanie a propos zachowania Tobiasa jest absolutnie zasadne! Mały urwipołeć jak on mógł tak powiedzieć tej całej Linie. Obraza. To jest jedyne słowo jakie przychodzi mi aktualnie na myśl, aby opisać tę sytuację.
UsuńHistoria o religijnych imionach! Uważam, że te dzieci mają trochę przechlapane, ale koncept jest godzien podziwu.
I tak! Pięknie! Bardzo się cieszę, że mamma Ninni to kłamczucha! Ja nadal wierzę w model literacki sugerujący Penelopę z mitologii greckiej! Tak, wypijmy sok winogronowy za wieczną miłość!
Ninni jest nieprawdopodobnie uroczą siostrą. Jakie to miłe, że wspomniała o uśmiechu Kristoffa. Bardzo rozczulił mnie ten fragment.
UsuńChwila. Zaraz. Bardzo proszę o moment, ponieważ oddech umożliwia mi życie, a właśnie mi go zaparło. Czy Kristoff właśnie rąbie drewno? Mam na myśli RĄBIE DREWNO? R Ą B I E D R E W N O? Czy nie jest to jedna z możliwie chyba najbardziej cóż, niesamowicie męskich rzeczy jakie może robić przystojny blondyn, który jest przy tym doskonale zbudowany? Ten obraz będzie przeszywał mój umysł. Mam to odbite w pamięci i nigdy już tego nie zapomnę. Jedyne czego żałuję to to, że nie jest to napisane z perspektywy jakieś damskiej bohaterki. Czy lubiłaby Kristoffa czy nie, na pewno musiałaby wspomnieć o tym jak niesamowicie się prezentuje.
Tak! Nawet nie wiesz jaką odczuwam satysfakcje, że ktoś ze środowiska wydobywców czarno na białym wyjaśnił mi jak się układa drewno. To od lat było dla mnie zagwostką po pierwszej części "Krainy Lodu".
UsuńBardzo mi przykro, że Kristoff musiał tak szybko nauczyć się tak bardzo trudnych rzeczy jak właśnie rąbanie drewna. Dziecko nie powinno robić takich rzeczy i cieszę się, że jest swego rodzaju stróżem Ninni i nie pozwala jej brać się za takie rzeczy zbyt wcześnie jeśli w ogóle.
I ponownie powtórzę, Kristoff nie pasuje do barońskiego życia. To widać, że on potrzebuje wolności, zapachu sosny, a na obiad gulaszu ciotki. To jest to, co stanowi jego osobowość i gdzie czuje się szczęśliwy mimo tego, że nie do końca to przyznaje. Ciekawi mnie gdzie zawędruje jego wątek w tym opowiadaniu.
Chwila, Ninni mówi że się napracowała... czy ona ułożyła choć część tego drewna? Ha ha ha, uwielbiam ją.
UsuńWidzę wieczór, który zaczyna ich spowijać. To taka dobra i łaskawa w swoich urokach jesień. Pamiętam ją z czasów kiedy byłam u dziadków jak byłam mała. W tedy takie wieczory były bardzo częste i uwielbiałam je z całego serca. I teraz tez tak ich widzę, wygrzewający się w gasnącym świetle po długiej pracy. I opis kolan Ninni jest czymś, co tez bardzo mi sie podoba!
Scena z "pofufaniem" rany przez Ninni jest niemożliwie urocza i piękna. Czuje wzruszenie najszczersze z szczerych Kristoffa i to jak nieprawdopodobnie mocno musi on kochać swoją siostrę. Ich więź jest namacalna, bardzo chciałabym, żeby inni ludzie potrafili też tak pisać.
Czy prezent to rzeczona lalka sprzed paru rozdziałów?
Ja się cieszę, że powstał z tego osobny rozdział i uważam, że takie rozdziały też są potrzebne. Lubię kiedy kolejna część, czy też rozdział coś wnosi. Czy to w książkach, czy opowiadaniach albo i w innych dziełach. Ale relacje rodzinne głównych bohaterów też są niezwykle istotne, a mam wrażenie, że czasami ludzie wręcz nie chcą im poświęcać uwagi. Powody mogą być różnie, może im się nie chce, może nie potrafią. Ale Tobie Autorko wychodzi to znakomicie i czytanie tak dobrze skonstruowanych i przemyślanych postaci to niezwykła przyjemność. Mogę się tylko domyślać jak wiele pracy Cię to kosztuje, ale niezaprzeczalnie wychodzi ci to fantastycznie i ta praca daje piękny owoc. Podsumowując - takie rozdziały są bardzo potrzebne i cieszę się, że w Twoim opowiadaniu mogę je znaleźć.
UsuńJeszcze raz nadmienię - ten rozdział jest bardzo dobry i cieszę się, że mogłam go przeczytać.
UsuńPozdrawiam!
Anonimek :)
Haha tak, przekleństwa to chyba znak rozpoznawczy POV-u Kristoffa xD
UsuńCieszę się, jeśli uważasz, że są w dobrych miejscach, staram się, żeby pasowały, bo sama nie lubię, kiedy są w tekście, bo po prostu są
Też kocham Ninni, gdzieś już chyba o tym wspomniałam ♥ Została wymyślona z założenia trochę w opozycji do Kristoffa, ale co ciekawe, wydaje mi się, że jednocześnie oboje są bardzo podobni do ojca
Jejuu :C W sensie, jako-tako przewidywałam w opowiadaniu negatywne skutki zimy Elsy, zdarza mi się do tego nawiązać - zresztą są jednym z powodów, dla których Kristoffowi dość trudno się do niej przekonać - ale jakoś uderzyło mnie to wszystko, co opisałaś, bo w sumie to wszystko prawda i jak ktoś z boku tak to wytknie, to boli jeszcze bardziej :CCC
(Ale uwielbiam takie wnikliwe komentarze, bo są ogromnym źródłem weny; dzięki nim wiem, że osiągnęłam zamierzony efekt albo właśnie inspirują mnie do tego, żeby dodać coś, o czym sama do tej pory nie pomyślałam <3)
Kristoff i Elsa to są akurat o wiele bardziej do siebie podobni niż by się im mogło podobać
Hi-hi, historia z Tobiasem ma drugie dno, jest na nie-wiem-nawet-jak-odległym planie akcji, ale jeszcze do niej nawiążę w którymś z najbliższych rozdziałów Kristoffa!
Penelopa <333
Rąbanie drewna boli mnie o tyle, że nie było z perspektywy Anny, bo chyba nikt inny należycie by się tym nie zachwycił, ale zgadzam się z tobą w zupełności :DD i nie omieszkam wrócić do czegoś podobnego w damskim (dobra, nie oszukujmy się, Anny) POV-ie
:DDDD robiłam risercz w sprawie tego drewna, mnie to też interesowało :D wiadomo, że opowiadam się po stronie wydobywców lodu, ale udało mi się dowiedzieć, że to w Norwegii kwestia sporna od wielu lat – na ogół przyjmuje się, że wzdłuż wybrzeża drewno układa się korą do góry, a w głębi lądu do dołu; blisko morza często mocno pada, a ponieważ kora jest wodoszczelna, drewno jest dużo suchsze, kiedy kora jest na wierzchu :D
(Też mnie ciekawi, co się ostatecznie stanie z Kristoffem xD Bo to nie tak, że ja powinnam to wiedzieć, nie nie)
I na koniec zostawiłam sobie największe komplementy; po pierwsze – cieszę się strasznie, że nie uważasz tych rozdziałów z Kristoffem za zbędne. Wiadomo, że Kristoff z samego faktu bycia Kristoffem ma taryfę ulgową :D ale i tak miałam pewne wątpliwości. Z jednej strony wydawało mi się, że te rozdziały za mało wnoszą, ale z drugiej w każdym starałam się chociaż trochę nakreślić jego rodzinną problematykę, a absolutnie nie chciały działać jako jedna długa całość, musiałam je pociąć – a bez nich z kolei nie dałabym rady dotrzeć tam, gdzie dążę z rozdziałem 66
Ja najbardziej lubię, kiedy rozdział jednocześnie rozwija bohaterów i fabularnie prze do przodu, chociaż wiem, że nie zawsze da się zrobić jedno i drugie jednocześnie. Pociesza mnie w takim razie, że uważasz bohaterów za dobrze wykreowanych, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że większość to moje OC-ki
A skoro o OC-kach mowa, ja ogólnie z Ninni jestem dość dumna, sceny z jej udziałem są bardzo przyjemne do pisania, ale w życiu nie spodziewałabym się, że komuś może skojarzyć się z dziecięcymi bohaterami Astrid Lindgren :000 Ja w ogóle ją uwielbiam, podobnie jak Tove Jansson (randomowa ciekawostka: Tove – żona Jensa – i cioteczka dostały imiona właśnie po nich :D)
Poziom tej pochwały trochę mnie przytłoczył ;__;
OMGGGG DZIĘKUJĘ <33333