Ariana dla WS | Blogger | X X X
Fagra, grýttur land, heimr Árnadalr
piękna, kamienna ziemia, dom Arendelle.

14.5.23

Rozdział 75. Hańba

_______________

— NIC CI NIE BĘDZIE, Elso  zapewniła sama siebie, na głos, żeby zagłuszyć sączące się jej do uszu szepty zimy. Nic ci nie będzie.

Te same słowa powtarzała, mnąc w dłoniach zapieczętowany czerwonym jak krew lakiem i pokryty żółtym jak strach szronem list, który przyniósł Arendelle bezkrólewie. Recytowała je, ćwicząc przed koronacją – ukrywaj, nie przeżywaj – ale lód i tak piął się w górę świecznika, całkowicie pokrył okrągłą szkatułkę, która miała udawać jabłko, bo po upływie trzech lat ostatnie kłamstwo ojca nie było już nawet w stanie jej zranić, a co dopiero wtłoczyć lodu z powrotem w żyły.

— Wasza Królewska Mość? — Drzwi cicho skrzypnęły, dostrzegła w nich znajomą sylwetkę Heddy. Zbyt płytko nałożyła czepek – może nie zawiązała go pod brodą? – bo jej włosy wymykały się spod niego splątaną, jasną lawiną, a majacząca wśród nich twarz była tak blada, że przypominała kostkę cukru, którą ktoś wrzucił do słoika z miodem. — Pan Todderud i kapitan Madsen już czekają.

— Powiedz, że zaraz zejdę.

Jej spojrzenie po raz ostatni prześlizgnęło się po kartce, którą zmięła na blacie toaletki. Sięgnęła po nią i poprawiła w lustrze kok, zastanawiając się, czy wszystkie spinki i lód wystarczą, żeby utrzymać go w nienaruszonym stanie aż do Baden. Jej oczy były równie zimne, co dłoń. Nie miała pojęcia, kiedy następnym razem będzie w stanie spojrzeć sobie w twarz.

Nic ci nie będzie — przypomniała sobie znów, wsuwając dłoń pod ramię kapitana. Starała się skupić na tym, żeby stawiać kroki na schodach w tym samym rytmie, co on – raz – dwa, raz, dwa, raz-dwa, razdwa, razdwarazdwarazdwa  – żeby niespokojny rytm jej serca mógł dopasować się do nich tak, jak do tykania zegarów. Przecież  t y  nie umierasz. Idziesz tylko na egzekucję.

W oknach berliny lśniło oślepiająco jesienne, nisko wiszące już na niebie słońce. Elsa spod zmrużonych powiek przyglądała się, jak tworzy iluzję papierosa na tle zarostu kapitana Madsena i różowi zmarszczki w poważnej twarzy Todderuda, sprawiając wrażenie, że właśnie skończył lub zaraz zacznie płakać.

Obaj zachowywali się irytująco cicho, jakby nawet nie oddychali – ale wiedziała, że to robią, bo powietrze w powozie smakowało lodem, a ich oddechy unosiły się w nim mgłą – ale to premier drażnił ją bardziej; wyglądał dokładnie tak, jak ona się czuła.

Odwróciła wzrok w stronę szyby, próbując dojrzeć coś poza swoim odbiciem, jasnym duchem na tle ciemnych murów. Dzień zapowiadał się cieplejszy niż się spodziewała, wysychające kałuże chlupały pod końskimi kopytami, a ulice były nieprzejezdne wyłącznie z powodu tłoczących się na nich ludzi. Zaspy śniegu moczyły jej teraz wyłącznie wnętrze rękawiczek.

Ah-ah-ah-ah…

Powinna machać? – komu? – nie, nie mogła.

Ukryła dłonie pod mięsistymi fałdami spódnicy, zacisnęła je na brzegach kanapki, mając nadzieję, że jej dotyk nie zostawi po sobie wilgotnych plam. Wsunęła lewą stopę pod siedzenie, prawą odrobinę cofnęła, starając się skupić na ułożeniem ich w idealne „L”, nie na zaschniętej plamie błota na czubku buta kapitana straży ani odstającej nitce tuż pod kolanem Todderuda.

Jej drżący oddech osiadł na szybie. Kiedy uniosła dłoń, żeby ją przetrzeć, zobaczyła pod nią drugą, większą, brudną, opaloną.

— Jak ten człowiek jedzie…! — oburzył się Todderud, uderzając laską w bok powozu. — Arnesen, do diabła!

Elsa poczuła nagłe szarpnięcie. Starając się nie upaść do przodu, prosto na kolana siedzących naprzeciwko mężczyzn, złapała się panelu okiennego. Osie zatrzeszczały, konie zwolniły, wokół niej wszystko drżało i miała wrażenie, że przez cienkie ściany dotykają jej tysiące obcych rąk.

Odruchowo cofnęła się w głąb berliny, przytuliła policzek do tapicerki i ze swojego miejsca, skulona przyglądała się twarzy mężczyzny, który nagle znalazł się zbyt blisko, zupełnie bezgłośnie – miał dziurę w kapeluszu i marynarkę w łaty w kolorze dojrzałych śliwek, brązowy wąs zadrżał jej przed oczami, kiedy otworzył usta i krzyknął:

— Hajda! — rozbijając ciszę jak porcelanową filiżankę.

— Zapowiada się niezłe widowisko — zauważył nienaturalnie głośno Todderud. Sztywnym ruchem odwrócił głowę od okna, intensywnie mrugając. Elsa dostrzegła strużkę potu na skroni. — Przekupnie handlują… h… chałwą, zdaje się.

— Chałwą? — Kapitan Madsen gwizdnął pod nosem. — Do licha, powodzi im się.

Nie skupiała się na ich słowach, ale zanim spuściła wzrok na swoje kolana, dostrzegła delikatny skurcz na twarzy kapitana, który sprawił, że zaczęła zastanawiać się nad tym, co tak naprawdę usłyszała - jaka, u diabła, chałwa?!

Ale – ale wciąż, to mogło być cokolwiek. Przypadkowe słowo. Halka, harfa… A może ktoś po prostu wołał jakąś Hannę.

Miała wrażenie, że czuje każdy wybój na drodze, każdą dłoń sięgającą w ich stronę, każde potrącane ramię.

Hajda. Hałda. Być może mężczyzna zwyczajnie się z kimś o coś kłócił. Harda…

Spojrzała na kapitana Madsena. Ktoś zawołał:

— Boże, chroń królową! — w tej samej chwili, w której w bok powozu uderzyła gruda błota. Elsa przyglądała się, jak ścieka po szybie, odsłaniając pęknięcie, póki nie zmieniła się w szorstki materiał wełnianego płaszcza kapitana, który wychylił się ze swojego miejsca i popchnął ją na puste siedzenie obok.

Otworzyła usta, żeby zaprotestować, i prawie wgryzła się w mechaty czerwony plusz, kontrastujący z twardymi krawędziami – kostek lub obrączki – drążących jej pod łopatkami jary. Czuła, jak kapelusz zsuwa się jej z karku na plecy, i przeklinała tę, która ośmieliła się napomknąć, że kapitan Madsen jest przystojny – którakolwiek z nich to była, Hedda, Anna czy któraś z dwórek – bo ta myśl na chwilę wyparła wszystkie inne – co mówili? co się stało? – a nic jej przecież nie obchodziło, czy był przystojny, czy nie,  n i e  p o w i n i e n  b y ł  – dlaczego Todderud, który siedział przecież bliżej, nie mógł zareagować pierwszy, niech diabli wezmą jego opieszałość…

— Odsunąć się! — usłyszała stłumiony przez warstwę błota oblepiającą okno-szum krwi w uszach-materiał rękawic Madsena-gwar na zewnątrz okrzyk.

Ten głos nie mógł należeć do nikogo z tłumu, bo poczuła, że uścisk kapitana słabnie. Zacisnęła usta, prawie zakrztusiła się włochatym materiałem, i z trudem odszukała swoje drżące dłonie, żeby się na nich podeprzeć i z godnością podnieść.

— Powiedziałem: „odsunąć się”!

I prawie znów się przewróciła, kiedy tuż za jej plecami rozległ się dźwięk wystrzału, wokół powozu rozległy się szybkie dźwięki – coś jak oklaski albo odgłos uderzenia. Poczuła zapach prochu i przeraźliwy, ostrzegawczy krzyk wzbierający jej w gardle.

— T-Todderud — wyjąkała. Chciała zwrócić się do kapitana, ale pierwszym, co przyszło jej do głowy, było „Viljar”. — Tu są kobiety i dzieci, na litość boską! Proszę natychmiast zakazać im strzelać!

— Strzelają wyłącznie w powietrze — zapewnił kapitan – Madsen – z jasnymi oczami i ostrym spojrzeniem – Madsen – idiotka –  M a d s e n ,  t y  i d i o t k o .

— Czy pan jest poważny? — obruszyła się, gorączkowo usiłując rozejrzeć się nad jego ramieniem. — I tak mogą…

Reszta jej słów zgubiła się w kolejnym huku. Kiedy wreszcie ucichł, dźwięki dochodzące z tłumu stały się wyraźniejsze. Teraz usłyszała to, co ośmielił się zawołać do niej tamten mężczyzna.

Zakryła usta dłonią, czując, jak krew odpływa jej z twarzy.

Hańba.

_______________ 

„Berlina” to tylko niewinna nazwa powozu, ale jest w niej coś, co sprawia, że nie mogę jej traktować poważnie, zupełnie jak kalesonów :DDD

I kwestia z „ty nie umierasz”, od której (prawie) zaczyna się ten rozdział, specjalnie jest identyczna z tą, którą skończył się ostatni z POV-em Hansa.

6 komentarzy

  1. Cześć!

    Zanim zacznę czytać - widzę ilustrację i chciałam tylko zapytać. Czy to nadal strażnicy zamku Arendelle? Czy forma policji z Arendelle? Pytam, bo na to wygląda, ale ten pan jest jakoś inaczej ubrany niż typowy strażnik i wprawiło mnie to w zaskoczenie.

    Przechodząc do rozdziału.

    O rozdział z Elsą! Dawno o niej nie czytałam, aż brakowało mi jej! Fajnie, że się pojawia. Podobają mi się nawiązania a propos listu, który trzyma Elsa do kolorów jaki przybiera lód nawiązujący do jej emocji Dobrze ujęte!

    OdpowiedzUsuń
  2. Z tego co widzę, Elsa straszliwie się stresuje. Jest mi jej niezwykle żal, to straszne jak wiele kosztuje ją walka samej ze sobą, ze swoim strachem i wydaje mi się, że życiem na codzień? To musi być straszne, kiedy praktycznie wszystko w pewien sposób cię stresuje i przeraża. Podoba mi się też, że nawiązujesz do właśnie tych lęków. Nadal nie chcę do końca uwierzyć, że dzięki jednej piosence Elsa mogłaby uwolnić się od swoich dziecięcych traum i od tak po prostu pójść dalej. Jest to dla mnie wręcz niemożliwe i cieszę się, że o tym nie zapominasz.

    Przepraszam ale nadmienię! Musiałam sprawdzić czym jest "berlina", bo już chciałam pytać czy być może nie byłaś głodna pisząc to. Ha ha ha, ale nie! Nie miałam pojęcia, że istnieje taki rodzaj powozu. Niesamowite!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jak opisujesz stres Elsy jest niemal namacalne. Czytając to, czuję jakbym siedziała osobiście w powozie. Jakby Kapitan i Premier byli naprzeciwko mnie, a zestresowana Elsa obok. Niezwykłe jak wprawnie potrafisz wprowadzić czytelnika w taką sytuację!

      Czy Premier stara się w jakiś sposób rozproszyć uwagę Elsy? Bo nawet ja zgadzam się, że musieliby być niezwykle bogaci (tj. przechodnie i handlarze), żeby sprzedawać chałwę! Zgadzam się z Kapitanem i czuję tu jakiś kant...

      Och! Zaskoczyło mnie to! Jak można czymkolwiek rzucać w kierunku królowej, głowy państwa. W poprzednich rozdziałach były (dobrze pamiętam!) wspominki o zamieszkach Ale nie sądziłam, że będą aż tak bezpośrednie. Robi się to niezwykle niebezpieczne! Sama Elsa pewnie jest w takim szoku, że sama nie rozumie co się dzieje. Ona sama jest przecież niemożliwie niepewna! A co dopiero w kontekście takich zamieszek pod jej adresem. Straszne jak mocno może to potem na nią wpłynąć i do czego ją popchnąć.

      Usuń
    2. To, że Elsa w ogóle zastanawia się nad tym czy Kapitan jest przystojny jasno wskazuje mi na to, jak ogromną panikę ona musi czuć. Skupianie się na przypadkowych elementach jest jedną z podstawowych praktyk rozproszenia uwagi! Jest to niesamowicie mądre z Twojej strony, Autorko, że o tym pomyślałaś!

      Przyszedł mi do głowy pewien pomysł. Czy jeśli spojrzelibyśmy z innej perspektywy. Co jeśli Elsa ma ogromne problemy z uczuciami i nawet jeśli Kapitan gdzieś w jej głębi podobałby się jej, to nie potrafiłaby nic z tym zrobić? Zdecydowanie brzmi nieprawdopodobnie tragicznie! A takie romanse należą do zdecydowanie moich ulubionych. Mogłoby coś takiego mi się zdecydowanie podobać. Poza tym, czy to byłoby w ogóle legalne, żeby Królowa była w związku ze swoim Kapitanem. Nie sądzę! Tym lepiej, nieszczęśliwe i na dodatek zakazane. Ale to tylko moje teorie, bardzo proszę Autorko, jeśli moje rozmyślania płyną zbyt daleko, to proszę nie gniewaj się. Po prostu dotarło do mnie, że Elsa lada moment będzie z Hansem na sali sądowej. A ja nadal mam nadzieję, że nie planujesz robić tak zwanej Helsy. Hans nie jest godzien Królowej, plugawy, pewnie tylko by mu chodziło o koronę.

      Usuń
    3. Sytuacja jest zdecydowanie poważna skoro doszło już do wystrzałów! i to zakończenie.. chodziło o słowo "Hańba.". Nawet o tym nie pomyślałam, a doskonale podsumowuje to cały rozdział. To jakie podejście reprezentują ludzie na ulicach oraz to, jak Elsa może siebie postrzegać w kontekście tego procesu.

      Do tego ten smaczek, o którym wspominasz w przypisach! Świetne nawiązanie.

      Dla zakończenia - nie mogę sie doczekać na przeczytanie procesu. Życzę dużo weny i pozdrawiam

      Anonimek :)

      Usuń
    4. Taktak, na ilustracji jest kapitan Madsen! :D
      Ogólnie ze względu na pogodę ma po prostu płaszcz, więc nie widać emblematów na mundurze; a poza tym arendellska straż przeszła małą reformę mundurową, bo ilustratorka się zbuntowała na dobór kolorów w filmie (te białe rękawiczki D:)

      Lód zmieniający kolor w zależności od nastroju Elsy był jednym z moich ulubionych aspektów jej magii <3 I podbijam totalnie to, co napisałaś, Let it go nie było lekiem na wszystko (przez to tym bardziej drażni mnie wątek „zdrowienia” Elsy w Wiesz-Jakim-Filmie)

      Jeju tak, berlina to kolejne słowo, które mnie bawi, chociaż pewnie nie powinno xDDD Ale wydawało się, ee, profesjonalne, więc zdecydowałam się go jednak użyć xD

      I jejujeju x2, taka namacalność opisów to przeogromny komplement, idę się pozachwycać <333

      Jeśli chodzi o Elsę i kapitana to nawet rozważałam ich w kontekście szipowania, ale w obecnym stanie psychicznym i emocjonalnym Elsy to nie widzę jej z kimkolwiek, dlatego też kapitan przezornie został obdarzony żoną xD I tak btw to się z tobą zgadzam, że nawet gdyby ktoś się Elsie realnie podobał, nie wiedziałaby, jak się do tego zabrać, ona ma już problem z utrzymaniem przyzwoitej relacji z własną siostrą D:
      Ale kapitan to całkiem niezły materiał na obiekt westchnień, nawet i platonicznych, więc czemu nie? :DDD
      (Nie gniewam się o nic, uwielbiam teorie spiskowe i wszelkie przemyślenia związane z tym, co piszę, więc w przyszłości proszę nie krępuj się nimi podzielić! <3)

      A co do Helsy… hah, to jest tak problematyczny paring, że o matko xD Jako tako nie, nie planowałam żadnej definitywnej Helsy, moim szipem zdecydowanie jest Kristanna i ewentualnie jakieś OC-kowe wariacje, ale na swój sposób muszę przyznać, że Helsa ma potencjał – nie umiem tego wyjaśnić, ale jest coś takiego w ich wspólnych scenach w filmie, do czego bardzo będę się starać nawiązać w późniejszych rozdziałach – ale spokojnie, to coś jest na tyle nieuchwytne (i zresztą znów, problematyczne), że pełnokrwistej Helsy z tego nie będzie. Chyba nie wiedziałabym nawet, jak ją napisać – jak napisać Elsę w romantycznych scenach
      Ale dynamika Hans + inni bohaterowie to zdecydowanie coś, czego chciałabym więcej!

      I no, ogólnie to umówmy się, że jest dość mało powodów, dla których Elsa miałaby być ukochaną władczynią :C

      Baaardzo dziękuję za komcia – znów <3

      Usuń