Ariana dla WS | Blogger | X X X
Fagra, grýttur land, heimr Árnadalr
piękna, kamienna ziemia, dom Arendelle.

28.5.23

Rozdział 76. Ta Sprawa

_______________

— CZY Z NASZEGO MIEJSCA BĘDĘ MIAŁ DOBRY WIDOK NA CYCKI KRÓLOWEJ? — rzucił Jens w drodze do drzwi. — Kristoff, jak myślisz?

— Myślę, że na twoim miejscu bardziej martwiłbym się cyckami  T o v e ,  bo jak tak dalej pójdzie, to już ich raczej nie zobaczysz — odparł sucho, nie podnosząc wzroku znad starej koszuli, którą usiłował wepchnąć w spodnie. Materiał strzępił się u dołu i przy mankietach; niedobrze – ale wciąż był prawie-biały; dobrze. Strzepnął zmechacony rękaw, uznając, że musi wystarczyć.

— Chłopaki na Lodowym Wierchu mieli okazję się napatrzeć, podobno bulsi* z jej kiecki odbijał światło jak marzenie.

— O tak, koniecznie wspomnij o tym na rozprawie.

— Mam nadzieję, że równie skromnie się na nią ubierze. — Jens zaśmiał się urywanym głosem, a później sięgnął w stronę klamki i nie trafił. — Juhani, kurwa, nie uczyła cię matka, żeby nie zamykać ludziom drzwi przed nosem?!

Kuzyn odkrzyknął ze schodów coś, czego Kristoff nie dosłyszał.

Zapiął guzik od spodni, ale przez chwilę jeszcze nie wypuszczał go z palców; opuszki zbielały mu do odcienia koszuli. Patrzył na nie i miał wrażenie, że śni, bo nic, co wydarzyło się od czasu jego ostatniej wizyty w Arendal, zwyczajnie nie mogło być prawdziwe.

Drzwi skrzypnęły – raz, drugi – a on nagle znalazł się po ich drugiej stronie.

Jej serce wciąż jeszcze dudniło w rytm odgłosu wystrzału, czuła go w koniuszkach palców, którymi musnęła ramię munduru kapitana – Madsena, Madsena, Madsena – którego nazwiska nie ośmieliła się użyć.

— Czy może mi pan przypomnieć — szepnęła tak cicho, że sama ledwo usłyszała swój głos — jak dokładnie wyglądała kwestia procesu dla strażników?

Kapitan delikatnie przechylił głowę w stronę idącego po prawej stronie Elsy Todderuda, daszek czapki rzucił cień na jego twarz.

— Proces to za dużo powiedziane, najpierw dostali zeznania do podpisania, a później odprawę.

Poczuła, jak jego mięśnie poruszają się pod mundurem, kiedy bezwiednie pociągnęła za materiał rękawa.

— A-ale… powiedziano mi… — zająknęła się, bo nie tego dotyczyło jej pytanie. Źle je sformułowała. — Czytałam raporty…

Tak naprawdę chciała tylko zapewnienia, że Ta Sprawa dla wydobywców lodu skończy się podobnie, szybko i bezboleśnie, i że to nie jej wina, w końcu była tylko marionetkową królową, za sznurki zawsze pociągali jacyś mężczyźni. 

Kapitan nie spuszczał wzroku z drzwi, jakby intensywność jego spojrzenia mogła sprawić, żeby szybciej się przy nich znaleźli. Elsa miała wrażenie, że po całym jej ciele biegają mrówki, kiedy złapał za klamkę i je dla niej otworzył.

Todderud czekał w szacunku i milczeniu, aż zrobi pierwszy krok, i to było po prostu niesprawiedliwe…

— Proszę wybaczyć, Wasza Królewska Mość — powiedział cicho kapitan. — W tej sprawie nie jestem w stanie bardziej pani pomóc.

W sylwetce królowej nastąpiła jakaś zmiana, Hans nie rozpoznał jej od razu – pod wysokim sufitem korytarza, między zwalistymi kolumnami wydawała się drobniejsza niż na zdjęciach, niższa niż ta z portretów, dziwnie… zwyczajna. Mogłaby śmiało uchodzić na pierwszą lepszą powódkę.

Kiedy zniknęła mu z oczu, ostrożnie odchylił się do tyłu, przywarł do oparcia krzesła i delikatnie popchnął stopą uchylone drzwi, żeby lepiej widzieć przez szparę, którą zostawił w nich Hænning. Wślizgnął się do gabinetu jak tłusty szczur, gdy tylko Sandmoen go opuścił.

Królowa się zbliżyła, a promienie słońca rzuciły dziwną poświatę na jej policzki, linia szyi się zmieniła – aż nagle Hans zdał sobie sprawę, że zasłoniła ramiona i inaczej spięła włosy, już nie w warkocz – że włożyła kapelusz. Jedno z piór, złamane, drżało z każdym krokiem, jakby kapelusz przytrzymywał na jej głowie wyłącznie szron (przytrzymywał?).

Mięła w dłoni jakąś kartkę, palce drżały jej zupełnie jak usta, bezkrwiste i zaciśnięte. Pod oczami miała cienie, na nich aż po policzki wiły się sine żyły, i wydawała się taka… taka… boleśnie  z w y c z a j n a .

Byli na tyle bliskimi kuzynami, że już w dzieciństwie ten nagły brak kontaktu wydawał im się dziwny. Często zastanawiali się – przynajmniej póki wciąż byli jeszcze jacyś „oni” razem – co jest powodem ukrywania arendellskich księżniczek przed światem.

„Może któraś miała wypadek i ją zdeformowało”, zasugerował Erik zaraz po zamknięciu bram. „A druga oszalała na jej widok.”

„Albo tak naprawdę obie nie żyją”, podchwycił Hans.

Frederik przyglądał im się z politowaniem znad zgiętego na uszku od filiżanki małego palca.

„A może najbardziej boją się tego”, powiedział powoli, smakując napięcie jak herbatę, „że są zupełnie przeciętne”.

W jego oczach musiało to stanowić los gorszy od śmierci; w jedenastoletnich uszach Hansa brzmiało podobnie. Teraz, kiedy był dwukrotnie starszy, uderzyło go to z podobną mocą.

Z w y c z a j n a .

Nie – nieosiągalna. Nie majestatyczna.

Wyglądała jak przestraszona dziewczyna, którą, zdał sobie sprawę, przecież była. Jak jakaś  E l s a ,  ordynarna forma monarszej Elisabet, bez poprzedzającej ją „królowej”.

Wcześniej wydawało mu się, że sobą jest w tej nowej, błyszczącej postaci czarodziejki z baśni dla dzieci, przez chwilę, zanim pod powierzchnią magii dostrzegł desperację i wstyd, i wtedy było już za późno.

Zaraz, co ona tu w ogóle—

Myśl nie zdążyła wybrzmieć do końca, bo nad jej ramieniem mignął mu orli nos Todderuda. A on…?

Cholera.

Tylne nogi krzesła przesunęły się po dywanie bez żadnego dźwięku, przednie z powrotem na niego opadły. Kroki na korytarzu przebrzmiały, po chwili ucichło nawet ich echo. Gwar sali rozpraw nie docierał do gabinetu.

Kontrast między ciszą panującą wokół niego a łoskotem w jego głowie niemal zwalił Hansa z nóg.

Królowa. Premier.

Złapał się kołnierza Hænninga jak boi ratunkowej.

— To tak wygląda trójpodział władzy w Arendelle? — warknął. Rozkołysany łańcuszek zegarka kieszonkowego wystukiwał na jego paznokciach niespokojny rytm.

— Jakby nie patrzeć, Wasza Królewska Wysokość, tu w końcu chodzi o zdradę stanu, doszło do różnych reakcji… — mamrotał Hænning, a Hans równie dobrze, co wszystkie popękane naczynka na jego nosie, widział, że nawet on nie sądził, że ten proces okaże się aż taką farsą.

— To co, gotowi? — zapytał Jesper, jakby istniała więcej niż jedna odpowiedź, a on się tylko skrzywił, bo właśnie zaczęło mu dudnić w głowie. Potarł skronie.

— Gotowy, Kristoff? — powtórzył Jens, wyciągając do niego rękę.

Kristoff opuścił prawą dłoń i się zawahał. Znów uniósł. Ominął wzrokiem jego oczy w kolorze marynarki Jespera i równie szare cienie pod nimi, i zatrzymał go na zielonej chuście pod szyją Juhaniego. Była zawiązana dokładnie tak, jak zrobiłaby to cioteczka Astrid. Z trudem przełknął ślinę.

— Co, nie chcesz się przytulić?

Wahał się jeszcze przez chwilę, zanim wreszcie delikatnie ścisnął ramię Jensa. Lewą ręką poklepał Juhaniego po plecach.

Słowa wydawały się puste, nic nieznaczące, wręcz nie na miejscu.

— Gdybyś nas potrzebował, snuppen — powiedział kuzyn, wskazując kciukiem na ich małą grupkę; kąciki jego ust delikatnie drżały, a Kristoff mimo wszystko ucieszył się, że jednak się odezwał. Cisza wydawała się jeszcze gorsza niż wszystkie niewłaściwe słowa — wiesz, gdzie nas szukać.

Ich adwokat („Jesper Viktorsson Garnes, z wyboru”) wślizgnął się na salę gdzieś pomiędzy jednym mrugnięciem a drugim – a ona mrugała teraz zupełnie na opak, częściej zamykając oczy niż je otwierając; były ciężkie od kokainy – więc ledwo go zauważyła.

Nawet, gdyby nie była tak senna, gdyby ograniczyła się wyłącznie do laudanum, łatwo dałoby się go przeoczyć – raczej niski niż średniego wzrostu i niepozorny, zniknął zupełnie, kiedy miejsca obok niego zapełniły proste kąty zaciśniętych szczęk i szerokich barków.

Numer 7, numer 10.

Mogłaby się domyślić, że są wydobywcami lodu, bo nawet w bunadach wyglądali, jakby sami byli wyciosani z wielkich lodowych bloków – Havik, Jens; Setälä, Juhani – ale nigdy nie przyszłoby jej do głowy, że coś z wyjątkiem zawodu może łączyć ich z Bjorgmanem.

Dlaczego liczby miały twarze?

Elsa pospiesznie odwróciła głowę w stronę sędziowskiego stołu na podwyższeniu. Szyja nieprzyjemnie się napięła na granicy skurczu, prawie-boleśnie. Odruchowo potarła zgięcie łokcia, gdzie w miejscu wkłucia zaczynał tworzyć się siniak. Ból nabierał tępego, kościstego posmaku. Powinna go jeszcze w ogóle odczuwać?

— Juhani Tuomasson Setälä — sędzia wypowiedział to nazwisko jak obelgę. Słońce odbijało się w jego monoklu, guziki i łańcuszki zegarków kołyszące się na klapach marynarek ławników rzucały zajączki na stół, który przypominał górę złota, ogromny i lśniący.

Elsa zacisnęła dłonie na kartce przed sobą. 10. Setälä, Juhani Tuomanpoika,  T u o m a n p o i k a ,  czemu… Pióro protokolanta zaczęło skrobać papier.

Mężczyzna wstał, przytłaczająco wysoki, żeby przyjrzeć się jego profilowi, musiała się wyprostować i zadrzeć głowę.

— Tuomanpoika.

Pociągła twarz, garbaty nos, wydatne kości policzkowe. Anna mówiła, że on i Bjorgman są braćmi ciotecznymi – nie, niedorzeczność, zwyczajnymi kuzynami – ale, jeśli nie liczyć wzrostu, ona nie potrafiła dopatrzeć się między nimi żadnego podobieństwa.

— Słucham?

Gdyby spotkała go samego, w życiu by się nie domyśliła. Widziała coś tylko w kształcie… w ciężkości brwi albo w udającym powagę sposobie, w jaki je teraz uniósł – może?

— Juhani  T u o m a n p o i k a  Setälä — skorygował, ale tym razem pióro już się nie poruszyło.

— Urodzony?

— Tak.

Przez salę przebiegł szum. Kartka, którą trzymała, zaczęła przemakać, a Elsa nie była pewna, czy od potu, czy lodu. Przeniosła dłonie na kolana, a po chwili zastanowienia, która pokryła je mroźnym ściegiem – na krawędzie siedziska krzesła. Uznała, że siedzi stanowczo zbyt blisko prokuratora, gdyby odrobinę uniosła łokieć, dotknęłaby obfitej klapy jego marynarki.

— Jeśli pojawią się oznaki zamieszania, sala zostanie opróżniona — zagrzmiał oficjel, którego nie była w stanie dostrzec, ludzie umilkli, a ona straciła możliwość na odsunięcie się bez wzbudzania zbędnego zainteresowania.

Sędzia pochylił się odrobinę do przodu, westchnął. Monokl się przesunął, pozostawiając siny odcisk tuż pod łukiem brwiowym.

— Czy oskarżony zechce odpowiedzieć na pytanie?

Setälä również westchnął.

— Dwudziestego trzeciego marca trzydziestego dziewiątego w Wiosce Wydobywców.

— Gdzie pan obecnie mieszka?

— W Wiosce Wydobywców.

— Czym się pan zajmuje?

— Wydobywaniem lodu? — Tym razem jego ton zabrzmiał jak przewrócenie oczami. Elsa poczuła, że mrowią ją policzki, jak po uderzeniu. Musiał na nią patrzeć – ale nie, nie on, ten drugi, bezczelnie swobodnie wychylający się zza pleców Setäli.

— Jens Ivarsson Havik — podpowiedział jej sędzia.

Jego pamiętała jak przez mgłę – zwalista sylwetka, przez którą miała wrażenie, że jest wyższy – w krótkiej chwili, kiedy Setälä już usiadł, a on nie zdążył jeszcze wstać, górował nad nim kilka tommer.

— Kiedy i gdzie się pan urodził?

— Pierwszego kwietnia czterdziestego piątego, też w Wiosce Wydobywców.

— Gdzie pan obecnie mieszka?

— Tak jak kolega, w Wiosce Wydobywców.

— Czym się pan zajmuje?

— Sądziłem, że to się rozumie samo przez się — odparł Havik. Milczał przez pełną napięcia sekundę, podczas której palce sędziego drżały na trzonku młotka, zanim dodał: — Tak jak kolega, wydobywaniem lodu… — z trzykropkiem, w którym wyraźnie kryło się coś, czego zdecydował się nie mówić.

Jego włosy były tak ciemnobrązowe, że ich kolor ocierał się o czerń, stalowe oczy wydawały się tylko odrobinę bledsze od skóry. Rozciągnięte w krzywym uśmiechu wąskie usta kojarzyły jej się z pękniętym szwem. Elsa się wzdrygnęła.

— Dziękuję, proszę usiąść.

Z miejsca obok niej uniósł się żylasty mężczyzna z wąsami lśniącymi od pomady. Rozmawiali już, w lipcu tłumaczył jej konsekwencje udziału strażników w Tej Sprawie, próbował ją ośmielić zaraz po wejściu do sądu, a ona znała jego nazwisko, była tego pewna, ale nie potrafiła odnaleźć go w pamięci, więc milczała. To znów było coś geograficznego, jakiś -dal albo -berg, przyjemnie się kojarzyło i gdyby tylko wierzyła w coś takiego jak dobre wróżby…

— Udzielam głosu prokuratorowi Kristianowi Henrikssenowi Gresethowi.

A więc Greseth.

— Wysoki Sądzie — wstał i podniósł wyłącznie notatki – nie głos, a Elsa pomyślała, że cicha intensywność jego tonu jest w jakiś sposób o wiele bardziej przerażająca. — Oskarżam Juhaniego Tuomassona Setälę i Jensa Ivarssona Havika — ciągnął, a ona poczuła nagły, kłujący ból, jakby każdy jej włos zmienił się w ostry nóż — o to, że w nocy z ósmego na dziewiątego lipca tysiąc osiemset sześćdziesiątego ósmego roku dopuścili się podżegania i próby zabójstwa…

Potrząsnęła głową – kolejne cięcie – i zaczęła wpatrywać się w blat sędziowskiego stołu. Przez środek biegło pęknięcie, spod warstwy lakieru wyglądało blade, stare drewno. Z jakiego drzewa mogło pochodzić? Jakie w ogóle znała? Akacja, akebia… – AH! AH! AH! AH! – noże utkwiły też za oczami. Czuła, jak przebijają powieki, kiedy próbuje je zacisnąć.

Potarła je jeszcze raz, koncentrując się na nowej fali bólu.

Miała wrażenie, że prokurator mówi gdzieś ponad jej głową – nie z wysokości kilku stóp, raczej kilku tysięcy. Nie była w stanie skupić się na dokładnej treści aktu oskarżenia. Nie mogła tego słuchać.

W pewnym momencie wykonał zamaszysty gest dłonią, klapy marynarki zatrzepotały, a do niej dotarł gryzący zapach jego wody kolońskiej. Był tak intensywny, jakby prokurator się w niej wykąpał. Do gardła podeszła jej żółć.

Dobrze wiedziała, kto jest prawdziwym winowajcą, nie potrzebowała, żeby powiedział jej o tym jakiś Greseth. 

Winna — pulsowały opuszki palców. Winna — dudniło pod obcasami butów. Winna — obrysowywało szronem brzegi kartki. Winna — świerzbiła zła ręka, którą ktoś powinien był jej odrąbać, bo mróz może i wygrywał z bronią palną, ale nie miałby szans z siekierą.

Winna.

Miała tego świadomość.

Była winna już od dnia, w którym się urodziła.

_______________ 

Bulsi (płn.-lap.) – zaokrąglony pęczniejący lód.


Proces jednak nie będzie jednym rozdziałem ze względów głównie objętościowych – ale też trochę dlatego, żebym mogła chociaż minimalnie postopniować napięcie. Swoją drogą, to chyba pierwszy rozdział, w których POV Hansa miesza się z POV-em innych głównych bohaterów :D

A jeśli chodzi o imię odojcowskie Juhaniego – on, z racji pochodzenia ojca, używa fińskiej wersji: dopełniacz + -poika, więc używanie przez sędziego norweskiej końcówki -son jest w stosunku do niego dość lekceważące.

8 komentarzy

  1. Cześć!

    Wróciłam! Rany, nie wiedziałam, że mam aż tyle do nadrobienia. Rodzice i szkoła bardzo dały mi ostatnio w kość. Nie jestem w stanie z niczym nadążyć. Ale już jestem i biorę się do pracy!

    Czy to tylko moje wrażenie, czy też Jens bardzo próbuje rozproszyć swoją własną uwagę biustem królowej? Czy w żartach, czy też zupełnie na poważnie mam poczucie, że silnie chce ośmieszyć sytuację. Być może go to bawi, a być może jest przerażony. Może jedno i drugie? Humor ma zdecydowanie bardzo brudny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co do Elsy, bardzo mi jej żal. Jest królową, a wygląda na to, że wszystko dzieje się za jej plecami i bez jej wiedzy. Również w temacie tak ważnej przecież rozprawy. Nie miała nawet pojęcia, że nie było procesu dla strażników. Ale też, co to za niesprawiedliwość! Dlaczego strażników załatwiono "po cichu", a w sprawie wydobywców trzeba robić huczny proces i wyciągać do niego prowodyrów? Straszne! Czuję, że to wszystko jest wycelowane w Kristoffa. Może celem podburzenia go? Zrobienia mu na złość? Tak, żeby olał swoich bliskich, albo wręcz przeciwnie - dobił się do furii. Tak czy siak, żeby dał pretekst na odsunięcie go od Anny. NIE! Proszę zostawić Kristannę, nie udzielam na to zgody!

      Och Hans... to ty. Ale mam parę komplementów w jego kierunku! Podoba mi się to w jak naturalistyczny sposób opisuje Elsę. Podchodzi do niej jak do człowieka, z krwi i kości. Bez zbędnego rozwodzenia się dookoła jej magii i nad symboliką jej istnienia. Po prostu, jak do osoby żywej, którą jest. Teraz na sali, niemal odarta z absolutnie wszystkiego zdaje mi się być znacznie bardziej krucha niż dotychczas. Hansowi też. Czuję wystudiowany chłód w jego zachowaniu, ale jednak wymieszany ze zdziwieniem i pewnego rodzaju refleksją? Niemal jakby był rozczarowany tym, że Elsa nie jest nie wiadomo jak niezwykła, ale przy tym też jakby po prostu było mu jej żal.

      Usuń
    2. Moje pierwsze skojarzenie ze słowami Jespera "To co, gotowi?" skojarzyło mi się z Bobem Budowniczym i jego słynnym "Czy damy radę?". Ha ha ha, wierzę, że dadzą! Bardzo mnie interesuje dokąd cały ten proces prowadzi! Czy to normalne, że czuję aż tak duży stres? Biedne chłopaki! Swoją drogą dostrzegam w nich rodzaj smutku, bardzo mi ich żal.

      Och... OCH! Panowie z Wioski Wydobywców wyglądają jakby sami byli ociosani z wielkich bloków lodu! Jak tutaj nie topnieć na widok takich mężczyzn! Czy już wspominałam, że chyba jestem wielką fanką chłopomanii, a tych panów w szczególności? Jeszcze do tego Kristoff na trybunach! Czego mogłabym chcieć więcej! Tymbardziej bardzo się denerwuję tym jak potoczy się ten proces. Bardzo dobrze budujesz napięcie, aż się trzęsę na myśl o tym, co będzie działo sie dalej!

      Usuń
    3. Ha ha ha! O jejku, przepraszam, nie potrafię się powstrzymać! "-Urodzony? -Tak.". Czuję, że znalazłam ulubiony fragment z tego rozdziału. Żywo mnie to rozbawiło, choć z drugiej strony domyślam się, że powiedział to z czystego stresu i wówczas nie jest mi już tak do śmiechu.

      Mam takie uczucie jakby obaj chłopcy byli zestresowani, ale Juhaniego stres zjada, a Jens zdaje się próbować to ośmieszyć, żeby w jakikolwiek sposób móc sobie z tym poradzić. Tak jak już mówiłam, strasznie im współczuję!

      Swoją drogą, czy mogę się zatrzymać i powiedzieć - jakże Jens musi być przystojny wnosząc po twoim opisie! Idealnie pasuje mi urodą do mrocznego klimatu Północy.

      Usuń
    4. Bardzo współczuję Elsie. Kiedy czytam jej perspektywę, czuję, jakby to wszystko ją przytłaczało do tego stopnia, że mogłaby się pod tym złamać. Wydaje mi się w zupełności otumaniona przez substancje, które zażywa. Może też one sprawiają, że wszystkie jej lęki staja się jeszcze większe. Nie znam się na tym, ale może opioidy mają i taki na nią wpływ.

      Do tego jeszcze ten Głos, który nie daje jej biednej żyć.

      Nie jest winna. To nie jej wina, że magia i klątwa dotknęły właśnie ją.

      Usuń
    5. Super, że wyjaśniłaś na koniec kwintesencję imienia Juhaniego i zestawienia z jego nazwiskiem/przydomkiem (?). To dużo naświetla i od razu wszystko zyskuje sens dla takiego laika jak ja.

      Jeśli chodzi o stopniowanie napięcia - jestem absolutnie na tak! Czekanie na kolejne rozdziały jest co prawda jak tortura, ale lubię trzymanie czytelnika w napięciu. To jest to!

      Podsumowując, fantastyczny rozdział! Trzymam kciuki za chłopaków, choć odnoszę wrażenie, że robi się coraz bardziej niebezpiecznie. Mam nadzieję, że jednak to oni stoją po wygranej stronie.

      Usuń
    6. Pozdrawiam,
      Anonimek! :)

      Usuń
    7. No to teraz prawie-spóźnione (ale jeszcze nie!) – Wesołych Świąt! Mam nadzieję, że przynajmniej w tej przerwie świątecznej trochę odpoczywasz :D
      Prawdę mówiąc, nie wiedziałam, że aż tyle czasu minęło od czasu napisania twoich komentarzy, byłam pewna, że dodałaś je dużo później, ale jakoś dopiero teraz znalazłam chwilę, żeby na nie odpowiedzieć – bo o rany, tylu na raz chyba jeszcze nie miałam :D Więc do rzeczy
      (uwaga, będzie chaos)

      Totalnie, Jens jest chyba jeszcze bardziej zestresowany niż Juhani i to jest jego mechanizm radzenia sobie ze stresem – chociaż on i na co dzień ma dość niewybredne żarty
      A a propos żartów, do tego trochę sprowadza się rola Elsy :| W sensie, stoją nad nią wpływowi mężczyźni z dużo większym doświadczeniem i obyciem, którym bardzo na rękę jest to, że jest królową głównie na papierze. I oczywiście ona sobie niezbyt dobrze radzi nawet z tym, ale chciałam też pokazać, jak bardzo się z nią nie liczą – co raczej nie ma wiele wspólnego z jej faktycznymi kompetencjami, nawet gdyby była lepiej przygotowana do pełnienia obowiązków królowej i gdyby odjąć jej wszystkie psychiczne zawirowania, wciąż byłaby tylko młodą niezamężną dziewczyną

      Podoba mi się określenie „wystudiowany chłód” w odniesieniu do Hansa <333
      Niezależnie od tego, jaki jest jego prywatny stosunek do Elsy, na pewno jest w niej coś, co go fascynuje, trochę jak dzieło sztuki, ale też trochę jak źródło Schadenfreude

      Onieeeee, teraz widzę Jespera w żółtym kasku i ogrodniczkach XDDDDDDDD
      (i szczerze mnie to bawi)

      Hihi, chłopomania wpasowuje się nawet w czas akcji, więc prawie na pewno pozwolę sobie na użycie tego terminu, zwłaszcza, że możemy przyjąć, że Anna kanonicznie wręcz przejawia pewne ciągoty w tym kierunku? Osobiście zresztą też podpisuję się pod tym, co napisałaś ♥

      Z „urodzonym” sama nie jestem pewna, w sensie – ja jestem skrzywiona i mnie to bawi, ten dialog z zamierzenia miał być humorystyczny – i z jednej strony pasowałaby mi do Juhaniego taka zupełnie nieironiczna odpowiedź, ale biorąc pod uwagę okoliczności, też raczej przychylam się do wersji, że była bardziej odruchowa i podyktowana stresem
      (I owszem, Jens to błazen, ale jaki ładny)
      Mam wrażenie, że na obecnym etapie zdziczenia mocy Elsy, nawet środki o działaniu wyłącznie uspokajającym, bez żadnych efektów ubocznych, by ją podsycały :C

      I jeju, cieszę się, że trochę napięcia jednak się pojawiło, bo dramaty sądowe są chyba kolejną pozycją na liście rzeczy, w pisaniu których czuję się totalnie niepewnie D:

      Usuń