Ariana dla WS | Blogger | X X X
Fagra, grýttur land, heimr Árnadalr
piękna, kamienna ziemia, dom Arendelle.

9.7.23

Rozdział 79. Ostatnie godziny

[tu będzie ilustracja]
_______________

LORD PETERSSEN POPLAMIŁ JEJ DŁOŃ KRWIĄ, kiedy schylił się, żeby ucałować ją na pożegnanie.

— Wybacz, pusling — wymamrotał, niezdarnie przesuwając kciukiem po jej kłykciach, jakby w ten sposób mógł pozbyć się plamy, a później z westchnieniem cofnął rękę i uniósł ją do nosa.

Anna czuła, jak ciepła smuga wędruje po skórze. Materiał rękawiczki stał się jakby odrobinę bardziej czarny i zaczął nieprzyjemnie lepić się do kostek.

— Czy doktor Foss nie powinien tego obejrzeć? — szepnęła, mrużąc oczy. Przenikliwy wiatr wiał jej prosto w twarz, ale to nie z jego powodu zadrżała.

Tak naprawdę chciała zapytać o proces, ale podejrzewała, że nie dostanie odpowiedzi, na jaką liczyła. O tym, co najważniejsze, i tak wszyscy już mówili: uniewinnieni.

Więc zmilczała – z tego samego powodu nie odzywała się już do Todderuda, Kaia i kapitana Madsena, bo jeśli oni nie zamierzali nic mówić, to ona też nie. Postanowiła nie dawać im satysfakcji rozmowy – ponieważ rozmowy były satysfakcjonujące. Przynajmniej zdaniem Anny.

— Doktor Foss ma teraz zgoła inne sprawy na głowie, prawda? — odparł lord Peterssen, mrugając do niej znad fularu w rzuciki, którym próbował zetrzeć krew.

Chodziło mu o nią czy o Elsę? Wciąż nigdzie nie widziała siostry. Więc może jednak o nią? Ale Annie przecież nic się nie stało, nabiła sobie tylko kilka nowych siniaków, wielkiemico. Doktor sam przyznał jej rację, kiedy powiedziała, że przecież zaraz jedzie do  B a d e n ,  a gdzie niby miałaby się lepiej poczuć niż tam – a może był po prostu zbyt zajęty warzeniem jakichś nowych podejrzanych tynktur dla Elsy, bo nalegał tylko, żeby przynajmniej do jej powrotu postarała się nie wstawać.

— Co się panu właściwie stało? — Starała się nie dotykać sukni, sięgając po chusteczkę. Podała mu ją w dwóch palcach. Były zgrabiałe i sztywne, zupełnie, jakby niepokój tkwił w każdym mięśniu. — Proszę!

Dopiero kiedy lord Peterssen przyłożył ją do nosa, zauważyła, że jest spuchnięty – ale raczej nie złamany? Zawsze był garbaty. I chyba nie krwawił zbyt mocno, materiał nie wydawał się przesiąkać – chociaż, z drugiej strony, brzeg fularu nabrał osobliwego połysku, a jej chusteczka była czarna. W rogu połyskiwały tylko krzywe srebrne inicjały.

— Ach, cóż… — Machnął wolną ręką i wyraźnie zwlekał z odpowiedzią. — Czyż on nie jest wybuchowym młodym człowiekiem?

Odpowiedział mu turkot kół powozu i chrupanie liści kruszących się pod końskimi kopytami. Nie było mrozu, liście powinny tylko szeleścić…

Anna odruchowo zapięła guzik pod szyją i poprawiła kaptur wełnianego płaszcza, który nagle wydał się cienki jak letni pudermantel. Nie była w stanie kiwnąć głową, ale starała się mrugnąć jak najbardziej potakująco.

Nie podejrzewałaby Go o taką brutalność – ale znowu, o wyrachowanie też nie podejrzewała.

Łamanie nosów, łamanie serc, co za różnica. Mimo wszystko to by do Niego pasowało.

Anna zatrzasnęła książkę, kiedy pan Lorry po raz piąty „współczującym spojrzeniem objął złociste loki”* panny Manette. Nie mogła się skupić. Odgarnęła pasmo własnych włosów za ucho z ponurym przekonaniem, że zaraz osiwieje. Gdzie się podziewała Elsa?

Jej rzeczy też już spakowano, musiała nawet zaglądać do powozowni, bo zdążyła już wyciągnąć książkę, która rdzawą plamą odcinała się w rogu fioletowej kanapki – i coś, co mogło być jednocześnie etui na okulary, jak i pojemnikiem na sole trzeźwiące.

Wychyliła się przez okno, obrzuciła spojrzeniem woźnicę nabijającego fajkę i konie z łbami zanurzonymi w torbami z obrokiem, cofnęła w głąb powozu i z westchnieniem oparła nogi o puste siedzenie naprzeciwko.

Machała stopami i stukała o siebie czubkami butów, starając się dopasować do siebie blade haftowane przy linii guzików liście, jedyny kolorowy element w żałobnym stroju. Ledwo wystawały spod czarnych getrów. Na kolanach położyła czarny kapelusz, splotła dłonie w czarnych rękawiczkach na pozbawionej kolorów okładce Opowieści o dwóch miastach.

Wszystko w niej było teraz ponure. Przez nadgarstek ciągnął się czerwony ścieg zadrapania na granatowej łacie siniaka. Nieświadomie pogładziła go kciukiem, zastanawiając się, czy myśląc o Nim jest jeszcze w stanie poczuć cokolwiek innego niż zimno.

Jedziesz teraz do Niemiec. Oparła skroń o szybę. To bardzo daleko stąd — przypomniała sobie, żeby się nie rozpłakać, bo Dickens miał chyba rację, ten czas był jednocześnie najlepszy i najgorszy.

Może powinna jednak była zacząć od czytania Snu księcia.

— Och, jesteś już — zdziwiła się Elsa, stając w drzwiczkach powozu. W ciemnozielonym płaszczu idealnie wpisywała się w ponury jesienny krajobraz dziedzińca za jej plecami. Rozpięła guziki, sukienka pod spodem była niebieska w turkusowe i wrzosowe prążki. Wyglądała w niej jak blade, przebrzmiałe wspomnienie wiosny.

Opadła ciężko na miejsce naprzeciwko. Spod spódnicy wychynął koronkowy brzeg białej halki, a fałdy materiał zaszeleściły, kiedy wyciągnęła spomiędzy nich buteleczkę z bromkiem potasu albo bromkiem sodu – jej leków było ostatnio tyle, że Annie zaczynały się mieszać.

— A nie powinnaś…? — zaczęła niepewnie. Wiedziała tylko, że środki uspokajające powinno się rozpuścić w wodzie, ale siostra najwyraźniej nie zamierzała zawracać sobie tym głowy, bo po prostu wsypała proszek pod język i westchnęła.

— Pozwolisz? — Anna puściła frędzel, którym się bawiła, kiedy siostra sięgnęła do zasłony, i chociaż ona też miała rękawiczki, Annie wydało jej się, że jej palce są lodowate.

Elsa szarpnęła za materiał, odcinając je od widoku szarego nieba za oknem, i przymknęła oczy.

Frędzle jeszcze przez chwilę się kołysały, stukając w szybę, a później Anna usłyszała trzask bicza i rżenie konia. Powóz ruszył, pokonał błotnisty dziedziniec, minął bramę i wjechał na kostkę brukową, a wtedy jego wnętrze wypełniło się dźwiękami: świstem wiatru, stukotem kopyt i odległym, urywanym znienacka szumem rozmów.

— Myślisz, że umiałabyś zrobić zastrzyk? — zapytała nagle Elsa. — Doktor Foss przepisał mi kokainę.

Anna otworzyła szeroko oczy.

— Czekaj, co?

Już na samą myśl o igłach robiło jej się słabo, nie wspominając już o ich oglądaniu.

— Żartuję tylko. — To było chyba jeszcze bardziej przerażające, zwłaszcza, że ściągnięte rysy siostry przeczyły jej beztroskiemu tonowi. — Mam słabe żyły, ale może sama dam radę.

Anna spojrzała na nią jak na wariatkę i szczelniej opatuliła się połami płaszcza, którego wciąż nie zdjęła, jakby mógł ochronić ją przed chłodem, który krył się gdzieś głęboko pod powierzchnią.

— Wybacz, ja tylko…  chyba chciałam cię rozbawić. — Elsa wzruszyła ramionami, nagle smutna, jakby dotarło do niej, że ze swoim poczuciem humoru jest skazana na niezrozumienie.

Spuściła wzrok na kolana i strzepnęła niewidzialny pyłek ze spódnicy. O guzik przy mankiecie zahaczył się srebrny łańcuszek zakładki. Kiedy opuściła rękę, książka wylądowała na podłodze, ale ona nie wykonała najmniejszego ruchu, który wskazywałby na to, że ma zamiar ją podnieść. Może nie zauważyła.

— Przecież na miejscu czekają całe zastępy lekarzy, którzy będą się tym zajmować.

— No tak — zgodziła się głucho Anna, próbując nie zastanawiać się, czy mówiąc o „tym”, mogła mieć na myśli swoją moc, czy raczej głos, którym do niej wołała.

Powoli wypuściła powietrze i wychyliła się ze swojego miejsca, żeby sięgnąć po książkę. Uniosła brwi na Sonet LXXIII, na którym się otworzyła (czyli na  k t ó r y m  właściwie?), i tylko przewróciła oczami na wypadek, gdyby Elsa ją obserwowała. Mówiła, że aby szlifować francuski, zabiera na podróż Verne’a, do którego przymierzała się od czterech lat. Zołza.

 

Oto już jesień i pora umierać,

pożółkłe liście wiatr strąca i miecie,

drżące gałęzie do naga obdziera,

chór, gdzie sto ptaków modliło się w lecie**.

 

Ostrożnie odłożyła książkę na miejsce obok siostry. Powóz delikatnie przechylił się w lewo, a za oknem Anna dostrzegła wieżę zegarową na Klokkegata. Wskazówka minutowa powoli przesunęła się w stronę dwunastki; chyba dochodziła piąta.

Miała wrażenie, że z wybiciem każdej kolejnej godziny odległość między nią a Kristoffem się zwiększa, chociaż nie wyjechała jeszcze nawet poza Nyhavn.

Policzyła w myślach do dziesięciu, zanim odważyła się spytać:

— Rozmawiałaś z nim?

Elsa gwałtownie otworzyła oczy.

— Och, ja… cóż, nie nazwałabym tego rozmową. Zamieniliśmy dosłownie kilka słów.

— O czym rozmawialiście? — nie ustępowała Anna.

— O… literaturze.

— Czekaj… co? Z  K r i s t o f f e m ?

— Co? — zapytała tym razem Elsa. Spojrzenie, które jej posłała, było zaskakująco podejrzliwe. — Z Bjorgmanem?

Jakby w Arendelle istniał jeszcze jakiś inny Kristoff.

— Och, sądziłam, że pytałaś… myślałam, że…

— Nie — ucięła kategorycznie Anna, która nigdy w życiu nie zapytałaby, co u Niego.

Co więcej, nie rozumiała, jak  E l s a  mogła z nim po tym wszystkim rozmawiać. Nie rozumiała już tego, jak w ogóle udało jej się wytrzymać całą rozprawę w tym samym pomieszczeniu, co on. W tym samym budynku – w tym samym mieście!

Nie umiała sobie tego wyobrazić; ofiara obserwująca swojego upadłego kata.

— Powiedział, że ten proces jest jak żywcem wyjęty z Dumasa.

W kąciku Elsy było coś niepokojącego – jeszcze nie uśmiech, ale…

— Z Duma… — zachłysnęła się Anna. — Du… du… py! — wybuchnęła, agresywnie szarpiąc zasłonę w swoją stronę. Postanowiła, że okno będzie jednak odsłonięte; i tak niewiele widziała przez zbierające się w kącikach oczu łzy.

Elsa nawet nie zaprotestowała, dziwnie potulna, co speszyło ją bardziej niż nagana, której się spodziewała. Wygładziła rozkołysane frędzle i wstała, żeby odrobinę uchylić okno, chociaż nawet bez wdzierającego się do środka wiatru cała już się trzęsła.

Kiedy tuż przed nosem przeleciała jej tłusta, ospała mucha, Anna z obrzydzeniem się cofnęła.

— A jak wyglądał? — zapytała cicho.

— Bjorgman? — upewniła się Elsa, zanim nieznacznie wzruszyła ramionami. — Jak to Bjorgman.

— Elsa!

— Cóż, on… uczesał się chyba? — zaryzykowała, widząc, że Anna nie zamierza się poddać.

— No ale jaką miał koszulę?! — jęknęła.

— Ee, zwyczajną, białą…?

— O… och. — Z Anny jakby uszło całe powietrze. Splotła palce, wbijając paznokcie w kłykcie i patrzyła tylko, jak bieleją. Zwycięstwo w sprawie zasłony przestało mieć jakiekolwiek znaczenie. Kiedy Elsa pytająco wyciągnęła w jej stronę rękę, nie miała nawet siły się kłócić.

Czyli jednak ją znienawidził.

Może nie czytał gazety, próbowała się pocieszyć. A może czytał, pomyślała zaraz, ale wyglądała na tym zdjęciu dokładnie tak, jak się obawiała, jak stateczna matrona – a nie eterycznie, jak planowała i jak zapewniała ją Øydis – i może miał jej najzwyczajniej w świecie dość, bo nie zależało mu na niej tak, jak jej na nim.

Wydawało jej się, że już wie, czym jest pragnienie, ale z życzliwością spotykała się na tyle rzadko, że mogła chyba niechcący pomylić ją z miłością?

Za szybą lśnił fiord. Gdyby zerknęła w okno po drugiej stronie, pewnie zobaczyłaby brązowe szczyty gór, które staną się śnieżnobiałe i zleją ze sobą w jeden spójny kształt na horyzoncie, zanim wróci do Arendelle. Może nawet zdążą się znów zazielenić.

Poczuła, jak coś paskudnego chwyta ją za serce.

Planowała, w zależności od nastawiania siostry, poinformować ją, zapytać albo błagać o zaglądanie do każdej poste restante, którą miną, od Arendelle aż po Badenię-Wirtembergię, ale Kristoff nie włożył koszuli od niej. Czy w takim razie mogła spodziewać się jakiegokolwiek listu?

Mucha bzyknęła, a Elsa aż podskoczyła. Kilka kosmyków wymknęło się z jej koka, a ona odrzuciła głowę do tyłu, próbując się ich pozbyć jak natrętnego owada.

Mogłaby zatknąć je za ucho albo użyć swojej magii. Wyglądała, jakby przeszło jej to przez myśl, ale z jakiegoś powodu zrobienie tego wydawało się nieosiągalne.

— Może powiesz mi lepiej, dlaczego nikt nie dostarczył mi dziś rano gazety? — zmieniła temat.

— Nie mam pojęcia — odparła Anna, bo to było wyjątkowo wygodnie źle sformułowane pytanie. Wiedziała,  c o  dokładnie mogło znajdować się w porannych wydaniach dzienników, ale nie mogła przecież być pewna, że to właśnie  d l a t e g o  Kai uznał, że lepiej, żeby ich nie czytała. Widziała, jak zatrzymał na schodach jej lokaja.

— A wiesz może, dlaczego zastępca kapitana prawie został zdegradowany?

— P-pan Ådal? — bąknęła Anna. — Przecież on jest taki…

— Spolegliwy?

— Nie jestem pewna, czy dobrze używasz tego słowa…

— Anno!

Elsa oparła oparła głowę o zagłówek, jakby podniesienie głosu zupełnie ją wykończyło, i zamknęła oczy. Cienie pod nimi były tak wielkie, że przypominały dwa księżyce w pełni.

Anna miała ochotę odgarnąć jej włosy z czoła. Miała ochotę położyć jej głowę na kolanach i zacząć płakać. Miała ochotę zastukać w bok powozu i nakazać woźnicy się zatrzymać. Miała ochotę wybebeszyć swój kufer podróżny w poszukiwaniu papieru, a później pisać do Kristoffa list za listem, wysyłać po jednym na każdą przebytą milę, aż jej wybaczy.

Wsunęła dłonie pod uda i pogrzebała je w fałdach spódnicy, żeby powstrzymać się od robienia czegokolwiek.

— Nie jestem głupia — powiedziała wreszcie do muchy wspinającej się mozolnie po szybie, bo patrzenie na siostrę stało się zbyt trudne. — Przecież wiem, dlaczego z tobą jadę – tak przede wszystkim.

Najłatwiej byłoby się dąsać i wściekać na Elsę, ale nic z tego nie było jej winą – tylko że nie bardzo wiedziała, na kogo w takim razie powinna się dąsać i wściekać, a to niczego nie ułatwiało. Uznała, że wobec tego przynajmniej spróbuje unikać jej wzroku.

— I to nie tak, że ja  n i e  c h c ę  jechać do Baden – rozumiesz? – tylko… ja… dużo sobie ostatnio myślałam. To znaczy – no, może nie jakoś strasznie dużo – ale o tym generale. I, no, równie dobrze mogłabym wyjść za tego całego von-cośtam, pamiętasz, z twojej koronacji… jest równie stary, a przynajmniej umie tańczyć.

Elsa się nie zaśmiała.

— Wiesz, gdybym miała jakąś listę – nie, że mam, oczywiście – mężczyzn, za których mogłabym wyjść za mąż, on byłby… nawet nie na samym dole tej listy – byłby tak nisko, że papier dawno by się skończył, a jego nazwisko byłoby napisane na blacie biurka. Albo jeszcze niżej, już na szufladzie.

Elsa nie odpowiedziała.

— Więc. — Anna uniosła podbródek. Ten gest miał w sobie o wiele więcej pewności niż ona sama. — To będzie Kristoff albo żaden.

Elsa spała.

_______________

* Charles Dickens – Opowieść o dwóch miastach (przeł. Zofia Popławska).

** William Shakespeare – Sonet 73 (przeł. Jerzy Sito).


Bromki sodu i potasu miały właściwości uspokajające i przeciwlękowe, w XIX wieku najczęściej stosowane były w kapsułkach lub w postaci roztworu z wodą. Kokainę, również w formie dożylnej, stosowano jako środek znieczulający i lek przeciwbólowy, na przykład na migrenę.

A opowiadanie The Prince's Dream Jean Ingelow to tak naprawdę bajka filozoficzna, ale sam tytuł brzmi jak coś, co Anna koniecznie chciałby przeczytać :D

9 komentarzy

  1. Cześć!

    Widzę, że zaczynamy, bez kozery, od lorda Peterssena. Ciekawe jak czuje się kiedy to wszystkie jego plany związane z procesem legły w gruzach... ach, ile bym dała, żeby zobaczyć jego minę kiedy to opuszczał salę sądową.

    I na dodatek Peterssen ma złamany nos! A z pewnością mocno obity. Strasznie ciekawi mnie co też takiego mu się właściwie stało... hm... "Wybuchowy młody człowiek".. nie brzmi mi to na Hansa, choć z wypowiedzi Anny jasno odczytuję, że tak właśnie mogło być. Niesamowicie wprost ciekawi mnie co też takiego się wydarzyło dokładnie i przede wszystkim - z czyim udziałem Hm.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo współczuję Annie. Zdecydowanie widać, że cień Hansa nadal się za nią wlecze i nie daje jej żyć. Nawet kiedy siedzi w powozie jej myśli zdają się krążyć dookoła niego. Mam nadzieję, że ta podróż pozwoli odpocząć i uciec obu siostrom od tak wielu problemów, które je trapią. Zdaje się, że teraz właśnie znajdą miejsce, w którym będą mogły odpocząć.

      Tutaj widzę dobrną literówkę. W akapicie zaczynającym się od "Opadła ciężko na miejsce naprzeciwko." w kolejnym po wskazanym przeze mnie zdaniu jest "fałdy materiał zaszeleściły". Przypuszczam, że powinno być "fałdy materiału zaszeleściły".

      Usuń
    2. O rany. Mam na myśli O RANY (przepraszam za Caps Lock). Czy Elsa zdaje sobie jeszcze sprawę z tego jak wiele substancji przyjmuje i jak mogą na nią wpływać? Coraz bardziej się o nią martwię!


      I podzielam zdanie Anny! To z tym zastrzykiem wcale nie było śmieszne! Mnie to nie bawi, a szczerze przeraża! Jejku straszne, też bym się przestraszyła!

      Ale też w tym wszystkim niezwykle Elsie współczuję. Musi być jej coraz ciężej, z każdym jednym dniem. A na dodatek wydaje mi się, że leki tez coraz mniej jej pomagają. Mam nadzieję, że nie dojdzie w jej przypadku do pewnego rodzaju szaleństwa! Przy okazji ma doskonałe wyczucie co do sonetów. Niemal idealnie pokrywające się z jej poczuciem humoru.

      Usuń
    3. I Anna myśli o Kristoffie! Tak!

      Och, obawiam się Anno, że w całym Arendelle z pewnością może jeszcze istnieć jakiś Kristoff. Ha ha ha! To było zabawne. Ale do kwestii Kristoffa należyte jest podchodzić jak najbardziej serio, więc pragnę zapytać. Co u Kristoffa? Podzielam punkt widzenia, chciałabym się dowiedzieć co u niego. Jak miałabym się tak zastanowić nad tym, czy zaskakuje mnie to czy Elsa pomyślała w pierwszej chwili o Hansie to odpowiedź brzmi - nie. Po tym jaką interakcję udało im się podjąć na sali rozpraw to w zupełności mnie to nie dziwi. Ale w zupełności rozumiem oburzenie Anny. Kristoff to też pierwsza osoba, o której pomyślałam!

      Usuń
    4. HA HA HA HA HA HA HA HA HA

      Ja naprawdę bardzo Cię przepraszam, Autorko, za użycie tak dużej ilości klawisza Caps Lock. Ale nie potrafiłam sie powstrzymać! Anna powiedziała, cytuję : "DUPA". Brak mi słów co do tego jak bardzo jest to nieprzyzwoite z mojej strony i z pewnością skrajnie niegrzeczne. Ale nie mogłam się powstrzymać od wybuchu śmiechu, niezwykle mnie to rozbawiło i rozchmurzyłaś tym cały trudny dzień jaki dzisiaj miałam! To jeden z moich ulubionych fragmentów chyba całego opowiadania!

      Usuń
    5. Och nie. Jak bardzo zrobiło mi się żal biednej Anny! Myślę, że oczywiście mocno upokorzyła Kristoffa, ale niezwykle przykro mi z jej powodu. Ona nie chciała źle, wręcz przeciwnie. Niezwykle się stara, żeby było jak najlepiej. Widzę to! A los nadal gdzieś staje w tym wszystkim na jej drodze. Mam drobną refleksję. Mianowicie, w tym wszystkim co otacza Kristoffa i Annę. Myślę, że ich relacja jest na razie jeszcze naprawdę na stosunkowo niskim poziomie. Myślę, że jeszcze dużo przed nimi, muszą się "dotrzeć" i może głębiej poznać? Zrozumieć? Kibicuję im z całego serca, to mój ulubiony paring Disneya, a Ty jeszcze tak życiowo i realistycznie ich opisujesz. Coś niesamowicie doskonałego! Nie mam pojęcia dokąd zmierza ich relacja w tym opowiadaniu, ale wierzę, że dostaną jeszcze chwile sam na sam i będą mogli bardzo wiele sobie wyjaśnić, powiedzieć i po prostu spróbować zrozumieć się nawzajem.

      Usuń
    6. Ale wracając juz do sytuacji w powozie. Niezwykle wiele rzeczy opowiada się za zatuszowaniem wizyty Anny w mieście. Co za taktyczne posunięcie, aby nie dostarczyć Elsie gazety. Podoba mi się to! I jeszcze groźba degradacji zastępcy kapitana. Czuję, że szanowny pan kapitan nie był dumny ze swojego przełożonego jak dowiedział sie co takiego zaszło. Ha ha ha.

      Jak bardzo mi przykro z powodu tego jak Anna się czuje. Bardzo chciałabym ją przytulić i powiedzieć jej, że przecież w końcu wszystko na pewno będzie dobrze! Musi być. Prawda? Zdecydowanie żałuję, że akurat w tamtej chwili Elsa usnęła. Co za pech! Biedna Anna!

      Usuń
    7. W tym wszystkim klasycznie już musze wspomnieć, że uwielbiam to, w jaki sposób piszesz Annę! Jest to dla mnie majstersztyk, najlepsza Anna jaką kiedykolwiek czytałam. Zdecydowanie proszę o więcej rozdziałów z jej udziałem.

      Jak zawsze, rozdział fantastyczny!

      Pozdrawiam i życzę dużo weny,

      Anonimek :)

      Usuń
    8. :DDDDDDDDDD
      Nie wiem jeszcze, w którym rozdziale, ale wiem na pewno, w jakich okolicznościach bliżej przyjrzymy się roli Peterssena, więc stay tuned :D

      Masz totalną rację, bardzo dziękuję ogólnie za wypisywanie wszystkich błędów, staram się je poprawiać na bieżąco, ale czasami niektórych po prostu nie widzę po czytaniu tekstu -naście razy :)

      Iii… nic może nie będę mówić w sprawie Baden – chociaż totalnie by się im obu taki odpoczynek przydał…
      Elsa trochę wymyka mi się spod kontroli i popada w kontrolowaną (???) narkomanię – ale hej, są plusy, wyhodowała sobie dzięki temu poczucie humoru :DDD

      Kristoffa był ostatnio delikatny przesyt (chociaż wiem, że nie dla wszystkich! :D), więc trochę celowo wstrzymuję się z dodaniem rozdziału z jego udziałem, chociaż obiecuję, że niedługo będzie, bo mam już pomysł – to nie będzie chyba co prawda jego POV, ale myślę, że będziesz zadowolona ;)

      Hehe, z Anny strony również miało to być jak najbardziej nieprzyzwoite i niegrzeczne, także cała przyjemność po mojej stronie :D Ogólnie bardzo-bardzo nie lubię pomysłu, że któraś z sióstr mogłaby przeklinać, bo tak – aczkolwiek są pewne okoliczności, które to w moich oczach usprawiedliwiają, a poza tym wtedy nawet takie drobne przekleństwo ma wtedy mocny wydźwięk xD
      Ogromnie się cieszę, że cię rozbawiłam – i to aż tak, omg <3333 (to zasługuje na gif

      Hah, w kwestii tej koszuli dla Kristoffa najgorsze jest to, że to chyba nie jest wina żadnego z nich? Anna nie chciała go upokorzyć, chciała dobrze – ale jednak on się tak poczuł, bo jest bardzo dumny
      W święta oglądałam w ramach inspiracji i wczucia się w zimowy klimat Frozen i – poza tym, że oczywiście się z tobą zgadzam, bo też bardzo lubię Kristannę! – to zaczęłam się zastanawiać, co by było, gdyby ich relacja była lepiej zbudowana od samego początku, bo najbardziej lubię chyba sam pomysł na nią, biorąc pod uwagę, jak obeszła się z nią dwójka
      I nie będę kłamać, że wiem już dokładnie, jak ten wątek się zakończy, chociaż mam na niego kilka pomysłów – ale mogę zapewnić, że scena sam na sam w niedalekiej przyszłości będzie miała miejsce (:

      Też mam wrażenie, że zastępca kapitana prawie zarobił przez Annę zwolnienie dyscyplinarne xD

      Awww <333 Anna to taki promyczek, pomijając oczywisty fakt, że pisze mi się ją najłatwiej to stanowi fajną przeciwwagę do pozostałej trójki bohaterów, więc zdecydowanie powinno być jej więcej, żeby można było odreagować bardziej ponure rozdziały

      Dziękuję ślicznie! ♥

      Usuń