Ariana dla WS | Blogger | X X X
Fagra, grýttur land, heimr Árnadalr
piękna, kamienna ziemia, dom Arendelle.

1.10.23

Rozdział 84. Trzeci wagon na lewo

_______________

— IL M'AIME UN PEU, beaucoup, passionnément, à la folie…

Anna naprawdę się zawahała, zanim sięgnęła po ostatnią pralinkę w błękitnym papierku. Akurat te wyglądały, jakby były idealne dla Elsy, no ale cóż, skoro siostra wciąż się do niej nie pofatygowała, jej strata. Zawsze zostawała jej miętowa – uh – i dwie nugatowe – fuj – no i naprawdę ładne pudełko. Mogłaby w nim trzymać choćby i wszystkie te listy miłosne, których zarzekała się, że nie dostaje.

…pas du tout* — powiedziała głośniej, bo miała dość tego, że jej posiłki najczęściej przebiegają w ciszy. To stało się już zwyczajem, ale wcale nie było z tego powodu mniej smutne. — Pas du tout — zapewniła z niezręcznym uśmiechem stojącego pod ścianą konduktora, bo aż podniósł na nią wzrok. Odpowiedział równie niezręcznym skinięciem głową i odwrócił się, żeby przytrzymać drzwi kobiecie w niebieskiej sukni, która zdecydowanie nie była jej siostrą.

Anna zacisnęła usta. Trzy pralinki. Policzyła, jednocześnie na palcach i na głos – un peu, beaucoup, passionnément – i uznała, że przecież papierki to właściwie najlepsza część tej bombonierki, może oddać jej nawet te najładniejsze, po malinowych, kokosowych i karmelowych, i Elsa będzie mogła ułożyć sobie z nich flagi Francji czy innej Rosji, w końcu lubiła geografię.

Wzięła ostatni łyk gorącej – cóż, teraz już zimnej – czekolady (również Elsy – gdzie ona się podziewała?) i z trudem przełknęła zbitą bryłę nugatu. Aż się zakrztusiła, ale to nie powstrzymało jej przed nadgryzieniem miętowej – smakowała mrozem – dopiero wtedy pozwoliła sobie na atak kaszlu.

A więc Kristoff kochał ją namiętnie – albo chociaż prawie. Nie najgorzej.

Zawsze mógłby też szalenie, ale przypomniała sobie o wyliczance dopiero, kiedy zjadła już pierwszą pralinkę.

Przynajmniej nie nienawidził.

— Na moją obronę, śnieg wychodzi mi lepiej.

Elsa poczuła, że powinna się zaśmiać – to w końcu musiał być żart, jakiś nieśmieszny żart, tylko ona tak (nie)potrafiła, z każdym dniem bardziej potwór niż królowa. Spojrzała na swoje dłonie, chciała zerwać z nich rękawiczki, ale one zwyczajnie ześlizgnęły się z palców i jak białe flagi trzepotały w drżących dłoniach – poczuła, że nie może.

— Powinien pan stąd wyjść.

— Ależ! — obruszył się nieznajomy. — To ty wtargnęłaś do mojego przedziału, elskling.

Nie — chciała zaprotestować, ale nie miała żadnego wytłumaczenia, żadnego usprawiedliwienia, a bez nich każde „nie” było bez znaczenia, przypominało omdlałe palce z bezwładnymi stawami. Opuściła dłonie wzdłuż boków, wsunęła je w fałdy spódnicy i pozwoliła, żeby przyjęły na siebie całe dygotanie, żeby jej głos brzmiał stanowczo i królewsko.

— Nie ma pan prawa…

Nieznajomy pokiwał głową i bez słowa pochylił się, żeby podnieść z miejsca naprzeciwko opasłe tomiszcze. Elsa urwała. Jego cisza nie pozwoliła jej mówić dalej.

— Ot, czytadełko — wyjaśnił niefrasobliwie, zdmuchując śnieżynki, które przylgnęły do okładki – mogłaby przysiąc, że niczym się od siebie nie różniły – przekartkował i wyjął spomiędzy stron kwitek, którym zamachał jej pod nosem. 

Zanim znów się odezwał, musiała minąć dłuższa chwila – może, chyba – nie była pewna, bo nie mogła liczyć jej nawet uderzeniami serca; miała wrażenie, że prawie ich nie wyczuwa.

Naja, jedenfalls** — zabrzmiało to odrobinę przepraszająco, jakby przez cały ten czas naprawdę starał się znaleźć odpowiednie tłumaczenie — ten bilet, jak mniemam, daje mi  w s z e l k i e  prawo, żeby tu być. — Wyciągnął kartkę w jej stronę, ale Elsa nie wykonała żadnego gestu, żeby ją przyjąć. To mogło być cokolwiek.  O n  mógł być kimkolwiek. Powinna… — Prawie dwanaście koron za miejsce w pierwszej klasie i zimna kawa! Czy to przypadkiem nie te nędzne jankeskie popłuczyny z Lion Coffee? Cóż, jak to się mówi: jeśli chcesz napić się w Arendelle czegoś porządnego, przywieź to ze sobą…

— Zamawiam arabikę z Old Brown — przerwała mu chłodno, żeby tylko znów nie zgubić głosu, szykując się na to, żeby go podnieść. To było niedorzeczne. Do bladego podłokietnika jego fotela przymarzł spodeczek; stojącą na nim filiżankę pokrywała drobna siateczka pęknięć, w największej szczelinie, tuż przy uszku, zamarzł wrzód czarnej jak odmrożenie kawy.

— Och, jawajska? Mea culpa. — Pozwolił sobie na delikatny uśmiech. — Wobec tego muszę pogratulować ci wyboru, na ciepło i w towarzystwie herbatników powinna być zdatna do picia. — Gestem wskazał Elsie miejsce naprzeciwko. Absurd.

Powinna zawołać… przecież nie kapitana, nie towarzyszyli im żadni strażnicy – Annę? konduktora? straż kolei? może zwyczajnie „pomocy”? Powinna krzyczeć. Powinna szarpnąć za klamkę, zamiast wdawać się z nim w dyskusję. Przywołać lód, który nagle wsiąkł w mięśnie i je unieruchomił.

Próbowała wyobrazić sobie, jak robi to wszystko, ale prawie nie spała, w ustach miała gorzki smak, a zmęczenie tliło się w jej ciele jak zarzewie pożaru. 

— Rok trzydziesty drugi, Wildbad — zaczął obcy, pozornie bez związku. Wszystko zdawało się zupełnie odrealnione. — Do uzdrowiska przyjeżdża śmiertelnie chory mężczyzna. Na łożu śmierci dyktuje list do syna, w którym przyznaje się do popełnionej w młodości zbrodni i ostrzega go, że grzechy ojców przechodzą na dzieci.

Okładka miała kolor zachodu słońca, jego palce przesuwały się po tłoczonych literach i przysłaniały tytuł jak chmury, białe-fioletowe-białe.

— Niezwykle życiowe. Jak znalazł na podróż taką jak ta.

Ledwie była w stanie skupić się na jego słowach, przerażona żałosną potrzebą wywołania szronu, który wpełznie na ściany, rozsadzi szyby i może wreszcie poruszy tego nieporuszonego mężczyznę z niepokojącym sposobem bycia, zbyt jasnymi włosami i kryształowymi oczami.

Wyjrzał przez okno i doszła do wniosku, że nie podoba jej się coś w zakrzywieniu jego nosa, być może kąt rozciągnięcia ust.

— Ale muszę przyznać, że pierwsze trzysta stron niemożliwie mnie znużyło, nawet po niemiecku – więc proponuję od razu przejść do tego, do czego Collins nie umiał się zebrać.

— Zatem do rzeczy — powiedziała ostro. Nigdy nie była dobra w zabawianiu gości, nie miewała ich, byli tylko petenci i pochlebcy, a oni wszyscy wciąż powtarzali to samo, wyłącznie właściwe rzeczy, mili i nadskakujący. Teraz sama czuła się jak gość – w  j e g o  p r z e d z i a l e !

Mężczyzna wyprostował się, a ona automatycznie skuliła; przypominał jej, jak zimne potrafią być jeziora na Lodowych Polach i – coś jeszcze. Może to ta spadzistość policzka tak ją drażniła, u jego szczytu znalazłoby się idealnie miejsce na cienie pod oczami, gdyby tylko patrzyła w lustro.

— Mimo wszystko radziłbym ci usiąść, elskling. To wciąż dość długa historia.

— Mów — rozkazała.

— Ach, skoro tak… — Westchnął, poprawił różę w butonierce i przez chwilę przyglądał się swoim paznokciom.

Elsa usłyszała cichy trzask – pękanie lodu skuwającego mechanizm drzwi, trzask materiału spódnicy, za którą szarpała – okno odmarzało, zarys góry za nim wydał się nagle niebezpieczny jak drzemiący olbrzym, śnieżyca ustała, śnieg wokół nich topił się sekretami, a ona starała się przekonać samą siebie, że jego dramatyzm wcale jej nie porusza.

— Widzisz, moja droga — przy tych słowach jego usta zmieniły się w siną szramę, każda sylaba rozszarpywała jej uszy jak brzuch ofiary — jestem twoim stryjem.

Chichot i rozmowy obcych pasażerów, chociaż wcale nie należały do niej, były przyjemne, nawet kiedy wagon restauracyjny opustoszał i zmieniły się w echo na korytarzu, bo wokół wciąż unosił się delikatny zapach kawy i sherry.

Anna przyglądała się pomiętym serwetkom, wyobrażając sobie, że to wszystko byli jej goście, że wcale nie jest samotna, po prostu przyjęcie dobiegło końca – aż obsługa sprzątnęła ze stolików i czar prysł.

W oddali wyczuła woń sosu pieczeniowego – może ktoś zamówił kolację do przedziału, podczas gdy ona tkwiła nad pustym blatem, z dłońmi brudnymi od czekolady i ustami zaklejonymi nugatem. Może inaczej by zaprotestowała, może zostawiliby jej filiżanki, które obijały się o siebie w rytm nieregularnych ruchów pociągu i nie najgorzej udawały czyjąś obecność.

Kiedy wstała, mogłaby przysiąc, że zaskrzypiała zupełnie jak ogrodowa furtka, cała zdrewniała.

Za oknami przemykały cienie. Bezchmurne niebo, nadgryziony księżyc.

Nie było ani deszczu, ani śniegu, nawet wiatru nie – tylko pęd pociągu. Plamy z czekolady zniknęły pod smugami sadzy ciągnącymi się aż po nadgarstki, które opierała o każdy parapet po kolei, szukając okna, które dałoby się otworzyć.

Wreszcie jedno ustąpiło. Poczuła pęd rozgrzanego powietrza na twarzy, niechlujnie wetknięte w mankiet rękawiczki papierki zaszeleściły. Stanęła na palcach, wychyliła się odrobinę, żeby lepiej przyjrzeć się wąsatemu obliczu dżentelmena, który palił cygaro cztery okna dalej. Ostrożnie chwyciła za brzeg zielonego papierka. Wciąż był trochę lepki, nie zdobyła się na to, żeby zlizać z niego resztkę miętowego nadzienia. Szarpał się w jej palcach, krzykliwy na tle ciemnych torów – odwróciła się delikatnie w lewo, zmrużyła oczy – puściła. Śmignął jej przed nosem

Dżentelmen wrzasnął, przez chwilę wymachiwał dłońmi w powietrzu, uniósł je do twarzy – wrzasnął jeszcze raz – wyrzucił cygaro, widziała, jak odbija się od pnia najbliższego drzewa – znów uniósł ręce, gwałtownie cofnął się w głąb korytarza i, chociaż Anna cierpliwie czekała przez całą długość lasu, już nie wrócił.

Wyrzucenie kolejnych papierków nie sprawiło jej już takiej frajdy, chociaż przyglądanie się, jak migoczą w snopach światła rzucanych przez pociąg, było…

Czuła się…

Kristoff miał na to jakieś słowo – to znaczy nie dokładnie na  t o ,  ale na to, co właśnie poczuła Anna, dálvvahuvvot – i mówił, że trudno je przetłumaczyć, ale że można go użyć, kiedy jest się w górach i pogoda nagle się zmienia, znienacka przywiewa zimę, która przeszkadza w realizacji wszystkich planów.

Ktoś zatrzasnął okno. Odwróciła głowę w stronę dźwięku, wyciągnęła szyję w nadziei, że tego kogoś zobaczy, ale jej wzrok przykuło coś zupełnie innego. Trzy wagony od niej.

Cały pociąg był ciemnozielony, w ciemności prawie czarny, światło w mdłym febrowym kolorze tańczyło na jego bokach i dachu, ale żadna lampa nie mogłaby wymalować na szybie lodowych wzorów. Bielały i lśniły, wyciekając spod parapetu, wspinając po ramie okna, jakby chciały sięgnąć dachu, żywe i ruchome, ale z jakiegoś powodu nie przesuwały się w stronę kolejnych wagonów, zupełnie, jakby Elsa była w stanie zamrozić sam mróz.

—  C z y m  jesteś?

Usłyszała pytanie Anny, chociaż równie dobrze to ona sama mogłaby je zadać. Gdyby tylko zdołała – gdyby mogła być taka bezpośrednia, zuchwała, wolna i nieskrępowana, gdyby  u m i a ł a . . .

Siostra przez chwilę stała w drzwiach, później Elsa mrugnęła, a ona nagle znalazła się w przedziale, krok przed nią, wbrew etykiecie, zgodnie z zasadami gry w szachy, jak wieża chroniąca króla. Nad jej rozkołysaną głową widziała cierpliwą beznamiętność obcego.

— Nie mamy żadnego stryja — protestowała Anna z przekonaniem, podczas gdy mózg Elsy wciąż jeszcze plątał się w korzeniach drzewa genealogicznego. Weź się w garść! Znała je na pamięć, tyle razy przesuwała palcem po pniu, w pionie i poziomie, aż pewnego dnia zrozumiała, że gdzieś między lekcją historii a przyrody przestała być wyłącznie domniemaną następczynią tronu. Ale… — Pappa miał tylko jedną siostrę, ciocię Ariannę.

— Cóż, być może źle się wyraziłem. Jestem waszym dziadkiem stryjecznym – a gwoli ścisłości, również wujecznym – ale proszę, nie nazywajcie mnie tak, to mnie okrutnie postarza. Wystarczy „wujku”.

Anna prychnęła – a właściwie tylko  c h c i a ł a  to zrobić, bo nagle poczuła jakiś opór, gdzieś głęboko, aż za oczami.

Pociągnęła nosem. I znowu. I jeszcze raz.

Wciąż pociągała nosem, ale to w niczym nie pomagało, wciąż jej z niego ciekło. Czuła słony smak smarków na wargach. Uniosła lewą dłoń do twarzy, żeby je zetrzeć i ukryć przynajmniej do momentu, aż prawą wygrzebie z kieszeni chusteczkę, ale wtedy Elsa wydała z siebie stłumiony okrzyk, a ona spojrzała na palce w tej samej chwili, w której poczuła, że coś o podobnej konsystencji sączy się jej również z ucha.

Z trudem przełknęła ślinę, miękka część podniebienia nagle stała się twarda, zaczęła się kruszyć i spadać lawiną, kalecząc jej język. Usta wypełniła jej mdląca czerń i poczuła, że leci w dół.

_______________ 

Il m'aime... – francuska wersja wyliczanki „kocha, lubi, szanuje...”. Dosłownie tłumaczy się to na: „kocha mnie trochę, bardzo, namiętnie, szalenie, wcale”.

** Naja, jedenfalls (niem.) – w każdym razie.


Wolałabym, żeby z wypowiedzi „wujka” nie zrobiły się jakieś makaronizmy, bo Elsa rozumie niemiecki, ale w poprzednim rozdziale chciałam podkreślić, że jest w szoku i dopiero po chwili dotarło do niej, co powiedział – a tutaj naprawdę zapomniał słowa; nie kłamał w sprawie zardzewiałego duńskiego (bo mimo wszystko nie sądzę, żeby rozmawiał po norwesku).

I, tak na wszelki wypadek, gdybym zapomniała wspomnieć o tym później  jego książka to Armadale Wilkiego Collinsa, publikowana w latach 1864-1866, podobno już rok po angielskim wydaniu pojawiło się niemieckie tłumaczenie (:

11 komentarzy

  1. Aaa, ja miałam komentować po kolei, ale przeczytałam i nie wytrzymałam.

    Czyli ten gość to ich wujek — „dziadek wujeczny” (brat dziadka, zgadza się? Nie umiem w genealogię). No tego się kompletnie nie spodziewałam. I w ogóle skąd on się wziął? Po co? O co tu chodzi? I ta gadka z książką! Czyli ej, Elsa ma tę swoją moc po nim — a on skąd ją ma? Też po kimś? Ale w takim razie skąd to się w ogóle wzięło? Bo skądś przecież musiało.

    A teraz wracając — kocham Annę. To z tymi pralinkami, że w zasadzie zjadła je sama, zostawiła Elsie te, których nie lubi i w ogóle czekała na nią,a ale się nie pojawiła, więc się trochę porządziła jej rzeczami. I potem rzucała nimi przez okno i jeszcze wystraszyła tego faceta, po prostu wyobraziłam to sobię i nie mogę, hah (według mnie Anna okropnie nienawidzi, gdy ktoś pali, z resztą pewnie Elsa też, choć Anna może troszkę bardziej jest do tego przyzwyczajona, no bo jednak Kristoff, Madsen i inni tacy). I Anna nadal przeżywa tym razem Kristoffa, biedna.

    I jeju, jak ja kocham wszelką niemieczczyznę. Dla mnie niemiecki to naprawdę piękny język, nawet jeżeli sama czasami go nie ogarniam.

    Ta książka w ogóle szalenie mnie zaintrygowała!

    I jezu, co tu się odstawiło na końcu?! Co jest? Droga Autorko, gadaj! (I jeny, wyobraziłam sobie ten opór za oczami Anny i ała, też czasami tam mnie tak okropnie boli).

    I w ogóle to, że to Anna ogarnia sytuację i się kłóci, a Elsa próbuje, cóż... myśleć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I tak w ogóle coś ci się chyba porobiło z „ę” w pierwszej gwiazdce pod tekstem (Il m'aime... ). Chyba, że zawsze to tak wyglądało, ale inne polskie znaki są w porządku, więc nie wiem.

      Usuń
    2. To nadal dla mnie niesamowite, że jesteś na bieżąco (!!!), a i tak chce ci się wracać do starych rozdziałów, omg ヾ(。✪ω✪。)シ

      Tak, dziadek stryjeczny jest bratem dziadka, a dziadek wujeczny bratem babci – tak przynajmniej przyjmuję, bo widziałam też określenia typu prastryj i od tego momentu było tylko coraz gorzej. Genealogia nie-w-prostej-linii jest w ogóle skomplikowana, a genealogia w przypadku rodziny królewskiej to w ogóle
      Ogólnie w skrócie zależało mi na tym, żeby mieć wujka, nie stryjka :D

      Tak, też ma moc, i tak, nawet on nie jest pierwszą osobą z mocą w tej rodzinie – nie wiem, jak daleko zajdziemy ze zgłębianiem jej genezy, ale na pewno mam trochę wyjaśnień. A on miał swoje powody, żeby przyjechać, zapewniam, to aż się prosi o małe backstory w niedalekiej przyszłości

      Jeju <333
      Wyrzucanie papierków miało być aktem złośliwości wobec Elsy, ale ostatecznie przybrało formę wybrnięcia z wątku jak-Anna-ma-się-zorientować-gdzie-jest-Elsa, bo w sumie nawet nie miała zamiaru jej szukać, a poza tym średnio widzę, że zagląda do dosłownie każdego wagonu i przedziału po kolei
      Ale ten pan jakoś tak nagle po prostu się pojawił i nie mogłam się powstrzymać, w mojej głowie wyglądało to dość kreskówkowo :DDD

      O, to bardzo ciekawe z papierosami! W sensie, w XIX wieku było to bardzo modne w niektórych kręgach, więc na pewno są do tego przyzwyczajone, jak pisałaś – ale wydaje mi się, że z nich dwóch Anna zdecydowanie może być wrażliwsza na zapach, ją dym od razu dusi

      Aaa, niemiecki <333 Tak, ja też kocham niemiecki, nie wiem czemu, ale wciąż wydaje mi się, że to kontrowersyjna opinia :D I bardzo żałuję, że ostatecznie nie uczyłam się go bardziej, kiedy miałam okazję, i że w ogóle nie miałam go w podstawówce, może byłabym teraz innym człowiekiem D: Cóż, odbijam to sobie teraz, dorabiając Południowym Wyspom i Arendelle niemieckie powiązania (i riserczując prawie każde słowo ;___;)

      Książka jeszcze wróci, bo nie została wspomniana przypadkiem, ale w sumie to, co najważniejsze, już chyba z niej wyciągnęłaś :D

      I Anną zacznę rozdział 85, powinnam dodać go – jeśli nie dzisiaj to jutro, więc coś na pewno się wyjaśni
      (a ten rodzaj bólu porównałabym do wciągnięcia nosem wody z chlorem, bo to dla mnie jedno z gorszych doznań, ale pewnie było gorzej)

      Onieee, blogspocie, czemu
      Dobrze, że mówisz, zaraz to naprawię, bo już mnie bolą oczy D:

      Usuń
    3. Czytaniem na bieżąco i czytaniem starych rozdziałów, chyba próbuję zagłuszyć wyrzuty sumienia za ociągłe dkładanie pisania.

      Niemiecki serio jest super i boli mnie to, że wśród mnie nie ma praktycznie żadnych osób, które też by go lubiły. I riserczowanue w s z y s t k i e g o jest świetne (gdyby tak łatwo wchodziły mi wzory skróconego mnożenia albo genetyka molekularna, jak... no cokolwiek, co domniemanie jest pierdołą, to byłaby w niebie).

      A co do wody z chlorem (albo i zwykłej wody, ponoć, bez chloru), to faktycznie, ała. Nawet o tym nie pomyślałam, ale może to dlatego, że dawno już takiego przypadku nie miałam (choć właśnie sobie przypomniałam o dawnych i, no cóż...).

      Usuń
  2. Cześć!

    Będę nadrabiać komentarze i moje opinie ale niestety obawiam się, że chwilę mi to zajmie. Niestety mam trochę trudniejszy moment i nie mogę napisać kilku komentarzy za jednym zamachem :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojej, Anna! Ale się cieszę! To teraz jeszcze Kristoff i osiągnę maksymalne zadowolenie! To znaczy dużo Kristoffa! I opisów jego wyglądu. Proszę! :)

      Ale powracam już do Anny. A jednak na chwilę do Elsy. Czy królowa dostaje listy miłosne? Od kogo? Czy to jakiś romans? Ale z drugiej strony, trochę mi to do Elsy nie pasuje. Nie chcę oczywiście krytykować Twoich pomysłów, ale to jakieś nie w jej stylu. Zupełnie nie. Elsa chyba nie ma na to czasu Ale teraz zaświtała mi myśl 0 to, że Elsa otrzymuje taką korespondencję wcale nie znaczy, że udziela na nią odpowiedzi! A wszyscy pewnie próbują zgarnąć tron Arendelle.

      Ale chciałabym już wrócić do Anny. Ponownie, ha ha ha.

      Usuń
    2. Absolutnie pasuje mi do Anny to, że zjadła właściwie całą bombonierkę pełną czekoladek w kolorowych papierkach! A do tego zaczęła sobie jeszcze wróżyć z papierków, fantastyczne! I nadal pamięta o Kristoffie, pomimo tego, że wyruszyła w daleką podróż aż do samego Baden. To ogrzewa moje serce! Czy już wspominałam, że prosiłabym o więcej Kristanny?

      Wracając do mężczyzny z przedziału. Czy wspominałam ostatnio, że jest niezwykle bezczelny? To powtórzę jeszcze raz - jest absolutnie bezczelny. Nie pomyślałabym nawet o tym, Elsa zapewne również nie, że ten mężczyzna wykupił sobie cały wagon i teraz się w nim gości. Co za tupet! Ma do tego prawo, ale niezwykle wyprowadziło mnie to z równowagi. Jeszcze ta historia z kawą, co to za człowiek!

      Usuń
    3. Bardzo współczuję Elsie, jest w zupełności zdana tylko na siebie! A ten nieznajomy wybrał doskonały moment, żeby sie pojawić. Elsa jest właściwie bez żadnej ochrony, łatwo w nią teraz uderzyć. Niezwykle mnie z jednej strony niepokoi a z drugiej intryguje ten niezwykły nieznajomy. Czego on chce? Po co tu przyszedł? Jakie ma w tym wszystkim interesy? Co więcej, wydaje sie mieć wszystko pod wprost absurdalną kontrolą. Nie wiem co mam o nim myśleć.

      A ta książka? O czym on bredzi? Juz nic nie rozumiem.

      Chwileczkę. Już rozumiem. On jest stryjem Elsy? Proszę uważać Autorko, będzie to napisane dużą drukowaną czcionką z zastosowaniem przycisku "Caps Lock". JAK TO WSZYSTKO JEST MOŻLIWE? CZY ON TEŻ MA MOCE TAK SILNE JAK ELSY? CZY MA ON ZŁE ZAMIARY? MOŻE SZANTARZ? TYLE MAM W SOBIE EMOCJI. A DO TEGO POWIĄZANIE RODZINNE! CZY MOC JEST DZIEDZICZNA? OCH!

      Usuń
    4. I wracamy do Anny Nie mam nic przeciwko, przecież kocham Annę, ale nie byłam na to gotowa tak szybko! Ach!

      Wyrzucanie przez nią papierków na wiatr niezwykle wprost mi do niej pasuje! Taka beztroska, troche wszystkim na złości i jeszcze jakiś zacny dżentelmen dostał po nosie! No nie mogłoby juz być lepiej musze przyznać! Bardzo mnie to rozbawiło!

      Och i Anna wspomniała o Kristoffie! Nadal i monotomnie bardzo proszę o więcej Kristanny! Znacznie więcej!

      I widzi lodowe wzory! Annę, którą znam na pewno to zaniepokoi i pobiegnie aby dokładnie to sprawdzić! Ratuj Elsę, nie ufam temu człowiekowi!

      Usuń
    5. Co za przeskoczenie akcji! Podoba mi się, że Anna nagle pojawia się tuż przy Elsie, tak samo jak to, że to ona przejmuje dyskusję z obcym. Elsa w tym czasie zastanawia się skąd może pochodzić ten mężczyzna, czy nie kłamie. Podczas gdy Anna podejmuje postawę defensywną! Idealne!

      I to zakończenie! Co się stało z Anną? Dlaczego poczuła coś słonego i dlaczego stało się to tak nagle? O co chodzi? Bardzo się o nią martwię!

      Podsumowując rozdział to jest on bardzo tajemniczy, niezwykły i szokujący. Intensywnie myślę o tym co może dalej sie wydarzyć i jakie mogą być tego skutki. Trzymaj proszę Autorko rękę na pulsie, bo aż umieram z ciekawości co będzie dalej.

      Pozdrawiam i życzę dużo weny,
      Anonimek :)

      Usuń
    6. Spokojnie, wszystko gra <3 I tak z góry dziękuję za wszystkie komcie!

      Hahah, to może zacznę od najważniejszego – Kristoff niedługo się pojawi, trochę sobie od niego teraz odpoczywam po tym, jak miał całą serię rozdziałów przed procesem :D
      Opisy wyglądu na pewno też pojawią się przy okazji perspektywy Anny i mam nadzieję, że będziesz zadowolona – bo Kristanna też się w niedalekiej przyszłości zapowiada! :D

      Niee, totalnie masz rację, Elsa te listy wyłącznie dostaje, w żaden sposób nie jest to korespondencja obustronna! I dokładnie, jej propozycje matrymonialne raczej niewiele mają wspólnego z uczuciami D:

      Cieszę się bardzo, że przedstawienie obu sióstr jest tutaj w charakterze <3 Bo nie do końca było mi łatwo nimi manewrować, Anna jest obecnie rozbita, a Elsa… no, Elsa ogólnie jest rozbita xD
      Wujkowa bezczelność wynika chyba głównie z jego statusu, ale zgadzam się, jest dość nieznośny :D I w ogóle momentami trochę odklejony od rzeczywistości, jeśli mogę dodać coś od siebie xD
      Myślę, że kwestię mocy co do zasady już rozgryzłaś, ale będę ją teraz zgłębiać!

      I od razu precyzuję, Annie z nosa i ucha poleciała krew :C

      Aaa, niemożliwie się cieszę, jeśli tak ci się podobało! Tajemnice powinny się od teraz zacząć powoli rozwiązywać, chociaż znając życie to i tak jeszcze się namnożą :D

      ♥♥♥

      Usuń