Ariana dla WS | Blogger | X X X
Fagra, grýttur land, heimr Árnadalr
piękna, kamienna ziemia, dom Arendelle.

29.10.23

Rozdział 86. Iduna pallida

[tu będzie ilustracja]

_______________

1838

KIEDY PRZYSZŁA PORA NA KRANSEKAKE, Mama i hrabia złapali za najwyższy krążek, ona ze zniecierpliwieniem, a on z miną tak niewyraźną, że prawie przezroczystą, w ślad za nim uniosło się pięć kolejnych.

— Droga Jorid weszła w to małżeństwo z piątką dzieci — powiedział, kiedy cisza zaczęła się przeciągać — którym najlepiej, jak umiem, postaram się zastąpić ojca. — Spojrzał na swoje palce, na lukrowany pierścień, który wciąż ściskał, chociaż Mama już puściła, a później rozejrzał się po zgromadzonych, jakby kogoś szukał. — Zakładam, że szóstym musi być wobec tego mój chrześniak, Agnarr.

Król roześmiał się na to najgłośniej, Dünchen słyszała go jeszcze, kiedy w jego ślad poszli inni, śmiali się wszyscy, jakby nie rozumieli, że już zaprzepaściła swoje szanse na zaręczyny z księciem koronnym; nie śmiały się tylko oczy Mamy.

Dünchen nie zdążyła zapamiętać treści listu, przeczytała go tylko raz, ale później przyszła miss Pemberton, żeby ułożyć Frid do snu, a ona wystraszyła się, że to Mama i zapomniała o nim aż do następnego ranka, kiedy pokojówka rozebrała pościel.

Próbując go odzyskać, Dünchen goniła za nią aż do drzwi pralni, pod którymi złapała ją Mama, przez chwilę przebierała palcami w powietrzu, zanim udało jej się chwycić jej rękaw, a ona stała jak sparaliżowana, czekając aż w bufiastym rękawie odnajdzie jej łokieć, żeby za niego szarpnąć i warknąć, że nie wolno jej się zniżać do kontaktów ze służbą.

— Chcesz przynieść nam wszystkim jeszcze większy wstyd?

Nie chciała. Nie wiedziała nawet, że przynosi. Po zastanowieniu doszła do wniosku, że to, że Agnarr jej nie polubił, nie musi jeszcze nic oznaczać; rodzice w końcu też nigdy nie darzyli się sympatią. Wyobrażała sobie, że może miłość do hrabiego zaślepiła Mamę na tyle, że była w stanie porzucić wszelkie konwenanse, żałoba była przecież o połowę krótsza niż oczekiwano – ale do niego odnosiła się tylko odrobinę lepiej niż do Dünchen, z chłodną obojętnością.

— Kim jest książę Gottorp? — zapytała szeptem Ruperta przy śniadaniu.

Brat przeżuwał dokładnie, niespiesznie, delektując się jej napięciem.

— To przecież Sigurd — powiedział, gdy przełknął. — Znasz go chyba? To nasz kuzyn, ten, co obłapiał Mathilde na jej debiutanckim balu.

Dünchen skinęła głową, oczywiście, że go znała, Friedl wyzwał go za to na pojedynek, z którego ostatecznie się wykręcił, powołując się na jakieś prawne zapisy, ale to nie mógł być on, w liście – choć zawierał tylko gratulacje dla nowożeńców – pobrzmiewały wyrzuty zdradzonego kochanka. U dołu widniało też zupełnie inne imię.

— A kto nosił ten tytuł przed nim?

— No jego ojciec, oczywiście! Wuj Ingvar. Ty naprawdę jesteś głupia, Dünchen.

Zmarszczyła nos, ale zanim zdążyła zadać kolejne pytania, wtrącił się hrabia Ledaal. Była pewna, że zdążył już odejść od stołu, kiedy dostarczono gazetę, od razu się wtedy podniósł, zresztą jak zawsze, jakby tylko czekał na dobrą okazję do ucieczki przed nimi wszystkimi.

— Dlaczego o to pytasz? — Głos miał spokojny, ale jego twarz wyrażała coś zupełnie innego niż ton.

— Zastanawiałam się, czy to możliwe, żeby istniał jeszcze jakiś drugi? To znaczy książę Gottorp.

— Nie — padła zdecydowana odpowiedź. 

— Kim w takim razie jest Birger?

Hrabia niemal niewidocznie pobladł, wciągnął policzki, wyostrzyła się linia jego nosa, zarost jakby poczerniał.

— Martwym człowiekiem.

Tego wieczora widziała, jak Mama klęczy przy kominku w salonie na dole. Dünchen żyła w przekonaniu, że zwyczajnie się modliła do czasu, gdy rano zobaczyła, jak służąca wyciąga ze zgliszczy nadpaloną kopertę.

W późniejszych tygodniach hrabia Ledaal był po prostu… obecny. Nie jak Papa, którego prawie wcale nie było, jeszcze zanim  n a p r a w d ę  go nie było, i nie jak Mama, zawsze na wpół, zbyt zajęta perfumowaniem nadgarstków, planowaniem bali i szczypaniem policzków Dünchen, z czołem zmarszczonym jak jedwab. Widywała go codziennie przy śniadaniu, czasami mijała w holu, rzadko w stajni, a kiedy nigdzie nie było go widać, wiedziała, że siedzi w gabinecie. 

To był dziwny, nieznany rodzaj pewności, Friedl porównywał ją w listach do nowych butów, które trzeba po prostu rozchodzić, ale przecież Dünchen rosła teraz tak szybko, że wciąż miała  n o w e ,  nowe pantofle i nowe odciski, nowego ojca i nowy dom, nową ojczyznę i nowe sekrety.

W Mortensaften* zobaczyła, jak hrabia Ledaal wchodzi do salki balowej, za małej na miano sali, lichej mimo zawiłych stiuków i polerowanych żyrandoli, które w słoneczny dzień potrafiły zmienić gipsowy sufit w rozżarzone pustynne niebo – a kiedy chwilę później otworzyła te same drzwi, jego już nie było.

Zniknął jak dżinn z książki z baśniami miss Pemberton, których nigdy nie potrafiła dokończyć, czasem nawet zacząć, bo gdy tylko dotykała okładki, chwytał ją szloch, aż pewnego wieczoru hrabia Ledaal kazał Dünchen przestać męczyć guwernantkę. Tego dnia odesłano ją do łóżka bez kolacji, która i tak stygła w oczekiwaniu na Mamę.

Ktoś, chyba jakaś inna służąca, było ich tam sporo, wszystkie młode i na tyle ładne, że Mama wciąż się irytowała z ich powodu, Dünchen nie była tylko pewna, czy bardziej dlatego, że uważa, że jej mąż mógłby się nimi zainteresować, czy raczej przez to, że na ich tle Dünchen jest jeszcze bardziej przeciętna – ktoś powiedział jej później, że brat miss Pemberton zginął w Nagarze, że Opowieści z tysiąca i jednej nocy były prezentem od niego i ma natychmiast przestać być taka okrutna. Nikogo nie obchodziło, że Dünchen też kogoś straciła, i Papę, i jeszcze Ailo, i to tak niedawno, że żałoba w ogóle nie powinna się była jeszcze skończyć, a nie przed tyloma laty, że od tego czasu zdążyli urodzić się Luzi i Frid, i że czytanie opowieści z Bliskiego Wschodu na pewno pomoże jej bardziej niż miss Pemberton ich nieczytanie.

Nawet nie miała się komu pożalić, bo ksiądz Ritter był tylko spowiednikiem Papy, nie Mamy, i został w Bawarii, a ona nic nie rozumiała i tylko warczała na nią, że w Arendelle nie potrzebuje pośredników i z Bogiem może porozmawiać sobie podczas mszy.

W dniu Niepokalanego Poczęcia odważyła się wspiąć na galerię, a później przychodziła tam już codziennie, dokładnie kwadrans po obiedzie, na pół godziny przed popołudniowymi lekcjami, nasłuchując jego zdecydowanych kroków w nadziei, że być może tego dziś coś w końcu się wydarzy. O tej porze nie było tam służących, chociaż zastanawiała się, co by się stało, gdyby któraś właśnie w tej chwili otworzyła drzwi i zobaczyła, jak Dünchen wychyla spomiędzy szczebli.

Czasami niemal chciała, żeby ktoś ją przyłapał – może to złagodziłoby napięcie, bo czuła się, jakby od czasu przyjazdu wciąż czekała na obiecaną karę, która nie nadchodziła.

Przestała liczyć, ile dni już tak spędziła, zanim hrabia Ledaal wreszcie ją zauważył. Zatrzymał się pod galerią, zimowe słońce zachodziło, więc musiała zmrużyć oczy, żeby na niego spojrzeć. Odruchowo przylgnęła plecami do ściany.

— Tęsknisz za balami, iduno? — zapytał, najpierw po duńsku, ale Dünchen zrozumiała jeszcze zanim się poprawił. „Tęsknota” była słowem najczęściej używanym przez Mamę w Bawarii – za braćmi, za ojczyzną, za morzem, za zbytkiem – wszystkim tym, czego nie miała przecież w Rosenheim.

W twarzy hrabiego było odrobinę za wiele uniesionych brwi, trochę za ostre wygięcie kącika ust, żeby nie zauważyła, że sobie z niej drwi, ale mimo wszystko odpowiedziała:

— Nie. — Bo każdy bal był dla Mamy okazją do wyliczania rzeczy, przez które kiedyś jej karnet się nie zapełni. — I nie jestem Iduna.

Skinął głową, jego ciemne włosy były jak cień między sosnami.

— Wiem. Nie miałem na myśli imienia.

Iduna pallida — wyjaśnił, kiedy zatrzymali się przy wolierze. W ptaszarni było gorąco i jasno jak latem i śnieg, który przynieśli na butach, zaczynał topnieć. Otworzył drzwi i puścił ją przodem, a Dünchen na jednym oddechu przeskoczyła kilka miesięcy i przynajmniej jedną porę roku. — Zaganiacz blady.

Obeszła wolierę kilka razy, aż wreszcie przykucnęła przy wyciągniętej dłoni hrabiego, spróbowała obliczyć, gdzie dokładnie wskazuje jego palec, a później jeszcze długo wyłuskiwała wzrokiem każdy ruch między liśćmi, aż w końcu udało jej się dostrzec ptaszka, z tej odległości mniejszego od jej zaciśniętej na prętach dłoni, w rzeczywistości pewnie niewiele większego.

Patrzyła na piórka w kolorze kawy z mlekiem, dzióbek, który pomyliła z gałązką – wszystko w miniaturze, nie było  p i ó r  ani  d z i o b a  – w ogromnej klatce wcale nie wyglądał na idunę, drobniej, raczej na idunchen i przez chwilę wydawało jej się, że wie, dlaczego hrabia chciał, żeby przyszła z nim do ptaszarni.

— Agnarr bardzo lubi ptaki — powiedział nagle.

— A pan lubi jego — odgadła.

— Bardzo ceniłem sobie jego matkę. — Ani nie potwierdził, ani nie zaprzeczył. Nie wiedziała, z jaką odpowiedzią poczułaby się lepiej. — Mam w bibliotece nowego Audubona, jeśli znasz trochę angielski… — Odchrząknął. — Może to pomogłoby wam przełamać lody.

Dünchen pokiwała głową; nie miała pojęcia, o czym mówi – w żadnym języku. Przestąpiła z nogi na nogę, on splótł dłonie za plecami, które były tak idealnie proste, że wydawało jej się, że marynarka mogłaby na nich pęknąć, gdyby nagle postanowił się schylić. Pomyślała, że bliżej mu do żołnierza niż kochanka, że jest zupełnie inny niż Papa, zabawny i otwarty, zawsze taki wesoły – i że może do trzech razy sztuka, bo przy hrabim, chociaż szarmanckim, to dziwnie wycofanym i jakby podskórnie ponurym, Mama nie może być chyba tak naprawdę szczęśliwa.

A może to po prostu kwestia małżeństwa, kto mógłby być szczęśliwy w tak ciasnej klatce?

Nie powiedziała tego na głos, była pewna, ale mogłaby przysiąc, że usłyszał, o czym pomyślała, bo zmienił temat, zapytał, czy interesuje się mitologią.

— Nieszczególnie — odparła skromnie Dünchen, bo dobrze wiedziała, że bogini Idun, jej idealna imienniczka, z włosami złotymi jak jabłka wiecznej młodości i rumianymi policzkami zmieniła się w ptaszka, szarego jak ona sama, żeby uciec przed olbrzymem, który ją porwał. Marzyła, żeby kiedyś też tak się zmienić, całkowicie, jakby dało wywrócić się skórę na lewą stronę.

Hrabia znów odchrząknął, a ptaszek odpowiedział ochrypłym głosem, szybko, krótko. Kiedy pozwoliła sobie na uśmiech, miała wrażenie, że jego trele miękną.

— Potrafi naśladować inne ptaki? — zapytała.

— Tak słyszałem. Nie ma tu zbyt wiele towarzystwa.

Dünchen zaklaskała w dłonie i zachichotała na próbę – czek-czek-czek – a później udała, że kaszle – tym razem kwilenie zabrzmiało prawie jak „czort”.

— To prawda! Widzi pan? — Zaśmiała się jeszcze raz, podeszła bliżej, ostrożnie wsunęła palec między kraty i zanuciła: — Iduna pallida, iduna, i-du-na

Dłoń drżała jej tak bardzo, że musiała przytrzymać łokieć, żeby lepiej rozłożyć ciężar. Ptaszek zerwał się z miejsca, ale zamiast się do niej zbliżyć, podleciał w górę – powoli, mozolnie, aż pręty zatrzymały go tuż nad czubkiem krzewu.

— Pięknie śpiewa, prawda? — dopytywała. Czuła na policzkach gorąco panujące w ptaszarni, czerwone i prawie zapomniane. Sięgnęła, żeby rozwiązać chustę pod szyją.

— Śpiewa — powtórzył z wolna hrabia, przerwa między sylabami przeciągnęła się w niski pomruk. — Jak ładnie to powiedziałaś. Mnie zawsze wydawało się, że płacze. 

_______________ 

* Mortensaften – Wigilia świętego Marcina, święto obchodzone w Danii 10 listopada na cześć jednocześnie świętego Marcina z Tours i Martina Luthera. Wieczorem tego dnia odbywają się uroczyste kolacje, na których podawana jest kaczka.


Dzień Niepokalanego Poczęcia przypada 8 grudnia (i strasznie trudno było mi znaleźć jakieś sensowne katolickie święta obchodzone w Niemczech).

Bunt w Nagarze (Majsur, historyczne państwo w obecnych Indiach) miał miejsce w latach 1830-1831 i został stłumiony z pomocą Brytyjskiej Kompanii Wschodnioindyjskiej, do której należał brat miss Pemberton.

To ptaszek, a tak śpiewa. Naturalnie nie występuje w Europie Północnej. (Wszystkie informacje o nim czerpałam z artykułu na Wikipedii.)

John James Audubon w 1827 roku wydał książkę The Birds of America z bardzo szczegółowymi ilustracjami i opisami ptaków występujących na terenie USA, z tego, co wiem, nie doczekała się wydań w innych językach.

A tradycja z kransekake (chociaż wzięłam ją z Mrocznych sekretów) jest prawdziwa; nowożeńcy unoszą górny pierścień, a to, ile kolejnych się do niego przyczepi ma wróżyć, ilu dzieci się doczekają.

9 komentarzy

  1. No i znowu Dünchen, a jednak.
    I w zasadzie za bardzo nie wiem, co by tu napisać, prócz tego, że hrabia wydaje się super gościem, a z tego całego Gottropa zrobiła się jeszcze większa niewiadoma (przynajmniej dla mnie). I w sumie fajne to porównanie ojca z ojczymem (i matką).

    Trochę smutno mi się zrobiło, kiedy Rupert powiedział Dünchen, że jest głupia (choć chyba ma rację). Choć ona chyba raczej zamierzała się na niego fochnąć.

    I aaa, ten ptaszek ❤️

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Naprawdę miałam w planach wrócić do pociągu i „wujka”, mam nawet napisaną znaczną część tego rozdziału, wahałam się, czy zrobić najpierw tamten, a później wrócić do Dünchen czy odwrotnie – ale w tej kolejności miało to większy sens, bo być może bez kontekstu kolejnego rozdziału jeszcze tego nie widać, ale odkryła się pewna karta :DD

      Naprawdę nie masz pojęcia, jak się cieszę, że lubisz postać hrabiego ♥ on jest ważną postacią – i w tej chwili chyba naprawdę jedyną normalną osobą w całej posiadłości
      Rupert niestety ma rację :C

      Usuń
  2. Cześć!

    O, czas na kolejną retrospekcję! Fantastycznie, zdecydowanie mam na to ochotę!

    Czy mogłabym prosić o krótkie wyjaśnienie zwyczaju związanego z kransekake? Nie do końca rozumiem o co chodzi, ale z treści tego fragmentu domyślam się, że kwestia może polegać na tym, że Hrabia niekoniecznie chce mieć dzieci z Jorid. Może jest bezpłodny? Albo znacznie większym zainteresowaniem darzy kochanki, a na Jorid nawet nie zamierza spojrzeć.

    I matka Dunchen nadal równie mile ją traktuje. To, że dziewczynka jest próżna i nie przebierając w słowach głupia nie znaczy, że można tak ją traktować!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I znowu pojawia się temat księcia Gottorp. Niezwykle intryguje mnie ten wątek, juz od czasu kiedy to wścibska Dunchen zaczęła czytać nie swoją korespondencję. Hm... po namyśle, może jednak dziewczynka jest słusznie traktowana tak, a nie inaczej przez swoją matkę...

      Mam wrażenie, że to, co opowiada Dunchen jej brat powinno mi nieco wszystko rozjaśnić. Ale niestety nie za bardzo. Nawet zajrzałam na drzewko genealogiczne z nadzieją znalezienia jakichkolwiek informacji, ale zapomniałam, że tytuły raczej nie są na nim uwzględnione. Czyli zagadka trwa! Czuje sie jak Velma z serialu "Scooby-Doo".

      Usuń
    2. I Hrabia... to nie uciekło mojej uwadze... cień przebiegł przez jego twarz kiedy to dowiedział się o czym rozmawiają dzieci... Czyżby znał księcia Gottorp i tym samym odpowiedź na postawiona przede mną zagadkę?

      Wskazówka! Czyli to jedna i ta sama osoba. Chyba... to Birger? To on jest księciem Gottorp? Kimkolwiek jest Birger. Za chwilę chyba umrę z tej ciekawości! I na dodatek człowiek ten najpewniej nie żyje. Robi się coraz ciekawiej. Jeszcze to, że matka Dunchen spaliła list od tego mężczyzny... o co w tym wszystkim chodzi!?

      Usuń
    3. I ta Dunchen, którą nadal przejmuje to, że nie dostała swojego niewolnika... przypomniało mi się właśnie, że nie mam co jej żałować. I być może miałam rację i Hrabiego bardziej interesują kochanki niż żona!

      ACH! Już chciałam zacząć krzyczeć, ze to Iduna jest Dunchen, ale po tym jak zaprzeczyła to zdecydowanie zwątpiłam w to, co myślę! Choć z drugiej strony... Może to rzeczywiście jest ona, ma dużo powiązań Agnarem i czas akcji również by się zgadzał. Dobrze, nadal obstawiam, że to jednak pewnie jest ona. Ale nadal mam duże wątpliwości...

      Usuń
    4. Tak, zdecydowanie to ona! Wszystko co mówi Hrabia i padło, że bogini jest jej idealną imienniczką! TO ONA MAM TO! Ale tym bardziej... powiem wprost... jaką Agnar ma głupią żonę to jest absolutnie nie do opisania. Masakra, nigdy bym się nie zgodziła na taki ślub! To znaczy jeśli mówimy o mężu czy narzeczonym.

      Przychodzi mi do głowy tez to, że Hrabia zdecydowanie pokładał większe nadzieje w inteligencji Iduny, bądź po prostu - jej zainteresowanie wobec świata dookoła. Chyba jest dla niego bardzo dużym rozczarowaniem. Tak czuję.

      Usuń
    5. I ta końcówka, że ten ptaszek dla Hrabiego płacze. Poczułam pewien żal wobec niego, może on być bardzo dobrym, a przy tym z jakiegoś powodu nieszczęśliwym człowiekiem.

      Och i teraz dopiero udało mi się zauważyć. Cofam zatem moje pytanie z początku mojej recenzji, już wiem na czym polega tradycja związana z kransekake! Doskonale użyłaś jej w tekście Autorko!

      Dziękuję za ten niezwykły rozdział i czekam zdecydowanie na wiele więcej.

      Pozdrawiam,
      Anonimek :)

      Usuń
    6. Cieszę się, że kransekake ci się podobało :D Hrabia zdecydowanie nie chce mieć z Jorid dzieci (ani w sumie zbyt wiele wspólnego), później trochę się zagłębimy w jego motywacje

      Dünchen to naprawdę jakiś hit, sama za nią nie przepadam, a jednocześnie jest coś w jej wątku takiego, że całkiem dobrze się go pisze :D Osobiście nie mogę się nie zgodzić ze zdaniem Ruperta na jej temat.
      I spokojnie, na razie większość wyjaśnień to swojego rodzaju podpuchy, mam nadzieję, że nie są za bardzo męczące, bardzo się staram nie zdradzić za wiele – ale obiecuję, że wszystkie poszlaki nabiorą sensu, jak przebrniemy jeszcze przez kilka rozdziałów backstory!

      Co do hrabiego to mogę zdradzić trzy rzeczy – zna(ł) księcia Gottorp, jest nieszczęśliwy i ignorancja Dünchen zdecydowanie go rozczarowała
      Na razie powstrzymam się od komentowania reszty, ale naprawdę niezła z ciebie Velma! :D

      Bardzo dziękuję za wszystkie komcie, świetnie się bawię czytając wszystkie teorie ♥

      Usuń