Ariana dla WS | Blogger | X X X
Fagra, grýttur land, heimr Árnadalr
piękna, kamienna ziemia, dom Arendelle.

12.11.23

Rozdział 87. Motyle z pudełka

[tu będzie ilustracja]

_______________

— ELSA… — odważyła się wreszcie zapytać Anna, po wieczności szelestu materiału, zgrzytu zamków przy kufrach, odległych kroków na korytarzu i nieprzyjemnego, mokrego odgłosu, który pojawił się w jej ustach po tym, jak za mocno przygryzła wnętrze policzka. Jej słowa poniosły się w mroźnej ciszy przedziału jak grzmot. — Jak myślisz, skąd… skąd on zna… no wiesz, nasze nazwiska?

— A skąd niby może je znać? — parsknęła siostra. Z każdym ruchem rosła, coraz wyższa, mocniejsza, bardziej wyprostowane plecy, zadarty podbródek, pewniejsza postawa. — Przekupił kogoś, żeby mu je podał, może miał dostęp do listy podróżnych.

Kiedy skończyła mówić, Anna widziała w niej już wyłącznie królową.

— Tak… no tak. Jasne. — Brzmiało racjonalnie. Elsowo – Elsa brzmiała. Oczywiście, że mógł tak zrobić, przecież nie wyczytał tego z fusów po kawie. Pokiwała głową, z dziwnym wrażeniem, że  p o w i n n a  poczuć ulgę – tylko że wcale nie czuła. — Czyli… nie zamierzasz nigdzie iść?

Królowa milczała. Patrzyła na rękawiczki, które czepiały się palców, rażąco białą skórę przedramienia pod rozerwanym mankietem. Annie krzywe dziury po guzikach wyglądały na pęknięcia w zbroi; wydawało jej się, że dostrzega tam mignięcie siostry.

— Muszę — powiedziała cicho, jednocześnie bezradnie i błagalnie. — On… on chyba jest taki, jak ja.

— Och, to całe szczęś… nie, czekaj. Chwila, co? On ma  m o c ? !  — Umilkła na chwilę, żeby zebrać oddech, zebrać myśli... ale najbardziej w tym wszystkim zdziwiło ją chyba to, że wcale nie zdziwiła się tak do końca, bo jego włosy – jego oczy – wszystko w nim było na swój sposób znajome. — Przecież… — wykrztusiła w końcu — przecież przez to  t y m  b a r d z i e j  może być niebezpieczny!

Nie myślała, po prostu to powiedziała, chciała dobrze, ale nagle zobaczyła migotanie na jej twarzy, każdej z nich, Elsa-królowa, Elsa-siostra, i nawet gdyby udało jej się przekonać samą siebie, że to tylko lód, tego wyrazu bólu nie mogłaby pomylić z niczym innym.

— Ile mamy jeszcze czekać?

— Nie minęło jeszcze nawet pięć minut. Na ciebie czasem trzeba czekać i godzinę.

— No wiesz co? Wcale nie! — oburzyła się Anna, bo naprawdę, to był szczyt wszystkiego, obrażać ją po tym, jak być może po raz drugi postanowiła narazić dla niej własne życie. — Poza tym to wcale nie zdarza się często! Prawdę mówiąc nie pamiętam, żeby zdarzyło się  w  o g ó l e .

Elsa skinęła głową z pobłażliwym uśmiechem, jakby wcale jej nie słuchała.

— Dajmy mu jeszcze chwilę.

—  I l e ?

— Nie bądź taka niecierpliwa, przynajmniej kwadrans.

— Cóż, wciąż go nie ma… — zauważyła od niechcenia Anna, gdy obiecany kwadrans zaczął się napinać i kurczyć.

— Przyjdzie.

Wiedziała, że przyjdzie, czuła to w nagłym rozprężeniu spuchniętych od klątwy mięśni, jakby pod jej skórą ktoś przekłuł balony z ciepłym powietrzem, wyczuwała to w nowopoznanym, niepodobnym do niczego innego zapachu suchego mrozu, którego nie mąciła woń strachu. Skórka przy paznokciu krwawiła, ciepła i czerwona, nic nie powstrzymywało płynięcia krwi. Klątwa milczała.

— No, teraz to już chyba naprawdę nie przyjdzie — wyraziła nadzieję Anna, Elsa tym razem już nie odpowiedziała, zajęta skubaniem kciuka pod stołem, więc postanowiła uznać jej milczenie za zgodę, w końcu, jeśli wierzyć sekundom, które odliczała w głowie, minęło już jakieś osiemnaście minut. To prawie pół godziny.

Odsunęła krzesło odrobinę za mocno, zamachała rękami w powietrzu i wzdrygnęła się, gdy poczuła, że ktoś łapie jej prawą dłoń.

Baronin. — Elegancko spóźniony, jakby on też odliczał czas do odpowiedniej chwili, mężczyzna pochylił głowę nad jej palcami i szybko puścił. Drugi, głębszy ukłon, złożył przed Elsą. — Gräfin.

Wymawiał ich tytuły tak idealnie – nie tylko jak rodowity Niemiec; jakby były prawdziwe. Anna pomyślała, że w złotych ustach takich jak jego nawet kłamstwa mogą zmienić się w rzeczywistość.

— Proszę o wybaczenie, w kwestiach czasu bywam nieco zbyt optymistyczny.

Okrążył stół, postukując laską, noski butów miał popękane i zdarte. Zajął miejsce naprzeciwko nich i splótł na blacie palce w rękawiczkach, jego prawa dłoń nawet w miejscu, gdzie nie zasłaniał jej materiał, była blada jak rozłupana kość; nadgarstek lewej opalizował, jakby goiły się na nim siniaki.

— Ach, duma i radość Arendelle — westchnął. — Prawdę mówiąc, Elso, bałem się, że okażesz się bardziej podobna do rodziców.

Jego spojrzenie przesunęło się tuż nad jej oczami, niemożliwe do uchwycenia, ześlizgnęło po mostku nosa, obrysowało wargi, jakby szukał w jej twarzy rys, w które mógłby wbić nóż i wyłamać mechanizm zamka.

— Za to ty — przeniósł wzrok na Annę — zawsze sądziłem, że będziesz przypominać Agnarra, ale bardzo się zmieniłaś od czasu, gdy widziałem cię ostatnio… ale ty tego nie pamiętasz, prawda? — Zacmokał, kręcąc głową, i sam sobie odpowiedział: — Och, oczywiście, że nie, zadbali o to.

Twarz Anny przybierała na przemian barwę obrusu i serwetki, którą położyła sobie na kolanach, aż wreszcie na jej bladych policzkach i szyi wykwitły plamy w kolorze wina, jakby zdecydowała się na coś pomiędzy.

Mężczyzna milczał, uśmiechał się, wciąż patrzył. Ktoś otworzył drzwi, ktoś inny okno; w uszy Elsy wdarł się metaliczny odgłos turkotu kół, nieprzyjemnie drażniący po chłodnym opanowaniu obcego głosu, ale, gdyby tak się nad tym zastanowić, wcale nie tak różny od duńskiej wymowy.

Kiedy odwrócił się, żeby przywołać kelnera, jakby nic się nie wydarzyło, Elsa zaczęła żałować, że naprawdę tak nie jest.

Młodzi ludzie o starych włosach.


Mężczyzna zdjął rękawiczki, odłożył je na kolana i przykrył serwetką. Kiedy się pochylił, Anna zauważyła, że włosy ma ułożone inaczej niż wcześniej. Odsłaniały przedziałek, w obłokach jej drżącego oddechu jego fryzura przypominała porcję risgrøt*, ze złocistym masłem barwiącym jasny ryż.

— Czy pan farbuje włosy? — wypaliła, w roztargnieniu przebierając palcami w powietrzu, próbując odnaleźć pod bluzką kanciastą wypukłość kryształu, wyczuć na mostku kontury oparzenia – ale spojrzenie, które posłał jej nieznajomy, było tak zimne, że zatkało w gardle kolejne słowa i przymroziło palce do guzików.

— Nie mam pojęcia, skąd pochodzi twoja guwernantka, ale biorąc pod uwagę, jakie dała ci wychowanie, powinna tam natychmiast wrócić. — Wyprostował się, ułożył dłonie na blacie, z nimi też było coś nie tak, takimi nagimi, z półprzezroczystą skórą pod paznokciami… — Czy ja farbuję włosy!

Nagle uderzyła ją myśl, że musi mieć bardzo zimne palce – ale były też niesamowicie delikatne, kiedy przesypywały jej włosy w garści – jego były wtedy…  b i e l s z e  – jakby tak naprawdę wcale jej nie dotknął, jakby tylko oddychał. Miała wrażenie, że ze skroni na ramię przeskakują jej całym stadem pająki, i zastanawiała się, czy to właśnie wtedy zaczęła się ich bać.


— To wyłącznie dla ich dobra.

— Ach, oczywiście.

Drzwi są uchylone, bo mamma upiera się, że musi mieć ją cały czas na oku; widzi jej poszatkowaną rzęsami smutną minę, kiedy zagląda przez szparę. Pappa stoi plecami do niej, mówi tym samym zdenerwowanym tonem, którego używa w stosunku do niej, kiedy jest niegrzeczna, przeszkadza w rozmowie albo kręci się pod nogami, ale nieznajomy, z którym rozmawia, nie jest przecież Anną.

— Powiedz mi, Agnarr, jak entomolog entomologowi — obce słowo brzmi jak przekleństwo, a przynajmniej pappa musi je tak odbierać, bo gwałtownie się wzdryga — ile przeżyje motyl, jeśli zamkniesz go w słoiku?

Do sypialni wpada zimny powiew wiatru, który przypomina… przypomina… nie może sobie przypomnieć, ale dobrze zna to uczucie dreszczu, który najpierw przebiega po kołdrze, a dopiero później osiada u dołu pleców, zapierając dech. Podobnie było, kiedy jeździła na wrotkach, nie zdążyła złapać się poręczy przy schodach i upadła do tyłu. Czy to dlatego…?

— Do balu debiutantek? A później co, komu ją oddasz? Któremuś z Romanowów? Może Koburgom? Niemiecka krew i tak jest już skażona.

To, co mówi nieznajomy, nie ma żadnego sensu; motyle nie chodzą na bale.

Drewno skrzypi, kiedy zaciska się na nim dłoń pappy.

— A Elsa? Ile ona ma lat – osiem? dziewięć? – i była w stanie… — Anna słyszy buty przesuwające się po podłodze, skrzypnięcie drzwi, w które pappa uderza barkiem – odwraca na chwilę głowę, żeby sprawdzić, czy jej nie obudził, jego twarz ma kolor prześcieradła, a ona po raz pierwszy w życiu stwierdza, że leżenie bez ruchu może być łatwe – obcy coś jeszcze mówi: taka-potężna, powinieneś-pozwolić-mi-się-z-nią-zobaczyć… — Nieważne, w jakie pudełko ją wsadzisz, to tylko kwestia czasu, zanim jej magia wyrwie się spod kontroli. Nasza rodzina zna już takie przypadki.

Milczą tylko przez chwilę, nieznajomy się śmieje, ale nie brzmi to wesoło. Anna chciałaby, żeby mamma wróciła i znów jej zaśpiewała, przytuliła, ochroniła. Żeby pappa zobaczył, że kołdra zsunęła się na podłogę, przyszedł i zapewnił, że to-nic, to-nic, jak lord Peterssen, on jest taki miły, ale pappa patrzy tylko na nieznajomego, wcale jej już nie zauważa.

— Zapomniałeś, co stało się z Jytte? Bo ja pamiętam doskonale.


Mdłości nadchodziły falami. Próbowała je cofnąć, ale nagle jakby się na nią rzuciły.

— Dziękuję, ale chyba n-nie… nie jestem głodna — wymamrotała zza zaciśniętej na ustach dłoni Anna, kiedy przy jej nakryciu zaczął parować talerz z zupą. Wciąż nerwowo przełykała ślinę, z trudem i głuchym odgłosem przypominającym turkot pociągu.

Delikatny zapach ziół i gotowanego mięsa przylgnął jej żółcią do podniebienia, kłuł w piersi. Próbowała unieść łyżkę, ale miała wrażenie, że wszystkie jej mięśnie się zbuntowały.

_______________ 

* Risgrøt – norweski ryż na mleku, najczęściej podawany na słodko, z masłem i cynamonem.


Wagony restauracyjne w dzisiejszym rozumieniu podobno zostały wprowadzone dopiero w 1879 r. w Wielkiej Brytanii, ale dla fabuły najlepiej będzie, jeśli to po prostu zignorujemy; poza tym to pierwsza klasa i tym pociągiem podróżuje rodzina królewska, no bez przesady.

A na entomologię zdecydowałam się głównie dlatego, że jest w tekście wygląda mi o wiele estetyczniej niż lepidopterologia, czyli nauka wyłącznie o motylach.

3 komentarze

  1. Cóż, w zasadzie jedyne, co chyba mogę tu napisać, to: co tu się wydarzyło w tym wspomnieniu? I kim jest Jytte?

    (I ja bardzo przepraszam, ale ponoć Pan Tajemniczy w „następnym rozdziale” miał się przedstawić. I co?).

    (I jakoś potem, jak już będzie spokojniej, może jednak coś jeszcze napiszę).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A więc wróciłam.

      Wyjaśnienie Elsy jakoś mnie nie przekonało. I Anny chyba też nie. „On ma m o c”, no jak to tam można!

      I jeju, podoba mi się ta niecierpliwość Anny, całkowicie do nie pasuje.

      Czyli Anna i Elsa(?) widziały się już kiedyś z wujaszkiem. Ale Anna tego nie pamięta (czyli Elsa go nie spotkała?) i to sprawka rodziców (trolli?).

      A to z farbowaniem włosów to rozbawiło! I te jego oburzenie 😂.

      T e w s p o w n i e n i e, c o. O co chodzi ja się pytam. Co oni z tymi motylami i jacy znowu entomologowie. I czy oni rozmawiali o „oddaniu” Elsy, jej ślubie z kimś? I o tym, jak bardzo problematyczna jest jej moc wobec... wszystkiego? I zgaduję, iż ta Jytte też miała moc i raczej miała nieciekawe życie — i ja chcę wiedzieć kto to i co się z nią stało, po prostu muszę wiedzieć. I to o niemieckiej krwi — czy mu chodziło o Roszpunkę (Reinhild, musiałam sprawdzić)?

      I w ogóle, mam wrażenie, że w głowie mam tylko coraz więcej znaków zapytania (ale to jest jak najbardziej na plus, i jest na co czekać!).

      Usuń
    2. Tonę we własnych kłamstwach najwyraźniej ;__;
      A tak szczerze to jeden, ten rozdział dotarł jakoś tak do swojego naturalnego końca, a dwa, okazało się, że do genezy postaci muszę zrobić troszkę większy risercz niż zakładałam 🙈

      I Jytte, i „wujek” (prawie napisałam imię) dostaną porządne backstory, nie będę obiecywać, kiedy, ale mam nadzieję, że prędzej niż później! (i pewnie też pokawałkowane)

      Szczerze mówiąc nawet nie pomyślałam tutaj o Roszpunce - po prostu duńskie księżniczki w XIX wieku zostały wydane i za angielskiego, i za rosyjskiego księcia, a w obu rodzinach były przypadki hemofilii, więc w sumie zła krew pasuje - chociaż tak, Roszpunka też ma niemieckie korzenie, a Corona jest w tym uniwersum jakimś nieistniejącym niemieckim państwem, więc w sumie ¯\_(ツ)_/¯
      (ale w tym opku nie dawałam jej mocy, jest za bardzo poboczną postacią, a poza tym nie jest to moc związana z lodem, więc nie pasuje)

      Bardzo się cieszę, że kreacja Anny jest w charakterze ♥
      (i mnie osobiście również bawi kwestia jego próżności... znaczy włosów :D)

      Usuń