Ariana dla WS | Blogger | X X X
Fagra, grýttur land, heimr Árnadalr
piękna, kamienna ziemia, dom Arendelle.

28.4.24

Rozdział 99. Śpiew krwi

_______________


WODA OGLĄDANA PRZEZ WĄSKĄ SZCZELINĘ POD PORĘCZĄ RELINGU POCIEMNIAŁA I WYDAWAŁA SIĘ STALOWOSZARA; tam, gdzie rozbryzgiwała się na burcie i gdzie rozświetlały ją rzadkie przebłyski słońca, przybierała rdzawy kolor.

Wsunęła nogi pod ławkę, aż twarde deski wżęły się w miękką skórę pod kolanami, poza zasięg krewkiego jegomościa wymachującego na wszystkie strony laską. Prawie pozbawił ją stopy, kiedy chwilę wcześniej przemierzał pokład w przeciwnym kierunku. Elsa ciaśniej otuliła się płaszczem, wmawiając sobie, że nad czymś takim nie warto płakać.

Ludzie byli wszędzie.

Wszędzie było dużo ludzi.

To, że wcześniej tak wiele ją od nich oddzielało – zamknięte drzwi, kamienne mury, wymogi etykiety, tytuł z bożego nadania, kryte powozy i marne wymówki – nie znaczyło wcale, że wcześniej było ich mniej.

Ale wtedy nikt jej nie dotykał, a nawet jeśli – tylko przelotnie i z najwyższym szacunkiem; po tym, jak Gyldenløve ich zapowiedział, Todderud ją przygotował – lub tuż przed tym, jak kapitan Madsen zagrodził im drogę.

Nikt się o nią… nie ocierał, nie szturchał, nie łapał za ramię dla złapania równowagi, nie deptał – chyba że w tańcu, od którego łatwo było się wykręcić.

Nikt nie cuchnął – zastałym potem, pospiesznie przełkniętym między przesiadkami śniadaniem, strawioną szklaneczką czegoś mocniejszego dla kurażu, mdlącą żółcią skapującą na eleganckie kołnierzyki, węglem i ługiem, które twardym włosiem szczotek wyżerały skórę, po prostu morzem – zadymioną mgłą, rybami; czymś, co błędnie wzięła kiedyś za obietnicę wolności – wodą, słoną, perfumowaną, kolońską. W kotłowaninie obcych ciał nawet perfumy zaczynały cuchnąć; wydawało jej się, że za każdym, kto ją mija, ciągnie się prawie namacalna smuga utkana z woni naftaliny i wymiocin.

Gardło jej się ścisnęło, ale nie przełknęła śliny. Czuła, jak uderza w falochron dolnych zębów, a później przysycha w płytką kałużę tuż za nimi. Nie mogła znieść myśli, że wpuści ten zapach do środka, że ktoś będzie w stanie dotknąć jej jeszcze głębiej.

W dole nachodziły na siebie wielkie fale, pod statkiem przetaczała się absurdalna siła mogąca bez trudu zmiażdżyć mostek kapitański i połamać solidne stalowe maszty.

Co byłaby w stanie zrobić  o n a ?

Nie wolno jej było o tym myśleć.

Poprawiła rękawiczki, rozpięła kilka dolnych guzików płaszcza i wsunęła dłonie do kieszeni, rozciągając poły na boki, a później na nich przysiadła.

Wszystko zaczęło się od głębokiego szumu w kościach, gdy tylko poszarpane szkiery zniknęły jej z oczu. Widok weseltońskiego wybrzeża pozwalał jej wierzyć, że ma plan, a teraz, na środku cieśniny, bez możliwości ucieczki, jej życie – jej tron – wydawały się bardziej odległe niż kiedykolwiek wcześniej.

Skupiła się na oddychaniu. Prosta mechanika wciągania powietrza i wypychania go z płuc wydawało się być jedynym, co nie wywoła paniki.

Odwróciła się w stronę otwartej wody, żeliwnych fal – ani śladu lądu, ani śladu ludzi.

Nie myślała o nich.

Nie myślała o rodzicach, nie mogła skupiać się na metodach, których się chwytali, bo mogłaby dojść do wniosku, że złagodzenie jej cierpienia wcale nie było ich nadrzędnym celem, a już na sam ten pomysł mrowiła ją cała powierzchnia skóry.

Chciała myśleć o Annie, ale nawet bezbolesne wspomnienia dziewczynki o miękkich policzkach i okrągłych oczach były zbyt trudne; od ubiegłej nocy wyrzuty sumienia i ekscytacja stapiały się w jedno, jakby nigdy już nie miała dowiedzieć się, jak to jest, czuć tylko jedno z nich.

Po prostu oddychała, aż świat wokół niej zaczął zwalniać.

Kiedy przymknęła oczy, poczuła na łopatce przelotny dotyk i pod powiekami przemknęła jej twarz dziewczyny z portretu, młodszej niż Anna w tej chwili, jasna i bliska – AH! AH! AH! – wzdrygnęła się i otworzyła oczy, zanim myśli o niej zdążyły zawędrować dalej.

— Dobrze ci zrobi — odezwał się wuj Birger, zajmując miejsce obok, chociaż mu go nie wskazała, wysoki i chudy jak pióro. Oparł laskę o ławkę i wyciągnął przed siebie nogi niemal prowokująco, jakby zachęcając przemykających po śliskim pokładzie podróżnych, żeby się o nie potknęli. Momentalnie poczuła się bezpieczniej, przynajmniej odrobinę, jakby wyczarował niewidzialny mur oddzielający ich od całej reszty; coś, na co sama by się nie odważyła. — Mam nadzieję, że lubisz imbir. Podobno pomaga na chorobę morską.

Podał jej kubek z herbatą, którą proponował już wcześniej i której odmówiła.

— To Anna ma chorobę morską, nie ja — zaprotestowała Elsa, prześlizgując się spojrzeniem po zgarbionej sylwetce mężczyzny opierającego się o burtę kilka stóp dalej – zielonkawe zabarwienie twarzy ciekawie dopełniało opadające na nią rude włosy – ale wyplątała dłonie spod warstw materiału, najpierw spódnicy, płaszcza – wreszcie rękawiczek.

— Ach, tak — odparł, kiedy przyjęła kubek. Ściągnął cylinder i zawiesił go na główce laski. — Cóż, na wyrzuty sumienia lepszy byłby toddy*. Może kropelkę Louisa?

 Pokręciła głową, odruchowo oplatając krawędzie palcami. To było jak zakodowane wspomnienie; pamiętała, jak niedługo po wypadku starała się ogrzewać dłonie w wychłodzonych salach lekcyjnych, zanim przyjdzie Anna, z początku celowo i kontrolowanie, a później nieświadomie, niemal po oparzenia.

Wuj Birger wzruszył ramionami i stuknął szyjką piersiówki w ucho jej kubka. On pachniał świeżo, jak pierwszy śnieg, mokro i inaczej od wszystkiego, co znała wcześniej – ale było w tym również coś… gorzkiego, jakby śnieg przykrył popiół.

— Zatem skål** i witaj na Południowych Wyspach, czy gdzie tam teraz jesteśmy.

Pomyślała, że jeśli zapach może być smutny, to ten był taki na pewno.

Skål — szepnęła.

Ten sam wiatr, który zaczesał mu włosy do tyłu, musnął jej policzek i Elsa poczuła, jak magia drga pod skórą, cienka skorupka szronu pokrywająca powierzchnię herbaty upodobniła ją do crème brûlée, śpiew krwi narastał.

AH…!

Wuj potarł dłonie, między nimi jak iskra przeskoczyło kilka płatków śniegu, i Elsa potrzebowała dłuższej chwili, żeby zdać sobie sprawę z drętwienia kończyn, dreszczy i szczękania zębów, bo nigdy wcześniej nie odczuwała zimna.  B y ł a  zimnem. Do teraz – bo teraz poczuła, jak chłód owija się wokół niej i ściska.

Po raz pierwszy w życiu spotkała kogoś takiego jak ona, kogoś, kto wiedział, jak to jest mieć lód w żyłach, kogoś, kto rozumiał.

Czy to właśnie było uczucie posiadania więzi rodzinnych? Ta utrzymująca się głęboko w kościach przynależność?

Skruszyła lód w kubku i pociągnęła niespieszny, pełen wahania łyk, szkło obijało się jej o zęby, wyszczerbiona krawędź raniła dolną wargę i ból przypominał, że istnieją miejsca, w których nie będzie dźwigała wszystkich trosk i nieszczęść.

Nie jesteś już sama.

Kiedy Anna wyszeptała te słowa w ciemności przedziału, chociaż z pewnością szczere, brzmiały odrobinę górnolotnie i pompatycznie. Kiedy patrzyła na siedzącego obok mężczyznę z oczami jak oszronione okna, odczuwała je dosłownie.

Nie była sama, ale jego towarzystwo z jakiegoś powodu nie goiło ran tak, jak to sobie wyobrażała, w pośpiechu robiąc kleksy na kartce czystej niż jej sumienie. 

_______________ 

* Toddy – popularny w Irlandii i Szkocji napój składający się z alkoholu i herbaty lub gorącej wody z cukrem.

** Skål – „na zdrowie”, skandynawski toast.


Hot toddy na ogół zawiera whisky, brandy albo rum, ale norweska wikipedia twierdzi, że może też koniak, a ja nie mam powodów, żeby jej nie ufać.

Toast „witaj na Południowych Wyspach” jest nawiązaniem do popularnego (?) szwedzkiego toastu Skål och välkomna till Sverige!”, którego genezy nie udało mi się zgłębić :C

Mam nadzieję, że dość dosadnie oddałam nasilającą się w tłumach fobię społeczną Elsy. A jeśli chodzi o dokładniejsze pobudki, którymi się kieruje, to spokojnie, w kolejnym rozdziale z jej POV-em czeka nas mały skok w przeszłość, w którym wyjaśni się o wiele więcej niż tutaj – nie bez powodu ten jest taki krótki.

3 komentarze

  1. Och, biedna Elsa. Tak bardzo czuć tu jej wszystkie wewnętrzne lęki, lata odizolowania. I niby Birger „jest taki jak ona”, ale to tak w zasadzie nic jej nie daje. I w zasadzie nawet nie wiem za bardzo co mam tu napisać, bo rozdział może i krótki, ale za to pełny Elsy, jej myśli, lęków, konsekwencji dawnych lat i dobrych chęci Birgera, które jednak dla Elsy nie są do końca tym, czego chciała.

    I czy ja się w końcu dowiem dlaczego to tak wyszło? Dlaczego Elsa jest tu, na jakimś statku z wujaszkiem, a Anna musiała jeździć z jakimiś gburami i leźć po jakiś leśnych ostępach, żeby w końcu trafić... tam gdzie trafiła?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I zapomniałam dopisać — tak naprawdę ten rozdział jakoś bardziej do mnie dotarł niż ujęłam to w komentarzu, po prostu w pewnych kwestiach ludzie mogą się utożsamiać z postaciami literackimi — jak do tej pory w każdej twojej postaci znalazłam chociaż cząstkę siebie, a teraz przyszedł czas na fobię społeczną, która do tej pory nie była chyba jakoś wprost określona, ale zdecydowanie ją odczułam, może nie 1:1, ale myślę, że to akurat kwestia indywidualna.

      I tak na marginesie — to jakie jeszcze przypadłości fanowsko stwierdziłaś u Elsy? (Bo przecież Disney stwierdził, że spoko, ileś tam lat izolacji, strachu, śmierć rodziców i cała reszta, ale przecież jest Anna i siostrzana miłość, która nie dość, że potrafi rozpuścić lód w sercu, to jeszcze wyleczyć wszystkie kwestie związanego z psychiką, których człowiek z krwi i kości nabawiły się nue mało przez takie coś).

      Usuń
    2. Tak, spokojnie, dowiesz się w kolejnym rozdziale z POV-em Elsy, czyli… chyba za dwa dokładnie, tak według kolejności wrzucania. Miałam wyjaśniać to już w tym, ale napisał się jakoś tak, że nie chciałam już obciążać go retrospekcjami
      Z samą podróżą pod względem komfortu zupełnie się zgadzam, Elsa ma o wiele lepiej – ale ostatecznie Anna wylądowała u Kristoffa, więc ona pewnie by się nie skarżyła xD

      Bardzo się cieszę, jeśli udało się oddać lęki Elsy!
      Przez chwilę nawet zastanawiałam się, czy jej fobia społeczna nie powinna objawić się już jakoś wcześniej, ale doszłam do wniosku, że to pierwsza tego typu sytuacja – do tej pory w dużych grupach ludzi była w otoczeniu znajomych ludzi, a do tego jeszcze w pozycji królowej, co bardzo dużo zmieniało w ich stosunku do niej
      Daleko mi do psychiatry, ale ogólnie to jestem po sporym riserczu pod postać Elsy i ma u mnie stwierdzoną osobowość borderline, bo taka idealnie pasuje pod wiele modelów jej zachowań i wszystkie traumy z dzieciństwa, a Disney dał nam piękny potencjał do rozwinięcia tak wielu, a później go zmarnował, robiąc dokładnie to, co napisałaś – dając jej piosenki i nowe sukienki zamiast zagłębić się w przyczynę jej problemów :C

      Dziękuję bardzo za komcie ♥

      Usuń