Ariana dla WS | Blogger | X X X
Fagra, grýttur land, heimr Árnadalr
piękna, kamienna ziemia, dom Arendelle.

23.6.24

Rozdział 103. Zakład

_______________


NA SCHODACH PRZEZ DŁUŻSZĄ CHWILĘ ROZLEGAŁO SIĘ OSTRE STUKANIE PRZYPOMINAJĄCE ODGŁOS DZIOBA DZIĘCIOŁA, zanim między szczeblami w balustradzie zalśniło słońce odbijające się od pomady zbyt hojnie naniesionej na ciemne włosy.

Goodnes gracious! — usłyszała Anna najpierw. Dopiero chwilę później udało jej się odmrugać i dostrzec przycięty idealnie jak od linijki zarost i burgundową bonżurkę z tłoczonego weluru. Mężczyzna musiał błędnie zinterpretować jej minę, bo niezgrabnie i pospiesznie – chociaż w równym zdumieniu – przestawił się na norweski. — Nie… nie może być, to chyba nie…

Nie zdążyła zdecydować, czy powinna uśmiechnąć się szerzej niż tak delikatnie i nerwowo, jak do tej pory, czy raczej wszystkiemu zaprzeczyć – czy w ogóle nie zaprzeczać, wycofać się w głąb sypialni i pozwolić mu wierzyć, że tylko mu się przyśniła – podobnie jak on nie zdążył dokończyć zdania.

Cała jego sylwetka zachwiała się jej przed oczami, kiedy zderzył się z nim Jens. Wytracił rozpęd i na chwilę się zatrzymał. Po tym, jak usłyszała chlust, Anna była w stanie sobie wyobrazić, jak potężna fala wody spływa na parter.

— Dobrze się składa, Bram — wydyszał Jens. — Zmierzysz nam czas? To ważne, chodzi o zakład.

Kristoff musiał być kilka stopni niżej, wystarczająco nisko, żeby miał czas wyhamować, bo na półpiętro wszedł już powoli. Stał za plecami pozostałych dwóch mężczyzn, ale był wyższy od obu i Anna wciąż była w stanie zobaczyć, jak kręci głową.

— Nie pytaj.

Mister Baird w subtelnym szumie materiału wydobył z kieszeni zegarek kieszonkowy, uniósł przed siebie wyciągniętą rękę, jego spojrzenie na chwilę wróciło do Anny, ale jej obecność nagle jakby przestała robić na nim jakiekolwiek wrażenie.

— Ehm, cóż… — Poczekał, aż obaj dotrą do sypialni i wyleją z wiader wodę, którą już przynieśli. Kiedy na powrót wyszli na korytarz, przezornie się odsunął i przylgnął plecami do barierki schodów. — Start?

Chłopcy ruszyli z impetem, korytarz wypełnił rezonans metalicznego odgłosu ścianek wiadra zderzających się z przęsłami w balustradzie zmieszany z chlupotem wody pod nogami. Na dole usłyszała zdławione przekleństwo, a później niski kobiecy głos.

Wychyliła się nad poręczą i zobaczyła, jak w plamie światła sączącego się przez otwarte drzwi staje kobieta. Wzięła się pod boki, pokręciła głową, kilka pasm włosów wymknęło się spod czepka i lśniło srebrem w złocieniach poranka.

— Jak królowa w goście przyjechała, to takie mecyje idzie zrozumieć — zagderała. Anna chciała się jej przyjrzeć, ale kiedy kobieta złapała jej spojrzenie – daleko mu było do wrogiego, ale nie dostrzegła w nim też sympatii – pospiesznie przeniosła wzrok na pochłoniętego ruchami wskazówek mister Bairda, kiedy złapała jej spojrzenie. — Ale żeby tera… 

Przerwało jej pojawienie się Kristoffa. Musiał się zatrzymać, żeby na nią nie wpaść. Schylił głowę, przekładając wiadro z lewej dłoni do prawej, zadrżały i musiał poprawić chwyt, więc Anna miała czas, żeby mu się przyjrzeć. Od czasu, kiedy zobaczyła go przy studni nie mogło minąć więcej niż pół godziny, a jednak – coś się zmieniło. Wciąż był zarumieniony, z ciepła albo wysiłku, zdyszany od biegu, ale kiedy podniósł głowę, ostrożnie, z przepraszającym uśmiechem wymijając kobietę, serce mocniej jej zabiło. Kiedy ostatnio widziała, jak się uśmiecha?

I nie tylko to,  z a ś m i a ł  się, kiedy Jens czmychnął obok, schylając się przed karzącą ręką uzbrojoną w ścierkę do naczyń.

— Jak wiejskie chłopaczyska! — krzyknęła za nimi gospodyni, kiedy obaj byli już na schodach. Śledziła ich jeszcze do półpiętra – a przynajmniej do wtedy Anna jeszcze ją widziała, bo kiedy wbiegli wyżej, była zmuszona zejść im z drogi i straciła możliwość przyglądania się temu, co dzieje się w dole.

— Ile jeszcze? — zainteresował się mister Baird, kiedy zbiegali po schodach.

— Trzy rundki — rzucił przez ramię Jens — chyba że za dużo się po drodze rozleje.

Mon Dieu.

Mister Baird zaczął odwracać się w ich kierunku, ale nagle zakrył usta dłonią i zamarł w pół obrotu.

Anna próbowała liczyć – Jens-KristoffKristoff-Jens – ale biegali zbyt szybko, w pewnym momencie zbyt chaotycznie, przeskakując po kilka stopni na raz, w dodatku mister Baird też liczył – ale nie rundy czy schody, tylko uciekający czas, a tykanie zegarka w jakiś dziwny sposób splotło się z burczeniem w jej brzuchu – więc ostatecznie nie miała pojęcia, ile właściwie wiader potrzebowali na napełnienie całej balii, bo nagle tupanie ucichło w zwyczajne, ciężkie kroki i zmęczone oddechy.

— Ostatnie? — upewnił się mister Baird, kiedy Kristoff go mijał. Anna nie usłyszała, co odpowiedział, ale kiedy przelał zawartość wiader do balii, zatrzasnął klapkę zegarka i obwieścił: — Koniec! Dwieście czterdzieści osiem sekund.

Aż poczuła się zmęczona, jakby sama nie tylko przeszła wszystkie te mile do Grimstad, ale też kilka razy przebiegła dwa piętra – zmęczona wszystkim, całym tym dniem, tygodniem i minioną dekadą.

— Brawo! — powiedziała mimo wszystko, i zabrzmiało to całkiem lekko. Musiało; bardzo pilnowała wyrazu twarzy i tonu, jak przy wszystkich tych partnerach do tańca, którzy dostawali jej się z powodu niedyspozycji Elsy.

Kristoff – niezwykłe – odpowiedział jej delikatnym uśmiechem, przez co zrobiło się jej jeszcze ciężej. W piersi znów kłuło ją to nieznośnie uczucie pustki, które, jak tak się nad tym zastanowić, towarzyszyło jej przez całe Teraz.

— A niech cię — sapnął Jens od strony drzwi, dobre kilka sekund później, zdaniem Anny odrobinę zbyt beztrosko jak na kogoś, kto właśnie przegrał. — Gdybyś grał fair i nie rozlewał po drodze połowy wiader, w życiu nie dobiegłbyś tak szybko.

— Gdybyś odpuścił sobie wczoraj ostatnią kolejkę kossu* — odciął się Kristoff ze wzruszeniem ramion — miałbyś większe szanse.

— Już nie bądź taki święty. — Jens go szturchnął i mrugnął do Anny nad jego ramieniem. — Zapomniałeś, kto stawiał?

Anna spuściła wzrok na swoje stopy, blade odbicie nogawek ich spodni kołyszące się w płytkiej kałuży, i nagle pomyślała o tym, co powiedziałaby Fraülein Hahn, gdyby dowiedziała się, że w jej sypialni znalazł się nie jeden, ale aż  d w ó c h  mężczyzn, z których żaden nie był ani lekarzem, ani pastorem – a później, jakimś dziwnym torem, jej myśli pobiegły w stronę mammy.

— Dziękuję! — prawie krzyknęła, podchodząc do balii i zamaczając dłoń aż po nadgarstek. Głębiej woda była gorąca, ale nie na tyle, żeby parzyć. Zakręciła kilka razy palcami, tworząc wir, i wcale nie płakała, ale poczuła charakterystyczne pieczenie za oczami.

Przestań być dziwna — skarciła się, pospiesznie cofając rękę i ocierając ją o spódnicę. A – Elsa? Co ona by teraz powiedziała, gdyby mogła ją teraz zobaczyć? Co by zrobiła, gdyby wiedziała, że Anna jej nie posłuchała? Co by sobie pomyślała, gdyby wiedziała, że wolała tułać się z Weseltonu z powrotem do Arendelle niż komfortowo, ale samotnie jechać do wód?

Pewnie nic – dokładnie tyle, ile robiła sobie z jej uczuć, okrągłe, puste zero.

Zresztą, z tego, co jej dolegało, żadne sanatorium by jej nie wyleczyło. Żadnej z nich.

Kątem oka zobaczyła, jak Kristoff kiwa głową. Posłała idiotyczny uśmiech gdzieś mniej więcej w jego kierunku.

— W razie czego jestem… my… – będziemy na dole.

Odczekała chwilę po tym, jak wyszli, zanim podeszła do swojej torby. Zrobiło się pusto i cicho, kiedy potknęła się po drodze, miała wrażenie, że narobiła większego rumoru niż oni obaj razem.

Zatrzymała się raptownie tuż przed ścianą. Oparła się o nią plecami i zsunęła na podłogę. Wierzchem dłoni przetarła oczy; były suche, podobnie jak materiał torby – a więc jednak nie przesiąkł.

Miała nadzieję, że nie jest tak źle do chwili, kiedy spróbowała ją przesunąć i usłyszała, jak w środku chlupocze zupełnie jak w jej butach.

Wobec tego zdecydowała, że istnieją jednak jakieś priorytety, dała sobie spokój z szukaniem chusteczki – nos też otarła dłonią – przesunęła się w stronę łóżka, chwyciła za róg kapy i wspięła na materac. Ostrzegawczo zaskrzypiał pod jej ciężarem, ale nieszczególnie niebezpiecznie się ugiął, więc Anna postanowiła to zignorować.

Odłożyła kapelusz na nocny stolik, a później przesunęła się na łóżku i wychyliła do przodu, próbując zarzucić płaszcz na oparcie krzesła przy toaletce. Ostatecznie wylądował zmięty na siedzisku, ale uznała, że to zawsze lepiej niż na podłodze.

Przy każdym jej ruchu w powietrze unosiły się drobinki kurzu i zapach minionych lat. Czy kobieta, która spała w tym łóżku przed nią, była szczęśliwa?

Po raz kolejny rozejrzała się po pokoju, przełknęła ślinę i pomyślała, że teraz jej decyzja nabrała ostatecznego kształtu. Zamiast w Baden, wylądowała w Rosendal. Nie było już odwrotu.

_______________ 

Kossu (koskenkorva) –  najbardziej popularna w Finlandii wódka, w zależności od wariantu zawierająca 30-80% alkoholu.


Tak naprawdę historia koskenkorva w dzisiejszej postaci sięga dopiero lat 30/40. XX wieku, ale ponieważ gdzieś wyczytałam, że metody jej destylacji mają korzenie w XIX wieku, a poza tym całe moje nordyckie uniwersum jest fikcyjne, pozwolę sobie nie uznać tego za anachronizm (:

2 komentarze

  1. Och, ja mam wrażenie, że ten rozdział jest lekki i ciężki jednocześnie, i chyba naprawdę taki jest, i chyba właśnie taki miał być. I o jeju, Kristoff i Jens biegają w tę i z powrotem, Braid chyba średnio ogarnia, a Anna... jest Anną. Nienawidzę jak ludzie widzą w niej wieczną optymistkę, która całe dnie chodzi z głową w chmurach i uśmiechem na ustach, wydaje się taka głupkowato naiwna — zupełnie tak, jakby wszystkie żale, troski i strachy tyczyły się tylko Elsy, a Anna nijak nie odczułaby tego wszystkiego, tego co było Przedtem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To... w sumie bardzo dobre określenie; najpierw chciałam tylko trochę rozładować tym rozdziałem napięcie z poprzednich, pokazać, że Kristoff w sumie nie zawsze i nie w 100% jest taki ponury, i miał służyć jako pomost pomiędzy poprzednim a następnym, bo jakoś nie pasował mi razem ze 104... a później okazało się, że wcale nie jest tak wesoło, bo Anna tak naprawdę wciąż jest smutna.

      A względem tego optymizmu - jeju, to kolejny temat rzeka, ale w wielu opowiadaniach czy w sumie czymkolwiek-co-nie-jest filmem jest przedstawiana dokładnie tak, jak napisałaś, i momentami zakrawa mi to o karykaturę i kojarzy mi się z postacią Phila z Serii niefortunnych zdarzeń, który zawsze widział we wszystkim jasną stronę i kiedy złamał lewą nogę, stwierdził, że przecież jest prawonożny i całe szczęście - która z założenia była właśnie karykaturą D:

      Usuń