Ariana dla WS | Blogger | X X X
Fagra, grýttur land, heimr Árnadalr
piękna, kamienna ziemia, dom Arendelle.

8.12.24

Rozdział 115. Oczy w kolorze herbaty

_______________


NI Z TEGO, ni z owego brzuch Anny uznał, że ten moment będzie idealny, żeby zacząć burczeć – nie, „burczeć” to niedopowiedzenie, on zaczął  g r z m i e ć .

Już wcześniej objęła się ramionami, więc tylko mocniej zacisnęła palce na materiale na biodrach, wbijając łokcie pod żebra, ale dźwięk i tak był donośny – jakby nie jadła od  m i e s i ę c y !

Kristoff zaśmiał się pod nosem.

— Głodna? — zapytał.

Anna powoli wzruszyła ramionami, gotowa w każdej chwili zaprzeczyć, w końcu sprawianie wrażenia głodnej w towarzystwie mężczyzny należało do obszernej kategorii rzeczy nieprzystających damie, ale jej brzuch – zdrajca i prostak – odezwał się pierwszy, więc ostatecznie niechętnie przyznała:

— Odrobinę.

Poza tym, mężczyzną, w którego towarzystwie się znajdowała, był Kristoff. Już nie  t y l k o  Kristoff, teraz to był  K r i s t o f f .

Przez chwilę wydawało jej się, że wędruje wzrokiem między jej oczami i ustami, zaraz jednak spojrzał w inną stronę, jakby sam się na tym przyłapał, i nie była już pewna, czy znów sobie czegoś zwyczajnie nie wyobraziła.

— Jeśli nie chcesz schodzić na kolację, mogę poprosić, żeby któraś ze służących przyniosła ci coś do pokoju. — Przesunął dłonią po karku, odchrząknął.

To, że  p r o s i ł  służbę, zamiast rozkazywać, było dziwnie urocze. Anna rzadko słyszała polecenia ubrane w formę prośby, nawet jeśli pojawiało się w nich „proszę”. Pomyślała, że gdyby zarumieniła się teraz jeszcze bardziej, chyba spłonęłaby żywcem, więc pospiesznie przeniosła spojrzenie na łóżko – nie, tylko nie na łóżko! – czyli na okno. Za nim zapadł już zmrok, rozpościerał się jak czarna ściana.

— Czemu miałabym nie chcieć schodzić? — zapytała zbyt późno, żeby zabrzmiała na bardziej zdziwioną niż zażenowaną.

— Przez Jensa i Juhaniego. — Rozplotła dłonie, ale prawie natychmiast poczuła się idiotycznie i niezgrabnie, kiedy tak stała z rękami opuszczonymi wzdłuż boków. — Nie chciałbym, żebyś poczuła się przez nich… Sam nie wiem.

Chwyciła prawą w lewą i ścisnęła tak mocno, że aż chrupnęło. Nie usłyszała tego – w jej żołądku rozszalała się burza – ale poczuła. Skrzywiła się. On sięgnął po klamkę za plecami, najwyraźniej nie trafił i też się skrzywił. Usłyszał?

— Kristoff…?

— Hm?

Popchnął drzwi, wyjrzał na korytarz, zanim wycofał się z sypialni. Ktoś ze służących musiał przykręcić gazowe światła kinkietów, bo całe piętro tonęło w cieniach. Za oknem na odległej ścianie przemykały kolejne, ciemna ziemia zlewała się już niemal całkiem bezlistnymi drzewami w jedną mroczną masę.

— Czy… ty się wstydzisz?

— Czego?

— No, mnie.

Zaskoczenie przemknęło przez jego twarz jak odbicie płomienia, który zatrzymał się na szybie, zadrżał i przeskoczył na lufcik, kiedy Kristoff pokręcił głową.

— Nie – prędzej wstydzę się za nich. Głównie za Jensa. Nie zawsze potrafi się zachować. On… zresztą, uh, sama chyba widziałaś.

— Czyliii… — Zmarszczyła brwi, próbując nadążyć za jego tokiem myślenia. — Boisz się, że będą się ze mnie śmiać?

— Nie z ciebie — poprawił ją. — Raczej ze mnie.

Drzwi cicho się za nimi zamknęły. Kristoff zapraszającym gestem wskazał schody, u ich szczytu z wyciągniętym ramieniem zaczekał, aż się z nim zrówna.

Ani pod butami, ani pod bosymi stopami nie wydawały się takie strome. Anna ze wszystkich sił próbowała skupić się na tym, żeby przypadkiem żadnego nie ominąć, nie natrafić na jakąś drzazgę, która wbije się między włóczkowe sploty jak drut, pociągnie w tył i skręci jej kostkę.

Kristoff odrobinę zwolnił po pierwszym stopniu.

— A co im mówisz o nas? — zapytała nagle. — Chłopakom. Kiedy gadacie, na przykład na Lodowych Polach?

— Nic — oparł szybko.

— Nic?

— Nic — powtórzył. — Nie opowiadam im o nas.

Czyli byli „my”!

Anna odwróciła głowę, żeby stłumić uśmiech.

— Ale ładny — wymamrotała, udając, że zainteresował ją jeden z obrazów na ścianie. Planowała odczekać kilka uderzeń serca, ale biło tak szybko, że niemal nieprzerwanie. Ostatecznie odezwała się ponownie w połowie schodów. — A mówiłeś coś reszcie rodziny?

— Nic — przyznał.

— To dziwne — zauważyła.

— Czemu?

Wzruszyła ramionami. Czemu? Bo Elsa – kiedyś jednocześnie i siostra, i przyjaciółka, teraz najczęściej wyłącznie królowa – w Przedtem wiedziała o niej dosłownie wszystko. Bo wielokrotnie musiała przepisywać listy do Roszpunki, żeby nie ujawnić w nich za wiele, w końcu zanim trafiały w jej ręce, mógł je przeczytać ktokolwiek. Bo uśmiech Øydis zachęcał do zwierzeń, ale Fraülein Hahn odbierała im większość okazji.

— Myślałam, że rodzinie i przyjaciołom mówi się różne rzeczy.

A może nie – w końcu nikt nie powiedział jej o magii, wuju uznanym za zmarłego i samotnej podróży, dopóki nie było za późno. Sama nie była pewna.

— Taa, z tym, że oni na ogół chcą wiedzieć rzeczy, o których ty nie chcesz słyszeć.

— Czyli jakie?

Kiedy Kristoff się odwrócił, widziała tylko jego lewy profil. Po tej stronie krzywy uśmieszek był prawie niewidoczny, łatwy do przegapienia, ale teraz drgał; musiał ledwo nad nim panować.

— Przecież ci mówię, że nie chcesz tego słuchać.

Nie spodziewała się, że kolacja w Grimstad będzie przypominać drugi obiad.

Na zamku, jeśli nie zapraszano gości (czyli praktycznie  z a w s z e ) ,  była raczej lekka niż wystawna; zazwyczaj podawano zupę. A jeśli Anna się spóźniła (co akurat nie zdarzało się zawsze, ale wystarczająco często), mogła liczyć wyłącznie na kanapki, a i to wyłącznie dlatego, że, jak podejrzewała, Olina miała do niej słabość. Pappa kręcił na to głową, wzdychał i powtarzał, że w takich sytuacjach on i ciocia Arianna musieli kłaść się spać z pustym żołądkiem. Czasem brzmiało, jakby za czymś tęsknił – starszą siostrą, ojcem, rolą księcia albo dyscypliną – ale nigdy nie wyciągnął żadnych konsekwencji.

W Grimstad podano rybę z masłem i cebulą, ziemniaki w mundurkach i duszoną kapustę.

— Przecież pan baron prawie nic dzisiaj nie zjadł — stwierdziła w odpowiedzi na zmarszczone brwi Kristoffa służąca, stawiając koszyczek z pachnącym świeżością żytnim chlebem tuż obok jego nakrycia. Miała brązowe włosy splecione w warkocze spięte nad opalonym karkiem, irytująco długą szyję i całkiem ładną buzię, a na niej wyraz jakiejś ukrytej nadziei, na widok której Annie ścisnęło się jednocześnie gardło i żołądek.

Podeszła do krzesła, które zajmowała rano, po prawej stronie od miejsca Kristoffa u szczytu stołu, odczekała chwilę, ale ponieważ mister Bairda nie było i nie miał kto go dla niej odsunąć, to przesadnie głośno zaszurała nim o dywan, zanim uniosła je odrobinę za wysoko i uderzyła siedziskiem w blat.

— Ojoj — powiedziała beznamiętnie.

— Ostrożnie! — ofuknęła ją dziewczyna, gwałtownie się prostując. — Niech panienka… — Kristoff zmroził ją spojrzeniem, pod którym odrobinę się skuliła, wydęła usta i resztę zdania wymamrotała pod nosem.

Anna poczuła na sobie spojrzenie Jensa, który siedział teraz naprzeciwko niej, Juhani po lewej stronie – obaj w bardzo niegodny dżentelmenów sposób opierali łokcie na stole, przez co nie zrobiło jej się  a ż  t a k  głupio – ale była już zbyt zajęta układaniem na kolanach serwetki, żeby zwrócić na to uwagę.

— Och, jeszcze piwo! — Bezwiednie się skrzywiła. — Czy pan baron mógłby mi pomóc? Dzban jest taaaki ciężki…

Tym razem skrzywiła się zupełnie jawnie. Pospiesznie przygryzła wnętrze policzka, później wargę i jeszcze mocniej pochyliła głowę, bo mogła sobie tylko wyobrażać, jak idiotycznie wygląda. Prawie tak idiotycznie, jak brzmiał ten nagle-znów-przesadnie-piskliwy głosik służącej.

— Ale ze sztućcami dasz sobie chyba radę sama? — mruknął Kristoff, uświadamiając jej (Annie, nie służącej – służąca tylko jeszcze bardziej piskliwie zachichotała, co obudziło w niej żądzę mordu), że na stole nie ma ani jednego widelca, ani jednego noża, a jedyne łyżki stanowią te drewniane wetknięte między parujące ziemniaki i w stos kapusty.

Zmarszczyła nos. To było nie tyle absurdalne, co zwyczajnie niedbałe, wszystko przecież stygło, mimo że powinno być gotowe jeszcze przed ich przyjściem, i nie umiała stwierdzić, co zirytowało ją najbardziej, perspektywa zimnego obiadu, te głupie gierki, długa szyja i powłóczyste spojrzenia, czy fakt, że Kristoff – mimo że najpierw wywrócił oczami i z wyraźnym ociąganiem, to jednak wstał.

— Co tam, Anna? — zagadnął półgłosem Jens, pochylając się odrobinę nad blatem. Zrobił na tyle długą pauzę, że wydawała się znacząca, zanim dodał, już bez przerw: — Mam nadzieję, że mogę mówić ci po imieniu? Wyspałaś się?

— Tak, dziękuję — odparła, jakby to było jedno pytanie. Za późno uświadomiła sobie, jak głupio to zabrzmiało, żeby się poprawić.

— Proszę bardzo.

Dzieliła ich szerokość obrusu i parująca na środku stołu miska z ziemniakami, przez którą nie była pewna, jaki dokładnie wyraz ma jego twarz – głos w każdym razie brzmiał wesoło.

Na wszelki wypadek wbiła wzrok w talerz.

— Co to za ryba?

— Troć — odpowiedział Juhani. Był na tyle wysoki, żeby nad kłębami pary zdołała dostrzec zmarszczone brwi, co stanowiło bardzo kristoffową minę, która wcale nie musiała nic oznaczać.

— Coś nie tak? — służąca aż przystanęła w drzwiach.

— Nie — odparła Anna, przełykając irytację. — Po prostu… lubię tylko morszczuka.

— Ale przecież to też bardzo chuda ryba — zauważyła dziewczyna. Teraz jej głos, w ułamku sekundy niższy o kwintę i pozbawiony wszelkiej słodyczy, zabrzmiał wręcz groteskowo. — Powinna panience smakować.

Anna nie była pewna, czy większy nacisk położyła na słowo „chuda” czy „powinna”.

— Uważaj — warknął Jens. Objął oparcie krzesła ramieniem i odchylił się do tyłu, żeby na nią spojrzeć — bo jak stąd wylecisz, to  t o b i e  jeszcze zasmakują suchy chleb i woda.

Służąca w odpowiedzi posłała mu słodki, przyprawiający o próchnicę uśmiech.

— Nawet sobie nie wyobrażasz, jakie masz szczęście, że Kristoff tego nie słyszał — stwierdził Juhani.

Drzwi otworzyły się z cichym skrzypnięciem, wpuszczając do jadalni podmuch chłodnego powietrza. Służąca czmychnęła w ich kierunku z miną niewiniątka.

O wilku mowa.

— Czego nie słyszałem? — zapytał od progu Kristoff. Anna nie podniosła głowy, ale usłyszała krótką pauzę w jego słowach, jak zmarszczenie brwi, zupełnie jakby chciał zapytać: „Ty wciąż tutaj?”, kiedy służąca go mijała.

— Że-e… — Juhani zawahał się, kiedy Anna pokręciła głową. Przeciąg cudownie studził rumieńce.  — Ugh, nie wkurwiają cię te smarkule?

Oczywiście, że tak, powinien odpowiedzieć. Nawet sobie nie wyobrażasz, westchnąć z irytacją, jeszcze raz przewrócić oczami zamiast zwyczajnie postawić na stole cztery kryształowe szklanki i dzban z piwem, pękaty i spieniony – taaaki ciężki! – ale wciąż na tyle mały, że Anna sama byłaby w stanie przynieść co najmniej dwa, jeśli chodzi o objętość, wagowo może nawet z pięć. Tak na oko. Prychnęła.

Najbardziej idealnie byłoby, gdyby oznajmił, że wszystkie służące – przede wszystkim te wredne, ale również młode i ładne – zostały zwolnione.

 Ale idealnie nie było, bo chwilę później dziewczyna znów pojawiła się w jadalni. Przyniosła naręcze sztućców i filiżankę, którą z wiele mówiącym rozmachem postawiła odrobinę za daleko od nakrycia Anny, a później lekceważąco dygnęła, ale tym razem już do nikogo się nie odezwała. Gapiła się tylko tymi swoimi oczami, popielatobrązowymi jak bergamotowa herbata z mlekiem.

Drzwi zamknęły się za nią z cichym stuknięciem.

— Dla ciebie też mam szklankę — odezwał się Kristoff, kiedy Anna sięgnęła, żeby przysunąć do siebie filiżankę. Spodeczek zadrżał i kilka kropel spadło na obrus, kolejna spadła na jego wyciągniętą dłoń. Postawił ją obok jej talerza, znacznie delikatniej. — Ale pomyślałem, że raczej wolałabyś herbatę.

— Musiało ci być taaak ciężko — mruknęła Anna. Wypadło zdecydowanie ostrzej niż zamierzała. Przypomniała sobie Knerten, całą tę nagłą niezdarność i nieśmiałość, mocną herbatę, czarną kawę i ich mieszankę, którą później smakowały pocałunki. Łatwo było pamiętać je w ten sposób. — Dziękuję — dodała już ciszej, potulniej.

Kristoff spojrzał na nią, lekko zaskoczony; po chwili wahania powoli kiwnął głową, jakby nie bardzo wiedział, co odpowiedzieć. Nalał sobie piwa, wypił duszkiem, otarł usta i nalał ponownie, zanim przesunął dzban w stronę Juhaniego.

— Gdzie twoje maniery, panie baron? — obruszył się Jens, kiedy Juhani stuknął swoją szklanką w jego, a później pytającym gestem wskazał na szklankę Anny, ale ona odmówiła ruchem głowy.

Wzięła kromkę chleba – po namyśle dwie – ułożyła je na brzegu talerza, bardzo ostrożnie, ale skórka jednej z nich ostatecznie i tak zdążyła rozmięknąć w kremowym sosie, którym polano rybę, zanim Jens znów zabrał głos.

— Nie rozumiem — stwierdził. — Warzyw też nie lubisz?

— Lubię — zapewniła Anna, przyjmując od Juhaniego półmisek z ziemniakami. — Niektóre. — Zamyśliła się nad kapustą, nałożyła sobie odrobinę. — Ale mięsa nie lubię w ogóle.

Wszyscy trzej dziwnie na nią spojrzeli.

— Ryba to nie mięso — zaoponował. 

— Nie? A z czego niby jest, z cukierków?

Juhani parsknął w swoje piwo. Jens uniósł najpierw brwi, później ręce.

— Och, przepraszam, zapomniałem, z kim mam do czynienia. — Pomyślała, że powie: z księżniczką. Zerknęła na Kristoffa. Nic nie powiedział, tylko sobie dolał, drugie sączył już powoli, a ona poczuła się absurdalnie winna. Ale Jens powiedział: — Jako dziewczyna Kristoffa musisz być pyskata.

Anna uniosła brwi, próbując oszacować, czy to bardziej komplement, żart czy zaczepka, i czy w ogóle, jeśli jakaś istniała, umiałaby dostrzec różnicę.

— Nie wiedziałam, że są jakieś wymogi — odparła z wolna, ważąc słowa. Tak naprawdę nie sądziła, że ktoś jeszcze może uważać ją za dziewczynę Kristoffa. Obracała w drżących palcach ucho filiżanki.

— Inaczej zwyczajnie nim nie wytrzymasz.

—  J e n s .

— No, o tym właśnie mówię. — Wzruszył ramionami. — W każdym razie bardzo chętnie uwolnię cię od twojej troci.

— Teraz będziesz obżerać też księżniczkę? — zapytał Juhani.

— Och, ależ nie ma problemu, bardzo chętnie się podzielę! — Anna praktycznie wepchnęła mu talerz w ręce.

— Jak ty się ładnie rumienisz! — zauważył wtedy. Dźwięk, który po tym nastąpił, przypominał głuchy odgłos uderzenia. — Kristoff, widziałeś?

— Obiecałeś coś — wycedził Kristoff w odpowiedzi.

— Daruj, po prostu rzadko mam okazję przebywać w towarzystwie rodziny królewskiej.

— Na Lodowych Polach jadłeś obiad z królową — wytknął mu Juhani.

— Ona się tak nie rumieni.

— Mogłaby zacząć, gdyby usłyszała, co pierdolisz.

— Jens, ochujeję przez ciebie — jęknął Kristoff. — Naprawdę cię za niego przepraszam…

Jens zacmokał.

— Wyrażaj się, kurwa.

— I naprawdę nie lubisz nic poza morszczukiem? — podjął Jens, kiedy uporał się zarówno ze swoją porcją, jak i jej. Juhani i Kristoff, którzy zdecydowanie mniej hojnie sobie nakładali, wciąż jeszcze jedli.

— On jest absolutnie wszystkożerny — mruknął ten drugi. — Dlatego tak go to dziwi.

— Och — odparła Anna. — Ale… no, nie. Chyba nie. Nawet krewetek nie jadam.

— Nawet  c z e g o ?

Juhani odłożył nóż. Myślała, że skończył jeść, ale widelec wciąż tkwił wbity w ostatni kawałek filetu.

— Krewetek? — powiedziała jeszcze raz, odrobinę mniej pewnie.

Zapadła cisza, ale nie taka zwykła, kulturalna, w której tylko się przeżuwa, ociera usta serwetką albo zmienia sztuciec. Ta była pełna konsternacji i niedowierzania.

Wszyscy trzej wbili w nią spojrzenia – oczy Juhaniego i Jensa widziała, wzrok Kristoffa tylko na sobie czuła. Kątem oka zobaczyła, jak podnosi głowę znad talerza.

— Krewetek? — powtórzył po niej Kristoff, jakby sprawdzał, czy się nie przesłyszał.

— Ładna i dowcipna — stwierdził Jens i parsknął, kręcąc głową.

Anna swoją potrząsnęła; nie zrozumiała.

— Co?

— Ania… — Głos Kristoffa brzmiał, jakby bardzo starał się nie roześmiać. Nawet nie odwracając się w jego stronę wiedziała, jak drżą mu kąciki ust, góra-dół, zupełnie jak słowa, których intonacja przestawała być w takich chwilach wznosząca — krewetki to zanęta na ryby.

— Nie jedzenie. — Juhani pociągnął łyk piwa.

— A już na pewno nie dla ludzi — dodał Jens.

— Nie kłam, raz próbowałeś i jakoś przeżyłeś.

— Ledwo — odburknął. — Poza tym, to się nie liczy, podpuściliście mnie. Dla zakładu zrobię wszystko.

— Chyba: „zjem wszystko” — skorygował Kristoff. — I nie tylko dla zakładu. — Bezwiednie zerknęła w jego kierunku. Złapał jej spojrzenie, uśmiechnął się. — Nie słuchaj go, Anna.

Oparła brodę na dłoni, przyjrzała się wygięciu ust i zmarszczce między brwiami, próbując rozgryźć jego minę. Wyglądał, jakby to wszystko go trochę śmieszyło, a trochę irytowało. Uderzył ją wyraz jego oczu, odbijały się w nich trzy z pięciu płomieni świecznika, podobnie jak na ramie obrazu za jego plecami, ale nie była przekonana, żeby właśnie to sprawiało, że to, co się w nich czai, jest tak trudne do uchwycenia.

Ściany miały szaroniebieski kolor, odrobinę jaśniejszy niż wieczór za oknem, niewiele ciemniejszy od materiału jego koszuli, wszystko do siebie pasowało, może gdyby zdmuchnęła jedną świecę, różnica przestałaby być zauważalna.

Kristoff podniósł szklankę, nawet na nią nie patrząc i od razu odłożył. Była pusta. Westchnął, ale nie wykonał żadnego gestu, żeby wezwać kogoś ze służby i poprosić, żeby dolał piwa; nie wstał, żeby samemu przynieść kolejny dzban, zupełnie jakby nie był…

U siebie.

Dopiero wtedy dotarło do niej, jak obco musi czuć się w Grimstad.

_______________

Tak oryginalnie wygląda jadalnia w baronii Rosendal.

8 komentarzy

  1. Miałam chwilkę czasu, więc stwierdziłam, że przeczytam, i początkowo nie miałam pisać komentarza, ale sytuacja w jadalni mnie przekonała.

    Czy ja już kiedyś pisałam, że mimo wszystko, mimo iż ogólnie nie przepadam za Kristanną, to tą jakoś trawię? Choć ogólnie mam wrażenie, że od jakiegoś czasu nie jestem w stanie przetrawić żadnej książki, po prostu żadna mi nie podchodzi, jakbym nie miała za grosz poczucia artyzmu. Ale mniejsza. Ja ty tylko po to, żeby napisać kilka rzeczy. Wydobywcy lodu i ogólnie znajomości Kristoffa i Kristoff to w stu procentach klimat wydobywców lodu, znajomości Kristoffa i Kristoffa. Anna nie lubiąca mięsa to coś czego się nie spodziewałam. A krewetki osobiście kocham.

    I jadalnia w Grimstad naprawdę jest śliczna i klimatyczna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I jeszcze tylko dopiszę, bo zapomniałam: tytuł bardzo mi się podoba!

      Usuń
    2. Och, i w ogóle — nie dodajesz już ilustracji do rozdziałów?

      Usuń
    3. To dla mnie naprawdę BARDZO duży komplement, jeśli moja Kristanna (a już w szczególności Kristoff, bo wiem, że za nim nie przepadasz) jest dla ciebie zjadliwa! ❤︎ Tym bardziej, jeśli masz obecnie zastój czytelniczy!

      Pisanie wydobywców lodu sprawia mi chyba największą frajdę. Chyba największą, poza piętrzeniem przed bohaterami problemów xd

      I w sumie... cieszę się, jeśli nielubienie przez Annę mięsa cię zaskoczyło, bo tak sobie wymyśliłam, że ona wbrew pozorom jest niejadkiem i jedyne, co trawi bez zastrzeżeń to wszelkiego rodzaju słodycze, z kolei Elsa jest totalnie wszystkożerna, ale paradoksalnie, ze względu na moc i szereg innych (w sumie ściśle powiązanych z nią) problemów nie je prawie nic

      Bardzo dziękuję za ten komentarz! <3

      Usuń
    4. Ach, tak, jeszcze co do ilustracji - niestety na razie do odwołania nie, moja ilustratorka jest ostatnio w silnym kryzysie psychicznym, a od trochę dłuższego czasu przechodzi kryzys artystyczny i wątpi w słuszność rysowania czegokolwiek (zupełnie niesłusznie, swoją drogą, ale to inna kwestia) :C

      Mam jeszcze kilka szkiców, których nie dodałam, więc jak się do nich dogrzebię to pewnie dołożę je do zaległych rozdziałów :)

      Usuń
    5. Piętrzenie przed bohaterami problemów zawsze daje ogrom frajdy. W kwestii żerności, to bardzo mi się podoba, to co wymyśliłaś, w sumie pochłanianie przez Annę prawie tylko i wyłącznie słodyczy, bardzo do niej pasuje.

      Usuń
  2. Cześć!

    K R I S T A N N A

    Tylko tyle chciałam powiedzieć. Och! I może jeszcze to, że jestem tutaj i czytam. Cały czas.

    Bardzo podoba mi się przede wszystkim ilość KRISTOFFA, co za tym idzie KRISTANNY. Jestem zauroczona mechaniką Kristanny w ostatnich rozdziałach. Są idealnie w charakterze, czytam ich z ogromną przyjemnością. Co więcej! Kojarzą mi się ze starą dobrą Krainą Lodu. Mam tutaj na myśli pierwszą częścią.

    A ponad to! Kristoff i wydobywcy/jego kuzyni/jego przyjaciele to jest taka studnia testosteronu, że nie wiem co powiedzieć! Uwielbiam kiedy jest on pisany właśnie z wyżej wymienionymi bohaterami. Więcej proszę!

    I docieramy do punktu: krewetki!!! Mój weekend stał się piękniejszy. Szczerze się śmiałam.

    Tymczasem pozdrawiam serdecznie,

    Anonimek :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To cieszę się, że nadal czytasz :)

      Fajnie, że mechanika Kristoffa z Anną/chłopakami ci się podoba, bo jeszcze trochę jej będzie :D

      Usuń